Co drzemie w głębi umysłu (II) - Pies
24 listopada 2014
Co drzemie w głębi umysłu
Szacowany czas lektury: 6 min
Tego co potrafi zrobić człowiek drugiemu człowiekowi, nie wymyśliłby sam diabeł.
I znów jestem z tobą, moja słodka. Dziś...
Eins, zwei, drei!
Co, u...? Fausto?
Wybacz siostrzyczko, dziś ja robię za narratora.
Czemu?!
Wymóg szefostwa. Podobno nie wyrabiasz się z papierami. Mam cię zastąpić dopóki nie wypełnisz wszystkich raportów.
Ta robota ssie.
Mnie to mówisz? No już, Heli, zbieraj się. I... zostaliśmy sami, dziewczynko. Wiele czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania. Szkoda, że nie zapamiętałaś tamtej nocy. Gdybyś przerobiła na opowiadanie usłyszany fragment rozmowy, nie musiałbym tu zastępować siostrzyczki. Mam wystarczająco wiele własnej pracy. Poza tym kobiety to nie moja działka. Właściwie może nie zaszkodzi pokazać ci, czym się zwykle zajmuję. Położę rękę na bladym policzku i zbliżę usta do twoich - śnij o psie w ludzkiej skórze, Schönheit.
Dhaka, stolica Bangladeszu, jednego z najludniejszych, jak twierdzi nauczyciel geografii, państw świata. Nic więc dziwnego, że są tu miejsca, w których handluje się żywym towarem - ludźmi. Niektórzy narazili się mafii, są też sieroty z ulic i ci, którzy mają nadzieję trafić na godne życie sługi u dobrego pana. Spotykają się w dzielnicy domków letniskowych, która leży na samym brzegu miasta, w ślepej uliczce. To spokojne miejsce, policja nie ma powodów by tam zaglądać. Desperaci, tacy jak ja, mogą przyjść do "Niegrzecznego Kociaka" w każdy pierwszy piątek miesiąca. Wtedy odbywa się targ. Co mnie skłoniło do tak drastycznego kroku? Moja matka, ćpunka, jakich chyba mało na świecie, zalegała z pieniędzmi dla swojego dilera. Od trzech miesięcy. Facet miał dość czekania. Wpadł do naszego domu z nożem i poderżnął gardło pierwszej osobie, która nawinęła mu się pod rękę - siedmioletniej Szeili. Gdy wróciłem po szkole do domu, Enel wciąż rozpaczała nad ciałem bliźniaczki. Kiedy w końcu się uspokoiła, przekazała mi wiadomość od dilera: jeśli nie dostanie pieniędzy do końca tygodnia zacznie zabijać kolejne dzieci, a w końcu swoją klientkę. To było trzy dni temu. Właśnie dlatego idę teraz do "Kociaka". Matkę mam w dupie, ale moje rodzeństwo kocham. Chcę, żeby żyli.
- Kaiden! Właśnie o tobie myślałem - właściciel lokalu miażdży mi rękę w powitalnym uścisku. - Chyba nie będziesz musiał czekać do wieczora. Mam kogoś, kto byłby tobą zainteresowany. Chodź za mną.
Prowadzi mnie do pokoju dla VIP'ów.
- Sir? To chłopak, o którym panu mówiłem. Zostawię was samych.
Wpycha mnie do pomieszczenia i szybko wychodzi. Przyglądam się mężczyźnie, który siedzi na skórzanej kanapie, naprzeciwko drzwi. Ma na sobie buty do jazdy konnej, białe bryczesy i marynarkę w takim samym kolorze. Jego oczy są niebieskie jak bezchmurne niebo i mam wrażenie, że są w stanie zajrzeć w moją duszę. Mimowolnie wzdrygam się pod wpływem tego spojrzenia.
- Na kolana.
To nie był krzyk ani rozkaz lecz cichy, przyjemny dla ucha głos. Jednak pod jego wpływem moje kolana uginają się same. Widzę na jego twarzy uśmiech i czuję irracjonalną radość z tego powodu.
- Chodź do mnie.
Podpełzam do niego na czworaka i opieram dłonie o jego kolana. Cholera, dlaczego to robię? Wyczuwa chyba mój niepokój i uspokajająco głaszczę go po głowie. O co tu chodzi? Poniewczasie zdaję sobie sprawę, że ostatnie z krążących mi po głowie pytań wypowiadam na głos. Mężczyzna unosi mój podbródek i zmusza do spojrzenia w niezwykłe błękitne oczy.
- Znam twoją sytuację. Wiem, że kochasz swoje rodzeństwo. Jak wiele jesteś w stanie dla nich zrobić?
- Wszystko.
- Wszystko? Więc chyba będę w stanie ci pomóc. Bądź moim psem.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz. Po prostu wykonuj moje polecenia i się nie odzywaj, a dostaniesz pieniądze. Jasne?
Kiwam głową. Zabiera dłoń z mojego podbródka.
- Usiądź mi na kolanach.
Myśl o siostrach - nakazuję sobie. - Jeśli wypełnisz polecenia tego faceta, zdobędziesz pieniądze i siostry będą bezpieczne.
Siadam na brzegu jego kolan.
- Bliżej.
Przysuwam się nieco.
- Jeszcze.
Opieram się plecami o jego klatkę piersiową, a przy uchu słyszę oddech. Dłonią sięga pod moją koszulkę i przez chwilę czuję jak ją przesuwa.
- Zdejmij... - słyszę przy uchu.
Rzucam T-shirt na ziemię i słyszę cichy śmiech. Odwracam głowę.
- Nie dałeś mi dokończyć. Zdejmij mi marynarkę, oczywiście, siedząc tu - poklepuje się po udzie.
Siadam na nim okrakiem i rozpinam guziki marynarki, zauważając, że mężczyzna nie ma nic pod spodem. Zrzuca ją niedbałym gestem i przyciąga mnie do siebie. Jestem boleśnie świadom tego, że nasze sutki się stykają i że jemu najwyraźniej sprawia to przyjemność. Przez jakiś czas trwamy w tej niezręcznej pozycji. Zaczynam mieć nadzieję, ze to jeden z tych nieszkodliwych dziwaków, którym wystarcza obmacywanie i wtedy słyszę szept:
- Zdejmuj spodnie.
Ciężko było wykonać to polecenie siedząc w takiej pozycji, ale w końcu wykonuję polecenie.
- Bieliznę też.
Pan każe - sługa musi.
Czuję język na szyi, sutki przy moich sutkach i rękę przy moim ptaku. Tego mi za wiele. Wyrywam się facetowi i ląduję na podłodze, boleśnie uderzając o nią plecami.
Czuję mocne kopniecie w bok i zwijam się, trzymając za żebro.
- Zły pies. Bardzo zły pies.
Mężczyzna rozpina spodnie i wyjmuje swój interes. Klęka między moimi biodrami i unosi mi nogi do góry.
- Złego psa spotka teraz kara.
Ból. Paraliżujący, niesamowicie silny ból z ogniskiem w odbycie, jakiego nie doświadczyłem nigdy wcześniej, rozlewa się po moim ciele. Nie jestem w stanie nawet krzyczeć.
Nie wiem jak długo to trwało. Gdy przestał czułem niesamowitą ulgę. Przynajmniej do chwili, gdy podetknął mi penisa do ust.
- Liż, psie.
Odwróciłem głowę.
- Wylizuj. Chyba, że chcesz jeszcze raz?
Nie! Krzyknęło coś w mojej głowie. Zmusiłem się, żeby wziąć do ust. Mieszanka kału i spermy miała obrzydliwy posmak, ale wylizałem do czysta. Zszedł ze mnie.
Był zadowolony. Usiadł na kanapie i zapalił papierosa.
- Dług twojej matki jest duży. Ma szczęście, że ma takiego zaradnego syna jak ty. No i oczywiście, takiego dilera jak ja.
Oto siedzi przede mną facet, który zabił moją siostrę. Rzuciłem się na niego. A przynajmniej spróbowałem. Cholerny ból przygniótł mnie do ziemi.
- Gdybyś się tak nie rzucał, nie bolałoby cię teraz tak mocno - powiedział spokojnie handlarz narkotyków.
- Czego chcesz? - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Normalnie chciałbym pieniędzy, ale teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że wolę twoje ciało.
- Dlaczego miałbym... "to" robić?
- Bo mogę w każdej chwili, nawet teraz, zabić twoje słodkie siostrzyczki. Albo zrobić im coś jeszcze gorszego. Moi ludzie nie mają sumienia. Są jak maszyny. Robią, co im każę.
Milczałem.
- Masz pecha, że twoja bezrobotna matka kupuje działki akurat od mea persona, ojca lokalnego kartelu narkotykowego. Zawrzyjmy układ: spotykasz się tu ze mną za każdym razem, gdy twoja staruszka przynosi do domu nowy zapas, a twoim słodkim siostrzyczkom nic się nie stanie. Spróbuj uciekać, zabiję. Donieś policji, a po twoim domu i rodzinie nie zostanie nawet ślad. Wyraziłem się jasno?
- Tak - zacisnąłem dłonie w pięści.
- Możesz tu zostać, tyle czasu, ile potrzebujesz na dojście do siebie.
Mężczyzna ubrał się i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z bólem i poczuciem bezradności.
Płaczesz przez sen Schönheit? Takie rzeczy zdarzają się przecież codziennie na całym świecie, wiem, w końcu moją pracą jest je inicjować. A jednak nie podoba ci się to, choć sama nie miałabyś oporów przed skrzywdzeniem koleżanki z klasy. Ludzie to doprawdy zadziwiające twory, Och, słyszę zegar. Trzy uderzenia. Na mnie już pora. Zapisz ten sen, a może oboje będziemy sławni. Eins, zwei, drei!
brak komentarzy