Schody do nieba (IV). Patologia
16 stycznia 2016
Schody do nieba
Szacowany czas lektury: 26 min
Osiedle Wrzosowiska jest spowite bladym światłem sączącym się z ulicznych lamp sodowych. Adam zamyka za sobą drzwi, upewniając się, że zrobił to dobrze. Jest przytłoczony ostatnimi wydarzeniami. Nie chodzi tylko o sytuacje na obwodnicy. Chodzi przede wszystkim o Kingę. Przez cały dzisiejszy dzień starannie dbali o to, żeby nie spojrzeć sobie w oczy. Mimo to, kilka razy zerkał w jej stronę i na tym samym przyłapał asystentkę.
To, co przeżyli ostatniego wieczoru w biurze, trudno było nazwać zwyczajnym seksem. Zachowywali się jak zwierzęta, a co gorsze świadomość tego podniecała ich jeszcze bardziej. Jednak po wszystkim, wtedy zawsze jest trudniej. Pojawia się wstyd. Moralny kac, który każe unikać siebie nawzajem. Z drugiej strony tak intensywne przeżycie wytworzyło pomiędzy nimi coś w rodzaju przyciągania. W efekcie są jak dwa magnesy, które odpychają się, kiedy mają dwa identyczne ładunki i przyciągają, kiedy ich ładunki się różnią.
Nawet nie musi szukać w pamięci. Nigdy czegoś takiego nie przeżył. Pozostaje tylko pytanie, czy to ma związek z jego kundalini, rozbudzonym czakramem, czy po prostu obydwoje mają identyczne temperamenty. Porzuca te myśli, i tak nie znajdzie na nie odpowiedzi.
Zaczyna myśleć o Biance. Musi ją odnaleźć. Żywą lub martwą. Jednak wolałby żywą. Tak, zdecydowanie żywą. Czuje wobec niej wyrzuty sumienia. Dał jej pieniądze, czym pchnął ją w łapska sekty. Jeśli oczywiście tak jest, bo przecież zawsze istnieje możliwość, że dziewczyna bawi się za jego pieniądze albo naciąga innego frajera. Szybko uznaje, że taka możliwość jest równie prawdopodobna, jak to, że za chwilę na parapecie usiądzie różowy jednorożec.
Sięga po swojego prywatnego laptopa. Ten służbowy zawsze zostawia w gabinecie. Niemal godzinę siedzi wpatrzony w ekran. Serfuje w sieci w nadziei, że znajdzie cokolwiek o Schodach do nieba. Przecież skoro propagują swoją działalność, muszą być gdzieś aktywni do ciężkiej cholery, tak czy nie? Otwiera przeglądarkę i wprowadza hasło. SCHODY DO NIEBA. Przegląda wyniki. Jedyne co osiągnął to stara piosenka Led Zeppelin, Schody do nieba. Nalewa do kieliszka białego el sol.
Kombinuje na wszystkie sposoby. Wszystko kręci się wokół piosenek jak nie Led Zeppelin to innych. Jest nawet coś w klimacie disco polo, kurwa... przecież to jakiś absurd. Znajduje nawet pewien projekt planetarium pod tą samą nazwą. Ostatecznie wraca do pierwszych wyników i puszcza sobie stary kawałek Zeppelinów. Otwiera nową zakładkę. Już wie, że musi szukać inaczej. Z głośników płynie muzyka.
Pewna dama dobrze wie, złotem jest co błyszczy się
i kupuje sobie schody do nieba
Adam przekopuje się przez dziesiątki podstron. Posługuje się hasłami takimi jak joga, sekta, Thugowie i wiele, wiele innych. W odpowiedzi dostaje niemal nieskończone ilości stron. Czuje się coraz bardziej samotny. To jak szukanie igły w stogu siana. Nagle trafia na właściwą frazę. Odnajduje wpis na mało aktywnym forum. Niestety nic z tego. Ktoś zadał pytanie, jak może skontaktować się z tymi ludźmi, jednak pytanie zostało bez odpowiedzi.
Choć na ścianie napis jest, ona chce pewność mieć
Wiele słów przecież ma dwa znaczenia.
Mężczyzna uśmiecha się. Zupełnie jakby Robert Plant rzucał mu koło ratunkowe. Wiele słów przecież ma dwa znaczenia... zastanawia się nad tym. Jaka może być dwuznaczność w tej cholernej nazwie? Czuje coraz większy mętlik w głowie. Przepłukuje usta winem i klika po raz setny tego wieczoru. Tym razem na spokojnie. Już godzi się, że poszukiwania są skazane na porażkę. Zerka na jedną z podstron. Kazalnica Mięguszowiecka. Co to jest? Czyta uważnie Schody do nieba, trasa wspinaczkowa.
Dźwięk w twojej głowie wciąż rozbrzmiewa. A jeśli nie wiesz
To grajek woła żebyś poszedł z nim. Czy słyszy pani wiatru szept? Tak to już jest
Schody się wznoszą właśnie w wietrze tym
Mężczyzna dowiaduje się, że trzeba iść ze schroniska w Morskim Oku czerwonym szlakiem na próg Czarnego Stawu. Stamtąd pod ścianę Kazalnicy Mięguszowieckiej. Czuje, że to wszystko, to jakieś wariactwo jednak mimo wszystko zapisuje stronę w ulubionych. Tak na wszelki wypadek. Zaczyna się zastanawiać nad znaczeniem słów piosenki:
Schody się wznoszą właśnie w wietrze tym
Ma dość, bierze kieliszek, zamyka laptopa i spogląda w przeszklone drzwi prowadzące do ogrodu. Śnieg obsypał tuje i skarlałe świerki zmieniając je w pokraczne bałwany. Biały dywan pokrywa trawnik i ogrodowy stół, którego zapomniał schować do garażu. Ogrodowe lampiony oświetlają pastelową barwą widoczną dla niego część parceli. Ten widok sprawia, że patrzy na ogród jak na ckliwą pocztówkę.
Właśnie w tym momencie ktoś się pojawia. Jest to tak nieoczekiwane, że gospodarz oblewa się winem, zrywając się z fotela. Klnie głośno i podchodzi do drzwi. Ciemna sylwetka człowieka, który potknął się i teraz otrzepuje ubranie ze śniegu. Przez chwilę patrzą na siebie. Intruz podchodzi do przeszklonych drzwi i puka.
Mięśnie Adama się napinają. Jest skupiony i wystraszony, choć w postaci stojącej na zewnątrz jest coś takiego... pewna nieporadność, która karze mu się uspokoić. Dyrektor widzi młodego chłopaka w watowanej kurtce i czapce wciśniętej głęboko na czoło. Po chwili wahania decyduje się otworzyć.
Nieproszony gość trzęsie się z zimna, jednak nie wchodzi. Wyraźnie czeka na zaproszenie. Tupie nogami. Dłonie wciska pod pachy. Z jego ust wylatuje gęsta para. Twarz ma czerwoną, niemal siną.
– Kim jesteś?
– Krzysiek... jestem chłopakiem Bianki – mówi niewyraźnie, jakby zamarzła mu żuchwa.
Nic więcej nie musi mówić. Właściciel domu wpuszcza go i zamyka za nim drzwi. Chłopak zdejmuje czapkę. Ma gęstą blond czuprynę. Sprawia wrażenie zmęczonego i trochę jakby chował urazę do swojego dobroczyńcy.
– Nie sądziłem, że Bianka ma chłopaka.
– Ma – mówi trochę zbyt głośno, jakby chciał przekonać samego siebie.
– Czy ona na pewno, o tym wie? – Adam jest już odprężony, postawa Krzyśka bawi go.
– Ej, człowieku. Tylko bez takich.
Mężczyzna daje blondynowi chwilę, żeby ten odczuł zbawczy wpływ ciepła.
– Długo się czaisz pod moim domem?
– Dwie godziny.
– Co cię skłoniło, żeby się ujawnić?
– Jakiś samochód zatrzymał się na ulicy, wydawało mi się, że kierowca mnie zauważył. Spanikowałem, sam nie wiem. Słuchaj człowieku, dałbyś mi coś ciepłego do picia?
Mężczyzna zamyśla się. Szybko jednak uznaje, że intruz nie stanowi dla niego zagrożenia. Zaprasza go do salonu. Pozwala mu zdjąć kurtkę i buty. Sadza nieszczęśnika przy kominku. Przygotowuje zieloną herbatę, sam również decyduje się na kubek.
– Bianka zaginęła – chłopak ściska w dłoniach parujący kubek, jakby to był święty Graal.
– I wpadłeś na pomysł, że mieszka u mnie?
– Nie.
– W takim razie... czego tu szukałeś?
– Sądziłem, że możesz ją przetrzymywać siłą.
– Słucham? – gospodarz nie potrafi ukryć zdumienia.
– Wiem, że dałeś jej pieniądze. Bez urazy człowieku, ale ile ty masz lat, co? Pięćdziesiąt?
– Czterdzieści.
– No właśnie. Pomyślałem... mogłeś uznać, że skoro wyłożyłeś kasę, to będziesz chciał czegoś więcej. Bianka nigdy by się na to nie zgodziła, więc mogłeś ją tutaj gdzieś zamknąć.
– Ocipiałeś?
– Nie obrażaj, człowieku.
– Jak dobrze znasz Biankę? Studiujecie razem?
– Ja studiuję zaocznie, na innej uczelni. Poznaliśmy się na forum internetowym.
– Nie wierzę, robisz sobie ze mnie jaja?
– Nie dlaczego? To szczególne forum. Organizują się na nim ludzie zainteresowani sektami. Rozmawiamy, dzielimy się wiedzą i tropimy jeszcze nierozpoznane organizacje. Organizujemy też kontakt z kościołem, który udziela wsparcia osobom, decydującym się porzucić sektę.
– W ogóle widziałeś się z nią w rzeczywistym świecie?
– Kilka razy. Dobrze się nam rozmawiało. Rozumiemy się.
Naiwność gościa działa na mężczyznę rozczulająco. Mimo iż poznają się w tak zaskakujących okolicznościach, dyrektor czuje do niego pewną dozę sympatii. Jednak w domu rozlega się dzwonek do drzwi. Krzysiek drga nerwowo i spogląda na niedawny obiekt swojej obserwacji.
– Widzisz? Tak zachowują się normalni ludzie, dzwonią do drzwi. Czekaj tu, zaraz wracam.
Student zostaje sam. Rozgląda się po pomieszczeniu. Ciepło bijące od kominka ma na niego zbawienny wpływ. Gospodarz szybko wraca.
– Miałeś nosa, że się ujawniłeś. Sąsiad rzeczywiście cię widział.
– Co mu powiedziałeś?
– Że też kogoś zauważyłem i spłoszyłem intruza.
– Dzięki.
– Nie ma sprawy. Jak ci smakuje herbata?
– W porządku. Kiedy ostatni raz widziałeś Biankę?
– Kilka dni temu. Dałem jej pieniądze, tak jak mówiłeś. Miała spotkać się z mężem jednej z ofiar tej sekty. Chociaż powinienem powiedzieć, domniemanej ofiary sekty.
– To moja wina, niech to szlag.
– Nie rozumiem.
– To ja wprowadziłem ją w błąd. Teraz już wiem, że ofiarami byli mężczyźni.
Więc chłopak odrobił wreszcie pracę domową. Wie to, co jemu przekazała Aurelia. Cholerna banda amatorów, Adam jest wściekły. Natrętna myśl wraca. Kto ją zwabił? Czy tylko po to, żeby wyłudzić od niej tysiąc złotych? Czy po to, żeby ją... nie kończy myśli. Wracają wyrzuty sumienia.
– Skoro ktoś się z nią skontaktował i udawał męża...
– Dorwali ją – blondyn ma grobową minę.
– Dorwali ją albo ktoś chciał ją naciągnąć na pieniądze. Nie pomyślałeś, o tym?
– I co twoim zdaniem teraz robi Bianka? Dlaczego nie ma z nią kontaktu?
Gospodarz milczy. Trudno powiedzieć coś sensownego, choć raczej trudno jest powiedzieć coś pokrzepiającego w tej sytuacji.
– Słuchaj, Bianka ma gorącą głowę. Szybko się podpala. Gorzej u niej z merytoryczną wiedzą. Ja trochę zgłębiłem tę organizację. Dotarłem do osoby, która pracowała dla nich.
– Żartujesz?
– Ani trochę. Posłuchaj. Początkowo sądziliśmy, że to próba reaktywowania sekty zwanej Bractwem Zbirów. To byli wyznawcy bogini Kali. Legenda mówi, że bogini zjadała ciała ofiar, które jej składali, chroniąc w ten sposób swoich akolitów. Sądziłem... to znaczy wszyscy sądziliśmy, że Schody do nieba próbują za pomocą kundalini sprowadzić tutaj swoją boginię. Ale to nie tak.
– A jak? Nie za często się mylicie?
Chłopak odstawia pusty kubek. Wyciąga dłonie w stronę ognia pełzającego po czarnych otoczakach, które wypełniają dno kominka. Najwyraźniej odtajał, choć na jego twarzy wciąż widać czerwone plamy.
– Myślisz człowieku, że to takie proste i oczywiste? Sekty to nie partie polityczne. Nie wieszają swoich programów, gdzie popadnie. A nawet kiedy tak robią, niewiele to ma wspólnego z prawdą. Wszyscy oni wolą działać w ukryciu. Czasem afiszują się, jak to zrobiły Schody do nieba. Ale to było tylko raz, na samym początku.
– Mówiłeś coś, o osobie, która miała dla nich pracować.
– Nie miała, tylko pracowała.
– Rozmawiałeś z nim?
– Z nią i nie do końca rozmawiałem.
– Człowieku, za chwilę rozsadzi mi czaszkę od twojego bełkotu – ledwo wypowiada te słowa, natychmiast sobie uświadamia, że mimowolnie przyjął irytujący zwyczaj swojego gościa nazywania rozmówcy człowiekiem – wybacz, po prostu mów jaśniej.
– Wymieniłem z nią kilka maili. Nie chciała się spotkać. Nawet nie wiem, skąd ona jest, ile ma lat i tak dalej. Ale powiedziała mi, że ludzie, o których pytam, tak naprawdę zajmują się dźadu tuna.
– Dźadu tuna? Co to jest?
– Czarna magia.
– Pięknie, coraz lepiej. Posłuchaj, dasz mi jej adres mailowy?
– Coś za coś człowieku. Mogę ci go dać, ale jak tylko się czegoś dowiesz o Biance, to dasz mi znać.
– Stoi.
Blondyn wyjmuje kartkę, w zasadzie skrawek papieru. Sięga po ołówek leżący na ławie tuż obok kolorowego magazynu samochodowego. Zapisuje telefon do siebie, później adres mailowy. Po chwili wahania przesuwa świstek po blacie w stronę Adama. Właściciel domu sprawdza, czy odczyta charakter pisma, ale wszystko jest starannie wykaligrafowane. Chwilę milczą, po czym student podnosi się i pyta, którędy do wyjścia.
Zatrzymują się przy drzwiach. Nie tych, którymi wszedł. Stoją przy drzwiach frontowych. Chłopak szczelnie zasuwa kurtkę i wciska czapkę głęboko na czoło. Za jego plecami sypie śnieg.
– Nie ufam ci. Nie wiem, po jaką cholerę się w to wszystko wmieszałeś i coś mi mówi, że nie spodobałby mi się motyw, który tobą kierował.
Gospodarz nie odpowiada. Co miałby mu powiedzieć? Nie było sensu kłamać. Chłopak wyraźnie podejrzewał go o romans z Bianką. Ostatecznie jedynie wzrusza ramionami.
– Ale muszę wiedzieć jedno – Adam czuje, jak jego ciało się spina, jeśli padnie pytanie, czy z nią spał, co ma mu odpowiedzieć? – czy jeśli znajdę jakieś poszlaki, będę wiedział gdzie jej szukać, cokolwiek co pozwoli mi się do niej zbliżyć, to czy mogę liczyć na twoją pomoc? Pamiętaj, że ty też maczałeś palce w jej zaginięciu – od razu przechodzi do ataku – przynajmniej w pewnym sensie.
– Możesz, masz moją wizytówkę – Krzysiek odbiera wizytówkę i wciska do tylnej kieszeni spodni.
Następuje krótkie milczenie i chłopak wreszcie odwraca się plecami i odchodzi. Dyrektor odprowadza go wzrokiem, aż do ulicy gdzie tamten znika za drzewami.
*
W pracy Adam zapomina o swoich problemach. Dłuższy pobyt wśród ludzi i normalnych spraw powoduje, że jego ostatnie problemy jawią się jak sen wariata. Jakby nigdy nie było Bianki, Avinaschy czy Aurelii, której mimo wszystko wysłał adres mailowy otrzymany od naiwnego studenta.
Kinga zjawia się z kawą, o którą nie prosił. Stawia filiżankę na biurku. Można odnieść wrażenie, że odkłada ją zawsze w tym samym miejscu.
– Nie chciałem kawy – protestuje zaskoczony.
– Wiem, że nie – dziewczyna rozgląda się jakby w obawie, że ktoś może ich słyszeć – wiem, że nie chciałeś – mówienie do niego per ty kosztuje ją co nieco. Szybko traci pewność.
– Zastanawiałem się, czy nadal będziesz mi mówić panie dyrektorze.
– Przy innych będę – uśmiecha się słabo.
– Jak tam relacje z narze...– szybko sobie przypomina, że nie byli narzeczeństwem – z chłopakiem?
– Szuka siostry.
Mężczyzna spina się wewnętrznie. Więc jednak. Już dla wszystkich staje się jasne, że coś nie gra.
– Z jakim skutkiem?
– Na razie żadnym. Zgłosił jej zaginięcie na policji.
– To chyba dobrze – dyrektor przełyka ślinę, w głowie kołacze mu się jedna myśl BILLINGI.
– Nie sądzę, żeby policja kiwnęła jakoś szczególnie palcem.
– Dlaczego, przecież to już trwa...
– Bo to nie pierwszy raz – asystentka przerywa mu – Sebastian, znaczy mój chłopak... – zastanawia się chwilę nad własnymi słowami – powiedzmy, że jeszcze nie stracił tego statusu, zgłaszał jej zaginięcie na policji dwa razy. Pierwszy raz, kiedy była w liceum. Zniknęła na dwa tygodnie. Drugi raz już na studiach, kiedy miała przerwę semestralną. Nie było jej praktycznie miesiąc.
– Rozumiem. Muszę ci powiedzieć, że tym razem może być inaczej.
– Jak to?
– Zamknij drzwi i usiądź – wskazuje jej miejsce na swoim biurku.
Dziewczyna idzie do wyjścia, zerka do swojego pokoju. Upewnia się, że są sami, domyka drzwi do gabinetu szefa, wraca i przysiada na krawędzi biurka tuż obok niego. Adam odsuwa zachowawczo filiżankę z kawą.
– Posłuchaj – kładzie jej dłoń na kolanie, dziewczyna ma na nogach fioletowe rajstopy – dałem jej pieniądze, wiesz o tym.
– Mówiła mi.
– A mówiła ci, że gdzieś się wybiera? Po co, do kogo?
– Nie. Wiesz, nie jesteśmy aż takimi psiapsiółami – czerwone usta wykrzywiają się w niepewnym uśmiechu.
– Ona zajmowała się sektą Schody do nieba, o tym wiesz, ale czy wiesz, że podobno zginęły dwie osoby? Członkowie tego ruchu?
– Nie miałam pojęcia.
– Właśnie. Powiedziała mi, że ma umówione spotkanie, sto kilometrów od domu. Miała się spotkać z mężem jednej z ofiar. Miała mu dać tysiąc złotych za wywiad.
– Tysiąc? To ile ty jej dałeś? – na razie Kinga nie reaguje na jego rękę.
– Dwa.
– Co dwa, dwa tysiące?
– Tak.
Asystentka sprawia wrażenie zamyślonej. Obserwuje szefa swoimi błękitnymi oczami.
– Puknąłeś ją?
– Co? – to proste niby pytanie, niby stwierdzenie zaskakuje mężczyznę, który czuje, że się czerwieni.
– Daj spokój, pieprzyłeś ją. Nie mam co do tego wątpliwości. Dwa tysiące – rzuca jakby do niewidocznej widowni, wywracając tym oczami.
– Sama tego chciała – czuje, że to dziecinne tłumaczenie, ale nie ma lepszego.
– Ale z ciebie aparat – dyrektor nie słyszy w jej głosie żalu.
– Nie jestem z tego dumny, wiem, jak to wygląda.
– Nie mogłeś jej odmówić? Zresztą, o co ja pytam. Młoda cipa rozkłada przed tobą nogi, a ty miałbyś ją wyrzucać, prawda?
O ile wcześniej nie słyszał żalu w jej głosie, teraz żal zdaje się z niej wprost wylewać.
– Wiesz, naprawdę nie rozumiem. Jak mogłeś posunąć moją potencjalną szwagierkę? Nie bałeś się, że się, o tym dowiem?
– Wtedy...
– Oczywiście, że nie – wpada mu w słowo – wyciągnąłeś tego swojego wielgachnego chuja i twój mózg spłynął na dół, co?
– Słuchaj, przecież my wtedy nie...
– Ale ja nie mam o to pretensji – jej głos staje się cichy, ale jest zdecydowany, mocny i agresywny – nie mam do ciebie żalu, że pieprzysz inne. Przecież nie jesteśmy parą. Mam żal, że zerżnąłeś moją prawie szwagierkę.
Kinga łapie filiżankę i wylewa zawartość na jego spodnie. Kawa jest ciepła, ale nie bardzo gorąca. Mężczyzna zrywa się z fotela, starając się oddzielić spodnie od przyrodzenia.
– Kurwa, czyś ty ocipiała? – zapomina o dobrym wychowaniu.
– Wal się – jej twarz wykrzywia się w gniewie.
Adam podchodzi do niej. Najwidoczniej tym razem Kinga nie zamierza się cofnąć. Ma wojowniczo wysunięty podbródek. Mężczyzna łapie ją za ramię i potrząsa.
– Mogłaś mnie poparzyć.
W odpowiedzi dziewczyna zaciska dłoń na jego przyrodzeniu. Ściska go mocno.
– Mogłam, ale nie poparzyłam.
Mierzą się wzrokiem jak bokserzy przed walką. Mimo mocnego uścisku, jej palce wywołują erekcję u mężczyzny. Gniew dyskretnie przeradza się w podniecenie u obojga. Widać to w ich oczach. Dyrektor przysuwa do niej twarz, a kiedy ta nie cofa głowy, całuje ją. Ona oddaje pocałunek i przez krótką chwilę liżą się namiętnie. Nagle asystentka odrywa się od niego i uderza dłonią w twarz, wyrywa ramię z uścisku i puszcza jego jądra.
– Na resztę dnia biorę wolne – rzuca, po czym wychodzi, kołysząc biodrami.
*
Wieczorem mężczyzna siedzi w domu, stara się wszystko poukładać sobie w głowie. Co z tą dziewczyną jest nie tak? Zawsze taka poukładana, chłodna z rezerwą, a tu taki wybuch? Decyduje się na prysznic, następnie zakłada dres i siada w salonie. Włącza telewizor i szuka czegoś dla siebie. Nie jest mu to pisane. Odzywa się dzwonek do drzwi.
W progu stoi Kinga w czerwonym trenczu i butelką wina w ręce. Wino jest napoczęte. Patrząc na swojego szefa, bierze łyk prosto z butelki. Wygląda na wstawioną.
– Przyszłam przeprosić – wpuszcza gościa i zamyka drzwi.
Kinga wchodzi bez zaproszenia do salonu. Ściąga płaszcz i rzuca na fotel. Ma na sobie czerwoną sukienkę odsłaniającą jej szczupłe uda, czarne rajstopy i buty na wysokim obcasie. Więc się przebrała, rejestruje w pamięci gospodarz.
Kinga rozgląda się wokół siebie i gwiżdże choć trochę nieudolnie. Siada w fotelu, stawia butelkę na stole. Rozgląda się jakby w poszukiwaniu kieliszka. Dyrektor reflektuje się, idzie do barku po kieliszek. Po chwili wahania zabiera również szklankę i butelkę burbona. Nalewa najpierw wino dla gościa, później sięga po swoją butelkę i nalewa sobie. Siada po drugiej stronie.
– Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
– Życie jest zaskakujące prawda? – nie jest pewny, czy podoba mu się jej uśmiech.
– Na to wychodzi.
– Niepotrzebnie wybuchłam. Tak naprawdę to trochę moja wina. Niepotrzebnie ją z panem skontaktowałam.
Adam zastanawia się, czy to zwykłe przejęzyczenie, czy wracają do punktu wyjścia. Nie ma pojęcia, którą wolałby opcję. Nieprzewidywalność dziewczyny trochę go przeraża. Nie dużo. Odrobinę.
– Doskonale wiem, że Bianka jest puszczalska. Mogłam się domyślić, że da panu dupy za dwa tysiaki.
– Nie wiedziała ile jej dam. Zapłaciłem jej następnego dnia, pani Kingo – chce ją w ten sposób wybadać.
– Więc mówi pan, że nie wiedziała. Zadziałał pański urok osobisty...
Unosi kieliszek, wypijając jego zdrowie. Mężczyzna dołącza się do toastu. Raczej odruchowo.
– Mimo wszystko ona również jest dorosła i jeśli ma ochotę komuś popuścić... Robi to i już.
– Nie masz dość? – gospodarz wskazuje na wino.
– Absolutnie nie. Panie dyrektorze – zmienia nagle ton głosu na formalny – czy po moim ostatnim wybryku, będę miała kłopoty?
– Zastanawiam się nad tym – wcale się nad tym nie zastanawiał, chce ją po prostu zdenerwować, choć sam nie wie dlaczego.
– Za długo panu usługuję, żeby mnie nabrać.
– A co się właściwie stało między tobą i twoim chłopakiem. Zdradził cię? – Adam liczy, że zmiana tematu coś zmieni w jej rozchwianym zachowaniu.
– Intymne rozmowy szefa i jego podwładnej – dziewczyna dopija wino i sama nalewa sobie nową porcję – otóż zaniedbywał mnie. Muszę zaznaczyć – unosi palec jak mała dziewczynka – że zbyt długo mnie zaniedbywał.
– Nie ładnie z jego strony.
– Kurewsko nieładnie – Adam łapie się na tym, że wulgaryzmy w jej ustach działają na niego pobudzająco, nie chce się teraz zastanawiać, czy coś z nim jest nie tak – ale wystarczy tego. W końcu mam cipkę i nie zawaham się jej użyć – zaśmiała się sama ze swoich słów – już się nie zawahałam, prawda?
– Nie przeczę.
– Jak mogłam oczekiwać, że taki ogier jak pan dyrektor – jego stanowisko wymawia z przekąsem – wyrzuci chętną szparę z domu. Przecież stare przysłowie dyrektorskie mówi, że darowanej dupie nie zagląda się w zęby, prawda?
– Znam to przysłowie w trochę innej formie.
– A ja w takiej.
Zapada cisza. Słychać jedynie dźwięki dobywające się z telewizora.
– Co będzie, kiedy policja do pana zapuka? Kontaktowaliście się telefonicznie, prawda? Może wysyłał jej pan pikantne esemesy? Będzie, będzie się działo... – próbuje zaśpiewać Bałkanicę, ale szybko się gubi – zapomniałam, cholera.
– Nie pisałem z nią esemesów, ale masz rację. To będzie kłopot.
– Powiem im, że się pieprzyliście. Że dał jej pan dwa tysiaki i posunął w tyłek.
– Skąd wiesz?
– Przecież sam się pan... a, to? Że niby o analu? Przecież ją znam.
– Czy ty chcesz mi coś powiedzieć? – mężczyzna odczuwa niepokój, którego jeszcze nie potrafi uzasadnić i oddałby wszystko, żeby nie było takiej potrzeby.
– Jak myślisz, dlaczego nie pozwoliła ci się puknąć klasycznie?
Gospodarz przełyka ślinę.
– Człowieku, ona jest chora, a ty zerżnąłeś ją, a później mnie.
Zapada upiorna cisza. Dyrektor czuje, jak krew spływa mu z głowy. Robi się śmiertelnie blady. Kręci mu się w głowie. Twarz rozmówczyni jest poważna. Wpatruje się w gospodarza intensywnie. Mężczyzna ma wrażenie, że za chwile go opluje. Doznaje uczucia zapadania się w sobie. Pojawiają się kłopoty z oddychaniem, jakby coś ciężkiego usiadło mu na piersiach. Jak manekin sięga po szklankę i pije burbona, którego w zasadzie nie czuje. Traci ostrość widzenia. Z ledwością utrzymuje w dłoni szklankę.
W głowie mu szumi, serce tłucze się, jak szalone jednak coś jest nie tak. Skupia się z całej siły. Nad sercem nie ma żadnej władzy, więc skupia się na wzroku. Wyostrza słuch. I nagle widzi, że Kinga śmieje się do rozpuku. Nie rozumie dlaczego. Rozgląda się, chce zobaczyć, co takiego ją rozbawiło.
– Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.
Potrzebuje jeszcze kilka chwil, żeby posklejać to wszystko do kupy. Prawda dopiero lęgnie się w jego umyśle i po chwili przychodzi olśnienie.
– Żart... to był żart, tak?
– Pewnie, że żart, a co myślałeś? Piłam w knajpie i koleżanka podsunęła mi ten pomysł. O mój Boże, było warto – popłakała się ze śmiechu.
– Jeśli to był żart... to o co chodzi z tym jej dziewictwem?
– To proste, jej tatuś był kiedyś senatorem, jednym z tych konserwatywnych wiesz. Powiedział jej, że po ukończeniu przez nią dwudziestego szóstego roku życia czeka na nią fundusz, na którym odłożyła się okrągła sumka. Ale zaznaczył, że warunkiem jest wizyta u ginekologa. Dostanie wszystko, jeśli wciąż będzie dziewicą. Dlatego pozwala się rżnąć tylko w dupsko.
Teraz nad głową gospodarza zbiera się stado czarnych kruków. To gniew. Jego twarz tężeje. Mięśnie napinają się. Wylewa całą zawartość szklanki na twarz dziewczyny. Ta jest zdumiona. Robi śmieszne miny, choć nikomu tutaj nie jest do śmiechu. Przeciera oczy. Jej włosy są mokre, twarz również, burbon spływa na jej szyję i dalej cieknie na sukienkę. Makijaż ma rozmazany, jakby płakała.
– Ty suko... – niemal szepcze – ty chora, pokręcona głupia cipo...
– Odwaliło ci?
– Tak... – jego głos jest beznamiętny i tym bardziej przerażający – wiesz, że chyba tak?
– Co ty? Co ty zamie...
– Zabiję cię, po prostu cię kurwa zatłukę na śmierć.
Zrywają się niemal jednocześnie. Dziewczyna biegnie w stronę holu. Właściciel domu jest tuż za nią. Jej nogi plączą się, obcasy przeszkadzają, wreszcie potyka się i upada. Jej prześladowca rzuca się na nią. Z ledwością udaje jej się przekręcić na plecy. Kiedy ręce szefa zaciskają się na jej szyi, uderza go w twarz. Słychać głośne pacnięcie. Nic to nie daje. Bije drugi raz. Z całej siły. To go otrzeźwia.
Twarz piecze go solidnie. Puszcza szyję bierze zamach i również bije ją w otwartą dłonią z głośnym plaśnięciem. Okulary dziewczyny spadają z głowy. Teraz łapie ją za sukienkę w okolicach obojczyka. Potrząsa nią.
– Jak mogłaś, jak kurwa mogłaś!
Asystentka coś mówi. Adam nie słyszy wyraźnie. Pochyla się nad nią. Wtedy dziewczyna opluwa go i rzuca mu wyzywające spojrzenie. Ślina ścieka mu po twarzy. Niemal dotykają się nosami. Ciężko dyszą. Ich oddechy mieszają się ze sobą. Pojawia się zapach piżma. To jej perfumy.
Dopiero teraz gospodarz uświadamia sobie, że ma erekcję. Przyrodzenie wbija się w brzuch leżącej ofiary. Ona też to czuje. W jednej chwili jakby trenowali to od lat, rzucają się na siebie. Cała złość i nienawiść, która wylała się z nich, z taką mocą, zamienia się w szaloną żądzę. Szarpią się ze sobą wzajemnie próbując jedno drugie pozbawić ubrania. Z daleka wygląda to, jakby walczyli ze sobą.
Nie udaje mu się zerwać z niej sukienki, ale to nie szkodzi. Przecież jest krótka. Zadziera ją na biodra kochanki. On jest już do połowy rozebrany i nikt nie zamierza tracić więcej czasu. Rozpina rozporek i wyjmuje penis. Dziewczyna rozchyla nogi i od razu w nią wchodzi. Tarzają się po podłodze. Kochają się nerwowo, gwałtownie, jak wściekłe psy. Oboje chcą zaspokoić ogień, który trawi ich ciała. Są oszołomieni wybuchem pożądania.
Przewraca ją na brzuch. Asystentka podnosi się do pozycji na czworaka. Zaczyna warczeć i szczekać jak suka. On bierze ją od tyłu. Ściska za biodra i popycha z dużą mocą. Oboje jęczą i charczą. Tak to brzmi. Teraz mężczyzna czuje się jak młody bóg. Rozpiera go energia. Dominuje nad nią i to go podnieca jeszcze bardziej. Wchodzi w nią energicznie, jakby ubijał ziemniaki na pure. Jakby chciał zmasakrować jej cipkę.
Z trudem, ale udaje się jej rozpuścić włosy. Są naprawdę długie. Nie myśląc nad tym, co robi, złapał ją za nie, ciągnąc jej głowę w górę. Kochanka wygięła plecy, unosi głowę, a on bierze ją od tyłu jak szalony. Jego zęby zaciskają się i syczy. Trzymając ją za białe kudły, czuje się jakby ujeżdżał klacz.
– Ty mała kurewko, po to tutaj przyszłaś. Przyznaj się.
W odpowiedzi słyszy jej jęki i sapanie.
– Nie rycz, jak krowa, tylko powiedz...
Kiedy w nią wchodzi, ma wrażenie, że naciąga jej pochwę jakby ta była z gumy. Jego spuchnięta żołądź jest tak unerwiona, że każdy ruch, każdy skurcz jej cipki wywołuje u niego ekstazę. W środku Kinga jest elastyczna i delikatna jak jedwab.
– Przyszłaś tu po porządne rżnięcie. Powiedz!
W tej chwili dziewczyna rzeczywiście już wyje. Jakby jej mózg, miał za chwilę eksplodować. Przez jej ciało przepływa niesamowita energia. Całe podbrzusze doznaje skurczy. Z macicy wylewa się fala gorąca.
– Taaaa... aa... ak – przyznaje na wpół przytomna.
Adam doskonale wyczuwa, że jej ciałem wstrząsają spazmy, zatrzymuje się, ale z niej nie wychodzi. Patrzy, jak jego asystentka trzęsie zadkiem jak opętana. Sam czerpie z tego korzyść, ponieważ jej pochwa pulsuje, zaciska się, wariuje.
Orgazm asystentki trwa około minuty, a może godziny? Wreszcie wstają z podłogi. Ponieważ są niedaleko holu, mężczyzna bierze ją na ręce jak dziewczynkę i sadza na komodzie. Mebel ma idealną wysokość. Dziewczyna niemal leży, ale jej głowa opiera się niewygodnie o ścianę w pozycji pionowej. Kochanek łapie ją za nogi, zaciska palce na kostkach i rozchyla je bardzo mocno.
– Włóż go! Parszywy skurwysynu – warczy na swojego szefa – pokaż, na co cię stać.
Dziewczyna łapie penis, naprowadza na różowy nabrzmiały srom. Reszta jest w rękach gospodarza. Wchodzi w nią spokojnie. Jego ruchy są miarowe, delektuje się jej ciepłą, miękką kobiecością. Pokraczna, niewygodna pozycja, w jakiej znajduje się Kinga, podnieca go. Kochanka nie może się ruszyć i dobrze. Ma tak leżeć, dopóki on nie nasyci się mięsistym wnętrzem kochanki. Czas kompletnie przestaje płynąć. Rozkoszne prądy przepływają po jego prąciu, mosznie, wylewają się na plecy. Doznaje czegoś cudownego, czego nie potrafi wyrazić słowami.
Kinga czuje parcie na pęcherz. Za dużo wypiła w knajpie i teraz przeszkadza jej to. Patrzy na swojego szefa, który wchodzi w nią i wychodzi, jakby nie zamierzał szybko kończyć. Jej również jest przyjemnie, ale postanawia zrobić przerwę i pójść do toalety.
– Zaczekaj, wypiłam dwa piwa...
Partner ignoruje ją.
– Muszę siku.
Kochanek zatrzymuje się w niej. Uśmiecha się. Kładzie dłoń na jej podbrzuszu i lekko uciska.
– To musisz to zrobić tutaj, bo nie zamierzam cię nigdzie puszczać.
Trzyma ją mocno za nogi. Rozchyla je tak, że dziewczyna nie może się ruszyć. Adam patrzy, jak jego penis demoluje małą zmysłową szparkę. Wydawałoby się, że nie ma prawa się w niej zmieścić, podnieca się tą myślą, a ta mała suka potrafi go obsłużyć jak nikt inny. Naciska dłonią na jej podbrzusze. Zastanawia się, co się może stać.
Dziewczyna czuje, że parcie jest coraz mocniejsze. W pewnej chwili postanawia nie trzymać moczu. Rozluźnia mięśnie, ale nie może się posikać, kiedy on jest w niej. Uczucie, które ją ogarnia, zaczyna przypominać orgazm. Dyrektor przyspiesza i ugniata jej brzuch. W zasadzie nie musi tego robić. Kinga ma wrażenie, że lada chwila jej się uda. Przez cały czas to uczucie doprowadza ją do szaleństwa. Chce oddać mocz, ale ten wielki kutas jej przeszkadza. Trwa to tak długo, że czuje zbliżający się orgazm. Teraz jedno i drugie walczy w jej waginie o pierwszeństwo. Stara się rozluźnić mięśnie, co nie jest łatwe, kiedy ją penetruje zachłannie. Kiedy jej się to udaje, pozwala, żeby mocz płynął swobodnie i kiedy już jej się wydaje, że zaraz tryśnie, jej mięśnie zaciskają się mocno. To uczucie doprowadza ją do szaleństwa. Jest lepsze niż orgazm.
Kiedy Adam decyduje się wyjąć penis, niemal w tym samym czasie, z jej cewki tryska struga moczu. Prosto na jego tors. Mężczyzna w pierwszej sekundzie jest zaskoczony. Jednak kolejna fala podniecenia wykrzywia jego rysy twarzy. Podobnie jest z nią. Przez chwilę dyrektor patrzy, jak z jej różowego słodkiego kwiatuszka cieknie silna struga i nagle w nią wchodzi. Chce ją zakorkować jak butelkę szampana.
Bierze ją kilkoma szybkimi pchnięciami i znowu wychodzi. Kolejna struga z dużym ciśnieniem rozpryskuje się na kochanku. Adam powtarza całość jeszcze raz. Wpycha się w nią gwałtownie. Kilka szybkich mocnych pchnięć i znowu pozwala jej sikać. Asystentka wyje z rozkoszy. Szczytuje, oddając jednocześnie, na niego mocz. Jej lędźwie skaczą. Wygląda to, jakby ją poraził prąd.
– Jeszcze nigdy nie miałem takiej gorącej suki – sam doprowadza się do wytrysku ręką. Trzepiąc sobie, ociera się żołędzią o jej mokre wargi. Po chwili wagina zostaje zalana białym gęstym nasieniem, a on nie przestaje pocierać żołędzią w miejscu, gdzie jego sperma miesza się z jej sokami i moczem.
Po wspólnej kąpieli idą do sypialni. Emocje opadły, ale już nie czują takiego wstydu jak za pierwszym razem. Jest jeszcze łatwiej, kiedy leżą pod kołdrą w ciemnym pokoju. Nawet nie widzą siebie nawzajem. Ona leży na boku, on wtulony w jej plecy i pupę.
– Nie wiem, jak to jest możliwe, ale przy tobie zamieniam się w zwierzę – wyznaje dziewczyna.
– Na mnie działasz identycznie.
– Wiesz... odnoszę wrażenie, że powinniśmy się trzymać od siebie z daleka... – mówi to w formie przemyślenia, nie jest to stwierdzenie, po prostu czuć, że się nad tym zastanawia.
– Czas pokaże.
Kiedy już śpią, w ciemnym pokoju, przez chwilę majaczy jasna plama sącząca się z telefonu komórkowego Adama. To esemes od Aurelii, która uzyskała zgodę od kobiety współpracującej ze Schodami do nieba. Kobieta podejrzewa, że wizyta u tajemniczej damy może pchnąć sprawy do przodu.