Schody do nieba (III). Służbowa żona

13 stycznia 2016

Opowiadanie z serii:
Schody do nieba

Szacowany czas lektury: 31 min

Zanim Adam dojeżdża do domu, dwa razy próbuje skontaktować się z Bianką. Za każdym razem bez skutku. Ledwo gasi silnik w garażu, wchodzi do mieszkania i natychmiast sięga po telefon. Tym razem włącza się poczta. Czuje, że to zły znak. W głowie pojawiają się czarne myśli.

Oglądanie telewizji nie pomaga. Podobnie chodzenie z kąta w kąt. Co chwila zerka na leżący na stole telefon, jednak ten milczy jak zaklęty. Sprawdza, czy ma zasięg. Ma. Przez głowę przelatuje mu myśl, żeby zadzwonić do Kingi i zapytać o dziewczynę. Szybko porzuca ten pomysł. Asystentka nie wie, w jaką relację wszedł z jej przyszłą szwagierką.

Pojawiają się obawy. Tym razem o własną skórę. Nie chce być wplątany w żadną sprawę kryminalną. Jeśli policja zacznie węszyć, szybko dotrą do bilingów studentki i natychmiast zapukają do niego. Co im odpowie, kiedy go zapytają, po jaką cholerę ustatkowany dojrzały facet finansuje młodą studentkę? Z nudów, głupoty, a może dla seksu? Wyobraźnia podsuwa wszystkie niewygodne pytania, na które nie będzie mógł, wróć, nie będzie chciał odpowiedzieć.

Szybko przychodzą wyrzuty sumienia. Jak może w ogóle myśleć o takich rzeczach? Dziewczyna być może cierpi, jest przetrzymywana wbrew własnej woli albo nawet nie żyje. Kurwa, jak możesz być takim sukinsynem, wrzeszczy na siebie w myślach.

Podejmuje decyzję i robi sobie drinka. Decyzja dotyczyła właśnie tego. Nie potrafi wymyślić nic innego. Ostatecznie sięga po telefon. Robi to dwa razy przed upływem piętnastu minut. W kółko wysłuchuje ten sam komunikat; abonent jest czasowo niedostępny lub ma wyłączony telefon. Teraz już szczerze nienawidzi kobiety, która użyczyła głosu do nagrania.

Kładzie się spać i wmawia sobie, że nie może panikować. Ostatecznie telefony czasem się rozładowują, psują albo są wyłączane z tysiąca powodów. Musi się uspokoić. Koniecznie musi. Powinien...

*

W biurze zjawia się przed ósmą, jest niewyspany, a nawet zmęczony. Nie spał zbyt dobrze. Kinga jest już na swoim stanowisku i w przeciwieństwie do niego ma starannie zaczesane włosy, obowiązkowy żakiet z obcisłą spódniczką i perfekcyjny makijaż. Tym razem nie zwraca uwagi na jej walory. Przechodząc do swojego gabinetu, bacznie przygląda się jej twarzy. Chce z niej wyczytać czy z Bianką dzieje się coś złego.

Wchodzi do swojego biura, siada za biurkiem i zastanawia się, czy właściwie interpretuje twarz asystentki. Jeśli tak, nie jest najlepiej. Nie udało mu się jeszcze włączyć laptopa, kiedy wchodzi dziewczyna z poranną kawą. W chwili kiedy odstawia filiżankę, rozlewa odrobinę. To się jeszcze nie zdarzyło. Wyczuwa zbliżającą się katastrofę.

– Przepraszam – dziewczyna rzuca się z chusteczką higieniczną do filiżanki.

– Co się dzieje? Coś nie tak? – dyrektor przełyka nerwowo ślinę.

– Wszystko w porządku – słyszy w odpowiedzi.

Wypowiedziane nerwowo słowa, nie uspokajają go, wręcz przeciwnie. Adam wstaje i podchodzi do niej. Łapie ją za ręce powstrzymując przed niepotrzebnymi porządkami.

– Przecież widzę, że coś nie gra. O co chodzi? Coś z Bianką? – wciąż trzyma jej dłonie.

– Z Bianką? – dziewczyna patrzy zaskoczona, od razu widać, że przyjaciółka jest ostatnią osobą, o której myślała – dlaczego akurat z nią?

Cholera, zaklął w myślach.

– Pani Kingo, nie znam pani zbyt dobrze. Wiem tylko, że ma pani za przyjaciółkę swoją przyszłą szwagierkę i... – nagle doznaje olśnienia – coś nie tak z narzeczonym?

Rozmówczyni spuszcza wzrok w podłogę. Trafiony zatopiony. To znacznie lepszy scenariusz. Odrobinę się uspokaja.

– Owszem – słyszy trudną dla niej odpowiedź.

Wciąż trzyma ją za ręce, a ponieważ nie słyszy protestów, nie puszcza ich. Długo czekał na taką okazję i nie zamierza jej zmarnować.

– Jeśli potrzebuje pani wziąć wolne, proszę bardzo.

– Nie ma takiej potrzeby, nie jestem słaba.

– Wiem, że pani nie jest. Kto tak powiedział?

Nagle dziewczyna uświadamia sobie, że szef trzyma ją za ręce. Cofa je odruchowo. Takie życie.

– W zasadzie, to nie jesteśmy narzeczeństwem.

– O... – zaskoczyła go – to dlaczego pani tak mówiła? Specjalnie? – nie słyszy odpowiedzi, więc kontynuuje – chyba nie mówiła pani tego tylko po to, żeby mnie odstraszyć?

Asystentka patrzy przez błyszczące szkła okularów.

– Być może? – jej głos jest słaby, niemal szepcze.

– Cóż to za bzdury? Cenię panią i bardzo lubię. Jest pani zaangażowana w pracę, zawsze przygotowana i merytoryczna. Do tego jest pani poniekąd moją służbową żoną...

– Panie dyrektorze – próbuje przywołać go do porządku.

– Żartowałem. Pozwalam sobie czasem na drobny żart, ale to nie znaczy, że się na panią rzucę. Przecież pani nie zgwałcę.

Patrzy mu prosto w oczy.

– Wiem, mężczyźni raczej się na mnie nie rzucają.

– Co pani wygaduje?

– Chodzi o to, że wyglądam jak dziecko, jestem mała i drobna, przecież sam pan widzi.

– W moich oczach jest pani wyjątkowo seksowna i kobieca. Drobna figura dodaje pani jedynie uroku.

Trafia w dziesiątkę, asystentka się czerwieni, choć komplement jest troszkę wymuszony. Jakiej mógł udzielić innej odpowiedzi?

– Proszę się nie czerwienić, niech się pani wreszcie nauczy przyjmować komplementy – łże jak pies, wie doskonale, że dla niego lepiej, kiedy łatwo ją speszyć.

– W końcu jestem pańską służbową żoną, prawda? – na jej twarzy pojawia się nieoczekiwany uśmiech, co prawda słaby, ale zawsze.

– Dokładnie tak.

– Pójdę już, mam pracę.

Patrzy za nią, kiedy Kinga wychodzi. Ma ochotę ją dogonić, przytulić i pocieszyć. Przy okazji złapałby ją za ten drobny słodki tyłeczek i wytarmosił. Zamiast tego wzdycha i siada przy biurku. Humor mu się nieco poprawia. Przecież gdyby Bianka zaginęła, jego asystentka wiedziałaby o tym pierwsza. Mieszkają razem prawda? Po prostu nic się nie dzieje. Bierze się w garść.

*

Wieczorem Adam siedzi przy kominku i ogląda wiadomości. Podświadomie oczekuje podejrzanych informacji, ale dziennik się kończy bez żadnych sensacyjnych zaginięć czy niezidentyfikowanych zwłok. Dość obiecująco. Przez następne dziesięć minut walczy ze sobą. Jedna jego połowa chce zadzwonić do Bianki jeszcze raz. Druga połowa protestuje stanowczo.

W pewnej chwili doznaje czegoś niesamowitego. To coś jak wizja. Cholera skąd może to wiedzieć? Nigdy wcześniej nie miewał wizji. Wszystko trwa zaledwie sekundę. Widzi, a nawet słyszy dzwoniący telefon. Co więcej, jest przekonany, że dzwoni Kinga. Mało tego, Adam wie, że Kinga dzwoni w sprawie Bianki. Oszałamiające uczucie pojawia się i znika. Mężczyzna pociera twarz. Cóż to za absurd? Szczególnie że asystentka nigdy nie zadzwoniłaby do niego do domu i to o takiej porze, zerka na zegarek, nie o dwudziestej trzydzieści. Musi się odprężyć. Musi przestać myśleć o tej dziewczynie. Pewnie baluje za jego kasę, a on tu siedzi i się zamartwia. Na pewno tak jest.

Już się w zasadzie uspokoił, kiedy niespodziewanie dzwoni telefon. Przez ułamek sekundy chce go zignorować. Może to kolejne lśnienie czy nerwowy zwid. Niestety komórka dzwoni i dzwoni, domagając się, żeby ktoś ją odebrał. Tak też robi.

– Tu Kinga, panie dyrektorze.

Adam czuje falę gorąca. Ściska telefon mocniej, niż to jest konieczne.

– Czy coś się stało?

– Nie, przepraszam, że do pana dzwonię o takiej porze...

– Zawsze miło panią słyszeć – sili się na uprzejmość – mogła pani przyjść, zamiast dzwonić – te słowa rzuca z czystej rutyny, tak często z nią flirtował, że praktycznie weszło mu to w krew. Szkoda, że ona nie flirtowała z nim.

– Panie dyrektorze...

Znów ten ton urażonej pensjonarki. W pracy wydawało mu się to słodkie, ale w stanie, w jakim się znajduje, jest irytujące, wręcz infantylne.

– Przepraszam, to silniejsze ode mnie.

– Chciałam tylko zapytać, czy Bianka kontaktowała się z panem?

Ciepła fala zamienia się w zimną i z piersi spływa do żołądka. Serce zaczyna przyspieszać. Musi się opanować, ma problem z mówieniem.

– Nie miałem z nią kontaktu od jakichś trzech dni. Czy coś z nią nie tak?

– Pewnie nie. Pytam, ponieważ nie widziałam jej od środy. Nie mogę się do niej dodzwonić.

– Może powinna pani zawiadomić policję? – w ten sposób ma szanse dowiedzieć się, jak bardzo dziewczyna się niepokoi.

– Nie... nie sądzę, żeby było to konieczne. Bianka jest dość specyficzna.

– Co ma pani na myśli? – nadzieja stoi już w przedpokoju.

– Wie pan... jest jakby to powiedzieć, wyzwolona.

– Wyzwolona? – doskonale wie, jak bardzo Bianka jest wyzwolona, ale Kinga o tym nie wie.

– Rozumie pan co chcę przez to powiedzieć?

– Nie bardzo – ma nadzieję, że dobrze udaje, w każdym razie właśnie otrzymał sygnał, że nic złego się nie dzieje.

– Chodzi o to, że ona lubi... dobrą zabawę i seks.

– Dobrą zabawę i co? Nie usłyszałem.

– Seks.

– Jeszcze raz, coś przerywa...

– Seks – nagle dziewczyna orientuje się – panie dyrektorze!

– Przepraszam. W pani ustach to brzmi tak seksownie.

Nadzieja wchodzi do salonu, siada obok niego i tuli go czule. To prawdziwa ulga.

– Zawstydził mnie pan.

– A pani mi poprawiła humor. Rozumiem, że nie pierwszy raz pani przyszła szwagierka znika?

– Dokładnie to chciałam panu powiedzieć, zanim mnie pan speszył.

Ulga jest gigantyczna. Jakby ktoś wyciągnął go za uszy z dna jeziora i wreszcie może odetchnąć pełną piersią.

– Pani Kingo, ja bym panią z przyjemnością speszył i to nie tylko raz – jest przekonany, że dziewczyna się rozłączy, wyrażając wcześniej swoje oburzenie, ale ma to gdzieś. Czuje się wyśmienicie.

W słuchawce zapada cisza, jednak dziewczyna się nie rozłącza. Słychać jej oddech. To prawdziwe zaskoczenie.

– Jest pan niepoprawny.

– Właśnie za to mnie pani lubi.

– Skąd pan wie, że pana lubię?

Flirciara. Takiej jej nie znał.

– Tu mnie pani ma. Pewnie wmawiałem to sobie – w jego głosie pojawia się udawane rozczarowanie, a podświadomie oczekuje od niej, że zaprzeczy.

Tak to się zazwyczaj odbywa. Kiedy odpowiada mu cisza, uznaje, że się jednak pomylił.

– Nie prawda…

Nie pomylił się. Daje mu to odrobinę satysfakcji.

– Co nieprawda? – ciągnie ją za język.

– Nie wmawiał pan sobie – głos po drugiej stronie staje się coraz bardziej uroczy.

Czuje jak asystentka otwiera się z wielkim bólem. To nawet seksowne.

– Czyli?

Cisza. Można odnieść wrażenie, że trwa godzinę, choć to zaledwie kilkanaście sekund. Adam uświadamia sobie coś, o czym wcześniej nie myślał. Wspólne milczenie jest znacznie bardziej intymne.

– Lubię pana.

Bingo.

– Wreszcie to pani z siebie wyrzuciła.

Słyszy, jak dziewczyna wzdycha. Wie, że dużo ją to kosztowało.

– Racja – godzi się z nim – niezręcznie się czuję prowadząc z panem taką rozmowę...

– A mi jest bardzo miło.

– Dobranoc, panie dyrektorze. Do zobaczenia jutro.

– Miłych snów.

Ta rozmowa daje mu do myślenia i jednocześnie wypiera czarne, ponure myśli o Biance. Od dawna starał się wciągnąć ją w niewinny flirt, niestety bezskutecznie. Aż tu nagle coś takiego. Być może jej konflikt z chłopakiem jest dłuższy i poważniejszy, niż chciała to przyznać? Może teraz nie czuje się atrakcyjna i za wszelką cenę chce sobie coś udowodnić.

*

Następny dzień okazuje się wyjątkowo pracowity. Nie ma czasu na pogadanki z asystentką. Telefony urywają się jeden po drugim. Problemy zdają się rosnąć jak grzyby po deszczu. Urząd skarbowy dopatrzył się nieścisłości w deklaracji podatkowej. Nowy szef marketingu porzucił pracę telefonicznie i tak cały dzień. Adam nawet nie zauważa, kiedy za oknem się ściemnia, a jego zegarek wskazuje ósmą wieczór.

Biurowiec pustoszeje, kiedy dyrektor rozsupłuje krawat i ciska nim w podłogę. Podwija rękawy koszuli i wzdycha, zaplatając ręce z tyłu głowy. Parszywy dzień, ale ma swoje plusy. Przede wszystkim przestał myśleć o Biance, a poza tym większość pożarów udało się ugasić.

– Pani Kingo, jest pani tam? – krzyczy w stronę pokoju.

Po chwili dziewczyna się zjawia. Wchodzi do gabinetu i zatrzymuje się w połowie drogi pomiędzy wejściem, a jego biurkiem.

– Jestem, sądził pan, że sobie pójdę bez słowa?

– Prawdę powiedziawszy, tak – uśmiecha się – to był ciężki dzień.

– To prawda, ale jestem profesjonalistką i nie zostawiam swojego służbowego męża na placu boju.

Kolejny raz go zaskakuje. Podrywa się z fotela i staje obok swojego biurka.

– Pani Kingo, coś takiego w pani ustach?

Dziewczyna się rumieni. Walczy z własnym wstydem.

– Mówił pan coś o moich ustach? – mimo wszystko podejmuje grę słów.

– Zaskakuje mnie pani.

Rusza w jej stronę. Początkowo dziewczyna ani drgnie jednak kiedy szef zatrzymuje się dwa kroki przed nią, ona cofa się dokładnie o tyle samo.

– Chciałem pani powiedzieć, że może pani iść do domu.

– Nie spieszy mi się – asystentka wytrzymuje jego spojrzenie.

Mężczyzna robił krok w przód, dziewczyna cofa się, o krok nie spuszczając go z oczu.

– Co pan robi – w jej głosie nie było pretensji, wręcz przeciwnie, ten głos świadczy o tym, że doskonale wie, w co się tutaj gra.

– Informuję panią, że może iść do domu, w przeciwnym razie...

Zrobił kolejny krok w przód, asystentka krok w tył.

– Straszy mnie pan? – ścisza głos.

– Owszem.

Wilk pokonuje kolejne dwa kroki. Sarna cofa się o tyle samo. Docierają tym sposobem do drzwi, które Kinga popycha, a kiedy te się zatrzaskują, dziewczyna opiera się o nie plecami. Po chwili stoją tak blisko siebie, że mężczyzna czuje jej zapach. Wyczuwa jej skrywane podniecenie i błyskawicznie osiąga erekcję. To żadne osiągnięcie jednak w tych okolicznościach jak najbardziej pożądane.

– Panie dyrektorze... to już jest mobbing – szepcze chrapliwym z podniecenia głosem, zadzierając głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy.

Jej policzki są zaróżowione, źrenice powiększone, a oddech coraz płytszy. Podniecenie czyni jej twarz seksowną i zmysłową. Opada codzienna maska zimnej wyrachowanej suki. Teraz mężczyzna patrzy na jej intymny portret zarezerwowany dotychczas dla narzeczonego. Nie ma piękniejszej kobiety nad tę, której rysy twarzy rzeźbi orgazm, o czym ma nadzieję się przekonać.

– Ma pani rację, to jest mobbing…

Dyrektor zatrzymuje się tak blisko, że czuje jej ciepły oddech na szyi. Asystentka kładzie dłonie na jego piersi. Trochę jakby chciała go powstrzymać, ale jej dotyk jest delikatny raczej podniecający niż studzący.

– Jeszcze jeden krok – szepcze dziewczyna – i nie zatrzymamy tego.

Bez słowa przygniata ją do drzwi. Robi to w taki sposób, żeby poczuła twardą wypukłość w jego spodniach. Z kolei sam czuje wypukłość jej piersi, które rozgniatają się na jego torsie. Stoją tak w ciszy, dysząc jak bokserzy w klinczu po dziesiątej rundzie. A to dopiero początek. Zaledwie przedbieg przed pierwszą rundą. Podniecenie to potężne uczucie wysysające z człowieka tlen.

– Dobra służbowa żona, spełnia szczególne obowiązki... – Adam ma coraz większy problem z mówieniem, zasycha mu w gardle, tak bardzo jej pragnie.

– Zawsze byłam obowiązkowa, panie dyrektorze – ten seksownie modulowany dziewczęcy szept doprowadza go do szaleństwa.

Sięga do jej policzka. Właściwie łapie ją za twarz, przytrzymując jednocześnie kciukiem podbródek dziewczyny, która wtula się w jego dłoń jak wierny pies. Uścisk nie jest delikatny. Zmusza podwładną, żeby na niego spojrzała, unosząc trzymany podbródek w górę. Ich wzrok się krzyżuje. To cholernie elektryzujące spojrzenie. Szef pochyla się na tyle, żeby móc ją pocałować. Usta zaledwie się muskają. Trudno to nazwać pocałunkiem, jednak mimo to, ten widmowy dotyk, zaledwie zefirek podgrzewa ich krew o dwadzieścia stopni.

A to zaledwie przymiarka.

Patrzą na siebie. Słychać rozszalałe serca pompujące krew i adrenalinę. Kolejny pocałunek jest dłuższy, ale równie zachowawczy. Świadomie delikatny. Polega tylko na zetknięciu się spierzchniętych warg. Kontakt jest ostrożny, jakby właśnie stawiali pierwsze kroki na księżycu.

Mierzą się wzrokiem. W pewnym sensie już się pieprzą. Na razie w wymiarze metafizycznym. Oddechy mieszają się ze sobą. Serca biją jak murzyńskie tam-tamy. Trzeci pocałunek jest kluczowy jak wyciągnięcie zawleczki z granatu. Wielomiesięczne fantazje o asystentce się kumulują. Zamieniają się w potężną energię. Następuje wybuch. Rzucają się na siebie jak napuszone koguty w walce na śmierć i życie. Tutaj stawką jest spełnienie.

Nie tylko on pragnął jej od dawna.

Przywierają do siebie ustami, jakby chcieli je zmiażdżyć na sobie. Ich języki splatają się ze sobą, gorączkowo rozplątują i łączą ponownie. Adam wsuwa kochance rękę pod spódniczkę. Łapie za wewnętrzną stronę uda. Czuje nylonowe pończochy. Przesuwa dłoń wyżej. Przypuszcza istny blitzkrieg, zdobywając kolejne centymetry zakazanego dotychczas terytorium. Zachłannie posuwa się w górę, ściskając mocno jędrne ciało. Kinga mruczy przyzwalająco, podczas gdy jej amant czuje koniec pończoch. Przed nim rozpalona gładka skóra. Wciska dłoń między nogi. Kochanka rozchyla lubieżnie uda, chce mu ułatwić podbój.

Poddaje swój miękki, mokry wzgórek walkowerem. Cieniutki zmysłowy materiał majtek nie jest w stanie ukryć kobiecości, na której zaciska się dłoń zdobywcy. Zaciska palce, jakby chciał wycisnąć z niej wszystkie soki. Przez cały ten czas całują się jak szaleni. Ich głowy zmieniają niecierpliwie pozycję, nie mogąc znaleźć tej wymarzonej, która zapewni im maksymalną bliskość. Przez palce kochanka cieknie ambrozja. Jakby trzymał róg obfitości.

Żadne z nich nie ma nad sobą kontroli. Dziewczyna sięga do wypukłości w spodniach szefa. Błyskawicznie radzi sobie z zamkiem. Gmera w jego bokserkach i po chwili wyjmuje na wierzch penis, który pręży się tak bardzo, że sprawia swojemu właścicielowi ból. Jednak kto myślałby w takiej chwili o bólu?

Asystentka jest oszołomiona, ale mimo to wielki, twardy jak skała korzeń robi na niej wrażenie. Po prostu musi go mieć. Musi go posmakować albo oszaleje. Odrywa głowę od mężczyzny i kuca przed nim. Wielki blady jaszczur sterczy dumnie. Przy jej drobnej twarzy wydaje się monstrualny. Żeby się z nim zmierzyć, musi użyć dwóch rąk. Jej drobne dłonie nie są w stanie okryć w całości zwierzaka. Prostuje go do pozycji poziomej. Jednak penis sterczy tak ochoczo, że stawia opór jak felerny szlaban niedający się spuścić na dół. Kiedy jej się to udaje, zsuwa z niego skórę, odsłaniając czerwoną żołądź.

Zaciska palce z całej siły, wyczuwając naprężone mięśnie penisa. Patrzy na wielką główkę i zasycha jej w gardle. Wysuwa język. Nie wiedzieć czemu, chwilę się waha, a może celebruje ten moment, chcąc odwlec to, co najpiękniejsze. Wreszcie wysuwa język i decyduje się liznąć żołądź. Robi to ostrożnie z nutą wstydu i nieśmiałości. Żądza spala ją od środka. Czuje, że jej pochwa jest doprowadzona do wrzenia. Zerka na kochanka. Oboje w oczach mają obłęd. Wyglądają, jakby ich ciała przechwyciły zepsute sprośne demony. Patrzą na siebie lubieżnie. Nie spuszczając go z oczu, wysuwa język.

Adam czuje suchy, lekko szorstki język przesuwający się po główce. Nie tylko czuje, ale jednocześnie na to patrzy. W dziewczynie nie ma nic z tamtej chłodnej formalistki Kingi, która biega za nim z notesem i przynosi kawę. Z jego penisem przy twarzy, kiedy oblizuje go za każdym razem z innej strony i patrzy mu przy tym w oczy, dziewczyna wygląda jak rasowa kurewka. Tak ją teraz postrzega i ma wrażenie, że krew w żyłach mu się gotuje.

Kiedy wreszcie służbowa żona decyduje się na więcej, jej usta przyjmują kształt litery O i powoli pochłania gładką żołądź. Otula ją zmysłowo, pochłaniając milimetr po milimetrze. Sukinsyn jest naprawdę duży, ale ona mu nie odpuści. Nie ustąpi, dopóki nie sprawi, że ten wielki dumny kutas nie zmięknie. Adam nie pytając o zdanie, wciska członek do jej gardła.

Tył głowy dziewczyny uderza o drzwi. Nie bardzo mocno, ale też nie delikatnie. Skoro nie ma gdzie cofnąć głowy, dyrektor pieprzy ją w usta jak szmacianą lalkę. W tej chwili jest jak maniak spuszczony ze smyczy. Wbija się najgłębiej jak tylko to możliwe i przez chwilę ma wrażenie, że ją udusi. Tymczasem ona, ta mała sprośna suka liże go językiem i ściska za jądra. Ostatecznie pozwala jej nabrać powietrza. Kinga dyszy, jakby wbiegła schodami na ostatnie piętro pałacu kultury. Ma świszczący oddech.

Jest wobec niej arogancki i traktuje ją jak szmatę, jednak asystentka nie może zaprzeczyć temu, że strasznie ją to podnieca. Mimo wszystko musi go ukarać. Uderza dłonią prosto w żołądź. Robi to jeszcze raz, tym razem zadzierając głowę do góry i patrząc na niego. W odpowiedzi słyszy warknięcie. Pieprzony wściekły pies. Już ona go ujarzmi. W ustach ma pełno śliny i chce ją wykorzystać. Pluje na główkę, po czym bierze ją w garść i z całej siły wciera ślinę, kręcąc dłonią. Nagle przypomina sobie o jego jądrach i bierze je w usta. Raz jedno później drugie. Ssie je i kąsa zębami. Wcale nie tak delikatnie.

Dziewczyna wreszcie przerywa zabawę. Wstaje i spogląda na niego. Obydwoje sapią jak konie po ciężkim biegu. Kochanka staje na palcach, chcąc go pocałować. Służbowy mąż pochyla się, ale zamiast go pocałować, przeciąga językiem po jego ustach, tak samo, jak wcześniej lizała jego penis. Patrzy na szefa wyzywająco i dopiero po chwili się całują. Ich języki tańczą ze sobą jezioro łabędzie. Kiedy się wreszcie od siebie odklejają, ich twarze płoną. Żądza jest wręcz wyniszczająca, wylewa się każdym porem skóry.

– Gdybym wiedziała, że masz takiego wielkiego kutasa, nie grałabym takiej niedostępnej.

– Gdybym wiedział, że jesteś taka gorąca, zerżnąłbym cię pierwszego dnia.

Jej wulgarność, to kolejny afrodyzjak dla Adama. Brzydkie słowa tak nie pasują do jej drobnej dziewczęcej fizjonomii, że kiedy je słyszy, ma wrażenie, że zaraz mu rozsadzi jądra. Wtedy ona odwraca się do niego tyłem. Rozczapierza ręce na drzwiach i staje w rozkroku. Wystawia mu tyłek i swoją ostrygę, z której aż kapie.

Mężczyzna jedną ręką łapie penis, drugą podciąga jej pośladki w taki sposób, żeby ustawić sobie jej szparkę, wsuwa nieznacznie główkę. Tylko tyle, żeby poczuć, jak pieszczą go płatki jej kwiatuszka. Są takie delikatne, mięsiste, mokre i gładkie. Bawi się jej sromem, słysząc rozkoszne mlaśnięcia. To cudowna melodia, kiedy tak mlaszcze, nie mogąc się go doczekać głębiej. Dziurka Kingi wydaje mu się malutka, sądzi, że mógłby ją rozerwać. Jak się nad tym głębiej zastanowić, tego właśnie chce. Nadziać ją na pal. Niech wie, kto tutaj rządzi, przemyka mu przez głowę i rusza.

Dziewczyna czuje, jak szef bawi się członkiem, jak kreśli kółeczka na jej nabrzmiałych wargach. Posłusznie czeka na więcej. Nabrzmiałe krwią wargi ślizgają się na gładkiej żołędzi i za każdym razem jak pomyśli, że teraz wejdzie głębiej, on znowu się wycofuje i zaczyna wszystko od nowa. Tak potwornie ją swędzi, tam głęboko. Wszystko tam buzuje i płonie. Jeśli za chwilę jej nie weźmie, napluje mu w twarz. Gęsia skórka przebiega na po ciele. Jej pochwa już pulsuje, kiedy wreszcie czuje, że wciska się w nią. Kinga wzdycha głośno. Członek jest wielki i twardy. Rozpycha jej delikatne mięciutkie ciało. Czuje się wobec niego bezbronna. Przez głowę przebiega jej metafora, że oto barbarzyńca wdarł się do świątyni. Jej miękka mokra pochwa to wszystko, co ma na swoją obronę i nagle dziewczyna uśmiecha się do własnych myśli. Wie, że to wystarczy. Jej tyłek zaczyna wić się i kołysać. Zaczyna tańczyć na członku i mruczeć z rozkoszy. Właśnie teraz czuje się kobietą. Ujarzmi tego zarozumiałego troglodytę.

Świadomość, że oddaje się własnemu szefowi, jak tania kurewka sprawia, że zalewa się kolejną falą soków i dyszy i wyje jak potępiona. Niech ją sponiewiera, byle ugasił ten żar. Sutki dziewczyny nabrzmiały i pulsują boleśnie, jakby miały eksplodować. Emocje chcą rozsadzić jej głowę. Osiągają apogeum. Czuje się jak rasowa suczka, nie może być inaczej kiedy ma takiego kutasa w środku.

Adam ściska ją za biodra. Podoba mu się jak kręci tyłkiem. Uwielbia ją za to, jak potrafi pracować swoją szparką. Tą niepozorną ciasną dziurką, którą tak długo ściskała przed nim między nogami. Słyszy jej jęki. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że on również jęczy. Przyspiesza. Chce jej zaserwować prawdziwy łomot. Czysty seksualny armagedon. Wyją jak anielski chór. Powietrze wokół nich zdaje się rozedrgane. Wszystko zaczyna wirować, pulsować i dygotać. Coś się zbliża. Coś wielkiego. Wszystkie nerwy napinają się przed wielką eksplozją. Tak musiał powstać wszechświat. Tsunami niemal ścina ich z nóg. Wypełnia kochankę tak potężną dawką spermy, że po chwili nasienie cieknie jej po udach.

Nie ruszają się. Nie wypada. To zbyt intymny moment. Pozostają sczepieni jak pies z suką. Kiedy powoli wraca świadomość, asystentka uświadamia sobie, że jego penis wciąż jest twardy. Dyrektor sam wydaje się tym faktem zaskoczony. Coś takiego jeszcze mu się nie przydarzyło. Po prostu nie może się nią nasycić.

Odwraca ją twarzą w swoją stronę. Wchodzi w nią i łapie za pupę. Ona oplata go nogami i łapie za szyje. Niosąc ją w ten sposób, dociera do swojego biurka. Dziewczyna zdaje się nic nie ważyć. Kładzie ją na blacie. Służbowa żona posłusznie rozkłada nogi. Naprawdę szeroko. To niemal szpagat. Zresztą Adam pomaga jej. Naciska na uda. Rozchyla je. Jej srom ma teraz jak na widelcu. Wygląda ślicznie. Mały spuchnięty tulipan.

– Masz śliczną cipkę – na taki komplement nie zdobyłby się nigdy, nawet pod wpływem alkoholu, ale teraz, teraz to co innego.

– Włóż go – prosi błagalnym głosem.

Wciska się w jej śliski mokry kwiat. Rozgrzana meduza natychmiast otula jego prącie. Teraz kochają się powoli. Mężczyzna patrzy, jak jego penis znika w jej wnętrzu i po chwili pojawia się z powrotem. Wyjmuje go całego, aż do słodkiego mlaśnięcia. Uderza żołędzią w jej wargi. Pluska i chlupocze przy każdym uderzeniu. Znowu w nią wchodzi i tak bez końca.

Orgazm nadchodzi niespodziewanie. Zakrada się niemal jak złodziej. Pierwsze pojawiają się motyle. Trzepoczą w podbrzuszu, później czuje je w jądrach, które się kurczą, a następnie delikatny cudowny prąd rozlewa się na jego członku, dociera do główki, która puchnie monstrualnie. Staje się czuła jak perfekcyjny sensor. Wystarczy już tylko lekki ruch jej śliskiej cipki i tyle. Błogostan spływa na niego jak ciepły letni deszcz. Miękną mu kolana. Jest wniebowzięty.

Kinga jest tak blisko orgazmu, że nie rezygnuje. Zaciska pochwę i rozluźnia ją. Zaciska i rozluźnia. Sięga palcem do łechtaczki i pomaga sobie. Zanim Adam dochodzi do siebie, ona zostaje obmyta łaskawą falą euforii. Czuje jak z niej cieknie. Jej biodra drżą. Ma wyjątkowo mokry orgazm. Jakby się posikała.

Ich twarze zdradzają zmęczenie, ale również prawdziwe spełnienie. Mija całe piętnaście minut, kiedy dochodzą do siebie. Kiedy opada euforia, podniecenie i żądza, wkrada się wstyd. Przyzwoitość nie pozwala sobie spojrzeć w oczy. Przynajmniej nie tak jak jeszcze przed chwilą. Mimo wszystko to, co przed chwilą przeżyli, jest tak silne i tak niewyobrażalnie cudowne, że rodzi między swoistą więź.

– Nie wiem, co we mnie wstąpiło – asystentka się usprawiedliwia.

– Ja też nie wiem, ale to był najpiękniejszy seks w moim życiu.

Dziewczyna czerwieni się. Widać po niej, że te słowa sprawiają jej przyjemność, że podziela jego zdanie, ale mimo to, peszą ją jak niegdyś. Znowu staje się tą samą Kingą, nawet jeśli już nie do końca nią jest. Bo przecież to, co tutaj przeżyła…

Ubierają się niezdarnie. Starają się doprowadzić do jako takiego porządku. To nie jest takie łatwe. Można wygładzić ubranie, można wyrównać oddech, a nawet poprawić makijaż jak to czyni właśnie dziewczyna. Można wiele, ale nie można ukryć oczu tych zwierciadeł duszy, za którymi wciąż tli się ogień namiętności. I może jeszcze ogromne niedowierzanie, że to wydarzyło się naprawdę.

Wychodzą z budynku pojedynczo w odstępach kilkuminutowych. Kiedy Adam dociera na parking, samochodu Kingi już nie ma. Po chwili również on odjeżdża, kierując się na osiedle Wrzosowiska.

*

Obwodnica jest już praktycznie pusta. Wyprzedza zaledwie dwa samochody w tym tira z węgierską rejestracją. O tej porze większość przyzwoitych ludzi od dawna cieszy się domowym ogniskiem. Takie myśli chodzą mu po głowie. Poza tym przewija się cały czas myśl o Kindze. O tym, co się wydarzyło i o tym, co powinno się wydarzyć. Jak powinien się zachować w pracy, jak ona się zachowa, co dalej z tym zrobią. Wątpliwości jest mnóstwo.

Rozważania zostają przerwane nieoczekiwaną wizją. To jak sen na jawie. Przypadłość, która może kosztować życie, jeśli akurat prowadzisz samochód. Szczególnie zimą. Ułamek sekundy, tyle to trwa. Dzieje się to jakieś pół kilometra przed miejscem, w którym poprowadzono drogę dojazdową z nowo powstałej galerii handlowej. Nie lubi tego miejsca. Pas, którym samochody dojeżdżają do obwodnicy, jest za krótki i często powoduje, że kierowcy wymuszają pierwszeństwo.

Migawka, która przemyka mu, przed oczami pokazuje, jak z drogi dojazdowej wypada stary golf, który nie zważając na nic, nie zatrzymuje się i uderza prosto w audi Adama. Wizja kończy się w momencie, kiedy mężczyzna koziołkuje na drugi pas.

Zaskakująca scena sprawia, że dyrektor odruchowo wciska hamulec. Pomimo ABS-ów audi wpada w poślizg i niemal staje w poprzek drogi. Kierowca gorączkowo kręci kierownicą, bardziej instynktownie niż wynikałoby to z jego doświadczenia. Ważne, że udaje mu się opanować samochód. Za sobą słyszy potworny dźwięk. To kierowca Tira trąbi i omija go lewą stroną. Adamowi drżą ręce zaciśnięte na kierownicy. Zwalnia do pięćdziesięciu. Czuje się wykończony nerwowo.

Kiedy od drogi dojazdowej z galerii dzieli go zaledwie sto metrów, rzeczywiście pojawiają się światła samochodu. Jeszcze przez chwilę kierowca sądzi, że to zbieg okoliczności i zbliżający się samochód zatrzyma się. Z lewego pasa właśnie wraca na prawy kierowca Tira. Tymczasem światła zbliżają się ze zbyt dużą prędkości. Staje się jasne, że ktokolwiek prowadzi pojazd, nie zamierza się zatrzymać. Tak się dzieje jednak różnica polega na tym, że golf, tak to był właśnie stary golf z lat dziewięćdziesiątych, uderza nie w Adama, ale w tira. Tym gorzej dla golfa.

Dyrektor wymija kraksę lewym pasem. Nie dlatego, że jest bezdusznym skurwysynem. Jest zbyt wstrząśnięty tym, co zobaczył w swojej wizji i tym, co faktycznie wydarzyło się na drodze. Nie przekraczając pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, dociera do domu. Z ulgą zamyka za sobą drzwi.

Solidny drink powinien go uspokoić. Nalewa do szklanki burbona i wychyla jednym haustem. Sięga po telefon. Zerka na zegarek, jest za dwadzieścia jedenasta w nocy. Zamierza zadzwonić do Aurelii tyle, że jest cholernie późno. Decyduje się na esemesa. Nie czeka długo. Kobieta oddzwania.

– Co się dzieje? – jej głos nie brzmi, jakby ją obudził.

– Chyba mam problem.

– Jaki? O co chodzi? Twoja przyjaciółka się jeszcze nie odnalazła?

– Nie o tym mówię, ale masz rację. Nie odnalazła się. Podobno nie pierwszy raz znika… obawiam się jednak, że tym razem zniknęła na dobre.

– To mów, w czym rzecz.

Mężczyzna nabiera powietrza w płuca. Zaskakuje go fakt, że rozmawiają ze sobą jak starzy znajomi mimo to, odsuwa od siebie te myśli. Musi się skupić.

– Czy zdarzyło się kiedyś, że podczas takiego pokazu, jaki zorganizowałaś dla mnie u Avinashy, ktoś zaczął się dziwnie zachowywać?

– Dziwnie zachowywać? W jakim sensie? Takich rzeczy ogólnie nie robi się w takim trybie. To był wyjątek… wyłącznie dla ciebie.

– No właśnie. Powiedz mi… dlaczego zrobiłaś ten wyjątek właśnie dla mnie? Bo przecież nie dlatego, że wpadłem ci w oko – nalewa sobie jeszcze trochę alkoholu.

– Skąd, nie dlatego. Choć przyznaję, jesteś przystojny. – Niemal słyszy, jak rozmówczyni uśmiecha się do słuchawki – Po prostu uznałam, że jest w tobie coś… możesz to nazywać, jak chcesz. Po prostu uznałam, że masz aurę inną niż ludzie, których dotychczas spotkałam.

– Aurę? Widzisz ludzkie aury?

– Śmiej się, czasami owszem… widzę.

– W ogóle mi nie jest do śmiechu. Posłuchaj... od wizyty u twojej znajomej hinduski miewam coś w rodzaju wizji. Przed oczami wyświetlają mi się migawki z niedalekiej przyszłości… widzę rzeczy, które zdarzają się po kilku minutach, nie później.

– Mówisz poważnie?

– A ty mówisz poważnie, że widzisz aury?

– Oczywiście, że tak.

– Więc wyobraź sobie, że ja również jestem śmiertelnie poważny.

Przez chwilę milczą oboje. W końcu odzywa się kobieta.

– To niesamowite. Wiesz, co to znaczy?

– Że staję się dziwakiem?

– Adam, źle na to wszystko patrzysz. Musielibyśmy się spotkać i porozmawiać o tym.

– Postaram się wpaść w ciągu najbliższych dni. Odezwę się.

– Uważaj na siebie i jak coś, to dzwoń.

Ten tekst odnotował 26,893 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.77/10 (77 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (3)

0
0
Czyli nasz dobry, uporządkowany Adam jest prekognitą. I to wyjątkowo silnym, skoro po otwarciu jednego (a może i dwóch) czakramów wizje przychodzą z taką precyzją. Osoby obdarzone dodatkowymi zmysłami, nawet w uśpieniu, faktycznie mogą mieć odmienną aurę niż osoby bez takich zdolności, więc to wiele tłumaczy. Ciekawa jestem, jak dalej zamierzasz poprowadzić ten wątek, czy Adam posiada jeszcze jakieś inne zdolności "nadnaturalne". czy może prekognicja jest jego jedynym specjalnym talentem. Często prekognicji towarzyszy teleempatia lub telepatia. Prekognicja lubi przybierać na sile, niekiedy prekognita jest w stanie posługiwać się nią intencjonalnie - skupiając się na wydarzeniu, miejscu lub osobie może wywołać wizję.
Pułapką prekognicji jest to, że wystąpienie wizji prowadzi często do tego, że nie realizuje się ona w pełni - tak jak miało to miejsce w zdarzeniu na drodze. Ponieważ Adam widział samochód wcześniej, nie znajdował się na trasie kolizji, i wizja się nie spełniła. Jeżeli widzę pożar i to co go wywoła, mogę nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia, więc pożar w istocie nie nastąpi.
Często prekognici są uwraźliwieni na jakiś konkretny element - może to być ogień, może to być przemoc, mogą to być pojazdy, albo zdarzenia z udziałem dużej ilości osób.

Muszę coś jeszcze powiedzieć - coraz lepiej piszesz sceny erotyczne.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jeśli chodzi o moje teksty, zawsze idę na żywioł. Nic nie planuję i nie mam pojęcia jak potoczy się dane opowiadanie. Inaczej nie ma zabawy. Jeśli chodzi o tematykę poruszoną w Schodach do nieba, nie jest moją rolą opisywanie autentycznych systemów religijnych, filozoficznych, czy jakichkolwiek innych. Będę dodawał wątki zgodnie z melodią jaką poczuję. Czasem podleję to odrobiną faktów, jak tutaj ale tylko po to, żeby wykorzystać je haniebnie dla popkultury 🙂 Więc moje teksty nie są dla fachowców danego tematu 🙂
Co do ostatniego zdania, napiszę na priv
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ziewłem
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.