Potęga terapii (V)
1 lipca 2023
Potęga terapii
Szacowany czas lektury: 11 min
Ciemny pokój nagle rozbłysnął jaskrawym, agresywnym światłem. Marysia zmrużyła oczy, starając się przyzwyczaić do jasności.
- Miałaś wrócić przed północą.
Niezadowolony ton Marcina z trudem przebił się przez warstwę tłumiącą alkoholu i dotarł do mózgu Marysi.
- Technicznie rzecz biorąc, zawsze jest przed północą.
- Bardzo, kurwa Twoja mać, zabawne.
Marysia przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w Marcina.
- Co Ty do mnie powiedziałeś?
- Eh. Przepraszam, poniosło mnie. Martwiłem się o Ciebie. Nie dawałaś znaku życia, telefon milczał.
- Byłam na bankiecie, co miałam robić, w telefonie siedzieć? I to chyba normalne, że impreza kończy się w nocy, prawda? Byłeś przecież na paru.
- Więcej niż paru, ale to nie zmienia postaci rzeczy. Słuchaj…
- Nie, to Ty słuchaj. – Rozkazujący ton Marysi przerwał mu w pół słowa. – Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie. Przestań mnie napastować.
Kończąc rozmowę, udała się do łazienki. Marcin wytrwale czekał, aż jego ukochana skończy się myć. W trakcie czego układał w głowie niemożliwe do zrealizowania wersje rozmowy, z licznymi ciętymi ripostami i argumentami nie do odbicia. W jego głowie Marysia na kolanach przepraszała.
Zaatakował ją, jak tylko wyszła.
- Dobrze się bawiłaś z tym swoim kolegą?
- Oj tak, dziękuję. – Odpowiedź Marysi zbiła go z tropu. Miała się bronić, wycofywać. A ta po prostu mówi, że ‘tak’?
- Musi być świeeetnym facetem, że tak po prostu się zgodziłaś z nim wyjść. – Spróbował z innego kąta.
- Jest świetny, sam się przekonasz. Przyjdzie w sobotę na kolację.
Bez kolejnego słowa, Marysia weszła do łóżka i szybko zasnęła, zostawiając wbitego w ziemię Marcina za sobą.
***
Marcin siedział z książką w ręku, wciąż nie mogąc uwierzyć, że niedługo przyjdzie tu jakiś palant na kolację. Rzucał co i rusz wściekłe spojrzenia w kierunku Marysi, która z uwagą dobierała kolczyki. Miała na sobie dzisiaj eleganckie, czarne spodnie garniturowe połączone z białą, koronkową bluzką. Jej wielkie piersi ponownie próbowały wydostać się z okowów bluzki. Musiał przyznać, że wyglądała fantastycznie. Mimo wściekłości miał ochotę zerwać z niej ciuchy i wziąć ją na stole.
Może… Może powinien tak zrobić? Może ta cała gra dominacji miała go do tego sprowokować?
W sumie to po co miałaby zapraszać kogoś na obiad. Fala podniecenia przebiegła Marcina. To jest takie oczywiste, takie proste. Tak zmyślne. Ona to wszystko robi dla niego. Po to, żeby go rozbudzić!
Marcin wstał i pewnym krokiem podszedł do przeglądającej się w lustrze Marysi.
- Cudownie wyglądasz kotku.
- Dzięki – mruknęła bez zainteresowania.
KLASK.
Nagłe uderzenie w nieznacznie wypięty tyłek Marysi zaskoczyło równie mocno ją co i sprawcę klaśnięcia. Po chwili dziewczyna się otrząsnęła.
KLASK.
Tym razem uderzenie padło na głupkowato uśmiechniętą twarz Marcina.
- Nigdy więcej tak nie rób.
Rozgrzany policzek palił żywym ogniem. Marcin nie mógł nic wykrztusić.
- Zrozum wreszcie jedno. Nie dla psa kiełbasa. Moje ciało jest tylko i wyłącznie moje. Nie masz do niego żadnych praw, chyba że ci je udzielę. Jasne? A teraz idź na zewnątrz i poczekaj na Kamila.
- ...Co? – wykrztusił wreszcie Marcin.
- No chyba ładnie by było go podprowadzić do mieszkania? W końcu nigdy tu nie był. No już, na co czekasz?
Zrezygnowany Marcin powlókł się do drzwi, włożył buty i kurtkę i wyszedł w piękny wieczór, czekać na gościa.
***
- Świetnie gotujesz, już zapomniałem o tym!
- Ja również o wielu rzeczach zapomniałam. Fantastycznie, że mamy okazję odkryć je na nowo, prawda?
Marcin w skupieniu dłubał w talerzu. Szok tego, jak potraktowała go jego kobieta, wciąż nie mógł zejść. Z pewnością nie po tym, jak poza liściem, dostał na twarz informację o tym, że Kamil to jest pierwsza miłość jego ukochanej. Wyjaśniałoby to, dlaczego Marysia robiła wciąż maślane oczy do siedzącego tuż obok niej Kamila.
Dodatkowo, czego bał się przyznać przed sobą samym, nie mógł zwalczyć wzwodu, który towarzyszył mu od jego konfrontacji z Marysią. Z pewnością każdy wybaczyłby mu brak zainteresowania kolacją.
Nie żeby jego kobieta go potrzebowała. Wpatrzeni w siebie, Kamil z Marysią rozprawiali o przeszłości. Niejednokrotnie, Marcin widział dłoń swojej dziewczyny, lądującą na udzie rozmówcy. Uśmiech nie schodził z jej ust.
- Serio mówię, tak fenomenalne jedzenie, że wybaczcie mi, ale chyba wypoleruję talerz do czysta.
- Haha, taak, ja też mam dzisiaj w planach polerowanie.
Mówiąc to, jej dłoń poruszyła się na udzie Kamila. Marcin zobaczył, jak ich gość wyprostował się delikatnie i szeroko uśmiechnął.
- Zapowiada się wspaniały wieczór. – Basowy głos Kamila wibrował z zadowoleniem.
Marcin miał po dziurki w nosie ich gościa. I jego fenomenalnego głosu.
- Może pozbieram naczynia, chętnie się odwdzięczę za tak wspaniałą kolację i towarzystwo…
- Odwdzięczysz się, nie martw się, ale nie w taki sposób, przestań! Marcin, pozbieraj proszę naczynia. – Marysia rzuciła w jego stronę, zerkając na niego. – Kamil jest z pewnością bardzo spięty Twoją obecnością. A to przecież nasz gość, musimy o niego… Zadbać.
Marcinowi przywidziało się, że Marysia przesunęła rękę jeszcze dalej. Niestety, nic nie widział, bo dawna parka siedziała naprzeciw niego i obrus mu zasłaniał. Z westchnieniem wstał, zebrał naczynia i ruszył do kuchni.
- Umyj je od razu, proszę!
Marcinowi nie spieszyło się specjalnie, więc powoli zaczął ogarniać brudy. I dobrze. Niech dziewczyna wie, że się stara. Niech trochę zatęskni. Po kilku minutach usłyszał krzyk Kamila:
- Marysia prosi, żebyś jeszcze przygotował torcik!
Jaki, kurwa, torcik?
Szukanie deseru pochłonęło go na kolejne kilka minut. W końcu poirytowany skierował się do pokoju, krzycząc po drodze:
- Jaki ty torcik chciałaś?
Marcin zatrzymał się w drzwiach do salonu i spojrzał na siedzących przy stole. Marysia łapała oddech, wyraźnie zaczerwieniona.
- Wszystko ok? – zapytał niepewnie.
- Tak, tak, wszystko gra. – Marysia odparła ciężko. – Nie znalazłeś? Był w lodówce.
- Nie, niczego nie znalazłem. – Marcin przeniósł wzrok na uśmiechniętego Kamila. Wyglądał na zadowolonego z życia.
- Kuurka, może nie przywieźli? A to miała być niespodzianka. – Marysia brzmiała na zawiedzioną. – Wiem! – Krzyknęła radośnie. – A może pojedziesz do cukierni i się dopytasz? Proooszę.
Marysia zrobiła maślane oczy.
- No ok, ale o tej porze cukiernia miałaby być otwarta?
- Tak, ta będzie. To Marcepan, na Konarskiej 12.
- Przecież to na drugim końcu miasta…
- Proszę?
Z głębokim, teatralnym westchnięciem, Marcin pokiwał głową, ubrał się i wyszedł z mieszkania.
Jadąc samochodem, zdał sobie sprawę, co w tej scenie było nie na miejscu. Marysia rozmawiając z nim, wyglądała jakby intensywnie ruszała pod stołem ręką.
***
Marcin nie był idiotą. Wiedział, co jest grane, wiedział, że jego dziewczyna… Coś kombinowała. Zaśmiał się z samego siebie. Coś kombinowała.
Ciekawe, czy jeszcze ma na sobie ubranie.
Jazda o 23:00 do piekarni oddalonej o kilometry nie pozostawiała mu złudzeń. Marysia miała w planach rozłożenie nóg dla swojego byłego.
Mimo wszystko Marcin przez cały wieczór, aż dotąd nie mógł pozbyć się uporczywego wzwodu. Jak jego dziewczyna wysłała go poza mieszkanie, żeby mieć przestrzeń i czas dla swojego byłego, jego kutas zrobił się twardszy od stali.
Marcin nie był idiotą. Miał jedna do podjęcia ważną decyzję. Musiał zdecydować, kim tak naprawdę był.
Z piskiem opon zawrócił i ruszył z powrotem do mieszkania.
***
W domu panował mrok. Wchodząc do salonu, Marcin zapalił światło. Stół nadal był zastawiony jedzeniem i piciem, jednak po Marysi i Kamilu nie było śladu. Krzesło ich gościa leżało na podłodze.
Z bijącym sercem Marcin zastanowił się co zrobić. Przez głowę przebiegało mu tysiąc myśli na sekundę. Czy są gdzieś w mieszkaniu? Czy wyszli gdzieś razem? Czy może Kamil sobie poszedł, a jego ukochana już śpi?
Złudna nadzieja, że ta ostatnia opcja jest prawidłowa, nadal tliła się w jego sercu. Nawet pomimo potężnego wzwodu na myśl o… Innych opcjach, Marcina nie opuściła nadzieja.
Wyszedł z pokoju i stanął na korytarzu. Może wszystko wróci do normy? Będzie jak kiedyś, kiedy Marysia była szarą myszką, a przy niej on wydawał się silnym, zdecydowanym mężczyzną.
Wiedziony intuicją, Marcin zrobił kilka kroków w kierunku schodów, prowadzących na górę. Do sypialni.
Albo niech nawet będzie po nowemu, z silną i zdecydowaną Marysią. Tylko bez innych mężczyzn.
Znalazłszy się na szczycie schodów, Marcin dostrzegł światło wypływające spod drzwi sypialni. Cóż, o niczym to nie świadczy, prawda? Może czeka na niego. Zła, że zbyt długo kazał na siebie czekać i jej były wyszedł.
A delikatne, stłumione, rytmiczne łupanie dochodzące zza drzwi? Może to leci muzyka. Jakiś dubstep czy inne techno.
Nic jeszcze nieprzesądzone.
Marcin nie wiedział, która opcja przemawiała do niego bardziej. Nie był już w stanie się dłużej zastanawiać, więc pewnym krokiem podszedł do drzwi. Westchnął głęboko i otworzył je szeroko.
Szeroko otwarte usta Marysi nie wydawały żadnego dźwięku. Jej wywrócone do sufity oczy nie zobaczyły stojącego w progu chłopaka. A trzymający Marysię na rękach Kamil był zbyt zajęty metodycznym wsuwaniem i wysuwaniem swojego olbrzymiego członka z mokrej dziurki swojej kochanki, żeby zwrócić uwagę na cokolwiek innego.
Potężne uderzenia współgrały z opadającym ruchem trzymających Marysię rąk, potęgujących wbijanie się w dziewczynę. Kamil walił dziewczynę Marcina bez opamiętania, dając jej tak nieziemską dawkę rozkoszy, że nie była w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Dziewczyna była w rękach swojego kochanka jak marionetka, bezwładna, poddana woli swojego pana.
Po dłuższej chwili Marysia wydała z siebie gardłowy, przeciągły jęk i wpadła w konwulsje. Zaczęła mocno klepać Kamila po klacie. Kiedy z niej wyszedł, na ziemię trysnął strumień soków Marysi. Jej głowa opadła na ramię kochanka. Ten delikatnie odstawił ją na ziemię. Nogi dziewczyny trzęsły się niekontrolowanie, jakby nie dawały sobie rady z utrzymaniem ciężaru ciała właścicielki.
Stali tak przez chwilę, obejmując się. Marcin usłyszał, jak Marysia szeptem mówi:
- Więcej…
Oderwawszy głowę, Marysia ujrzała wreszcie swojego chłopaka stojącego w drzwiach sypialni. Bez słowa kiwnęła głową w kierunku fotela stojącego obok łóżka. Sama chwyciła Kamila za rękę i poprowadziła go w kierunku wyścielonego wspaniałą pościelą łoża.
Reakcja jego dziewczyny wbiła Marcina w ziemię. Niby zdawał sobie sprawę z tego, jak wygląda teraz ich relacja, jednak taki brak – śladu choćby – poczucia winy był… Dziwny. Intensywny. Podniecający.
Podszedł do fotela i opadł na niego, nie mając chęci do żadnej walki. Nie, w tej chwili miał jedynie nadzieję, że Marysia pozwoli mu sobie zwalić.
Tymczasem Kamil – zerknąwszy z ledwo skrywanym rozbawieniem na obecnego chłopaka jego byłej – usadowił się za wypiętą Marysią.
„Co za dupeczka”. Pomyślał z zadowoleniem. „Że też ten koleś tak po prostu ją oddał”.
Widok był zaiste niesamowity. Pozycja na pieska nie była często wykorzystywana przez Marysię w jej przeszłości. Jednak przemiana, jaką przeszła ma swoje odzwierciedlenie w absolutnym mistrzostwie pozycji, jaką przyjęła.
Jej wielkie piersi były oparte o wygodne łóżko a ręce wyciągnięte przed siebie. Twarz miała opartą czołem o poduszkę. Jej plecy przybrały wspaniałą parabolę, prezentując zgrabny tyłeczek, którym teraz kręciła zachęcająco.
Kamil był dżentelmenem i nie pozwolił na siebie czekać. Z pełnym satysfakcji chrząknięciem wszedł głęboko w swoją byłą. Była już świetnie przygotowana, dlatego też nie miał litości. Zaczął intensywnie ruszać biodrami, wprawiając całą Marysię w kołysanie.
Każde wejście było okraszone głośnym klaśnięciem i jękiem jego kochanki. Marysia niemal od razu chwyciła pościel w dłonie i ścisnęła mocno. Z jej gardła dobiegały odgłosy, których jej chłopak nigdy wcześniej nie słyszał. Odgłosy, które były wcieleniem seksu.
Podobnie jak Kamil, co zauważył z nieskrywaną zazdrością Marcin. Mężczyzna był wyraźnie umięśniony i wysportowany. Miał również czym pracować. Duży, nieco wygięty, żylasty penis sprawiał właśnie jego dziewczynie niewysłowioną ekstazę.
Kiedy Marcin podziwiał spocone ciało Kamila, które wyglądało jakby wykute przez starożytnego mistrza dłuta, Marysia obróciła głowę w kierunku swojego chłopaka.
Z szerokim uśmiechem zaczęła go podburzać:
- Jak Ci się tak podoba, możesz być drugi w kolejce.
Spalony krwistą czerwienią Marcin oderwał – z niejakim trudem – wzrok od kochanka jego kobiety. Spojrzał jej prosto w oczy, szukając słów, które mógłby wypowiedzieć. Nie znalazł żadnych.
- Wiem, że jesteś hetero… OOCH TAK, TUTAJ… – Wypowiedź Marysi została przerwana lekką zmianą przybranej postawy Marcina. – Jesteś hetero… – Wznowiła Marysia, kiedy już się uspokoiła – Ale i tak byś doszedł jak pojebany, jakby Kamil się za Ciebie wziął. Jak będziesz grzeczny, to może Ci na to pozwolę…
Głośne klaskanie ciał było jedynym, co wypełniało uszy Marcina przez następnych kilka chwil.
„Jak ona daje sobie z tym radę tyle czasu?” Pomyślał mimowolnie Marcin.
- Będziesz mnie musiał nosić na rękach. – Marysia ponownie zaczęła okrutne uwagi. – Po takim ruchaniu nie będę mogła chodzić..AAH
Kamil w tej samej chwili chwycił Marysię za włosy i szarpnął mocno.
Dziewczyna zareagowała natychmiast, unosząc się i opierając na dłoniach. Każde wbicie się tłustego fiuta Kamila wywoływało jęk rozkoszy Marysi. Niedługo potem Najdroższa Marcina zaczęła ponownie swoje gardłowe jęki. Orgazm przeszył ją na wskroś, powodując konwulsje całego ciała. Tym razem jednak jej kochanek nie był wspaniałomyślny. Wprost przeciwnie, przyspieszył ruchy i samemu zaczął warczeć. Ładował Marysię z prędkością, której Marcin nie wyobraziłby sobie przez dzisiejszym wieczorem. Jego dziewczyna w reakcji zaczęła wyć wniebogłosy, nie dając sobie dłużej rady z kochankiem.
Do wycia Marysi dołączył w końcu ryk samca alfa, który doczekał się wreszcie momentu pompowania nasienia w swoją wybrankę.
Para, zdyszana i zmęczona jakby przebiegli maraton, opadła na łóżko.
Równie zdyszany był Marcin, trzymający swojego sflaczałego członka w rękach, oblepionych jego własną spermą.
Epilog
Pani Beata patrzyła z nieskrywanym zadowoleniem na młodą i seksowną dziewczynę, idącą wąską ulicą. Miarowym ruchem zataczała koła łyżeczką w filiżance.
Końcowa terapia, jaką dzisiaj przeprowadziła, była dokładnie tym, czego potrzebowała po ciężkim tygodniu. Wydobycie tego diamentu na wolność było okupione dużym wysiłkiem, lecz satysfakcja z wygranej była tego warta.
Po krótkiej chwili upojenia kolejnym zwycięstwem, Pani Beata podeszła do swojego biurka. Zebrawszy wszystkie informacje i notatki dotyczące Marysi, wyjęła wyjątkową teczkę, opatrzoną skomplikowanymi wzorami. Starannie uzupełniła dokumentację. Nie ma miejsca na pomyłkę. Skończywszy pracę, zamknęła teczkę i spojrzała ze zmarszczonymi brwiami na znajdujące się na drugim końcu gabinetu drzwi. Odkładanie tej chwili nie ma sensu.
Do dzieła.