Ojciec chrzestny (IV)
6 marca 2013
Ojciec chrzestny
Szacowany czas lektury: 9 min
Przez osiem kolejnych lat relacje między Gabrysią a wujkiem Albertem były bardzo podobne – dziewczyna przychodziła do mężczyzny, by uzyskać od niego wsparcie finansowe, którego chętnie jej udzielał, za co odwdzięczała mu się ofiarując to, co miała najlepsze, czyli swoje piękne ciało. Czerpała z tego podwójną korzyść, ponieważ oprócz pomocy materialnej dostawała także wspaniały seks z wujaszkiem, który był według niej bardzo pociągającym mężczyzną. W gruncie rzeczy mógłby nie dawać jej ani grosza, a ona i tak chętnie by z nim baraszkowała, ale chciał wspierać ją oraz jej dziecko, więc wykładał na nią duże sumy. Zresztą spora część jego ogromnego majątku wzięła się stąd, że po śmierci swego brata przejął kontrolę nad większością jego ciemnych interesów i czerpał z nich duże zyski, tak więc uważał, że pieniądze te należą po części także do Gabrysi, która była córką owego zmarłego brata.
Albert nie był tak ugodowy jak ojciec dziewczyny, po którym przejął schedę w przestępczym półświatku. Tak więc, niektórzy ludzie, którzy dawniej byli przyjaciółmi ich mafijnej familii, stali się teraz wrogami. Al Nie dbał o ich interesy, miał na względzie tylko własne dobro, więc ludzie ci z czasem zaczęli mu grozić, że jeśli nie zmieni swych działań tak, by stały się dla nich korzystne, to pożałuje. On jednak czując się bezpiecznie i uważając, że nic mu nie grozi, pokazywał im skrzyżowane ręce z zaciśniętymi w pięści dłońmi i mówił, że mogą co najwyżej "cmoknąć go w trąbkę". Faktem było co prawda, że w jego wielkiej, dobrze strzeżonej posiadłości był nieosiągalny dla wrogów, nikt nie mógł mu nic zrobić, a że rzadko opuszczał jej teren czuł się całkowicie nietykalny. Nie przewidział jednak, że gangsterzy zawsze znajdą słaby punkt u każdego, kto im się przeciwstawia.
Gabrysia miała teraz trzydzieści lat. Tego dnia szła pustą uliczką, z zakupami, w kierunku swego domku. Myślała o swoim dziecku, które na nią czekało. Przy ulicy co parę metrów rosły wysokie drzewa. Nagle, zza jednego z grubych pni wyskoczył jakiś barczysty, brodaty mężczyzna. Miał na nosie ciemne okulary i naciągnięty na głowę kaptur. Wyglądał w nim trochę dziwnie, ponieważ dzień był ciepły, na pewno więc nie wsunął go z zimna. Przyskoczył do Gabrysi, po czym szybko otoczył ją ramieniem, co ją obezwładniło. Drugą ręką przystawił jej nóż do szyi. Przerażona kobieta krzyknęła, ten jednak w mig zakrył jej usta dłonią. W oczach Gabrysi widać było przerażenie.
- Cicho bądź, paniusiu i posłuchaj, co ci teraz powiem... – wycedził przez zęby zbir.
Drżąc na całym ciele ze strachu, kobieta chcąc nie chcąc musiała wysłuchać bandyty.
***
Pan Albert był mężczyzną w średnim wieku. Miał pięćdziesiąt-pięć lat i trzymał się bardzo dobrze. Był w pełni sprawny seksualnie, wręcz czuł się pod tym względem jak młodzieniec a nawet powiadał, że to dzięki częstemu seksowi, który zapewniała mu jego córka chrzestna, jest zdrowy jak byk. Tego dnia siedział w wielkim pokoju, który nazywał "TV-roomem", rozwalony w wygodnym fotelu i popijał whisky. Oglądając na ekranie dużego, plazmowego telewizora film pornograficzny, onanizował się. W pewnym momencie usłyszał za oknem podjeżdżający samochód. Wstał więc i podszedł wyjrzeć, kto go odwiedził. Uśmiechnął się pod wąsem, gdy zobaczył dobrze sobie znane, żółte cinquecento podjeżdżające pod drzwi wejściowe domu. To była jego kochana Gabrysia, zrobiła mu niespodziankę. Albert włożył fiuta z powrotem do spodni i z zadowoleniem pomyślał sobie, że zaraz zapewne będzie miał przyjemność włożyć go gdzie indziej. Poprawił szybko czuprynę i podszedł do drzwi, do których właśnie dzwoniła jego ulubienica. Otworzył i przywitał ją pocałunkiem, długim i namiętnym, na pewno nie był to pocałunek, jakim wujek powinien witać swą bratanicę. Między nimi były jednak trochę inne relacje...
- Trzeba było mnie uprzedzić, że wpadniesz, przygotowałbym coś – powiedział głośno gościnnym tonem.
- Nic nie musisz przygotowywać, ja coś dla nas upichcę – uśmiechnęła się kobieta – ty sobie dziś odpocznij od gotowania.
- Ooo, jak miło, jesteś kochana – krzyknął. Nie umiał ukryć zadowolenia z nieoczekiwanej wizyty.
Gabrysia udała się do kuchni, by sporządzić jakiś obiad, a Albert zasiadł w tym czasie przed telewizorem. Kiedy skończyła zawołała go do salonu, gdzie zasiedli na kanapie, po czym spożyli pyszne, przyrządzone przez Gabrysię pulpeciki, rozmawiając sobie miło. Po jakimś czasie odsunęli od siebie puste talerze i Gabrysia wstała. Nic nie mówiąc, rozpięła powoli zameczek w swojej spódnicy i zaczęła ją opuszczać. Albert w tym czasie zapalił grube cygaro i obserwował wyłaniające się spod osuwającej się kiecki krocze kobiety, następnie jej jędrne uda, kolana i łydki. W końcu spódniczka opadła na ziemię, a Gabrysia zrobiła mały kroczek w bok, by z niej wyjść. Miała na sobie zmysłowe, różowe majteczki, dość kuse i pobudzające wyobraźnię. Długie nogi były ciasno opięte białymi rajstopami. Albert położył dłoń na miękkim udzie i przejechał po nim parę razy w górę i w dół. Gdy wreszcie natrafił ręką na jej napalone krocze i ścisnął je namiętnie, Gabrysia westchnęła cicho. Podstawiła mu swą małą stópkę pod nos, by zdjął z niej buta. Odłożył cygaro do popielniczki, by to uczynić, następnie obnażył także jej drugą nóżkę. Kobieta, gdy była już bosa, usiadła na poręczy kanapy, bokiem do Alberta i postawiła stopy na jego rozgrzanym kroczu. Pomasowała je nimi, po czym wyprostowała nogi, a na członku mężczyzny znalazły się jej seksowne uda. Przycisnął je do siebie i jęknął cicho, by potem czym prędzej rozpiąć rozporek i uwolnić swojego na wpół wzwiedzionego członka. Umieścił go pomiędzy gorącymi udami, które kobieta zacisnęła na nim mocno i poruszyła nimi lekko parę razy, co spowodowało, że penis Alberta po chwili był w pełnym wzwodzie. Mężczyzna sapnął i zaczął poruszać miednicą, patrząc, jak główka jego prącia co chwilę wyłania się spomiędzy zwartych ud Gabrysi. Wsunął dłonie pod jej koszulkę i macał po brzuchu oraz plecach, po chwili zaczął podciągać ją w górę. Uniosła ramiona, by mógł ją z niej zdjąć. Gdy na wierzchu był już jej jędrny biust, przykryty tylko stanikiem, zaczął go pieścić przez cienki materiał.
- Mmm, Gaba, te twoje piękne piersi... – Mówił przeciągle – Mógłbym ci je masować bez przerwy.
- Ależ możesz to robić, wujku, ile dusza zapragnie – odpowiedziała namiętnie – mnie się taki masaż przyda, od tego podobno się powiększają.
Albert szybkim ruchem zsunął stanik w dół i na wierzch wyskoczyły dwie piękne półkule z cudownymi, przekrwionymi brodawkami. Ścisnął je mocno w palcach, a Gabrysia aż jęknęła. Po jakimś czasie wypuścił jej piersi, by jedną ręką gładzić ją po udzie, a drugą włożyć jej do majtek. Było w nich niesamowicie gorąco i mokro, wszystko aż się tam kleiło od obficie wydzielających się soków podniecenia. Kobieta pochyliła się trochę, by piersiami dotknąć do twarzy Alberta. Poruszały się wolno, łaskocząc twardymi sutkami jego policzki. Mężczyzna wsunął dwa palce do nabrzmiałej szczelinki i zaczął nimi szybko wiercić we wszystkie strony. Po ciele Gabrysi przeszedł skurcz.
- Ochhhhh... – Sapnęła – Wujeczkuuu... Ty to umiesz doprowadzić mnie do takiego stanu...
Wiła się pod jego dotykiem, jęczała seksownie, wciąż stymulując zaciśniętymi udami jego członka. Było między nimi bardzo gorąco, bardzo przyjemnie...
- Jejuuu... – Jęknęła w pewnym momencie głośno. – Oj... ojoj... Wujek... AAAaaa!!! – Popiskiwała, przeżywając piękny orgazm z palcami Alberta.
Jej uda zacisnęły się wtedy jeszcze mocniej na jego prąciu, przez co przybrało kolor purpury. Gabrysia skończyła w końcu i z widoczną obojętnością dalej poruszała nogami. Albert wyjął rękę z jej majtek, w których był niezły bajzel, i zabawiał się znów lekko poruszającymi się piersiami. Po paru chwilach on również doszedł, wyładowując duże porcje nasienia na uda bratanicy. Ścisnął jej kolano i wykrzywił usta w grymasie, przeżywając orgazm. Gdy wyrzucił wszystko na nogi Gabrysi, oparł się wygodnie i siedział tak, dysząc ciężko i dochodząc do siebie. Mimochodem gładził dłońmi uda kobiety, wcierając w rajstopy pozostawioną na nich spermę. Chrześniaczka, nie ubierając się, siadła koło niego i położyła mu głowę na ramieniu. Rozmawiali, podczas konwersacji Gabrysia poprosiła oczywiście wujka o trochę pieniędzy, których cały plik chętnie jej wręczył. Gdy trochę ochłonęli, kobieta zaczęła ponownie masować członka Alberta, ten jednak stanowczo nie dawał się na powrót wzwieść.
- Co ci jest, wujek? – Spytała Gabrysia, którą zdziwił ten stan rzeczy u niewyżytego zazwyczaj Alberta.
- Coś źle się czuję – odpowiedział.
- To niedobrze. A co cię boli?
- Głowa i brzuch. I coś mnie tak mdli...
- A od kiedy tak masz?
- Od paru minut.
Przyjrzała mu się, jego twarz była dużo bledsza niż zazwyczaj.
- Może powinieneś się położyć? – Spytała z troską.
- Chyba tak... Przepraszam, że się tobą lepiej nie zająłem, ale strasznie mi niedobrze...
Gabrysia zaprowadziła Alberta do łóżka. Opatuliła go kołdrą i siedziała nad nim, głaszcząc go po policzku. Z każdą chwilą czuł się coraz gorzej, słabł w oczach.
- Zadzwoń po karetkę, proszę kochanie, czuję, że musi się mną zając lekarz, jest naprawdę źle – wystękał po jakimś czasie mężczyzna.
Gabrysia wstała i podeszła do półki, na której leżał jej telefon. Wzięła go i wykręciła numer na pogotowie. Gdy cyfry były już wystukane, zamiast zielonej słuchawki nacisnęła czerwoną i przyłożyła sobie komórkę do ucha. Do wyłączonego telefonu, zdenerwowanym głosem powiedziała o swoim chorym wujku i podała adres, pod którym się znajdują, po czym odłożyła go z powrotem na półkę. Usiadła znów przy łóżku chorego, który czekał wciąż na karetkę nie mając pojęcia, że jego córka chrzestna tylko udawała, że dzwoni na pogotowie. Niedługo oceniła, że Albert czuje się już tak źle, iż nie da rady nawet wstać z łóżka ani nic zrobić. Wymiotował co chwilę żółcią zmieszaną z krwią, po czym dławił się własnymi wymiocinami.
- Przepraszam, kochany wujeczku – powiedziała cicho Gabrysia, z prawdziwym żalem w głosie.
- Za co? – spytał bardzo słabym, ledwie słyszalnym głosem Albert.
- Za wszystkie zło, które ci wyrządziłam, a szczególnie za to, że cię otrułam. Tak, to przeze mnie tak źle się czujesz... Pulpeciki, które ci zrobiłam na obiad były zatrute... Wybacz. Nie miałam wyboru. Twoi wrogowie grozili mi... Mi i mojemu dziecku. Wysłali jakiegoś gangstera, żeby mnie napadł, przystawił mi nóż do gardła. Powiedział, że zostawią mnie w spokoju, jeśli cię zabiję, a jeśli nie, to zrobią coś mi i dziecku. Sami nie mają do ciebie dojścia, więc wykorzystali mnie. Przepraszam cię jeszcze raz. Żegnaj, kochany ojcze chrzestny.
Albert patrzył na nią z konsternacją. Nie miał jednak nawet siły, by jej odpowiedzieć, by dać jej do zrozumienia, co o niej teraz myśli. Jego własna córka chrzestna, której dał tyle miłości i tyle serca, zdradziła go. Więc w taki sposób postanowili go dopaść. Nie mógł już nic poradzić, był teraz zbyt słaby, nie mógł się prawie w ogóle poruszać. Gabrysia ucałowała go w czoło, po czym wolnym krokiem odeszła, zostawiając konającego wujka samego.
Na pogrzebie pana Alberta były tylko dwie osoby – Gabrysia i jej dziecko. To ona zorganizowała mu ten pogrzeb. Postanowiła godnie go pożegnać. Mimo, iż to ona go zabiła, płakała po nim jeszcze przez długie miesiące i choć po jego śmierci odziedziczyła cały majątek, żałowała, że odszedł i strasznie jej go brakowało.