Molly (I)
22 marca 2020
Molly
Szacowany czas lektury: 9 min
Znowu korki. To miasto stoi w miejscu. Kolejne światła i zanim się rozpędzę już muszę hamować. Na chuj mi takie drogie auto skoro te jebane hulajnogi są szybsze, uderzyłem zdenerwowany dłonią w kierownicę. Tak więc moje auto stoi, miasto stoi jak co dzień o tej porze i moje życie także stoi w miejscu. Na każdym kroku czerwone światło ostrzega i nakazuje się zatrzymać. Chociaż jadę to stoję wciąż, a porusza się tło, jak Mario Bros... To Sokół nawijał, ale ja teraz pod nosem nucę Grubsona „wracam po pracy, prosto do bazy, gorąca kąpiel mi się marzy, seks ze dwa razy...”. Dokładnie... A jej znowu nie ma.
Kolejny dzień we wspomnieniach managera wyższego szczebla w dużej korporacji pozostawił w pamiętniku jedynie puste strony. Nie zdarzyło się nic dobrego, bo się nie mogło zdarzyć, a wszystko złe, co mogło, ale nie musiało, zdarzyło się. Terminy, naciski przełożonych, niekompetentni podwładni, donosy i niezapowiedziane kontrole. W końcu udało mi się wydostać z gardła miasta-potwora i jego światła powoli znikały za mną. Byłem coraz bliżej swojego domu położonego w nowej ekskluzywnej dzielnicy. Domu jakich wybudowano metodą kopiuj-wklej, grzecznie stojących w szeregu jeden obok drugiego, z zadbanym trawnikiem, bo nie miał go kto wydeptać. Jak się ma taki dom, w takim miejscu, w pobliżu pięknych lasów i jeziora, z dala od zgiełku miasta, ale jednocześnie z łatwym i w miarę szybkim dojazdem do centrum (szybkim czyt. jednogodzinnym) to się nie ma czasu na seks i tym samym dzieci (w tej myśli wsparła mnie Maria Peszek).
W lodówce czekało na mnie zimne piwo, choć mój status powinien raczej wskazywać na wieczorne raczenie się whiskey. Miałem pieniądze, na których jakoś nigdy mi nie zależało, może dlatego ich zarabianie i mnożenie przychodziło mi dość łatwo. Uczciwie muszę dodać, że pieniądze „na start” w dorosłość od starych też się przydały. Nie bałem się straty, los mi sprzyjał, choć być może byłem tylko głupcem i karta wkrótce się odwróci? Akcje, obligacje, wirtualne waluty to były inwestycje przynoszące mi duże zyski. Szczęście, wiedza i znajomość z ludźmi mądrzejszymi ode mnie (przy tym bajecznie bogatymi) poznanych dzięki pracy pozwoliła mi i dla siebie uszczknąć coś z tego tortu. Mój kawałek był już całkiem spory i widok konta w banku sycił mnie już wystarczająco. Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, mój był jednak w pełni zaspokojony. Czego nie mogłem powiedzieć o swojej narzeczonej Karolinie. Jej było wiecznie mało, bo i jej plany były dość duże. Była artystką, malowała piękne obrazy. Niestety mało kto chciał je kupować, chyba, że za jakieś grosze. Byliśmy razem trzy lata, jednak od kilku miesięcy widywaliśmy się coraz rzadziej. Ciągle wyjeżdżała na wystawy, nierzadko zagraniczne. Próbowała się przebić do szerszej publiczności. Miała w planie otworzenie własnej galerii sztuki i promowanie młodych artystów. Na to potrzeba pieniędzy... dużo pieniędzy, morza czasu i oceanu energii. Dzieliła się nią z innymi i dla mnie już jej nie starczało. Lubiła towarzystwo, blichtr, szpile, wystawne imprezy, diamenty. Ja lubiłem zmęczyć się na siłowni, poczytać dobrą książkę, pójść na mecz, pojeździć na motocyklu czując w czasie jazdy choć przez chwilę namiastkę wolności. Nie znosiłem ludzi. Znaczy nie to, że nie lubiłem ludzi jako... jako... ludzi? Lubiłem, ale pojedynczo, nie w gromadach, nie w nieustannej walce o władzę i zainteresowanie. Lubiłem człowieka, nie lubiłem ludzkości. Za dużo tego miałem na co dzień w pracy, kiedyś było inaczej... Byłem duszą towarzystwa. Chyba najwyższa pora zmienić pracę i przestać być szczurem w tym wyścigu bez linii mety. Tylko co na to powie Karolina... ehhh... jakże łatwiej byłoby mi jej nie kochać...
Kiedyś było inaczej myślałem stojąc pod prysznicem, gdy ciepła woda spływała mi po plecach. Zanim Karolina poczuła w sobie misję poszukiwania nowych Kossaków, Beksińskich i Warholów, lubiła wchodzić do łazienki, wskakiwać do mnie pod prysznic, wpierw jednak zaglądając ukradkiem z niewinnie spuszczonymi oczkami pytając mnie czy może wejść. Uśmiechałem się do niej za każdym razem, a właściwie śmiałem na cały głos i łapiąc ją przyciągałem do siebie. Czasem zastanawiałem się, kiedy jej się to znudzi. Niestety szybciej niż przypuszczałem. Nie miała już czasu na seks... W każdym razie nie tyle, nie tak i nie z taką namiętnością i pasją jak kiedyś. Na myśl tych rozkosznych chwil, które zaczynały się się od żartów, a kończyły nierzadko na ostrym, dzikim, zwierzęcym pieprzeniu jej od tyłu, kończonym wspólnym osiąganiem orgazmu i urywanymi krzykami rozkoszy, mój penis, rosnąc przypominał mi o swoim istnieniu. Popatrzyłem na niego z góry, nie był ogromny, całkiem przeciętny w długości, ale gruby i twardy. Dotknąłem go i napletek delikatnie osunął się z czubka prącia, odsłaniając dużą, czerwoną świecącą główkę, która prosiła żebym ją namydlił i pogładził. Głęboko westchnąłem gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zakręciłem wodę i nasłuchiwałem. Ponownie ktoś zadzwonił i po chwili rozległo się głośne pukanie. Spojrzałem na swojego kutasa, który ciągle sterczał niezrażony. Zły na nieproszonego gościa, który zabrał mi chwilę relaksu, na którą tak czekałem cały cholerny dzień, chwyciłem ręcznik, zacząłem się szybko wycierać po czym nałożyłem na swoje jeszcze mokre ciało koszulkę i nie mając pod ręką żadnych spodenek obwinąłem się w pasie pół wilgotnym ręcznikiem, po czym poszedłem zobaczyć co to za nadgorliwiec dobija się do moich drzwi. Gdy je otworzyłem, ciepły letni wiatr owiał moje rozgrzane od wody i wspomnień ciało i ujrzałem przed sobą nastoletnią córkę sąsiadów.
- Dobry wieczór. Przepraszam pana, że przeszkadzam, panie Kamilu – powiedziała spoglądając na moje mokre włosy- ale przychodzę w bardzo ważnej dla mnie sprawie. Wczoraj zaginął nasz pies, łaciaty beagle, on co prawda często znika na parę godzin, no ale od wczoraj go nie ma, a to bardzo długo, nawet jak na niego. Bardzo się martwię czy coś mu się nie stało, no ale może widział go pan wczoraj na przykład, albo dzisiaj? - spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami, spod długich rzęs i burzy jasnych włosów. Była bez wątpienia prześliczną dziewczyną. Moje myśli o Karolinie, które przed chwilą towarzyszyły mi pod prysznicem, zlały się przez moment z jakimiś dziwnymi obrazami tej młodej kobiety stojącej przede mną. Stałem w drzwiach milcząc, po czym odganiając grzeszne myśli pokręciłem głową odpowiadając, że niestety nie widziałem jej psa w ostatnim czasie. Posmutniała w momencie, aż zrobiło mi się jej żal i poczułem chęć żeby ją przytulić.
- Mam do pana prośbę jeśli to nie kłopot. Czy mogłabym rozwiesić na pańskim ogrodzeniu, ogłoszenie o zaginięciu Rokiego? - wskazała ręką na wydrukowane zdjęcie swojego pupila - Proszę – uśmiechnęła się i jej twarz nabrała jeszcze piękniejszego wyrazu.
- Oczywiście. I nie żaden Pan, tylko Kamil – odwzajemniłem uśmiech i wyciągnąłem rękę, żeby przejść na ty.
- Molly. Znaczy Malwina, ale każdy mówi Molly. Pan niech mówi jak chce – jak uczennica lekko ugięła nogi w kolanach, grzecznie kłaniając się i jedną dłonią odgarniając blond włosy za ucho. Była urocza i pełna wdzięku. Znów zrobiło mi się ciepło i poczułem, że mój przyjaciel w spodniach znów daje o sobie znać. Pożegnałem niespodziewanego gościa i wróciłem do domu. „Pan, panie” jaki ze mnie pan myślałem. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do tak szybko upływającego czasu. Byłem jakieś dwa razy starszy od Malwiny, (zakładając, że ona ma 18 lat) a przecież często czułem się na piętnaście, choć trzeba też przyznać, że coraz częściej na siedemdziesiąt... Włączyłem światło w przestronnym salonie, w którym na ziemi stało wielkie lustro, gdzie Karolina tak bardzo lubiła się przeglądać, szykując swoje zwariowane kreacje na imprezy śmietanki towarzyskiej naszego miasta, okolic, jak i dalsze wojaże w których tak się lubowała. Zrzuciłem ręcznik, zdjąłem koszulkę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Nie jest tak źle. Trzymałem się całkiem nieźle. W lustrze stał mężczyzna wysoki brunet w średnim wieku, dobrze zbudowany, ale nie nadmiernie, z dobrze wyrzeźbionym ciałem i z... penisem w stanie erekcji. Chwyciłem go w rękę, drugą oparłem na stoliku, zamknąłem oczy i zacząłem przywoływać sobie w głowie obraz, gdy z początku jak się tu wprowadziliśmy z Karoliną czyli jakieś półtora roku temu (a był to dzień kiedy nie przyszła się kochać ze mną pod prysznicem), wyszedłem z łazienki i zobaczyłem moją ukochaną kobietę w seksownej, koronkowej, czerwono-czarnej bieliźnie, w butach na wysokim obcasie opierającą się łokciami o stół z wypiętą do mnie pupą. Ta dupa wynagradzała mi wszystko. Była zaproszeniem do raju. Karolina była moim rajem. Jej ciało, zapach i głos. Długie nogi prezentowały się bosko. Szpile w obcasach ostre i długie dodatkowo eksponowały jej zalety, a mnie podnieciły w jednym momencie. Nabrałem powietrza głęboko w płuca. Odwróciła do mnie wtedy głowę mówiąc zadziornie i głośno. -Zerżnij mnie. Zerżnij- mówiła to głosem nie znoszącym sprzeciwu. Podszedłem i chwyciłem ją mocno za włosy, a ona wygięła szyję do tyłu z zaciśniętymi zębami. Spojrzałem jej w oczy. To ja mam tutaj władzę i zrobię z tobą na co mam tylko ochotę. Obudziłaś smoka... Pociągnąłem za włosy drugi raz, tym razem mocniej, a ona otworzyła usta i lekko krzyknęła. Uklęknąłem za nią odgarniając pasek stringów na bok i przejechałem językiem po jej tyłku nie omijając dziurki. Westchnęła. Wypięła się jeszcze mocniej, dając mi swobodny dostęp do jej cipki. Zacząłem ją lizać. Była cała mokra, z każdą chwilą coraz bardziej. Zlizywałem zachłannie wszystkie jej soki. Smakowała wybornie. Oddychała coraz głośniej, ledwo trzymając się na nogach. Była moja. Jej nogi drżały coraz mocniej, tak, że jej cipka momentami uciekała przed moim językiem. Chwyciłem więc ją mocno za uda, żeby nie mogła się nieświadomie wyrywać w tych przypływach rozkoszy, z całej siły przycisnąłem twarz w jej dupę. Mój nos dotykał jej drugiej dziurki, a ja dostałem się językiem i ustami do jej cipki ssąc i liżąc ją jak najdroższą mi rzecz. Karolina jęczała już bardzo głośno i ręce zaciskała w pięści, szukając jednocześnie czegoś co mogłaby złapać. Ostatkiem tchu powiedziała - wsadź mi go, błagam...
Obrazy tamtego dnia migały mi pod zamkniętymi powiekami, a ja trzepałem zapominając o całym świecie, tym co było i tym co będzie chcąc się jedynie spuścić i rozpłynąć w błogości. Czułem jak jajka podchodzą mi do góry i z całych sił wypluwają miliony plemników na stół. Orgazm... Taaaak... Molly... Widzę jej twarz. Młodą, doskonałą, niewinną, śliczną... Duże usta... Pełne piersi... Blond włosy... Rusałka... Tak... Jestem cały spocony i rozgrzany. Strzepuję resztki spermy na podłogę. Powoli wraca mi świadomość. Patrzę na swojego kutasa i jestem z niego dumny. Dobrze się spisałeś. Dochodzi do mnie, że w chwili największej rozkoszy moje myśli skupiły się nie na mojej narzeczonej, a nastoletniej sąsiadce. Dziwne. Mimo to czułem się całkowicie zrelaksowany. Podszedłem do balkonu by wpuścić do tej jaskini grzechu trochę ożywczego powietrza. Odsunąłem firankę i... ujrzałem ją. Stała po drugiej stronie płotu obok mojej furtki. Widziałem ją w poświacie lampy na tle resztek promieni słonecznych. Resztek promieni... resztek... było już praktycznie ciemno! To znaczyło jedno. Widziała mnie. Przecież włączyłem światło w salonie, więc stojąc tak blisko, musiała to wszystko widzieć. Boże, ona mnie widziała! Ile to trwało? Pięć minut, dziesięć? Patrzyła na mnie. Nie odwracała wzroku. Musiała widzieć, że ja ją widzę. A mimo to nie odchodziła. Molly...