Molly (I)

22 marca 2020

Opowiadanie z serii:
Molly

Szacowany czas lektury: 9 min

 

Znowu korki. To miasto stoi w miejscu. Kolejne światła i zanim się rozpędzę już muszę hamować. Na chuj mi takie drogie auto skoro te jebane hulajnogi są szybsze, uderzyłem zdenerwowany dłonią w kierownicę. Tak więc moje auto stoi, miasto stoi jak co dzień o tej porze i moje życie także stoi w miejscu. Na każdym kroku czerwone światło ostrzega i nakazuje się zatrzymać. Chociaż jadę to stoję wciąż, a porusza się tło, jak Mario Bros... To Sokół nawijał, ale ja teraz pod nosem nucę Grubsona „wracam po pracy, prosto do bazy, gorąca kąpiel mi się marzy, seks ze dwa razy...”. Dokładnie... A jej znowu nie ma.

Kolejny dzień we wspomnieniach managera wyższego szczebla w dużej korporacji pozostawił w pamiętniku jedynie puste strony. Nie zdarzyło się nic dobrego, bo się nie mogło zdarzyć, a wszystko złe, co mogło, ale nie musiało, zdarzyło się. Terminy, naciski przełożonych, niekompetentni podwładni, donosy i niezapowiedziane kontrole. W końcu udało mi się wydostać z gardła miasta-potwora i jego światła powoli znikały za mną. Byłem coraz bliżej swojego domu położonego w nowej ekskluzywnej dzielnicy. Domu jakich wybudowano metodą kopiuj-wklej, grzecznie stojących w szeregu jeden obok drugiego, z zadbanym trawnikiem, bo nie miał go kto wydeptać. Jak się ma taki dom, w takim miejscu, w pobliżu pięknych lasów i jeziora, z dala od zgiełku miasta, ale jednocześnie z łatwym i w miarę szybkim dojazdem do centrum (szybkim czyt. jednogodzinnym) to się nie ma czasu na seks i tym samym dzieci (w tej myśli wsparła mnie Maria Peszek).

W lodówce czekało na mnie zimne piwo, choć mój status powinien raczej wskazywać na wieczorne raczenie się whiskey. Miałem pieniądze, na których jakoś nigdy mi nie zależało, może dlatego ich zarabianie i mnożenie przychodziło mi dość łatwo. Uczciwie muszę dodać, że pieniądze „na start” w dorosłość od starych też się przydały. Nie bałem się straty, los mi sprzyjał, choć być może byłem tylko głupcem i karta wkrótce się odwróci? Akcje, obligacje, wirtualne waluty to były inwestycje przynoszące mi duże zyski. Szczęście, wiedza i znajomość z ludźmi mądrzejszymi ode mnie (przy tym bajecznie bogatymi) poznanych dzięki pracy pozwoliła mi i dla siebie uszczknąć coś z tego tortu. Mój kawałek był już całkiem spory i widok konta w banku sycił mnie już wystarczająco. Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, mój był jednak w pełni zaspokojony. Czego nie mogłem powiedzieć o swojej narzeczonej Karolinie. Jej było wiecznie mało, bo i jej plany były dość duże. Była artystką, malowała piękne obrazy. Niestety mało kto chciał je kupować, chyba, że za jakieś grosze. Byliśmy razem trzy lata, jednak od kilku miesięcy widywaliśmy się coraz rzadziej. Ciągle wyjeżdżała na wystawy, nierzadko zagraniczne. Próbowała się przebić do szerszej publiczności. Miała w planie otworzenie własnej galerii sztuki i promowanie młodych artystów. Na to potrzeba pieniędzy... dużo pieniędzy, morza czasu i oceanu energii. Dzieliła się nią z innymi i dla mnie już jej nie starczało. Lubiła towarzystwo, blichtr, szpile, wystawne imprezy, diamenty. Ja lubiłem zmęczyć się na siłowni, poczytać dobrą książkę, pójść na mecz, pojeździć na motocyklu czując w czasie jazdy choć przez chwilę namiastkę wolności. Nie znosiłem ludzi. Znaczy nie to, że nie lubiłem ludzi jako... jako... ludzi? Lubiłem, ale pojedynczo, nie w gromadach, nie w nieustannej walce o władzę i zainteresowanie. Lubiłem człowieka, nie lubiłem ludzkości. Za dużo tego miałem na co dzień w pracy, kiedyś było inaczej... Byłem duszą towarzystwa. Chyba najwyższa pora zmienić pracę i przestać być szczurem w tym wyścigu bez linii mety. Tylko co na to powie Karolina... ehhh... jakże łatwiej byłoby mi jej nie kochać...

Kiedyś było inaczej myślałem stojąc pod prysznicem, gdy ciepła woda spływała mi po plecach. Zanim Karolina poczuła w sobie misję poszukiwania nowych Kossaków, Beksińskich i Warholów, lubiła wchodzić do łazienki, wskakiwać do mnie pod prysznic, wpierw jednak zaglądając ukradkiem z niewinnie spuszczonymi oczkami pytając mnie czy może wejść. Uśmiechałem się do niej za każdym razem, a właściwie śmiałem na cały głos i łapiąc ją przyciągałem do siebie. Czasem zastanawiałem się, kiedy jej się to znudzi. Niestety szybciej niż przypuszczałem. Nie miała już czasu na seks... W każdym razie nie tyle, nie tak i nie z taką namiętnością i pasją jak kiedyś. Na myśl tych rozkosznych chwil, które zaczynały się się od żartów, a kończyły nierzadko na ostrym, dzikim, zwierzęcym pieprzeniu jej od tyłu, kończonym wspólnym osiąganiem orgazmu i urywanymi krzykami rozkoszy, mój penis, rosnąc przypominał mi o swoim istnieniu. Popatrzyłem na niego z góry, nie był ogromny, całkiem przeciętny w długości, ale gruby i twardy. Dotknąłem go i napletek delikatnie osunął się z czubka prącia, odsłaniając dużą, czerwoną świecącą główkę, która prosiła żebym ją namydlił i pogładził. Głęboko westchnąłem gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zakręciłem wodę i nasłuchiwałem. Ponownie ktoś zadzwonił i po chwili rozległo się głośne pukanie. Spojrzałem na swojego kutasa, który ciągle sterczał niezrażony. Zły na nieproszonego gościa, który zabrał mi chwilę relaksu, na którą tak czekałem cały cholerny dzień, chwyciłem ręcznik, zacząłem się szybko wycierać po czym nałożyłem na swoje jeszcze mokre ciało koszulkę i nie mając pod ręką żadnych spodenek obwinąłem się w pasie pół wilgotnym ręcznikiem, po czym poszedłem zobaczyć co to za nadgorliwiec dobija się do moich drzwi. Gdy je otworzyłem, ciepły letni wiatr owiał moje rozgrzane od wody i wspomnień ciało i ujrzałem przed sobą nastoletnią córkę sąsiadów.

- Dobry wieczór. Przepraszam pana, że przeszkadzam, panie Kamilu – powiedziała spoglądając na moje mokre włosy- ale przychodzę w bardzo ważnej dla mnie sprawie. Wczoraj zaginął nasz pies, łaciaty beagle, on co prawda często znika na parę godzin, no ale od wczoraj go nie ma, a to bardzo długo, nawet jak na niego. Bardzo się martwię czy coś mu się nie stało, no ale może widział go pan wczoraj na przykład, albo dzisiaj? - spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami, spod długich rzęs i burzy jasnych włosów. Była bez wątpienia prześliczną dziewczyną. Moje myśli o Karolinie, które przed chwilą towarzyszyły mi pod prysznicem, zlały się przez moment z jakimiś dziwnymi obrazami tej młodej kobiety stojącej przede mną. Stałem w drzwiach milcząc, po czym odganiając grzeszne myśli pokręciłem głową odpowiadając, że niestety nie widziałem jej psa w ostatnim czasie. Posmutniała w momencie, aż zrobiło mi się jej żal i poczułem chęć żeby ją przytulić.

- Mam do pana prośbę jeśli to nie kłopot. Czy mogłabym rozwiesić na pańskim ogrodzeniu, ogłoszenie o zaginięciu Rokiego? - wskazała ręką na wydrukowane zdjęcie swojego pupila - Proszę – uśmiechnęła się i jej twarz nabrała jeszcze piękniejszego wyrazu.

- Oczywiście. I nie żaden Pan, tylko Kamil – odwzajemniłem uśmiech i wyciągnąłem rękę, żeby przejść na ty.

- Molly. Znaczy Malwina, ale każdy mówi Molly. Pan niech mówi jak chce – jak uczennica lekko ugięła nogi w kolanach, grzecznie kłaniając się i jedną dłonią odgarniając blond włosy za ucho. Była urocza i pełna wdzięku. Znów zrobiło mi się ciepło i poczułem, że mój przyjaciel w spodniach znów daje o sobie znać. Pożegnałem niespodziewanego gościa i wróciłem do domu. „Pan, panie” jaki ze mnie pan myślałem. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do tak szybko upływającego czasu. Byłem jakieś dwa razy starszy od Malwiny, (zakładając, że ona ma 18 lat) a przecież często czułem się na piętnaście, choć trzeba też przyznać, że coraz częściej na siedemdziesiąt... Włączyłem światło w przestronnym salonie, w którym na ziemi stało wielkie lustro, gdzie Karolina tak bardzo lubiła się przeglądać, szykując swoje zwariowane kreacje na imprezy śmietanki towarzyskiej naszego miasta, okolic, jak i dalsze wojaże w których tak się lubowała. Zrzuciłem ręcznik, zdjąłem koszulkę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Nie jest tak źle. Trzymałem się całkiem nieźle. W lustrze stał mężczyzna wysoki brunet w średnim wieku, dobrze zbudowany, ale nie nadmiernie, z dobrze wyrzeźbionym ciałem i z... penisem w stanie erekcji. Chwyciłem go w rękę, drugą oparłem na stoliku, zamknąłem oczy i zacząłem przywoływać sobie w głowie obraz, gdy z początku jak się tu wprowadziliśmy z Karoliną czyli jakieś półtora roku temu (a był to dzień kiedy nie przyszła się kochać ze mną pod prysznicem), wyszedłem z łazienki i zobaczyłem moją ukochaną kobietę w seksownej, koronkowej, czerwono-czarnej bieliźnie, w butach na wysokim obcasie opierającą się łokciami o stół z wypiętą do mnie pupą. Ta dupa wynagradzała mi wszystko. Była zaproszeniem do raju. Karolina była moim rajem. Jej ciało, zapach i głos. Długie nogi prezentowały się bosko. Szpile w obcasach ostre i długie dodatkowo eksponowały jej zalety, a mnie podnieciły w jednym momencie. Nabrałem powietrza głęboko w płuca. Odwróciła do mnie wtedy głowę mówiąc zadziornie i głośno. -Zerżnij mnie. Zerżnij- mówiła to głosem nie znoszącym sprzeciwu. Podszedłem i chwyciłem ją mocno za włosy, a ona wygięła szyję do tyłu z zaciśniętymi zębami. Spojrzałem jej w oczy. To ja mam tutaj władzę i zrobię z tobą na co mam tylko ochotę. Obudziłaś smoka... Pociągnąłem za włosy drugi raz, tym razem mocniej, a ona otworzyła usta i lekko krzyknęła. Uklęknąłem za nią odgarniając pasek stringów na bok i przejechałem językiem po jej tyłku nie omijając dziurki. Westchnęła. Wypięła się jeszcze mocniej, dając mi swobodny dostęp do jej cipki. Zacząłem ją lizać. Była cała mokra, z każdą chwilą coraz bardziej. Zlizywałem zachłannie wszystkie jej soki. Smakowała wybornie. Oddychała coraz głośniej, ledwo trzymając się na nogach. Była moja. Jej nogi drżały coraz mocniej, tak, że jej cipka momentami uciekała przed moim językiem. Chwyciłem więc ją mocno za uda, żeby nie mogła się nieświadomie wyrywać w tych przypływach rozkoszy, z całej siły przycisnąłem twarz w jej dupę. Mój nos dotykał jej drugiej dziurki, a ja dostałem się językiem i ustami do jej cipki ssąc i liżąc ją jak najdroższą mi rzecz. Karolina jęczała już bardzo głośno i ręce zaciskała w pięści, szukając jednocześnie czegoś co mogłaby złapać. Ostatkiem tchu powiedziała - wsadź mi go, błagam...

Obrazy tamtego dnia migały mi pod zamkniętymi powiekami, a ja trzepałem zapominając o całym świecie, tym co było i tym co będzie chcąc się jedynie spuścić i rozpłynąć w błogości. Czułem jak jajka podchodzą mi do góry i z całych sił wypluwają miliony plemników na stół. Orgazm... Taaaak... Molly... Widzę jej twarz. Młodą, doskonałą, niewinną, śliczną... Duże usta... Pełne piersi... Blond włosy... Rusałka... Tak... Jestem cały spocony i rozgrzany. Strzepuję resztki spermy na podłogę. Powoli wraca mi świadomość. Patrzę na swojego kutasa i jestem z niego dumny. Dobrze się spisałeś. Dochodzi do mnie, że w chwili największej rozkoszy moje myśli skupiły się nie na mojej narzeczonej, a nastoletniej sąsiadce. Dziwne. Mimo to czułem się całkowicie zrelaksowany. Podszedłem do balkonu by wpuścić do tej jaskini grzechu trochę ożywczego powietrza. Odsunąłem firankę i... ujrzałem ją. Stała po drugiej stronie płotu obok mojej furtki. Widziałem ją w poświacie lampy na tle resztek promieni słonecznych. Resztek promieni... resztek... było już praktycznie ciemno! To znaczyło jedno. Widziała mnie. Przecież włączyłem światło w salonie, więc stojąc tak blisko, musiała to wszystko widzieć. Boże, ona mnie widziała! Ile to trwało? Pięć minut, dziesięć? Patrzyła na mnie. Nie odwracała wzroku. Musiała widzieć, że ja ją widzę. A mimo to nie odchodziła. Molly...

 

Ten tekst odnotował 19,050 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.42/10 (25 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (21)

+2
0
Ciekawy tekst. Widać, że autor ma pomysł na historię i warsztat, nad którym warto popracować. Co prawda w paru miejscach opowiadanie zamienia się w raczej chaotyczny strumień myśli bohatera, ale i tak czekam na więcej 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Zdecydowanie wciąga...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tak, zdecydowanie czekamy na ulubiony dalszy ciag. 🙂)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-3
Na początek pytanie, które nurtuje mnie najbardziej. Dlaczego podzieliłeś tekst na kilkuminutowe odcinki? Piszesz kolejny akapit i go wstawiasz? Tak bardzo chcesz (wreszcie!) opublikować, że nie jesteś w stanie napisać całości, a dopiero potem wstawić? Niby wiele pytań, a tak naprawdę jedno, to pierwsze.

Co zaś samego tekstu.

Na chuj mi takie drogie auto skoro te jebane hulajnogi są szybsze, uderzyłem zdenerwowany dłonią w kierownicę.


W tym zdaniu pomieszane są myśli bohatera z didaskaliami, przecinkiem się tego nie robi; może:
Na chuj mi takie drogie auto skoro te jebane hulajnogi są szybsze. - Pomyślałem zdenerwowany i uderzyłem dłonią w kierownicę.

wieczorne raczenie się whiskey.


whisky we wszystkich przypadkach liczby pojedynczej i mnogiej (czyli zawsze) piszemy whisky

nie mając pod ręką żadnych spodenek obwinąłem się w pasie pół wilgotnym ręcznikiem,


poczułem, że mój przyjaciel w spodniach znów daje o sobie znać.


skoro podszedł do drzwi owinięty jedynie ręcznikiem (koszulka nie ma tu nic do rzeczy), to skąd nagle te spodnie?

w przestronnym salonie, w którym na ziemi stało


skoro w salonie, to raczej na podłodze, płytkach itp.

gdzie Karolina tak bardzo lubiła się przeglądać,


w którym Karolina...

W lustrze stał mężczyzna wysoki brunet w średnim wieku,


,,W lustrze" nie da rady stać, a ponieważ już wcześniej bohater wspomina o lustrze, więc może:
Ujrzałem wysokiego mężczyznę w średnim wieku...

a ona wygięła szyję do tyłu z zaciśniętymi zębami.


bardziej: a ona, zaciskając zęby, wygięła szyję do tyłu.

dając mi swobodny dostęp do jej cipki.


do swojej, jak już, ale ponieważ nie ma innej cipki, oba zaimki są zbędne; w dalszej części tekstu również

Patrzę na swojego kutasa i jestem z niego dumny. Dobrze się spisałeś.


tu masz dwie wersje do wyboru: Dobrze się spisałeś - myślę. (cokolwiek innego), lub: Dobrze się spisał.

Do ostatniej sceny, a raczej do wniosków, do których w niej dochodzi bohater, mam wątpliwości. Faktycznie, stojąc o zmroku na zewnątrz i patrząc w oświetlone pomieszczenie przez okno, można zobaczyć, co się dzieje w środku, ale... Mężczyzna podchodzi do... balkonu (które zwykle bywają na piętrze, nie parterze). Nawet, gdyby jakimś cudem znajdował się na parterze, to sama płyta balkonu, plus barierka, utrudniałyby widoczność całej postaci. Dlatego Molly nie mogła widzieć, co dokładnie robi bohater.
Gdzieś na początku zauważyłam podwójne ,,się", ale już sam wypatrz. Do tego przecinki,przecinki, przecinki...

Podsumowując. Dobrze się zapowiada, tylko... ile zostanie mi z niego w pamięci, zanim zacznę czytać kolejną część? A jeżeli druga nie jest ostatnią? Jeszcze raz apeluję - połącz w jedno i wtedy opublikuj.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

whisky we wszystkich przypadkach liczby pojedynczej i mnogiej (czyli zawsze) piszemy whisky



Tyle że whiskey to nie odmiana od whisky, a osobne słowo. W pewnym uproszczeniu whiskey jest irlandzka / amerykańska, a whisky szkocka i cała pozostała. My często tego nawet nie rozróżniamy i każda "ruda wóda na myszach" 😉 to whisky. Ale nie podejmuję się jednoznacznie stwierdzić, czy autor miał na myśli konkretnie trunek z zielonej wyspy 😉 czy po prostu zrobił literówkę.

PS Mnie to też zastanowiło z tym balkonem - może chodziło o niski taras? Gdyby miał cienkie barierki, byłoby widać wszystko z daleka 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-3
Pani Krystyno... Cieszę się, że Pani tak dokładnie czytała moje wypociny 🙂
Odpowiadając na wstępie na najbardziej nurtujące pytanie to po pierwsze. Nie wrzucam po akapicie. Przyjmując formę Pani uwag odsyłam Panią do pojęcia akapit. Dlaczego wrzucam w częściach? Gdyż mam także inne zajęcia, za pisanie tutaj nikt mi nie płaci, historia jest więc pisana na bieżąco. W sekrecie Pani powiem, że część 3 jest dopiero w trakcie, a nie chce wrzucać jednego akapitu 😉
Odnosząc się do uwagi z hulajnogą, według Pani się tak nie robi. Mówi Pani coś strumień myśli, to jest swobodne opowiadanie, moje, a nie Pani, proszę pozwolić mi zachować swobodę wypowiedzi 🙂
Co do "whiskey" skoro się nim raczę, to zaczynam pisać i mówić w tym wypadku przeciągle dodając "e" 🙂 (rozumie Pani, rozmowa bohatera z samym sobą).
Uwaga o ręczniku i spodniach słuszna, jeszcze raz dziękuję za wnikliwość :*
"Lustra stojącego na ziemi" mowa potoczna
"W lustrze stał" owszem mógł w lustrze stać. Polecam poczytać trochę filozoficznych rozpraw i dysput chociażby Arystotelesa czy Nitzschego. Tym tropem można podważyć wszystko, gdyż nie wiadomo w ogóle czy ja i Pani istniejemy, a poddaje Pani w wątpliwość "stanie" kogoś w lustrze.
Kolejne uwagi ok, aż do "kutasa" znów narzuca mi Pani swoją narrację i powinność. Bardzo nieładnie.

Co do uwagi z balkonem, przyjmijmy, że miałem na myśli taras, a barierek zasłaniających przez grzeczność nie skomentuję 🙂

Pzdr 🙂

PS Pani apeluje, żebym napisał i opublikował całość, a ja apeluję, żeby Pani wyszła na rower bo mimo pandemii można i przejechała się kilkanaście kilometrów bez siodełka. Może przychylniejszym okiem będzie Pani patrzyła na otaczającą rzeczywistość i nie narzucała innym osobom swojej wizji świata, w tym przypadku jak pisać opowiadania na pokątne.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-3
Autorze, szkoda, że nie przeczytałeś moich uwag uważniej; cóż, masz do tego prawo. Dla mnie możesz łamać wszystkie zasady, w żadnym wypadku nie NARZUCIŁAM, a jedynie proponowałam zmiany: to raczej..., więc może..., bardziej..., nigdzie nie napisałam: musisz.

P.S.
Dziękuję za dobrą radę. Na razie nie czuję potrzeby się do niej zastosować; jeżeli to nastąpi, to zgłoszę się i chętnie popatrzę, jak pan jeździ bez siodełka. W końcu, nie ma to, jak doświadczony nauczyciel 😉

Pozdrawiam, Krystyna 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Dobre!
Inne, ciekawe, wciągające i (nie chcę, żeby zabrzmiało, jak ocena treblinek do kombajnu z "Nie lubię poniedziałku") niebanalne. Mimo, że dzielenie historii na odcinki zniechęca mnie praktycznie od razu do czytania, zaryzykowałem, przeczytałem i nie odczułem prognozowanych dwunastu minut jako wady. Zaciekawiłeś mnie i wkręciłeś w historię na tyle, że zerknę na kontynuację.
Trzeba przyznać, że całkiem nieźle operujesz piórem i masz pomysł na przekazanie swoich koncepcji. Pewnie możnaby doszukać się dość konkretnej liczby błędów, chociażby interpunkcja, którą przestałem sprawdzać po pierwszych kilku zdaniach, a brakowało w nich sporej liczby przecinków, lub błędy logiczne, które wskazała Krystyna. Nie razi to na tyle (przynajmniej mnie), żeby sklasyfikować Twoją historię jako kiepską próbę debiutu.
Pisałem o tym już po kilkoma opowiadaniami - kiepska treść, ale doszlifowana pod kątem technicznym nie obroni się, tak jak świetna/dobra/rokująca historia z błędami. Dopieprzanie się na siłę do opowiadania (nawet dzielonego na odcinki), które wnosi powiew świeżości i zapowiada się naprawdę ciekawie, ale nie jest perfekcyjne, to sztuka dla sztuki.
W przeciwieństwie do Krystyny zostało mi w pamięci na tyle dużo, żeby zerknąć na drugi odcinek, a w międzyczasie nie zapomnieć, o czym był pierwszy. Mam nadzieję, że nie zniechęcę się do dalszego czytania.
Powodzenia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Każdy autor ceni swobodę wypowiedzi, to oczywiste, ale też każdy autor powinien podchodzić z dystansem do krytycznych uwag, choć ja w tym przypadku napisałbym, że to jednak propozycje. Można je wziąć pod uwagę, ale nie trzeba. Myślę, że takie intencje kierowały Krystyną, żadne tam narzucanie swoich wizji, a jedynie podanie wariantów możliwych innych rozwiązań. Może niektóre nieco trącą nadgorliwością i małostkowością, ale... Tu znowu możemy mówić o pełnej swobodzie autora, bo można podpowiedzi uwzględnić i zmienić tekst, albo po prostu o... ominąć. Co by nie napisać, i jak bardzo się z myślą innych nie zgadzać, takie uwagi rozwijają i zmuszają do zastanowienia się nad problemem, chociażby w celu obrony swoich racji.
Ja na miejscu Krystyny nie wytykałbym pewnych drobiazgów, które, po spojrzeniu z innej strony, dość łatwo autorowi obronić, ale ja nie jestem Krystyną. Każdy ma swój styl.
Jak by nie było Phoenix, kilka trafnych i cennych warsztatowo uwag od Krystyny dostałeś. Za te podziękuj, z resztą nie musisz się zgadzać. Ty tu rządzisz. Nikt tego nie podważa. To Twój tekst. I to niezły.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-1
Wytykanie nieporadności czy zgrzytów, może być denerwujące, ale jest słuszne. Sugerowanie gotowych rozwiązań, bez prośby samego autora - wręcz nie na miejscu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
Opowiadanie dobre, szkoda tylko, że niektóre wypowiedzi autora ocierają się o arogancję.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Kocie Indragorze tak samo mogę ocenić Pańską wypowiedź 🙂 Jeśli uznałem, uwagi Pani Krystyny za słuszne, to potrafiłem za nie podziękować. Jeśli inne uznałem, za typowe dopierdalanie się, to tak napisałem, nie widzę tu arogancji.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Chociaż jadę to stoję wciąż, a porusza się tło, jak Mario Bros... To Sokół nawijał,



A w oryginale jest "jak Mario Bros, chociaż idzie to stoi wciąż a przesuwa się tło"

Jak już cytujemy, to róbmy to poprawnie, pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Następny Smerf Ważniak 🙂 Witam. Czekałem na Ciebie greatloverze, chodź dość długo to trwało. Czy widzisz tam cytat bo ja nie, w przeciwieństwie do cytatu Grubsona, który jest zaznaczony. Jak myślisz dlaczego Smerfie Marudo 😉 Możesz sobie wybrać, którym smerfem wolisz być. Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Zrobiłeś błąd zapisując słowa, które "nawijał Sokół" Ciamajdo 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
Nie zrobiłem błędu bo pisałem to z glowy czyli z niczego stąd brak cytatu. Wrzucam sobie luźne opowiadania, ale widzę że tutaj raczej nie są mile widziani nowi autorzy. Rozumiem, że można dać niską ocenę, ale dopóki Krystyna nie usłyszała kilku słów prawdy na swój temat to jakoś 1 się nie trafiały, a teraz jest ich wysyp. Bawcie sie dobrze w swoim gronie i liżcie się po jajkach 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-2
Wyluzuj. Po prostu zwróciłem Ci uwagę dotyczącą kwestii, która pierwsza rzuciła mi się w oczy.

Żeby się upewnić, zgooglowałem sobie tekst tego kawałka i nie zajęło mi to więcej niż dwadzieścia sekund. Dlatego Twoje tłumaczenie (nawiasem mówiąc, zupełnie niepotrzebne) do mnie nie trafia - jeśli bierzemy się za pisanie opowiadań, które chcemy puścić w sieć, może warto się do tego przyłożyć?

Co do ocen nie będę się wypowiadać, bo są one poza orbitą moich zainteresowań, ale jeśli Ci na nich zależy, to może przestań foszyć się jak panienka, przezywać innych, którzy starają Ci się pomóc? Bo podejrzewam że wysyp jedynek jest reakcją na Twoje ostatnie komentarze.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-7
Pomóc? hahaha raczej leczyć swoje kompleksy i narzucać innym jak i co mają pisać. A na ocenach mi nie zależy, mówię tylko, wskazałem tylko na dziwny zbieg okoliczności, odkąd stałeś się ratlerkiem innej użytkowniczki. Głośnym, ale małym i nieszkodliwym 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
Szanowny autorze, mam prośbę - nie wycieraj sobie czterech liter moim nickiem.
To raz, a dwa - generalnie nie wstawiam ocen, a kilka jedynek (tak, dałam) uzasadniłam. Twój tekst nie oceniłam żadną cyfrą, tym bardziej jedynką. Nie sugeruj wiec czegoś, co do czego nie masz stuprocentowej pewności, a jedynie podejrzenia.

Krystyna🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-9
Nie wycieram sobie 4 liter Pani nickiem bo nie chce ich mieć brudnych
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+13
-1
"Wrzucam sobie luźne opowiadania, ale widzę że tutaj raczej nie są mile widziani nowi autorzy. "
Oczywiście, że są. Tylko cały problem polega na tym, że każdy z komentujących ma własne kryteria oceny opowiadań i "jeden lubi pierogi, a drugi, jak śmierdzą nogi" cytując klasyka, więc wszystkich nie zadowolisz. Skoro decydujesz się na publikację tutaj opowiadań, to miej świadomość, że nie wszystkie komentarze na temat publikowanej historii będą pozytywne, a reagowanie agresją i wycieczkami osobistymi skończy się tym, że Czytelnicy będą mieli w dupie Twoje kolejne publikacje, bo nikomu nie chce się użerać z narcyzem, który nie potrafi rozmawiać, a dialog opiera na atakowaniu rozmówców, wyrażających negatywną opinię.

"Rozumiem, że można dać niską ocenę, ale dopóki Krystyna nie usłyszała kilku słów prawdy na swój temat to jakoś 1 się nie trafiały, a teraz jest ich wysyp. Bawcie sie dobrze w swoim gronie i liżcie się po jajkach "
Tutaj piszesz o kilku jedynkach i wskazujesz Krystynę, jako winną tego, że nagle przybyło najniższych ocen, a poniżej o tym, że nie zależy Ci na ocenach. To jak to w końcu jest?
W dodatku te wycieczki osobiste, lizanie się po jajach - próba wejścia na Pokątne z buta kończy się niesmaczną sprzeczką. Tak jak w przypadku niejakiego Rafaello, który na każdą krytykę reagował agresją, tak w Twoim przypadku odechciało mi się czytać kolejne części Twojego opowiadania.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.