Kryzys tożsamości (I) - Ich światy

12 lipca 2018

Opowiadanie z serii:
Kryzys tożsamości

Szacowany czas lektury: 42 min

Tym opowiadaniem rozpoczynam nowy cykl. Nie będę ukrywał, że będzie składał się on z wielu części. Sam nie spodziewałem się, że z aż tylu. Tym razem świadomie dzieliłem opowieść na partie, by ułatwić czytającym śledzenie świata akcji, która będzie rozwijać się stopniowo, momentami zaskakiwać (mam taką nadzieję). Czy losy głównych bohaterek przypadną Wam do gustu? To się okaże. Miłej lektury :)

CZĘŚĆ I.

- Szefowo? Mogłabym wyjść dzisiaj pół godzinki wcześniej?

Marlena długo zastanawiała się, czy prosić Katarzynę o przysługę, wiedziała, jak reaguje ona na takie sytuacje. Tylko w tych naprawdę wyjątkowych zgadzała się na odstępstwa w wykonywaniu pracy równo do szesnastej. Pracownica chciała zdążyć na występ dziecka w przedszkolu, w końcu dziś było święto wszystkich mam, była przekonana, że taki powód wystarczy. Patrzyła na obojętną i nieodgadnioną twarz nadzorującej i przez chwilę zdawało się, że przeszył ją promień ciepła i zrozumienia. Już się ucieszyła, że trafiła na jej dobry dzień.

- Córeczka występuje dzisiaj w przedstawieniu... - urwała uzasadnienie, bo pochłonięta czytaniem dokumentów kobieta uniosła głowę.

- Pani Marleno - zrobiła pauzę - Z tego, co się orientuję, pracujemy do szesnastej - opuściła wzrok na tabele i wykresy, które leżały przed nią na blacie biurka.

Temat był zakończony. Rozpromieniona myślą o obejrzeniu aktorskich umiejętności dziecka kobieta, szła korytarzem, rzucając w stronę nieczułej szefowej szereg inwektyw. "Zimna suka" - ta padała najczęściej.

Równo o szesnastej wybiegła z gabinetu i szybkim krokiem skierowała się na parking. Właśnie tego chciała uniknąć, czego teraz doświadczała. Dziesiątki samochodów stały przed nią w kolejce do wyjazdu z ogromnego parkingu, doprowadzając ją do szału.

- Szybciej, kurwa, szybciej! - wyrzucała nerwy w przestrzeń swojego fiata.

Miała do pokonania jeszcze kilka skrzyżowań i to mocno zatłoczonych w godzinach szczytu. Kiedy dotarła na miejsce, przed przedszkolem zastała wyludnione miasto samochodów. Nie było wśród nich żywej duszy, tylko ona. Czuła się jakby grała w koszmarze. Po chwili po okolicy rozszedł się stukot jej butów na wysokim obcasie. Była już przyzwyczajona do wymagań korporacji dotyczących ubioru. Co z tego, że w samochodzie miała "baletki" na zmianę, skoro tak pędziła na występ, że nawet jazdę w obcasach zniosła dość dobrze. Spóźniła się, ale tylko na nudne przemówienie pani Marysi. Córeczka widząc wchodzącą w pośpiechu mamusię, pomachała jej radośnie. Kobieta odmachała, robiąc sympatyczną dziecinną minę.

Katarzyna wsiadła po pracy do luksusowego audi, wciąż pachnącego nowością. Zapach skórzanej tapicerki nastrajał ją wyjątkowo, czuła się ważną i dobrze ustawioną kobietą. Nie spieszyła się w pokonywaniu drogi do domu, nie miała po co. Nawet zatłoczone skrzyżowania nie wywoływały w niej złości, a sznureczek standardowych modeli samochodów ustawionych przed nią jeden za drugim, kolejny raz sprawił, że poczuła się lepsza od zmierzających do domów ludzi. Słuchała właśnie ciekawego audiobooka, a że fabuła była bardzo ciekawa, nawet chwil spędzonych w korkach, nie uważała za stracone, traktowała je jak relaks. Zajechała pod swój dom. Był za duży jak na jej potrzeby, ale traktowała go jako dobrą inwestycję. Zlokalizowany w dobrej dzielnicy, z dobrym połączeniem z centrum i luksusowy. Wykończenie go kosztowało ją majątek, ale przebywając w nim, czuła się jak arystokratka. Dzisiaj nie gotowała, zamówiła jedzenie w zaufanej indyjskiej knajpce. Zresztą rzadko kiedy używała najdroższych na rynku sprzętów kuchennych, chociaż chwaliła się nimi na każdym kroku.

Przyzwyczaiła się już do samotnych wieczorów. W swoich tłumaczeniach, status singielki traktowała, jako naturalną rzecz. Kobieta sukcesu, nie miała czasu na związki. Tylko słabe kobiety wiązały się poważnie z mężczyznami, myślała, a związek małżeński traktowała jak czysty anachronizm. Ona tego nie potrzebowała. Po posiłku składającego się w przewadze ze smacznych podpłomyków i słodko-kwaśnych sosów, włączyła ulubioną płytę jazzową Milesa Davisa "Kind Of Blue". Uwielbiała te wypełniające salon brzmienia. Jazz uznawała za muzykę odpowiednią jej pozycji. Już sama nie wiedziała, czy słuchała tego gatunku, bo był uważany w jej kręgach za właściwy dla inteligencji, wyższych sfer, czy dlatego, że jej się podobał. Tak naprawdę wsłuchiwała się tylko w nieliczne frazy, bo większość czasu spędzała wtedy na czytaniu czasopism. Jej ulubione, Cosmopolitan i Glamour, stały się nieodłącznym rytuałem w popołudniowych odpoczynkach, lubiła być na czasie. Czuła się kobietą z wyższych sfer. Nie, taką się stała.

Była pewną siebie, przebojową i ambitną kobietą. W świecie korporacyjnych intrygi i wyścigów czuła się jak ryba w wodzie. Dzięki temu dużo osiągnęła. Niedawna zmiana miejsca pracy, wiązała się z awansem, jeśli chodziło o stanowisko, ale też sporo większą pensją, niż w poprzednim konsorcjum.

Nie była może klasyczną pięknością, ale zgrabna figura, w połączeniu z przesadną dbałością o każdy szczegół w kobiecych sferach życia, pozwalały określać ją jako kobietę atrakcyjną. Seksapil był na pewno nieodłączną cechą jej osoby, sama była o tym przekonana. Czasem zdawało się, że ma skłonności narcystyczne, bo potrafiła poświęcić ogromne zasoby energii, czasu i pieniędzy, by podziwiać siebie samą. Od lat nie można było zauważyć u niej jakiegokolwiek zaniedbania w dziedzinie wyglądu, prezencji, czy doboru garderoby. Stała się korporacyjnym ideałem kobiety na wyższym stanowisku.

Marlena padała ze zmęczenia. Ten dzień dał jej wyjątkowo popalić. Nie dość, że w pracy miała urwanie głowy, to jeszcze musiała prosić szefową o wcześniejsze wyjście, bo dziecko spadło z huśtawki i musiała pojechać z córką do lekarza. Na szczęście skończyło się tylko na stłuczeniach i niewielkich ranach. Mimo to dziewczynka była marudna i wymagała wzmożonej uwagi. A tu jeszcze obiad, przygotowania do kolejnego dnia pracy i problemy męża, po którego musiała pojechać samochodem, bo gdzieś za miastem złapał gumę. Myślała, że zacznie krzyczeć, bo w tak krótkim przedziale czasu, napadło ją tyle różnych zadań.

Wieczorem wzięła długi relaksujący prysznic i położyła się wcześniej do łóżka. Czytała przez chwilę książkę, ale oczy same domagały się odpoczynku i łapała się na tym, że nie wiedziała, gdzie teraz ma zatrzymać wzrok, bo ani jednego, ani drugiego czytanego akapitu nie była sobie w stanie przypomnieć. Postanowiła zasnąć wcześniej. Już poczuła ten błogi stan, kiedy przechodzi się do świata, w którym to melatonina zaczyna wieść prym. Czuła już, że mięśnie się się rozluźniają, świadomość szybuje już na miękkim obłoczku snu. I nagle poczuła dłoń na pośladku, a po chwili twardy obiekt przesuwający się pomiędzy udami.

- Już śpisz? - szepnął jej do ucha mąż - Myślałem, że dzisiaj na mnie poczekasz - miał na myśli seks, dawał wcześniej sygnały, że chciałby się do niej zbliżyć.

- Kochanie, jestem wykończona - zamarudziła, tym razem mówiła to szczerze. Ostatnio nie miała ochoty i wymówiła się podobnymi słowami, ale dzisiaj było inaczej, tej nocy mówiła prawdę.

Nie lubiła takich chwil, kiedy mimo jej sygnałów, mąż wciąż nalegał, aż dopiął swojego celu. Męska dłoń już wjechała między uda i zaczęła pocierać suchy srom. Niewiele to zmieniło, i dopiero spora dawka śliny rozsmarowanej wzdłuż cipeczki, pozwoliły palcom śmielej i wygodniej ślizgać się po pofałdowanym intymnym obszarze.

- Hej! - napomniała go ponownie - Naprawdę jestem zmęczona... - Jej głowa opadła w wymownym geście na poduszkę, kobieta była bezsilna wobec uporu Kamila.

Po chwili pchnięcia napalonego męża poruszały jej ciałem niczym bezwładną masą. On posuwał ją, leżąc na boku i cicho dysząc, a ona liczyła tylko na to, że szybko skończy. Przez chwilę poczuła ogromną przyjemność, ale niestety chwilę później ciepły ejakulat rozlał się na jej pośladku, a mąż wydał dziwny odgłos satysfakcji. Czuła jak macha dłonią na swoim przyrodzeniu, by po chwili otrzeć główkę penisa o gładkie kobiece udo. Kiedy tylko to zrobił, opadł na plecy po swojej stronie łóżka, nadal głośno oddychając. Marlena zsunęła majtki, wytarła nimi spermę, a po odrzuceniu ich gdzieś na podłogę, nakryła się kołdrą i zasnęła. Rzuciła jeszcze w stronę ukochanego sarkastyczną uwagę, że był namiętny jak maszyna na linii montażowej, ale tylko w myślach. Nie miała już sił snuć rozważań na temat ich ubogiego życia erotycznego. Od miesięcy nie czuli ognia w sypialni. Już dawno się nie kochali, a tylko zaspokajali fizjologiczne potrzeby. Zanim zasnęła, czuła ruch materaca. To mąż zakładał spodnie piżamy.

Dopiero rano pozwoliła sobie na chwile przemyśleń, kiedy partner bawił się z córeczką w pokoju obok. Marlenę obudził głośny śmiech dziewczynki, ale kobieta nie miała zamiaru wstawać. Wczoraj cały dzień zajmowała się dzieckiem, teraz kolej męża. Niespodziewanie ciemniejsze chmury obaw o przyszłość, zaburzyły spokój panujący w jej duszy. Nagle zapragnęła emocji, namiętności, żądzy w małżeńskim łóżku, jak kiedyś. Obwiniała raz ukochanego, raz siebie, za obecny mierny stan ich życia erotycznego. Żadne z nich nie chciało się do tego przyznać, ale oboje od dawna mówiło o tej sferze ich pożycia - okres suchy, chudy, nijaki. Niech on coś zmieni. Ja pracuję, zajmuję się dzieckiem i domem... - umniejszała swoje przewiny i usprawiedliwiała się przed nie wiadomo kim. W głębi duszy przecież wiedziała, że samej jej się nie chciało nic nowego wprowadzać w ich alkowie. Wiele razy Kamil dawał jej znać o swoich męskich pragnieniach. Samonośki, tu jakiś uniform pokojówki, tam jakaś seksowna koszulka nocna, albo po prostu jakaś inna, mocno na niego działająca garderoba. Tych sygnałów było sporo, ale sama musiała przyznać, że nie miała motywacji, by uszczęśliwić ukochanego. Czasem wstyd, czasem niezrozumienie męskich potrzeb, przekreślały szanse na powiew świeżości w seksie. Nie zauważyła, że sama oczekiwała wiele od partnera, nie oferując w zamian nic, żadnego wyzwania, żadnej nagrody, skłaniającej do jakiejkolwiek mobilizacji.

W trakcie tych refleksji, parokrotnie miała ochotę wciągnąć męża do łóżka i przeprosić go za brak większego zrozumienia jego pragnień. Obecność córeczki w pokoju obok, nie była problemem, wystarczyło jej puścić bajki. Skończyło się jak zwykle, odpuściła.

 


 

Katarzyna spędzała właśnie samotny piątkowy wieczór, a słota za oknem doprowadzała ją do szału. Nienawidziła deszczowej pogody, nienawidziła jesieni i zimy, te zjawiska potęgowały w niej poczucie bycia samotną. To było dziwne, ale wtedy prowadziła ze sobą filozoficzne dysputy, a czasem zdawało jej się, że dotykała swojej duszy, a jej ciało przeszywa nieznana dotąd energia. Czuła wszechogarniający ją spokój i poczucie kierowania swoim życiem, ale też uświadamiała sobie, że może liczyć tylko na siebie. Tak, była samotna, nawet jeśli podawała szereg wymyślnych argumentów, że tak nie jest. Każdy z nich obalała sama, kiedy tylko o nim pomyślała. Była na tyle odważna, że nie okłamywała się zbyt długo.

Za piątkami też nie przepadała, wyłączało ją to z trybu aktywności i działań zorientowanych na osiąganie celów. Dla niej tydzień pracy, był niczym święto dla wierzących osób, weekend we wszystkim tylko przeszkadzał. Pracując, miała energię, była kreatywna i przede wszystkim zapominała o prywatnym życiu. Wolne dni wytrącały ją z pewnego rytmu i zabierały to co kochała - poczucie bycia ważną.

Dzisiaj czytała książkę, którą dostała kiedyś w prezencie. Chciała zrobić coś innego niż zwykle, więc czasopisma odeszły na bok. Miała jeszcze niedokończoną książkę Stephena Kinga, ale z tą pozycją męczyła się już kolejny tydzień, nie miała na nią ochoty. Sięgnęła po "Klejnot Medyny" Sherry Jones, który wpadł jej w ręce, przy przekładaniu tomów, tworzących niewielką stertę na regale. Zaintrygowała ją Aisza, główna bohaterka, i to już w trakcie czytania opisu z tyłu książki. Poświęciła na lekturę prawie godzinę, chociaż już w połowie tego czasu, pewna myśl nie dawała jej spokoju. Po kolejnych minutach dobijania się natrętnego wyobrażenia do jej uwagi, odłożyła wolumin, wstała i zniknęła na piętrze, by po pół godzinie wrócić na parter.

Uwielbiała chwilę, kiedy opuszczała sypialnię, jako suka. Wystarczyło kliknięcie na panelu sterującym, a rolety antywłamaniowe opuściły się automatycznie we wszystkich oknach. Teraz mogła wszystko, była odcięta od świata, przynajmniej tak się czuła. Kroczyła dumnie, stawiając wysokie szpilki, krok po kroku, na stopniach schodów, wykonanych z egzotycznego afrykańskiego drewna. Szła dumna niczym królowa, a widok skrawków nagiego ciała podniecał ją coraz bardziej. Mijając lustro, zatrzymała się na chwilę, bo idealny łuk pośladków nie pozwolił przejść obok tego zjawiska obojętnie. Pochyliła się, niby schylając się po wyimaginowaną rzecz i spojrzała między dwoma szczupłymi filarami, okrytymi pończochami samonośnymi. Przeźroczysta czerń bielizny wywołała we wnętrzu ciepło, które promieniowało od centralnej części brzucha, po najdalsze krawędzie płatków sromu. Zaśmiała się lubieżnie, a wściekle czerwona szminka, zdobiąca usta napawała ją podziwem dla jej zmysłowości. Zawsze doceniała pełny makijaż, w takich chwilach również, szczególnie w takich.

- No co jest kurwo? - powiedziała do odbicia, kiedy spojrzała sobie prosto w oczy, przeszła ją kolejna fala podniecenia.

Obróciła się i zbliżyła do wypolerowanej tafli szkła na odległość kilku centymetrów, wydychana para osadzała się w okolicy ust. Złożyła na ustach partnerki ze świata w zwierciadle soczysty pocałunek, a ślad pomadki rozmazał się w taki sposób, że niejeden artysta malarz, odnalazłby w tym symboliczne znaczenie. Język przejechał po tafli erotycznym ruchem, a oczy wciąż podziwiały swoje piękno. Cycuszki właśnie opuszczały wygodne koronkowe kieszenie czarnego stanika Li Parie, by po chwili rozgnieść się na płaskiej powierzchni lustra. Poczuła chłód szkła na sutkach, które już chwilę temu stały wyraźnie, a teraz wręcz sterczały prężąc się dumnie. Znowu złożyła namiętny pocałunek na ustach partnerki. Nagle oderwała się od kochanki, obróciła się tyłem i zaczęła odchodzić w stronę salonu, jakby się na nią obraziła. Oczy śledziły przepiękny ruch ciała znikającego w korytarzu, szczególnie pracę pośladków, których sprężystość zniewalała i nakazywała śledzenie napinających się i rozluźniających mięśni. Kurwa idzie teraz usiąść - skomentowała w myślach, zachwycając się swoim ciałem. Usiadła na sofie i ordynarnie rozłożyła uda, aż zaspokoiła wzrok widokiem przebijającego się spod cieniutkiego materiału kształtu sromu. Wygładziła dłonią materiał, okrywający tę miękką część ciała i poczuła nierówności bruzdek znajdujących się pod nim. Doceniła przy tym delikatność materiału noszonej bielizny, nie żałowała pieniędzy na jej jakość. Zwróciła też uwagę na mieniące się brązem gładkie powierzchnie skóry, zawsze o to dbała, by skóra nie była blada, nawet zimą. Opalenizna była dla niej nieodłącznym elementem wyglądu, nie ważne jak osiągnięta. Naturalnie, solarium, czy przy pomocy kosmetyków, to było nieistotne. Już kolejny raz dłonie zapuściły się na obszar ud, okrytych pończochami, ekscytowało ją czucie ciała, ściśle otulonego tak delikatną tkaniną. Przyjemne prądy przepływały niczym niekontrolowane, a ich punkt docelowy zbiegał się gdzieś w podbrzuszu. Musiała przyspieszyć, nie mogła zwlekać już dłużej. Wcisnęła palce pod krawędź majteczek i momentalnie wsunęła je w siebie.

- Ja pierdolę, ale to fajne! - powiedziała na głos, kiedy drugi ruch wyraźnie prześlizgnął się, po błagającej o to łechtaczce.

Po chwili klęczała na środku salonu z wypiętym tyłeczkiem, a dłoń wciśnięta między uda, wciąż imitowała męskie ruchy, była pochłonięta tym szaleństwem. Po kilku minutach palce przestały już wystarczać, musiała pobudzić się mocniej, a może tylko inaczej. Znała na to dziesiątki sposobów, była przecież bardzo kreatywną kobietą. Ramię sięgnęło po poduszkę z sofy, ale na tym się nie skończyło. Ubrała jasiek w leżące obok niej zrzucone z siebie majteczki i dopiero wtedy go dosiadła. Wierzgała biodrami jak szalona. Pocierała muszelką o chropowatość materiału, często ściskając fałdki powstałe w miejscu, gdzie biodra przechodzą w węższą linię talii, czasem robiąc podobnie z falującymi pośladkami. Przyspieszyła, była już pewna ekstazy, która zbliżała się niczym zapowiedziana w przestrodze przez naukowców, wcześniej wykryta, fala tsunami. Mmmmhhh! - wykrzyczała kilkakrotnie, bo orgazm przeszywał ją falami. Nawet wysiłek włożony w szorowanie cipką po substytucie kochanka, przestał się liczyć. Dyszała, równocześnie wydając głośne dźwięki rozkoszy. Patrzyła przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem na plamy na bieliźnie, powstałe od śluzu pozostawionego przez mokrą waginę. Delikatnie otarła się koniuszkami warg sromowych o ten obszar poduszki, zrobiła to najdelikatniej jak umiała, zaśmiała się figlarnie.

Kilka minut później, stała w sterylnej łazience i ścierała makijaż z twarzy. Patrzyła sobie w oczy z lekką przyganą, ale to były tylko chwile, przebłyski czegoś bliskiego moralności i przyzwoitości. Tak naprawdę, już od dawna przestała siebie oceniać w kategoriach pospolitych ludzi. Uwielbiała takie chwile ze sobą. Tak, lubiła być czasem kurwą, kiedy inni nie mają i nie mogą mieć o ty nawet bladego pojęcia, że zamienia się w sprośną latawicę. Właśnie to ją też nakręcało, że nawet nie posądzonoby jej o takie zachowania. Każdy powiedziałby, że to do niej nie pasuje. W przeciągu ostatniej godziny, drugi raz wzięła prysznic, zasypiała przy dźwiękach ulubionej płyty jazzowej.

 


 

Kamil kolejny raz próbował przekazać żonie, jak bardzo potrzebuje dzisiaj jej uwagi. Marlena dobrze to dostrzegała, ale miała jeszcze końcówkę okresu i w takiej sytuacji nie było mowy o seksie, na który liczył mąż. Unikała rozmowy na ten temat, bo też czuła się niezręcznie kolejny raz tłumacząc mu, że to nie jej wina. A to, że i tak nie miała ochoty na zbliżenie, teraz nie miało znaczenia, i tak nie mogła.

- To… może… no wiesz? - przełamał się, dając do zrozumienia, że mogą załatwić to w inny sposób.

- Nie będę ci robić loda, nie mam ochoty - odparła poruszona propozycją, a wzrok uciekł gdzieś w przeciwną stronę.

- Chociaż chwilę - prosił zdesperowany.

W sumie już ponad trzy tygodnie do niczego między nimi nie doszło, a ten ostatni raz był jak zwykle beznamiętny, szybki i bez szaleństw, na które on wciąż czasem liczył.

- Przestań nalegać, trochę się źle czuję - spróbowała podać kolejną wymówkę.

- Ta, jak zwykle - spuentował uszczypliwie dotychczasową wymianę zdań i celowo zrobił minę obrażonego, tak się czuł.

Minęło najwyżej pięć minut, a Marlena obciągała mężowi, siedząc obok niego i będąc pochylona nad jego kroczem, uległa. Powoli rozpięła rozporek i wyciągnęła twardą pałę męża. Widziała zachwyt i podziw w jego oczach, kiedy jej dłoń obejmowała korpus korzenia. Szybko nakryła go ustami, chociaż nie miała na to ochoty, ale robiła to dla świętego spokoju. Wiedziała, że w przeciwnym razie jutro będzie znosić jego humory. Wolała tego uniknąć. Nie przepadała za członkiem szorującym jej policzki i przełyk, ale w końcu to był jej mąż, wypadało się czasem poświęcić. Nawet kiedy tryskał na swój brzuch, ona wciąż nie zdradzała cienia emocji i tylko rozglądała się za czymś, w co mogłaby wytrzeć niedużą ilość pozostawioną na jej palcach ejakulatu. Mąż uśmiechnął się w podziękowaniu. Jeszcze ponad godzinę zdawał się być wzorem męża. Mówił jej miłe słowa, prowadził aktywną rozmowę, przytulił się do niej. A wszystko za sprawą kilku minut wpychania penisa w usta. Nawet lekki ból mięśni szczęki nie zburzył osiągniętego dzięki temu efektu, udawała, że było to przyjemne również dla niej.

Nie minęło pięć minut, a Marlena usypała córkę, która przebudziła się z płaczem. Musiała położyć się obok niej w pokoju dziecinnym. Szczerze mówiąc, żałowała, że córka nie obudziła się kwadrans wcześniej. Pół godziny zajęło uspokojenie dziecka na tyle, by nie zwróciło ono uwagi na wymknięcie się zaspanej mamy z pokoju.

 


 

Pół roku później

Katarzyna była w firmie niezastąpiona. Spełniała pokładane nadzieje pracodawców, a w dodatku usprawniła pracę firmy, dzięki szeregowi trafnych posunięć. Awansowała błyskawicznie. Nie była w stanie inaczej, niż w ukryty sposób, docenić zasług jednej z jej pracownic, którą pociągnęła za sobą we wspinaczce na szczeble drabiny awansów w korpo-świecie. Trudno jej było przyznać, że sporą część trudnej pracy, odwalił za nią ktoś inny, a ona tylko przekazała to wyższym szczeblom. Tym bardziej chciała ją mieć przy sobie i kiedy ona awansowała, Marlena również. Katarzyna nie omieszkała wspomnieć podwładnej, że to ona ciągnie ją za sobą, bo tak jej wygodnie, niech sobie za wiele nie myśli.

Marlena nie posiadała się ze szczęścia, była wdzięczna, bo nie potrafiła sobie przypomnieć, by przez kilka ostatnich lat, czyjś awans przebiegł w tak dynamiczny sposób. Normą było kilka lat, przynajmniej dwa, a ona właśnie wskoczyła na poziom, który byłby w jej zasięgu może za jakieś sześć, może siedem, i to przy zauważonych przez górę wynikach. W dodatku jej pensja znacznie wzrosła, co było najprzyjemniejszym skutkiem awansu, bo kredyt na mieszkanie bardzo ciążył jej rodzinie, a teraz nie musiała się już o nic martwić. Prestiż wśród współpracowników i uznanie rodziny były już tylko wartością dodaną. Marlena doceniała jednak coś jeszcze, nikomu o tym nie mówiła, nawet mężowi. Trudno jej samej było to pojąć, ale szczerze polubiła Katarzynę. Choć wciąż zwracała się do szefowej "pani Katarzyno" i łączyły je tylko czysto zawodowe relacje, czuła od niej pewnego rodzaju sympatię, nawet kiedy stanowczo nakazywała jakąś pracę. Zdawało się, że polubiła liderkę za..., no właśnie, za co? Może za wzorową organizację, nienaganny styl, bycie konkretną? A może za wysokie kompetencje, uczciwość i sprawiedliwość? Nie raz już się przekonała, że lizusy i kopiący pod innymi dołki, nie mieli u niej posłuchu. Za dobrą pracę, odwdzięczała się adekwatną premią i uznaniem. Co lepsze, dziwnym sposobem, dobrze wiedziała, kto i na co miał wpływ, kto był pomysłodawcą i realizatorem określonych pomysłów. Chociaż jeszcze nie raz zdarzyło się Marlenie nazwać przełożoną "zimną suką", to zdarzało się to coraz rzadziej, a wypowiadane w złości słowa, nie miały już takiego mocnego znaczenia, jak kiedyś. W sumie, bardziej oznaczały one niezadowolenie z powierzonych obowiązków, niż miały na celu obrażenie szefowej.

- Pani Marleno, spotykamy się za godzinę na kawie w Starbucksie, tu naprzeciwko - wskazała ruchem głowy budynek za ulicą, przynajmniej kierunek, gdzie była zlokalizowana kawiarnia. - Niech pani weźmie ten ostatni raport, nie mam teraz czasu, mam spotkanie, proszę się nie spóźnić - rzucała krótkimi zdaniami, rozglądając się po korytarzu, jakby kogoś szukała. Zawsze była konkretna.

Znalazła. Informatyk już biegł w jej stronę, znaczy się szybko szedł, ale jak na niego, było to raczej niespotykane. Zainteresowani zamknęli się w gabinecie, gdzie widok energicznie gestykulującej kobiety, zdradzał, że miała jakiś problem z komputerem.

- Jak wrócę, ma to być zrobione! Nie interesuje mnie, jak pan to zrobi! - mówiła poddenerwowana tłumaczeniami fachowca, że to nie takie proste, że potrzebuje on więcej czasu.

Spojrzała na Marlenę, jakby chciała jej przypomnieć wcześniejsze z nią ustalenia i energicznym krokiem przemierzyła hol, ku wyjściu. Pracownica szybko sięgnęła po telefon i odwołała spotkanie z koleżanką z innego działu, na które umówiły się na przerwie na lunch.

- Sorry, to ta zimna suka, nawet mnie nie pytała... - streściła powód zmiany planów.

Uzmysłowiła sobie, że tę "zimną sukę" mogła sobie podarować. Po rozłączeniu się ze znajomą, żałowała użycia tego określenia. Nie myślała przecież źle o szefowej, zrobiła to, bo… tak wypadało, by podkreślić swoje oburzenie, którego nie czuła. Zdawało się, że będzie to dobrze usprawiedliwiać brak asertywności. Jaki brak asertywności? Nie znała w firmie osoby, która odznaczyłaby się tą cechą w kontakcie z Kaśką. "Kaśka", tak czasem mówiła do siebie o szefowej, jakby ich znajomość opierała się na dużo bliższych relacjach, niż było to w rzeczywistości.

Na spotkaniu w kawiarni szybko omówiły najistotniejsze sprawy, szybko rozwiązały problem, który przy burzy mózgów jaką wywołały, okazał się niewielki, w każdym bądź razie, nie taki jak się wydawał wcześniej. Obie kobiety patrzyły na siebie z uznaniem, że tak sprawnie sobie poradziły.

- Teraz możemy spokojnie się napić kawy, ja stawiam - zarządziła Katarzyna.

Bez jakiejkolwiek konsultacji zamówiła dwie o nazwie Kenya. Uwielbiała jej delikatny cytrusowy aromat i lekką kwasowość, zawsze stawiała ją na nogi. Przez chwilę rozmawiały o menu kawiarni i wymieniały się doświadczeniami, co do ulubionych pozycji czarnego trunku.

- Jak tam córeczka? Dominika? - spytała nagle szefowa, mając na twarzy pogodny uśmiech, ale też cień niepewności, nie była pewna imienia dziewczynki.

Marlenę zatkało, bo nie pamiętała, by wspominała Katarzynie takie szczegóły z prywatnego życia, na pewno nie ostatnimi czasy. Szybko wróciła do rozmowy, opisując kilka zdarzeń z życia dziecka, jej zdaniem przeuroczych. Katarzyna dostrzegła emocje na twarzy pracownicy, kiedy opisywała nieporadne zabawy dziecka i niebywałe postępy w poznawaniu świata.

Dzisiejszego wieczoru Katarzyna wpadła w dziwny nastrój. Trudno jej było zdefiniować swój duchowy stan, ale teraz czuła się bardzo samotna. Rozmowa z Marleną wprowadziła ją w stan rozmyślań i to bardzo głębokich. Zaczęła nawet wspominać chłopaków, w których kiedyś była zakochana. Przywoływała z pamięci gesty, które kiedyś uznawała za śmieszne, a dzisiaj pragnęłaby ich ponad wszystko, chociaż przez chwilę. Czułe objęcia, nerwowe gładzenie jej ramion, nieśmiałe pocałunki, wszystkie te romantyczne zachowania, stały się teraz dla niej czymś pięknym. Wstała z sofy i dołożyła polano do kominka, miała ochotę na większy płomień. Ktoś kiedyś jej powiedział, że ludzie zagubieni w dziczy, dżungli, gdziekolwiek, nie tracą zmysłów, nie panikują i czują się pewniej, jeśli w pobliżu nich płonie ognisko. Ogień zdawał się być namiastką obecności kogoś przyjaznego, po prostu było raźniej, nastrajało pozytywnie.

Nie było jeszcze zbyt późno, bo dopiero po dziesiątej, ale ona była już przygotowana do snu, wykąpana i przebrana w skąpą piżamkę. Uwielbiała czuć się seksownie. Idąc do kuchni, podziwiała swoje długie nogi. Zupełnym przypadkiem zwróciła uwagę na przebijające się przez koszulkę nocną ciemniejsze otoczki sutków. Piżamka sięgała do ud i krawędź delikatnie falowała przy każdym stawianym kroku. Pół godziny temu miała już się położyć i poczytać, ale nie mogła wejść w klimat książki. Zeszła więc na parter i dorzuciła drewno do dogasającego żaru, a po chwili leżała na sofce i sączyła wino. Słyszała o wyciszających właściwościach tego szlachetnego trunku, chciała to sprawdzić. Niestety kilka łyków półsłodkiego białego wina nastroiło ją nad wyraz refleksyjnie. Nie minął kwadrans, a z butelki zniknęła już około połowa zawartości.

- Jak ja bym chciała się teraz kochać - wyszeptała w pustkę salonu.- Ale kochać, nie pieprzyć. - Tym razem tylko już pomyślała.

Skaczące wesoło płomienie, powodowały wrażenie, że ktoś jest z nią w domu. Wyobraziła sobie, że to jej ostatni chłopak, ten sprzed lat, coś szykuje w kuchni. Wytworzyła wizję, w której Mariusz, związał się z nią na dobre i tworzyli poważny związek. Zamknęła oczy i fantazjowała. Właśnie podszedł i złożył jej czuły pocałunek na policzku, a później na ustach. Odruchowo utworzyła z warg dzióbek, a usta rozchyliły się w zapraszającym geście. Sama odsłoniła ramiączko i zjechała nim na tyle, by odsłonić piersi. Delektowała się ich delikatną skórą i wyraźnie sterczącymi sutkami. Chwytała je trzema paluszkami, jakby chciała pochwycić drobną rzecz, imitując tym delikatne pocałunki ukochanego. Jakie to byłoby piękne - komentowała zatracona w wyobrażeniach romantycznej sceny. Wzięła łyk wina i ponownie przeniosła się do świata przyjemności, w którym kochanek przeszedł do kolejnego etapu. Odchylił wąski pasek okrywającej krocze czarnej bielizny, ale to ona przytrzymywała połyskujący fragment delikatnego materiału. Bruzdki sromu prosiły się o uwagę. Otworzyła na moment oczy, a skrawki kobiecości, rzeczywiście prezentowały się cudownie, szczególnie że ostatnio pozbyła się wszelkiego owłosienia łonowego, nawet wąskiego paseczka na wzgórku łonowym. Gdyby mogła zatopiłaby w swoim sromie głodne rozkoszy usta. Przez ponad minutę przyglądała się różyczce. Opuściła powieki i przez kilka chwil ocierała trzymaną w dłoni zwiniętą część materiału o wypustki cipeczki, przekładała ją z lewa na prawą, i z powrotem, i tak wiele razy.

- Kochaj się ze mną - wyszeptała do drażniącego się z nią Mariusza. - Proszę! - zaskomlała.

Wszedł w nią, chociaż to ona pakowała palce powoli i spokojnie, nie spieszyła się. Nie, to dawny ukochany zajmował się nią czule, chociaż uchyliła powiekę i dobrze widział, co się dzieje w jej szparce. Ocierała palcami o łechtaczkę, a w myślach podziwiała umiejętności kochanka, który wiedział gdzie i jak ją trącić penisem, by dać ukochanej rozkosz. Zastygła w momencie poprzedzającym eksplozję rozkoszy. Otworzyła oczy, kochanek zniknął, gdzieś się rozpłynął. Ona wciąż dyszała.

Zdała sobie sprawę z tego, co przeżyła i za sprawą jakich imaginacji. Poczuła się dziwnie kolejny już raz, poczuła brak tej drugiej życiowej połówki. Przez te kilka minut była jakby inną kobietą, nie pewną siebie Katarzyną, tylko skromną i wrażliwą Kasią. Po chwili, przestraszona tym, co czuła, wróciła do postaci okrytej zbroją, odporna na otaczający świat i przejawy jego uczuciowego piękna.

Ta noc się dla niej jeszcze nie skończyła. Wybrała numer telefonu i po godzinnym oczekiwaniu, doczekała się mężczyzny, na którym wyładowała swoje frustracje i boleści duszy. To była czysto fizyczna orgia. Nie było uczucia, emocji, tylko żądza i dokuczająca obojgu obojętność. Użyła usługodawcę dwukrotnie, po czym chłodno go pożegnała. Nie była zła na to, że traktował ją trochę oschle, a ruchy ciała były mechaniczne, dzisiaj wystarczało tylko to, że był, a kutas prężył się jak trzeba. Nie chciała niczego więcej, tej nocy nie miała ochoty na urozmaicenia i wydziwianki. Nie korzystała z takich usług pierwszy raz, łatwo przychodziło jej pozbycie się delikwenta, kiedy poczuła się zaspokojona. Młody mężczyzna nie nalegał, nie oponował. Wziął wygrzebane niedbale chwilę wcześniej z portfela pięćset złotych i udając zachwyconego spotkaniem, opuścił dom klientki. Wiedziała, że dała mu zbyt hojny napiwek, przecież nie spędził u niej nocy, najwyżej godzinę. Nie chciała dziś towarzystwa, nie miała też sił się zastanawiać nad wysokością opłaty, pieniądze się dla niej nie liczyły. Teraz Katarzyna czuła się zaspokojona i emocjonalnie rozładowana, mogła zasnąć.

 


 

Świat ludzi korporacji był wyjątkowy i nie każdy był w stanie sprostać jego zasadom. Tylko ci ambitni, silni i zdeterminowani, uchodzili z życiem w czasie, momentami bezlitosnego, wyścigu szczurów. Działanie pod presją, w warunkach gdzie sojusze zmieniają się dość szybko i łatwo, a o szczerą pomoc było trudno, jednych napędzało i mobilizowało do kreatywnego myślenia, ale w drugich wyzwalało te gorsze instynkty i często szukali oni wtedy drogi na skróty.

Katarzyna kurwowała już od samego przedpołudnia. Jej świetny pomysł mający zwiększyć udział firmy na rynku prowadzonych w ich sektorze usług, przypisał sobie ktoś inny. Nie było to ważne, że ona również opracowała ten projekt z kimś innym, a objęła nad tym przedsięwzięciem imienny patronat, jakby była jedyną pomysłodawczynią. Była przyzwyczajona, że Marlena nie dopomina się o swoje. Teraz wspólna praca była zdezawuowana przez nieżyczliwą jej osobę, jak się okazywało, ukrytego, cichego rywala, który wykorzystał moment jej słabości. Konsultowała z nim ostateczną wersję pomysłu do przedstawienia górze, w życiu nie pomyślałaby, że ten człowiek zrobi takie świństwo. A miało być tak pięknie, pomysł był świetny i realny do wdrożenia, za co czekałaby premia, i co ważniejsze spore uznanie kierownictwa.

- Zespół, to zespół. Ustalcie to między sobą... - tłumaczył przełożony, kiedy poszła wyjaśnić całą sprawę. - On mówił, że to pani udział był, jakby to ująć, symboliczny. Rozwiążcie to między sobą... - Przez kolejną minutę rzucał sloganami zaczerpniętymi wprost z książek dla menedżerów, jakby nauczył się ich na pamięć.

Złe wrażenie pozostało. Zdaniem Katarzyny, nie było warto dłużej się upokarzać kolejnymi tłumaczeniami i dalej przekonywać szefa. Musiała przełknąć gorycz porażki tej batalii. Po chwili, idąc holem, minęła obiekt nienawiści. Spojrzała mu w oczy i mężczyzna wiedział już, że ma kolejnego wroga w firmie. To nienawistne, pełne lodu spojrzenie, trochę go przestraszyło, poczuł nieokreśloną obawę, nawet można powiedzieć lęk. Ale tylko wykonał ledwo widoczny gest typu "tak wyszło" i szybko odwrócił oczy.

W Katarzynie wręcz kipiała złość i nienawiść, a kolejne kwadranse niczego w tym względzie nie zmieniały. Nie była w stanie tego zapomnieć i nawet rzucenie się w wir obowiązków służbowych, w niczym nie pomogło. Opuszczając biuro nerwy nadal ją roznosiły, ktokolwiek by ją teraz zaczepił, zderzyłby się z arogancją i bezlitosną ripostą. W głowie wciąż kłębiły się najwymyślniejsze bluzgi w kierunku "jebanego szczura", bo tak nazywała teraz pseudo kolegę. I tak wybrała tę lżejszą wersję, a ciekawych pomysłów na obelgi miała dziesiątki. Tego dnia jazda samochodem odzwierciedlała jej wewnętrzny stan. Dynamicznie, szarpanym tempem, pokonywała odcinki drogi od świateł do świateł, nie zważając na klaksony innych użytkowników drogi. Pacanom, baranom i niedzielnym kierowcom, jak ich określała, zbierało się nie mniej, niż rzucane w jej kierunku bluzgi, kiedy nagle wjeżdżała przed ich pojazdy i zbyt gwałtownie hamowała. Sama używała sygnału samochodowego zbyt często, ale w tym zachowaniu nie dostrzegała czegoś niewłaściwego, miała przecież uzasadniony powód, by uderzeniami wyżywać się na tym niewielkim obszarze kierownicy.

Nie chciała tracić czasu. Stała już drugi cykl na światłach i zapowiadało się na kolejne dwa, bo jak to ujęła "Debile nie potrafią płynnie jeździć". Wrzuciła jedynkę, by ruszyć i znudzona leniwym ruchem auta, sięgnęła po telefon.

- Na dziewiątą, adres znacie - mówiła kończąc rozmowę - I ma mieć dużego kutasa -zaznaczyła, jakby mówiła o architektonicznej zachciance w trakcie rozmowy z projektantem wnętrz, który miał dokonać przebudowy jej domu.

Po rzuceniu telefonu do torebki Celine, na którą wydała majątek, zrobiło się jakoś lżej. Przypomniała sobie wizytę w sklepie i rozważania nad wyborem modelu. Wybrała ten z kolorowymi elementami - połączenie klasycznej czerni, atramentowego niebieskiego i przełamującego je różu. Nie lubiła nudnych i klasycznych wzorów. Po chwili wizja wieczoru, może nawet nocy, nastrajała ją spokojniej, była pewna, że zrelaksuje się odpowiednio. Nawet nie zastanawiała się, który z mężczyzn ją odwiedzi, nie interesowało ją to.

Przed ósmą weszła do kabiny na długi prysznic, a późniejsze zabiegi kosmetyczne zajęły kolejne dwa kwadranse, była gotowa - czyściutka i świeżutka, zresztą jak zawsze. Najlepsze zostawiła na koniec. Weszła do garderoby, gdzie przywitał ją lekko lawendowy zapach i podeszła do komody na bieliznę. Dzisiaj będzie wyglądać zniewalająco. Zakładając gorset Victoria's Secret model Dream Angels Lace Bustier, czuła przenikające ją podniecenie. Naciągnęła na biodra paseczki stringów i puściła je, czując przyjemne ich uderzenie o ciało. Naciągając czarne pończochy, sunęła delikatnymi ruchami wzdłuż długich,idealnie wydepilowanych nóg i szczerze podziwiała siebie za piękno, jakim ją obdarzyła natura. Sama też zadbała o to, by być smacznym kąskiem.

Widziała spojrzenie chłopaka, kiedy otwierała drzwi. Nie lubiła bawić się w kotka i myszkę i tworzyć pozorów. Po przelotnym spojrzeniu na jego twarz, już wszystko wiedziała, był zachwycony pracodawczynią. Ona szykując się, była przekonana, że żigolo, który ją dzisiaj odwiedzi, będzie wniebowzięty. Tak, wygra los na loterii i to z najatrakcyjniejszą w puli nagrodą. Tak naprawdę to on powinien zapłacić jej za ten wieczór. Nie znała go. Czasem zastanawiała się, z jak wieloma mężczyznami współpracuje agencja, z którą się kontaktuje. Już nasty raz korzysta z jej usług, obsługa była na najwyższym poziomie, a tylko dwa razy zdarzyło jej się spędzić wieczór z poznanym wcześniej mężczyzną. Który facet nie chciałby zarobić dobrych pieniędzy w taki sposób? Tym akcentem zakończyła rozważania.

- Zapraszam - wskazała ruchem głowy salon. - Wina? - zaproponowała idąc pewnym krokiem w kierunku kuchni, chciała mieć już z głowy kurtuazyjne gadki. Była pewna, że młodzian patrzy z podziwem na cudowne odsłonięte pośladki, sama by to robiła, gdyby mogła.

Odmówił trunku, a kiedy się upewniała obracając głowę i patrząc na drobny gest przeczącego poruszania ręką, uśmiechnęła się, widząc że uciekł wzrokiem od jej tyłeczka. Ten paseczek stringów wyłaniający się z przedziałka zawładnął by uwagą każdego, nawet najbardziej zagorzałego malkontenta. Była pewna, że chłopak zastanawia się, o co chodzi? Dlaczego tak piękna i seksowna kobieta, korzysta z płatnych usług? Nie znalazł odpowiedzi, znała ją tylko Katarzyna.

Po północy gospodyni zamknęła drzwi domu i włączyła alarm. Wykrzesała z siebie resztkę sił, by wspiąć się na piętro i paść na łóżko w sypialni. Miała gdzieś prysznic, który powinna wziąć, by zmyć z siebie zapach i kleiste ślady bezwstydnych zabaw. Nie pierwszy raz w życiu czuła się niczym najgorsza kurwa, po orgii z tabunem napalonych samców. Jej niewinne samodzielne zabawy w dziwkę, były niczym szkółka niedzielna, w porównaniu z tym co dziś przeżyła. Ale sama tego chciała, to był jej pomysł. Nawet nie zdejmowała szlafroczka, którym się okryła, by odprowadzić gości do wyjścia. Zasnęła okryta delikatnym satynowym materiałem.

Rano, na wspomnienie nocy, złapała się za głowę. Długo nie wychodziła z pościeli i zastanawiała się nad moralnym upadkiem. Nie dość, że płaciła za seks, to jeszcze posunęła się chyba trochę za daleko. Teraz wspominając wszystko na trzeźwo, bez emocji, uznała, że przesadziła. Ale też nie miała zamiaru zbytnio się tym przejmować, przecież nie odwróci biegu zdarzeń, więc po co?

Po dającym energię prysznicu, zajęła przyziemnymi sprawami. Sobota była dniem, w którym zmieniała się w przeciętną kobietę, sprzątającą, gotującą i robiącą zakupy. W pracy mogła być kimś innym, ale codzienne domowe prace też musiał ktoś wykonywać. Nie przeszkadzało to, dopóki nikt nie widział jej w takiej roli. Wieczorem, oglądając film na HBO, wróciła pamięcią do minionej nocy.

Łukasz był świeżym absolwentem uniwersytetu, tak mówił o nim człowiek z agencji, dawała mu najwyżej dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć lat. Od samego wejścia zrobił raczej średnie wrażenie. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale ona wolała bardziej umięśnionych facetów. Jak już płaciła za usługę, chciała mieć to, co sprawiało, że kobiecie przyspieszało bicie serca, a oczy cieszyły się widokiem telewizyjnych ogierów. Ogólnie nie mogła narzekać. To, że fascynowało go jej ciało, nie było żadnym atutem, to był standard i rzecz oczywista. Dopiero później doceniła jego umiejętności.

Po nerwowym początku, przejęła inicjatywę, a on poddał się jej wskazówkom. Prowadziła go w tym kierunku, który sprawiał jej największą przyjemność. Widziała jego zdziwienie i zaskoczenie, ale szybko załapał, po co tu przyjechał. Katarzyna nie miała najmniejszych oporów, była u siebie i to ona rządziła całym przedsięwzięciem. Miała gdzieś zdanie młodziana.

- Chodź tu, przygotuj mnie - powiedziała gdzieś w przestrzeń, jakby do nikogo, kiedy stała w kuchni i napełniała kieliszek wina, nie miała ochoty czekać zbyt długo na jego krok, aż się zaaklimatyzuje i poczuje na tyle pewnie, by się nią zająć.

Podszedł bez słowa, znał swoją rolę. Słuchał klientek, miał już doświadczenie i wiedział, że to się opłaca. Położył dłonie na jej smukłych nagich ramionach i przesunął silne dłonie po tafli brązowej skóry. Udawał czułego kochanka, wiele czytał o potrzebach kobiet i ciągłym poczuciu braku gry wstępnej. Chciał jej to dać.

- Nie potrzebuję tego - spojrzała wymownie na dłoń gładzącą ramię. - Wyliż mnie - dostrzegła na jego twarzy zaskoczenie bezpośredniością. Oczy mówiły wszystko, chociaż udawał pewnego siebie.

Celowo przedłużała nalewanie wina, a kiedy w kieliszku znalazła się odpowiednia ilość trunku, zamoczyła w nim usta, patrząc na imitację betonowej ściany przed sobą. Odgarnął paseczek stringów, a usta błyskawicznie przywarły do pachnącej świeżością cipki klientki. Podobało jej się, jak rozsuwał uda, by znaleźć wygodną przestrzeń dla głowy. Mocno chwycił przy tym luźne pośladki i rozchylił je nad wyraz szeroko, trochę za mocno. Przeszyła ją pierwsza fala przyjemnego podniecenia. Odciągnął jedną nogę i oparł ją na blacie, tak aby tylko druga utrzymywała stabilną postawę, teraz miał niczym nie ograniczony dostęp do kobiecego zakątka. Po kilku minutach pieszczot przy blacie, poczuła, że jeśli pozwoli mu na takie śmiałe zabawy, za chwilę dojdzie. Nie chciała tego tak szybko.

- Dość! - napomniała go. - Mówiłam, dość! - powtórzyła głośniej, bo mężczyzna wciąż zasysał jej srom, całkowicie zatracony w tej czynności.

Oderwał wargi porażony władczym tonem kobiety. Otarł usta z nadmiaru lepkiego śluzu, który otaczał jego usta. Minął ułamek sekundy odkąd skończył, a już podziwiał cudowną figurę zmierzającej do salonu Katarzyny. Obcisły czarny gorset powodował prawdziwy szał hormonów, kobieta działa na niego niczym magnes, nie chciał jednak się z tym zdradzić. To byłoby nieprofesjonalne zachowanie.

Gospodyni zmusiła się do przerwania pieszczot i celowo zmieniła scenerię spotkania. Musiała przyznać, że chłopak miał talent. Nieustępliwy język i spragnione usta dały jej już tyle przyjemności, że patrzyła teraz na mężczyznę zupełnie inaczej. Czuła, że alkohol krąży już w organizmie i wpływa na jej zmysły. I dobrze, będzie ciekawiej - pomyślała. Kolejny duży łyk wina i kolejny przypływ śmiałości.

- Pokaż go - poleciła, kiedy podszedł i stanął przed nią niczym Samson, silny i męski.

Nawet nie spojrzał na nią, rozpinając spodnie. Spoza krawędzi materiału mogła dostrzec napisy na gumce bielizny. Calvin Klein, mogła się domyślić, że tak będzie, to był standard. Doceniała, że mężczyźni dbali o każdy szczegół, chociaż duże litery napisu zdawały się być przesadzone i trąciły kiczem. Odsunął elastyczną taśmę okalającą biały materiał bielizny i oczom ukazał się spory kutas w pełnym wzwodzie. Źrenice jej oczu automatycznie się powiększyły, a język nawilżył puszyste wargi, jakby szykowała się do robienia fellatio.

- Rób to sam - zarządziła.

Łukasz zrozumiał polecenie, stał przed nią i obciągał sobie dłonią. Próbował znieść wwiercający się w jego oczy spojrzenie klientki, ale jej śmiałość i pewność siebie go pokonała. Zdawała się być największą bezwstydnicą, z jaką miał do czynienia. Czuł lekki upokorzenie, ale spełniał fanaberię gospodyni.

Katarzyna miała świetną zabawę, rządziła, a facet tańczył, jak mu zagrała. Minęła chwila, a dorosły mężczyzna wciąż stał przed nią, pieścił się sam, a ona ostentacyjnie rozłożyła uda i wsunęła dłoń w skąpe majteczki. Dotykała się i wciąż patrzyła na gościa, jakby ten widok jej wystarczał, a resztę załatwi sama.

- Liż mnie! Liż! - zarządziła w nagłym przypływie rozkoszy, jakby mając do niego pretensje, że nie wyprzedził jej myśli.

Przywarł do delikatnych skórek niczym pijawka do skóry żywiciela. Żuł strzępki sromu, dociskał językiem łechtaczkę, a palce masowały całą śliską okolicę krocza. Kciuki rozkładały wargi sromowe na boki, by mógł wcisnąć wszędobylski język głęboko w dziurkę. Zacisnęła uda, ale on wciąż szurał twarzą po jej sromie. Chłeptał soczki niczym spragniony wody pies.

- Dość. Dość. Już dość! - krzyknęła, powstrzymując go przed doprowadzeniem do orgazmu, a kiedy odkleił usta od różyczki, nagle zmieniła zdanie. - Liż, liż do końca!

Nie minęło pół minuty, a trzymając uda w okolicy wzorzystych krawędzi pończoch, wyprężyła się, odginając ciało ku oparciu sofy, szczytowała. Ten facet jest genialny! - wykrzyczała w myślach.

Nie okazała zachwytu, chociaż go czuła. Łącząc ze sobą nogi, przerzuciła je nad głową wynajętego mężczyzny i usiadła. Bez słowa opuściła salon i wróciła z kolejnym napełnionym kieliszkiem.

- Na pewno nie chcesz? - uniosła lampkę wina, by upewnić się, że ją zrozumiał. Wiedziała, że odmówi, chociaż dopuszczała opcję zmiany zdania, bo wydzielina pochwowa mogła pozostawić w ustach niesmak. A spijał ją z cudownego źródełka wyśmienicie.

Po minucie, może dwóch, przerwy kieliszek na wino stał opróżniony na stoliku kawowym, a Katarzyna patrzyła na skonsternowanego mężczyznę.

- Chcę znowu - zdradziła mu kaprys niczym znudzona dziewczynka. Rozłożyła przy tym uda, co nie dawało mu pola do innej interpretacji słów, jak "wracaj do lizania".

Zrobił to, ale tym razem to ona oderwała cipkę od mokrych warg, po niespełna minucie pieszczot. Kiedy tylko poczuła napływ soczków, wstała i bez pytania nabiła się na kutasa wynajętego faceta. Westchnęła, kiedy poczuła, że wypełnią ją całą. Nasada penisa nie zniknęła jeszcze w tunelu, a ona już czuła, że zaraz ją rozsadzi, przystopowała. Ujeżdżała chłopak wciąż, i wciąż, podziwiając wbijający się w nią okaz. Srom oplatał go tak ściśle, że czasem bała się, że się naderwie, jeśli dobije się do niego choć odrobinę mocniej. Orgazm był cudownym zakończeniem kilkuminutowej jazdy. O to chodziło. Czuła zaciskające się na pośladkach silne dłonie, piersi wyskakiwały z kieszeni gorsetu, a widok opinających uda wzorzystych motywów pończoch, doprowadzały ją do obłędu. Uwielbiała ten stan i postać, w która się zmieniała. Pragnęła zapomnieć o całym świecie, udało się.

Czuła, że jest wstawiona. Minęło może pięć minut odkąd przeżywała orgazm, a jej dłoń delikatnie przekładała płatki sromu, spoglądając na Łukasza. Kiwnęła twierdząco głową, na jego niemy pytający gest. Czekał na przyzwolenie, bo on wciąż nie skończył, ale nie jego satysfakcja była tu ważna. Znowu porozumieli się mową ciała, a nie słowami. Żigolo zajął wygodne miejsce między udami klientki, a po chwili rozpoczął rytmiczną pracę bioder. Przez kolejny kwadrans posuwał gospodynię może mechanicznie, ale zapewniał jej upragnione zapomnienie i oczekiwaną rozrywkę. Ale Katarzyna była tej nocy nienasycona, w dodatku wykazywała już odurzenie ulubionym winem, półsłodkim Reichsgraf Von Kesselstatt. Już w trakcie odbywanego stosunku poczuła chęć na szaleństwo, ale takie prawdziwe, wyjątkowe. I chociaż Łukasz okazał się prawdziwym ogierem, zwerbalizowała w końcu swoje myśli, ona była tu najważniejsza.

- Masz jakiegoś kolegę, który mógłby się tu szybko zjawić? O ile masz to w pakiecie usług? - dopytała, miała na myśli trójkąt.

- O tej porze? - zwrócił jej uwagę, że to wątpliwe, by udało mu się pozytywnie załatwić sprawę.

- Wierzę w ciebie. Opłaci ci się. Płacę ekstra stawkę - motywowała go do wzmożonego myślenia.

Zmotywowany mężczyzna wyszedł z niej i poszedł do rzuconych na drugą część sofy spodni po telefon. Katarzyna obserwowała, jak wynajęty młodzian prowadzi rozmowę, rozłącza się, znowu wybiera numer, i tak kilka razy. Zerkał w jej stronę, ale jego gesty nie wskazywały, by cokolwiek udało mu się zdziałać. Kobieta przy okazji przyjrzała się sylwetce Łukasza, a dyndający między umięśnionymi udami kutas, zdawał się być jeszcze większy, niż ten którego czuła przed chwilą, kiedy rozpychał waginę. Podobało jej się, że klata i krocze wynajętego kochanka były pozbawione włosów, uwielbiała estetów. Patrzyła z podziwem na odbijającą się od ud pałę, kroczącego ku niej faceta.

- Maks pół godziny. Jednemu wypadła klientka - oznajmił, wesoło się uśmiechając, dając do zrozumienia, że ma dziś szczęście.

- Chodź tu - skinęła palcem wskazującym, a kiedy podszedł, usiadła i wpakowała kutasa w usta. - Zwykle tego nie robię - wypuściła go na chwilę z gardła - ale uznajmy, że będzie to pierwsza nagroda - wcisnęła ją ponownie w ciepły zakątek, ledwie objęła członka wargami.

Łukasz powoli posuwał Katarzynę, kiedy usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. Gospodyni uwolniła się od męskiego ciała i poszła przywitać spodziewanego gościa, nie wypadało zrobić inaczej. Nie robiła sobie nic z tego, że wygląd ewidentnie zdradzał, co się dzieje w domu. Wstyd? Jaki wstyd? Nawet przy nowym nieznajomym, czuła się jak pani, władczyni. Zamykając drzwi lekko się zachwiała, ale dzięki trzymanej klamce, uniknęła utraty równowagi. Na szczęście nikt tego nie zauważył, a nawet gdyby, to co?

- Chodź! - Tym słowem przywitała się z nowym partnerem, jak zwykle była bezpośrednia i nie owijała w bawełnę. Nie czekając na niego ruszyła w stronę sofy, na której leżał nagi Łukasz. Obcięła nowo przybyłego młodziana niczym polująca na faceta niunia. Był lepiej zbudowany od dotychczasowego dostarczyciela przyjemności. Wyższy, bardziej umięśniony, chociaż nie przesadnie. Przypadł jej do gustu, bo twarz miał bardzo męską i ten lekki zarost, lubiła to u facetów.

Położyła się obok Łukasza, docisnęła zgrabny tyłeczek do bioder mężczyzny, nie traciła czasu. Młodzian jakby czytał w myślach klientki, szybko wcisnął pałę w cipkę i rozpoczął powolne ruchy, odchylając udo ku sufitowi, kiwnął jeszcze głową na przywitanie z kumplem.

- Czekam. Wyskakuj ze spodni i chodź tu - zwróciła nowemu uwagę trochę pretensjonalnym tonem, w jej mniemaniu zbyt się ociągał.

Na co on liczył, na kawę, drinka? Nie przyjechał tu na imprezę - ganiła w myślach Piotra, który trochę zmieszany sytuacją, odkładał spodnie na oparcie sofy. Była pewna, że Łukasz przekazał mu wszystkie istotne informacje, nie chciała się wdawać w szczegóły. Katarzyna była nakręcona jak nigdy. Pierwszy raz będzie uprawiać seks z dwoma mężczyznami naraz w tym domu. Poczuła pewne obawy, ale płonący we wnętrzu ogień podniecenia i rysująca się w głowie wizja wyuzdanych zabaw, powodowały we wnętrzu nieustanne fale przyjemnych emocji. Nieznane pociągało i przywoływało, by skosztowała tej osobliwej przyjemności. Nie skomentowała tego na głos, ale w myślach nie pozostała łaskawa. Kutas nowego partnera był mniejszy i to wyraźnie mniejszy, w porównaniu do pały Łukasza. Ale nie chciała narzekać, dobre było i to. Przywołała młodziana do siebie i bez skrępowania wcisnęła lekko sztywną pałę w usta, gardło też zauważyło różnicę w rozmiarze. Miała ochotę na dwie pały w sobie.

- Podaj wino! - zwróciła się do Piotra, który na gest wyciągnięcia ręki sięgnął dłonią po stojący na stoliku kieliszek z resztką napoju.

Wypiła zawartość jednym łykiem i oddała szklany pucharek mężczyźnie. Wino łagodnie spłynęło po ściankach przełyku, pozostawiając w ustach przyjemną owocową nutę oraz przyjemne poczucie chłodu.

- Poczekaj, przesuniemy się trochę - zwróciła się do popychającego ją na boku Łukasza. Szorując wrażliwą skórą pleców po siedzisku, przesunęła się pół metra wyżej w kierunku narożnej części sofy.

Kochanek próbował zmienić miejsce razem z nią tak, by nie wypaść z cipki, ale to się nie udało, Katarzyna o to nie dbała. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła wracający do wnętrza obiekt.

- A ty chodź tu - wskazała przestrzeń powyżej swojej głowy.

Robiąc przed chwilą laskę Piotrowi, kark odczuł niewygodę przyjętej pozycji. Teraz leżała komfortowo, jeden kochanek pakował w nią sporą maczugę, a drugi facet delikatnie posuwał ją w usta. Zamknęła oczy i przeniosła się do świata perwersji. Przez moment zdawało jej się, że jest bezładnym bytem, a może tylko udawała nieprzytomną, by wzmocnić doznania? Czuła szorujące w otworach kutasy i znowu wyobraziła sobie, że jest pospolitą kurwą, w trakcie pracy, że to ona ma zadanie dostarczać przyjemność.

Po szybkim wprowadzeniu nowego gościa, chłopaki działali jak zaprogramowane maszyny. Widać było, że nie pierwszy raz działają w zespole, znali się na tym. Zmieniali się płynnie i nie pozwalali sobie na zbyt długie przerwy. Wiele zmieniło się, kiedy Katarzyna opróżniła resztkę wina. Oddała się samcom z całkowitą obojętnością. Śmiała się, chichotała, wydając czasem szalone dźwięki rozkoszy, ale nie tylko, zapomniała się całkowicie. Później tego nie pamiętała, ale to był jej pomysł.

Ujeżdżała siedzącego na sofie Łukasza, a Piotr poszedł po wodę do kuchni, powiedziała mu gdzie ją znajdzie. Perrier, Katarzyna piła tylko taką, wysokogatunkową, synonim luksusu, cała ona. Piotr pił po męsku - żadnych szklanek, kielichów, po prostu pił z gwinta, jak pospolity robotnik. Kobieta dostrzegła ten nietakt z jego strony, to przecież wbrew zasadom dobrego wychowania. Ale w tym momencie, kiedy zginał ramię, podnoszące dużą zieloną butelkę do ust, wydał jej się niczym antyczny heros. Wyraźnie zarysował się biceps, pojawiła się kratka na brzuchu, a przymykając oczy na znak orzeźwienia, wyglądał jak model z reklamy. Kobieta, w przebłysku świadomości, jeszcze raz rozważyła swój skrzywiony pomysł, ale tak jak się przed nim broniła, tak bardzo też chciała przypomnieć sobie jak to jest. Pamiętała słowa kobiety z agencji, że męskie dziwki robią wszystko, co zażyczą sobie zamawiające usługę klientki, taką mają umowę. Oczywiście, o ile nie wykracza to poza uznawane za normalne zachcianki. A w tej branży pojęcie "normalne" wcale nie oznaczało seksu w pozycji misjonarskiej, jak definiują to słowo statystyczni szarzy ludzie. Menedżerka podała kilka przykładowych usług wchodzących w pakiet ich działalności. Wtedy Katarzyna była zmieszana, teraz zaintrygowana jedną z wymienionych. Przekonał ją jeden argument - penis Piotrka był nieduży i szczuplejszy, niż poznanych dotąd żigolaków, przynajmniej w jej ocenie, nadawał się więc do tego celu idealnie.

- Wsadź mi w tyłek - spojrzała w oczy pijącego wodę, śmiało nazywając zachciankę, wręcz nakazała.

Śmiałość czuła tylko w momencie wypowiadania polecenia. Pierwszy raz tej nocy, pomimo bycia już mocno wstawioną i obojętną na wszystko, uciekła spojrzeniem przed oczekującym na swoja kolej mężczyzną. Już od dobrych kilku minut nie ssała im pał, kiedy zamieniali się miejscami, miała już dość, bolała ją szczęka, ale miała pomysł, by kompan nie stał bezczynnie. Zresztą, nie chodziło tu przecież o ich przyjemność.

Piotrek przygotował ją profesjonalnie. Po chwili prób przełamania oporu nad wyraz ciasnego słoneczka, wepchnął się w anusa Katarzyny i delikatnie się tam poruszał. W sumie wynikało to bardziej z ruchów Łukasza, który wbijał się rytmicznie w szczelinę klientki, ale Piotr musiał też wykonywać krótkie pulsacyjne ruchy, by oswoić ją z obiektem w tyłku. Ta część orgii trwała zaledwie kilka minut. Pierwszy spuścił się odwiedzający ciasny odbyt Piotr, a kilka chwil później szalejący w klasycznej pozycji Łukasz. Szarża była ostra i szybka. Plaski były tak głośne i tak częste, że prawie się ze sobą zlewały, a dodając do tego jęki gospodyni, mogło się zdawać, że kogoś tu mordują. Katarzyna patrzyła zachwycona, jak w wymęczoną cipę, niczym tyran, pakuje się spory kutas z nadzwyczajną szybkością, by po chwili wylać nasienie na jej brzuch. Bieliznę już dawno z niej zdarli. Najdłużej okrywał ciało gorset, bo pończochy szybko znalazły się na podłodze, każdy z nich zdjął po jednej. Gorset zrzuciła sama w momencie, kiedy zapragnęła czuć męskie dłonie zatapiające się w skórze na całym ciele.

Pomimo że obecności drugiego mężczyzny była wynikiem spontanicznej decyzji, nie miała problemu z wypłaceniem należności. Obaj wychodzili zadowoleni, kobieta była bardzo hojna.

Zmierzając do sypialni zatrzymała się przed lustrem w holu. Stała nagusieńka, nawet nie zbierała porozrzucanych wokół kanapy części erotycznej bielizny, zostawiła to na jutrzejszy sobotni poranek. Pierwsze, o czym pomyślała to, że ma zajebiste ciałko. Druga myśl, też nie była niczym nowym. Powiedziała to cicho, ale słowa rozbrzmiały w świadomości bardzo głośno.

- Ale z ciebie kurwa - uśmiechnęła się frywolnie. - I co z tego - machnęła ręką na obraźliwie brzmiące słowo. Dla niej znaczyło ono coś zupełnie innego - wyzwoloną kobietę. Po chwili refleksji zdobywała stopnie schodów jeden po drugim, niczym szczyt Mount Everestu. Czuła takie zmęczenie, jakie czują alpiniści tuż przed dotarciem na ten najwyżej położony punkt na Ziemi.

Weekend minął bardzo powoli. Nie lubiła wolnego i w tym dopatrywała się poczucia wlokącego się czasu. Rozdział pod tytułem "Piątkowa noc" dawno już zamknęła i starała się do tego nie wracać, było - minęło. Podziwiała się za odwagę, ale i tak czasem napadały ją wyrzuty sumienia za to, do czego dopuściła. Nie żałowała niczego, poza podwójną penetracją, choć i tej nie demonizowała zbyt mocno. Nawet wspomnienia bycia obracaną jak lalka i pieprzeniu się w najróżniejszych, często dziwnych pozycjach, nie przysporzyły tylu refleksji, co kutas w tyłku. Wiele miesięcy próbowała uciec przed przeszłością, ale tej nocy sprzeniewierzyła się swoim postanowieniom. W tym względzie miała moralnego kaca.

Ten tekst odnotował 25,702 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.76/10 (64 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (6)

0
0
Nadmiar zaimków, niepotrzebne zdrobnienia i dłużyzny - technicznie byłoby co poprawiać. Za to sceny autoerotyczne przednie! Jestem w połowie i na pewno wrócę do tej opowieści i Twoich bohaterek.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Przeanalizowałem kolejny raz tekst i przyznam, że musiałem usunąć rzeczywiście zbędne zaimki. Dzięki za to spostrzeżenie. Jesteście moimi pierwszymi recenzentami.
Pozostałe uwagi są chyba trochę subiektywne, każdy inny czytelnik może widzieć to inaczej... lub podobnie 🙂. Cieszę się, że się podoba.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Widać, że chłopaki mieli dużo pracy i mało do gadania 😉 Forma kontrastu przedstawiająca zwyczajną kobietę w miarę poukładanym związku z szefową, która szuka miłości w odmętach prostytucji jest ciekawym zabiegiem. Mam nadzieję, że akcja się rozwinie i zobaczymy jak dalej się to potoczy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wszystkie uwagi są subiektywne. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja myślałem, że obiektywne to te, z którymi zgadza się autor, a pozostałe to te drugie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Aż nie mogłam się oderwać. Aż zazdroszczę tej kobiecie...
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.