Kara za grzechem chodzi (II)
20 lipca 2020
Kara za grzechem chodzi
Szacowany czas lektury: 25 min
Poniżej krótkie streszczenie pierwszej części.
Paweł i Marta wyjeżdżają na wakacje na Dominikanę. Na lotnisku poznają Patrycję, z którą się zaprzyjaźniają. Na wyspie Patrycja adoruje Martę i prowadzi grę z Pawłem starając się go w sobie rozkochać.
Patrycja namawia Pawła i Martę na nocną, nagą kąpiel w basenie, aby zbliżyć się do nich i rozbudzić ich pożądanie. Kolejnego dnia pozuje do obrazu malowanego przez Martę, tańczy z Martą przy ognisku, a potem dotyka ją zaplatając jej warkocze. Marta jest zauroczona Patrycją, co nie podoba się Pawłowi. Sam jednak nie potrafi oprzeć się urokowi Patrycji.
Rozdział 6
Gdy obudziłem się kolejnego dnia, Marty nie było w sypialni. Wyszedłem na taras i ujrzałem moją boginię delektującą się słońcem, falującą na wodzie, z szeroko rozłożonymi rękoma. Woda opływała jej nagie ciało. W krystalicznie czystej wodzie wyglądała jakby unosiła się nad ziemią.
Wskoczyłem do morza i położyłem się obok niej.
– Gdybyś mógł cofnąć czas i zmienić coś w swoim życiu, co byś zmienił? – Zaskoczyła mnie pytaniem.
– Hmm, może przyłożyłbym się bardziej do nauki, żeby mieć potem lepszą pracę. Moglibyśmy wtedy częściej jeździć na takie cudowne wakacje, a nie tylko raz w roku.
– Wiele osób nawet raz w roku nie stać na wakacje. I tak jesteśmy szczęściarzami.
– A Ty? Co byś zmieniła?
– Nic. Czuję się szczęśliwa z tym, co mam i kogo mam przy sobie.
Zastanawiałem się, czy osoba, która nic nie chce zmienić w swoim życiu, zadaje sobie w ogóle takie pytania.
– Jak myślisz – Marta podpłynęła bliżej i złapała mnie za rękę – czy można kochać dwie osoby w tym samym czasie?
– Rodzice kochają nawet kilkoro swoich dzieci.
– Ale to chyba inna miłość. Ja mam na myśli również atrakcyjność seksualną.
– Myślę, że na pewno można się zauroczyć seksualnie w kilku partnerach, ale czy to jest miłość?
– A gdy często myślisz o tej osobie, chcesz z nią spędzać czas i tarzać się nago w pościeli do białego rana to jest to zauroczenie, czy już miłość?
Nie byłem pewien, czy znam odpowiedź na jej pytanie. Uwielbiałem robić te wszystkie rzeczy z Martą i nazywałem to uczucie miłością. Wiedziałem też, że nie chcę stracić tej miłości i nie byłem pewien, czy chcę, aby Marta dzieliła swoje uczucia na dwie osoby. Nie miałem zamiaru zostać numerem dwa.
– Miłość jest wtedy, gdy po seksie chcesz się przytulić do tej osoby, a nie odwrócić od niej.
– A jak jesteście jeszcze przed seksem? – Marta nie odpuszczała.
– To miłość jest wtedy, gdy nie brzydzisz się pić z butelki partnera, gdy chętnie zjesz z nim posiłek z jednego talerza jednym widelcem, a na koniec gdy dasz mu polizać swojego loda.
– Ty jak coś wymyślisz. – Wywróciła oczami.
– Ja myślę, że prawdziwa miłość jest wtedy, gdy myślisz o partnerze jak o przyjacielu. Gdy lubisz go po prostu jak człowieka, a nie osobę przeciwnej płci.
– Lub tej samej płci. – dodała cicho.
Spojrzałem na nią, ale odwróciła szybko wzrok zmieniając temat.
– Słyszałeś, że zapowiadają na wieczór huragan?
– Huragan? Dzisiaj? – Spojrzałem na bezchmurne niebo i morze gładkie jak tafla lodu.
Marta podpłynęła do tarasu i wskoczyła na górę, siadając na krawędzi.
Podpłynąłem do niej i stanąłem przed nią w wodzie do pasa.
Rozpromieniła się, rozpostarła szeroko ramiona i krzyknęła na cały głos płosząc okoliczne ptaki. Machała nogami i cieszyła się jak dziewczynka, a woda rozpryskiwana spod jej stóp przyjemnie chłodziła moje ciało.
Złapałem jej stopę i przeciągnąłem językiem po spodzie. Zachichotała. Poznałem dobrze jej ciało i wiedziałem o jej łaskotkach. Wziąłem drugą stopę i zrobiłem to samo. Znów radośnie zachichotała. Ustami objąłem jej duży palec, a potem ucałowałem każdy jej paluszek, aż do najmniejszego. Rękoma objąłem jej uda i rozchyliłem, zaglądając do środka. Gładkie, wydepilowane łono zachęciło mnie do całowania.
Moje usta rozkoszowały się jej aksamitną skórą i ciepłym łonem, rozgrzanym od słońca.
Marta położyła się na plecach, a ja przecisnąłem język między jej wargami od dołu go góry. Poczułem słony smak wody morskiej. Takiej Marty jeszcze nie smakowałem.
– Ponurkujemy przy rafie koralowej? – Zaproponowała.
– Pójdę po sprzęt.
Wskoczyłem na taras i przyniosłem z domu maski oraz rurki. Założyliśmy osprzęt i popłynęliśmy do pobliskiej rafy.
Żółte ryby z prawej, różowe koralowce z lewej, a pośrodku nich moja naga Marta. Jeśli istnieje raj, to właśnie tak go sobie wyobrażałem.
Wyczerpani nurkowaniem wskoczyliśmy na leżaki i pozwoliliśmy słońcu rozgrzać nasze ciała.
Zadzwonił telefon Marty.
– Cześć – powiedziała Marta do Patrycji po drugiej stronie słuchawki.
Po chwili odwróciła się do mnie.
– Patrycja pyta –– skierowała pytanie w moją stronę – czy po południu mamy ochotę na rafting.
– Myślałem, że spędzimy dzień tylko we dwoje?
Miałem wrażenie, że Patrycja zbyt intensywnie wkroczyła w nasze życie, a Marta za bardzo zaangażowała się w nową znajomość. Polubiłem Patrycję, a szczególnie jej swobodny stosunek do nagości, ale bałem się jej wpływu na wrażliwą, uczuciową Martę.
– Płyniemy – rzuciła do telefonu podejmując decyzję za nas oboje.
Westchnąłem rozczarowany, ale nic nie powiedziałem. Dawno nie czułem się tak rozdarty wewnętrznie.
Dziewczyny rozmawiały o perfumach, kosmetykach i malowaniu paznokci. Odwróciłem się w stronę Marty i patrzyłem na jej skórę, która nabrała lekkiego brązowego koloru. Dłonią delikatnie gładziłem jej brzuch oraz piersi. Przesunąłem dłoń na jej uda, a potem wzgórek łonowy. Gdy zszedłem niżej, złączyła nogi unieruchamiając moją dłoń. Pokazała palcem na telefon, co zapewne oznaczało, żebym nie przeszkadzał w rozmowie.
Drugą dłonią objąłem jej kolano i odchyliłem nogę w moją stronę uwalniając zaciśniętą dłoń.
Marta rozmawiała żywo z Patrycją co chwilę wybuchając śmiechem. Chciałem spędzić czas ze swoją dziewczyną, ale ona wciąż zajęta była rozmową z Patrycją. Postanowiłem nie czekać aż skończą, tylko skłonić ją, żeby zwróciła na mnie uwagę.
Nawilżyłem palec, położyłem na łechtaczce i zacząłem delikatnie masować zataczając okręgi.
Marta ugięła nogi w kolanach, złączyła stopy i rozchyliła szeroko nogi. Oba kolana dotykały leżaka po obu stronach. Zazdrościłem jej takiego elastycznego, wysportowanego ciała.
– Jaki tytuł? Słowo na L? Dziwny tytuł. – Mówiła do słuchawki, podczas gdy ja bawiłem się jej łechtaczką. – Aha, „L” jak lesbijki. I mówisz, że fajny? A o czym ten serial? – Milczała chwilę. – Aha, o lesbijkach. No tak.
Uwielbiałem patrzeć na nią jak leży w pozycji z mocno rozchylonymi nogami. Jej wargi rozchyliły się na boki odsłaniając różowe wejście do środka. Jęknęła cicho, gdy wsunąłem w nią palec.
– Nie, nie przeszkadzają mi w serialu sceny erotyczne – kontynuowała rozmowę z Patrycją. – A dużo tych scen w tym serialu „Słowo na L? Jak dużo, to na pewno mi się spodoba.
Marta wciąż nie zamierzała kończyć rozmowy, więc wróciłem do masowania łechtaczki. Oddech Marty przyspieszył.
– Tak, Spartakusa oglądałam. – Krótka pauza. – Pytasz, która scena mi się podobała? – Marta odepchnęła moją rękę z dala od swojego ciała. – Podobała mi się ta w basenie, jak niewolnice myły Lukrecję i przyszedł Kwintus. Jedna niewolnica podeszła do Kwintusa, a on odwraca nagle tę niewolnicę i wchodzi w nią od tyłu. – Marta syknęła, gdy ponowie wsunąłem w nią palec. – No, mi też szczęka opadła. I gada sobie normalnie z Lukrecją i pieprzy w tym czasie tę niewolnicę przy niej.
Nogi delikatnie zadrżały. Oddech stał się głębszy.
– Robię ćwiczenia. – Skłamała, aby wytłumaczyć Patrycji przyspieszony oddech. – Taka joga o poranku. – Wykrzywiła usta, gdy rozchyliłem jej napletek łechtaczki. – Z kim się utożsamiam w tej scenie? Z Kwintusem. – Zaśmiała się głośno. – Ty z niewolnicą? – Zaśmiała się jeszcze głośniej. – Chciałabyś, żeby Kwintus penetrował cię od tyłu przy Lukrecji?
Wargi sromowe Marty były tak wilgotne, że nie potrzebowałem dodatkowego nawilżania. Pieściłem łechtaczkę okrężnymi ruchami ulubioną techniką Marty, za pomocą której zawsze potrafiła osiągnąć orgazm.
– Ja Kwintusem, a ty niewolnicą... I ja z tobą... Od tyłu... Ja w tobie...
Zaśmiała się i przycisnęła słuchawkę do piersi, żeby Patrycja nie usłyszała jak szczytuje. Podwinęła palce u stóp i spojrzała na mnie z wyrzutem, że przerywam jej rozmowę. Lubiłem jak patrzy na mnie w czasie orgazmu. Odczekała, aż przejdzie przez nią ostatni skurcz i wróciła do rozmowy z Patrycją.
Wstałem, złapałem ją za nogi i wszedłem w nią z taką siłą, że zsunęła się z połowy leżaka i upuściła telefon. Krzyknęła. Wyrwała się z mojego chwytu, odwróciła i podniosła telefon.
– Nie, nic – powiedziała do słuchawki. – Uderzyłam się w nogę.
Leżała na brzuchu. Położyłem się na niej i wcisnąłem w nią swój penis. Marta rozmawiała przez telefon starając się zachować normalny oddech i nie zdradzać, że mój penis penetruje jej wnętrze z zawrotną prędkością. Wyszedłem z niej i trysnąłem na jej rozgrzane pośladki.
– Muszę kończyć i wskoczyć pod prysznic – powiedziała do słuchawki. – Buziaki.
– Buziaki? – powtórzyłem za nią.
– No, dziewczyny tak do siebie mówią.
Rozdział 7
Po południu pojechaliśmy nad rzekę na miejsce spływu. Razem z nami płynęły inne zespoły pontonów z przewodnikiem na przedzie, który instruował, gdzie i jak płynąć. Włożyliśmy kapoki, kaski, a do ręki dostaliśmy wiosło. Ustawiliśmy się na końcu, z dala od innych turystów i ruszyliśmy w nieznane ku nowej przygodzie. Na początku nurt rzeki był łagodny i nie musieliśmy zbyt dużo machać wiosłem. Podziwialiśmy cudowne widoki dookoła. Dziewczyny zachwycały się przyrodą, a ja zachwycałem się nimi. Zgadzając się na rafting, żywiłem nadzieję, że Patrycja ponownie poczuje potrzebę wyswobodzenia piersi. Niestety, okryła się, a w jej przypadku to dobre określenie, koronkowym, błękitnym strojem kąpielowym.
– Patrycja, dlaczego zerwałaś z chłopakiem? – Przestałem wiosłować i odwróciłem się w jej stronę.
– Chciał mnie zamknąć w złotej klatce.
– A ty zębami rozszarpałaś kraty i uciekłaś?
– Był cholernie zazdrosny, wciąż mnie sprawdzał, wypytywał, zakazywał. Najchętniej trzymałby mnie pod kluczem tylko dla siebie. A już przegiął całkowicie, gdy przyłapałam go na przeglądaniu mojego telefonu. Dobra, przyznaję, wróciłam o trzeciej nad ranem z imprezy. Mogłam zadzwonić. Ale hej, nie byliśmy przecież małżeństwem. Zadusił mnie.
– Trafiłaś na samca beta. Taki typ idealizuje kobietę, podchodzi do niej jak do cudu, na który czuje, że nie zasługuje. Czuje, że jest na niższym poziomie i jest zdominowany przez silną kobietę, a ona przestaje wtedy go szanować. Da mu seks w nagrodę dopiero jak wyda werdykt, że sobie zasłużył.
– Albo da mu seks gdy będzie chciała rozładować swoje napięcie seksualne i wykorzysta go jako wibrator – Patrycja podzieliła się swoimi doświadczeniami.
– No i pewnie wpadliście w zamknięty krąg.
– Jaki krąg?
– Gość dostaje seks, więc jest dla ciebie miły, sympatyczny, ale co najgorsze uległy, zdominowany, zaborczy. Ty przestajesz go wtedy szanować i nie robi ci się mokro na jego widok. Blokujesz do siebie dostęp, a on się obraża, odtrąca cię, staje się zimnym draniem, a wtedy znów cię pociąga jako obiekt do zdobycia. Chcesz przejąć nad nim władzę i wykorzystujesz do tego seks. I kółko się zamyka.
Marta patrzyła na mnie zdziwiona, co ja wygaduję, próbując pewnie zanalizować nasz związek i policzyć ile kółek w życiu zaliczyliśmy. Marta nie była jednak samicą alfa jak Patrycja, więc u nas działały inne mechanizmy.
– Myślisz, że mnie dobrze znasz? – Patrycja wyciągnęła wiosło z wody i podniosła wysoko, jak rycerz który wydobywa miecz i szykuje się do walki. Woda z wiosła kapała na jej nogi.
– A jak się poznaliście? – Marta przyszła z odsieczą ratować swojego wojaka.
– Przez Internet. Mówię wam, nigdy więcej znajomości przez Internet. – Kiwała na boki głową. – Nie wiem co mnie podkusiło. Człowiek snuje wyobrażenia o księciu z bajki po drugiej stronie kabla, a potem idzie na romantyczną kolację przy świecach i patrzy jak ten książę wylizuje językiem jedzenie z talerza. Fuj. – Wstrząsnęła ciałem.
– Ale co ma do tego Internet?
– To ma do tego, że człowiek nie zachwyca się realną osobą po drugiej stronie, tylko naszym wyobrażeniem o tej osobie i potem wali głową o beton. Angażuje za dużo czasu, który potem okazuje się być czasem straconym i dodatkowo ma kaca emocjonalnego, bo czuje, że został frajerem i dał się wydymać.
– Ale tak samo możesz się zawieźć jak poznajesz kogoś w tradycyjny sposób.
– Tak, ale wystarczy mi dziesięć minut, żeby ocenić czy facet rokuje i wtedy wiem, czy w to wchodzę, czy mówię sayonara. Nie tracę wtedy czasu i nie angażuję się niepotrzebnie w znajomość, która okaże się porażką.
– Ale przez Internet masz komfort, że jak ktoś ci się nie spodoba, to wystarczy zamknąć okno konwersacji i nie musisz oglądać zawiedzionej twarzy po drugiej stronie.
– A wy jak się poznaliście?
– Przez Internet.
– Aha. – Zmieszała się. – Widać można i tak.
Dotarliśmy do urwistego fragmentu rzeki, gdzie ponton zaczął podskakiwać na wodzie i przechylać na boki. Gdy zbliżyliśmy się do skały po stronie dziewczyn, Marta wychyliła się, aby zamachnąć wiosłem. Niestety, zachwiała się i przeleciała przez burtę na przedzie pontonu. Zerwałem się na nogi, aby zlokalizować Martę w rzece, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Poczułem na stopach uderzenie od spodu pontonu. To musiała być Marta, która wpadła pod ponton. Obijała się między skałami w rzece, a spodem, na którym staliśmy. Ogromne głazy dookoła wyglądały naprawdę groźnie. Wskoczyłem do rzeki z tyłu pontonu w momencie, gdy Marta wypłynęła na powierzchnię i wpadłem na nią przygniatając ją ponownie do dna. Na szczęście udało mi się chwycić ją za rękę i pociągnąć w stronę brzegu. Wynurzyła się i złapała łapczywie powietrze krztusząc się wodą.
– Ok? – zawołałem.
Zamiast odpowiedzi zobaczyłem jej duże, wystraszone oczy.
– W porządku? – Potrząsnąłem za jej ramię.
Wypluła wodę z ust i odsłoniła przykrytą włosami twarz.
– Żyję – odpowiedziała cicho, z ulgą w głosie, wycierając z twarzy wodę.
– Uff. – Odetchnąłem.
– Twarde te kamienie. – Złapała się za bark i zawyła z bólu.
Podbiegła do nas Patrycja, która wysiadła z pontonu sto metrów dalej na brzegu rzeki. Nie wiem jakim cudem udało jej się samej dopłynąć.
– Ciężko się z Tobą nudzić – powiedziała poruszona. – Dostarczasz emocji, dziewczyno. – Widząc jak Marta masuje bark, Patrycja schyliła się i zaoferowała pomoc.
– Daj, pomogę. – Patrycja usiadła za Martą i zaczęła rozmasowywać obolały bark Marty, spoglądając przez jej ramię na odkrytą pierś.
Z początku masowała ugniatając mięśnie, ale z czasem jej masaż stał się bardziej delikatny. Opuszkami palców wodziła po ramionach i szyi, wpatrzona w jej plecy. Jedną dłoń wsunęła pod włosy, ugniatając skórę głowy, a drugą przesunęła z szyi na policzek, dotykając delikatnie dolnej wargi. Palcem rozchyliła jej usta.
Marta powoli dochodziła do siebie. Spojrzała na mnie i ocknęła się z transu w jaki wprowadziła ją Patrycja, jakby dopiero teraz zorientowała się, że dotyk Patrycji sprawia jej przyjemność, a ja na to wszystko patrzę.
Poprawiła biustonosz, który zsunął się pod kapokiem odsłaniając pierś i podniosła ręce wysoko, aby rozciągnąć mięśnie.
– Dzięki za masaż, Patrycja – powiedziała, akcentując słowo masaż, jakby chciała przekonać siebie i mnie, że dotyk Patrycji był tylko częścią przywracania do pełnej sprawności jej obolałego ramienia. – Wracamy do reszty wycieczki, bo zaraz będą wzywać śmigłowce ratunkowe i do końca życia się nie wypłacimy. – Marta skierowała się w stronę pontonu.
– Patrycja! – zawołałem.
Zatrzymała się i odwróciła.
Poczekałem, aż Marta odejdzie dalej.
– Wyjechałem na wakacje z dziewczyną, która mnie kocha. – Patrzyłem na Patrycję przybierając poważną minę. – Zamierzam wrócić do domu z taką samą dziewczyną.
Patrycja podeszła do mnie powoli, stanęła pół metra ode mnie, podniosła głowę i wlepiła we mnie przeszywające na wylot spojrzenie.
– Po wakacjach ze mną – cedziła słowa powoli – nikt nie wraca do domu taki sam. – Zmrużyła oczy, aby dodać posępnego wrażenia, po czym wybuchnęła śmiechem, odwróciła się i pobiegła do Marty.
Wróciliśmy do pontonu i dogoniliśmy naszych współuczestników, którzy pochłonięci wiosłowaniem nawet nie zauważyli naszej nieobecności. Nurt rzeki osłabł i płynęliśmy leniwie niesieni prądem, sporadycznie zanurzając wiosła, tylko po to, aby utrzymać kierunek. Widziałem, że w tropikach jest gorąco, ale nie spodziewałem się aż takiego żaru z nieba. Na pontonie nie było cienia. Słońce wisiało pionowo nad nami, a drzew na brzegu rosło niewiele.
– Piękne te góry. – Zachwyciłem się widokiem strzelistych rdzawych skał porośniętych bujną tropikalną roślinnością. – Mógłbym tu zamieszkać. Łowiłbym ryby, uprawiał banany, żyłbym skromnie, ale z dala od miejskiego stresu.
– Mhm, trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona – zgasiła mnie Patrycja. Ale warto zapamiętać wrażenia z takich miejsc. Jak mnie ktoś na starość zapyta o moje najlepsze miejsca w których byłam, to pewnie odpowiem, że były to miejsca w których się kochałam. Seks nadaje takim miejscom niepowtarzalnego smaku.
– I jakie jest twoje ulubione miejsce na Ziemi?
– Trochę tych wspomnień nazbierałam na starość – powiedziała z dumą. – Cudownie wspominam szczyt Roque Nublo na Gran Canaria. Czerwone zachodzące słońce i nasze nagie ciała splecione w miłosnym akcie. Patrzyłam na wulkan Teide w oddali, który wystawał ponad leniwie przesuwające się po czerwonym niebie obłoki.
– Rozmarzyłem się.
– A jakie jest twoje najlepsze wspomnienie? – Zwróciła się z pytaniem do mnie.
– Hmm. Mam dwa takie wspomnienia. Jedno we Włoszech, w głębokim lesie, gdy byliśmy na wycieczce i oddaliliśmy się od grupy, a drugie na jachcie w Chorwacji, w pięknym słońcu na morzu.
– Na jachcie? – Zdziwiła się Marta – Nie byłam nigdy na jachcie. Ani w Chorwacji. – Jej ciało przybrało wrogą postawę. – To nie ze mną masz dwa najlepsze wspomnienia?
– Ups – powiedziała Patrycja.
– A ty nie masz żadnych miłych wspomnień z czasów, zanim mnie poznałaś?
Marta patrzyła na mnie obrażona. Gdyby mogła wyjść z pontonu, na pewno byłaby już na brzegu.
– Mam – odpowiedziała krótko i zamilkła.
Nie chciałem się bardziej pogrążać, więc również zamilkłem. Mogłem ugryźć się w język i nie bawić w szczere odpowiedzi.
Płynęliśmy spokojnie przez pewien czas i wkrótce zatrzymaliśmy się na biwaku. Wreszcie czas na kąpiel. Zdjęliśmy naszą zbroję z kapoków i zanurzyliśmy się w chłodnej rzece. Co za ulga dla rozgrzanego ciała. Po drugiej stronie naszego małego rozlewiska rzeki dostrzegłem wodospad wysokości dwóch metrów.
– Płyniemy? – zaproponowałem, wskazując miejsce.
– Kto ostatni ten stawia drinka – powiedziała Patrycja i rzuciła się w stronę wodospadu.
Dopłynęliśmy pod wodospad. Ponurkowaliśmy i powygłupialiśmy się pod strumieniem spadającej wody. Za wodospadem znajdowała się mała półka skalna, na którą mogliśmy wejść, przechodząc przez spadającą wodę. Wchodząc za wodospad byliśmy niewidzialnym dla otoczenia. Zasłaniała nas spadająca z góry na sporej szerokości woda. Wdrapywaliśmy się tam w trójkę i przeskakiwaliśmy przez strumień, wskakując prosto do rzeki.
– Wiecie co? – odezwała się Patrycja. – Podoba mi się tutaj. Fajnie byłoby zapamiętać to miejsce, a nic tak nie utrwala wspomnień, jak powiązane z tym doznania, i to nie tylko wzrokowe, ale i słuchowe, smakowe, czy dotykowe. To udowodnione naukowo.
Domyślałem się, do czego zmierza.
– Nie chcesz wymienić swojego wspomnienia z jachtu na nowy związany z Martą? – Ochlapała mnie strumieniem spadającego wodospadu. Czyżby za karę?
– Może mój ukochany zmieni potem swoją listę najcudowniejszych miejsc? – Marta zapaliła się do pomysłu.
– Za piętnaście minut musimy wracać, więc mamy mało czasu – ciągnęła Patrycja. – Ja będę pilnować, żeby nikt wam nie przeszkadzał, a wy zostańcie i się bawcie. – Mówiąc to, wyskoczyła przez wodospad do rzeki i zniknęła.
Zostaliśmy sami. Tak nas zaskoczyła, że nie zdążyliśmy nawet odpowiedzieć. Podobał mi się jej pomysł, podobało mi się miejsce, a najbardziej podobała mi się partnerka obok, którą pożądałem.
Zbliżyłem się do Marty, przytuliłem i pocałowałem w usta. Całowałem szyję, najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie.
– Chyba nie mamy czasu na takie gry wstępne – wyszeptała mi do ucha. – Zaraz odpływamy. Lepiej zejdź od razu na dół.
– Współczesne kobiety – westchnąłem. – Zabiegane, zapracowane. Nie mają czasu na gry wstępne. Szybki orgazm i spać.
– Ja uwielbiam twoje gry wstępne, ale może następnym razem.
Zszedłem niżej, odsunąłem na bok strój kąpielowy i wbiłem się językiem między wargi sromowe. Pieściłem językiem łechtaczkę, przygryzając ją delikatnie ustami. Uwielbiałem jak wilgotnieje pod wpływem mojego dotyku.
– Wejdź we mnie – poprosiła.
Mówią, że kobietom się nie odmawia, więc spełniłem prośbę. Stała oparta o skałę, a ja wchodziłem w nią, przyciskając do ściany z całej siły, żeby woda z wodospadu nie spadała na moje pośladki.
– Czyż to nie cudowne miejsce? – zapytała zaczepnie, nawiązując do mojej listy najładniejszych miejsc, w których się kochałem.
– Najcudowniejsze – odrzekłem, spoglądając jak penis znika w jej wnętrzu. – Zapamiętam je do końca życia.
– I będzie od dzisiaj na twojej liście najlepszych miejsc, w których się kochałeś?
– Tak właśnie będzie.
Z wodospadu wynurzyła się głowa Patrycji. Odwróciliśmy się gwałtownie w jej stronę i znieruchomieliśmy.
– Ktoś idzie? – zapytałem zdziwiony.
– Nie. Chciałam tylko zobaczyć, jak wam idzie, bo czas się kończy.
– Idzie bardzo dobrze. Zaraz kończymy – odparłem wciąż w szoku, bo nie spodziewałem się, że może do nas zajrzeć.
– Może ty kończysz – wtrąciła Marta. – Ja jestem jeszcze daleko.
– Muszę się tu z wami schować, bo jakiś facet na mnie leci i mnie teraz szuka. Stanę sobie z boku. Nie zwracajcie na mnie uwagi. – Machała ręką, żebyśmy kontynuowali. – Mnie tu nie ma.
Wciąż staliśmy nieruchomo jak sparaliżowani, ale połączeni. Patrzyliśmy razem na Patrycję i nie wiedzieliśmy, czy kontynuować, czy przerwać. Poczułem, jak Marta zaczyna się poruszać.
Patrycja spojrzała na Martę swoimi zmysłowymi zielonymi oczami. Jej maślane oczy zdradzały, jak bardzo jest podniecona. Nie odwracała wzroku od Marty i dziewczyny wciąż na siebie patrzyły. Czułem, jak Marta napiera na mnie, jakby wołała: „mocniej, szybciej”. Wpadła w ekstazę. Krzyknęła przeraźliwie. Wystraszyłem się, że zaraz zbiegną się ludzie zobaczyć, czy nikomu nie stała się krzywda.
Marta trzęsła swoim ciałem, jakby chciała przedłużyć orgazm. Zatrzymała się. Ścisnęła uda. Patrzyła na Patrycję i rozkoszowała się przechodzącymi przez jej ciało skurczami.
Nie zdążyliśmy ochłonąć, a już zaczęli zwoływać wycieczkę do dalszego spływu. Wyskoczyliśmy do rzeki i ruszyliśmy w stronę pontonów.
– Mówiłaś, że jesteś jeszcze daleko – zwróciłem się do Marty, gdy płynęliśmy w stronę pontonów – a całkiem szybko ci poszło.
– To cudowne miejsce tak na mnie zadziałało. Ten niepowtarzalny klimat i atmosfera. Te przepiękne widoki dookoła.
– Widoki ci się spodobały, powiadasz?
– Wściekle intensywna zieleń.
Miała rację. Te zmysłowe, zielone oczy potrafiły zawrócić w głowie.
Rozdział 8
Kurwa – krzyknąłem, ześlizgując się z drewnianej belki, zawieszonej kilka metrów nad ziemią. Chciałem na nią wskoczyć, ale straciłem równowagę i runąłem w dół.
Spojrzałem pod siebie, wyobrażając sobie jak leżę wgnieciony w ziemię z połamanymi żebrami rozrywającymi płuca. Moje ciało przeszył ból pochodzący z krwawiącej rany na przedramieniu. Upadając, zahaczyłem o stalową linę, do której byłem wczepiony.
Patrycja zaśmiała się pierwsza. Ubawił ją widok faceta dyndającego bezwładnie na linie. Patrycja i Marta stały na podeście przy drzewie, kilka metrów nad ziemią, a ja zmierzałem w ich kierunku. Park linowy to był mój pomysł. Zachciało mi się wrażeń, to je teraz mam.
Patrycja objęła Martę.
– Przykro mi, że straciłaś chłopaka. – Powiedziała przybierając smutną, udawaną minę i spoglądając w dół, jakbym leżał wykrwawiając się na śmierć. – Ale nie martw się, zaopiekuję się tobą – Pogłaskała ją czule po kasku. – Zaspokoję wszystkie twoje pragnienia. – Przycisnęła ją mocniej do siebie.
Marta uśmiechnęła się zakłopotana.
Z niemałym trudem, wszedłem ponownie na belki rozwieszone na linach między drzewami. Gdy doszedłem do Patrycji, Marta stawiała już czoło kolejnej przeszkodzie.
– Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. – Nachyliłem się do ucha Patrycji.
– Widzę, że walczysz – powiedziała z uznaniem. – Zwycięstwo z trudnym przeciwnikiem smakuje najlepiej. – Zaśmiała się donośnie i ruszyła za Martą, gdy ta dotarła już do kolejnego drzewa.
Odczekałem chwilę, przepiąłem karabinki i, przeskakując przez zawieszone na linach opony, ponownie dotarłem zdyszany do Patrycji.
– Może cię zaskoczę – zacząłem – ale tworzymy z Martą całkiem udany związek.
– Czyli jaki? Taki, w którym dajesz jej poczucie bezpieczeństwa i stabilności? Oparty na partnerstwie i przyjaźni?
– Tak. Właśnie taki – powiedziałem z dumą.
– To może ja cię zaskoczę wiedzą o kobietach. – Oparła się o drzewo, jakby chciała zrobić dłuższy postój na pogawędkę. – Otóż, żeby kobieta prawdziwie pożądała mężczyzny potrzebuje emocji, niepewności, silnego partnera, który nie będzie jej głaskać po nóżce, tylko bez pytania rozerwie koszulę, aby dopaść zachłannie jej piersi i zanurzyć w nich twarz.
– Tylko, że ty mówisz o pożądaniu, a nie miłości. Ja też mogę cię pożądać, bo jesteś atrakcyjną dziewczyną, ale ważne jest, czy po seksie mam jeszcze ochotę wybrać się z tobą na spacer, aby pogadać o życiu.
– Tylko miłość bez pożądania to nie miłość, a przyjaźń.
Usłyszeliśmy krzyk Marty, która zniecierpliwiona naszym przestojem, próbowała pogonić nas do dalszej przeprawy przez wymyślne przeszkody.
– Ale Marta mnie kocha. – Spojrzałem w kierunku Marty, krzycząc do niej, że zaraz ruszymy.
– Tak mówi?
– Tak.
– No to zdradzę ci kolejną tajemnicę kobiet.
– Słucham. – Pokiwałem kpiąco głową.
– Otóż, kobiety mówią, że kochają nawet jak nie kochają. W innym wypadku nie umiałyby zrozumieć dlaczego w dany związek weszły. No przecież, że z miłości, bo jak inaczej.
– To dlaczego nie zakończą związku?
– Kobiety mogą być z kimś kogo nie kochają, bo mają w związku inne cele niż miłość. Partner daje im kasę, bezpieczeństwo, czy opiekę nad dzieckiem, więc trzymają się go. Nie chcą zostać same, albo wpakować się w związek z gorszym mężczyzną.
– Czyli ja jej daję tylko bezpieczeństwo? I jak znajdzie lepszą partię to mnie zostawi?
– Cieszę się, że mogłam ci pomóc. – Zaśmiała się donośnie, złapała linę i rzuciła się na rozwieszoną między drzewami pajęczynę.
Zarzuciło jej ciałem. Zanim złapała za liny, osunęła się metr niżej. Przy uderzeniu, zahaczyła koszulką o liny, odsłaniając plecy. Rozłożyła szeroko nogi, naprężając pośladki i podciągnęła się wyżej.
Znów skarciłem się w myślach za to, że wyobraziłem sobie jak skaczę na nią i przyciskam ją do pajęczyny, wciskając rękę pod odsłoniętą koszulę. Chciałem ją ukarać za to co powiedziała.
Skoczyłem. Nie, nie na Patrycję. Odczekałem, aż dojdzie bezpiecznie na drewniany podest. Przy skoku uderzyłem twarzą w linę. Zabolało.
Patrycja wpatrywała się we mnie i wyraźnie odczuwała satysfakcję z powodu mojego bólu. Siedziała przy drzewie machając nogami i obserwowała jak się do niej zbliżam.
– I co z tym spacerem? – zapytała.
– Jakim spacerem?
Podszedłem do niej, ale nie wpuściła mnie na podest. Blokowała wejście. Wisiałem naprężony na linach na wysokości jej nóg, czekając aż wstanie, żebym mógł wspiąć się wyżej. Nie wstała.
– Zostawiłeś mnie w niepewności i wciąż nie wiem, czy jak już mnie przelecisz, to potem pójdziesz ze mną na spacer pogadać o życiu, czy odwrócisz się i zaśniesz?
Patrzyłem na jej nogi, którymi machała niebezpiecznie blisko mojej głowy. Sprawdziłem ręką, czy mam dobrze zapięty kask.
– Lubię dobrze się wyspać.
Machnęła mocniej nogą. Zrobiłem unik i złapałem ją za łydkę. Znieruchomiała. Przesunąłem dłoń po jej nodze, zatrzymując się na kolanie.
– Ale przed snem – kontynuowałem – przed snem lubię się dobrze dotlenić.
Chwyciła moją dłoń, którą trzymałem na jej kolanie. Patrząc mi prosto w oczy, przesunęła moją rękę wyżej. Poczułem jak zaciska dłoń, wbijając moje palce w jej miękkie, rozgrzane udo.
– No i widzę – spojrzałem na nasze splecione dłonie na jej udzie – że da się z tobą sensownie pogadać.
Starałem się nie patrzeć na jej sterczące sutki, przebijające się przez białą koszulkę. Widząc mój wzrok na sobie wypięła pierś jeszcze bardziej. Jakby chciała przekazać, ze jeśli chce je ssać, to powinienem oddać w jej ręce Martę.
Znów usłyszeliśmy ponaglenia mojej dziewczyny.
– Hej, co jest z wami? – krzyknęła. – Idziecie?
Cofnąłem dłoń. Wystraszyłem się, że Marta mogła zobaczyć, że dotykam Patrycję.
– Już idziemy, kochanie.
Gdy wspinałem się na podest, Patrycja wpięła bloczek zjazdowy w linę i skoczyła przed siebie z okrzykiem na ustach. Popędziła na tyrolce, wychylając ciało do tyłu i rozkładając szeroko ramiona. Rozpędzona, uderzyła z impetem w materac przymocowany na drzewie, odbijając się od niego i wymachując kończynami na wszystkie strony. Z mojej, dalekiej perspektywy wyglądała jak szmaciana lalka rzucona bezwładnie o ścianę.
Marta rzuciła się na pomoc, potykając się o linę. Wyciągnęła rękę i złapała Patrycję za nogę. Tę samą, którą ja przed chwilą dotykałem. Przyciągnęła jej nogę do siebie i chwyciła za wyciągniętą w jej kierunku rękę Patrycji. Szarpnęła ją tak energicznie, że ta wpadła na nią i przewracając się, przycisnęła ją ciałem do podestu. Niestety, lina z karabinkami była za krótka, więc Marta częściowo zawisła na linie przyjmując na siebie ciężar Patrycji.
Dziewczyny przestały się poruszać. Wystraszyłem się, że któraś z dziewczyn ucierpiała.
– Wszystko w porządku? – krzyknąłem na cały głos.
Żadna nie odpowiedziała. Patrycja leżała na Marcie obejmując ją rękoma i nie pozwalając się ruszyć. Podniosła głowę. Palcami odgarnęła włosy z jej twarzy, a potem nachyliła się. Z daleka wyglądało to jakby jej usta dotknęły ust Marty. Wydawało mi się, że dłonią obejmuje policzek Marty i całuje ją.
Byłem za daleko, aby stwierdzić to z przekonaniem. Złapałem za bloczek i wpiąłem się w linę zjazdową. Odepchnąłem się od podestu, aby jak najszybciej zbliżyć się do dziewczyn. W połowie mojego zjazdu Patrycja stała już na nogach, a gdy dotarłem do drzewa, podciągała Martę za rękę i otrzepywała jej spodenki z kory.
– Nic wam nie jest?
– U mnie tylko to. – Patrycja pokazała cieknącą z dłoni krew.
– Kupimy plaster.
– Nie trzeba. – Przeciągnęła językiem po dłoni, zlizując krew. – Widok krwi mnie uspokaja.
Ja miałem odwrotnie. Widok krwi wywoływał u mnie jakiś nieokreślony niepokój, wręcz lęk, którego nie potrafiłem zdefiniować. Kojarzył mi się z bólem i cierpieniem. Kiedyś zdarzyło mi się nawet zemdleć podczas pobierania krwi.
Marta stała nieobecna, oszołomiona.
– Ok? – zapytałem, potrząsając za jej ramię.
Podskoczyłem do niej poszukując śladów starcia z drzewem i Patrycją. Nic nie znalazłem, ale może szukałem śladów w złym miejscu i powinienem poszukać śladów kontaktu z Patrycją na jej ustach. Gdy odgarniałem włosy z jej twarzy, złapała za moją dłoń i przyłożyła ją do swojego policzka. Potem przytuliła się do mnie i tkwiła tak nieruchomo dobre pół minuty, ściskając mnie mocno.
W końcu Marta doszła do siebie i mogliśmy iść dalej. Po kolejnych dwóch przeszkodach zeszliśmy z parku linowego. Gdy Marta zdawała osprzęt, wziąłem Patrycję na bok.
– Wiem do czego zmierzasz?
– Wiesz?
– Tak.
– To dobrze. Pójdzie mi łatwiej.
– Ale nie dostaniesz tego?
– Ja zawszę dostaję to, czego pragnę. – Spojrzała w stronę Marty.
– I nie przeszkadza ci, że zostawiasz po sobie ofiary?
– Sportowiec, który walczy o pierwsze miejsce, nie może zastanawiać się, że przez niego inni nie staną na podium. Jeśli odpuści, nie będzie triumfował, tylko stał pokonany z boku i słuchał hymnu zwycięskiego państwa. Tam gdzie jest zwycięzca, musi być przegrany. Takie jest prawo natury.
Marta wróciła, przerywając naszą rozmowę.
– To co, idziemy na lody?
– Wracamy do domu – powiedziałem stanowczym tonem.
Marta posmutniała. Najwidoczniej nie chciała jeszcze rozstawać się z Patrycją.
Gdy zostaliśmy na chwilę sami, powiedziałem Marcie, że chcę spędzić wieczór tylko z nią.
– Myślałam, że może zaprosimy do nas wieczorem Patrycję? – Marta była rozczarowana moim pomysłem. – Poznamy się lepiej.
– Chciałbym spędzić wieczór tylko z tobą.
– Ok. – Westchnęła ciężko, dotykając ust.