Ilustracja: Josh Withers

Dzika plaża

16 stycznia 2023

Szacowany czas lektury: 40 min

Kilka ważnych słów na wstępie.
1. To jest jeszcze jeden fragment prawie gotowej mojej najnowszej książki "Ciemna strona Księżyca"
2. Owa książka jest zainspirowana "Dekameronem" Boccaccia, ale tylko zainspirowana. Tak naprawdę z
oryginałem łączą ją wyłącznie pewne elementy, w tym - izolacja bohaterów od świata i fakt, że dzielą się zwierzeniami.
3. Ten fragment zaczyna się dokładnie tam, gdzie kończy się opowiadanie "Nietypowe zlecenie", zatem jest sens, aby najpierw przeczytać "Nietypowe zlecenie", tym bardziej że fabuła "Dzikiej plaży" jest dalszym ciągiem poprzedniego.

Śniadanie, wbrew moim obawom, nie spowodowało żadnych zmian w nastawieniu trzech, poza mną i Marianną, par. Nie padło ani jedno słowo, które mogło świadczyć o chęci przerwania gry. Gry, którą zaproponowałem pod wpływem szatańskiego impulsu.

Pochłaniając jajecznicę, obserwowałem Beatę. Unikała mojego wzroku, ale dostrzegłem w jej oczach błysk desperacji.

 – To jak? Za godzinę kontynuujemy? – zapytałem.

 – Jak pan i władca sobie życzy – żona mecenasa podniosła szklankę z wodą mineralną do umalowanych, pomimo wczesnej pory, ust.

 – To nie „Księga z tysiąca i jednej nocy”. I ja nie jestem sułtanem Szachrijarem – odpowiedziałem. – A ty masz wybór. Jak każde z nas.

 – Już wybrałam – zatopiła we mnie przenikliwe spojrzenie. – Będę następna. Chcę tego.

 – Jedna uwaga – odezwał się Wojtek. – Marianna pewnie nie wie, ale w Polsce swego czasu obowiązywało ograniczenie związane z alkoholem. Granicą była godzina trzynasta. Mam nadzieję, że to nas nie dotyczy?

 – Francja to od dawna wolny kraj. Robimy, co chcemy – uśmiechnęła się gospodyni. Zresztą… ta wasza polska vodka mi nawet smakuje – dodała, patrząc mi prowokacyjnie w oczy.

 

Minęła godzina. W kominku zapłonęły polana. Karol postawił na stole trzy półlitrówki „Wyborowej”, a Marianna, ubrana w krótszą niż zwykle sukienkę, przyniosła kieliszki, szklanki i zmrożoną colę.

Beata zajęła honorowe miejsce. Znaczącym gestem wskazała na butelkę.

 – Na trzeźwo nie zacznę – zaśmiała się. Jej bujne piersi zakołysały się pod beżowym sweterkiem.

Marek, jako barman, był niezastąpiony. Po kilku minutach żona Wojtka zaczęła opowiadać.

 

 

„Dzika plaża”

 

Środek lata należy spędzać nad wodą. Najlepiej, gdy jest lazurowa, a łagodny wiatr kołysze pióropuszami palm.

Beacie musiał w tym roku wystarczyć niewielki, wyłożony turkusowymi płytkami, basen i leżak na tarasie podwarszawskiej willi.

Opalała się nago. Wysoki płot chronił przed ewentualnymi podglądaczami, chociaż nie miałaby nic przeciwko obcemu męskiemu spojrzeniu, omiatającemu jej bujne piersi i obfite biodra.

 Ciekawe, jak będę wyglądała za dziesięć lat – pomyślała, przesuwając dłońmi po brzuchu. – Roztyję się i nawet Wojtek nie będzie mnie chciał – westchnęła, łapiąc się na pogardliwie brzmiącym słowie „nawet”.

 

 Jej małżonek nie zasługiwał na niewdzięczność. Kilka lat wcześniej oczarował trzydziestoletnią recepcjonistkę dobrymi manierami, delikatnością i czułością. Gdy po półrocznej znajomości zaproponował ślub, nie wahała się ani chwili. Wprowadziła się do luksusowego domu starego kawalera i zakosztowała rzadkiego dotychczas poczucia stabilności finansowej.

Wojtek kochał ją i okazywał to każdego dnia. Gorzej było w nocy.

Poprzedni partnerzy kobiety mieli znacznie więcej fantazji i umiejętności. Ars amandi nie była mocną stroną mecenasa, a seks z nim jawił się jako pasmo monotonii.

Same męskie chęci i niezłe warunki fizyczne nie dawały Beacie tego, do czego przywykła w dawnych związkach.

Świeżo upieczona mężatka nie zdobyła się na odwagę i nigdy nie spróbowała wyartykułować swoich niestandardowych oczekiwań. Zamiast tego, chcąc okazać wdzięczność i uczucie, jęczała głośno w sypialni, utwierdzając starszego o dziesięć lat samca w złudnym przekonaniu, że jest wspaniały.

 

Wstała z leżaka i powoli weszła do nagrzanej wody. Dziesięć metrów w jedną, dziesięć w drugą. Pływała jak foczka, uratowana z rybackich sieci i umieszczona w ograniczonej przestrzeni, tęskniąca za wolnością.

 

Po kwadransie postawiła stopę na metalowej drabince. Podciągnęła się, i patrząc na spływające po piersiach krople, podreptała do wnętrza domu. Szklaneczka wermutu z lodem poprawiła humor.

Mecenas, sam nie gardzący mocnymi trunkami, nie komentował jej alkoholowych ciągot. W tym byli dopasowani idealnie.

 

Telefon zawibrował znienacka.

 – Kochanie, nie nudzisz się? – usłyszała głos męża.

 – Troszeczkę – odparła.

 – Marzą ci się Wyspy Kanaryjskie, prawda? Niestety… Jeszcze przez miesiąc będę uwiązany. Na początku września jest termin rozprawy. Bardzo ważnej rozprawy – dodał.

 – I mamy siedzieć w domu do końca wakacji? – jęknęła zawiedziona.

 – Jeśli chcesz, to możesz gdzieś pojechać sama.

W głosie Wojtka nie było entuzjazmu.

 – Naprawdę? Mogłabym?

 – Tak. Mam i tak gorzej. Ty przesiadujesz w ogrodzie, a ja albo w kancelarii, albo na spotkaniach z klientami – rzucił cierpko.

 – Kiedyś powiedziałeś, że w czasie wakacji sądy nie pracują. To jak to jest?

 – Sądy zawieszają pracę na sierpień. Ale to nie dotyczy pełnomocników. Od kiedy cię interesują takie szczegóły? – zdziwił się.

 – Czyli mogę wyskoczyć sobie przynajmniej nad Bałtyk?  Na tydzień albo dwa?

 – Wybierz miejsce i jedź.

 – Wolałabym z tobą, ale skoro nie możesz…

 – Ano nie mogę – uciął temat Wojtek, dla którego lukratywna praca była absolutnym priorytetem. – A, i nie czekaj na mnie dziś z kolacją. Wrócę bardzo późno.

 – Znowu ten twój najważniejszy klient? – domyśliła się.

 – Dzięki temu klientowi mamy dom z basenem. Pa, kochanie.

 

Odłożyła komórkę na blat barku i uzupełniła zawartość szklanki.

Potem włączyła komputer i zaczęła przeglądać oferty. Te najdroższe.

 


 

Niewielki, położony na wysokich wydmach, apartamentowiec okazał się dobrym wyborem.

Zaparkowała przed otoczonym karłowatymi sosnami nowoczesnym budynkiem. Ochroniarz, po sprawdzeniu dokumentów, podał klucze. Popatrzył pożądliwie na atrakcyjną kasztanowłosą kobietę w powiewnej sukience i uprzejmie zaproponował wniesienie bagaży na pierwsze piętro.

Przystała na to skwapliwie, ale zgasiła jego zapały, wręczając przystojnemu skądinąd mężczyźnie pięćdziesięciozłotowy banknot.

Wyczuł granicę i skłonił się z szacunkiem, opuszczając eleganckie wnętrze, którego wynajęcie uszczupliło konto mecenasa o prawie dziesięć tysięcy.

 

Beata otworzyła drzwi na taras. Od morza wiała orzeźwiająca bryza. Zmęczona podróżą, rozebrała się, weszła pod prysznic, a po pięciu minutach położyła się nago na szerokim łóżku. Zasnęła prawie natychmiast.

 

Obudził ją głód. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Przejeżdżając przez Juratę, zauważyła elegancką restaurację, jednak konieczność ubrania się stosownie do klasy lokalu, a zwłaszcza perspektywa zrobienia czasochłonnego wieczorowego makijażu, skutecznie zniechęciły ją do tego pomysłu.

 – Tam dalej jest jakaś smażalnia – mruknęła i włożyła prostą, letnią sukienkę.

 

Zignorowała miły uśmiech ochroniarza i z wysoko podniesioną głową pomaszerowała w stronę głównej ulicy.

Nadmorski kurort pachniał smażonymi rybami, frytkami i perfumami kobiet, przechadzających się deptakiem w towarzystwie mężów i hałaśliwych dzieci. Samotne pary uciekały przed zgiełkiem, szukając romantycznego nastroju na opustoszałej o tej godzinie piaszczystej plaży.

 

Beata miała szczęście. Kolejka zamawiających okazała się mniejsza, niż można się było tego spodziewać. Postawiła dużą, tekturową tackę na blacie skromnego stolika w ogródku smażalni.

Popijając piwem filet z dorsza i surówkę, zaznała pierwszego od dawna poczucia pełnej swobody.

Pomimo zapadającego zmroku postanowiła przejść się na plażę. Wybrała wejście przez wydmy za małą stacyjką kolejową.

Przypomniała sobie o Wojtku. Wcisnęła klawisz komórki.

 – Dojechałam, zdrzemnęłam się i zjadłam pyszną rybę. A co u ciebie? – zaszczebiotała.

 – Siedzę z nosem w aktach…

 – Przeszkadzam ci?

 – Niee… – ton kontrastował z treścią grzecznościowego zaprzeczenia.

 – To pracuj sobie. Idę na spacer. Pa.

  – Pa, Betinko.

 

Czuła się wolna, ale samotna. Piasek chrzęścił pod bosymi stopami. Z sandałkami w dłoni doszła do samego brzegu morza i spojrzała na ostatnie odbłyski zachodzącego słońca. Bałtyk powitał kobietę muśnięciem chłodnej, pełznącej w jej kierunku, wody.

Odwróciła głowę od mrugającej latarni morskiej i wolnym krokiem ruszyła w kierunku Helu. Na ścieżce prowadzącej z plaży do apartamentowca było pusto. Wykorzystała to para, siedząca na małej ławeczce.

Biały, obnażony biust dziewczyny był dobrze widoczny pomimo nikłego światła gwiazd. Siedzący obok mężczyzna miętosił piersi partnerki, nie zwracając najmniejszej uwagi na przechodzącą Beatę. Nie chcąc przeszkadzać, przyspieszyła kroku. Ze zdziwieniem poczuła wzrastające podniecenie, które nie ustało, gdy znalazła się w apartamencie.

Wyszła na taras, starając się ochłonąć. Potem sięgnęła do walizki i wyciągnęła z niej butelkę „Martini”. W małym zamrażalniku znalazła pojemnik z lodem. Wrzuciła kilka kostek do szklanki i po chwili siedziała na plastikowym krześle, słuchając odległego szumu fal. Słodkawy płyn rozgrzewał i pobudzał wyobraźnię.

 

Sięgnęła po komórkę i wybrała numer przyjaciółki.

 – Abonent czasowo niedostępny – usłyszała komunikat.

Nalała kolejną porcję wermutu. Weszła do sporego salonu i popatrzyła na leżący na stole laptop.

Anna, do której nie udało się dodzwonić, była rozwódką. Zrażona do stałych związków, przeżywała liczne przygody, a partnerów szukała w internecie, doradzając to samo Beacie.

 – Nie bądź głupia. Korzystaj z życia, póki możesz – powiedziała kiedyś cynicznie po wysłuchaniu narzekań na ubogie życie erotyczne żony mecenasa. Beata nie potrafiła się zdobyć na radykalne kroki, ale tamte słowa powróciły. Właśnie teraz.

 

Przypomniała sobie nazwę portalu.

 Ja tylko się tam rozejrzę… – usprawiedliwiała się w myślach, wpisując dane potrzebne do rejestracji.

 – Pamiętaj, gdybyś się kiedyś zdecydowała – wrzuć seksowne zdjęcie. Dla bezpieczeństwa bez twarzy – kusiła wówczas Anna.

Beata przejrzałą galerię wakacyjnych fotek. Po namyśle wybrała jedno. Odwrócona tyłem apetyczna laska w bikini powinna przyciągnąć adoratorów, nie zdradzając swojej tożsamości.

Jeszcze nick… Długo się zastanawiała nad właściwym wyborem.

Po kilku minutach „Syrena35” zaistniała w sieci.

Słomiana wdowa wypiła wermut do dna i nalała kolejną porcję. Poziom adrenaliny wzrósł. Obserwowała ekran w skupieniu, przeglądając męskie profile.

Pierwsza wiadomość przyszła już po chwili.

 – Cześć. Co taka piękna kobieta robi sama wieczorem?

Zignorowała banalną zaczepkę od kogoś, kto skrywał się za nickiem „Casanova1980”

Kolejni chętni na znajomość okazali się jeszcze prymitywniejsi. Wszystkie teksty sprowadzały się do pytania o kamerkę, próśb o „pokazanie cycków” lub sugestii błyskawicznej randki w samochodzie.

 

Zniechęcona wylogowała się. Jednak ciekawość zwyciężyła. Wróciła.

Wśród kilkunastu nowych prób wirtualnego podrywu, jedna zwróciła jej uwagę.

 – Jeżeli patrzysz teraz na te same gwiazdy, odezwij się – napisał „Carlos40”.

 

Odruchowo kliknęła w opcję odpowiedzi.

 – Jest spora szansa, że na te same. Jesteś kosmonautą?

 – Lubię czasem oderwać się od Ziemi.

 – Źle ci na naszej planecie?

Odpowiedź nie przyszła od razu. Beata upiła trochę ze szklanki.

 – To zależy. Każdemu czegoś brakuje.

 – I szukasz tego w kosmosie czy na portalu erotycznym? Musisz się zdecydować, bo to dwa różne światy. Chyba.

 – A jeśli powiem, że  szukam kosmicznego seksu, to docenisz szczerość?

Wypiła do dna. Zdała sobie sprawę, że ten facet w metaforyczny sposób określił precyzyjnie to, czego jej małżeństwo było zupełnie pozbawione.

 – Docenię. I co? Znalazłeś?

 – Jeszcze nie. Na razie się rozglądam. Wczoraj założyłem tu konto. A ty? Też jesteś nowa, jak widzę.

 – Dobrze widzisz. A dlaczego nie wstawiłeś zdjęcia?

 – A po co cały świat ma wiedzieć, kim jestem?

 – Cały świat? A może żona? Masz żonę?

 – Mam. Ale ona nie lubi braku grawitacji.

 – To wiele tłumaczy… Wiesz, mam podobną sytuację.

 

Wzajemna szczerość zaczęła nakręcać Beatę do tego stopnia, że poczuła ciepło w kroku. Wypiła kolejny łyk.

 – Nie obrazisz się, jeśli o coś zapytam?

 – Pytaj.

 – Masz fantazje erotyczne, których nie toleruje twoja żona, tak?

 – Tak.

 – Jakie?

 – Na pewno chcesz wiedzieć?

 – TAK!

 – Chodzi głównie o seks analny.

Zatkało ją. Ona fantazjowała o tym samym. Zbieg okoliczności?

 – To ten sam kosmos, którego mi brakuje. W ogóle brakuje mi szaleństwa. Takiego odlotu, zatracenia. Mam już dość rutyny.

 – Nie wiem, co napisać. Albo się wygłupiasz, albo to magia, że trafiliśmy na siebie.

 – Nie wygłupiam się, Carlos. Gdzie mieszkasz?

Beata miała już nieźle w czubie. Wermut i internetowa anonimowość spowodowały pęknięcie barier.

 – W Warszawie. A ty gdzie jesteś? Może poszlibyśmy któregoś dnia na kawę?

 – Teraz wypoczywam daleko od stolicy. Ale za dziesięć dni tam będę. Wyślij mi jakieś swoje zdjęcie, dobrze? Tylko nie fiuta.

Anna uprzedzała przyjaciółkę o zwyczajach wielu panów z portalu. – Po pierwsze – mówiła – nie masz gwarancji, że to jego penis. Po drugie, dobry seks to duży mózg, a nie tylko to, czym niektórzy myślą – zaśmiała się.

 

Jako podchmielona „Syrena35” nie miałaby nic przeciwko zobaczeniu  teraz męskości tajemniczego rozmówcy, ale jako żona mecenasa zawstydziła się takiego pragnienia.

Na ekranie pojawiła się ikonka załącznika. Kliknęła ją i ze zdziwieniem zobaczyła męską dłoń, trzymającą kieliszek szampana.

 – To toast za nasze spotkanie w sieci – przeczytała.

Uśmiechnęła się.

 – Szkoda, że jesteś daleko. Wypiłabym z tobą.

 – Jeżeli zechcemy, to kiedyś wypijemy. Będziesz tu jutro? Muszę kończyć…

 – Żona w pobliżu?

 – Coś w tym rodzaju. Dobranoc, Syreno.

 – Miłych snów, Carlos.

 

Kliknęła ponownie na zdjęcie. Powiększyła je na cały ekran i zdrętwiała. Na dłoni mężczyzny dostrzegła charakterystyczne znamię. Beata znała tego człowieka.

Wylogowała się błyskawicznie, błogosławiąc fotograficzną radę Anny. Była o krok od ogromnej wpadki.

 


 

Wydmowy apartament był w istocie małym, luksusowo wyposażonym mieszkaniem. Niewielka kuchnia zapewniała gościom gastronomiczną niezależność.

Lekko niewyspana Beata wsiadła do samochodu i pojechała do najbliższego supermarketu, skąd przywiozła kilka wielkich plastikowych siatek. Upchała ich zawartość w lodówce, wypiła kawę, przełknęła kilka dietetycznych krakersów i spakowała plażową torbę.

 

Morze powitało ją oślepiającym blaskiem jasnego piasku i granatem falującej wody. Spojrzała w lewo. Im bliżej hotelu „Bryza” i plaży strzeżonej, tym ludzi było więcej.

Pomaszerowała w prawo, w stronę Helu.

Za czasów PRL obszar pomiędzy Juratą a Helem stanowił wojskową strefę zamkniętą. Około dziesięciu kilometrów dzikiej plaży nie było dostępne dla turystów. Zmieniło się to dopiero w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, dając szansę wielbicielom odludnych miejsc.

Żona mecenasa, zwolenniczka opalania się bez zbędnych szmatek, właśnie takich szukała. Szła po mokrym piasku, zostawiając za sobą ślady stóp, szybko zacieranych przez spore fale. Nielicznych plażowiczów było coraz mniej.

 

Kilometr dalej poczuła się jak na bezludnej wyspie. Wysoka wydmowa skarpa zasłaniała widok na sosnowy las. Bezmiar piasku ciągnął się na zachód i na wschód.

Wybrała miejsce blisko stromizny, rozstawiła niewielki parawan i rozłożyła koc. Zrzuciła krótką sukienkę, pozbyła się bikini i poszła w kierunku morza. Woda, jak na Bałtyk, okazała się wyjątkowo ciepła.

Weszła ostrożnie. Jej ciało pokryło się gęsią skórką pod wpływem różnicy temperatur. Gdy większa od innych fala ochlapała jej łono, zanurzyła się i popłynęła żabką. Po pięciu minutach wyszła na piasek. Idąc w kierunku grajdołka, wyczuła stopą twardy kształt. Schyliła się.

To był pęk kilku kluczy. Podniosła je, rozglądając się wokoło.

Od strony Helu nadchodził mocno opalony mężczyzna. Wyglądał na jej rówieśnika. Szedł powoli zakosami i uważnie lustrował piaszczyste muldy. Ubrany tylko w czarne kąpielówki, trzymał w dłoni sporą torbę.

 

Beata podbiegła do parawanu i owinęła się ręcznikiem w atawistycznym poczuciu wstydu.

Facet zobaczył ją i najwyraźniej zmierzał w stronę zaskoczonej kobiety.

 – Przepraszam… Tu gdzieś zgubiłem klucze. Nie znalazła ich pani może? – zapytał. Ciepły baryton brzmiał przyjaźnie.

 – To te? – Beata uniosła dłoń.

 – Boże drogi! Tak! Dziękuję! – krzyknął z ulgą. Wyciągnął dłoń i schował klucze do kieszonki torby. Obrzucił zachwyconym spojrzeniem uda Beaty. Ręcznik ledwo zakrywał piersi i pupę.

 – Mam na imię Mateusz. Widzę, że pani szuka samotności. Nie będę przeszkadzał.

Podała mu dłoń, drugą przytrzymując ręcznik, który uniesiony podmuchem wiatru odsłonił nieco za dużo.

 – Beata – odpowiedziała. I nagle, pod wpływem impulsu, dodała coś jeszcze. – Wcale mi pan nie przeszkadza.

Spojrzała na jego slipki i zawstydziła się, wyobrażając sobie ich zawartość. Poza tym facet był po prostu przystojny. Wiatr targał jasną czupryną, niebieskie oczy kontrastowały z brązem opalenizny, a umięśniona sylwetka kojarzyła się z chłopakiem, z którym dawno temu straciła dziewictwo.

Samotny turysta uśmiechnął się.

 – Czy to oznacza, że mogę się na chwilę przysiąść i odpocząć po długiej wędrówce wzdłuż najpiękniejszej plaży, jaką znam? – zapytał.

 – Może pan. Znaczy… możesz, Mateusz.

 – Przyjaciele mówią do mnie Matti. Nie jestem księdzem – zaśmiał się głośno.

 – A do mnie Betina – zrewanżowała się. – Możesz się na chwilę odwrócić? Nie mam nic pod ręcznikiem, a chciałabym włożyć kostium.

 – Wiatr mi już życzliwie doniósł, że nic pod nim nie masz – zmrużył oczy. – Wiatr to przyjaciel.

 – My friend the wind go back to the hills. And tell my love a day will soon come. Oh friendly wind you tell a secret. You know so well, oh you know so well… – zanucił.

 

 – Demis Roussos – zaśmiała się. – Ładnie śpiewasz – dodała. – Ale odwróć się!

Posłusznie spełnił prośbę. Beata zrzuciła ręcznik na piasek i zanim sięgnęła po skąpy, dwuczęściowy kostium, stała przez chwilę goła, patrząc na plecy nowego znajomego. Niepokojące uczucie podniecenia, którego doznała wczoraj na ścieżce, wróciło.

 – Już – powiedziała.

Matti odwrócił się. Jego wzrok prześliznął się po ciele Beaty od stóp do głowy. Poczuła go na sobie jak fizyczny dotyk. Mocno zmieszana, usiadła na kocu.

Mężczyzna położył torbę na piasku, wyjął niewielki kocyk i położył się na nim metr od kobiety. Leżał na boku i obserwował morskie fale, coraz silniej atakujące rozpaloną słońcem plażę.

 

 – Jesteś tu sam?

 – Jesteś tu sama?

Zapytali jednocześnie jak grecki chór w starożytnym teatrze. Roześmieli się oboje.

Beata rozprostowała nogi.

 – Wiesz, czasem za dużo pytań wcale nie daje zbyt dużo wiedzy. Darujmy to sobie – Matti zmrużył oczy.

 – Mam piwo. Pewnie ciepłe, ale jeśli chcesz… – wskazała kolorową torbę, którą przezornie postawiła w cieniu parawanu.

 – Pewnie, że chcę – sięgnął bez wahania. Jednocześnie otarł się udem o nogę Beaty. Poczuła elektryzujący dreszcz.

 – Sporo tych puszek – mruknął, widząc zawartość plażowego ekwipunku.

Rozległ się syk i dwa Heinekeny znalazły się w dłoniach.

 – Za spotkanie! – zabrzmiał baryton.

 – Za znalezione klucze! – głos Beaty zawibrował gardłowo.

 – Klucze do… szczęścia? – Matti przechylił puszkę. Jego profil odcinał się od granatowego morza, jak na plakacie reklamującym chmielowy napój.

Żona mecenasa zamilkła. Wysączyła zawartość zielonego, aluminiowego cylindra i odwróciła się na brzuch. W jej głowie kotłowały się nieprzyzwoite myśli.

 – Daj jeszcze jedno – powiedziała. – O nic nie będę pytać, ale długo tu będziesz?

 – Za twoim parawanem czy w okolicy? – parsknął śmiechem.

 – W okolicy.

 – Też nie zamierzam o nic pytać, ale… dlaczego pytasz?

 – Bo jestem kobietą.

 – Tego nie da się nie zauważyć – zerknął na pośladki leżącej. – Będę jeszcze tydzień – dodał, rozchylając torbę, w której oprócz piwa zauważył kilka tubek kremów do opalania.

Beata przekręciła się na bok. Sama otworzyła kolejną puszkę. Zrobiła to niezgrabnie i trochę piany trysnęło na brzuch.

Matti zareagował odruchowo. Skrawkiem ręcznika wytarł złociste krople.

Nie zaprotestowała, gdy oprócz szorstkiego frotte poczuła miękkość dłoni.

 – Nie jest za ciepłe? – zapytała dwuznacznie.

 – Piwo? Pijałem cieplejsze – odpowiedział równie dwuznacznie.

Zawartość drugiej puszki zniknęła szybko. Kobieta poczuła jego podwójne działanie.

 – Muszę siusiu – stwierdziła, wstając. Popatrzyła na stromą wydmę.

 – Nie wdrapiesz się tam.

Głos mężczyzny zdradzał rozbawienie.

 – To gdzie mam to zrobić?

 – Koty na ogół robią do kuwety. Patrz, ile tu piasku – roześmiał się.

 – Zaraz nie wytrzymam! – zaczęła biec w stronę morza. Pęcherz wygrał. W połowie drogi ściągnęła majtki i kucnęła.

 – Mam nie patrzeć? – krzyknął Matti, bezczelnie gapiąc się na obnażoną pupę Beaty.

Nie zareagowała. Było jej wszystko jedno. Po chwili wróciła za parawan.

 – Tobie się nie chce? – zapytała.

 – Owszem. Ale ja się nie wstydzę.

Odszedł zaledwie kilka kroków i odwróciwszy się plecami, stanął w lekkim rozkroku.

Kobieta obserwowała go z zaciekawieniem. Gdy skończył, najpierw się obrócił. Dopiero potem podciągnął kąpielówki, dzięki czemu żona adwokata miała sposobność przez sekundę podziwiać miły jej oczom kształt.

Przysunął swój kocyk bliżej i położył się tuż obok. On na plecach, ona na brzuchu.

 – Spieczesz plecy – zauważył po chwili. Jeśli chcesz, posmaruję.

 – Nogi też?

 – Nogi też – potwierdził, po raz kolejny sięgając do kolorowej torby. – Jest jeszcze piwo. Chcesz?

 – Dawaj – potwierdziła.

Podał puszkę. Tym razem otworzył ją sam.

 – Tylko nie obsikaj koca – zaśmiał się.

 Kobieta poczuła wilgoć między udami.

 – A gdyby nawet, to nie spodobałoby ci się to? – zapytała, dziwiąc się swojej otwartości.

 – Najpierw to zrób, a potem ci powiem – pogłaskał ją po głowie. Potem rozpiął zameczek górnej części kostiumu i wycisnął na plecy pasek kremu.

Poczuła kojący dotyk rozgrzanej dłoni. Przekręcając głowę w bok, przymknęła oczy.

 

Palce Mattiego delikatnie rozprowadzały śliską zawartość tuby po ramionach Beaty. To nie smarowanie. To profesjonalny masaż – pomyślała. Rozluźniła się całkowicie i poddawała kojącemu dotykowi. Dłonie wędrowały coraz niżej. Gdy ominęły pupę i skierowały się w stronę łydek, odczuła coś w rodzaju rozczarowania. Jednak bodźce okazały się szalenie przyjemne.

Masaż stóp w wykonaniu przystojnego blondyna spowodował zupełny odlot, mimo że nie miał nic wspólnego z seksem. Beatę ogarnęła błogość.

Matti zmienił pozycję. Jego dłonie powędrowały wyżej. Teraz ślizgały się powyżej kolan, zapędzając się w okolice pośladków, zahaczając o skąpe bikini.

Beata lekko rozchyliła uda. Wizja zatopionego w aktach Wojtka odpłynęła gdzieś daleko. Teraz liczył się wyłącznie dotyk coraz śmielszych dłoni.

 – Zdejmij je – wyszeptała. – Zatłuścisz materiał.

Po chwili leżała z gołą pupą i coraz bardziej rozchylonymi udami.

Palce Mattiego masowały pośladki, zapuszczając się momentami w coraz wilgotniejszą głębię pomiędzy nimi. Co chwilę sięgał po tubkę z kremem.

Tracąca kontrolę nad swoim ciałem Betina uniosła biodra w górę. Podciągnęła kolana, dając obcemu do niedawna facetowi dostęp do najintymniejszych zakamarków. Znalazła się w świecie swoich fantazji. Szum morza wzmacniał bodźce.

Gdy poczuła nieśmiałe muśnięcie anusa, nie wytrzymała.

 – Włóż go tam! – wychrypiała zmienionym głosem.

 – Tylko palec? – usłyszała stłumiony szumem narastającego wiatru głos.

 – Nie! Nie tylko palec! – jęknęła.

Przez chwilę nie działo się nic. Potem poczuła ciepło języka, który coraz śmielej łaskotał i wchodził we wnętrze, którego nie chciał poznać Wojtek.

Wiatr wzmagał się. Szum morza narastał. Białe grzywy fal wygrywały z zaskoczonym bastionem półwyspu. Bastionem, który marzył o takim ataku.

Kiedy język ustąpił miejsca większemu sojusznikowi, kobieta stęknęła. Początkowy ból ustąpił rozkoszy. Odleciała w kosmos. Pęcherz też nie wytrzymał.

 

 – Posiusiałaś się jednak – powiedział Matti po kilku minutach.

 – I co?

 – Nic. Dobrze, że to ty znalazłaś moje klucze.

 – Klucze do szczęścia? Powiesz coś więcej?

 – A po co mówić? Bądź jutro w tym samym miejscu. Chcesz?

 – Chcę – odpowiedziała.

 – To do jutra – Matti włożył kapielówki, polizał sterczący sutek i po prostu odszedł w stronę Juraty.

 


 

 – Abonent czasowo niedostępny – znowu usłyszała uprzejmy komunikat.

Wybrała inny numer.

 – Ciągle pracujesz?

 – Jak zwykle – padła odpowiedź.

 – Może w weekend przyjedziesz do  mnie?

 – Nie mogę. Mam kupę roboty.

 – Żałuj. Tu jest naprawdę przyjemnie – powiedziała ze złością i wcisnęła przycisk końca połączenia.

Rozebrała się do naga i stanęła przed lustrem. – Dlaczego życie jest tak bardzo pojebane? – szepnęła do swojego odbicia.

 


 

Następnego dnia obudziła się wcześnie. Zjadła śniadanie, zadzwoniła do męża, który poświęcił na rozmowę całe trzy minuty, i szybkim krokiem ruszyła na plażę. Bez trudu poznała miejsce. Przy jej grajdołku tkwiła, na wpół zakopana w piasku, ogromna gałąź.

Mattiego nie było.

Wykąpała się i spacerowała po mokrym piasku, rozglądając się dookoła.

Po godzinie dostrzegła samotną postać. Tym razem miał na sobie szorty, a zamiast torby niósł mały plecaczek.

Stanął przed Beatą z szelmowskim uśmiechem.

 – Czy to pani znalazła wczoraj moje klucze? – zapytał, mrugając okiem.

 – Czy to pan mnie wczoraj przeleciał za parawanem? – odcięła się.

 – A mogę to powtórzyć dzisiaj?

 – Nie widzę przeciwwskazań.

 – Pani kostium stoi na przeszkodzie.

 – Mam go zdjąć?

 – Im szybciej, tym lepiej.

 Beata odsunęła się o krok. Rozwiązała cienki sznureczek stanika. Potem wyswobodziła się z dolnej części bikini. Stanęła przed Mattim naga.  Uśmiechnęła się zachęcająco.

 – Teraz ty – powiedziała.

 – Ty mnie rozbierz – usłyszała. – Nie. Nie rękami – zaprotestował, gdy wyciągnęła dłonie w kierunku jego krótkich spodenek.

Domyślnie uklęknęła i otworzyła usta, chwytając zębami materiał. Pod spodenkami nie miał nic. Rozchyliła wargi i objęła nimi prężącego się penisa.

 

 – Co sądzisz o teorii względności Einsteina? – zapytał, gdy po kilkunastu minutach skryli się za parawanem.

 – Co ci odbiło?

 – Nic. Po prostu usiłuję zejść z obłoków.

Beacie zrobiło się głupio. Fakt, zachowywała się jak niewyżyta suka. Sięgnęła do torby.

 – Zostaw to piwo. Mam wódkę – zaśmiał się Matti. – I colę. I szklanki. Dziś się upijemy jak biali ludzie – dodał, wskazując na termoizolacyjny pojemnik.

 – To znaczy, że wczoraj byliśmy dzikusami? – zatrzepotała rzęsami.

 – Zawsze będziemy. Ale jakaś odmiana co do formy chyba nie  zaszkodzi? Afrykańska księżniczko, czy pozwolisz, że naleję ci europejskiego drinka? A potem… Jeśli zechcesz… zerżnę cię jak sukę, dobrze?

Pani Zawistowska zawahała się. Uderzył w czułą strunę. Bała się tego i jednocześnie pragnęła, aby być uległą samicą. Żeby ktoś decydował za nią.

 – Nalej, sułtanie – zasygnalizowała gotowość na taki układ.

Matti napełnił szklaneczki.

 – Pij! – rozkazał.

 – Jak każesz – potulnie pochyliła głowę. Potem podniosła szkło do ust.

 – Do dna! – usłyszała władczy głos. Przełknęła grzecznie. Szum bałtyckich fal zabrzmiał jak chór syren Neptuna, absolutnego władcy tych okolic.

 – Połóż się na wznak – padło kolejne polecenie.

 – Pozwoliłam ci wydawać rozkazy? – zaprotestowała dla zachowania pozorów.

 – A czy ja cię pytałem o zgodę?

Baryton Mattiego zabrzmiał groźnie.

Wiele kobiet na miejscu Beaty przestraszyłoby się. Ją, paradoksalnie to podnieciło. Sięgnęła dłonią pomiędzy uda. Boże, jaka jestem mokra – pomyślała.

 – Co ty ze mną wyrabiasz? – zapytała.

 – Pokazuję ci miejsce, w którym sama chcesz się znaleźć – odparł, dopijając drinka.

 – Skąd wiesz, że chcę?

 – Intuicja – odparł bez wahania.

 – Wiesz co jest najgorsze, draniu? Że masz rację – jęknęła, przesuwając palcami pomiędzy udami.

 – No to się wreszcie dogadaliśmy.

Blondyn wlał kolejną porcję do szklanki i podsunął ją pod usta Beaty. – Zostaw cipkę w spokoju. Najpierw wypij – polecił.

Krzyk przelatującego stada mew przypomniał jej ptaki, które krążyły czasem nad ogrodem podwarszawskiej wilii. Poczuła wyrzuty sumienia. Wypiła, aby je zagłuszyć. Efekt był natychmiastowy. Coraz bardziej ulegała klimatowi helskiej plaży. I przystojnemu blondynowi ze zniewalającym spojrzeniem. Poddała się całkowicie.

 – Czego chcesz? – zapytała cicho.

 – Wszystkiego – popatrzył jej w oczy.

 – Absolutnie wszystkiego? – westchnęła, nie dowierzając. Jej marzenia zaczynały się spełniać.

 – Pokaż, jak się pieścisz. To na początek.

- To patrz, sułtanie – oblizała wargi i wsunęła palce między uda.

 

Matti nalał sobie wódki, dolał coli i patrzył na coraz szybsze ruchy Beaty. Patrząc mu w oczy, doszła po kilku minutach. Nachylił się i pocałował rozchylone usta.

 – Jesteś cudowna, wiesz? – zabrzmiało jak nagroda.

Pani mecenasowa leżała zaspokojona. Jednak gdzieś w głębi duszy tkwiła zadra. Miała na imię Wojciech.

Z torby dobiegł dźwięk komórki. Wyciągnęła ją i wcisnęła zieloną ikonkę.

 – Co robisz, kochanie? – usłyszała głos męża.

 – Opalam się na plaży – odpowiedziała lekko drżącym głosem. Matti pochylił się nad rozchylonym kroczem. Wysunął język i zaczął pieścić najwrażliwsze miejsca.

 – Wszystko w porządku? – upewniał się Wojtek.

 – Oczywiście, kochanie – odpowiedziała wibrującym z podniecenia głosem.

 – Na pewno? Masz dziwny głos.

Matti przesunął język niżej. Lizał kochankę pomiędzy pośladkami.

 – To na pewno zakłócenia. Tu jest słaby zasięg – wystękała.

 – Dobrze. Zadzwoń później. Tęsknię, Betina.

 Wojtek rozłączył się. Muskularny blondyn kontynuował pieszczoty.

 

 – Teraz ty mi zrób masaż – rozkazał po pół godzinie błogiego lenistwa. – Zacznij od drapania głowy, a potem rób, co chcesz i potrafisz.

Pocałowała go w kark i zaczęła przesuwać paznokciami po włosach. Jego mina utwierdzała ją, że sprostała oczekiwaniom.

 – Pieszczoch jesteś – szepnęła.

 – Każdy i każda to lubi. Nie wszyscy potrafią się do tego przyznać. A jeszcze mniejsza część potrafi zaspokoić te potrzeby.

 – A ja potrafię?

 – Tak. Ty potrafisz – przyznał.

Usiadła mu na plecach, ocierając się wilgotnym kroczem o męskie ciało.

 – Tak też lubisz?

 – Uwielbiam – zamruczał, wywołując to, co naukowcy nazywają sprzężeniem zwrotnym. Podnieciła się jeszcze bardziej.

Przesunęła się niżej. Zataczając kółka paznokciami i językiem, dotarła do pośladków. Rozchyliła je.

 – Mogę cię tam polizać, sułtanie?

 – Nawet musisz. Tego właśnie chcę.

Poczuła się upokorzona. Ale jednocześnie uwolniona od konwenansów. I rozpalona jak nigdy.

 

 – Skąd się wziąłeś na mojej drodze? – zapytała nieco później.

 – Z Helu. Stamtąd szedłem – zaśmiał się.

 – A poza tym? – dociekała.

 – Umówiliśmy się na zero pytań, prawda? – odparł, wymierzając lekkiego klapsa w gołą pupę Beaty.

 – A mogę zadać pytanie o to, co będzie potem?

 – Nie możesz. Zdecyduję w stosownym momencie.

 – Ty?

 – A kto? Układ wydaje mi się jasny. Robię z tobą, co chcę i kiedy chcę, tak?

Pani Zawistowska zamyśliła się.

 – Dobrze. Też tego chcę – powiedziała jej podświadomość.

 – Sprawdźmy to. Nie chcesz siusiu?

 – Chcę, ale nie chce mi się wstawać.

  – Wstań i zrób przy mnie – spojrzał wzrokiem szefa haremu.

 – Tu, w grajdole?

 – Tak – klepnął ją w pośladek.

Ku swemu zdziwieniu podniosła się z koca. Odeszła dwa kroki i kucnęła. Przez chwilę nie potrafiła się przełamać.

 – Siusiaj! – usłyszała.

Rozluźniła mięśnie. Cienka strużka popłynęła spomiędzy ud.

 – Dobrze. Teraz wiem, ze jesteś moją suką. I że chcesz nią być.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Ich języki splotły się w egzotycznym tańcu.

Wizja małżonka i tradycyjnego seksu odleciała w kosmos.

Wiatr, zupełnie pusta plaża i błękitne niebo sprawiły, że oboje czuli się jak bohaterowie filmu „Błękitna Laguna”.

Skakali przez fale, nurkowali w lekko słonej wodzie, a potem wygrzewali za parawanem.

Beata czuła się rozkosznie zniewolona, zaspokojona i szczęśliwa. O mężu przestała myśleć. Jego uporządkowany świat wyprasowanych skarpetek, prawniczych książek i rachitycznego seksu został daleko.

 

Gdy słońce pochyliło się nad widnokręgiem, Matti wstał, pocałował delikatnie lekko opuchnięte od pieszczot usta i odszedł.

Obserwowała jego malejącą na horyzoncie sylwetkę, aż jasne włosy stały się malutką, ledwo widoczną kropką.

 


 

Pogoda sprzyjała kochankom. Rozległy wyż ustabilizował się nad Europą, obejmując swoim zasięgiem wybrzeże Bałtyku.

Codziennie rano biegła na dziką plażę, ciesząc się jak nastolatka. Jej partner zaczął przychodzić wcześniej i czekał w grajdole. Przestał przynosić alkohol, który nie był już potrzebny. Oboje wydawali się zamroczeni pieszczotami, wolnością i spełnianymi fantazjami.

Kilka razy dzwonił Wojtek. Wyparła wyrzuty sumienia, a nawet znajdowała perwersyjną przyjemność w prowadzeniu krótkich dialogów z mężem, jednocześnie czując w sobie męskość Mattiego.

 

Nadszedł ostatni dzień pobytu tajemniczego blondyna.

Beata nie potrafiła pogodzić się z nadchodzącą pustką i patrzyła smutnymi oczami na fale.

Matti sięgnął do torby. Wyciągnął sporą kopertę.

 – Otwórz – uśmiechnął się.

 – Co to jest? – zapytała widząc bilet lotniczy i potwierdzenie hotelowej rezerwacji.

 – Dwa tygodnie w Egipcie. Hurghada nad Morzem Czerwonym. Ty i ja – odpowiedział.

Poczuła przyspieszone bicie serca. Przygoda miała mieć dalszy ciąg.

 – Ale… Jak ja to wytłumaczę Wojciechowi? – spojrzała w oczy swojego pana i władcy.

 – Coś wymyślisz. Chyba że nie chcesz?

Przytuliła się całym ciałem, kładąc głowę na umięśnionym torsie.

 – Przecież wiesz, że chcę. Bardzo chcę – szepnęła. – Dobrze. Poradzę sobie jakoś. Dasz mi numer telefonu?

 – To zbędne. W razie czego pisz maile. Tu masz adres – wskazał małą karteczkę.

 – A ty? Nie masz żony? Możesz tak po prostu wyjechać? I ile ci jestem winna za ten Egipt?

 – Nic mi nie jesteś winna. Stać mnie. Przynajmniej na razie – zamyślił się. – A żonę mam, ale już niedługo będę wolny. Sprawa rozwodowa za dwa miesiące.

Potrząsnęła włosami, które opadły na nagie piersi.

 – Matti… Czym ty się zajmujesz zawodowo? – odważyła się zapytać.

 – Usługi informatyczne – odrzekł zdawkowo. – Ty, o ile się zorientowałem, jesteś… jak to się mówi… „przy mężu”, prawda?

 – Tak. Ale mam zaliczoną szkołę hotelarską. Nawet pracowałam w tej branży.

 – To zupełnie mnie nie interesuje, Betina. Ty mnie interesujesz. I to, co masz tu – wskazał głowę – i tu – pogłaskał jej nagie łono.

 – Dzieci nie macie, prawda? – zaskoczył ją pytaniem.

 – Nie. Wojtek jest bezpłodny. Bardzo to zresztą przeżywa.

 – Ale się zabezpieczasz? – zmarszczył brwi.

 – Nie bój się – uśmiechnęła się. – Zacznę.

 – Czy to znaczy, że dotychczas tego nie robiłaś? – otworzył szeroko oczy.

 – Spokojnie. Nie zaszłam w ciążę na tej plaży. A ty masz dzieci?

 – Nie. I całe szczęście. Moje małżeństwo to była ogromna pomyłka. Zmieńmy temat, dobrze?

 – Jak sobie życzysz, sułtanie. A teraz weź mnie. Weź z całych sił!

Stanęła na czworakach i zakołysała biodrami. Na reakcję nie musiała długo czekać.

 

Szczytując, usłyszała odgłos obsuwającego się piasku. Ze stromizny zjechała spora, zmurszała belka. Ani Beata, ani Matti nie zwrócili na to uwagi.

 

Leżący na wydmach facet zaklął cicho pod nosem. Wymontował teleobiektyw z aparatu, zapakował sprzęt do czarnej, nieprzemakalnej torby i chyłkiem wycofał się do sosnowego lasu.

 


 

Dzień po wyjeździe plażowego kochanka pogoda zmieniła się diametralnie. Z ciemnych chmur popłynęły strugi wody. Plaża opustoszała. Wczasowicze pochowali się w swoich kwaterach i tylko czasem deptakiem przemykali zakapturzeni, ściskający parasole, desperaci.

 

Beata spędziła cały dzień w apartamencie. Telefon Anny nadal pozostawał poza zasięgiem.

Zalogowała się na portal i usunęła konto „Syrena35”. Kilkudziesięciu wiadomości nawet nie próbowała odczytać.

Napełniana regularnie wermutem szklaneczka, krakersy i duży telewizor dotrzymywały kobiecie towarzystwa.

Za dwa dni zobaczy się z mężem. Nie wiedziała, jak spojrzy mu w oczy. Bała się też pierwszej nocy. Była pewna, że stęskniony mecenas zechce egzekwować małżeńskie obowiązki, a ona miała ogromne wątpliwości, czy nadal potrafi zagrać swoją rolę w tej komedii.

Ciapowaty, bierny w łóżku Wojtek powinien mieć silną, dominującą partnerkę – pomyślała. – Dlaczego wybrał na żonę kogoś, kto marzył o uległości wobec męskiego, perwersyjnego samca? – westchnęła.

Ta zagadka nie dawała jej spokoju. Zasnęła, wsłuchana w szum miotanych sztormem drzew.

 


 

Dojeżdżając do Warszawy, usłyszała dźwięk telefonu. Głośnomówiący zestaw zadziałał bez zarzutu. Głos męża docierał czysto i wyraźnie.

 – Gdzie jesteś? – usłyszała.

 – Przebijam się przez Łomianki. A ty?

 – W Krakowie. Nagła sprawa. Zostanę tu przez cztery, pięć dni. Wybaczysz?

Poczuła ulgę i wyrzuty sumienia jednocześnie.

 – Wybaczę – powiedziała cicho, gwałtownie hamując i zatrzymując się przed sygnalizacją, która znienacka rozjarzyła się ostrzegawczą czerwienią.

 – Zadowolona jesteś z wyjazdu? – dobił ją, nie zdając sobie sprawy z ukrytego znaczenia słów.

 – Bardzo. Opaliłam się na brąz.

 – To świetnie. Wiesz, zimą pojedziemy na narty w Alpy z Karolem i Ewą. Cieszysz się?

 – Bardzo się cieszę… – imię Karola wywołało rumieniec na ładnej twarzy.

 – No to znakomicie. Muszę kończyć. Klient czeka. Pa, kochanie.

 – Pa… – odpowiedziała machinalnie, ruszając powoli spod świateł. Jakiś debil popędzał ją klaksonem.

 

Pusta willa powitała ciszą i spokojem. Wiatr rozegnał deszczowe chmury, a popołudniowe słońce zapraszało na taras. Usiadła przy stoliku i wybrała numer Anny. Ku sporemu zaskoczeniu, przyjaciółka odebrała już po drugim sygnale.

 – Gdzie ty się podziewałaś? – prawie krzyknęła Beata.

 – Korzystam z życia po prostu. Mój nowy kolega zaprosił mnie na rejs po Adriatyku. Nie było zasięgu. A co u ciebie?

 – Sama nie wiem, od czego zacząć – westchnęła. – Kiedy wracasz?

 – Pojutrze. Słyszę ciekawe nuty w twoim głosie, Betina. Jest coś, o czym nie wiem?

 – Dużo tego. A przy okazji… Gdzie będziesz we wrześniu?

 – Pewnie znowu gdzieś wyjadę. Moja firma czasem musi sobie radzić bez szefowej – zaśmiała się.

 – To będę miała do ciebie pewną nietypową prośbę. Ale opowiem, jak się spotkamy, dobrze?

 – Wyczuwam jakiś romans. Alibi potrzebne? – zachichotała domyślnie Anna. – Nareszcie zmądrzałaś, kobieto. Zadzwonię już z kraju. Buziaczki.

 – Buziaczki.

 


 

Spotkanie z przyjaciółką wprawiło Beatę w znakomity nastrój. Mieszkająca niedaleko wesoła rozwódka od zawsze imponowała młodszej o kilka lat koleżance z prowincjonalnego liceum.

Zazdrościła Ance przebojowości, tupetu, cynizmu i przede wszystkim ogromnych pokładów optymizmu, którym zarażała otoczenie.

Popijając kawę, opowiedziała ze szczegółami o Mattim. Pominęła epizod z portalem erotycznym, uznając go za niewarty wspomnień, tym bardziej, że o mały włos zakończyłby się dwuznaczną sytuacją towarzyską w pewnym gronie.

 

Anna skwitowała opowieść oklaskami.

 – A jak mogę pomóc w kwestii alibi? Chodzi o ten Egipt, prawda?

 – Tak. Od piątego do dwudziestego września. Chcę powiedzieć Wojtkowi, że lecę z tobą i jeszcze z jakąś dziewczyną. Damy radę?

 – Z Wojtkiem, jak wiesz, się nie znosimy. Kontaktów zero. Ryzyko wpadki też zerowe. Ta trzecia musi być zupełnie obca… Wiem! Powiesz, że leci z nami Bożenka. Ta, która mieszka w Berlinie. Wojtuś jej nie zna, no i babeczka może lecieć z Niemiec. Gorzej, że mecenas prawdopodobnie zechce cię odprowadzić na lotnisko.

 – Wątpię, żeby chciał cię tam spotkać – zaśmiała się Beata. – Najwyżej wysadzi mnie przed budynkiem. A Matti się przecież nie ujawni. Dopiero w samolocie.

 – Dobrze kombinujesz, kochana! Będzie jeszcze z ciebie wredna suka, jak ja – zachichotała gospodyni. – Planuję w tym terminie wędrówki po Bieszczadach, więc nawet przypadkiem twój ślubny mnie na ulicy nie spotka. Podoba mi się ten plan – mrugnęła okiem i sięgnęła po ciastko.

 – Nie jesz słodyczy? – zdziwiła się.

Betina znaczącym gestem wskazała na szerokie biodra.

 – Najwięcej kalorii spala się pływając i uprawiając dobry seks – powiedziała Ania z pełnymi bitej śmietany ustami. – A teraz opowiem ci o Grzesiu i naszym rejsie – dodała, oblizując umazane białą substancją wargi.

 


 

Mecenas wjechał do garażu. Z walizką i neseserem w dłoniach wspiął się po wewnętrznych, prowadzących na parter, schodach. Żona siedziała w półmroku przed telewizorem.

Pocałował ją w usta i usiadł w głębokim fotelu.

 – Skonany jestem – stwierdził. – Idziemy spać?

 – Świetny film leci. Dasz mi go obejrzeć?

Wojtek spojrzał zaskoczony.

 – Od kiedy lubisz „Gwiezdne Wojny”? Nie znosiłaś science-fiction.

 – Bo może nie znałam tego gatunku. A teraz poznałam i doceniłam.

 

Na ekranie pojawiły się reklamy.

 – Wojtuś… Kiedyś wyświadczyłam Annie przysługę i wyobraź sobie, że postanowiła mi się zrewanżować – powiedziała, patrząc mężowi w oczy.

 – Annie? Masz na myśli tę wredną babę od pośrednictwa nieruchomości? – skrzywił się z niesmakiem.

 – To moja przyjaciółka z dzieciństwa. Nie bądź niemiły…

 – A jak ci się zrewanżowała? – opanował emocje.

 – Dostała w promocji pobyt w Egipcie dla trzech osób. I zaproponowała mi jedno miejsce w prezencie.

 – Trzech? Czyli trzeci to jakiś jej nowy fagas, tak?

 – Nie. Właśnie ona chce odpocząć od facetów. Zaprosiła naszą koleżankę z Niemiec. Nie znasz Bożeny, ale fajna jest.

 – Anka i odpoczynek od facetów. Świat się kończy – zaśmiał się ironicznie adwokat. – Kiedy ten wyjazd?

 – Piątego września rano.

 – Cholera… – zaklął Wojtek. – Piątego mam termin w Krakowie. Anka cię zawiezie na lotnisko?

 – Możliwe. Poradzimy sobie.

Beata odetchnęła z ulgą. Los jej sprzyjał.

 – Nie idziesz do sypialni? – usłyszała cichy głos.

 – Idź sam. Na pewno potrzebujesz snu po pracy i podróży. I cicho bądź. Już po przerwie reklamowej – powiedziała twardym tonem.

 

Wojtek popatrzył zdziwionym wzrokiem, po czym grzecznie udał się na piętro do pustej sypialni. Czuł, że coś jest nie tak.

 


 

El Gouna to oddalony ponad dwadzieścia kilometrów od Hurghady kompleks wypoczynkowy, zbudowany wzorem Wenecji na lagunowych wysepkach.

Strzeżony przy bramie wjazdowej przez uzbrojonych w karabinki automatyczne strażników, daje złudzenie bezpieczeństwa w kraju, w którym zamachy terrorystyczne na turystów nie należą do rzadkości.

 

Beata zaciekawionym wzrokiem rozglądała się dookoła. Basen, przy którym serwowano darmowe drinki, wzbudził od razu jej zainteresowanie.

Nie mieli pokoju w białym budynku hotelowym. Kobieta aż klasnęła w dłonie, wchodząc do jednego ze zbudowanych na wodzie domków. Wybiegła na taras, pod którym chlupotała lazurowa woda.

  – Patrz, jaki ogromny żółw płynie! – zaśmiała się jak dziecko.

Matti postawił walizki i stojąc za kochanką, objął ją w pasie.

 – Zadowolona? – zapytał.

Odpowiedziała pocałunkiem. Pociągnęła mężczyznę na podwójne łóżko.

 


 

Żylasty facet wysiadł z jeepa i wszedł do skromnego lokalu. Rozejrzał się po malutkim bistro, po czym zamówił kawę i usiadł na zewnątrz. W kawiarnianym, zacienionym ogródku nie było nikogo.

Nie czekał długo. Po pięciu minutach w bocznej uliczce pojawił się szary nissan. Szczupły, na oko czterdziestoletni, krótko ostrzyżony szatyn zaparkował obok wozu Zbyszka.

  – Cześć – powiedział przybyły, sadowiąc się obok.

 –  Mów, co ustaliłeś – odpowiedział Zibi. – Czas to pieniądz.

Kelner zjawił się jak duch.

 – Dla pana też kawę? – zapytał.

 – Wodę mineralną. Z lodem i z cytryną.

Chłopak w barmańskim fartuchu uśmiechnął się przyjaźnie.

 – Zaproponuję serniczek. Mamy dziś wyjątkowo świeży.  – Wodę mineralną. Z wyjątkowo świeżą cytryną – wycedził przez zęby znajomy kierowcy jeepa i rzucił młodemu spojrzenie, po którym ten wycofał się bez słowa.

 – Patrz uważnie.

Na blacie pojawił się laptop. Gość włączył go i odwrócił ekran w stronę kolegi.

 – Co to za porno? I kim jest ta babka?

 – Uroki dzikiej plaży – zaśmiał się współpracownik detektywa. – Pan Mateusz miał udane krótkie wakacje. A babka to żona mecenasa Zawistowskiego.

Podane nazwisko spowodowało gwałtowną reakcję.

 – Dlaczego dopiero teraz mi to dajesz?

 – Nie mówiłeś, że to pilne. Posiedziałem sobie nad morzem. Podobno mam urlop – skrzywił się.

 – Kosztów byczenia się nie zwracam. Płacę tylko za robotę – Zibi zamilkł, widząc podchodzącego do stolika lekko obrażonego kelnera z tacką, na której stała oszroniona szklanka.

 – Pokazywałeś to komuś? – zapytał, gdy chłopak zniknął.

 – No coś ty…

 – Rozmawiałeś z kimś?

 – Chyba żartujesz. Masz mnie za amatora?

 – Kartę pamięci z aparatu masz przy sobie?

 – Mam.

 – Poproszę.

Szatyn sięgnął do kieszonki wędkarskiej kamizelki i posłusznie podał malutki prostokącik w przezroczystym pudełeczku.

 – Co jeszcze ustaliłeś? – Zbyszek zmarszczył brwi w głębokim zamyśleniu.

 – Obiekt poleciał do Egiptu. Nie sam. Z tą laską.

 – Kiedy?

 – Przedwczoraj.

Zbyszek podniósł filiżankę do ust. Spojrzał karcąco na fotografa.

 – Na drugi raz melduj szybciej. Tym razem nie dostaniesz premii. Czas to… – zerknął z ukosa na kolegę.

 – Pieniądz. Wiem i przepraszam.

Obsztorcowany wypił duszkiem zawartość szklanki.

 – Laptop zabieram – rzekł nieznoszącym sprzeciwu głosem Zibi. – Oddam jutro. Kasę masz już teraz – rzucił kopertę na stolik. – I jeszcze jedno – dodał. – Tego zlecenia nie było. Nic podejrzanego nie widziałeś, a obiekt nie robił nic nietypowego. Nazwisko kobiety w ogóle zapomnij. Dobrze się zrozumieliśmy?

 – Przecież znam cię nie od dziś. Zawsze się dobrze rozumieliśmy – uśmiechnął się szatyn, maskując miną uczucie lęku. Czasem po prostu bał się swojego szefa. I jego koligacji.

 


 

Przekopiowanie zdjęć na zaszyfrowany dysk zajęło Zibiemu prawie godzinę. Starannie wykasował i zabezpieczył przed opcją odzyskania plików zawartość folderów laptopa.

Prywatnego detektywa czekały dwie rozmowy. Z pierwszym problemem postanowił uporać się natychmiast. Sięgnął po komórkę.

 

 – Dzień dobry, panie prezesie – powiedział uprzejmie.

 – Pan Zbyszek! Nareszcie! – ucieszył się rozmówca. – Sugeruję  spotkanie. Dziś panu pasuje?

 – Wieczorem w klubie? – upewnił się Zibi.

 – Oczywiście.

Głos w słuchawce brzmiał władczo, ale przyjaźnie.

 – Czy… wstępne ustalenia są… pozytywne?

 – Dwóch moich najlepszych ludzi się zajęło tematem. Obiekt jest… czysty.

 – To świetnie. Taką miałem nadzieję. Facet mi się od razu spodobał, ale…

 – To oczywiste – odparł detektyw. – W interesach trzeba dmuchać na zimne.

 – To do wieczora, panie Zbyszku. Nie było dodatkowych kosztów?

 – Absolutnie żadnych – uśmiechnął się Zibi. – Jak zwykle o dwudziestej, prawda?

Rozłączył się z ulgą. Nalał soku do szklanki i po namyśle wybrał kolejny numer.

 

 – Kiedy mam zacząć akcję? – zapytał bez niepotrzebnego w tym wypadku powitania.

 – Za trzy dni. Chwilowo nie ma mnie w Polsce. Potrzebowałem odrobiny relaksu.

 – Jestem w każdej chwili do dyspozycji. I gratuluję rozwiązania problemów, panie Hirsch. Oglądałem pana w telewizji.

 – Dobry prawnik w dzisiejszych czasach to skarb, Zibi.

 – Wiem. A skarby trzeba chronić, prawda?

 – Nie wiem, co masz konkretnie na myśli, ale dokładnie tak właśnie uważam. Zadzwonię pojutrze. Cześć.

 


 

Ostatni dzień spędzili przy basenie, sącząc drinki. Z żalem myślała o powrocie do Polski. Dwa tygodnie z Mattim były warte więcej niż dwa lata z Wojtkiem. W głowie wyświetlał się film najświeższych wspomnień.

 

Lokalne biuro turystyczne oferowało dodatkowe atrakcje. Popłynęli niewielkim statkiem na rafę, gdzie, wyposażeni w pożyczone płetwy i maski, nurkowali w kryształowej toni ciepłego morza. Przy swoim facecie nie bała się rekinów, o których czytała w internecie.

 

Innego dnia z zorganizowaną grupą pojechali autokarem do Luxoru, chłonąc klimat starożytnych budowli. Słynna Dolina Królów, pełna lokalnych naciągaczy, wywołała w Beacie mieszane uczucia.

 Jak nisko upadła ta kwitnąca kilka tysięcy lat temu cywilizacja – pomyślała, opędzając się od nachalnych przekupniów, oferujących rzekomo wykradzione z grobowców kawałki bazaltu.

 

Wycieczka quadami po pustyni, przejażdżka na wielbłądach i zwiedzanie beduińskiego skansenu stanowiły tylko deser do dania głównego. Danie główne miało na imię Matti, a cudowny seks z przystojnym blondynem palił rozbudzone zmysły egzotycznym smakiem.

Żałowała tylko jednego. Kochanek kategorycznie zabronił robienia sobie zdjęć. Fotografowała zatem wyłącznie zabytki, wielbłądy i palmy.

 – Nie masz mnie dość? – zapytała, pijąc egipską podróbkę whisky rozcieńczonej colą.

 – A tobie się nie znudziło, afrykańska księżniczko? – mrugnął okiem.

 – Mogłabym spędzić tak resztę życia – posmutniała, zdając sobie sprawę z realiów.

 – Twój mąż nie dzwonił ani razu? – dobił ją niezamierzonym okrucieństwem.

Przechyliła szklankę. Wypiła do dna.

 – Na początku miałam wyłączony telefon. Wczoraj włączyłam i… – zamyśliła się – ...zobaczyłam, że przez kilka dni próbował, a potem nagle przestał. Nie rozumiem tego – westchnęła.

 – Nie. Nie mam cię dość – odpowiedział wreszcie na zadane wcześniej pytanie. – Zapamiętasz mój numer telefonu, czy ci zapisać? – uśmiechnął się domyślnie.

 


 

Wysiedli z samolotu osobno. Matti zniknął w tłumie wypełniającym port lotniczy. Wojtek nie odbierał telefonu.

Beata wsiadła do taksówki. Podała adres i z narastającymi złymi przeczuciami patrzyła na zachmurzone niebo i przesuwające się za szybami sznury jadących obwodnicą samochodów.

Willa była pusta. Ponownie wybrała numer komórki męża.

– Abonent czasowo niedostępny lub ma wyłączony telefon – zabrzmiał komunikat .

Dwie godziny później, leżąc w wannie,  usłyszała kroki.

 – Hej, kochanie! – zawołała.

W odpowiedzi rozległ się odgłos wiercenia w ścianie.

 – Co ty tam wyprawiasz?

Włożyła szlafrok i pobiegła w kierunku sypialni. Zastygła w zdumieniu.

Nad łóżkiem pojawił się spory olejny obraz, na którym bez trudu rozpoznała nagiego małżonka siedzącego ze skrzyżowanymi nogami jak buddyjski mnich. Wzrok Beaty skupił się na sterczącym, szokującym rozmiarem, penisie.

 – Co to jest?!

Podeszła bliżej. Odruchowo zerknęła na widoczny w dolnym rogu podpis twórcy dzieła.

 – Kto to jest S.Poniemirska? – chwyciła za ramię małżonka kontemplującego w milczeniu nowy element wyposażenia sypialni.

Odwrócił się powoli.

 – A kto to jest ten pan? – zapytał, wyciągając z szuflady kopertę. Otworzył ją i rozsypał zawartość na pościeli.

Pod kobietą ugięły się nogi.

 


 

Gdy się obudziła, Wojtka już nie było. Nocna rozmowa z mężem nie wniosła nic nowego, poza jednym – mecenas wydawał się być zaskakująco pogodzony z sytuacją. Nie zażądał rozwodu, nie wpadł we wściekłość, nie przeniósł się na kanapę w gabinecie. Był podejrzanie spokojny. Położył się w małżeńskim łożu i zasnął, pochrapując.

 

Beata włączyła internet. Znalezienie namiarów na znaną malarkę nie zajęło wiele czasu.

Stojąc przed lustrem, z zadowoleniem patrzyła na świeżą, naturalną opaleniznę. Subtelny makijaż podkreślał urodę, a włosy spadały na ramiona, dodając dziewczęcego uroku.

 

Sięgnęła po telefon.

 – Pani Sandra? – zapytała, słysząc lekko zaspany głos.

 – Nie jestem pewna, w jakim wcieleniu się dziś obudziłam, ale wczoraj jeszcze byłam Sandrą Poniemirską. W czym mogę pomóc? I z kim mam przyjemność?

Żona adwokata zawahała się przez moment.

 – Jestem żoną Wojtka – powiedziała cicho. – Mogłybyśmy się spotkać?

W telefonie zapadła cisza.

 – Słyszy mnie pani? – upewniła się.

 – Słyszę. W takim razie zapraszam do Zalesia. Nawet zaraz. I mów mi po imieniu, dobrze?

 – Będę za pół godziny.

Beata kliknęła czerwoną ikonkę i wzięła głęboki oddech.

Odruchowo sięgnęła po butelkę. Zawartość szklanki zapiekła przełyk.

 Cholera… – zaklęła w duchu, zdając sobie sprawę, że właśnie pozbawiła się możliwości pojechania do Zalesia samochodem. Zamówiła taksówkę i w oczekiwaniu na transport, nalała kolejnego drinka.

 

Kierowca odjechał zadowolony z napiwku. Została sama przed furtką. Rozejrzała się po pustej uliczce i nieśmiało wcisnęła guzik dzwonka.

Kaskada rudych, opadających do pasa włosów, pojawiła się na ganku. Jej właścicielka podeszła do furtki. Obserwowała przybyłą z wyraźnym zaciekawieniem.

 – Sandra Poniemirska – przedstawiła się.

 – Beata Zawistowska – wyszeptała stremowana pani mecenasowa.

 – Wejdź, proszę – uśmiechnęła się, ubrana w coś podobnego do przezroczystej koszulki nocnej, gospodyni. – Napijesz się ze mną wina? – zapytała, gdy weszły do nieco mrocznego wnętrza.

Beata skinęła głową. Sandra sięgnęła po butelkę i rozlała czerwony płyn do sporych szklanek. W powietrzu unosił się egzotyczny zapach kadzidełek.

- Skoro tu jesteś, to znaczy, że Wojtek nie schował prezentu ode mnie. Pewnie masz kilka pytań? – zaśmiała się.

Beata nie odpowiedziała. Przechyliła szklankę i wypiła połowę jej zawartości.

 – Denerwujesz się? – usłyszała. – Niepotrzebnie.

Malarka również pociągnęła spory łyk.

 – Tak się składa, że wiem o twoim plażowym kochanku. Widziałam zdjęcia. Myślę, że wzajemna szczerość ułatwi nam rozmowę. Zgadza się?

Zawistowską przeszedł dreszcz. Tego się nie spodziewała. Wypiła w milczeniu do dna.

 – Dolać ci jeszcze? – zapytała rudowłosa artystka i nie czekając na zgodę, napełniła obie szklanki po brzegi.

  – Zadam ci podstawowe pytanie. Czy ty kochasz męża? – popatrzyła w oczy Beaty wielkimi, ciemnymi oczami.

 – Dlaczego pani… to znaczy… ty… pytasz?

 – A dlaczego do mnie przyjechałaś?

 – Bo… sama nie wiem – wydukała Beata. Czuła efekty wypitego alkoholu. Z jednej strony dodawało jej to śmiałości, z drugiej – przeszkadzało. Nie tak wyobrażała sobie tę rozmowę.

 – Dobrze wiesz – powiedziała Sandra. – Odpowiedź masz w sobie. Po prostu nie wiesz, gdzie jej szukać. W mózgu… czy między nogami.

Głos malarki zabrzmiał szczerze i, o dziwo, bardzo przyjaźnie.

 – Nie jestem twoim wrogiem, uwierz – dodała po chwili.

 – A konkurencją? – Beata powiedziała to odruchowo.

 – Chyba nie zrozumiałaś pytania. Zapytałam, czy kochasz Wojtka.

 – Lubię go i szanuję…

 – To nie to samo – Sandra przysunęła się bliżej i spojrzała hipnotyzującym wzrokiem. – Zadam jeszcze jedno pytanie. W łóżku było nieciekawie, prawda?

Pani mecenasowa spuściła wzrok. Poczuła się jak w gabinecie psychoterapeuty, u którego kiedyś była.

 – Zapewnił ci luksusowe życie, ale… – Sandra zawiesiła głos.

 – Ale jednocześnie nie dał mi pełni szczęścia! – prawie krzyknęła Beata.

 – Nie bądź banalna… Powiedz szczerze… Wcale go nie kochasz. Chyba że uczuciem karmionego kota. Ale pozbawionego możliwości łażenia po drzewach, tak?

 – Nalej jeszcze. 
 Zdezorientowana kasztanowłosa spojrzała błagalnie, widząc pustą szklankę.

 – Mam spory barek. Ale odpowiedz, zanim się upijesz.

 – Nie wiem, kurwa, nie wiem! Daj wina, bo oszaleję!

 – Wiesz. I powiedz to wreszcie.

 – Co mam powiedzieć?

 – Powiedz, że nie kochasz męża.

 – Nie! Nie kocham go! – wrzasnęła Zawistowska. – Zadowolona jesteś?

 – Tak. Ale nie z tego, że go nie kochasz, tylko z tego, że jesteś wreszcie szczera.

Sandra podeszła do szafki i wyciągnęła kolejną butelkę. Odkorkowała ją i nalała do obu szklanek.

 – Ululamy się we dwie, chcesz? – powiedziała gardłowym głosem.

 – Chcę. Kurwa mać, chcę!

 – Już cię lubię – zaśmiała się Poniemirska. – A teraz kolejne pytanie. Co w życiu boli najbardziej? Jaka strata?

 – Nie wiem…

 – To ja ci powiem, kochana. Boli najbardziej strata tego, co kochasz. Jeśli kochasz kasę, załamiesz się po bankructwie. Jeśli kochasz wolność, nie przeżyjesz uwięzienia. Jeśli kochasz faceta, pomyślisz o samobójstwie, gdy cię rzuci. Jakieś wnioski?

W oczach Sandry pojawiły się ogniki.

 – Wiesz, co o mnie mówią na mieście? – zapytała.

 – Nie mam pojęcia – wyszeptała Beata.

 – Że jestem zimna, zboczona i wyrachowana. Że zmieniam facetów jak rękawiczki. Że jestem niemoralna. Znasz sztukę Dürrenmatta: „Wizyta starszej pani”?

 – Nie.

 – Masz duże braki. Nieważne. Tam występuje babka, która wypowiada taką kwestię: „Świat zrobił ze mnie kurwę, a teraz ja zrobię ze świata mój burdel”. Rozumiesz  przesłanie?

 – Niezupełnie.

 Sandra podniosła szklankę do ust. Wypiła.

 – Kiedyś… Kiedyś byłam zakochana. W starszym koledze z ASP. Bardzo zakochana, pojmujesz?

 – To chyba dobrze?

 – Gówno prawda! Zastałam go w łóżku z moją siostrą! I wtedy coś zrozumiałam… Że strata nie boli, gdy…

 – Gdy nie cenisz tego, co możesz utracić? Jak monety pięciogroszowej?

 – Daj pyska, kochana! Wreszcie rozumiesz.

Poniemirska przytuliła Beatę i pocałowała ją w oba policzki.

Wino zmieszane z ginem buzowało w żyłach kobiety i uwolniło wszelkie obiekcje.

 – Przespałaś się z Wojtkiem?

 – Kilka razy – padła szczera odpowiedź. – Masz mi to za złe?

 – Miałam. Przez moment. Ale mi przeszło – uśmiechnęła się. – Pasował ci w seksie?

Artystka zmrużyła oczy.

 – Mnie tak. Bo ja lubię rządzić. A on jest taki… bierny – oblizała usta. – Ty jesteś moim przeciwieństwem, prawda?

 – To łatwe do odgadnięcia, chyba. Tak. Ja lubię coś odwrotnego.

Sandra zamyśliła się.

 – Wojtek pokazał mi zdjęcia znad morza. Byłaś tam szczęśliwa z tym facetem, to widać. Poza tym jesteś cholernie atrakcyjna… – dodała, omiatając wzrokiem krągłości żony swojego kochanka. – Wiesz, mam pomysł – dodała, sącząc wino.

 – Jaki?

 – Namaluję cię, chcesz?

 – Tak jak Wojtka?
Zdziwiła się, czując dziwną ekscytację.

 – Tak. To będzie akt. I też dostaniesz go w prezencie – zaśmiała się filuternie. – To jak?

 – Teraz? – zdziwiła się Beata.

 – Tak, teraz. Z tym że chyba jestem zbyt pijana, żeby malować. Zrobię ci zdjęcia zamiast szkicu. Zgoda? I jeszcze jedno ci powiem. Nie miej wyrzutów sumienia, że cię poniosło na plaży. Wiesz, co to jest zespół Kehrera?

 – Zdziwisz się, ale wiem. Czytałam o tym.

 – I sama się wyleczyłaś. I tak powinni robić wszyscy, zamiast nabijać kasę seksuologom – zaśmiała się Sandra. – To co? Idziemy na górę? Tam mam studio – wyjaśniła.

 – Ty tak serio?

 – Jak najbardziej. Chodź. I weź szklankę.

Beata poczuła mrowienie. Przez chwilę zastanawiała się, czy najmocniej w mózgu, w sercu, czy w kroku. Posłusznie wstała i zaczęła chwiejnym krokiem wspinać się po stromych, drewnianych schodach.

 

Artystka ustawiła statyw. Przymocowała do niego lustrzankę a potem włączyła kilka lamp.

Zawistowska przeglądała rozrzucone byle jak płótna. Akty zrobiły na niej wrażenie. Zapach farb działał zniewalająco.

 – Rozbierz się i połóż na tym materacu – usłyszała.

Przez chwilę potencjalna modelka wahała się. Potem szybko zrzuciła sukienkę. Nie miała pod nią stanika.

 – Majtki też! – rozkazała Sandra, sięgając po dużą butelkę.

 – Co to jest? – zapytała Zawistowska, rzucając stringi w kąt.

 – Olejek z brokatem. Potem docenisz efekt – artystka zaśmiała się, jakby szykowała jakąś psotę. – Wstań na chwilę i unieś włosy – poleciła.

Beata poczuła ciepłe dłonie na szyi. Olejek wydzielał orientalny zapach, a dłonie malarki rozcierały go po całym ciele.

 – No coś ty! – zaprotestowała, gdy poczuła palce pomiędzy udami.

 – Nie ruszaj się. Musisz mieć brokat wszędzie. Inaczej nie będzie efektu.

Ulegle stanęła w lekkim rozkroku. Drobne palce ślizgały się po pośladkach. Popatrzyła w dół. Jej ciało świeciło złotymi drobinkami.

 – Masz rozanielony wzrok. Lubisz taki dotyk? – usłyszała i z zawstydzeniem zorientowała się, że Poniemirska ma rację. Nie było to porównywalne z dotykiem Mattiego. ale…

Odrzuciła kosmate myśli, tym bardziej że Sandra odsunęła się i popatrzyła zadowolonym z efektu wzrokiem.

 – Kładź się. Unieś pupę do góry. Teraz usiądź i zasłoń piersi. A teraz skrzyżuj nogi. Popatrz w obiektyw. Nie, nie takim baranim wzrokiem. Uśmiechnij się. Rozchyl usta. Chwyć sutek palcami. Połóż dłoń tam. Tak, tam!

Wykonywała posłusznie wszystkie polecenia, słysząc trzaski migawki aparatu..

 – Ile tych obrazów chcesz malować? – zaśmiała się bełkotliwie Beata. Wino dawało śmiałość, ale utrudniało mowę.

 – Potem coś wybiorę. Chcesz winka?

 – Chcę.

Poniemirska usiadła na materacu z pełnymi szklankami w dłoniach. Jej kusy ubiór odsłonił szczupłe uda i fragment łona.

 – Masz. Pij. Jesteśmy już „na ty”, ale brudzia nie wypiłyśmy – zażartowała.

 – No to wypijmy!

Pani mecenasowa uniosła się lekko i pociągnęła spory łyk.

 – A buzi? – usłyszała stanowczy głos.

Uniosła się jeszcze bardziej, szukając policzka, nachylającej się nad nią Sandry. Zamiast tego poczuła jej wargi na swoich. W pierwszym odruchu znieruchomiała.

 – Ja nie jestem… – wyszeptała.

 – Też wolę facetów… Ale…

Zapadła cisza. Zszokowana własnymi reakcjami Beata rozchyliła usta i wpuściła tam kobiecy język. Potem poczuła dłoń głaszczącą jej duże piersi. Zamknęła oczy, gdy palce artystki pogładziły okrągły brzuch i wsunęły się pomiędzy uda.

 


 

 – Powiesz coś?

Poniemirska uniosła się na łokciach, patrząc w dół na głowę Beaty kontrastującą kasztanową barwą włosów z białymi, szeroko rozchylonymi udami.

 – Odkryłaś coś nowego? – dodała, głaszcząc partnerkę po wciąż tkwiących w pobliżu twarzy pośladkach.

Zawistowską paliły policzki. Podniosła mokrą twarz.

 – Z kim było ci lepiej? Z Wojtkiem czy ze mną? – zapytała.

 – Jesteście podobni. I dlatego on i ty pasujecie do mnie. A ty do niego nie. Rozumiesz lekcję?

 – To była lekcja? A nie coś więcej?

Malarka wyciągnęła dłoń i klasnęła nią w pupę żony adwokata.

 – Oczywiście, że więcej. Było super. Miałaś orgazm? Miałaś. Ja też miałam. I o to chodzi. A że przy okazji się czegoś nauczyłaś, to już inna sprawa.

 – Ja nigdy wcześniej…

 – Nie tłumacz się. Tylko winni się tłumaczą. Chodź tu i mnie pocałuj. Tym razem w usta – zachichotała.

Beata spełniła polecenie. Przylgnęła do warg Sandry i w tym samym momencie poczuła kolejną falę żaru w podbrzuszu. Ta drobna, starsza o kilkanaście lat kobieta, działała na nią jak narkotyk.

 Po pół godzinie obie zasnęły wtulone w siebie jak dwie kotki.

 


 

Za oknami pensjonatu biel ustąpiła miejsca szarości. Nikt z nas nie zapalił światła w tonącym w półmroku salonie. Narratorka zamilkła i wypiła drinka do dna.

Marianna poruszyła się pierwsza. Sięgnęła po zapałki. Wątły płomień świecy zamigotał na blacie stołu.

 

Przerwałem krępującą ciszę.

 – Mogę cię o coś zapytać, Wojtek?

 – Wiem, o co. Tak. Ja już znam tę historię. Jeszcze o coś chcesz zapytać? – uśmiechnął się. Jego oczy błyszczały. Zauważyłem, że w trakcie opowiadania żony kilka razy dolewał sobie pokaźne porcje wódki. Częściej niż inni.

 – Nie… Chyba wszystko już rozumiem…

 – Nawet to, że przyjechaliśmy w Alpy razem?

 – Tak. Nawet to. A zwłaszcza to.

Podniosłem się z fotela.

 – Nie macie ochoty na obiad? – powiedziałem głośno, spoglądając na Mariannę, która siedziała nieruchomo jak posąg, wpatrzona w dłonie Beaty. Dłonie, którymi zakrywała twarz.

 


 

  – Paul, nie sądzisz, że to idzie za daleko?

Marianna stała oparta o kominek. Byliśmy w salonie sami. Wszyscy goście, zaraz po obiedzie, zniknęli w swoich pokojach. Z wyjątkiem mecenasa, który wybrał się na przechadzkę.

 – Wszyscy zaakceptowali zasady. Nikt nikogo do niczego nie zmuszał – odparłem.

Pokręciła głową.

 – Ty ich zmusiłeś.

 – Najwyżej sprowokowałem. Myślisz, że żałują?

 – Myślę, że nie miałeś prawa tego robić, nawet jeśli z nieznanych mi przyczyn to potrafisz.

Zaśmiałem się.

 – Nie wiem, o co mnie podejrzewasz, ale gdyby nie lawina… no i alkohol…

 – Dobrze wiesz, o czym mówię.

Odwróciła się i zniknęła w kuchni.

 

Tego wieczoru nikt nie zszedł na dół. Siedziałem samotnie przed kominkiem ze szklaneczką w dłoni.

W pewnym momencie poczułem muśnięcie na szyi.

 – Boję się ciebie, Paul – usłyszałem. – Ale nie siedź tu.

Pociągnęła mnie do sypialni.

 


 

Alpejską dolinę zalał blask słońca. Mont Blanc lśnił bielą śniegu.

 – Dzwonili z miasta – odezwała się Marianna. – Mają pewne problemy z szosą. Nie zostanie naprawiona wcześniej niż za trzy dni. Pytali znowu, czy nie chcemy się ewakuować. Mogą przysłać helikopter.

Zgromadzeni przy stole popatrzyli na Francuzkę. Pierwszy odezwał się Karol.

 – Ja się stąd nie ruszę. A wy? – powiódł wzrokiem po pozostałych.

 – Nigdzie się nie wybieramy, prawda Baśka? – mruknął Marek.

 – Mam do was jedno pytanie… – odezwałem się cicho.

 – My do ciebie też – Ewa popatrzyła przez okno. – O której dziś zaczynamy?

 

Spojrzałem na Mariannę z triumfalnym uśmiechem.

 – A kto chce być następny? – zajrzałem Karolowi w oczy.

 – Widzę, że Marek się pali z niecierpliwości, ale to ja dziś was będę zabawiał – wytrzymał moje spojrzenie. Potem zaśmiał się głośno.

 – Myślałeś, że wymiękniemy?

 – Powiedzmy, że zacząłem mieć wyrzuty sumienia…

 – Za dwie godziny? – usłyszałem zdecydowaną odpowiedź.

 


 

 – Oni są nienormalni. Wszyscy Polacy tacy są?

 – Co masz na myśli?

Odgarnęła kosmyk włosów.

 – To jest ekshibicjonizm.

 – Niezupełnie. Nie myl szczerości ze zboczeniami. Byłaś kiedyś u spowiedzi?

 – Kiedyś tak. O co ci chodzi?

 – Pomyśl, Marianno – uśmiechnąłem się, sięgając do szafki. Wyjąłem stamtąd jabłko. Wyglądało jak rajskie. I smakowało wybornie.

 

 

Fabuła “Dzikiej plaży” to kontynuacja “Nietypowego zlecenia”, które można przeczytać tu: https://www.pokatne.pl/opowiadanie/nietypowe-zlecenie

Ten tekst odnotował 37,476 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.89/10 (63 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (9)

+4
-4
Ależ skąd, dałem z przyjemnością 10( za każde opowiadanie).
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-1
@adamnet72 Dziękuję i bardzo się cieszę, że się podobały. Włożyłem sporo serca w tę książkę...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
Z przyjemnością ją przeczytam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czyżby jakieś nawiązanie do Nikodema Dyzmy o ile sobie przypominam tam był jakiś Żorż Ponimirski
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
@ Anonim Nie 🙂 Znaczy - nawiązań brak. Czysty przypadek. Zresztą Sandra Poniemirska nosi nazwisko różniące się minimalnie od nazwiska Żorżyka, a temat nazwisk nadawanych bohaterom to bardzo ciekawe zagadnienie...
Otóż lepiej czasem uważać, bo życie pisze przekomiczne scenariusze i może się okazać, że ktoś o identycznym imieniu i nazwisku istnieje realnie, a jeśli dodatkowo umieścimy taką postać w małej, konkretnej miejscowości i się okaże, że z lokalnego wójta zrobimy przestępcę albo zboczeńca?
Statystycznie szansa na to jest niewielka, ale na wszelki wypadek sprawdzam w Google takie rzeczy, bo o tragikomedię nietrudno... Ciężko potem się wybronić przed zarzutem złych intencji, zasłaniając się "licentia poetica".

Wyjątek stanowią osoby przez autora nielubiane, których to osób działania miały miejsce naprawdę i w razie czego można to twardo udowodnić. Przed sądem (karnym - art. 212 k.k. lub cywilnym - art 24 k.c.), bo i tak może się zdarzyć 🙂
Ot, ciekawostki.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+7
0
Brawo.
Świetnie napisane.
Zarówno akcja w pensjonacie jak i opowieści bohaterów jest bardzo dobrze przemyślana i napisana. Różne wątki przeplatają się płynnie i interesująco i ciekawie się łączą.
Pisz dalej drogi Autorze bo szkoda takiego talentu chować do szuflady, i napisz proszę kiedy i gdzie będzie można kupić książkę, bo doczekać się nie mogę żeby ją przeczytać. Chciałbym również wiedzieć czy ukazały się jakieś inne Twoje dzieła?
Pozdrawiam i powodzenia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+7
0
@Shakadap Dziękuję. Nie chowam do szuflady 🙂 Na ostatnie pytanie odpowiem fragmentem z "Ciemnej strony Księżyca", poniżej. Na przedostatnie też odpowiem - dam znać. Albo publicznie, albo chętnym i zainteresowanym w wiadomości prywatnej. Jeszcze kilka dni i będzie gotowa jako ebook. W tym samym miejscu jest już inna, też sensacyjna, aczkolwiek ciężko powiedzieć, czy jest "erotyczna" 🙂

"- Gdzie jest Marianna? - zapytał Marek, wstając i podchodząc do okna.
- Włącza generatory prądu. Chyba zauważyliście, że nie mamy światła?
- Lodówka pełna. Kuchenka jest na gaz ze zbiornika, to z głodu nie umrzemy. Ogrzewanie i ciepła woda też z tego źródła. Drewna kominkowego zapas na całą zimę... W sumie nie jest źle - ocenił sytuację, przyglądając się zwałom śniegu zalegającym okolicę.
- Spostrzegawczy jesteś, Marek - skomentował Karol.
- Taką mam naturę - uśmiechnął się mąż Basi.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby twój zawód wymagał nieprzeciętnej bystrości - odezwał się małomówny na ogół Wojtek.
- Zgaduję, że i ty, Wojtku, musisz często używać mózgu w pracy - odparował barczysty facet.
- Jestem prawnikiem, adwokatem - powiedział szczerze łysiejący czterdziestopięciolatek. - A ty?
- Też kimś w tym rodzaju.
- Może gliną? - wtrącił się bezceremonialnie Karol.
- A jeśli tak, to co? Przyjechałem tu prywatnie i nic ci nie grozi - zaśmiał się Marek. - Ale żarówkę przedniego kierunkowskazu bym wymienił na twoim miejscu.
- Jestem uczciwym obywatelem - Karol teatralnym gestem położył dłoń na sercu. - Nie wiem, jakim cudem to zauważyłeś, ale wymienię. Obiecuję.
- A czym się zajmuje nasz żartowniś? - zmienił temat Wojtek.
- Że niby ja? - podniosłem wzrok znad stołu. - Piszę powieści.
- Podaj jakieś tytuły. Może czytaliśmy - zainteresowała się Ewa.
- Piszę pod kilkoma pseudonimami. Zależy mi na anonimowości. I niech tak zostanie, dobrze?
W oczach Ewy dostrzegłem rozczarowanie. Intuicja podpowiedziała mi, że kocha książki".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+6
-1
Kilkoro czytelników pytało mnie (poza Pokątnymi), czy nadmorska sceneria jest scenerią autentyczną.
Tak! W tekście pada nazwa miejscowości - Jurata. To jedno z najbardziej magicznych dla autora miejsc w Polsce. Opisy wydm, plaży, apartamentowca oraz historia zamkniętej strefy wojskowej na Półwyspie są w stu procentach zgodne z rzeczywistością.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Jeden z lepszych tekstów z tego opowiadania. Ogólnie życiowy 😉
“Świat zrobił ze mnie kurwę, a teraz ja zrobię ze świata mój burdel”.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.