Zwyczajna dziewczyna
12 lutego 2024
Szacowany czas lektury: 24 min
Jest to mój debiut. Proszę o życzliwe i konstruktywne uwagi.
– Co porabiasz w weekend? – zagadnąłem Basię, gdy po pracy siedliśmy w kafejce naprzeciwko firmy.
Z Basią pracowaliśmy razem od kilku lat. Ładna, dowcipna, kiedyś nawet próbowałem ją poderwać. Szybko sprowadziła mnie jednak do „friendzone”, twierdząc, że nic by z tego nie wyszło, a jeszcze popsulibyśmy sobie relacje w pracy. O dziwo, przyznałem jej rację i w ten sposób zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Ja mówiłem jej o swoich kolejnych dziewczynach, ona doradzała mi, jak z nimi postępować. W zamian wyżalała się na kolejne nieudane próby znalezienia faceta.
– Siedzę sama w domu, oglądam filmy, wpieprzam ciastka i rośnie mi dupsko. Kupię sobie kota i umrę w samotności. – Basia była wyraźnie naburmuszona.
– Rozumiem, że kolejna randka nie wyszła.
– Proszę cię, Piotr. Dramat. Dramat. Faceci z którymi mogłabym być i faceci żyjący na świecie to zbiory rozłączne. A ten pierwszy zbiór pusty.
– No, mnie nie chciałaś, pani matematyk.
– Piotruś, rozmawialiśmy… – położyła mi rękę na ramieniu. – Fajnie nam się kumpluje, ale pary by z nas nie było.
– Dobra, żartuję przecież. Ale może, po prostu, faceci nie są dla ciebie, co nie znaczy, że masz umrzeć z kotem. Sam kot może być. Ale mężczyźni to tylko połowa populacji. Zostają jeszcze jakieś cztery miliardy możliwości.
– Mówisz o związku z dziewczyną? No okej, jestem bi, na studiach różne eksperymenty się robiło w akademiku, ale związek? Jakoś tego nie widzę.
– A próbowałaś?
– No dobrze, ale tak technicznie, to niby jak miałabym to zacząć? Tinder? Pewnie tak samo powalone zdesperowane laski, jak ci kolesie, z którymi się umawiałam. No niby ja też zdesperowana, ale… Ze znajomych też nikt mnie nie umówi, bo mam samych heteryków wokół siebie. Co jak na dwumilionowe miasto w dwudziestym pierwszym wieku jest niezłym osiągnięciem. Albo pechem. Hej, Piotr, możesz się nie bawić komórką, jak rozmawiamy? Wiesz, że tego nie znoszę.
– Nie bawię się. – pokazałem jej ekran.
– Co to jest?
– Nie widzisz? „Zmień coś, poznaj kogoś. Impreza dla singli LGBT”. – odczytałem. – W ten piątek, i to sąsiednia dzielnica. Wyguglałem w kilka sekund. Wstęp wolny, tylko trzeba zarezerwować miejsce.
– Ale niby że ja mam iść?
– Ja nie szukam faceta, więc chyba chodzi o ciebie.
– Sama?
– Singiel, osoba stanu wolnego, z języka angielskiego pojedynczy. – powiedziałem udając lektora filmów przyrodniczych.
Pokazała mi język.
– A pójdziesz ze mną?
– Jejku, po co? Ja nie jestem singlem LGBT. I nie planuję śmierci z kotem.
– Dla dodania mi otuchy.
– Tak, i będę się przez cały wieczór opędzał przed podrywającymi mnie facetami? „Dzięki, ale przyszedłem tylko pogapić się na lesbijki, bo mi wysiadł internet”?
– Podobno geje świetnie tańczą. Eeej, Piotreeek… Proooszę…
Tym sposobem pięć minut później miałem w telefonie dwie wejściówki.
***
Impreza odbywała się w zamkniętym klubie. Basia w swoim rudym garniturze wyglądała szałowo. Zresztą sam jej go doradziłem, gdy dzień przed imprezą zadzwoniła, że nie wie jak się ubrać i nigdzie nie idzie. Spodziewałem się jakichś klimatów BDSM, zupełnie bez sensu – ale było w sumie podobnie, jak na zwykłych klubowych imprezach, na których bywałem. Wypiliśmy przy barze po piwie, trochę potańczyliśmy, potem siedliśmy przy stoliku wymienić się obserwacjami. Basi się podobało, choć zupełnie nie wiedziała, jak miałaby zagadać do kogoś z obecnych, a właściwie do którejś z obecnych. Chyba umawianie się przez Tindera z nieznajomymi było dla niej łatwiejsze.
Przypominaliśmy sobie właśnie wszystkie znajome pary, które poznały się przez Internet, gdy podeszła do nas wysoka brunetka. Miała na sobie podobny strój, jak Basia, tylko granatowy. Z figurą modelki kontrastowała męska fryzura i brak makijażu.
– Cześć, jestem Emi. Widziałam, jak tańczysz. Chciałabyś ze mną? O ile twój chłopak nie ma nic przeciwko… – spojrzała podejrzliwie na mnie.
– Nie… To znaczy tak, chętnie… A że nie, to chodziło mi o… eee… Piotra… – Basia była wyraźnie oszołomiona.
– Potwierdzam, nie jestem chłopakiem Basi. – wyręczyłem przyjaciółkę.
– Basia, ładne imię! – Brunetka uśmiechnęła się. Chyba moje wyjaśnienie ją uspokoiło.
– Dzięki… Emi też… – Basia chyba naprawdę była pod wrażeniem bezpośredniości nowej znajomej.
– To od Emilia. Ale wolę, jak… – Emi szybko wzięła Basię za rękę i pociągnęła w stronę parkietu.
I wtedy zobaczyłem Ją.
Siedziała przy barze, trochę zagubiona.
Ten sam nieśmiały wzrok, co kiedyś.
Tak samo delikatny makijaż.
To urocze przekrzywienie głowy, gdy się czemuś przyglądała.
Zmieniła tylko fryzurę. Wtedy miała włosy do ramion, z kosmykiem spiętym spinką na czubku głowy. Teraz włosy były jaśniejsze, nieco krótsze i ładnie falowały. Ale i tak ją poznałem.
Gdy pięć lat temu zobaczyłem ją pierwszy raz, pracowała w kasie marketu, w którym czasem robiłem zakupy. Klienci taksowali ją wzrokiem, jakby była dziwadłem. Starsze panie patrzyły z odrazą, nastoletni smarkacze – z kpiną. A przecież w sumie, dopóki ktoś się uważnie nie przyjrzał, wyglądała całkiem zwyczajnie. Może ciut większe, niż u przeciętnej kobiety dłonie, ale zawsze wypielęgnowane. Może niezależnie od pogody noszona apaszka, maskująca niewielkie – jak teraz widziałem – zgrubienie na szyi. Najbardziej zdradzał ją głos – ładny i melodyjny, ale jednak niski. Ale poza tym miała delikatne rysy i jakaś taką dziewczęcą nieśmiałość. Nawet kiedy żegnała każdego: „Dziękuję, miłego dnia”, sprawiała wrażenie, że mówi to szczerze i od siebie, a nie dlatego, że w tej sieci było to standardem. A może tylko ja miałem takie wrażenie? W każdym razie od tej chwili robiłem zakupy tylko tam i zawsze podchodziłem do jej kasy, jeśli tylko była na zmianie.
Dlaczego nigdy nie zacząłem rozmowy? Przecież wiedziałem, jak się nazywa – na plakietce z napisem „Uczę się” widniało imię „Ewa”. Za każdym razem byłem jednak dziwnie onieśmielony, choć zwykle nie miałem problemu, by zagadać do nieznajomej dziewczyny, która mi się podobała. Niejeden raz takie „zagadanie” kończyło się całkiem miło… Z Ewą poprzestawałem tylko na uśmiechu, który starałem się zrobić jak najszerszy.
Gdy kolejny raz go nie odwzajemniła, tylko popatrzyła tym swoim spłoszonym wzrokiem, zastanawiałem się o co chodzi. I przeraziłem się, że może potraktowała mnie jak kolejnego, który przychodzi się na nią pogapić.
Potem przyszła pandemia, restrykcje w sklepach i Ewa zniknęła. Aż do dzisiaj…
Teraz, gdy była widoczna od stóp do głów, mogłem zauważyć jej całkiem zgrabne nogi w elastycznych dżinsach i czarnych szpilkach. Zamiast luźnego sklepowego fartucha, w którym dotąd ją zawsze widziałem, miała czerwony sweterek opinający nieduże, ale kształtne piersi.
Chyba mnie poznała, bo zatrzymała na mnie wzrok. Lekko się uśmiechnęła, co uznałem za dobry znak. Ruszyłem w jej stronę.
– Cześć, Ewa.
– Cześć… – odpowiedziała niepewnie.
– Ja jestem Piotr. Nie znasz mnie, bo… kurde, nigdy nie zagadałem, chociaż tyle razy miałem ochotę… Pracowałaś w sklepie na moim osiedlu. A potem mi zniknęłaś. To znaczy nie mi… po prostu zniknęłaś… – motałem się.
– Jasne, pamiętam cię dobrze.
– Serio?
– No pewnie. Rzadko który klient tak ładnie się do mnie uśmiechał.
– Ojej, fajnie że zauważyłaś…
– Pewnie wtedy tego uśmiechu nie odwzajemniałam, przepraszam…
– Nie ma sprawy. Chociaż nadal szkoda, że nie zagadałem.
– W sumie też mogłam. Dowiedziałabym się, że mój ulubiony klient to „singiel LGBT”. No chyba, że nie byłeś wtedy singlem, ale nigdy nie widziałam cię w towarzystwie.
„Wow, ulubiony klient…”
– Nie, nie, tylko dodaję otuchy koleżance… – zacząłem się bez sensu tłumaczyć.
– Aha, koleżance. – Ewa uśmiechnęła się do mnie szeroko, pierwszy raz odkąd ją znałem.
– Naprawdę, pracujemy razem.
– No już nie tłumacz się.
– O zobacz, ta w rudym garniturze. – pokazałem głową Basię, która tańczyła wpatrzona w Emi.
– Nie wygląda, jakby potrzebowała otuchy. Przynajmniej od ciebie.
– Cóż, znalazła kogoś lepszego. No ale taki był plan, więc…
– A ty? – Ewa popatrzyła na mnie uważnie. – Potrzebujesz otuchy?
– Nie wiem. Wiem tylko jedno, że potrzebuję z tobą zatańczyć. – wykorzystałem jeden z tekstów, który o dziwo zwykle działał na dziewczyny. Ewa uśmiechnęła się – nie wiem, czy dlatego, że sama dała się złapać na ten trick, czy dlatego, że go rozszyfrowała. W każdym razie za chwilę kręciliśmy się już razem na parkiecie. Tańczyła lekko, z gracją, kołysząc biodrami.
Didżej puścił wolniejszy kawałek. Pary na parkiecie jak na komendę powtulały się w siebie, wiele wykorzystało okazję do namiętnego pocałunku. W sumie miałem ochotę na to samo, ale nigdy nie robiłem tego w aż takim tempie.
Ewa dostrzegła moje zmieszanie i roześmiała się. Przysunęła się bliżej i założyła mi ręce na ramiona.
– Może tak być? – zapytała pogodnie.
Objąłem ją w talii i odwzajemniłem uśmiech.
– Idealnie.
Dreptaliśmy jak nastolatki na pierwszej szkolnej zabawie, patrząc sobie prosto w oczy. Dosłownie, bo Ewa była ode mnie niewiele niższa, a na obcasach nawet równa wzrostem.
– Czy mogę cię… – wydukałem, ale przerwała mi pocałunkiem. Najpierw krótkim, a za chwilę długim i głębokim.
– O to chciałeś zapytać? – powiedziała cicho, gdy wreszcie oderwaliśmy od siebie usta.
– Jejku, dlaczego wtedy do ciebie nie zagadałem?
– Pewnie dlatego, że i tak wtedy nic by z tego nie wyszło.
– Miałaś kogoś?
– Nie… Powiedzmy, że miałam gorszy okres w życiu…
– Nie będę się wygłupiał, mówiąc że rozumiem.
– Doceniam. Wiesz, twarde lądowanie w dużym mieście. W moim przypadku trochę twardsze.
– Podziwiałem cię. Serio. Praca na widoku, a ty sprawiasz wrażenie raczej nieśmiałej.
– No, bo jestem nieśmiała… – przytaknęła cicho. – Ale chyba takie lubisz? – dodała po chwil już pewniej, prawie wyzywająco.
– Rozszyfrowałaś mnie.
– Wiesz, kobieca intuicja. – roześmiała się.
Gdy didżej zrobił przerwę w tańcach, złapaliśmy się wzrokiem z Basią. Usiedliśmy, z Ewą i Emi, przy jednym stoliku. Obie były świetnymi rozmówczyniami. Basia sprawiała wrażenie urzeczonej swoją partnerką, była w nią wpatrzona jak w obrazek i wciąż trzymała ją za rękę. No, ja byłem też zachwycony spotkaniem z Ewą. Przez ten cały czas od pandemii nie było dnia, żebym o niej nie pomyślał. Na tle tabuna dziewczyn, które pojawiały się w moim życiu niewiele było takich, które bym zapamiętał. Z Ewą, poza zakupami, nie zamieniłem do dziś ani jednego zdania, a jednak towarzyszyła mi cały ten czas. Powiem szczerze, pojawiała się też w moich fantazjach…
Potańczyliśmy jeszcze kilka razy i impreza zaczęła dobiegać końca. Potworzyło się wiele par, więc pomysł organizatorów był strzałem w dziesiątkę. Słyszałem, jak Emi namawia Basię na kontynuację wieczoru. Cóż, za bardzo jej namawiać nie musiała…
Nachyliłem się do Ewy.
– Pojedziemy do mnie?
Zawahała się.
– Proszę… Nie chcę, żebyś mi znowu zniknęła… Pewnie nie uwierzysz, ale przez te kilka lat często o tobie myślałem. Zgódź się, proszę.
– Dobrze, tylko… Muszę cię uprzedzić, bo nie wiem, czego się spodziewasz, ale… Heh, zawsze mam z tym kłopot…
– Śmiało, Ewuniu…
– Bo chodzi o to, że… Operacja, jeśli będzie mnie na nią kiedykolwiek stać, to ostatni etap, więc… Skoro jesteś heterykiem, to…
Chwilę mi zajęło, zanim załapałem.
– Ciii… – uspokoiłem ją, bo wyczułem jak drży i się spina. Pogłaskałem ją po policzku.
– Może jestem śmiesznie romantyczny, ale podobasz mi się ty. – podkreśliłem ostatni wyraz całusem na jej czole. – W całości. A nie jakiś kawałek ciała. Które na mój gust jest perfekcyjne.
– Chyba jeszcze długo będziesz przychodził na imprezy dla singli, skoro nie wiesz, że dla żadnej dziewczyny jej ciało nie jest perfekcyjne.
– O, dobry znak, znowu zaczęłaś żartować.
Uśmiechnęła się.
– No dobra, wolałam uprzedzić. Wiesz, żeby nie było, że uciekniesz z krzykiem, kiedy zdejmę majtki.
– Po pierwsze, sam ci je zdejmę. Po drugie, już takie coś widziałem, wiesz?
– Od drugiej strony?
– Nie, ale jakoś sobie poradzę.
– Naprawdę o mnie myślałeś? – spojrzała łobuzersko.
– Naprawdę. Nie wierzysz?
– Wierzę, ale… tak w związku ze sklepem, że na przykład fajnie się robiło u mnie zakupy, czy… w takich bardziej prywatnych okolicznościach? – mrugnęła okiem.
Odmrugnąłem.
– Bardzo, bardzo prywatnych. Mam nadzieję, że się o to nie gniewasz?
– Nie no, coś ty. W sumie mi to pochlebia. Daleko mieszkasz?
– Tam, gdzie dawniej. Dwa bloki od twojej poprzedniej pracy.
– Kawałek… Ale chętnie się przejdę pieszo. Wreszcie znalazłam wygodne szpilki w moim rozmiarze, więc korzystam z okazji.
Wyszliśmy z klubu. Pary porozchodziły się we wszystkie strony, niewiele osób wychodziło samotnie, jak przyszło. Najwyraźniej uczestnicy imprezy mieli dużą potrzebę poradzenia sobie z samotnością. Basia zdążyła mi tylko powiedzieć, że łapią z Emi taksówkę i jadą do niej do domu, i że jest bombowo, i że mnie kocha. To ostatnie żartem, oczywiście.
– Dasz mi chwilkę? Muszę tylko zadzwonić. – powiedziała Ewa.
– Jasne.
Odeszła na chwilę na bok, wyciągając telefon. Z odległości mogłem podziwiać, jaką ma kształtną pupę. Chwilę coś tłumaczyła, radośnie pobudzona, po czym zakończyła rozmowę i wróciła do mnie. Ruszyliśmy w stronę mojego osiedla. Był wieczór, ale mimo to na jasno oświetlonej ulicy spacerowało sporo ludzi.
– Dzwoniłam do przyjaciółki, gdzie będę.
– Rozumiem, bezpieczeństwo. Gdybym był jakimś psychopatą…
– Nie, coś ty… – spłoszyła się, nie łapiąc żartu w pierwszej chwili. – To ona mnie namówiła na ten wieczór. Sama nie mogła ze mną iść, jak ty z Basią, ale obiecała, że w razie potrzeby po mnie przyjedzie. Ale że potrzeby nie ma, więc…
– Czyli wszyscy zadowoleni. Ty, Basia, Emi wychodzicie z kimś nowym. A ja najlepiej się załapałem.
Wziąłem Ewę za rękę, uścisnęła ją mocno. Kątem oka zauważyłem, że się uśmiechnęła, ale i pokręciła głową.
– Coś nie tak?
– Nie, tylko… Jesteś pierwszym facetem, który wziął mnie za rękę w miejscu publicznym.
– No coś ty?
– No. Inni chcieli się bzykać, ale się mnie wstydzili.
– A to fiuty. I co im mówiłaś?
– Że są fiutami. I żeby spadali.
Roześmialiśmy się oboje.
– Czyli zdałem egzamin?
– Na szóstkę. – szepnęła i ścisnęła mi rękę jeszcze raz.
Zatrzymałem się i ująłem jej twarz w dłonie.
– No nie… Nie mów, że mnie jeszcze pocałujesz na ulicy?
– Dlaczego? Nie chcesz?
– Chcę, bardzo chcę… Tylko…
Zamknąłem jej usta pocałunkiem.
Przechodnie mijali nas obojętnie.
– No i? – zapytałem, gdy oderwaliśmy wreszcie usta od siebie.
– Bosko…
– Zgadzam się, ale nie o to pytam. Coś się stało? Ktoś na nas zwrócił uwagę? Dziewczyna całuje się z chłopakiem, nic wielkiego…
– Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, Piotr. – wyszeptała przytulając się do mnie.
***
Mieszkam w niedużej kawalerce. „Dobrze, że akurat posprzątałem” – pomyślałem, kiedy weszliśmy do środka.
Zrobiłem nam po drinku. Oboje myśleliśmy o tym samym, więc rozmowa szybko zeszła na jeden tor.
– Mam gumki… – powiedziała Ewa trochę speszona, ale z błyskiem w oku.
– Świetnie, ale ja też jestem przygotowany. Zawsze trzymam koło łóżka.
– A to też? – wyjęła z torebki opakowanie lubrykantu.
– Tu mnie masz. Akurat nie dokupiłem.
– Akurat? Wkręcasz mnie.
– Wiesz, obsługiwałem już tę drugą stronę.
– Serio?
– Nie uwierzyłabyś, ile dziewczyn nalega na anal z obawy przed ciążą.
– No, mnie to nie grozi, ale nie mam póki co wyjścia…
– Dlatego postaram się, żeby było miło.
– Dzięki, bo wiesz… – nagle umilkła.
– …?
– Ja jeszcze nigdy… To znaczy tam… To znaczy z facetem… Jeju… No nie patrz tak…
– Nie, żaden problem, to na swój sposób urocze, ale… myślałem… kurwa, nie wiem co myślałem, przepraszam. Przepraszam…
Teraz ona pogłaskała mnie po policzku.
– Jeśli sądzisz, że życie seksualne transpłciowej dziewczyny to ciągła orgia, to znaczy, że oglądasz za dużo porno. Prawda jest taka, że dwa razy byłam w związkach z dziewczynami les, a jedna bardzo lubiła zabawki, więc to całe moje doświadczenie. Kilka razy obciągnęłam jakimś randomowym gościom, którzy chcieli mieć przygodę na jeden raz, a ja sobie wyobrażałam nie wiadomo co. Więc jeśli nie przeszkadza ci może nie dziewica, ale i nie dziwka, to proszę, oto ja. I jestem przygotowana, jeśli rozumiesz, o co chodzi. W sumie od paru lat jestem zawsze przygotowana, tylko nie było okazji skorzystać.
– Niezły spicz. Poważnie mówię.
– Czyli nie odstraszyłam cię?
– Wręcz przeciwnie, chcę cię jeszcze bardziej.
– To rozbierzesz mnie? – zapytała cicho.
Zdjąłem jej sweter. Miała jasną skórę, bez ani jednego włoska. Miseczki czerwonego stanika były idealnie wypełnione, co nadawało klatce piersiowej ten kształt, który podziwiałem w klubie.
– Tylko… Czy mogę… zostać w biustonoszu? Czuję się w nim… pewniej… Może być?
Pogłaskałem ją po policzku.
– Jasne, skarbie. Wyglądasz w nim słodko.
– Mmm, dzięki… Marzę o normalnych piersiach. Co ty na to? Jak już będę mogła?
– U ciebie każde będą wyglądać obłędnie.
– No ale powiedz szczerze, jakie lubisz? Duże, jak balony? Czy takie małe stożki?
– Wiesz co, moje dotychczasowe dziewczyny miały bardzo różne biusty, a i tak mi się podobały. Ale najbardziej lubię chyba takie średniej wielkości, byle okrągłe. I sterczące sutki.
– Oki, order accepted. Ale zaintrygowałeś mnie z tymi dotychczasowymi dziewczynami. To ile ich było?
– Noo, więcej, niż dwie.. I na tym może poprzestańmy…
– Ej, czemu? Facet powinien być bardziej doświadczony. Poza tym lubię słuchać o innych dziewczynach, jakie są, jak się zachowują, co lubią… Opowiesz mi?
– Może kiedyś… Najpierw ty mi powiedz, co lubisz.
– Mmm, całować… Być całowana… Wszędzie… – ostatnie słowo powiedziała unosząc brew. – Ale też bardzo lubię sprawiać przyjemność.
Nie spuszczając ze mnie wzroku Ewa klęknęła i sięgnęła do moich spodni. Sprawnie rozpięła pasek i rozporek. Zdążyłem szybko zrzucić buty, bo już ściągała ze mnie spodnie, a po drodze skarpetki. Ja zdjąłem koszulę i w parę sekund zostałem w samych bokserkach, Nie na długo, bo Ewa zsunęła mi je do kolan.
– Podobno dobrze robię loda, więc…
To powiedziawszy zassała mojego penisa w usta, aż w policzkach zrobiły się jej charakterystyczne dołki, po czym zaczęła intensywnie obciągać. Krzyknąłem, bo to było tak nagłe i tak przyjemne. Ewa patrzyła na moją twarz, a ustami wyczyniała cuda. To ssała penisa na całej długości, to robiła językiem esy-floresy na żołędzi, to znów lizała z zapałem jądra, masturbując członka ręką. Dyszałem ciężko, patrząc na jej uśmiechnięte oczy, a ona mruczała i mlaskała, jakby miała w ustach najlepszy przysmak. Z nieśmiałej myszki przeistoczyła się w dziewczynę z pornosów. Który facet pozostanie na to obojętny?
– Ewa… Ja zaraz dojdę… – ostrzegłem ją, ale ona nie zamierzała się wycofywać. Przeciwnie, teraz mocno zaciskała wargi na członku i obciągała go rytmicznie, liżąc trzymany w ustach czubek. Nie wytrzymałem i zacząłem się spuszczać, zaznaczając każdą strugę głośnym jękiem. Orgazm był gigantyczny, zakręciło mi się w głowie. Musiałem przytrzymać się stołu, żeby nie stracić równowagi.
– Co to było? – stęknąłem, gdy trochę doszedłem do siebie.
Z moją pomocą wstała z kolan.
– Mówiłam ci, że podobno dobrze mi to wychodzi?
– Podobno?! Dziewczyno, gdzie się tego nauczyłaś?
– Nigdzie, po prostu… Po prostu zależy mi na tym, żeby drugiej stronie było dobrze i jakoś tak… – wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła. Znów była uroczą, nieśmiałą myszką. – A tym razem zależało mi bardzo, bardzo…
Nachyliłem się do jej ust. Odsunęła głowę.
– Ej, ale ja przecież…
Przytrzymałem jej twarz dłońmi i pocałowałem. Chwilę się broniła, ale w końcu całowaliśmy się namiętnie. Oczywiście wyczułem nieznany mi wcześniej smak. Był mdły i szczerze mówiąc nieprzyjemny, ale byłem dzielny. Ostatecznie ona czuła go znacznie bardziej.
– Jeśli ty możesz, to ja chyba też, nie? Poza tym jesteś prze-cu-dow-na… – wyskandowałem ostatnie słowo, podkreślając każdą sylabę całusem w wargi.
– Wariat! – powiedziała ze śmiechem tarmosząc mnie po głowie.
– Ale zanim zrobiłaś mi to cudowne coś, to mówiłaś, że lubisz całować i być całowana, tak? I to wszędzie?
To mówiąc położyłem ją ostrożne na łóżku. Poddała się, patrząc z zaciekawieniem.
Ostrożnie zdjąłem jej z nóg szpilki, całując każdą stopę. Później rozpiąłem i ściągnąłem dżinsy, zsunąłem rajstopy. Chwilę całowaliśmy się głęboko. Smak spermy był już mniej wyczuwalny. Całowałem delikatnie szyję i dekolt Ewy, potem zacząłem schodzić niżej.
– Piotruś, nie musisz… – wyszeptała.
– Wiem. Ale chcę. – powiedziałem w przerwie między całusami składanymi na jej gładkim, płaskim brzuchu z niedużym pępkiem.
Nigdy nie miałem ciągot do facetów, Ewę też traktowałem w stu procentach jak kobietę. Pod typowymi białymi figami z typową kokardką na środku odciskał się jednak zupełnie nietypowy kształt. Niby nie było zaskoczenia – przecież doskonale wiedziałem, co tam będzie, ale i tak potrzebowałem chwili, by się oswoić z sytuacją. W końcu nachyliłem się i pocałowałem wybrzuszenie na majtkach. Przez materiał poczułem na ustach, jak drgając podnosi się do góry. Wrażenie było tak różne od dotychczasowych moich doświadczeń, ale przy tym podniecające. Powtórzyłem pocałunek kilka razy i patrząc Ewie w oczy rozebrałem ją do końca.
Penis był nieduży, znacznie mniejszy od mojego, a ja mam raczej przeciętne rozmiary. Wciąż rytmicznie się podnosił. Faktycznie, jak mówiła Ewa – „od drugiej strony” wyglądał inaczej. W przeciwieństwie do mnie Ewa nie była obrzezana. Pocałowałem delikatnie śliską żołądź wyłaniającą się z fałdek napletka, później muśnięciami warg zszedłem po trzonie w dół, do jąder.
– Mmm, to lubię. – mruknęła Ewa zalotnie. Wycałowałem więc niewielką mosznę, a potem zacząłem ją lizać. Jęknęła.
– Coś nie tak?
– Nie, w porządku… Po prostu to przyjemne.
– Wiem, też to lubię.
– Zauważyłam. I postaram się zapamiętać.
Wróciłem do całowania penisa. Stał już, a nawet prężył się nieznacznie w stronę brzucha. Ewa jęknęła, gdy końcem języka polizałem dziurkę na końcu. Ustami zsunąłem napletek do końca i wziąłem członka do buzi. Bez kłopotu zniknął w niej cały, a ja dotknąłem nosem wydepilowanego podbrzusza. Naśladując Ewę – i wszystkie moje dotychczasowe partnerki – zacząłem obciągać. Wrażenie było nieporównywalne z czymkolwiek. Laska odczuwana od tej drugiej strony była dla mnie tak samo podniecająca, może nawet bardziej, z racji nowości tego doświadczenia. Wysuwałem wargi do przodu. aby nie zahaczyć zębami. Co jakiś czas wyjmowałem penisa z ust, ale tylko po to, by wycałować i oblizać malutkie jądra. Coraz głośniejsze posapywania Ewy wskazywały mi, że to dobry kierunek.
Za którymś razem język zjechał w stronę krocza i wtedy Ewa jęknęła głośniej. Odwróciła się zwinnie na łóżku i wypięła pupę. Zrozumiałem w lot.
Całowałem teraz i głaskałem jej duże, idealnie wydepilowane pośladki. Ciemniejszy odbyt też był pozbawiony włosków. Przejechałem po nim kilka razy palcem. Westchnęła. Nachyliłem się i lekko pocałowałem, westchnięcie było głośniejsze i jakby zaskoczone. Ośmielony reakcją zacząłem lizać, coraz silniej naciskając językiem na mięśnie zamykające otworek. Ewa rozciągnęła pośladki rękami i wtedy udało mi się zagłębić język. Wchodziłem głębiej i głębiej, aż do granicy własnego bólu w ustach. Ręką masturbowałem jej naprężonego penisa.
– Cudownie… – wyjęczała.
Mlaskałem głośno, obficie zwilżając śliną jej anus i penetrując go językiem coraz szybciej. Ewa ni to wzdychała, ni to popiskiwała. Przesuwała pupę do tyłu, jakby chciała się na mnie nadziać, przez co większość mojej twarzy była wtulona w jej pośladki. Pierwszy raz pieściłem te miejsca tak intensywnie, dotychczas zwykle kończyło się na paru pocałunkach.
Byłem tak pochłonięty sprawianiem Ewie przyjemności, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo sam jestem podniecony. Dawno nie miałem takiej erekcji, a przecież dopiero co Ewa zrobiła mi dobrze ustami. Bałem się, że skończę zbyt szybko, dlatego próbowałem odtwarzać sobie w głowie jakieś bardziej neutralne obrazy. Dotyk delikatnej skóry pupy i odgłosy, jakie wydawała moja partnerka nie ułatwiały zadania. Wziąłem prezerwatywę, drżącymi rękami wyjąłem ją z opakowania i założyłem na penisa. Stał jak drąg, czubek błyszczał od preejakulatu. Skupiłem się na buteleczce z żelem, potem na wyciśnięciu go na palce i wtarciu w solidnie wylizany odbyt, na powtórce… Później na tym, czy to wystarczy. Martwiłem się, czy nie sprawię Ewie bólu. Moje dotychczasowe partnerki nalegały na ten rodzaj seksu traktując go jako urozmaicenie albo stuprocentową antykoncepcję, ale mimo delikatności, masażu, żelu i innych zabiegów nie zawsze udawało mi się zadbać o ich komfort. Czasem miałem wrażenie, że uważają ból za dopust przy takim rodzaju seksu. Ewa przerwała moje rozmyślania.
– Wejdź… – jęknęła. – Proszę…
Na szczęście poszło dość gładko. Jak wspominałem, nie mam jakichś dużych rozmiarów, a Ewa też była dobrze przygotowana. Opór jej pupy pokonałem prawie bez trudu i wkrótce mój penis wślizgnął się do niej cały. Ale później, już w środku, wrażenie było niesamowite.
– Wow, jesteś ciaśniejsza, niż wszystkie moje dotychczasowe dziewczyny. To znaczy, niż one taaam… – jęknąłem, bo Ewa zacisnęła pośladki, stymulując mnie jeszcze bardziej.
– Potraktuję to jako… komplement… – wydyszała, odwracając do mnie głowę.
– Słusznie. Wszystko w porządku?
– Tak. Kochany jesteś… że tak o mnie… dbasz…
Ująłem Ewę za biodra i zacząłem delikatne ruchy w przód i w tył. Pojękiwała z każdym pchnięciem i znów starała się wychodzić mi naprzeciw.
Przytuliłem się do pleców Ewy i sięgnąłem ręką do jej penisa. Bez zdziwienia trafiłem tam na jej dłoń.
– Mmm, sama się zabawiasz?
– Możesz mi pomóc… jeśli… chcesz… – dyszała. – Jestem… blisko…
– Ja też…
Doszliśmy prawie równocześnie. Każda kobieta ma swój własny krzyk rozkoszy – jej był wysoki, przejmujący, ale wyjątkowo miły dla uszu. A może szczególnie dla moich uszu? Chyba pierwszy raz czułem, że nie tylko bzykam się z fajną laską, dając jej przyjemność, a ona mnie. Ten seks wyrażał coś więcej; coś, czego nie potrafiłem nazwać. A może bałem się nazywać?
***
Przez sobotę i niedzielę Basia nie odbierała telefonu, napisała mi tylko, że jest z Emilią i że wszystko gra. W poniedziałek rano oboje popędziliśmy więc do firmowej kuchenki, żeby podzielić się wrażeniami z weekendu.
– Ale miałeś dobry pomysł z tym garniturem. Emi od razu go pochwaliła. – powiedziała Basia, gdy już pozachwycaliśmy się naszymi nowymi dziewczynami. – W ogóle przez ten kolor zwróciła na mnie uwagę już od wejścia.
– Do usług. Piotr Zuzański – stylista lesbijek. Ale tak poważnie, to też mi się w nim podobasz. Poza tym pasuje do ciebie. Wiesz, Basia, wiewiórka, rudy kolor…
– Jak do mnie podbijałeś, to jeszcze go nie miałam.
– No wiem. Ale jak przyszłaś do pracy, to w ogóle nosiłaś się inaczej. Wyglądałaś na zakonnicę albo oazówę.
– Co, długie spódnice, szare swetry i niemyte włosy? O nie, włosy akurat myłam.
– Nic nie mówiłem o niemyciu włosów. Miałem taką starszą ciocię zakonnicę i ona zawsze pachniała mydłem.
– No, w ostatni weekend zdecydowanie nie przypominałam zakonnicy. Tak naprawdę pierwszy raz w życiu miałam… orgazm… – ostatni wyraz Basia powiedziała bezgłośnie, samym ruchem ust, bo do kuchenki weszła Martyna.
– Cześć, o czym rozmawiacie? – zapytała bez ogródek, nastawiając ekspres do kawy.
– O zakonnicach. Bo w piątek byliśmy na fajnym spotkaniu młodzieżowym. Chcesz posłuchać? – odpowiedziałem z najbardziej cielęcym wyrazem twarzy, jaki udało mi się zrobić.
– Eee… dzięki… – Martyna spojrzała na nas jak na wariatów, zabrała napełniony kubek i szybko się ulotniła.
Gdy zniknęła za rogiem korytarza parsknęliśmy śmiechem.
– Mamy refleks. Ja, że ją zauważyłam, a ty, że wyjechałeś z tą zakonnicą i spotkaniem. Młodzieżowym, hehe…
– No, poniekąd było młodzieżowe. A Martyna to pierwsza plotkara w firmie.
– Oj tak. Miałaby o czym plotkować.
– Teraz też będzie miała, ale raczej wyjdzie na idiotkę.
– Albo my na dewotki. Dewotów? Jak to się odmienia przez rodzaje?
– Nie wiem, od piątku rodzaje chyba zaczęły mi się mylić.
Znów wybuchliśmy śmiechem. Mieliśmy oboje wyśmienite humory po tym weekendzie…
***
Ewa bardzo szybko zaprosiła mnie do siebie. Mieszkała ze współlokatorką, Weroniką. To była ta przyjaciółka, do której Ewa dzwoniła po imprezie, na której się spotkaliśmy. Chłopak Weroniki jeździł na tirach, więc był to typowy związek na odległość, ale dzięki temu Ewa mogła całkiem korzystnie wynajmować u nich wolny pokój, właściwie tylko za opłaty. Weronika miała kompletnie inne usposobienie od Ewy, a jednak świetnie się dogadywały. Żywiołowa, emocjonalna, od razu po moim wejściu rzuciła mi się na szyję.
– Ale super! Ale super! Ewcia wszystko mi opowiedziała! To najbardziej romantyczna historia, jaką znam!
Chwilę posiedzieliśmy we trójkę w kuchni przy babeczkach zrobionych przez Weronikę, po czym gospodyni wyszła z domu, a my zamknęliśmy się w pokoju Ewy.
– Przytulnie tu. – powiedziałem, biorąc moją nową dziewczynę na kolana. Wciskała się we mnie, potrzebując czułości, więc oplotłem ją mocno ramionami.
– Dzięki… To chyba pierwsze miejsce w Warszawie, w którym czuję się u siebie, chociaż w sumie też jestem tymczasowo. Ale to zasługa Wery. Jest kochana. Poznałyśmy się w pierwszej pracy. Tam, gdzie i my…
– Serio? Nie pamiętam jej…
– Pracowała w księgowości, nie na kasach. Ja po przerwaniu studiów nie miałam specjalnego wyboru.
– O, nie mówiłaś, że miałaś przerwę?
– Dwa i pół roku byłam na ekonomii. Dostałam akademik, rodzice mnie finansowali, po roku miałam stypendium naukowe… Wiesz, zawsze byłam mrówą, a cyferki, tabelki, dane, to zawsze mnie kręciło, więc wszystkie egzaminy w zerowym terminie.
– To czemu przerwałaś?
Spojrzała smutno w podłogę.
– Pochodzę z małego miasteczka. Dopiero tu w Warszawie mogłam być Ewą… albo jak się okazało i tu nie bardzo. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że syn jest jakimś „odmieńcem”, wyparli się mnie. Ze stypendium bym nie wyżyła, no a z samą maturą, jeszcze przy mojej nieśmiałości… Telemarketing był zupełnie nie dla mnie, więc market to całkiem niezła opcja. Ale nie do pogodzenia ze studiami.
Przytuliłem ją jeszcze mocniej i delikatnie całowałem we włosy.
– Ale mówiłaś, że teraz studiujesz?
– Tak. – rozpogodziła się. – Werka załatwiła mi pół etatu w swojej nowej pracy. Mogę ustawiać grafik prawie jak chcę, więc da się ogarnąć i pracę i studia. Jeszcze firma dorzuca mi się do czesnego, tylko będę musiała odpracować po dyplomie. Ale to mi akurat pasuje.
– To idealnie.
– No, jest dobrze. I nikomu nie przeszkadza… jaka jestem. Holenderska firma, tam nikt nie zwraca na to uwagi.
Chwilę milczeliśmy, wtulając się w siebie. W końcu Ewa popatrzyła na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
– Weronika poszła do teatru, a potem na kolację z kumpelami z dawnej szkoły, więc mamy całe kilka godzin zupełnie wolną chatę. Co powiesz na kąpiel we dwoje? Mamy wannę z bąbelkami.
– Brzmi jak dobry plan… – wymruczałem, całując Ewę w usta.