Zwyczajna dziewczyna

12 lutego 2024

Szacowany czas lektury: 24 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Jest to mój debiut. Proszę o życzliwe i konstruktywne uwagi.

– Co porabiasz w weekend? – zagadnąłem Basię, gdy po pracy siedliśmy w kafejce naprzeciwko firmy.

Z Basią pracowaliśmy razem od kilku lat. Ładna, dowcipna, kiedyś nawet próbowałem ją poderwać. Szybko sprowadziła mnie jednak do „friendzone”, twierdząc, że nic by z tego nie wyszło, a jeszcze popsulibyśmy sobie relacje w pracy. O dziwo, przyznałem jej rację i w ten sposób zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Ja mówiłem jej o swoich kolejnych dziewczynach, ona doradzała mi, jak z nimi postępować. W zamian wyżalała się na kolejne nieudane próby znalezienia faceta.  

– Siedzę sama w domu, oglądam filmy, wpieprzam ciastka i rośnie mi dupsko. Kupię sobie kota i umrę w samotności. – Basia była wyraźnie naburmuszona.

– Rozumiem, że kolejna randka nie wyszła.

– Proszę cię, Piotr. Dramat. Dramat. Faceci z którymi mogłabym być i faceci żyjący na świecie to zbiory rozłączne. A ten pierwszy zbiór pusty.

– No, mnie nie chciałaś, pani matematyk.

– Piotruś, rozmawialiśmy… – położyła mi rękę na ramieniu. – Fajnie nam się kumpluje, ale pary by z nas nie było.

– Dobra, żartuję przecież. Ale może, po prostu, faceci nie są dla ciebie, co nie znaczy, że masz umrzeć z kotem. Sam kot może być. Ale mężczyźni to tylko połowa populacji. Zostają jeszcze jakieś cztery miliardy możliwości. 

– Mówisz o związku z dziewczyną? No okej, jestem bi, na studiach różne eksperymenty się robiło w akademiku, ale związek? Jakoś tego nie widzę.

– A próbowałaś?

– No dobrze, ale tak technicznie, to niby jak miałabym to zacząć? Tinder? Pewnie tak samo powalone zdesperowane laski, jak ci kolesie, z którymi się umawiałam. No niby ja też zdesperowana, ale… Ze znajomych też nikt mnie nie umówi, bo mam samych heteryków wokół siebie. Co jak na dwumilionowe miasto w dwudziestym pierwszym wieku jest niezłym osiągnięciem. Albo pechem. Hej, Piotr, możesz się nie bawić komórką, jak rozmawiamy? Wiesz, że tego nie znoszę.

– Nie bawię się. – pokazałem jej ekran.

– Co to jest?

– Nie widzisz? „Zmień coś, poznaj kogoś. Impreza dla singli LGBT”. – odczytałem. – W ten piątek, i to sąsiednia dzielnica. Wyguglałem w kilka sekund. Wstęp wolny, tylko trzeba zarezerwować miejsce.

– Ale niby że ja mam iść?

– Ja nie szukam faceta, więc chyba chodzi o ciebie.

– Sama?

– Singiel, osoba stanu wolnego, z języka angielskiego pojedynczy. – powiedziałem udając lektora filmów przyrodniczych.

Pokazała mi język.

– A pójdziesz ze mną?

– Jejku, po co? Ja nie jestem singlem LGBT. I nie planuję śmierci z kotem.

– Dla dodania mi otuchy.

– Tak, i będę się przez cały wieczór opędzał przed podrywającymi mnie facetami? „Dzięki, ale przyszedłem tylko pogapić się na lesbijki, bo mi wysiadł internet”?

– Podobno geje świetnie tańczą. Eeej, Piotreeek… Proooszę…

        Tym sposobem pięć minut później miałem w telefonie dwie wejściówki.

***

        Impreza odbywała się w zamkniętym klubie. Basia w swoim rudym garniturze wyglądała szałowo. Zresztą sam jej go doradziłem, gdy dzień przed imprezą zadzwoniła, że nie wie jak się ubrać i nigdzie nie idzie. Spodziewałem się jakichś klimatów BDSM, zupełnie bez sensu – ale było w sumie podobnie, jak na zwykłych klubowych imprezach, na których bywałem. Wypiliśmy przy barze po piwie, trochę potańczyliśmy, potem siedliśmy przy stoliku wymienić się obserwacjami. Basi się podobało, choć zupełnie nie wiedziała, jak miałaby zagadać do kogoś z obecnych, a właściwie do którejś z obecnych. Chyba umawianie się przez Tindera z nieznajomymi było dla niej łatwiejsze.

        Przypominaliśmy sobie właśnie wszystkie znajome pary, które poznały się przez Internet, gdy podeszła do nas wysoka brunetka. Miała na sobie podobny strój, jak Basia, tylko granatowy. Z figurą modelki kontrastowała męska fryzura i brak makijażu.

– Cześć, jestem Emi. Widziałam, jak tańczysz. Chciałabyś ze mną? O ile twój chłopak nie ma nic przeciwko… – spojrzała podejrzliwie na mnie.

– Nie… To znaczy tak, chętnie… A że nie, to chodziło mi o… eee… Piotra… – Basia była wyraźnie oszołomiona.

– Potwierdzam, nie jestem chłopakiem Basi. – wyręczyłem przyjaciółkę.

– Basia, ładne imię! – Brunetka uśmiechnęła się. Chyba moje wyjaśnienie ją uspokoiło.

– Dzięki… Emi też… – Basia chyba naprawdę była pod wrażeniem bezpośredniości nowej znajomej.

– To od Emilia. Ale wolę, jak… – Emi szybko wzięła Basię za rękę i pociągnęła w stronę parkietu.

        I wtedy zobaczyłem Ją.

        Siedziała przy barze, trochę zagubiona.

       Ten sam nieśmiały wzrok, co kiedyś.

       Tak samo delikatny makijaż.

        To urocze przekrzywienie głowy, gdy się czemuś przyglądała. 

        Zmieniła tylko fryzurę. Wtedy miała włosy do ramion, z kosmykiem spiętym spinką na czubku głowy. Teraz włosy były jaśniejsze, nieco krótsze i ładnie falowały. Ale i tak ją poznałem.

        Gdy pięć lat temu zobaczyłem ją pierwszy raz, pracowała w kasie marketu, w którym czasem robiłem zakupy. Klienci taksowali ją wzrokiem, jakby była dziwadłem. Starsze panie patrzyły z odrazą, nastoletni smarkacze – z kpiną. A przecież w sumie, dopóki ktoś się uważnie nie przyjrzał, wyglądała całkiem zwyczajnie. Może ciut większe, niż u przeciętnej kobiety dłonie, ale zawsze wypielęgnowane. Może niezależnie od pogody noszona apaszka, maskująca niewielkie – jak teraz widziałem – zgrubienie na szyi. Najbardziej zdradzał ją głos – ładny i melodyjny, ale jednak niski. Ale poza tym miała delikatne rysy i jakaś taką dziewczęcą nieśmiałość. Nawet kiedy żegnała każdego: „Dziękuję, miłego dnia”, sprawiała wrażenie, że mówi to szczerze i od siebie, a nie dlatego, że w tej sieci było to standardem. A może tylko ja miałem takie wrażenie? W każdym razie od tej chwili robiłem zakupy tylko tam i zawsze podchodziłem do jej kasy, jeśli tylko była na zmianie.

        Dlaczego nigdy nie zacząłem rozmowy? Przecież wiedziałem, jak się nazywa – na plakietce z napisem „Uczę się” widniało imię „Ewa”. Za każdym razem byłem jednak dziwnie onieśmielony, choć zwykle nie miałem problemu, by zagadać do nieznajomej dziewczyny, która mi się podobała. Niejeden raz takie „zagadanie” kończyło się całkiem miło… Z Ewą poprzestawałem tylko na uśmiechu, który starałem się zrobić jak najszerszy.

        Gdy kolejny raz go nie odwzajemniła, tylko popatrzyła tym swoim spłoszonym wzrokiem, zastanawiałem się o co chodzi. I przeraziłem się, że może potraktowała mnie jak kolejnego, który przychodzi się na nią pogapić.

        Potem przyszła pandemia, restrykcje w sklepach i Ewa zniknęła. Aż do dzisiaj…

        Teraz, gdy była widoczna od stóp do głów, mogłem zauważyć jej całkiem zgrabne nogi w elastycznych dżinsach i czarnych szpilkach. Zamiast luźnego sklepowego fartucha, w którym dotąd ją zawsze widziałem, miała czerwony sweterek opinający nieduże, ale kształtne piersi.

        Chyba mnie poznała, bo zatrzymała na mnie wzrok. Lekko się uśmiechnęła, co uznałem za dobry znak. Ruszyłem w jej stronę.

– Cześć, Ewa.

– Cześć… – odpowiedziała niepewnie.

– Ja jestem Piotr. Nie znasz mnie, bo… kurde, nigdy nie zagadałem, chociaż tyle razy miałem ochotę… Pracowałaś w sklepie na moim osiedlu. A potem mi zniknęłaś. To znaczy nie mi… po prostu zniknęłaś… – motałem się.

– Jasne, pamiętam cię dobrze.

– Serio?

– No pewnie. Rzadko który klient tak ładnie się do mnie uśmiechał.

– Ojej, fajnie że zauważyłaś…

– Pewnie wtedy tego uśmiechu nie odwzajemniałam, przepraszam…

– Nie ma sprawy. Chociaż nadal szkoda, że nie zagadałem.

– W sumie też mogłam. Dowiedziałabym się, że mój ulubiony klient to „singiel LGBT”. No chyba, że nie byłeś wtedy singlem, ale nigdy nie widziałam cię w towarzystwie.

„Wow, ulubiony klient…”

– Nie, nie, tylko dodaję otuchy koleżance… – zacząłem się bez sensu tłumaczyć.

– Aha, koleżance. – Ewa uśmiechnęła się do mnie szeroko, pierwszy raz odkąd ją znałem.

– Naprawdę, pracujemy razem.

– No już nie tłumacz się.

– O zobacz, ta w rudym garniturze. – pokazałem głową Basię, która tańczyła wpatrzona w Emi.

– Nie wygląda, jakby potrzebowała otuchy. Przynajmniej od ciebie.

– Cóż, znalazła kogoś lepszego. No ale taki był plan, więc…

– A ty? – Ewa popatrzyła na mnie uważnie. – Potrzebujesz otuchy?

– Nie wiem. Wiem tylko jedno, że potrzebuję z tobą zatańczyć. – wykorzystałem jeden z tekstów, który o dziwo zwykle działał na dziewczyny. Ewa uśmiechnęła się – nie wiem, czy dlatego, że sama dała się złapać na ten trick, czy dlatego, że go rozszyfrowała. W każdym razie za chwilę kręciliśmy się już razem na parkiecie. Tańczyła lekko, z gracją, kołysząc biodrami.

        Didżej puścił wolniejszy kawałek. Pary na parkiecie jak na komendę powtulały się w siebie, wiele wykorzystało okazję do namiętnego pocałunku. W sumie miałem ochotę na to samo, ale nigdy nie robiłem tego w aż takim tempie.

        Ewa dostrzegła moje zmieszanie i roześmiała się. Przysunęła się bliżej i założyła mi ręce na ramiona.

– Może tak być? – zapytała pogodnie.

        Objąłem ją w talii i odwzajemniłem uśmiech.

– Idealnie.

        Dreptaliśmy jak nastolatki na pierwszej szkolnej zabawie, patrząc sobie prosto w oczy. Dosłownie, bo Ewa była ode mnie niewiele niższa, a na obcasach nawet równa wzrostem.

– Czy mogę cię… – wydukałem, ale przerwała mi pocałunkiem. Najpierw krótkim, a za chwilę długim i głębokim.

– O to chciałeś zapytać? – powiedziała cicho, gdy wreszcie oderwaliśmy od siebie usta.

– Jejku, dlaczego wtedy do ciebie nie zagadałem?

– Pewnie dlatego, że i tak wtedy nic by z tego nie wyszło.

– Miałaś kogoś?

– Nie… Powiedzmy, że miałam gorszy okres w życiu…

– Nie będę się wygłupiał, mówiąc że rozumiem.

– Doceniam. Wiesz, twarde lądowanie w dużym mieście. W moim przypadku trochę twardsze.

– Podziwiałem cię. Serio. Praca na widoku, a ty sprawiasz wrażenie raczej nieśmiałej.

– No, bo jestem nieśmiała… – przytaknęła cicho. – Ale chyba takie lubisz? – dodała po chwil już pewniej, prawie wyzywająco.

– Rozszyfrowałaś mnie.

– Wiesz, kobieca intuicja. – roześmiała się.

        Gdy didżej zrobił przerwę w tańcach, złapaliśmy się wzrokiem z Basią. Usiedliśmy, z Ewą i Emi, przy jednym stoliku. Obie były świetnymi rozmówczyniami. Basia sprawiała wrażenie urzeczonej swoją partnerką, była w nią wpatrzona jak w obrazek i wciąż trzymała ją za rękę. No, ja byłem też zachwycony spotkaniem z Ewą. Przez ten cały czas od pandemii nie było dnia, żebym o niej nie pomyślał. Na tle tabuna dziewczyn, które pojawiały się w moim życiu niewiele było takich, które bym zapamiętał. Z Ewą, poza zakupami, nie zamieniłem do dziś ani jednego zdania, a jednak towarzyszyła mi cały ten czas. Powiem szczerze, pojawiała się też w moich fantazjach…

        Potańczyliśmy jeszcze kilka razy i impreza zaczęła dobiegać końca. Potworzyło się wiele par, więc pomysł organizatorów był strzałem w dziesiątkę. Słyszałem, jak Emi namawia Basię na kontynuację wieczoru. Cóż, za bardzo jej namawiać nie musiała…

        Nachyliłem się do Ewy.

– Pojedziemy do mnie?

        Zawahała się.

– Proszę… Nie chcę, żebyś mi znowu zniknęła… Pewnie nie uwierzysz, ale przez te kilka lat często o tobie myślałem. Zgódź się, proszę.

– Dobrze, tylko… Muszę cię uprzedzić, bo nie wiem, czego się spodziewasz, ale… Heh, zawsze mam z tym kłopot…

– Śmiało, Ewuniu…

– Bo chodzi o to, że… Operacja, jeśli będzie mnie na nią kiedykolwiek stać, to ostatni etap, więc… Skoro jesteś heterykiem, to…

Chwilę mi zajęło, zanim załapałem.

– Ciii… – uspokoiłem ją, bo wyczułem jak drży i się spina. Pogłaskałem ją po policzku.

– Może jestem śmiesznie romantyczny, ale podobasz mi się ty. – podkreśliłem ostatni wyraz całusem na jej czole. – W całości. A nie jakiś kawałek ciała. Które na mój gust jest perfekcyjne.

– Chyba jeszcze długo będziesz przychodził na imprezy dla singli, skoro nie wiesz, że dla żadnej dziewczyny jej ciało nie jest perfekcyjne.

– O, dobry znak, znowu zaczęłaś żartować.

Uśmiechnęła się.

– No dobra, wolałam uprzedzić. Wiesz, żeby nie było, że uciekniesz z krzykiem, kiedy zdejmę majtki.

– Po pierwsze, sam ci je zdejmę. Po drugie, już takie coś widziałem, wiesz?

– Od drugiej strony?

– Nie, ale jakoś sobie poradzę.

– Naprawdę o mnie myślałeś? – spojrzała łobuzersko.

– Naprawdę. Nie wierzysz?

– Wierzę, ale… tak w związku ze sklepem, że na przykład fajnie się robiło u mnie zakupy, czy… w takich bardziej prywatnych okolicznościach? – mrugnęła okiem.

Odmrugnąłem.

– Bardzo, bardzo prywatnych. Mam nadzieję, że się o to nie gniewasz?

– Nie no, coś ty. W sumie mi to pochlebia. Daleko mieszkasz?

– Tam, gdzie dawniej. Dwa bloki od twojej poprzedniej pracy.

– Kawałek… Ale chętnie się przejdę pieszo. Wreszcie znalazłam wygodne szpilki w moim rozmiarze, więc korzystam z okazji.

        Wyszliśmy z klubu. Pary porozchodziły się we wszystkie strony, niewiele osób wychodziło samotnie, jak przyszło. Najwyraźniej uczestnicy imprezy mieli dużą potrzebę poradzenia sobie z samotnością. Basia zdążyła mi tylko powiedzieć, że łapią z Emi taksówkę i jadą do niej do domu, i że jest bombowo, i że mnie kocha. To ostatnie żartem, oczywiście.

– Dasz mi chwilkę? Muszę tylko zadzwonić. – powiedziała Ewa.

– Jasne.

        Odeszła na chwilę na bok, wyciągając telefon. Z odległości mogłem podziwiać, jaką ma kształtną pupę. Chwilę coś tłumaczyła, radośnie pobudzona, po czym zakończyła rozmowę i wróciła do mnie. Ruszyliśmy w stronę mojego osiedla. Był wieczór, ale mimo to na jasno oświetlonej ulicy spacerowało sporo ludzi.

– Dzwoniłam do przyjaciółki, gdzie będę.

– Rozumiem, bezpieczeństwo. Gdybym był jakimś psychopatą…

– Nie, coś ty… – spłoszyła się, nie łapiąc żartu w pierwszej chwili. – To ona mnie namówiła na ten wieczór. Sama nie mogła ze mną iść, jak ty z Basią, ale obiecała, że w razie potrzeby po mnie przyjedzie. Ale że potrzeby nie ma, więc…

– Czyli wszyscy zadowoleni. Ty, Basia, Emi wychodzicie z kimś nowym. A ja najlepiej się załapałem.

        Wziąłem Ewę za rękę, uścisnęła ją mocno. Kątem oka zauważyłem, że się uśmiechnęła, ale i pokręciła głową.

– Coś nie tak?

– Nie, tylko… Jesteś pierwszym facetem, który wziął mnie za rękę w miejscu publicznym.

– No coś ty?

– No. Inni chcieli się bzykać, ale się mnie wstydzili.

– A to fiuty. I co im mówiłaś?

– Że są fiutami. I żeby spadali.

Roześmialiśmy się oboje.

– Czyli zdałem egzamin?

– Na szóstkę. – szepnęła i ścisnęła mi rękę jeszcze raz.

Zatrzymałem się i ująłem jej twarz w dłonie.

– No nie… Nie mów, że mnie jeszcze pocałujesz na ulicy?

– Dlaczego? Nie chcesz?

– Chcę, bardzo chcę… Tylko…

Zamknąłem jej usta pocałunkiem.

Przechodnie mijali nas obojętnie.

– No i? – zapytałem, gdy oderwaliśmy wreszcie usta od siebie.

– Bosko…

– Zgadzam się, ale nie o to pytam. Coś się stało? Ktoś na nas zwrócił uwagę? Dziewczyna całuje się z chłopakiem, nic wielkiego…

– Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, Piotr. – wyszeptała przytulając się do mnie.

***

        Mieszkam w niedużej kawalerce. „Dobrze, że akurat posprzątałem” – pomyślałem, kiedy weszliśmy do środka.

        Zrobiłem nam po drinku. Oboje myśleliśmy o tym samym, więc rozmowa szybko zeszła na jeden tor.

– Mam gumki… – powiedziała Ewa trochę speszona, ale z błyskiem w oku.

– Świetnie, ale ja też jestem przygotowany. Zawsze trzymam koło łóżka.

– A to też? – wyjęła z torebki opakowanie lubrykantu.

– Tu mnie masz. Akurat nie dokupiłem.

– Akurat? Wkręcasz mnie.

– Wiesz, obsługiwałem już tę drugą stronę.

– Serio?

– Nie uwierzyłabyś, ile dziewczyn nalega na anal z obawy przed ciążą.

– No, mnie to nie grozi, ale nie mam póki co wyjścia…

– Dlatego postaram się, żeby było miło.

– Dzięki, bo wiesz… – nagle umilkła.

– …?

– Ja jeszcze nigdy… To znaczy tam… To znaczy z facetem… Jeju… No nie patrz tak…

– Nie, żaden problem, to na swój sposób urocze, ale… myślałem… kurwa, nie wiem co myślałem, przepraszam. Przepraszam…

Teraz ona pogłaskała mnie po policzku.

– Jeśli sądzisz, że życie seksualne transpłciowej dziewczyny to ciągła orgia, to znaczy, że oglądasz za dużo porno. Prawda jest taka, że dwa razy byłam w związkach z dziewczynami les, a jedna bardzo lubiła zabawki, więc to całe moje doświadczenie. Kilka razy obciągnęłam jakimś randomowym gościom, którzy chcieli mieć przygodę na jeden raz, a ja sobie wyobrażałam nie wiadomo co. Więc jeśli nie przeszkadza ci może nie dziewica, ale i nie dziwka, to proszę, oto ja. I jestem przygotowana, jeśli rozumiesz, o co chodzi. W sumie od paru lat jestem zawsze przygotowana, tylko nie było okazji skorzystać.

– Niezły spicz. Poważnie mówię.

– Czyli nie odstraszyłam cię?

– Wręcz przeciwnie, chcę cię jeszcze bardziej.

– To rozbierzesz mnie? – zapytała cicho.

        Zdjąłem jej sweter. Miała jasną skórę, bez ani jednego włoska. Miseczki czerwonego stanika były idealnie wypełnione, co nadawało klatce piersiowej ten kształt, który podziwiałem w klubie.

– Tylko… Czy mogę… zostać w biustonoszu? Czuję się w nim… pewniej… Może być?

Pogłaskałem ją po policzku.

– Jasne, skarbie. Wyglądasz w nim słodko.

– Mmm, dzięki… Marzę o normalnych piersiach. Co ty na to? Jak już będę mogła?

– U ciebie każde będą wyglądać obłędnie.

– No ale powiedz szczerze, jakie lubisz? Duże, jak balony? Czy takie małe stożki?

– Wiesz co, moje dotychczasowe dziewczyny miały bardzo różne biusty, a i tak mi się podobały. Ale najbardziej lubię chyba takie średniej wielkości, byle okrągłe. I sterczące sutki.

– Oki, order accepted. Ale zaintrygowałeś mnie z tymi dotychczasowymi dziewczynami. To ile ich było?

– Noo, więcej, niż dwie.. I na tym może poprzestańmy…

– Ej, czemu? Facet powinien być bardziej doświadczony. Poza tym lubię słuchać o innych dziewczynach, jakie są, jak się zachowują, co lubią… Opowiesz mi?

– Może kiedyś… Najpierw ty mi powiedz, co lubisz.

– Mmm, całować… Być całowana… Wszędzie… – ostatnie słowo powiedziała unosząc brew. – Ale też bardzo lubię sprawiać przyjemność.

        Nie spuszczając ze mnie wzroku Ewa klęknęła i sięgnęła do moich spodni. Sprawnie rozpięła pasek i rozporek. Zdążyłem szybko zrzucić buty, bo już ściągała ze mnie spodnie, a po drodze skarpetki. Ja zdjąłem koszulę i w parę sekund zostałem w samych bokserkach, Nie na długo, bo Ewa zsunęła mi je do kolan.

– Podobno dobrze robię loda, więc…

        To powiedziawszy zassała mojego penisa w usta, aż w policzkach zrobiły się jej charakterystyczne dołki, po czym zaczęła intensywnie obciągać. Krzyknąłem, bo to było tak nagłe i tak przyjemne. Ewa patrzyła na moją twarz, a ustami wyczyniała cuda. To ssała penisa na całej długości, to robiła językiem  esy-floresy na żołędzi, to znów lizała z zapałem jądra, masturbując członka ręką. Dyszałem ciężko, patrząc na jej uśmiechnięte oczy, a ona mruczała i mlaskała, jakby miała w ustach najlepszy przysmak. Z nieśmiałej myszki przeistoczyła się w dziewczynę z pornosów. Który facet pozostanie na to obojętny?

– Ewa… Ja zaraz dojdę… – ostrzegłem ją, ale ona nie zamierzała się wycofywać. Przeciwnie, teraz mocno zaciskała wargi na członku i obciągała go rytmicznie, liżąc trzymany w ustach czubek. Nie wytrzymałem i zacząłem się spuszczać, zaznaczając każdą strugę głośnym jękiem. Orgazm był gigantyczny, zakręciło mi się w głowie. Musiałem przytrzymać się stołu, żeby nie stracić równowagi.

– Co to było? – stęknąłem, gdy trochę doszedłem do siebie.

        Z moją pomocą wstała z kolan.

– Mówiłam ci, że podobno dobrze mi to wychodzi?

– Podobno?! Dziewczyno, gdzie się tego nauczyłaś?

– Nigdzie, po prostu… Po prostu zależy mi na tym, żeby drugiej stronie było dobrze i jakoś tak… – wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła. Znów była uroczą, nieśmiałą myszką. – A tym razem zależało mi bardzo, bardzo…

        Nachyliłem się do jej ust. Odsunęła głowę.

– Ej, ale ja przecież…

        Przytrzymałem jej twarz dłońmi i pocałowałem. Chwilę się broniła, ale w końcu całowaliśmy się namiętnie. Oczywiście wyczułem nieznany mi wcześniej smak. Był mdły i szczerze mówiąc nieprzyjemny, ale byłem dzielny. Ostatecznie ona czuła go znacznie bardziej.

– Jeśli ty możesz, to ja chyba też, nie? Poza tym jesteś prze-cu-dow-na… – wyskandowałem ostatnie słowo, podkreślając każdą sylabę całusem w wargi.

– Wariat! – powiedziała ze śmiechem tarmosząc mnie po głowie.

– Ale zanim zrobiłaś mi to cudowne coś, to mówiłaś, że lubisz całować i być całowana, tak? I to wszędzie?

        To mówiąc położyłem ją ostrożne na łóżku. Poddała się, patrząc z zaciekawieniem.

        Ostrożnie zdjąłem jej z nóg szpilki, całując każdą stopę. Później rozpiąłem i ściągnąłem dżinsy, zsunąłem rajstopy. Chwilę całowaliśmy się głęboko. Smak spermy był już mniej wyczuwalny. Całowałem delikatnie szyję i dekolt Ewy, potem zacząłem schodzić niżej.

– Piotruś, nie musisz… – wyszeptała.

– Wiem. Ale chcę. – powiedziałem w przerwie między całusami składanymi na jej gładkim, płaskim brzuchu z niedużym pępkiem.

        Nigdy nie miałem ciągot do facetów, Ewę też traktowałem w stu procentach jak kobietę. Pod typowymi białymi figami z typową kokardką na środku odciskał się jednak zupełnie nietypowy kształt. Niby nie było zaskoczenia – przecież doskonale wiedziałem, co tam będzie, ale i tak potrzebowałem chwili, by się oswoić z sytuacją. W końcu nachyliłem się i pocałowałem wybrzuszenie na majtkach. Przez materiał poczułem na ustach, jak drgając podnosi się do góry. Wrażenie było tak różne od dotychczasowych moich doświadczeń, ale przy tym podniecające. Powtórzyłem pocałunek kilka razy i patrząc Ewie w oczy rozebrałem ją do końca.

        Penis był nieduży, znacznie mniejszy od mojego, a ja mam raczej przeciętne rozmiary. Wciąż rytmicznie się podnosił. Faktycznie, jak mówiła Ewa – „od drugiej strony” wyglądał inaczej. W przeciwieństwie do mnie Ewa nie była obrzezana. Pocałowałem delikatnie śliską żołądź wyłaniającą się z fałdek napletka, później muśnięciami warg zszedłem po trzonie w dół, do jąder.

– Mmm, to lubię. – mruknęła Ewa zalotnie. Wycałowałem więc niewielką mosznę, a potem zacząłem ją lizać. Jęknęła.

– Coś nie tak?

– Nie, w porządku… Po prostu to przyjemne.

– Wiem, też to lubię.

– Zauważyłam. I postaram się zapamiętać.

        Wróciłem do całowania penisa. Stał już, a nawet prężył się nieznacznie w stronę brzucha. Ewa jęknęła, gdy końcem języka polizałem dziurkę na końcu. Ustami zsunąłem napletek do końca i wziąłem członka do buzi. Bez kłopotu zniknął w niej cały, a ja dotknąłem nosem wydepilowanego podbrzusza. Naśladując Ewę – i wszystkie moje dotychczasowe partnerki – zacząłem obciągać. Wrażenie było nieporównywalne z czymkolwiek. Laska odczuwana od tej drugiej strony była dla mnie tak samo podniecająca, może nawet bardziej, z racji nowości tego doświadczenia. Wysuwałem wargi do przodu. aby nie zahaczyć zębami. Co jakiś czas wyjmowałem penisa z ust, ale tylko po to, by wycałować i oblizać malutkie jądra. Coraz głośniejsze posapywania Ewy wskazywały mi, że to dobry kierunek.

        Za którymś razem język zjechał w stronę krocza i wtedy Ewa jęknęła głośniej. Odwróciła się zwinnie na łóżku i wypięła pupę. Zrozumiałem w lot.

        Całowałem teraz i głaskałem jej duże, idealnie wydepilowane pośladki. Ciemniejszy odbyt też był pozbawiony włosków. Przejechałem po nim kilka razy palcem. Westchnęła. Nachyliłem się i lekko pocałowałem, westchnięcie było głośniejsze i jakby zaskoczone. Ośmielony reakcją zacząłem lizać, coraz silniej naciskając językiem na mięśnie zamykające otworek. Ewa rozciągnęła pośladki rękami i wtedy udało mi się zagłębić język. Wchodziłem głębiej i głębiej, aż do granicy własnego bólu w ustach. Ręką masturbowałem jej naprężonego penisa.

– Cudownie… – wyjęczała.

        Mlaskałem głośno, obficie zwilżając śliną jej anus i penetrując go językiem coraz szybciej. Ewa ni to wzdychała, ni to popiskiwała. Przesuwała pupę do tyłu, jakby chciała się na mnie nadziać, przez co większość mojej twarzy była wtulona w jej pośladki. Pierwszy raz pieściłem te miejsca tak intensywnie, dotychczas zwykle kończyło się na paru pocałunkach.

        Byłem tak pochłonięty sprawianiem Ewie przyjemności, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo sam jestem podniecony. Dawno nie miałem takiej erekcji, a przecież dopiero co Ewa zrobiła mi dobrze ustami. Bałem się, że skończę zbyt szybko, dlatego próbowałem odtwarzać sobie w głowie jakieś bardziej neutralne obrazy. Dotyk delikatnej skóry pupy i odgłosy, jakie wydawała moja partnerka nie ułatwiały zadania. Wziąłem prezerwatywę, drżącymi rękami wyjąłem ją z opakowania i założyłem na penisa. Stał jak drąg, czubek błyszczał od preejakulatu. Skupiłem się na buteleczce z żelem, potem na wyciśnięciu go na palce i wtarciu w solidnie wylizany odbyt, na powtórce… Później na tym, czy to wystarczy. Martwiłem się, czy nie sprawię Ewie bólu. Moje dotychczasowe partnerki nalegały na ten rodzaj seksu traktując go jako urozmaicenie albo stuprocentową antykoncepcję, ale mimo delikatności, masażu, żelu i innych zabiegów nie zawsze udawało mi się zadbać o ich komfort. Czasem miałem wrażenie, że uważają ból za dopust przy takim rodzaju seksu. Ewa przerwała moje rozmyślania.

– Wejdź… – jęknęła. – Proszę…

        Na szczęście poszło dość gładko. Jak wspominałem, nie mam jakichś dużych rozmiarów, a Ewa też była dobrze przygotowana. Opór jej pupy pokonałem prawie bez trudu i wkrótce mój penis wślizgnął się do niej cały. Ale później, już w środku, wrażenie było niesamowite.

– Wow, jesteś ciaśniejsza, niż wszystkie moje dotychczasowe dziewczyny. To znaczy, niż one taaam… – jęknąłem, bo Ewa zacisnęła pośladki, stymulując mnie jeszcze bardziej.

– Potraktuję to jako… komplement… – wydyszała, odwracając do mnie głowę.

– Słusznie. Wszystko w porządku?

– Tak. Kochany jesteś… że tak o mnie… dbasz…

        Ująłem Ewę za biodra i zacząłem delikatne ruchy w przód i w tył. Pojękiwała z każdym pchnięciem i znów starała się wychodzić mi naprzeciw.

        Przytuliłem się do pleców Ewy i sięgnąłem ręką do jej penisa. Bez zdziwienia trafiłem tam na jej dłoń.

– Mmm, sama się zabawiasz?

– Możesz mi pomóc… jeśli… chcesz… – dyszała. – Jestem… blisko…

– Ja też…

        Doszliśmy prawie równocześnie. Każda kobieta ma swój własny krzyk rozkoszy – jej był wysoki, przejmujący, ale wyjątkowo miły dla uszu. A może szczególnie dla moich uszu? Chyba pierwszy raz czułem, że nie tylko bzykam się z fajną laską, dając jej przyjemność, a ona mnie. Ten seks wyrażał coś więcej; coś, czego nie potrafiłem nazwać. A może bałem się nazywać?

***

        Przez sobotę i niedzielę Basia nie odbierała telefonu, napisała mi tylko, że jest z Emilią i że wszystko gra. W poniedziałek rano oboje popędziliśmy więc do firmowej kuchenki, żeby podzielić się wrażeniami z weekendu.

– Ale miałeś dobry pomysł z tym garniturem. Emi od razu go pochwaliła. – powiedziała Basia, gdy już pozachwycaliśmy się naszymi nowymi dziewczynami. – W ogóle przez ten kolor zwróciła na mnie uwagę już od wejścia.

– Do usług. Piotr Zuzański – stylista lesbijek. Ale tak poważnie, to też mi się w nim podobasz. Poza tym pasuje do ciebie. Wiesz, Basia, wiewiórka, rudy kolor…

– Jak do mnie podbijałeś, to jeszcze go nie miałam.

– No wiem. Ale jak przyszłaś do pracy, to w ogóle nosiłaś się inaczej. Wyglądałaś na zakonnicę albo oazówę.

– Co, długie spódnice, szare swetry i niemyte włosy? O nie, włosy akurat myłam.

– Nic nie mówiłem o niemyciu włosów. Miałem taką starszą ciocię zakonnicę i ona zawsze pachniała mydłem.

– No, w ostatni weekend zdecydowanie nie przypominałam zakonnicy. Tak naprawdę pierwszy raz w życiu miałam… orgazm… – ostatni wyraz Basia powiedziała bezgłośnie, samym ruchem ust, bo do kuchenki weszła Martyna.

– Cześć, o czym rozmawiacie? – zapytała bez ogródek, nastawiając ekspres do kawy.

– O zakonnicach. Bo w piątek byliśmy na fajnym spotkaniu młodzieżowym. Chcesz posłuchać? – odpowiedziałem z najbardziej cielęcym wyrazem twarzy, jaki udało mi się zrobić.

– Eee… dzięki… – Martyna spojrzała na nas jak na wariatów, zabrała napełniony kubek i szybko się ulotniła.

        Gdy zniknęła za rogiem korytarza parsknęliśmy śmiechem.

– Mamy refleks. Ja, że ją zauważyłam, a ty, że wyjechałeś z tą zakonnicą i spotkaniem. Młodzieżowym, hehe…

– No, poniekąd było młodzieżowe. A Martyna to pierwsza plotkara w firmie.

– Oj tak. Miałaby o czym plotkować.

– Teraz też będzie miała, ale raczej wyjdzie na idiotkę.

– Albo my na dewotki. Dewotów? Jak to się odmienia przez rodzaje?

– Nie wiem, od piątku rodzaje chyba zaczęły mi się mylić.

        Znów wybuchliśmy śmiechem. Mieliśmy oboje wyśmienite humory po tym weekendzie…

***

        Ewa bardzo szybko zaprosiła mnie do siebie. Mieszkała ze współlokatorką, Weroniką. To była ta przyjaciółka, do której Ewa dzwoniła po imprezie, na której się spotkaliśmy. Chłopak Weroniki jeździł na tirach, więc był to typowy związek na odległość, ale dzięki temu Ewa mogła całkiem korzystnie wynajmować u nich wolny pokój, właściwie tylko za opłaty. Weronika miała kompletnie inne usposobienie od Ewy, a jednak świetnie się dogadywały. Żywiołowa, emocjonalna, od razu po moim wejściu rzuciła mi się na szyję.

– Ale super! Ale super! Ewcia wszystko mi opowiedziała! To najbardziej romantyczna historia, jaką znam!

        Chwilę posiedzieliśmy we trójkę w kuchni przy babeczkach zrobionych przez Weronikę, po czym gospodyni wyszła z domu, a my zamknęliśmy się w pokoju Ewy.

– Przytulnie tu. – powiedziałem, biorąc moją nową dziewczynę na kolana. Wciskała się we mnie, potrzebując czułości, więc oplotłem ją mocno ramionami.

– Dzięki… To chyba pierwsze miejsce w Warszawie, w którym czuję się u siebie, chociaż w sumie też jestem tymczasowo. Ale to zasługa Wery. Jest kochana. Poznałyśmy się w pierwszej pracy. Tam, gdzie i my…

– Serio? Nie pamiętam jej…

– Pracowała w księgowości, nie na kasach. Ja po przerwaniu studiów nie miałam specjalnego wyboru.

– O, nie mówiłaś, że miałaś przerwę?

– Dwa i pół roku byłam na ekonomii. Dostałam akademik, rodzice mnie finansowali, po roku miałam stypendium naukowe… Wiesz, zawsze byłam mrówą, a cyferki, tabelki, dane, to zawsze mnie kręciło, więc wszystkie egzaminy w zerowym terminie.

– To czemu przerwałaś?

        Spojrzała smutno w podłogę.

– Pochodzę z małego miasteczka. Dopiero tu w Warszawie mogłam być Ewą… albo jak się okazało i tu nie bardzo. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że syn jest jakimś „odmieńcem”, wyparli się mnie. Ze stypendium bym nie wyżyła, no a z samą maturą, jeszcze przy mojej nieśmiałości… Telemarketing był zupełnie nie dla mnie, więc market to całkiem niezła opcja. Ale nie do pogodzenia ze studiami.

        Przytuliłem ją jeszcze mocniej i delikatnie całowałem we włosy.

– Ale mówiłaś, że teraz studiujesz?

– Tak. – rozpogodziła się. – Werka załatwiła mi pół etatu w swojej nowej pracy. Mogę ustawiać grafik prawie jak chcę, więc da się ogarnąć i pracę i studia. Jeszcze firma dorzuca mi się do czesnego, tylko będę musiała odpracować po dyplomie. Ale to mi akurat pasuje. 

– To idealnie.

– No, jest dobrze. I nikomu nie przeszkadza… jaka jestem. Holenderska firma, tam nikt nie zwraca na to uwagi.

        Chwilę milczeliśmy, wtulając się w siebie. W końcu Ewa popatrzyła na mnie z łobuzerskim uśmiechem.

– Weronika poszła do teatru, a potem na kolację z kumpelami z dawnej szkoły, więc mamy całe kilka godzin zupełnie wolną chatę. Co powiesz na kąpiel we dwoje? Mamy wannę z bąbelkami.

– Brzmi jak dobry plan… – wymruczałem, całując Ewę w usta.

Ten tekst odnotował 10,854 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.63/10 (27 głosy oddane)

Komentarze (16)

+2
0
>Wstawić normalne wcięcia, a nie takie robione spacją (te usunąć) – wchodzimy w edycję tekstu, wybieramy przedostatni guzik od prawej. Będzie ładniej wyglądało.
>Trochę poprawić edycję dialogów (ta miejscami kuleje:

– O zobacz, ta w rudym garniturze. – pokazałem głową Basię, która tańczyła wpatrzona w Emi.


– Cześć, jestem Emi. Widziałam, jak tańczysz. Chciałabyś ze mną? O ile twój chłopak nie ma nic przeciwko… – spojrzała podejrzliwie na mnie.


W tym celu polecam: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#czynnosc_w_wypowiedzi
Są jednak półpauzy! Program "Nauczanie przez Biczowanie" działa!

Co jednak do treści – swego czasu zażartowałam (bodajże pod Kulturką Vee), że chciałabym dostać opowiadanie, gdzie koleś poznaje kobietę w barze i ta się okazuje transkobietą, a w łóżku ten nie ma nic przeciwko – @MrHyde dał mi wtedy link do opowiadania Kamil(a). Tylko tam, podobnie jak tu w dużej mierze tekst opierał się na tartaku dążącym do zaszokowania czytelnika niż rzeczywistej treści. I szkoda, bardzo wielka szkoda.
Pisanie opowiadań w nurcie LGBTQ+ jest, nomen omen, trudne. Albo przyjdą urażeni "jak to nie po bożemu, pan i pani" albo "ja jestem LGBTQ+ i to mnie obraża". Wybierając taki tekst na debiut, autorka sobie rzuciła duże wyzwanie, tym bardziej nie idąc w "jesteś lesbijką? Ja nie, ale jak się z tobą prześpię, to zostanę nią na zawsze" – jak ma to miejsce z 80% tekstów LGBT (pozostałe 20% to właśnie szokowanie transkobietami i sporadycznie gay fanfik).
Tu jednak nawet aktywując mój protokół "zawieszenie niewiary dla fikcji literackiej", postacie są wykreowane bardziej z jakiegoś realizowanego w utopijnej Polsce Netflixowego serialu – zabrakło albo ich normalizacji (zamiast podkreślania "jestem singlem LGBT" lub "jeszcze nie przeszłam operacji") albo nadania im pewnej niepewności wobec drugiej strony przez zbudowanie rzeczywistej osobowości. Smart talk między bohaterem a przyjaciółką bywa okej, ale ponownie – jest momentami sztuczny, nie brzmi jak rozmowa dwojga ludzi a postaci z serialu.
Sceny seksu opisane w dużej mierze w stylu storyboardu porno, brakuje w ich odbiorze przyjemności lub emocji – stąd klasyczny, debiutancki tartak udający cukiernie*.

Podsumowując: Szału nie ma. Gdyby autorka włożyła więcej wysiłku w zbudowanie nam osobowości bohaterów co podkreślanie tych elementów LGBTQ+ i uczynienie ich "no i co z tego?" (bo tutaj na pierwszy plan wychodzi na siłę podkreślanie odmienności, jakby właśnie mające zaszokować) i zbudowała lepszą atmosferę intymności zbliżenia, mógł być ciekawy materiał. Nie ma jednocześnie tragedii, która by skreślała potencjalną karierę pisarską – jak mawiają, pierwszy naleśnik i związek zawsze się nie udają. Z debiutami też tak czasem bywa.


* – termin autorski. Oznacza próbę przykrycia zwykłego rżnięcia jakimiś głębszymi uczuciami, najczęściej słodkimi jedynie w mowie narratora, a nie powodującymi rzeczywiste poczucie "chemii" między bohaterami.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Plus: za oryginalny temat, nawet tartak udający cukiernię właśnie przez oryginalność jest do przyjęcia, przynajmniej człowiek się czegoś nowego dowie 🙂 Napisane też nieźle.
Duuuży minus: za kompletny brak dramaturgii. A temat aż się prosi, żeby główny bohater przeżywał jakieś dylematy, rozterki związane z płcią Ewy. A tu nic, zachowuje się jak małolat, który spotyka KOBIETę swojego życia, która pięknie wygląda, cudownie tańczy , od razu idą do łóżka gdzie ma wspaniały seks i w ogóle wszystko kończy się cudownym happy endem. Takie to trochę mało prawdziwe.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Ja tu robię za strasznego pana od polskiego, więc zacznę od tematyki poprawnościowej.
Niesamowicie mało błędów. W podstawowym czytaniu rzucają się w oczy dwa rodzaje: edycja dialogów (zapoznaj się, Autorze, z linkiem @Rascal do "fantazmatów" I ZASTOSUJ!!!) i wcięcia (też zastosuj radę @Rascal).
Na początek zapamiętaj: po kropce ZAWSZE piszemy od dużej litery. Co nie znaczy, że wszystkie kropki po wypowiedzi dialogowej są prawidłowe. I odwrotnie – wielu brakuje.
Inne usterki są sporadyczne: zupełnie pojedyncze błędy interpunkcyjne (oby każdy prezentował taki poziom!) i zauważyłem jeden gramatyczny:

Znów wybuchliśmy śmiechem.


Wybuchnęliśmy. Bomby wybuchły, ludzie wybuchnęli (śmiechem).
Co do fabuły to podpisuję się pod diagnozą poprzedników. Dodam nieoczekiwany brak zakończenia. Ktoś kiedyś tak napisał: "Czyżby udarła się kartka z ciągiem dalszym?". 😉
Pisz dalej, bo warsztat językowo-gramatyczny masz.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Nic dodać, nic ująć. Dialogi nie brzmią zbyt sztucznie, a to jest często problem. Niewiele wiemy o Piotrze, więc trudno ocenić, co tak na prawdę się stało. Fakt, że wszystko jakby zbyt łatwo się toczy i takze seks w esy-floresy jakiś taki właśnie jest... 😀 Na szczęście jesteś daleko od wszelkiego 'sexownego' grafomaństwa, więc wydaje się, że może być tylko lepiej.
Chciałoby się wiedzieć coś więcej o Piotrze... Tak łatwo było mu podrywać Basię, nie czuje oporów przed przytulaniem Weroniki... Czy tym, co go pociąga, jest różnica między Basią a Ewą? Czy zupełnie nie ma to znaczenia, bo pociaga go wlaśnie Ewa, sobą, zakladajac, że pełna tranzycja, nie ma znaczenia...
Więc mam taki dysonans - jeśli Piotrowi chodziło o Ewę, to czemu podrywał Basię, a jeśli nie chodzilo o Basię... Hej, a czy Basia jest T? Tylko wtedy zaczyna się to jakoś łączyć... 🙂)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Hej, a czy Basia jest T? Tylko wtedy zaczyna się to jakoś łączyć



Wydaje mi się, ale mogę się mylić (właśnie przez to, że autorka niestety nie przyłożyła się do dobrego zbudowania szczegółów), że Basia jest po prostu lesbijką noszącą czasem męskie ubrania [Rudy garnitur].
Wskazuje na to:

Do usług. Piotr Zuzański – stylista lesbijek. Ale tak poważnie, to też mi się w nim podobasz. Poza tym pasuje do ciebie. Wiesz, Basia, wiewiórka, rudy kolor…



Czemu więc bohater, nawet jeśli jest biseksualnym mężczyzną, ją podrywa? Bóg też tego nie wie, on według Polskiego Kościoła Katolickiego nie lubi LGBTQ+. Może to swoisty satyryzm?

Miejmy nadzieję, że autor (bądź autorka lub autoro [ponieważ nie ma opcji NB w wyborze płci], bo wedle profilu jest Autorem, nick wskazuje kobietę ale jesteśmy tolerancyjni) pokaże się z lepszej strony, bo jak zauważył Tomp, sam warsztat, jeśli chodzi o poprawność, jest okej. Zabrakło jedynie dobrego wykorzystania tych talentów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Ode mnie dwie sprawy. No, może trzy.

1. Debiut na Pokątnych? Tak. Debiut w ogóle? Nie ma szans. Opowiadanie nie jest oczywiście idealne i warsztatowo, i fabularnie, natomiast ma zdecydowanie za mało błędów jak na pierwszy tekst,

2. Czy autorka będzie się udzielała szerzej, czy opublikuje co ma opublikować i zniknie? Bo tej drugiej opcji zdecydowanie nie popieram, a niestety na razie @ZuzaWawa nie odniosłaś się ani słowem do całkiem obszernej dyskusji w komentarzach,

3. Trochę na zachętę, ale i z pełnym przekonaniem, że warto, wypuszczam z poczekalni. Oby się nie okazało, że znowu moje przekonania są o kant (nie tylko transseksualnej) dupy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wywołana do tablicy odpowiadam – myślałam, że powinnam poczekać z tym na większą liczbę uwag i upływ czasu od publikacji; proszę wybaczcie debiutantce 🙂

1. Zacznę od sprawy oczywistej – dziękuję za uwagi techniczne, dotyczące formatowania itd. Tu w ogóle nie ma dyskusji. Nie złapałam tylko portalowej etykiety – czy można takie poprawki robić w tekście opublikowanym (wtedy uwagi w dyskusji staną się niezrozumiałe), czy też powinnam wkleić nową wersję tekstu (co z kolei zaśmieca, IMHO, portal)?

Czy to mój debiut (nie tylko na Pokątnych)? Fabularny zdecydowanie tak (o ile za debiut uznajemy pierwsze opowiadanie pokazane światu, a nie pisanie do szuflady/dysku). Owszem, pisywałam wiele, ale tekstów o zupełnie innym charakterze, niefikcyjnych. Dziękuję więc za miłe uwagi o małej ilości błędów.

2. Dramaturgia
Co do (zarzuconego) braku zakończenia – nie chciałam powtórzyć wkurzającego mnie (i jak widzę nie tylko mnie) błędu w postaci obietnicy serii i zakończenia jej po 1-2 odcinkach. Treścią opowiadania jest nieoczekiwane spotkanie pary bohaterów. Pierwotnie tekst kończył się więc w ogóle na rozmowie Piotra z Basią (czyli byłby jeszcze bardziej urwany). Dopisując ostatnią scenę chciałam pokazać, że chodziło o coś więcej, niż jednorazowy seks, że Ewa wprowadziła Piotra trochę głębiej w swoje życie, więc istnieje szansa, że „będą żyli długo i szczęśliwie”. Tartak udający cukiernię – cudowne określenie, szkoda więc że zbyt wiele jeszcze u mnie tartaku… Nie zamierzałam jednak doprowadzić bohaterów do emerytury ani zrobić reportażu z tranzycji, choć finałowa scena pod szpitalem – to dopiero byłoby przesłodzone :-) Mam więc pytanie – o jakim rodzaju zakończenia drodzy Komentatorzy myśleli? Jakiego rozwiązania tu brakuje najbardziej?

3. Wątpliwości dotyczące postaci
Czy sytuacja jest realistyczna? Pewnie trudna do napotkania w rzeczywistości, ale raczej z powodu liczby osób trans i liczby mężczyzn gotowych na związek z kobietą trans (a co za tym idzie małym prawdopodobieństwem spotkania takich dwojga). Ale czy niemożliwa? Czytuję Pokątne od dawna i takie pytanie mogłabym postawić pewnie 90% tekstów (a z najmodniejszych typów – cuckold i taboo – prawie wszystkim, choć może mam za słabą wyobraźnię).

Kim jest Basia? Pomysł, by Basia była TS jest bardzo intrygujący – nie przyszło mi to do głowy. Według mojego zamiaru Basia jest bi ze mocnym wskazaniem na les (wszak orientacja seksualna to kontinuum, a nie szufladki). Próbowała przecież związków z mężczyznami, ale dopiero po poznaniu z Emi coś „kliknęło”. Z kolei z kobietami miała wcześniej związki, ale czysto fizyczne.

Padło pytanie, czemu Piotr próbował poderwać Basię, skoro podobała mu się Ewa. Po pierwsze, Ewa była dla niego obiektem platonicznym (później w ogóle zniknęła z horyzontu). Był nią zauroczony, ale raczej ze względu na jej nieśmiałość i paradoksalnie odwagę, a nie bycie TS jako takie. W fantazjach Piotra też nie musiał występować „męski pierwiastek” Ewy, skoro wiedząc o jej tożsamości uważał ją w pełni za kobietę (co więcej, dopiero w czasie pierwszego wieczora jakoś ustosunkował się – pozytywnie – do niepełnej tranzycji). W prawdziwym życiu też nie wybieramy do związków uczuciowych osób z tej samej szufladki – nasi kolejni partnerzy mogą się od siebie znacznie różnić. To zresztą było moim punktem wyjścia do wymyślenia pary głównych bohaterów (byli nawzajem zaprzeczeniem swoich dotychczasowych partnerów).
Bardzo dziękuję za uwagi, proszę o kolejne – będę też wdzięczna za ustosunkowanie się do moich pytań.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Ad 1: Portal zapewnia techniczną możliwość edycji opublikowanych tekstów. Odpowiedź na pytanie, czy można robić poprawki, nasuwa się więc chyba sama.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No to po kolei. @ZuzaWawa - to nie tak, że musisz nie wiadomo jak udzielać się na Pokątnych, a już na pewno nie dlatego, że jakaś Agnyza tego wymaga. Natomiast zbyt często widuję autorów, którzy mają jakąkolwiek komunikację z czytelnikiem w (mówiąc bardzo kulturalnie) rzyci. O ile są to jednostrzałowe autorszcza na poziomie "nakolana suko twuj pan karze", to może nawet i dobrze, że nie musimy czytać ich kolejnych wypocin, ale im lepszy tekst lepszego autora / autorki, tym większa szkoda zmarnowanej szansy na więcej. A Ty wystartowałaś z poziomu, którego niejeden doświadczony i popularny autor nie osiągnie zapewne nigdy. Co oczywiście nie znaczy, że jest idealnie, ale to już także nasza rola (jako pokątnej społeczności, ze szczególnym uwzględnieniem Loży Autorskiej), by tak się stało.

A Twoje doświadczenie w pisaniu widać i to od pierwszych akapitów. Dialogi, opisy, ogólny poziom słownictwa, interpunkcja, formatowanie itp. Teraz pozostaje właściwie tylko ostateczny szlif warsztatu i nabranie pewnego obycia w typowej erotyce, by tu i ówdzie nie pojawiały się pewne zgrzyty czy niezręczności. Przykład pierwszy z brzegu: bohater "wziął członka do buzi". Nie, nie, NIE. Do buzi to może wziąć ewentualnie nastolatka w opowiadanku o nastolatkach, ale na pewno nie dorosły, świadomy własnej seksualności, potrzeb i uczuć mężczyzna. Na szczęście są to detale, które łatwo jest poprawić. Jeśli mam natomiast dać jakąś ogólniejszą uwagę, to po prostu się nie spiesz. Opowiadanie ma wg licznika 40 minut i kolejna 20 nie tylko by mu nie zaszkodziło, ale i pomogło. Już poznanie Basi przebiega szybko (nawet biorąc pod uwagę, w jakim miejscu z jakiej okazji się dzieje), a co dopiero sceny z Ewą. Przepraszam, ale znów nie. Masz, @Zuzo, wszelkie podstawy, by nie ograniczać się do pornosa na poziomie "come on and suck my dick", więc zatrzymaj się na chwilę, dodaj jakiś opis, zwolnienie akcji, ewentualne wątpliwości bohatera, nawet tak banalną rzecz jak "podobasz mi się i mnie pociągasz, ale to będzie mój pierwszy raz z transką i chciałbym, żeby to było szczególne przeżycie" - nie tylko przytulanie czy drink, ale choćby odświeżenie się. Tak, wiem, to trywialne i "nieerotyczne" rzeczy, ale to opowiadanie z założenia nie jest proste i łatwe.

W podsumowaniu: kibicuję i życzę powodzenia. Mój głos za opuszczeniem poczekalni masz już i liczę, że nie będziesz musiała czekać (i ja też nie) na kolejny. No i już teraz wypatruję następnego tekstu! 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Basia, Piotr, Emi, Ewa, Martyna, Weronika — doliczyłem się sześciu imion. W pierwszym zdaniu wita nas Basia. O niej traktują wstępne akapity i spośród wszystkich bohaterów najwięcej informacji dostajemy o niej; tylko ona posiadaswoiste dla siebie cechy języka — używa metafor matematycznych. Wygląda na postać główną, na tę tytułową zwykłą dziewczynę.
Aż nagle na scenę wskakuje Ewa, nić opowiadania się urywa, okazuje się, że zwykłą jest Ewa.
Oczywiście można tak konstruować opowiadania. Nikt nie broni. Ale w moim odczuciu jest to konstrukcja niezręczna. Opowiadanie jest za długie. Za długie w tym sensie, że wątki i postacie drugoplanowe zajmują za dużo miejsca.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0

Nie złapałam tylko portalowej etykiety – czy można takie poprawki robić w tekście opublikowanym (wtedy uwagi w dyskusji staną się niezrozumiałe), czy też powinnam wkleić nową wersję tekstu (co z kolei zaśmieca, IMHO, portal)?



Tak jak zaznaczył @MrHyde można edytować do woli teksty, byle nie przerobić ich na ciąg losowych symboli (wtedy będziemy zmuszeni zgłosić i dostaniesz bana) lub nagle wkleisz całkiem inny tekst w miejsce tego. Stąd raczej korekty i ewentualne delikatne redagowanie (na zasadzie dorysowywania wąsów Mona Lisie).
Jeśli jednak masz zamiar prowadzić naprawdę dotkliwe ingerencje względem treści [powiedziałabym, że takie, które mogłyby zmienić powyżej 50% oryginalnego utworu lub będą ciągłymi operacjami na żywym organizmie], osobiście rekomenduje wycofanie go i wrzucenie go ponownie za jakiś czas (sama to zrobiłam z moim najnowszym Mechanizmem zakazanego owocu). Tutaj nie ma chyba aż tak dużej potrzeby, bo same fundamenty są moim zdaniem okej i Agnyza dała ci kciuka. Przy odrobinie dobrych chęci (a sądząc po odpowiedzi, masz takie) da się wypolerować mniejsze braki i przy okazji spróbujemy wyciągnąć coś na przyszłość.
Edycje przeprowadzisz klikając strzałkę koło nicku [Prawy górny róg strony] i pod Edycją Profilu jest „Edycja tekstów”. Potem już się nie da zgubić.

Co do (zarzuconego) braku zakończenia – nie chciałam powtórzyć wkurzającego mnie (i jak widzę nie tylko mnie) błędu w postaci obietnicy serii i zakończenia jej po 1-2 odcinkach. Treścią opowiadania jest nieoczekiwane spotkanie pary bohaterów.



One shoty nie są złe. Tutaj pozwolę sobie na „autopromocję”, bo chyba najprościej się odwoływać do siebie wiedząc – wtedy najlepiej się wie, co się robiło i pozwoli mi ułatwić wyjaśnianie rzeczy.
Również debiutowałam na stronie tekstem o spotkaniu dwójki nieznajomych (Człowiekiem Domino).
@Sajmon, imo błędnie, wytknął brak dramaturgii, @Agnyza wskazała, że problemem jest „szybkość”, z jaką dochodzi do kolejnych zdarzeń, ale moim zdaniem głównie brak osobowości bohaterów. Owszem, sprawdza się to w tartakach, gdzie postacie są drewnem – pretekstowe, pozbawione ważniejszych szczegółów, bo ich rolą jest po prostu dotarcie do seksu i to nie jest złe, jeśli ten seks będzie sprawiał, że przy czytaniu będzie mi w głowie grało ”oh, you touch my tra la la”. Wtedy mnie nie obchodzi, czy bohater nazywa się Piotr, Zbyszek, Krystian czy AnalnyDestruktor69. Jeśli jednak aspirujemy do cukierni, gdzie postacie będą istotne (a w tym tekście one SĄ istotne), musimy zbudować im rzeczywistą osobowość, oderwaną od samego stosunku seksualnego – byśmy byli w stanie sobie ich wyobrazić, jak siedzą wieczorem w fotelu, oglądają Milionerów i zastanawiają się jakie skarpetki ubiorą jutro do pracy.
Weźmy więc moją Martynę* z CD, w jakich okolicznościach ją poznajemy, jak się sama nam przedstawia i wówczas jesteśmy w stanie pojąć, dlaczego decyduje się podążyć za tytułowym bohaterem. Oczywiście, tutaj też wkracza pytanie „w jakim stopniu jest to sen, a jakim rzeczywistość” – być może nawet ona nie wie. Niemniej, tutaj też rzeczy dzieją się „szybko”, nie ma żadnego dramatycznego kontrapunktu rodem z paradokumentów („Nie możemy więcej ze sobą sypiać, bo jestem matką twojego brata”).
Problem z twoimi bohaterami jest taki, że Piotr ma dwie cechy charakteru – sprawia wrażenie uzależnionego od podrywania i zaznaczaniu, że jest biseksualny, a „partnerująca” mu Ewa to jedynie „kobieta z ptakiem”. Nie bez powodu stwierdziłam, że jest to jak serial Netflixa – bo tam też mamy dwie obce postacie siedzące przy barze, mówiące sobie hej i po cięciu już ich widzimy uprawiających dziki seks.
Są momentami naprawdę fajne scenki – to jak opisujesz wprowadzenie Ewy, ale brakuje rzeczywistego uargumentowania „czemu do tego wszystkiego dochodzi” poza tym, że bohater jest napalony (i prób pudrowania rzeczami pokroju spaceru za rękę). Takiego rzeczywistego poczucia bliskości, a sama piszesz:

Dopisując ostatnią scenę chciałam pokazać, że chodziło o coś więcej, niż jednorazowy seks, że Ewa wprowadziła Piotra trochę głębiej w swoje życie, więc istnieje szansa, że „będą żyli długo i szczęśliwie”


Tylko względem tego, jak przedstawiono w tekście te postacie powstaje giereczkowy „dysonans ludonarracyjny” (nie wiem, czy jest jakiś literacki tego odpowiednik). Stąd stwierdziłam, że tekst bardziej „udaje cukiernie”, niż rzeczywiście próbuje nam sprzedać emocje tych bohaterów – zrozumiałe dla nas.
Bo ponownie, mój tekst. Czy jesteśmy w stanie zrozumieć, co kieruje Martyną (ponieważ to ona jest narratorką, nie znamy perspektywy strony męskiej) przez pryzmat jej osobowości? Wydaje mi się, że tak.

Czy sytuacja jest realistyczna? Pewnie trudna do napotkania w rzeczywistości, ale raczej z powodu liczby osób trans i liczby mężczyzn gotowych na związek z kobietą trans (a co za tym idzie małym prawdopodobieństwem spotkania takich dwojga). Ale czy niemożliwa? Czytuję Pokątne od dawna i takie pytanie mogłabym postawić pewnie 90% tekstów (a z najmodniejszych typów – cuckold i taboo – prawie wszystkim, choć może mam za słabą wyobraźnię).



W ramach MiToMani przygotowaliśmy tekst fantasty o gospodarstwie, gdzie samice różnych gatunków robią za krowy i niewolnica Jaśmin** staje się zwierzątkiem domowym, co ty wiesz o oderwaniu od rzeczywistości!
Ale omijając żarty – nie chodzi wyłącznie o realność tekstu, prawdopodobieństwo opisanych zdarzeń a założenie jak bardzo uwierzymy w tych bohaterów lub jak bardzo jesteśmy w stanie zawiesić niewiarę w to co się dzieje przez zbudowane emocje, jakie nam nabudowano w trakcie podróży z nimi.
Stąd nie chodzi o ograniczanie się do historii o everymanach kochających się z idealnymi kobietami lub szokowania czytelnika „o, patrz, pies ją liże, pojebane, nie?” tylko sprzedanie opowieści, która go pochłonie. Czy będzie to pełnokrwisty tartak, w jakim kudłaci i spoceni mężczyźni rżną wielkie pnie i tworzą wspaniałe meble wśród lecących wszędzie wiórów a może cukiernia zabierająca nas w podróż po krainie rozkoszy, za które Czarna Bozia nie karze swoją elektryczną packą na muchy (ale fałdka na brzuchu już tak) zadecyduje autor.
Najgorsza jednak wydaje się nijakość – czyli brak zadecydowania co chce się uzyskać, stworzenie postaci bez polotu i zdarzeń, które się nie kleją. Jeśli jedno zawodzi, to dwa pozostałe mogą to jakoś uratować, jeśli dwa to jedno musi być twarde jak kutasy opisywane przez męskich pisarzy w swoich tekstach. Jeśli wszystko, dostajemy zwiedzoną Rascal gniotącą swój pejczyk czytelnika (@Sajmon wie, o czym mówię).

Masz w cholerę lepsze zaplecze językowe niż ja (ale odwołując się do @Agnyzy – brakuje wprawy w jego używaniu) i nie próbujesz się bawić w syndrom oblężonej twierdzy wobec krytyki, tylko ją przyjmujesz na klatę. Znaczy to tyle, że będzie z ciebie, siostro, dobry autor. Smażyć kolejne naleśniki, a potem serwować z wymyślnymi dodatkami.

*Martyna – tutaj ciekawostka, ktoś zwrócił uwagę, że „postać ma mało erotyczne imię”. Mało kiedy zwracamy uwagę na to jednak, jak istotnym może być to aspektem tekstu. W takim moim Życiu Pary postać damska zawsze mówi o sobie Zuza, podczas gdy złośliwi nazywają ją „Zuzanną” a kochający ją Zuzią. Stąd, daje lajka, że twoja trans kobieta nazywa się, nomen omen, Ewa.
** Jaśmin – a to jak długą dyskusję miałam z Lodowcem, czy bohaterka powinna się nazywać Jaśmin, to już przemilczę, bo zaraz dostanę opierdol, że znów się rozpisuje na miliard stron.
Rascal rzęzi w komentarzach (i idzie spać)!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Rascal - o to, to. Nie tyle jest ważne, że postać to transka, hetero, lesbijka, Azjatka, Murzynka, Julka z "Żabki" czy Andżelika prezeska banku. Ważne, by opowiadanie było napisane w taki sposób, by czytelnik w nią uwierzył. Jej historię, motywacje, podejmowanie przez nią decyzje i tak dalej. Jeżeli napiszemy coś byle jak, spieprzymy nawet takie oczywistości jak owe "tartaki" między napalonymi nastolatkami czy tam inną wizytę sąsiada u milfetki z piętra wyżej. A jeśli zrobimy to dobrze, będziemy kibicowali nawet najbardziej nieprawdopodobnym bohaterom, robiącym najbardziej nieprawdopodobne rzeczy. I niekoniecznie muszą to być tęczowe jednorożce 😉

A co do samych bohaterów... niekoniecznie każdy musi zaraz postępować jak ja, czyli nie tylko usuwać nie tylko ich imiona, ale w ogóle ich samych, jeśli nie maja uzasadnienia fabularnego. I bardzo łatwo to sprawdzić, pozbywając się ich na chwilę. Jeżeli nic to nie zmieni w postrzeganiu tych najważniejszych głównych bohaterów, przebiegu akcji i tak dalej, to - mówiąc wprost - paszoł won z nimi. To nie film, gdzie muszą być (jak to @Rascal nazwała) takie NPC, robiące tło, bo inaczej wygląda to pusto. Nie, nie wygląda. Niemniej każdy ma swój styl pisania i nie zniechęcajmy zwłaszcza debiutantek, bo znowu uciekną 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0

myślałam, że powinnam poczekać z tym na większą liczbę uwag


🙂
No ależ jesteś optymistką! Popatrz na inne publikacje. Często poza mną nikt nie komentuje, a jeśli jest 3–5 wpisów, to już sukces literacki. Bo moim zdaniem nie punktacja go daje autorowi (sama to chyba widzisz, obserwując opowieści o najwyższych notach) ale właśnie dyskusja pod tekstem.

Co do (zarzuconego) braku zakończenia [...]


No niestety, dla mnie to główny minus opowiadania i Twojego wytłumaczenia nie kupuję. Konstruowanie zakończeń (nawet cząstkowych w przypadku tekstów publikowanych w częściach) jest sztuką nie mniejszą niż budowa fabuły. Mnogość bytów zbędnych (zabrakło brzytwy Ockhama?), zwłaszcza niecharakterystycznie zarysowanych (synonim: płaskich) jest drugą wadą, ale na ten temat inni wypowiedzieli się szerzej. Tę wadę można nazwać brakiem stylizacji.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-2
Ludzie! Jeśli chcemy od autorów odpowiedzi na nasze komentarze, darujmy sobie pod ich tekstami monologi o... samych sobie. To nie miejsce na to 🙂

Zuzo, obawiam się, że Tomp ma rację. Komentarzy pod opowiadaniami z reguły nie jest za wiele, a niebawem skończy Ci się przywilej debiutantki i o kolejne będzie jeszcze trudniej. Życzę powodzenia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetne
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Tymczasem minął ponad miesiąc od naszych rozmów i od momentu ostatniego logowania się autorki na Pokątnych. A potem znowu będzie, że LORZA AŁTORSKA SIEM CZEPIA ANIE POMAGA. Otóż nie. Zasugerowane przez wszystkich komentujących zmiany, zwłaszcza te najbardziej ogólne w rodzaju formatowania akapitów czy drobnych poprawek stylistycznych, można ogarnąć w dosłownie godzinę + chwilę na napisanie komentarza w rodzaju "już poprawiłam, czekam na ocenę". I opowiadanie praktycznie od ręki znalazłoby się na głównej. No i co? No i transseksualne jajco, chciałoby się powiedzieć.

@ZuzaWawa - pytam drugi raz: planujesz być kolejnym jednostrzałowcem, czy jednak poświęcisz nam jeszcze choć chwilę własnego jakże cennego czasu?
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.