Mokra Włoszka (III)
14 stycznia 2014
Mokra Włoszka
Szacowany czas lektury: 15 min
Kontynuacja serii.
Z góry dziękuję za wszelkie sugestie poprawek i komentarze do tekstu.
Ciche tykanie wiszącego na ścianie, szwajcarskiego zegara, leniwie odmierzało upływający czas. Wskazówki na okrągłej tarczy niedawno rozpoczęły nowe okrążenie - było 14 minut po południu. Niestety Einstein miał rację - życie płynie w różnym tempie, indywidualnym dla każdego z nas. Czas galopuje zawsze wówczas, gdy jest nam dobrze i złośliwie zwalnia, gdy radość przeminie. Tak bardzo teraz chciałem by niemiecki naukowiec tym razem był w błędzie, a chwile spędzane właśnie z Valentiną trwały znacznie dłużej.
- Masz ochotę na spacer? – ciszę przerwała dziewczyna, spoglądając na błękit nieba przez wielkie okno.
- Ogromną, ale najpierw coś zjedzmy – uśmiechnąłem się lekko.
- Racja, ja także zgłodniałam – miękkie usta dotknęły moich.
- Przyniosą nam jedzenie do łóżka? Nie chce mi się ruszać – zażartowałem.
- Ciekawe, co powiedziałaby obsługa na widok dwóch golasów – roześmiała się.
- Pewnie nie takie rzeczy tu widzieli – radośnie ciągnąłem temat, odraczając moment, w którym będziemy musieli się od siebie oderwać. Po chwili jednak wstaliśmy niespiesznie z łóżka, niechętnie zakładając na siebie pierwsze warstwy ubrania. Raz po raz spoglądałem na krzątającą się po pokoju dziewczynę. Wyjęła z szafki błękitne figi i wsunęła je na rozkoszną pupę. Chwilę później jędrne piersi otulił koronkowy stanik, kolorem idealnie pasujący do majteczek. Ja w tym czasie zdołałem ubrać bokserki oraz jeansy. Moja kochanka zauważyła, że ją obserwuję, uśmiechnęła się i kołysząc kusząco biodrami, podeszła do mnie. Kolor jej skóry pięknie kontrastował z błękitem bawełnianej bielizny. Widok tak zgrabnego ciała okrytego skąpym materiałem, czarne oczy wpatrujące się w moje oraz kosmyki włosów niesfornie układające się na policzkach sprawiły, że w mojej głowie ponownie zaszumiało. Zarzuciła dłonie na moim karku, złożyła głęboki pocałunek i przywarła do mnie swoim nadal rozpalonym ciałem. Moje dłonie przebiegły po gładkiej skórze bioder, pleców i zatopiły się we włosach, pieszcząc przy okazji kark dziewczyny. Ciche, kobiece westchnienie i pomruk ponownie rozległy się w czterech ścianach pokoju.
- Jesteś niesamowity, Michał – szepnęła mi do ucha, unosząc się nieznacznie na palcach.
- Jestem szczęściarzem – spojrzałem w jej czarne, wilgotne, szklące się w świetle dnia oczy.
- Zostań ze mną do końca pobytu – wyszeptała niepewnie.
- Czytasz w moich myślach Val – szepnąłem, a jej promienny uśmiech rozświetlił całe pomieszczenie.
- No to chodźmy coś zjeść – rzuciła krótko i posłała szybkiego buziaka w policzek. Figlara – pomyślałem. Powróciliśmy do ubierania się. Valentina wciągnęła na siebie czarne jeansy, idealnie układające się na ciele oraz kaszmirowy sweter utrzymany w ciemnej tonacji, poczym zniknęła na chwilę w łazience. W momencie, kiedy kończyłem zapinać ostatni guzik koszuli, w pokoju pojawiła się Ona – rozpuszczone włosy zostały doprowadzone do porządku, uszy ozdobione zostały skromnymi, złotymi kolczykami, a na szyi pojawił się gustowny wisiorek. Oczy tak piękne jeszcze chwilę temu, nabrały dodatkowego blasku, podkreślone skromnym makijażem. Na pełnych ustach dotkniętych szminką pojawił się subtelny uśmiech, w momencie, gdy Valentina zobaczyła moją zaskoczoną minę.
- Dziękuję – powiedziała radośnie, z nutką urzekającej skromności i nieśmiałości.
- Z każdą sekundą jesteś piękniejsza – wydusiłem z siebie.
Podeszła miękkim krokiem, otulił mnie zapach świeżo rozpylonych perfum oraz delikatna dłoń zaplatająca się na włosach z tyłu mojej głowy.
- Komplemenciarz – szepnęła do ucha. Dziękuję kochanie – dokończyła i musnęła mnie ustami. Krótką chwilę później, gotowi do wyjścia stanęliśmy w korytarzu. Valentina, stukając niewysokimi obcasami skórzanych kozaków wyszła z pokoju pierwsza. Jej ciało okrywał świetnie dopasowany do sylwetki, czarny, wełniany płaszcz sięgający do połowy ud. Skierowaliśmy się do windy, którą pojechaliśmy trzy piętra w dół, do głównego holu. Przepastne pomieszczenie, niczym komnata o polerowanych ścianach i podłodze, tętniło życiem. Obsługa uwijała się jak w ukropie, przyjmując nowych gości i odprawiając starych. Krocząc dumnie obok Włoszki, widziałem zazdrosne spojrzenia przemykających obok nas mężczyzn oraz zawiść pojawiającą się w oczach innych kobiet. Na moich ustach pojawił się półuśmiech. Tak, jestem cholernym szczęściarzem – zaśmiałem się w duchu.
Obrotowe drzwi wypuściły nas na chłodne powietrze spokojnego miasta. Nie mieliśmy pomysłu dokąd się udać, skręciliśmy zatem w prawo, licząc że natrafimy na jakieś miłe miejsce.
- Masz ochotę na pizzę czy spaghetti? – zaśmiała się Val.
- Nic bardziej włoskiego nie zaproponujesz? – rozbawiony spojrzałem na dziewczynę spokojnie idącą przy moim prawym ramieniu.
- Już zaproponowałam … w pokoju – droczyła się, przesyłając lubieżny uśmieszek.
- Masz rację, to było wykwintne danie. No to teraz dla odmiany coś innego – powiedziałem w momencie, gdy w zasięgu wzroku pojawiła się duża witryna restauracji Carlton. Z jej wnętrza biło ciepło intymnego oświetlenia, a stonowane, brązowe barwy i elegancki wystrój zachęcał do wejścia. Dziewczyna zdawała się pomyśleć to samo.
- Zacznijmy od tego – powiedziała krótko.
Już w progu zostaliśmy otuleni cichą, klasyczną muzyką oraz zapachem świeżych ziół. Stonowane oświetlenie kinkietów oraz świeczki palące się na stolikach wskazywały, że jest to właściwe miejsce na randkę. Tak, to była nasza randka, a przynajmniej tak się właśnie czułem. W głębi obszernej sali zauważyłem tylko dwie pary sączące nieśpiesznie jakiś napój i przekąszające drobiazgi.
- Witam państwa serdecznie – powiedział z francuskim akcentem, zakradający się z lewej strony kelner. W czym mogę pomóc? – dokończył.
- Dzień dobry. Jeden stolik dla dwojga, w głębi sali poproszę – odpowiedziałem, rozglądając się po otoczeniu.
- Oczywiście, proszę za mną – gestem dłoni wskazał kierunek i podążał dwa kroki przed nami, kierując się w stronę ściany, na której wisiały pokaźne obrazy. Okrągły stół nakryto jasnym obrusem i przyozdobiono świeżo ciętymi kwiatami oraz dwiema, tlącymi się świecami. W momencie, gdy się zatrzymaliśmy, obok nas pojawił się drugi kelner, który to sprawnym ruchem odebrał od nas płaszcze, natomiast drugi pracownik odsunął Valentinie krzesło. Usiadłem chwilkę po niej, w chwili, gdy kelner, wyuczonym gestem położył naprzeciwko nas niedużą, ale elegancko oprawioną kartę dań.
- Będę dzisiaj do Państwa dyspozycji, proszę dać znak jak tylko będą Państwo gotowi – mówił elegancką angielszczyzną, po czym powędrował kilka metrów dalej.
Blask świec odbijał się w pięknych oczach Włoszki, a cienie tańczące na jej twarzy i Chopin sączący się w tle, tworzyły niezwykle intymną atmosferę. Po chwili przeglądania menu, zdecydowaliśmy się na zamówienie. Kelner podpłynął szybkim krokiem i zaoferował drobne przekąski oraz wino, które miało uprzyjemnić nam oczekiwanie na główne danie.
- Zauważyłem, że nie masz obrączki na palcu. Dlaczego? Zdjęłaś specjalnie dla mnie? – rozpocząłem niepewnie z grubej rury. Włoszka uśmiechnęła się nieśmiało i schowała dłoń pod stół.
- Nie, to nie tak. Sprawa z moim małżeństwem jest skomplikowana – odpowiedziała.
- Ale nie przeze mnie, prawda? – zapytałem cicho.
- Nie, to dzieje się od dawna. Obrączkę zdjęłam dzisiaj rano. Chciałam być z Tobą i tylko z Tobą. Chciałam na chwilę zapomnieć o tym, co czeka mnie w domu – kontynuowała.
- Nie chcę być wścibski, ale jeśli chcesz o tym porozmawiać to jestem do Twojej dyspozycji – starałem się być ostrożny, nie chciałem jej urazić ani zasmucić. Jej dłonie ponownie pojawiły się na stole. Dotknąłem ich opuszkami palców.
- Normalnie powiedziałabym, że nie. Nie rozmawiam o swoich prywatnych sprawach – ucichła.
- Ale … – pomogłem jej.
- Ale czuję, że z Tobą mogę i chcę rozmawiać – skwitowała.
- Chętnie wysłucham, a jeśli będę potrafił to także pomogę – szepnąłem i wsunąłem do ust mały kawałek dojrzałej Goudy.
- Pobraliśmy się dość wcześnie, osiem lat temu, choć znaliśmy się krótko. Jak dotąd On był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Na początku było nam dobrze, rozumieliśmy się doskonale. Była pasja, radość i chęć życia – potok słów zaczął płynąć nieprzerwanym strumieniem. Obserwowałem jej poważną minę, nie spuszczając z niej wzroku.
- Cztery lata temu na Świat przyszedł Paolo. Od tamtego czasu powoli zaczęliśmy tracić ze sobą kontakt. Pozornie nic się nie zmieniło - pracę mamy tą samą, mieszkamy w tym samym miejscu, ale w tle nastąpiły zmiany – urwała krótko.
- Jakie zmiany? – dopytywałem.
- Do niedawna sądziłam, że to moja wina. Poświęcając dziecku bardzo wiele czasu, zaczęłam zaniedbywać męża – spuściła wzrok.
- Myślę, że to naturalne. Ale na pewno nie jest to Twoją winą. Czy Twój mąż chciał mieć dziecko? – drążyłem temat, bojąc się, że tym samym przekraczam granicę.
- Tak, oboje chcieliśmy – odpowiedziała ożywiona. Jakieś dwa lata temu doszłam jednak do wniosku, że to nie ja, a On zaczął się ode mnie odsuwać – kontynuowała. W nasze życie wdarła się rutyna, a odeszła pasja i wzajemne zainteresowanie. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku, pomyślałby, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. W środku jest jednak inaczej – skwitowała z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Kochasz go?
- Zadaję sobie to pytanie od dobrych dwóch lat. Myślę, że aktualnie to już tylko przyzwyczajenie. Jesteśmy razem dla naszego syna. To On jest teraz najważniejszy, jego szczęście jest najistotniejsze.
- A Twoje? Nie chcesz być szczęśliwa?
- Chcę, ale nie kosztem Paolo – rzuciła krótko.
- Może uda Ci się znaleźć w przyszłości jakieś rozwiązanie… - nieudolnie próbowałem ją pocieszać.
- Michał – szepnęła i spojrzała mi głęboko w oczy. Teraz jestem szczęśliwa – położyła swoje drobne dłonie na moich, a na jej twarzy zagościł promienny uśmiech.
Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Już miałem coś powiedzieć, gdy w zasięgu wzroku pojawił się kelner niosący dwa duże talerze. Wprawnym ruchem postawił przed nami pięknie pachnące porcje z kaczki, zabrał przekąski oraz kieliszki z winem, a ich miejsce zastąpiły czyste naczynia, do których miły pan nalał innego, wytrawnego wina w kolorze karmazynowym. Życząc nam smacznego, zniknął na zapleczu.
- A Twoja dziewczyna? – Val odwdzięczyła się pytaniem. Uśmiechnąłem się, dobrze wiedząc, że ten temat zostanie poruszony.
- Znamy się od kilku miesięcy – odpowiedziałem. Jest miłą i dobrą dziewczyną, ale jeszcze nie wiem czy jest tą jedyną. Nadal się poznajemy – kontynuowałem.
- Kochasz ją? – spytała bezpośrednio, odkrawając przy tym kawałek kaczej piersi.
- Powiedzieliśmy to sobie niedawno, ale to nie było chyba szczere. Na tym etapie to chyba nie jest prawdziwa miłość. Sam nie wiem jak to określić – odpowiedziałem smutno, wkładając mały kawałek pieczonego ziemniaka do ust.
- Chyba wiem, co masz na myśli. Jest zainteresowanie i pasja, ale czujesz, że czegoś brakuje?
- Dokładnie tak – odpowiedziałem ożywiony i nieco zdziwiony, że ta dopiero co poznana Włoszka tak dobrze mnie rozumie. Z jakiegoś powodu, rozmawialiśmy swobodnie i bez żadnego skrępowania na bardzo prywatne sprawy, jak gdybyśmy znali się od dawna.
- Myślisz, że mógłbyś pokochać prawdziwie kogoś innego? – zapytała, patrząc mi głęboko w oczy.
- Sądząc po ostatnich wydarzeniach, nie mogę tego wykluczyć – odwzajemniłem spojrzenie.
- W ciągu kilku dni? – w jej oczach pojawiło się ciepło, nadzieja, wyczekiwanie …
- Tak – odpowiedziałem cicho, a na pełnych ustach Valentiny ponownie zagościł uśmiech, pierwszy raz od kilku minut.
- Abyśmy oboje osiągnęli pełne szczęście – uniosłem lekko kieliszek wina, spoglądając głęboko w szklące się oczy.
- Za szczęście, pasję i pożądanie – szepnęła Valentina i pociągnęła nieduży łyk wytrawnego Shiraza.
Kaczka okazała się wyśmienicie przyrządzona, a spokojna atmosfera okraszona dźwiękiem fortepianu, sprzyjała ogólnej teraz rozmowie. W międzyczasie zniknęły dwie pary siedzące nieopodal nas, niemal całą restaurację mieliśmy teraz dla siebie.
- Pyszne, prawda? – zapytała Val, doskonale znając odpowiedź.
- Wyśmienite, może teraz deser? – uśmiechnąłem się i wytarłem usta serwetką.
- Deser dostaniesz później – puściła oczko, uśmiechając się przy tym promiennie.
- Skoczę tylko do toalety i możemy ruszać dalej – powiedziała szybko, wstała i skierowała się do tylnej części restauracji. Ja w międzyczasie przywołałem kelnera i poprosiłem o rachunek.
- Smakowało Panu? – upewniał się kelner.
- Bardzo, dziękuję – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Małżonce także? – dopytywał pracownik, kończąc wypisywać rachunek.
- Również jest bardzo zadowolona – postanowiłem nie poprawiać kelnera i nie wprowadzać krępującej dla niego atmosfery.
- Cieszę się, przekażę kucharzowi – odpowiedział promiennie. Jesteście ładną parą, jeśli wolno mi zauważyć – podsumował zaciągając z francuska i położył rachunek na stole. Zaśmiałem się w duchu i pomyślałem, że w ten sposób chce ugrać większy napiwek.
- Dziękuję bardzo – uśmiechnąłem się serdecznie, regulując rachunek wraz ze zwyczajowym dla regionu napiwkiem. Po chwili pojawiła się Valentina. Ubrani, skierowaliśmy się ku wyjściu. Na odchodne, skinieniem głowy podziękowałem ponownie naszemu opiekunowi. Uśmiechnął się szczerze, odprowadzając nas wzrokiem. Popołudniowe, grudniowe powietrze uderzyło nas w twarz. Nie było zimno, prawdopodobnie nie chłodniej niż kilka stopni mrozu. Dochodziła godzina 14, Słońce było już stosunkowo nisko, tworząc idealną atmosferę na spacer. Skierowaliśmy się na słynną ulicę Dworcową (Bahnhoffstrasse) i podążyliśmy nią w kierunku jeziora Zuryskiego. Szliśmy niespiesznie, rozglądając się po witrynach sklepowych najbardziej znanych, Włoskich marek.
- Jakbyś nigdy z domu nie wyjechała – uśmiechnąłem się, po czym spoglądając na siebie roześmialiśmy się głośno.
- Kelner sądził, że jesteśmy małżeństwem – rozpocząłem. Val spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Gdy byłaś w toalecie, zagaił mnie, ale nie wyprowadziłem go z błędu – powiedziałem niepewnie.
- I dobrze zrobiłeś – uśmiechnęła się, a jej niewinnie wyglądający wzrok spotkał się z moim. Kontynuowaliśmy niespieszny spacer po ulicy pławiącej się w lansie i bogactwie. Obok nas przemknęła taksówka będąca najnowszym modelem Mercedesa klasy S oraz jakieś sportowe auto, które ostatnio widziałem w odcinku Top Gear. Na witrynach sklepowych wyeksponowane były szwajcarskie zegarki, kosztowna biżuteria oraz stylowe ubrania sygnowane nazwiskami największych projektantów ze świata mody. W pewnym momencie, moja prawa dłoń niezamierzenie zahaczyła o jej. To wyrwało mnie z chwilowego zamyślenia. Kolejne spojrzenie czarnych oczu i kolejny rozgrzewający uśmiech dodał mi odwagi. Po kilku kolejnych krokach, moja dłoń ponownie zawadziła o delikatne palce Włoszki, tym razem dobrze wiedziałem co robię. Nasze dłonie zetknęły się, a palce zaplotły w uścisku. Kątem oka zauważyłem jedynie, iż patrząca na wprost dziewczyna, uśmiechnęła się delikatnie. W tym geście było coś naturalnego i prawdziwego, jakbyśmy robili to od dawna. Moja dziewczyna – pomyślałem radośnie. Choćby przez te kilka dni.
Chwilę później Valentina pociągnęła mnie w stronę wielopiętrowego sklepu z zabawkami, w którym spędziliśmy dłuższą chwilę, radośnie przeglądając asortyment. Przed wyjściem chwyciłem małą, pluszową maskotkę - psa bernardyna z beczułką na szyi.
- Paolo się ucieszy, poza tym będziesz miała pamiątkę – uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, jesteś słodki – pocałowała mnie w policzek, gdy stałem przy kasie.
Po wyjściu ze sklepu kontynuowaliśmy przechadzkę. Tym razem Valentina sama złapała mnie za rękę. Kolejne kilkadziesiąt minut rozmawialiśmy o sposobie spędzania nadchodzących świąt, hobby, upodobaniach i innych, całkowicie przyziemnych rzeczach. Wąska ulica dobiegła końca, a przed nami stanęła otwarta przestrzeń dużego jeziora z fantastycznym widokiem lekko ośnieżonych, pobliskich wzniesień oraz zarys sylwetek alpejskich szczytów widocznych na horyzoncie.
- Cieszę się, że tu jestem – zaczęła Val, stając naprzeciwko mnie.
- Piękny widok, prawda? – zapytałem niepewnie.
- Nie o tym mówię – powiedziała cicho i przytuliła się do mnie, zarzucając ręce na moje ramiona.
- Ja także się cieszę, że Cię spotkałem Val – powiedziałem cicho i pocałowałem w czoło w momencie, gdy na mnie spojrzała. Kolejny pocałunek powędrował na jej nos, a następny na delikatnie rozwarte usta.
Nie wiem jak długo staliśmy tak wtuleni w siebie, czas przestał mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie, podobnie jak otaczający nas teraz świat. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a błękit nieba zastąpiony został pomarańczowym odcieniem.
- Twoja oferta jest nadal aktualna? – zapytałem nieśmiało.
- Żebyś ze mną został do końca pobytu?
- Tak, nadal chcesz?
- Oczywiście.
- W takim układzie muszę skoczyć do swojego pokoju po kilka rzeczy – odpowiedziałem.
- Pojadę z Tobą – skwitowała.
Wskoczyliśmy do najbliższego tramwaju, którym przez most, przejechaliśmy na drugą część miasta. Niedługo potem weszliśmy hotelu i udaliśmy się do mojego pokoju, goniąc się po schodach jak para dzieciaków. Valentina rozsiadła się wygodnie w wielkim fotelu, podczas gdy ja kończyłem pakować walizkę. Kilka minut później byliśmy gotowi do wyjścia. Wymeldowałem się z hotelu, podziękowałem serdecznie i ruszyłem w drogę, trzymając piękną Włoszkę z rękę. Krótko przed godziną 18 byłem już rozgoszczony w moim nowym pokoju. Dziewczyna zdawała się być wniebowzięta. Ja byłem niemniej podekscytowany.
- Dziękuję Michał – powiedziała Valentina, przytulając się delikatnie.
- Teraz kolacja, a później obiecany deser – powiedziała radośnie, trzepocząc rzęsami.
Dość tłoczna restauracja hotelowa nie zapewniała takiej ciszy i intymności, jaką mieliśmy podczas obiadu, nie przeszkadzało nam to jednak. Jedzenie było smaczne i zróżnicowane, a wino bardzo aromatyczne. Pałaszując kolejne porcje jedzenia opowiadaliśmy trochę o dzieciństwie, pracy i przyjaciołach. Około godziny siódmej padliśmy zmęczeni i zadowoleni na łóżko, nasze dłonie nadal były złączone, a wzrok wbity w sufit. Ciche pomieszczenie okraszone było dźwiękiem oddechów oraz delikatnym cykaniem zegara.
- Idę się wykąpać, odpoczniemy później – zacząłem.
- Dobrze, ja w tym czasie zadzwonię i porozmawiam z synem – odpowiedziała.
Podszedłem do niewielkiego systemu grającego, włączyłem radio. Korzystając z rytmicznej muzyki wydobywającej się z głośników, zafundowałem Włoszce zabawnie wyglądający i bardzo nieudolny striptiz, podczas którego dziewczyna zaśmiewała się i zakrywała dłońmi twarz. Pod prysznicem spędziłem dobre dziesięć minut, napawając się gorącą wodą opadającą spod sufitu. Gd wszedłem do pokoju, Valentina przygryzła delikatnie dolną wargę, spoglądając na mnie ubranego jedynie w bokserki. Wstała i stanowczo pchnęła mnie na łóżko, a sama w rytm wolniejszego utworu pokazała mi jak powinno wyglądać kuszenie. Jej ciało wyginało się rozkosznie, podczas gdy kolejne warstwy garderoby nieśpiesznie osuwały się na podłogę. Kilka minut później, opalona Włoszka stanęła przede mną nago, a ja wbity w wezgłowie łóżka, wstrzymywałem oddech. Dziewczyna uśmiechnęła się lubieżnie, po czym powolnym ruchem pochyliła się nade mną i złożyła soczysty pocałunek na moich ustach.
- Idę przygotować deser – uśmiechnęła się szeroko i zniknęła w łazience, zabierając ze sobą niedużą walizeczkę. Przez zamknięte drzwi dobiegł cichy szum wody. Miasto za oknem otuliła czerń nocy, a ja leżąc na wygodnym materacu łóżka, niespiesznie wędrowałem wzrokiem po bieli sufitu, wsłuchując się w rozmaite dźwięki otoczenia. Radiostacja cicho nadawała jakiś reportaż w języku szwajcarskim, a zza okna dobiegał nieprzerwany szmer życia przetaczającego się przez ulice i chodniki. Z długiego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zakręcanej wody w łazience. Wstając, wyłączyłem główne oświetlenie, spowijając pokój w subtelnym oświetleniu dwóch, niewielkich kinkietów na ścianach i podszedłem do okna. Dłuższą chwilę rozglądałem się po spokojnej okolicy, odprowadzając wzrokiem, idącą nieśpiesznie, młodą parę z psem. Na bezchmurnym niebie widoczne były co jaśniejsze gwiazdy, a księżyc w drugiej kwarcie kontrastował z nieprzeniknioną czernią nocy. Za moimi plecami otworzyły się drzwi łazienki. Odwróciłem się i zamarłem.