Utracona skromność - Julia (III)
14 sierpnia 2019
Utracona skromność
Szacowany czas lektury: 24 min
Po zaskakująco dobrym przyjęciu moich grafomańskich zapędów, postanowiłem wrócić do Julii.
Tym razem klimat i narracja jest nieco odmienna.
Miłej lektury.
Początek
Czasem, gdy dajemy się ponieść przyjemności, nasze sumienie staje się uśpione. Łechtani zastrzykami dopaminy, lekką pieszczotą ośrodka nagrody, czy podnieceniem wywołanym czymś nowym i do tej pory obcym. Sumienie chowa się, wtedy grzecznie za tylnym fotelem twojej świadomości. Od czasu do czasu tylko pomrukuje gniewnie. Potem robi się cicho, a ty siedzisz z kubkiem kawy, patrząc na krople deszczu spływające przez okno, a dopaminowy haj przyjemności jest tylko kolejnym wspomnieniem. W tym dokładnie momencie czułam się, jak ostatnia suka. Chociaż od ostatniego razu w domku, na skraju jeziora minęły już przeszło dwa miesiące, coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że zrobiłam coś bardzo głupiego. Kolejny łyk kawy i kapanie wody o parapet pustego mieszkania. Z Piotrkiem przyjaźniłam się już od początku studiów. Zaczęliśmy się spotykać, krótko po mojej przygodzie nad jeziorem. Z początku było miło, tak zwyczajnie miło i dobrze. Widzieliśmy się niemal codziennie, a coraz częściej rozmawialiśmy o tym, by razem zamieszkać. Czułam się przy nim dobrze, ale czegoś brakowało. Szczerze, nie mam pojęcia, czy ten brak był we mnie, ale jak dostałam miesiąc temu SMS od doktora z propozycją spotkania, to… Aż sama nie wiem. Odłożyłam telefon na bok, a moje rozbiegane spojrzenie musiało zwrócić na mnie uwagę Piotrka. Wzięłam tylko głębszy oddech i spławiłam go jakimś drobiazgiem. Pamiętam, jak potem zamknięta w łazience czytałem słowo po słowie, znak po znaku, wiadomość od Marka. Potem nerwowo odpisałam mu, krótkie – „Już nie mogę. Mam kogoś. Przepraszam”. Odpowiedział po chwili – „Rozumiem”. Już więcej nie pisał. Gdy spotykaliśmy się na uczelni, tylko lekko uśmiechał się na mój widok. Gdy przechodził obok czułam się trochę nieswojo. Witał się ze mną zawsze tym swoim spokojnym, głębokim głosem – „Dzień dobry pani Julio”. Teraz byłam panią Julią. Z jednej strony cieszyło mnie to, że nie robił scen. Chociaż, mogłam się spodziewać. Podszedł do mnie, jak dojrzały mężczyzna, miło czasem na takich trafić.
Wiem, że dobrze zrobiłam. Tylko, dlaczego wciąż nie mogłam przestać myśleć. Byłam jak naćpany szczur z tego starego doświadczenia. Gotów zdechnąć, byle tylko dostać kolejną dawkę przyjemności. Kilka razy próbowałam namówić Piotrka, by był mniej delikatny dla mnie, po prostu. Wtedy albo patrzył na mnie dziwnie, albo zamiast podniecenia oboje tarzaliśmy się ze śmiechu. W duchu jednak dalej czułam nieprzyjemną pustkę. Kolejny łyk kawy, promienie słońca zaczęły przebijać się przez szyby.
– Muszę z tym skończyć – mówię niczym magiczne zaklęcie. Opróżniam kubek, czując nieprzyjemny smak fusów.
Tajemnice i sekrety
Wracam zmęczona po długim dniu. Uczelnia, poprzetykana pracą w kawiarni to złe połączenie zabierające większość wolnych chwil. Nawet Piotrka widzę coraz rzadziej, chociaż mieszkamy ze sobą od kilku tygodni. Zbliżam się do drzwi i wsuwam ostrożnie klucz. Przekręcam i wślizguję się do wnętrza. Trochę, jak złodziej, unikając niewygodnych rozmów.
Odwieszam płaszczyk, uświadamiając sobie, że kurtki Piotrka nie ma. Podobnie nie widzę nigdzie jego zamszowych, wysokich butów, które kupił gdzieś ostatnio, korzystając z jesiennej wyprzedaży. Chwalił się tym mały triumfem, jakby co najmniej wygrał na loterii. Teraz ich nie było. Były za to trampki współlokatorki niedbale porzucone pod szafą i jej szalik na wpół spadający z wieszaka. Cała Weronika, nigdy się nie zmieni.
Idę do siebie, myśląc tylko o tym, by paść na łóżku przy jakimś serialu. Przez moment rozważam nawet zamówienie pizzy, gdy dostrzegam skrawek różu migający w szczelinie drzwi pokoju Weroniki. Różu, a potem bladego ciała. „Co zrobiłaś mojej Weronice” – pytam sama siebie, wiedząc, że ostatnie co pojawiłoby się na ciele mojej współlokatorki to różowe cokolwiek. Teraz jednak radośnie paradowała po pokoju w różowych majteczkach i rozpiętym staniku tej samej barwy. Ściskała go w dłoniach, po czym obracała się na pięcie. Lekko pochylona, zdaje się wdzięczyć do kogoś. Byłam jak zahipnotyzowana, ciekawa i zmieszana. Bałam się tylko, że zorientuje się, że ją podglądam. Wtedy znowu się obraca na pięcie i zwinnie zapina stanik za plecami, dygając przy tym. Wtedy dostrzegam słuchawki na wpół skryte pod krwistoczerwoną peruką. Bojąc się, że mnie dostrzeże, odsuwam się trochę. Zżera mnie ciekawość dla kogo ten pokaz. Próbuję lepiej się rozejrzeć. Jeśli Weronika słucha teraz muzyki, to mogłaby wybuchnąć trzecia wojna światowa, a ona zapewne by się nie zorientowała. Wtedy dostrzegam w lustrze odbicie monitora jej komputera. Weronika puszcza buziaki do kamerki, po czym zaczyna delikatnie kręcić pełnym, pośladkami. Obraca się bokiem do kamery i odrzuca włosy na bok. Cofam się o pół kroku, strącając przy tym stojące obok drzwi lusterko. W ostatnim momencie chwytam je i ostrożnie odstawiam na miejsce. Na szczęście moja współlokatorka jest zbyt zajęta, by cokolwiek usłyszeć. Pochyla się mocno i daje sobie klapsa. Z korytarza słyszę, głośne plaśnięcia. Werce daleko do pulchności. Zawsze powtarzałam jej, że ma świetną figurę. Lekki brzuszek zaskakująco dobrze pasuje do jej pełnych ud i szerokich piersi. Kolejne plaśnięcie, palce dziewczyny zsuwają delikatnie majteczki. Pochyla się mocniej i zadaje kilka kolejnych mocnych klapsów.
Cofam się ostrożnie i znikam w swoim pokoju. Wciąż czuję się oszołomiona tym, co zobaczyłam. Otwieram laptop i zamiast serialu przez chwilę próbuję znaleźć portal, na którym moja współlokatorka występuję. Portal znajduję szybko, podobnie Weronikę. Ma prawie dwustu obserwujących i co kilka chwil pojawiają się u niej komunikaty z propozycją dania napiwku. Patrząc na napiwki, całkiem nieźle sobie radzi. Uśmiecham się do siebie, otwieram jej kanał. Tym razem zmieniła pozycję. Przez moment jeszcze kręci pupą i bawi się piersiami. Gdy sygnał dźwiękowy oznajmia, że coś się stało. Wyciszam go przerażona. Sądząc po kamerce, Weronika nic nie słyszała. Dalej patrzy na stream. Sięga do klawiatury i w czacie obok pojawia się różowy dymek. „Mamy CEL! Mam dla was coś EKSTRA!” – oznajmia. Wracam do oglądania.
Weronika wygodnie rozsiada się w swoim fotelu. Uniosła nogi i szybkim ruchem zsunęła z siebie różową bieliznę. Chwyciła ją przez chwilę w zęby i po chwili siedziała naga, jedynie w białozielonych podkolanówkach. Rozpostarła uda szeroko i sięgnęła po coś za komputerem.
Patrzyłam, jak bierze buteleczkę żelu i dużą srebrną, cylindryczną zabawkę. Zbliża ją do ust i liże przez chwilę, potem ocierając o piersi. Końcówka przedmiotu robi kółeczka wokół prawej sutki. Gdy to robi, moje palce uciekają w stronę ud. Zawstydzona poprawiam się, ale czuję rosnący na moich policzkach rumieniec. Zabawka wędruje między piersiami w stronę łechtaczki. Gdy zaczyna się nią masować, wybucha radosnych uśmiechem. Widzowi ją uwielbiają. Mimowolnie zaczynam się masować w tym samym rytmie co ona. Rozpinam jeansy i zsuwam je niżej. Przykryta tylko kocem rozsuwam wygodnie uda i zaczynam pieścić się. Tak samo, jak ona. Oddalona ode mnie o kilka metrów i dwie ściany. Widzę, jak wygina się w łuk, gdy srebrny cylinder zanurza się w jej cipce. Czuję, na palcach rosnącą wilgoć. Przyśpieszamy. Gdy kończę, przymykam oczy. Nie patrzę już na komputer. Napinam mięśnie ud, próbując pohamować napływający orgazm. Zaciskam wargi i z trudem powstrzymuję głośny jęk rozkoszy.
Powrót
Gdy otwieram uczelnianego maila, ogarnia mnie uczucie zmieszania. Choć plotki dotarły do mnie już w trakcie zajęć, to teraz plotki te stały się rzeczywistością. Jedna z doktorantek odchodzi na chorobowe, a w jej miejsce na ponad pół semestru wchodzi nie kto inny, a profesor Marek W. . W tym momencie ktoś mógłby mi zrobić zdjęcie i wkleić w encyklopedii zaraz pod słowem NIEZRĘCZNY. Nawet wiedząc, że Marek jest profesjonalny, to mimo wszystko patrząc na niego, nie potrafiłam zapomnieć o naszym wieczorze spędzonym w domku nad jeziorem. Zwłaszcza że wtedy nie skończyło się na romantycznej lampce wina i buziakach. Jakkolwiek próbowałam to pohamować. Sięgnęłam po skraj swetra i obsunąłem rękaw niżej niż zwykle, zatrzymując palce na miejscu. Wspomnienie skórzanej opaski krępującej ręce. Wspomnienie smaku jego ciała oraz tego, co ze mną robił, jak grał na moim ciele. Ściskam nerwowo uda. Czuję, że się rumienie.
Sprawdzam plan, chociaż nic się w nim nie zmieniło. Najbliższe zajęcia mieliśmy mieć następnego dnia o 12 – sala D7. Zobaczymy.
Marek był profesjonalistą, który samą swoją osobą zmuszał do koncentracji uwagi. Grafitowy garnitur, śnieżnobiała koszula, srebrne spinki w rękawach, a do tego szeroki uśmiech niczym u gwiazdy. Tak ubrany wychodził na środek sali i zaczynał swój wykład. Wodziłam za nim wzrokiem, jak śmiałym krokiem przemierzał salę. Rozglądał się po sali uważnie, jakby szukał ofiary, której może zadać, jakieś trudne pytanie. Na chwilę przerywa poszukiwanie, gdy widzi wyprostowaną rękę studentki z drugiego rzędu. Pada prośba o ponowne wytłumaczenia roli mostków dwusiarczkowych w tworzeniu struktur białek, Marek kiwa głową, po czym wraca i ponownie próbuje wytłumaczyć temat. Szuka prostszych zwrotów, łatwiejszych porównać, okraszając wszystko gestami i uśmiechem. Gdy go słucham mam zwodnicze wrażenie, że to wszystko rozumiem. Potem usiądę nad zadaniami i do późnej nocy będę się głowić, jak je rozwiązać. Teraz wszystko to jest jednak perfekcyjnie jasne i klarowne.
Do góry wznosi się kolejna ręka. Pada kolejne pytanie. Potem jeszcze jedno. Marek jest spokojny, robi to już pewnie setny raz. Powoli tłumaczy, objaśnia, rysuje markerem na białej tablicy, kolejny wykres. Wiem, że mogłabym go słuchać bardzo długo. Jednak jego wyjaśnienie przerywa jeden ze studentów.
– Panie profesorze, czy mógłbym wyjść na chwilę z koleżanką. Źle się poczuła – szczupły student, Tomek. Kiedyś po pijaku śpiewałam z nim piosenki Kultu. Podobał mi się wtedy. Potem zniknął gdzieś, później się dowiedziałam, że wymknął się z Tamarą. Tomek pomógł wstać koleżance. Potem zaczęli kierować się ku wyjściu. Stąd poznałam blond kucyk Tamary. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Tamara, jakby się potknęła, jakby osunęła na ziemię. Tomek w ostatniej chwili chwycił ją za ramię, na szczęście profesor stał obok i rzucił się niemal, by ją złapać. Cudem głowa dziewczyny ominęła ostry kant biurka. Potem oni gdzieś zaczęli dzwonić, pewnie na pogotowie. Zrobił się szum na sali. Marek stanowczym głosem poprosił o ciszę i otwarcie na oścież okien, a potem o spokojne opuszczenie sali. Krążył między nami i leżącą dziewczyną, sprawdzając w jakim jest stanie. Tamarę zabrało pogotowie.
Wróciliśmy do sali po rzeczy. Zajęcia skończyły się tym razem wcześniej.
– Pani Julio. Proszę zaczekać – usłyszałam, wychodząc z sali.
Spojrzałam na Marka. Stał przy biurku i patrzył w moją stronę. Podeszłam do niego.
– Tak, panie profesorze – odpowiedziałam z kurtuazyjnie, w ostatniej chwili powstrzymując się od zwrócenia się do niego po imieniu.
– Chciałbym z tobą porozmawiać, gdy to wszystko się uspokoi. – Wskazał na salę i ostatnich studentów. – Mogłabyś wpaść do mnie po zajęciach.
– Po co? – spytałam. A co jeśli chciał powtórki?
– Mam ciekawy projekt na oku, a wiem, że jesteś zdolna. Przyda mi się laborantka. Jak dobrze pójdzie, opublikujesz coś swojego. Chętna?
– Muszę to przemyśleć.
– Jasne. Nie będę czekał wiecznie. Uznałem, że się nadasz.
– Rozumiem, po prostu muszę się zastanowić.
– Domyślam się, co ci chodzi po głowie. To nie dzięki tamtemu, ci to proponuje.
– Jestem z kimś teraz, więc nawet jeśli – zamilkłam.
– Nie kończ. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Było miło. Masz coś, mam nadzieję, przyjemnego, do wspominania. Teraz jednak mówię poważnie. Niczego nie oczekuję ponadto, że przyłożysz się do projektu.
– Jasne. Dziękuję – wypowiadam – ale i tak potrzebuję się zastanowić.
– Rozumiem. Masz kontakt do mnie. Odezwij się, kiedy będziesz mieć czas.
Wolny wieczór
– Dzisiaj mamy imprezę wydziałową. Choć ze mną.
– Piotrek, ale obiecałeś, że spędzimy wieczór razem. Mało się ostatnio widzimy.
– Dlatego wspólny wypad dobrze nam zrobi – uśmiechnął się szeroko – Julka nie daj się namawiać.
– Zgoda. Niech ci będzie. – całuje mnie przelotnie, po czym znika w kuchni pichcić nam obiad.
Szczerze miałam nadzieję, że spędzimy wieczór razem. Smętnie zerkam na butelkę wina stojąca na biurku. Romantyczka się ze mnie zrobiła. Nie mieliśmy wspólnego wieczoru, od już nie pamiętam kiedy. To nie wróży dobrze, gdy jesteście małżeństwem z kilkuletnim stażem, a tym bardziej, gdy jesteście naprawdę razem dopiero drugi miesiąc.
– Czas wracać do papierów – mówię sobie, otwierając po raz kolejny laptopa. Marek wysłał mi dokumenty, które muszę podpisać, by zacząć pracę przy nowym projekcie. Odwiedziłam go kilka dni temu w gabinecie. Całość jest jeszcze w powijakach, ale wszystko wskazuje, że się uda ruszyć.
Zaparzył nam obojgu kawę, chwilę rozmawialiśmy o tym, jak ma wyglądać projekt oraz o tym, kogo w zasadzie potrzebuje. Jak się okazało grant leży teraz na biurku w Ministerstwie i doktor musi wyjechać na kilka dni, by namówić ich do podpisu.
Zaproponował mi pracę, jako laborantka. Pensja minimalna, dość elastyczne godziny pracy oraz coś, co będzie bardzo ładnie wyglądać w moim przyszłym CV. Co tu dużo mówić, szybko podjęłam decyzję.
W tym tygodniu zrezygnowałam z kawiarni. Zaoszczędzone pieniądze mi jeszcze na jakiś czas starczą, przynajmniej do momentu, kiedy wystartuje cały projekt. Patrząc na piętrzące się kolokwia, bieganie ze startą filiżanek i ciast to było ostatnio, czego teraz potrzebowałam.
Było kilka minut po godzinie 21, gdy weszliśmy do ciemnego wnętrzu „Wyspy”. Urządzano w stylu latynoskim, z głośno bębniącymi kawałkami przywodzącymi na myśl ciepły wieczór na hiszpańskiej plaży. Rzadko tu była, ledwie kilka razy na początku roku, potem studia i praca zabrały większość czasu, nie mówiąc już o tym, jak bardzo zmienili się ludzie po przyjściu tutaj.
Przemek, kolega Piotrka z grupy zatrzymał dla nas miejsce w loży. Chwilę potem Piotrek przyniósł nam piwo. Przełknęłam kilka łyków, próbując przezwyciężyć poczucie osaczenia. Tłum nie był rzeczą, która dobrze na mnie wpływa. Biorę głębszy oddech. Przemek ze swoją dziewczyną znika na parkiecie, gdy rozbrzmiewa, jakiś hit latino. Do naszej loży dosiadają się kolejna osoby. Dwie blondynki Ola i Kamila oraz chłopak Oli, Dawid. Piotrek tłumaczy mi, że znają się z Olą i Dawidem od ogólniaka. Przepraszam wszystkich i wolnym krokiem znikam w łazience. Zwilżam szyję. Wiem, że Piotrek dobrze się bawi, nie będę go wyciągać stąd, tylko z powodu migreny. Grzebię w torebce w poszukiwaniu czegoś przeciwbólowego. Pusto, ostatni Ibuprom zużyłam dzień wcześniej.
Wracam po chwili, patrząc na roześmiane towarzystwo. Na stole leżą dwa stojaki wypełnione kieliszkami wódki i Dawid z Piotrkiem uznali, że zrobią sobie zawody w piciu. Dziewczyny kibicowały, ściskając w dłoniach drinki. Trochę zaskoczona obserwuję, podekscytowaną blondynkę w srebrzystej sukience, poklepującą Piotrka po ramieniu i chichoczącą głośno.
To chyba ta druga – Kamila. Wracam i siadam obok.
Powoli kończę piwo. Piotrek zdaje się mnie nawet nie zauważać. To dopiero wspólny wieczór. Mam wielką ochotę wrzasnąć na Kamilę. Jej ciągły chichot niemal idealnie pokonuje głośną muzykę, pogłębiając tylko moją migrenę. Chyba jestem straszną zrzędą.
W końcu mam dość czekania i wstaję z loży. Pulchny chłopak z mojej grupy podchodzi do mnie i zaprasza do tańca. Nie jestem pewna, jak ma imię – Romek, albo Radek.
Tańczymy, jakiś szybki kawałek na parkiecie. Potem kolejny, wreszcie muzyka trochę cichnie i zaczyna się wolniejszy utwór. Czuję na sobie wzrok mojego towarzysza i w ostatniej chwili dziękuję za taniec i uciekam po kolejne piwo. Rumieniec oblewa mi policzki, mam nadzieję, że w świetle „Wyspy” Radek go nie zauważył. Nie ukrywam, że przyjemnie połechtał moje ego. Powracam do naszej loży. Kamila kołysze się lekko w fotelu i przeczesuje ostrymi, ozdobionymi kryształkami paznokciami, proste długie włosy. W pewnym momencie wstają. Piotrek patrzy na mnie, na wpół zaskoczony, na wpół pijany.
– Kamila wygrała zakład. Wspólny taniec – wzrusza ramionami, głupio mu.
– W porządku – rzucam. Później będzie czas mu to wszystko wypomnieć. Nigdy nie miał mocnej głowy i rano pewnie o niczym nie będzie pamiętał.
Okazuje się, że Ola studiuję japonistykę. Przez moment rozmawiamy o tym. Moja znajomość Japonii ogranicza się niestety do kilka anime obejrzanych w liceum. Słucham, jak z fascynacją, graniczącą z obsesją opowiada o kolejnych detalach japońskiego życia i jak jej największym marzeniem jest polecieć do Japonii. Na moment odrywam się od rozmowy i zerkam na parkiet. Kamila wyraźnie uwiesiła się Piotrka i kołyszą się przy wolnym kawałku. Chyba muszę zaznaczyć swoje terytorium, jak zwykła żartować moja mama.
Jest prawie 2 w nocy i wychodzimy z „Wyspy”. Czuję, że głowa mi pęka. Mój chłopak pewnie posiedziałby dłużej, ale zmuszam go do wcześniejszego wyjścia. Drażni mnie to, że gdy usłyszał, ode mnie, że mogę wrócić sama, dłuższą chwilę zajęło mu dojście do tego, że nie zostawia się swojej dziewczyny, by sama wracała w nocy przez miasto. Nawet jeśli doskonale sobie poradzi. Wracamy w milczeniu, nie ukrywam. To nie był idealny wieczór.
Przerwa Świąteczna
Wracam do domu na święta. Mam złe przeczucie, że coraz więcej rzeczy w moim życiu zaczyna się delikatnie rzecz ujmując pieprzyć. Od naszego wyjścia do „Wyspy” minęły prawie 2 tygodnie. Spróbowałam rozmawiać z Piotrkiem o tym, jak się przez niego poczułam, ale zbył mnie tylko. Według niego przesadzałam, a on po prostu dobrze się bawił. O Kamili nawet nie wspominałam, po co dolewać oliwy do ognia. Rozsiadam się w przedziale pociągu. Niemal pachnie nowościom. Wyłuskuję z torby laptopa i sprawdzam materiały. Święta to jedno, a coraz bliższy podpisaniu grant to co innego. Według doktora krótko po świętach powinno udać się, podpisać dokumenty. Przedział jest opustoszały, a ja wiedziona, ciężko powiedzieć do końca czym, otwieram w przeglądarce stronę, na której pokazuje się Weronika. Przeglądam kamery, dominują kobiety, jest też kilku facetów, wreszcie znajduję kamerę podpisaną „RedQuinn19”.
Otwieram ją, rozglądając się, czy nikt nie dostrzeże mojej erotomanii. Weronika siedzi przed kamerą, podpis oznajmia, że to ostatni stream przed świętami. W palcach ściska lizaka w kształcie serca i liże go, długimi pociągnięciami, tak namiętnie, jak tylko potrafi. Po tym wybucha śmiechem, na moment uwalnia ze stanika pierś i dużą, zaczerwienioną sutkę. Podszczypuje się i delikatnie bawi piersią, po czym pochyla się mocno do kamery, składając buziaka i żegna się z czatem.
W sumie wspominała, że jedzie dziś do domu na święta. Sprawdzam telefon. Ciekawe, co pomyślałby Marek, jakby się dowiedział, że coś takiego oglądam. W jego oczach jestem niedoświadczoną cnotką, chociaż może i ma w tym trochę racji. Żadnych nowych wiadomości. Przez chwilę myślę, czy napisać do Piotrka, ale rezygnuje. Jak będzie chciał, to napisze.
Początek i koniec
Nowy Rok, nowa ja. Wracam pełna sił na studia. Gotowa na nowe wyzwania i wszystko ma się naprawdę doskonale, gdyby nie to, że z chłopakiem częściej się kłócimy, niż jest to warte. Jest źle, a chwilę potem serwuje mi pięknego sierpowego z zaskoczenia. Siedzimy, przy stole jedząc zamówioną pizzę, a po chwili on oznajmia:
– Jula, muszę ci coś powiedzieć – takie słowa nigdy nie zaczynają niczego dobrego.
– Tak – odpowiadam beznamiętnie, żując kolejny kęs.
– Ja dużo myślałem o nas. O tym wszystkim. Myślę, że potrzebuję trochę czasu, bo widzę, że nie jest między nami dobrze. – Kiwam głową. No coś ty, Sherlocku, jak na to wpadłeś. – Może jak twoje zajęcia się trochę uspokoją. Wiesz, czuję, że oddalamy się od siebie.
– Moje zajęcia? – pytam. Jeszcze trochę i mi powie, że to wszystko moja wina.
– Jesteś ciągle zajęta… – Zaczyna…
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę. W zasadzie on mówi, ja tylko kiwam głową. Nie wiem, czy mam być zła, czy coś.
Następnego ranka Piotrek się wyprowadza. Mówi, że zostanie na trochę u znajomych, bo mają wolny pokój, a on rozmawiał już z właścicielami mieszkania. Uświadamiam sobie, że wszystko już zaplanował.
Patrzę smętnie na półki, w których trzymał rzeczy i czuję się, głupio.
Robi się ciemno. Wychodzę na dwór, potem skręcam w prawo i idę powoli do małego parku na obrzeżach osiedla. Płatki śniegu spadają wokół, topiąc się na mojej skórze. Owijam się mocniej kurtką. Muszę ochłonąć.
W końcu pomiędzy wysokimi krzewami głogu znajduje swoje miejsce. Lubiłam tu przychodzić ucząc się albo gdy miałam coś do przemyślenia. Siadam, wiedząc, że zza wysokich krzewów głogu nikt mnie nie dostrzeże. Łzy spływają po policzkach.
Może to była moja wina. Zastanawiam się wycierając łzy. Kolejne płatki śniegu padają na moją kurtkę. Widzę, jak tworzą cienką warstewkę. Obcieram drugi policzek, potem znowu pierwszy, czując spływające łzy. Zaciskam zęby, czując rosnącą w gardle kulę, która nie daje się przełknąć.
Wyciągam zesztywniałymi z zimna palcami telefon. Wybieram numer i zapisuje wiadomość – „Masz czas pogadać. Potrzebuję pom...”. Przerywam i usuwam końcówkę.
Odpowiedź przychodzi po dłuższej chwili – „Tak. Za godzinę kończę pracę”.
Odpisuję „W porządku. Dziękuję”.
Gdy wsiadam do samochodu, spoglądam na Marka. Wygląda na zmęczonego. Patrzy, jednak na mnie uważnie. Nic nie mówi. Chyba widzi, że nawet nie musi.
– Potrzebuję cię – wyszeptuje schrypniętym głosem.
Domek nad jeziorem wygląda jeszcze lepiej w zimie. Idę po śladach Marka, uważając, by nie wpaść w zaspy. W końcu otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka. Zsuwam buty i kieruję się do znajomego fotela. Czuję pod stopami przyjemną miękkość dywanu. Zatapiam się w meblu.
Marek wraca z kuchni i stawia kawę. Po chwili grzebie coś przy kominku, dorzucając kilka drewien. Kilka chwil później siada na fotelu obok mnie. W kominku gorzeje ogień, a ja upijam łyk ciepłej kawy.
– Dziękuję.
– Co się stało? – pyta. Bez zbędnej delikatności.
– Serce…
– Chyba rozumiem. Rzucił cię?
– Wyprowadził się ode mnie dziś rano. Wybacz, tak mi głupio. Nie powinnam do ciebie dzwonić. Masz swoje życie.
– Mogłem odmówić – „ale tego nie zrobiłem”. Kiwam głową.
– Mogłeś. Nie miałam nikogo.
– Julia, nie jestem psychologiem. Wiem tylko tyle, że to przejdzie.
– Wiesz, nie wiem, czy potrzebuję rozmawiać – mówię, pociągając nosem.
– Mhm. Myślisz, że to rozwiąże sprawę?
– Nie wiem. Sama nie wiem. To głupie.
– Jeśli tak bardzo chcesz się ukarać, mogę ci pożyczyć coś i zostawię cię samą.
– Ale…
– Co?
– Ja myślałam.
– Dopij kawę. Jak potrzebujesz odpocząć, kanapa jest do twojej dyspozycji. Ogień powinien na trochę starczyć.
– Dlaczego?
– Dlaczego? Dlatego, że nie jestem sadystą. Nie kręci mnie zadawanie bólu, a tym bardziej nie komuś w twoim stanie.
– Wtedy ci się podobało.
– Tobie również, jak zbliżałaś się do swoich barier. Teraz nikomu z nas to się nie spodoba – czuję, że ma rację. Biorę od niego chusteczkę, próbując schować w białym materiale twarz. Obejmuje mnie, gdy opadam, drżąc w jego ramiona.
Wiśnie
Marek odwozi mnie do bloku. Żegnamy się. Nie jest ze mną dobrze, ale jest trochę lepiej. Wchodzę na klatkę i powolnym krokiem pokonuje kolejne stopnie. W mieszkaniu większość świateł jest zgaszonych. Widzę tylko lekką łunę pomarańczowego światła przebijającą się przez drzwi Weroniki.
Gdy zdejmuję kurtkę, drzwi się uchylają. Weronika spogląda na mnie, zgarniając czarne loki opadające jej na czoło.
– Wyglądasz wprost tęczowo – rzuca z kpiącym uśmieszkiem.
– Ehe, jak kupa jednorożca.
– Słyszałam, co się stało. Piotrek się wyniósł?
– Tak, rozeszliśmy się wczoraj.
– Dopiero wczoraj ci powiedział.
– Co?
– Że się wyprowadza. Pisał do mnie przed Nowym Rokiem, czy będę w mieszkaniu, bo chciał zabrać część rzeczy.
– Co!? – Wera patrzy na moją minę i chyba zna odpowiedź, czy wiedziałam o tym. – Nic mi nie mówił. Mówił, że będzie cały czas z rodziną, bo jego babcia zachorowała.
– O kurczę. Skąd on się urwał.
– Mhm. Chodź do mnie – Weronika uchyliła drzwi szerzej – zrobię nam coś do picia.
Pokój Weroniki znajdował się w stanie twórczego nie ładu. Szerokie łóżko w jednym kącie, dwie wysokie szafy, szerokie biurko. Wszystko okraszone masą gadżetów, drobiazgów i wielkim plakatem, jakiejś gwiazdeczki K-Popu na ścianie. Tuż obok dwóch kolejnych plakatów z najnowszych Star Wars.
Siadam na łóżku, mając nad głową twarz podstarzałego Skywalkera. Weronika po chwili wraca, dzierżąc w dłoniach dwa duże kubki.
Rozmowa się początkowo nie klei, ale z każdym kolejnym faktem zdaje sobie sprawę, że między mną a Piotrkiem jest przepaść, której żadne z nas nie zdoła zasypać.
– Blond włosy pod prysznicem? Pewnie moje.
– No na pewno. Od kiedy farbujesz się na platynowy blond?
– Platynowy blond? A to suka – cedzę przez zęby.
– Kto?
– Dziewczyna, która się przykleiła do Piotrka na imprezie. Ze dwa tygodnie przed Świętami. Kamila, chyba.
– Nie gadaj. Znalazłam coś, jak sprzątałam łazienkę. Nie kojarzyłam, żeby którakolwiek z nas, takie coś. – Sięgnęła do biurka i wyciągnęła lśniące coś. Wyglądało na kolczyk. – Twój?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Dopiłam ziołową herbatę zrobioną przez Weronikę. Zdałam sobie sprawę, że zaprosił tutaj ledwo poznaną laskę. Sądząc z tego, że korzystała z prysznica, zapewne została na noc. Perspektywa tego, że bzykał ledwo co poznaną laskę w moim łóżku, napawała mnie obrzydzeniem. Musiał być z nią. Która kobieta, miała platynowe blond włosy i nosiła, takie tandetne kolczyki.
Wera spojrzała na mnie z żalem.
– Myślałam, czy ci powiedzieć, ale lepiej, żebyś wiedziała i nie robiła sobie złudzeń.
– Masz rację. Dobrze zrobiłaś – pokiwałam głową.
Wyszła na moment z pokoju. Po chwili wróciła, ściskając butelkę wina.
– Domowe wino z wiśni.
– Nie trzeba.
– Trzeba – nim zdążyłam powiedzieć czegokolwiek, gdy Weronika usadowiła się na łóżku obok mnie i po chwili szarpania się otworzyła butelkę. Wzięła z biurka mój kubek i nalała solidną porcję do środka. Potem tyle samo do swojego.
Zaczęliśmy powoli sączyć wino. Po pierwszym łyku zdałam sobie sprawę, że jest bardzo mocne. Widząc, jak się krztuszę, Weronika tylko roześmiała się i mocno poklepała mnie po plecach.
– Stara domowa receptura. Źle robi na głowę, ale bardzo dobrze na serce.
– Aha, czuję. Mocna.
– Mhm, o to chodzi.
Współlokatorka puściła jakąś łagodną rockową kapelę. Dolała mi, a potem sobie.
– Wiesz, żałujesz czasem pewnych decyzji.
– Hmm, chyba, jak każdy. A co?
– Nie mów tego nikomu.
– Nie musisz tego mówić, ale dobrze. Wywal, co ci leży na wątrobie.
– Oprócz twojego wina?
– Hihi, no oprócz.
– Przespałam się z kimś, nim poznałam Piotrka i nie potrafiłam o nim zapomnieć. Boję się, że to przeze mnie. To wszystko…
– Hmm, a przez to, że ty tak wspominałaś byłego kochasia, to twój obecny były, zaliczył platynową i zapewne piersiastą blondi. Na twoim łóżku? Wiesz, to się nie trzyma kupy.
– Chyba masz rację.
– Żałujesz, tamtego razu?
– Z moim „kochasiem”?
– Wybacz.
– Wiesz, chyba nie.
– Aż tak było dobrze.
– Nigdy, nie byłam z nikim lepszym. – zachichotałam, po czym spojrzałam na kubek wina – Twoje wino powinni podawać na przesłuchaniach.
– Hi hi, mówiłam, że dobrze robi na serce.
– A źle na głowę?
– Nom, zobaczysz rano.
– Dzięki.
– I co z nim?
– Wiesz, zadzwoniłam do niego dzisiaj. Chciałam się spotkać i powtórzyć tamten raz.
– Mhm i co?
– Odmówił mi. Powiedział, że jak się sama chcę ukarać, to zostawi mnie samą z zabawkami. Za to on idzie spać.
– Nie dziwię się. Zabawki mówisz? Zdradź coś więcej.
– Oj, było miło.
– No ja myślę. Skończyło się na wibratorze, czy doszliście do jakiś fikuśnych uprzęży i kajdanek.
– Świnia jesteś.
– Chrum, chrum. Ale ciekawska. Wiesz, jak długo nie mam faceta. Chociaż posłucham o twoich przygodach.
– Trochę tego i tamtego – odpowiedziałam zdawkowo i dopiłam wino.
– No, jak cię przypinał i tłukł pasem, to ja się nie dziwię, że nie mogłaś zapomnieć.
– Hi hi, coś w tym jest.
– Starszy.
– Mhm.
– Dużo?
– A to 50 pytań?
– Oj tam, jestem ciekawa. Patrząc na twoje oczy, mam wrażenie, że ci się bardzo podobało.
– Dość dużo. To był jeden z prowadzących ze studiów – wyrzuciłam i poczułam rumieniec wypływający na policzki.
– O ty. Zaliczyłaś chociaż?
– Nom.
– Jula. Tego się po tobie nie spodziewałam. Każdy robił w życiu coś głupiego i uwierz mi, dobry seks z facetem, który ma trochę mózgu w głowie, to nie jest jeszcze nic aż tak bardzo strasznego.
– Chyba masz rację, ale musiałam się komuś zwierzyć.
– Wiesz, też robiłam głupoty w życiu. Nawet sobie nie wyobrażasz. – Spojrzałam jej w oczy.
– Tak myślisz.
– Ok, skoro mamy wieczór babskiej szczerości to gadaj co wiesz.
– Jednak przesłuchania ciąg dalszy.
– Ciekawość.
Sięgnęłam do komputera Weroniki i zacząłem wpisywać adres. Alkohol i zdarzenia z całego dnia chyba ograniczyły moje zahamowania. Dopiero po chwili Weronika przerwała moje pisanie.
– Skąd…?
– Zamykaj drzwi, na przyszłość.
– Ładnie tak podglądać koleżanki. Mam nadzieję, że chociaż się podobało.
– Nie znałam cię od tej strony. Ta peruka i róż.
– Przygaduje mi panna zaliczająca zajęcia i prowadzącego za jednym razem.
– Nie denerwuj się.
– Mówiłaś komuś.
– No coś ty. Za kogo mnie masz. To twoja sprawa.
Wtedy wszystko potoczyło się szybciej. Weronika odchyliła mi głowę w swoją stronę. Czułam jej krótki paznokietki wbijające się w mój podbródek. Przysunęła opuszką kciuka po moich wargach i zbliżyła się do mnie. Jej pocałunek smakował wiśniowym winem. Był długi i gorący. Potem spojrzała mi w oczy i pocałowała drugi raz, widząc brak oporu. Tym razem kąsa mnie delikatnie. Przyciągnęła mnie na łóżku i wpiła we mnie język. Przycisnęła mnie do łóżka, czułam na sobie jej ciężkie piersi. Rozsuwa kolanem moje uda i szuka dla siebie wygodniejszej pozycji. Gdy sięga do moich ust, by znowu mnie pocałować, obie słyszymy głośny szelest. W tym samym momencie plakat opada przykrywając nas pod sobą. Podnosimy się zaskoczone.
– Widać Skywalkerowi się nie spodobało – powiedziała poważnym tonem, oglądając zrzucony plakat. Gdy to usłyszałam, nie potrafiłam przestać się śmiać. W pewnym momencie Weronika dołączyła do mnie. Trwało to chwilę.
– Albo chciał się przyłączyć – znowu głośny chichot. Resztkę wina dopiłyśmy z butelki.
Pod koniec kilka kropli opadło mi na szyję.
– Moje – wyszeptała Weronika, delikatnie zlizując czerwone krople językiem.