Złe miłego początki
9 czerwca 2021
Szacowany czas lektury: 25 min
Zapraszam do lektury mojego nowego opowiadania. Jest lekkie, łatwe i mam nadzieję, że okaże się przyjemne w odbiorze.
Zajrzyjcie też na mojego bloga, gdzie przeczytacie inne moje autorskie historie o erotycznym zabarwieniu.
Link znajduje się na profilu.
Zapraszam.
Pozdrawiam serdecznie.
Okoliczności były bardzo sprzyjające. Był późny piątkowy wieczór. Wszyscy już spali, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby sobie trochę ulżyć. Pikanterii dodawał fakt, że nie byłem w swoim naturalnym środowisku, czyli: u siebie w domu, ale u ciotki i wujka.
W pokoju puściłem sobie pornosa na kompie. Dobrze, że w internecie jest sporo stron z takimi treściami, więc nie można było narzekać na brak wrażeń. Czasami więc robiłem sobie takie seanse wchodząc w kolorowy świat nieskomplikowanego seksu. Było to dla mnie jedyna forma rozładowania tegoż właśnie napięcia seksualnego, które kumulowało się we mnie, jak w każdym nastolatku. Cały zanurzyłem się w "akcję" rozgrywającą się na monitorze.
Na ekranie dobrze zbudowany i obdarzony szczodrze przez naturę Afroamerykanin wkładał swojego wielkiego kutasa w cipkę nieco puszystej, tlenionej blondyny. Ona była wielce szczęśliwa tym faktem. Na jej twarzy malowała się błoga rozkosz. Krzyczała przesadnie głośno i wciąż domagała się, aby jej partner robił to jeszcze mocniej i szybciej.
On niezmordowanie poruszał się w niej. Był, jak dobrze naoliwiona maszynka. Jego ruchy były automatyczne. Posuwał blondi w równym tempie. Istna seks-maszyna zaprogramowana na ostre pieprzenie.
Tleniona blondi była niezwykle usatysfakcjonowana.
Afroamerykanie mają duże fujary. Można wpaść w kompleksy porównując wymiary. Kompleksów nie miałem, ale fakty mówiły same za siebie.
Pocieszałem się myślą, że przecież nie ważna szpada, tylko to, jak się nią włada. A swoją władałem nawet nieźle. W sensie dosłownym. Naprawdę niezły był ze mnie szermierz.
Moja ręka wślizgnęła się pod materiał bawełnianych bokserek, które miałem na sobie. Dłoń zacisnęła się na sztywnym od dłuższego czasu penisie. Chwilę spoczywała nieruchomo. Potem zacząłem poruszać nią rytmicznie. Zsunąłem bokserki do kostek, aby mieć lepszy dostęp do mojego narządu intymnego, którego męczyłem niemiłosiernie.
Wszystko we mnie wrzało.
Temperatura sięgała górnych granic skali, a nawet znacznie ją przekraczała. Zatapiałem się po uszy w wirtualnym wymiarze. Nic innego się nie liczyło.
Wszystko byłoby okej, gdyby nie otwarte drzwi i nie stojąca w nich Bettina. Nie od razu zdałem sobie jednak sprawę z jej obecności w moim królestwie. Po prostu popełniłem błąd nie zamykając drzwi na klucz, ale skąd mogłem przypuszczać, że ta gówniara jeszcze nie będzie spała. Było już przecież późno.
A ona stała w progu z szeroko otwartymi oczami. Zastygła, jak biblijna żona Lota. Gdyby nie okoliczności, to jej mina warta była wszystkich pieniędzy. Takiego "karpia", to ze świecą szukać.
Przez chwilę panowała kompletna cisza. Oboje skamienieliśmy. Pierwszy doszedłem do siebie:
- Ej, wypieprzaj stąd! – krzyknąłem przykrywając dłońmi swą naprężoną męskość.
Bettina jeszcze przez chwilę nie mogła się ruszyć z wrażenia. W końcu jednak odwróciła się powoli i ruszyła w stronę drzwi. Zacząłem oddychać, gdy całkiem za nimi zniknęła.
Kurła...
Teraz kuzyneczka będzie miała na mnie haka. Ciekawe czego zażąda w zamian za milczenie?
Muszę przyznać, że ostatnio bardzo się wyrobiła. Nieskromnie dodam, że przy mnie.
No, cóż...
Mogłem nie hodować żmii na własnym łonie, a tak, to czekała mnie zasłużona kara.
Ciekawy byłem, i jak to wykorzysta. Bo, że wykorzysta, to nie miałem żadnych wątpliwości.
Kurła.
Takiej wtopy, to jeszcze w swoim siedemnastoletnim życiu nie zaliczyłem. I to w dodatku przed taką srajdą. Hańba i wstyd, po prostu, hańba mi.
Z tego wszystkiego, to odechciało mi się już tego, co robiłem. Czerwony ze wstydu i zlany potem przykryłem się kołdrą aż po same uszy. Zdawało mi się, że wszyscy byli świadkami tego mojego niefartu i śmiali się do rozpuku.
Chciałem zapaść się pod ziemię. Miałem nadzieję, że łóżko pochłonie mnie w całości. Długo nie mogłem zasnąć, rozpamiętując całą sytuację. Nie wiem, jak jutro spojrzę w oczy Bettinie. Może lepiej będzie, jeśli będę udawał jakąś chorobę i przez cały jutrzejszy dzień i resztę swojego życia pozostanę skryty pod kołdrą nie wystawiając nosa ani na odrobinę. Tak. To jest bardzo dobry pomysł.
Kurła...
Od rana unikałem Bettiny, jak ognia. Wolałem nie wystawiać się samemu "na strzał". Nastąpiła jednak dziwna rzecz. Kuzynka nie robiła żadnych głupich min, ani nie czyniła aluzji co do wczorajszego wieczora. Cały czas byłem jednak czujny. To mogła być tylko zasłona dymna i typowa cisza przed wytoczeniem armat.
Przez cały dzień nie mogłem jednak tego robić.
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia nastąpiło po południu, gdy usiadłem sobie na ławce w ogrodzie i poświęciłem się na przeglądaniu wszelkich portali społecznościowych, na których miałem założone konta.
Nieoczekiwanie zjawiła się Bettina i usiadła cichutko na drugim końcu ławki. Udawałem, że jej nie zauważyłem. Poczułem jednak na sobie jej wzrok. Normalnie czułem, jak przewierca mnie na wylot. Zrobiło mi się gorąco. Jeszcze jakiś czas nie dawałem po sobie poznać, że wiem, że jestem obserwowany, aż wreszcie wybuchnąłem.
– Co?! – spytałem.
– Nic, nic - odpowiedziała.
– Chodzi ci o coś? – padło moje następne pytanie.
– O nic.
– No, to o co ci chodzi?
– Jeju. O nic. Po prostu przyszłam posiedzieć w cieniu.
– No to siedź sobie – odparłem i wstałem z ławki.
Wolałem ewakuować się z miejsca ewentualnej bitwy, bo nie miałem na nią wybitnie ochoty stojąc na z góry przegranej pozycji. Wróciłem do swojego pokoju.
Bettina.
Podobała mi się. A nawet powiem więcej: byłem swego czasu bardzo zakręcony na jej punkcie.
Do tej pory jestem.
Najbardziej podniecała mnie jej chłopięca uroda. Na pierwszy rzut oka właśnie tak wyglądała. Jak chłopiec o delikatnych rysach twarzy. Niewysoki, filigranowy, o radosnej buzi i lśniących wesołym blaskiem oczach.
Delikatnie łobuzerski. Zawsze w jeansach i wyciągniętych na spodnie t-shirtach. Krótkie włosy i płaska klatka piersiowa. Prawie taki renesansowo - barokowy cherubinek. Może nie pucołowaty i uskrzydlony, ale pełen wdzięku i niezwykle urokliwy. Bardzo urodziwy.
Nie mam i nigdy nie miałem odjazdów na przedstawicieli tej samej płci, nawet tak
urokliwych, ale spoglądałem na niego zawsze z dużą przyjemnością.
To znaczy: na nią.
Bardzo podobały mi się dziewczyny z niewielkimi piersiami. Takie delikatne i jakby wyglądające na "niecałkiem gotowe". Nie wiem nawet dlaczego. Po prostu tak było.
Wiem, że chłopaki oglądają się zwykle za dziewczynami, które mają czym oddychać, ale dla mnie nie miało to absolutnie znaczenia. Wręcz przeciwnie: miało to niezwykły posmak, który podniecał mnie, jak nic innego. Zresztą, szczerze mówiąc, to podniecało mnie wszystko co było związane z płcią przeciwną. A Betina po prostu się nawinęła. Poza tym dochodził jeszcze fakt, że była moją kuzynką.
Podobała mi się i śniła wielokrotnie. Wiadomo w jakim kontekście. To było niezwykłe i niesamowite. Najbardziej zapamiętałem jedną wizję, która powtarzała się kilkakrotnie.
Bettina leżała na wznak na moim łóżku. Jej jedyny ubiór stanowiły białe skarpetki. W blasku świec wyglądało to nieco upiornie, ale penis ostro stanął mi "na baczność".
Pochyliłem się nad nią i całowałem zaczynając od nóg. Potem zacząłem masować to ciepłe miejsce między nogami.
Po chwili rozszerzyłem jej nogi i przesuwałem palcem po intymnej szparce między nimi. W dalszej kolejności między wargami sromowymi Bettiny znalazł się mój palec i rozpocząłem nim intymny taniec.
Wargami wędrowałem przez płaski brzuch Bettiny aż dotarłem do niewielkich pagórków jej piersi, przy których zatrzymałem się dłużej całując i ssąc niczym niemowlak. Potem jej szyja i wreszcie usta. Wspaniała to była droga.
Koniec końców nastąpił wreszcie gwóźdź programu. Wszedłem w nią swoim nabrzmiałymi penisem, a dalej potoczyło się jak zwykle.
Piękna wizja, co nie?
Wieczorem siedziałem w swoim pokoju. Usłyszałem dyskretne pukanie do drzwi. To była Bettina.
– Można? - spytała.
– Jasne – odpowiedziałem.
Podeszła bliżej i wyciągnęła rękę zza pleców. Trzymała w niej butelkę wina domowej produkcji. Wino takie produkował wujek z owoców rosnących w ogrodzie.
– Na znak pokoju przynoszę wino taty. Spróbujemy?
– Pewnie – zgodziłem się ochoczo.
Wino wujaszka było naprawdę dobre i czasem podpijałem je, ale tylko tak, aby spróbować.
Usiadła na kanapie.
– Chciałam pogadać – odezwała się.
– Okej.
– Darek? Czy mogę cię o coś spytać? Tylko się nie wkurzaj – zaczęła niepewnie.
Poczułem narastającą falę niepokoju, ale odpowiedziałem spokojnym tonem:
– Jasne. Pytaj.
– Wiesz co? Mam wrażenie że ostatnio jakoś mniej mnie lubisz? – spytała Bettina przesuwając się do mnie bliżej.
– A dlaczego tak sądzisz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, chociaż nie lubię tego robić.
– Tak jakoś przechodzisz obok mnie obojętnie i szorstko, jakbym w ogóle nie istniała.
– Wydaje ci się.
- Chyba jednak nie. Powiedz... To dlatego, że wczoraj cię widziałam jak się...?
– Możemy o tym nie mówić?
– Dlaczego? To było bardzo ciekawe.
– I cholernie dla mnie stresujące.
– Mogłam to wykorzystać, ale nie puściłam pary z gęby.
To był fakt. Zatrzymała to dla ciebie i nie pochwaliła się nikomu, że przyłapała mnie na onaniźmie.
Przez pewien krótki okres czasu panowała cisza. Wreszcie jednak usłyszałem cichy głos Bettiny.
– Często się bawisz swoim...?
Słowo określające mój narząd intymny jakoś nie mogło przejść przez jej gardło.
– Czasem – odpowiedziałem patrząc przed siebie – Ale czy musimy o tym mówić?
– Nie musimy – Bettina wzruszyła ramionami – Jeżeli nie chcesz...
– Trochę to dla mnie krępujące.
– Sorry – powiedziała – Chciałam po prostu wiedzieć.
– Tak. Czasem się bawię swoim penisem – odpowiedziałem dobitnie nadal wpatrzony w furtkę, która była przede mną.
– Ja też.
– Też się bawisz swoim penisem? – uśmiechnąłem się pod nosem i po raz pierwszy spojrzałem na nią.
Bettina uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– Tak i to bardzo często... Wiesz... Kiedy pomyślę sobie o tych sprawach, to się robię wilgotna między nogami. To jest niesamowite. Często się wtedy tam dotykam i masuję ręką swoją szparkę... Robi mi się wtedy fajnie.
Nasza rozmowa stawała się coraz bardziej interesująca. Nie spodziewałem się, że przybierze ona taki obrót.
– A często ci się tak robi?
– Ostatnio bardzo często. Zawsze, kiedy sobie pomyślę o...
– O kim?
– Nieważne – mówiąc to wstała.
W tej chwili pomyślałem, że oto skończyła się nasza rozmowa, chociaż tak dobrze się zapowiadała, ale nie.
- Pójdę po literatki.
Po chwili wróciła niosąc dwie małe szklaneczki. Ja w tym czasie otworzyłem butelkę. Moje obawy, co do niecnego wykorzystania wiedzy przez Bettinę, rozwijały się w jednej chwili. Oby tylko nie za wcześnie...
Zaczęliśmy się raczyć tym zacnym trunkiem.
Niedługo potem wino wujka wyprodukowane z wiśni swobodnie harcowało po naszych organizmach.
Młode wino, więc szybko szło do głowy i niewiele było potrzeba, aby wprowadzić nas w wyśmienity nastrój. Nie zaliczyliśmy się jeszcze do smakoszy. Byliśmy kompletnymi amatorami w tej dziedzinie.
Pokusa jednak okazała się duża, a nasze chęci spróbowania domowej produkcji alkoholu ogromne.
Śmialiśmy się, że to takie nasze swojskie, domowe beaujolais. Co prawda, obok oryginalnego beaujolais, wino ojca Bettiny nawet nie leżało, ale było naprawdę wyśmienite. Łatwo przepływało przez gardła. Nie dość, że młode, to do tego lekkie i nieco cierpkie. Pycha, po prostu...
Trzeba przyznać, że nieźle dawało w "palnik". Niewiele więc było potrzeba, abyśmy stali się maksymalnie rozanieleni, rozluźnieni. Mieliśmy nadzwyczajny humor, mówiliśmy głośniej, niż zwykle i troszeczkę zaczynały plątać nam się języki, ale było super.
Delikatnie odpływaliśmy więc w lekko kołyszący się świat pełen wspaniałych kolorów i pozytywnej energii.
Do narąbania jeden krok, co udało nam się dosyć szybko.
Nie bez przesady mówiło się że wino usuwa stres, bieliznę i wiele innych zmartwień.
O usuwaniu bielizny jeszcze nie było mowy, ale stres i inne zmartwienia zostały usunięte bardzo dokładnie i śladu już po nich nie było. Hamulce zostały zwolnione, ale jeszcze nie do przesady. Atmosfera w każdym razie była bardzo luźna.
– Ale miałeś głupią minę – roześmiała się Bettina wracając do wciąż kłopotliwego dla mnie tematu – Szczerze mówiąc teraz też masz taką.
– Dziękuję ci bardzo. Ty za to miałaś okazję zobaczyć nagiego faceta, co pewnie było dla ciebie ogromnym przeżyciem, bo w życiu tego jeszcze nie widziałaś.
– Widziałam, widziałam i to nie jednego. Wtedy mówiąc szczerze, za wiele nie zobaczyłam, ale coś tam jednak stanęło mi przed oczami. Skutecznie się zasłoniłeś. Liczył się jednak sam efekt i to że cię przyłapałam na świntuszeniu.
– Jakbyś ty nigdy nie świntuszyła.
– Pewnie, że świntuszyłam i zresztą do tej pory świntuszę, ale nikt mnie na tym nie złapał.
– Nie mów hop, bo jeszcze się przeliczysz. Zawsze może się zdarzyć ten pierwszy raz.
– Czekam na niego z niecierpliwością. A wiesz: z kim chciałabym go przeżyć?
Pokiwałam głową przecząco.
– Z tobą – wypaliła Bettina.
Zakrztusiłem się.
– Co?
– Tak, z tobą... A wtedy, wczoraj, gdybyś tylko chciał, to mogłabym ci pomóc w tym, co robiłeś... Ale tak wyleciałeś na mnie z twarzą, że...
– Dobra. Jasne. Teraz możesz mówić cokolwiek, bo i tak nie będzie można dojść do prawdy.
- Poważnie. Słowo honoru – Bettina podniosła kieliszek z napojem – In vino veritas.
- W takim razie fajnie, że się o tym dowiedziałem. Teraz mamy wyjątkową okazję do przeżycia tego pierwszego razu.
– Właściwie tak – mówiąc to Bettina spoważniała
Ja też spoważniałem i to w momencie. Zaczynało robić się grubo.
– Naprawdę?
Bettina potwierdziła ruchem głowy.
– Tak. To prawda. Od dawna jestem w tobie zakochana.
– We mnie? - zdziwiłem się.
– W tobie.
– Nawet nie przypuszczałem – usiadłem obok Bettiny na kanapie.
– A co? To takie dziwne, że dziewczyna zakochuje się w chłopaku?
– Nie To nie jest dziwne, ale... Ale przecież ja...
– Zawsze chciałam mieć romans z kuzynem. A ty?
– Ja, w sumie, też.
– I nigdy nie próbowałeś mnie podrywać?
- Faktycznie. Głupi byłem – przyznałem się z trudnością.
– Ale wydawałam ci się gówniarą, prawda?
– Może trochę.
– A tu, popatrz, niespodzianka.
– I to wielka niespodzianka. Chociaż tak nie do końca. Podobasz mi się bardzo. Marzę o tobie. Jesteś moim ideałem kobiety, dziewczyny - poprawiłem się.
– No coś ty? Ideał kobiety z takimi małymi cyckami?
– Może jeszcze urosną?
– Raczej odpada – uśmiechnęła się – To genetyczne. Chyba, że zrobię sobie kiedyś operację.
– Nie potrzebujesz tego. Co prawda, nie widziałem twoich piersi w oryginale, ale mam dużą wyobraźnię.
– A chciałbyś zobaczyć?
– Bardzo – moja odpowiedź była natychmiastowa.
Reakcja Bettiny również. Odłożyła szklaneczkę na stolik i złapała za spód swojej koszulki. a następnie ją ściągnęła. Tak!!! Widziałem je!!!
Zobaczyłem je w pełnej krasie. były dokładnie takie, jakimi je widziałem w swoich marzeniach. Nieduże, dwa malutkie, szpiczaste pagórki, ale przerozkoszne. Przełknąłem nerwowo ślinę nie przestając wpatrywać się w te dwa cudeńka. Spociłem się momentalnie i zabrakło mi tchu.
Śliczne. Naprawdę śliczne piersiątka. Powiem szczerze, że nie widziałem ładniejszych, chociaż oczywiście widziałem je nie raz na zdjęciach lub filmach, ale ten widok bił wszystkie poprzednie na głowę.
Przesunąłem się jeszcze bliżej do Bettiny.
- Mogę dotknąć? – spytałem zdławionym głosem.
– Dotknij proszę – Bettina kiwnęła głową.
Wyciągnąłem przed siebie drżącą rękę. Wcześniej jednak odłożyłem literatkę na stolik. Dobrze, że była pusta, bo pewnie bym rozlał wino. Cholera. Zupełnie jakbym miał "delirkę", ale chyba o delirium nie można było w tym momencie mówić, chociaż wino pewnie przyczyniło się także do tego stanu. Do mojego błogostanu.
Delikatnie położyłem dłoń na jej prawej piersi. Poczułem, jakby przez rękę przeszedł mnie prąd. Ten niezwykły strumień napięcia przechodził przez całe moje naprawdę, jakbym dotknął odsłoniętych przewodów. To odczucie jednak, było o wiele przyjemniejsze.
Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułem. Mógłbym trwać w tym stanie nieskończenie długo i na pewno nie miałbym dosyć. To była pełnia szczęścia.
Mój penis stwardniał. Pod brzuchem miałem w tej chwili twardy pal, którym mógłbym skruszyć każdy mur. Ciśnienie pulsowała z zawrotną szybkością w moich skroniach. Jeszcze chwila, a rurociągi żył eksplodują pod tym zawrotnym ciśnieniem.
Zresztą, niech eksplodują. Ta chwila była tego warta.
– Chciałbym cię pocałować - wykrztusiłem z siebie.
Nie poznałem swojego głosu.
– Na co czekasz?
Nie czekałem już ani sekundy. Zbliżyłem swoje usta do ust Bettiny.
Całowaliśmy się bardzo delikatnie. Żadnego pośpiechu i żadnych nerwowych ruchów. To był słodziutki pocałunek dwojga nastolatków, którzy robili to po raz pierwszy. Robili z pełną świadomością tego, że oto dzieje się chwila wielka.
Ja wierzyłem w romantyczną miłość, w romantyczne uniesienia. Wszystko działo się więc tak, jak sobie wymarzyłem. Wszystko było tak, jak trzeba. Te motyle w brzuchu to wcale nie jest bujda. Czułem je. Naprawdę je czułem. Bettina i ja doświadczyliśmy prawdziwej magii pierwszego miłosnego uniesienia.
To nie ma sobie równych. Była ona, byłem ja, był księżyc gdzieś za oknem, którego nie widzieliśmy, co prawda, Ale z pewnością był.
– Słyszałam, że to wspaniałe, ale nie myślałam, że tak bardzo – wyszeptała Bettina, gdy na chwilę przerwaliśmy, aby zaczerpnąć tchu..
– Ja też – powiedziałem.
Odsunąłem się na centymetr od Bettiny. W przypływie chwili ściągnąłem swoją koszulkę. Betina położyła dłoń na moim torsie. Porwaliśmy tak w patrzeniu w swoje oczy. Nie wiem, jak długo to trwało, ale to przecież nieważne. Magiczna chwila trwała. I niech trwa, a nawet niech stanie się jeszcze wspanialsza. Wróciliśmy do namiętnego pocałunku.
Zbliżyłem swe usta do jej piersi. Już wcześniej zauważyłem, że stały się one, jakby nieco twardsze. Całowałem je. Mu stałem delikatnie wargami i dotykałem sutek czubkiem swojego języka. Jakież one wydawały mi się słodkie. Miałem na wargach prawdziwy miód, prawdziwą słodycz, dużo słodszą od najsłodszej. Niebiańską.
Tak to widziałem i tak to czułem każdą komórką swojego ciała.
Opadliśmy na łóżko nadal obejmując się i całując.
– O czym myślisz? - spytała mnie Bettina.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nic bowiem w tej chwili nie wiedziałem. Wszystko się we mnie gotowało, wrzało i kotłowało. Sam byłem niczym kocioł czarownicy albo diabła. W głowie miałem cudowny mętlik.
Patrzyłem w oczy Bettiny. Zobaczyłem w nich ogniki. Takie same błyszczały w moich.
– Chciałbym... – tu zabrakło mi słów.
Sam nie wiedziałem, czego chciałbym. Pójść dalej albo zatrzymać się na tym cudownym momencie? Pójść dalej, ale nie za daleko, aby nie spłoszyć tej chwili.
– Chciałbym...
– Co?
-Chciałbym zobaczyć cię nago, całkiem nago – wykrztusiłem wreszcie po wielkim boju, który się we mnie rozgrywał.
Jakby w tej chwili zatrzymał się czas. Jakby zawisł w próżni. Sekundy oczekiwania z wielkim hukiem spadały z zegara. Każda z nich, to jedno uderzenie serca.
– Nie wiem. Może nie powinniśmy?
Odgłos spadających sekund był wręcz nie do wytrzymania. Patrzyłem prosto w oczy Bettiny.
– Nie wiem.
– A chcesz?
- Bardzo chcę.
Bettina wstała i ściągnęła spodnie piżamy. Tutaj się zatrzymała i przez kilka sekund stała bez ruchu patrząc na mnie uważnie.
Po tych kilku sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, szybko położyła się tuż obok mnie i spojrzała wyczekująco. Teraz moja kolej, więc podniosłem się i pospiesznie ściągnąłem swój dół piżamy. Moje bokserki były dość obcisłe, więc moje podniecenie było doskonale widoczne.
Przytuliliśmy się do siebie mocno i złączyliśmy usta w namiętnym pocałunku. Przywarliśmy mocno do siebie. Tworzyliśmy jedną całość. Pieściliśmy się delikatnie oraz z wyczuciem. Nasze dłonie wędrowały wzdłuż i wszerz, omijając jednak miejsca skryte pod bielizną.
Kolejny krok.
Oto nastąpił kolejny krok.. Skoro zrobiliśmy już pierwszy, to nie mogliśmy zatrzymać się nagle i niespodziewanie.
Chociaż wszystko było przecież możliwe, to oboje jednak nie stchórzyliśmy.
A to już było coś!
Jeszcze nie tak do końca, ale jednak...
Musiało mi wystarczyć na razie tyle. Nie traciłem jednak nadziei, że zobaczę Bettinę taką, jaką widziałem w moich wizjach. Gdybym nawet nie zobaczył, to i tak nie czułbym się zawiedziony. Dostawałem przecież to, czego tak naprawdę się nie spodziewałem.
Piękne to wszystko!
Naprawdę nie mogłem uwierzyć w to zrządzenie losu. Naprawdę pięknie się to wszystko stało. Czyżby zaopiekował się mną jakiś dobry anioł? Ostatnie dwa dni były niesamowite. Po żenującym początku, teraz wszystko szło do happy endu.
To, co się do tej pory wydarzyło, przeniosło mnie w całkiem inny wymiar i na całkiem inny poziom. Nawet można powiedzieć, że przyniosło mnie o dwa poziomy wyżej. No i byłem w niebie. Bez dwóch zdań, to było niebo.
Całowałem i pieściłem Bettinę z wielkim żarem i oddaniem. Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię. Nigdy wcześniej tego przecież nie robiłem. Najwidoczniej jednak wszystkie zachowania zakodowane są gdzieś głęboko w człowieku i nawet bez dużego doświadczenia wiadomo, co robić. Może na początku niewprawnie i z wielką nieśmiałością, ale z każdym kolejnym razem idzie coraz lepiej.
Całowałem piersi Bettiny, ssałem je, pieściłem językiem, masowałem dłońmi. Moja dłoń i usta zwiedziły już każdy fragment ciała kuzynki. Pozwoliłem sobie nawet na masaż jej pośladków i delikatnie dotykałem miejsce pomiędzy nogami Bettiny. Nie powstrzymała mojej ręki, czego się spodziewałem i najbardziej obawiałem.
To miejsce było bardzo ciepłe i wilgotne. Wyczuwałem to przez materiał jej majteczek. Moje pieszczoty przynosiły więc pożądany efekt. Bettinie musiało być bardzo dobrze. Powodowało to u mnie duże zadowolenie i dopingowało do dalszych kroków. Zacząłem nawet delikatnie pieścić ją tam ustami.
Bettina także przestawała się coraz mniej krępować i często jej dłoń przesuwała się w bardzo bliskiej odległości od mojego penisa, a nawet zaczęła go pieścić przez materiał bokserek. Odpływałem w tym momencie z rozkoszy. Trudno, żeby było inaczej. To miejsce było bardzo czułe i wystarczyła delikatna stymulacja, aby było wspaniale. Jeszcze wczoraj robiłem to własnoręcznie, a teraz otrzymywałem od Bettiny podobną ilość i jakość bodźców. Różnica była jednak kolosalna.
Leżałem z twarzą wtulona między jej nogami. Bettina mierzwiła moje włosy.
– Jest mi cudownie – usłyszałem jej głos.
Podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
– Mnie także. Nawet nie wiesz jak bardzo mi jest dobrze.
- Nie spodziewałam się, że będzie aż tak wspaniale. Pierwszy raz jestem tak z chłopakiem.
- Piękna jesteś, wiesz?
- Nie podlizuj się.
– Mówię prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
– A przypadkiem nie jest to gówno prawda? – roześmiała się i podniosła do pozycji siedzącej.
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
Bettina objęła mnie za szyję, a ja machinalnie ją w pasie.
– Pięknie tak razem wyglądamy – stwierdziła.
Zgadzałem się z nią w całej rozciągłości. Tworzyliśmy naprawdę piękną figurę.
–Zgasisz światło? – spytała Bettina.
Podniosłem się, by to uczynić.
– I proszę cię zamknij oczy, gdy to zrobisz, a najlepiej nie odwracaj się.
– Dobrze – odpowiedziałem.
Zgodnie z obietnicą zgasiłem światło i nie odwracałem się w jej stronę. Usłyszałem tylko jakiś szelest, ale nie mogłem go zidentyfikować.
– Już – odezwała się Bettina.
Dopiero teraz odwróciłem się i otworzyłem oczy.
W pokoju nie było absolutnie ciemno. Blask ulicznych latarni i nie wyłączonego komputera rozświetlał ciemność. Moje oczy powoli przyzwyczaiły się. Widziałem już dużo lepiej, niż wcześniej. Bettina skryła się pod kołdrą i wyciągnęła rękę w moim kierunku. Podszedłem więc.
– Połóż się obok mnie – powiedziała.
Wsunąłem się więc także pod kołdrę i objąłem Bettinę. Po chwili zorientowałem się, że była całkiem naga. Teraz już wiedziałem z całą pewnością, co to był za szelest, który dobiegł moich uszu, gdy byłem odwrócony. Uderzyła we mnie silna fala gorąca.
Nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Wolną ręką złapałem za gumkę swoich bokserek i trochę samosąd się z materiałem zsunąłem je aż do kostek, a potem ruchami nóg pozbyłem się ich całkiem. Teraz byliśmy jeszcze bliżej.
Jednym ruchem ręki odrzuciłem kołdrę, która nas przykrywała. Położyłem się na Bettinie i trzymając w dłoniach jej głowę, zacząłem ją namiętnie całować. Bettina objęła mnie nogami. Ta figura była jeszcze piękniejsza.
Schodziłem pocałunkami coraz niżej. Najpierw zawędrowałem nimi w okolice piersi Bettiny. Dłuższą chwilę spacerowałem po słodziutkich jej pagórkach. Gdy już nasyciłem się, to poszedłem dalej, przez płaskowyż jej brzucha z kraterem, którym był pępek mojej kuzynki. A potem skierowałem się w stronę wilgotnej łąki czarnych włosów jej wzgórka łonowego.
Włosy łonowe Bettiny tworzyły wspaniały trójkąt. Z lubością "szorowałem" po nim wargami spijając słodycz z równiutko przystrzyżonej łąki. Dotarłem wreszcie do intymnego wąwozu pomiędzy jej wargami sromowymi.
Kwaśny odczyn pochwy Bettiny spowodował, że na chwilę przerwałem i wstrzymałem oddech. Po chwili zawahania, kontynuowałem pieszczotę. Przyznam się, że takiej reakcji nie spodziewałem się po sobie. Byłem jednak uparty w swym dążeniu.
Moja oralna pieszczota spotęgowała odczucia Bettiny.
Zaczęła coraz gwałtowniej reagować na to, co robiłem. Jej oddech przyspieszył, stał się głębszy, a z ust zaczęły wydobywać się rozkoszne jęki i westchnienia. Wszystko było okej więc nie przerywałem tego.
Do gamy pieszczot włączyłem także swój język przesuwając go po sekretnym wąwozie Bettiny.
Tutaj bardzo przydała mi się wiedza teoretyczna. Nie rzuciłem się z oralnymi pieszczotami, jak Reksio na szynkę, tylko robiłem to bardzo delikatnie. Dotknięcia języka były takie "ledwie, ledwie".
Teraz wiedziałem już o co chodzi z tym określeniem "dotyk skrzydła motyla". Mój język rzeczywiście był jak motyle skrzydło i delikatnie muskał jej srom. Najbardziej skoncentrowałem się oczywiście na łechtaczce.
To tylko dołożyło do pieca.
Jęki rozkoszy Bettiny stawały się coraz głośniejsze. Ona sama przestała panować nad swoimi odruchami. Poruszała biodrami bardzo intensywnie. Zdziwiłem się nieco tą jej gwałtownością. Było jednak okej. Naprawdę okej.
Sam także odczuwałem wielką przyjemność robiąc dobrze Bettinie. Nie dziwiłem się wcale, że faceci uwielbiają miłość francuską. Ja w tym momencie, także zapisałem się do klubu miłośników i meldowałem się na pokładzie pełen ochoty do tego typu pieszczot.
Zapomniałem się całkiem. Byłem, jak w transie. Nie przerywałem nawet na sekundę. Mógłbym to robić bez końca.
Spomiędzy warg sromowych Bettiny rwącym strumieniem wypływała rozkosz. Starałem się nie uronić ani kropli tego nektaru.
Fala była coraz potężniejsza i miałem wrażenie, że się w niej utopię. Bardzo, ale to bardzo tego pragnąłem.
Taką śmierć, to ja rozumiem.
Jeśli umrzeć, to tylko z miłości. Najlepiej w ramionach ukochanej kobiety. Albo pomiędzy jej nogami. Inna śmierć byłaby całkowicie bezsensowna.
Spotkałem się kiedyś z pewnym mądrym zdaniem: "Miłość i śmierć mają jedną wspólną cechę. Żadna nie zna dnia ani godziny ". Teraz zrozumiałem o co w nim chodzi. W ogóle teraz rozumiałem dużo więcej i w szerszym aspekcie.
Poczułem jeszcze silniejszą falę jej rozkoszy, która wciąż wypływała spomiędzy jej warg sromowych. Bettina naprężyła się cała i wygięła. Pociągnęła mnie mocniej za włosy, co spowodowało, że przerwałem pieszczotę. Podsunąłem się więc do przodu, a ona bardzo mocno objęła mnie ramionami. Doszła do mety. Tak czułem, bo po chwili znieruchomiała, ale nie wypuściła mnie ze swych ramion. Jej uścisk był nadal silny.
Oddychała szybko i głęboko.
Trwaliśmy tak nie licząc upływających sekund. To było prawdziwe wniebowstąpienie.
– Jak się czujesz? - spytałem.
– Cudownie – odpowiedziała – To było takie wspaniałe, takie cudowne.
Bardzo mnie jej słowa ucieszyły.
– Naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłeś?
– Nigdy – odpowiedziałem.
Dobrze jest jednak oglądać filmy erotyczne, chociaż jest jedno niebezpieczeństwo: nabiera się pewnej maniery. Inaczej jest przecież, gdy odgrywa się miłość według scenariusza, a inaczej, gdy się ją uprawia z uczuciem. Dlatego miałem w sobie także dużo wiedzy z przeróżnych poradników w stylu " Sztuki kochania ".
- Naprawdę nigdy z żadną dziewczyną?
– Aż tak blisko, to nigdy z żadną nie byłem. Jesteś moją pierwszą.
– To wspaniałe, prawda?
– Genialne.
– I zapamiętamy to do końca życia.
– Tego pierwszego razu się nie zapomina. To zostaje do końca – zgodziłem się Bettiną.
Ja na pewno nie zapomnę. Zbyt wiele pięknych uczuć przeżyłem w ciągu tych chwil i pewnie jeszcze przeżyję dopóki świt nas nie zastanie. Taką miałem przynajmniej nadzieję. Już bowiem zdążyłem się nauczyć, że nie chwali się dnia przed zachodem słońca, a nocy przed brzaskiem.
Bettina leżała przy mnie na boku i bawiła się moim penisem. Delikatnie i czule głodziła go oraz zaciskała na nim swą dłoń. To było takie niesamowite. Wprost rozpływałem się z rozkoszy. Bettina całowała mój tors i tak, jak ja wcześniej obrała kurs na inne rejony mojego ciała. Szła pocałunkami w stronę mojego krocza nie przestając masować ręką penisa.
Już zbliżała się do niego.
– Weź go do ust – poprosiłem.
– Nie wiem czy potrafię – powiedziała.
– Weź proszę.
"To przecież nic takiego " – dokończyłem w myślach.
Miałem wielką nadzieję, że zaszczyci go oralną pieszczotą. i tak rzeczywiście się stało. Odwróciła się jednak do mnie tyłem, żebym tego nie zobaczył. Mój członek znalazł się w jej ustach. Poczułem ciepło jej ust. Jęknąłem z rozkoszy. Piękne. To było naprawdę piękne.
Robiła to bardzo powoli i ostrożnie.
Bardzo żałowałem, że nie widziałem wyrazu jej twarzy. Zorientowałbym się od razu czy sprawiło jej to przyjemność, czy wręcz odwrotnie. Jeśli byłoby jej dobrze, to mnie byłoby podwójnie przyjemnie.
A mnie było bardzo przyjemnie. Oddałem się więc przeżywaniu tej pieszczoty.
Naprawdę szkoda, że nie mogłem widzieć tego, co robi. Bodźce wzrokowe są także bardzo ważne. Nie narzekałem jednak. Nie mogłem narzekać.
Przy pomocy swoich ust i ręki Bettina doprowadziła mnie do mety. Wytrysnąłem obfitym strumieniem nasienia na swój brzuch...
– Chciałabym to z tobą zrobić. Chciałabym przeżyć z tobą ten pierwszy raz - odezwała się Bettina, gdy leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku przykryci kołdrą.
Poczułem wielką dumę z tego faktu. Moje ego zostało wyekspediowane w górę. Ja też bardzo tego chciałem. Pragnąłem tego ze wszystkich sił.
Przeżyć ten pierwszy raz ze wspaniałą dziewczyną. Stać się prawdziwym facetem. Zrzucić brzemię prawiczka, które powoli zaczęło mi przeszkadzać. Niektórzy moi znajomi, podobno, mieli już to za sobą. To równie dobrze mógł być kit wstawiany dla podniesienia swojej wartości, ale zakładając, że to prawda, mogłem się czuć trochę gorzej, a to nie było przyjemne.
Ale nieważne. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Mój czas właśnie teraz nadchodził. Nie mogłem nic z tym nie zrobić.
- Ja też – wyszeptałem.
– Ale boję się trochę.
– Czego?
– Zrobić ten krok.
Czyli: klasyczne chciałabym a boję się. Nie dziwiło mnie to, bo ja także czułem coś podobnego, ale większa cześć była po stronie "chciałbym ". U faceta najwidoczniej jest trochę inaczej.
Pieściliśmy się przez całą noc, dopóki za oknem nie zaczęło się rozjaśniać.
Zasnęliśmy wtuleni w siebie, gdy za oknem pojawiły się pierwsze symptomy dnia. Zapowiadała się bardzo przyjemna niedziela. Pewnie będzie upalna, jak poprzednie dni tego sierpnia.
Przetrawiałem w sobie wszystkie wydarzenia minionej nocy i muszę przyznać, że to danie było wyjątkowo smaczne. Po raz pierwszy było mi dane "skubnąć"coś z wielkiego stołu rozkoszy cielesnej. Jeszcze nie do końca, ale ta przystawka była genialna. Albo może lepszym określeniem byłby aperitif. Aperitif z dodatkiem swojskiego beaujolais. Pusta butelka i literatki stały jeszcze na stoliku.