Ilustracja: Rafael Barros

Wszyscy są zwierzętami (I)

20 grudnia 2023

Opowiadanie z serii:
Wszyscy są zwierzętami

Szacowany czas lektury: 22 min

Uwaga! Poniższy tekst zawiera kontrowersyjne sceny!

Opowiadanie jest dwuczęściowe.

Jaśmin mocno, najmocniej jak umiała, pochyliła głowę. Wzrok twardo wbiła w podłogę. Deski wydawały się w tej chwili najlepszym miejscem do skupienia wzroku. Ich sęki, słoje i pęknięcia tworzyły skomplikowane wzory, przez co była szansa nie dostrzec tego, który miał niebawem wejść do szopy, w której stała jako przedostatnia w szeregu siedmiu sztuk towaru. Opuściła dłonie, starając się niczym nie przyciągać uwagi.

W stopy zrobiło się ciepło; od pięt ku palcom rozszerzała swój krąg kałuża moczu. To świeżynka zsikała się ze strachu.

W sumie czemu nie?

Zmoczyć się, by wywrzeć wrażenie, że nie panuje nad zwieraczem? Przełknęła ślinę i próbnie nacisnęła na pęcherz, ale bez efektu. Była pusta; mocz wydaliła rankiem, nie wpadłszy na pomysł, że może się przydać.

A może lepiej się zesrać? Będzie śmierdzieć, będzie brzydsza i wtedy jej nie kupią? Nie; znów by bolało, krzyczałaby albo jęczała, a to wszystko tylko przyciągnie uwagę kupca. Zresztą i szczać nie ma czym; ostatni raz jadła przedwczoraj, a i to niewiele.

Jedyna nadzieja to pozostać niezauważoną.

Usłyszawszy zbliżające się kroki, zgarbiła się jeszcze bardziej. Sabor nie szedł sam.

 


 

Sprzedano ją, gdy miała… nie wie ile lat, bo nikt nie nauczył jej liczenia. Zresztą innych rzeczy też nie. Powód był prosty – bieda. Gdy rodzice i rodzeństwo zmarli podczas zarazy, wzięła ją do siebie kuzynka ojca. Na krótko; rychło nastał głód i ciotka gładko pozbyła się zbędnej gęby. Kupiec zapłacił za nią dwadzieścia silverów i tak stała się cudzą własnością. Obiecał, że przyuczy Karię do pracy w zamtuzie, że wkrótce dziewka będzie dosyłać szanownej pani silvery, a potem reale…

Od początku nie brzmiało to przekonująco.

Przyuczanie było – właściciel gwałcił ją systematycznie. W pierwszym roku nauczyła się dwóch rzeczy: nie machać rękami i nie chwytać niczego i nikogo, póki nie nakaże. Mogła za to drzeć się i płakać, gdy wpychał w jej wnętrze swojego kutasa. Tak, to nawet było pożądane, jak jej powiedział. Najwidoczniej nie tylko jego to rajcowało, ale i innych, którym ją wkrótce zaczął wynajmować. Co do jedzenia, to było nawet gorzej niż u ciotki, więc przestała rosnąć i w tym burdelu do końca uchodziła za dziecko.

Ten koniec zaczął się rok temu, gdy książę, któremu wciąż brakowało pieniędzy, nałożył podatek od zatrudnianych małoletnich. Właściciel lupanaru policzył silvery i wyszło mu, że trzymanie Karii w jej obecnym stanie mu się nie opłaca, więc szukał sposobu, by jak najszybciej zrobić z niej kobietę. Akurat trafił się hobgoblin udający druida, który obiecał, że za cenę darmowego rżnięcia „mała będzie odtąd krwawić regularnie”. Najwyraźniej doszło do nieporozumienia, bo każdy miał na myśli co innego. W każdym razie oferta została przyjęta i hobgoblin przystąpił do zadania.

Karia zobaczywszy go, zesrała się ze strachu. Stwór zaś nie tylko jej nie zeżarł, choć wiadomo było, że ta rasa ma młode człowieki za przysmaki, ale i umowy w zasadzie dotrzymał.

W zasadzie, bo swoim nieludzko potężnym członkiem rozorał ją wewnątrz tak dokumentnie, że nie mogła przestać krwawić przez miesiąc, i to zarówno z pochwy, jak i z odbytu, bo i tam ją rozharatał. To drugie za karę, że się zesrała. Po wszystkim kazał się wylizać do czysta, więc tym razem się zrzygała. Za to zbił ją tak, że do dziś zostały jej blizny.

Interes z hobgoblinem był dla właściciela wielce niekorzystny, bo wprawdzie przy kolejnych klientach darła się znacznie głośniej i dłużej niż nawet w pierwszych miesiącach pracy, ale większości samców nie podobały się współtowarzyszące czerwone wybroczyny, stąd odmawiali zapłaty. Potem trochę się podkurowała, ale i tak każdy większy chuj powodował nawrót krwawienia, a nie wiedzieć dlaczego wybierali ją zwykle ci z największymi. Pewnie dlatego, że wciąż miała wygląd dziecka, mimo że już skończyła trzynaście lat. Przynajmniej tak jej kazał właściciel mówić.

Darła się nie tylko z klientami, ale i podczas wypróżniania. Aby ograniczyć ten ból, jadła jeszcze mniej.

Kilka miesięcy temu właściciel burdelu stwierdził, że nic z niej nie będzie, i sprzedał ją kolejnemu. Wędrowała w większej grupie skuta z jakąś starą, podobno dwudziestopięcioletnią kurwą. Nocowały w co rusz innej szopie czy piwnicy w takiej ciasnocie, że niejednokrotnie, gdy któraś popuszczała we śnie, trzy inne bywały obsikane. Raz nawet jedna z transportowanych się zesrała. A miała czym, bo w dzień przechodziły przez opuszczony sad, gdzie obżarła się jakichś podejrzanych owoców. Poszło na wszystkie. Celowo. „Dla jaj, kurwa!”, jak oświadczyła uradowana wielce swoim „dowcipem” srajka. Nadzorca nie dociekał sprawczyni, tylko wybatożył wszystkie dupy i plecy, więc te niewinne oberwały podwójnie. Nie wiadomo, czy nie gorsze było to, że akurat nie chciało padać i w tym stanie pędzone były kilka dni.

Trzeciego dnia po obsraniu smród widać zwietrzał, bo Karia poczuła nieziemsko piękny zapach.

– Co to? – spytała towarzyszkę.

– Co co? – odszczeknęła niedomyślnie. Gnano je jak zwierzęta, a zwierzęta nie myślą.

– No ten zapach – uściśliła. Nie rozumiała, dlaczego musi wyjaśniać. Wszystko było jak zawsze z wyjątkiem tego zapachu. O cóż innego miałaby pytać?

– Jaśmin kfitnie – odpowiedziała współkurwa, jakby to miało wystarczyć.

– Jaki jaśmin?

– No co, kulfa, jaśminu nie snas?

– Nie! Co to „jaśmin”?

– Kfiatki, kulfa. Białe. Na tych ksackach. – Kiwnęła głową w stronę mijanych chaszczy.

Aaaa!

– Czemu tak dziwnie mówisz? – zapytała Karia po chwili. Dotąd nie rozmawiały, bo nie było o czym, więc nie słyszała, że tamta sepleni.

– Sémbóf ni mam z psodu, to tak mófię.

– Czemu? – Piękny zapach wytrącił ją z marazmu; tajemnica piękna skłaniała do dalszego poznawania otoczenia, a najbliższym była ta skuta razem z nią.

– Fybili, bo uglysłam jednego.

– W co?

– Jak to f co? F chuja! Sa to telas mogie lobić najlepsy olal w całym świecie! – Zaśmiała się rechotliwie.

Karia nie zrozumiała.

– Co to „olal”?

– I ty w buldelu byłaś? Co to olal nie fies? Do gémby ci fkładajo i posufajo jak w pisde albo w dupe. Ni blałaś do gémby?

Aaaa! Brała nieraz, ale zwykle dymali ją w dolne otwory, bo widocznie lubili słuchać, jak się nadziera. Nie wiedziała jednak, że… No nie! Ależ jest głupia! „Olal” to po prostu oral!

Jednak ten zapach… Jaśmin… Pięknie pachnie i pięknie się nazywa. Chciałaby tak pachnieć… i tak się nazywać.

Swego smrodu na zapach nie zmieni, ale od teraz będzie się nazywać „Jaśmin”.

 

W nowym burdelu właściciel szybko zorientował się, że sprzedano mu podwójnie sfelerowaną kurewkę z niezdatną zarówno pizdą, jak i dupą. Poczuł się oszukany i odreagował jak wszyscy – zbił ją tak, że przez dwa tygodnie nie mogła ani leżeć, ani usiąść, ani nawet się zgiąć. „Żadna strata”, jak powiedział, bo i tak dołem nie będzie pracować. Ćwiczyła się zatem w oralu, zawsze na klęczkach, bo rany po ostatniej chłoście długo nie chciały się zabliźnić.

Niestety, nikt nie nazywał jej Jaśmin. W ogóle nikt nie zwracał się do niej po imieniu. Była „ty”, była „mała”, „ta chuda”, „nowa” i jeszcze parę takich, ale nie Jaśmin. Że zaś była niechętna, nieumiejętna i – jak mówiono – „krótka w gębie”, więc nie trwało długo, jak znów zmieniła właściciela.

Dobrze, że udało się jej nikogo nie ugryźć i zęby ocaliła.

Kupił ją Sabor. Nawet podsłuchała za ile; wyceniono ją na piętnaście silverów.

Miała wrażenie, że ciotce za nią dali więcej. Znaczyłoby to, że jest coraz mniej warta.

Znów szła gdzieś, znów skuta z jedną, nawet dość młodą, ale przekarmioną, przez co w klatce noclegowej było im ciasno.

– Jesteś ładna, dziecko – powiedziała zwalista, wgniatając ją swoimi wybujałymi cycami w pręty. A usłyszawszy od Jaśmin, że jest felerną kurwą, dodała pocieszająco: – Może ci się poszczęści i ktoś weźmie cię na służbę do domu. Ładne dzieci bogaci chętniej biorą. Jesteś mała, więc grozi ci kopalnia, w której wylądujesz za parę lat, jak się zestarzejesz i samce wszystkich gatunków się tobą znudzą. Wszystko jest lepsze niż kopalnia i wieczne ciemności. To nawet gorsze niż rzeźnia, ale takich chudzinek na rzeź nie kupują. Teraz nie myśl o niczym, to będziesz lepiej spać, dziecko.

Słowa te przyniosły odwrotny skutek – zdjęta strachem nie zasnęła do rana. Myśl o zamknięciu w ciemnościach kopalni nawracała przez całą noc. Nie wiedziała już, czego bardziej się bać: rozrywających jej otwory członków, nieustannych tortur wypróżniania, pożarcia przez jakichś ludojadów, czy wiecznych ciemności w ciasnych korytarzach podziemia.

Na następną noc wegnano je do szopy. Była wąska, ale wysoka, więc zimna. Częściowo rozkuto i puszczono w ruch cebrzyk z wodą, który później posłużył za kubeł. W szczytowej ścianie jedna deska była nadpróchniała; przez ubytek nocą będzie wiało chłodem, więc wiadomo było, że przy niej legną Jaśmin i druga słaba – zahukana wiejska świeżynka, jak nazywano świeżo pojmane. Silniejsze odsunęły się możliwie daleko od feralnej dziury.

 

Rano poderwał je bat. Sabor polecił jednej wynieść kubeł, potem kazał im się rozebrać, a odzież złożyć w kącie. Paroma kopnięciami uformował z ich szmat małą kupkę. Nadzorca tymczasem ustawił je co dwa kroki wzdłuż szopy, a następnie skuł wszystkie, jedną po drugiej.

– Stać mi tu prosto i ani mru mru, bo wybatożę – zagroził handlarz. – Zaraz przybędzie klient. Nie prowadzi burdelu, tylko porządne gospodarstwo, więc żadnych głupot!

Wyszedł. Wnet dał się słyszeć turkot kół wozu. Świeżynka miała szparę w ścianie zaraz za sobą, więc nachyliła się i wyjrzała, kto zacz. Zerkała przez krótką chwilę, a potem odwróciła się z wrzaskiem i płaczem.

– AAAAAaaa!!! Potwór!! Ma straszne kły! Zje nas!

Inne złamały szereg i zaczęły mówić jedna przez drugą, dopytując, co to za rasa, ale nadzorca kilkoma razami bykowca wnet przywrócił porządek i ciszę.

– Ta, która odtąd się ruszy albo piśnie, pójdzie na pożarcie jako pierwsza – zapowiedział.

 


 

Drzwi się otworzyły. Deski podłogi skrzypnęły. Zgromadzony towar na ogół zachował milczenie; pisnęła tylko ta przy drzwiach, choć dwie, w tym świeżynka, nie pohamowały jęku grozy.

– Jak już mówiłem, same najlepsze nabytki – urabiał klienta Sabor. – Jestem pewien, że kilka trafi w pański wyrafinowany gust.

Podłoga ponownie zatrzeszczała, nawet mocniej niż dotąd. Klient prowadzony przez Sabora miał bardzo ciężki krok i sam musiał być ciężki. Zatrzymali się. Jaśmin wciąż liczyła, że wybierze którąś z tych bliżej drzwi i do niej te ciężkie kroki nie dotrą. „Ostatnie będą pierwszymi” – jak podsłuchała kiedyś u jakiegoś kapłana Religii Nadziei. Teraz te słowa wzmagały lęk; była przedostatnia i co najwyżej chciała być ostatnia, a nie pierwsza czy druga.

Sabor dalej trzepał ozorem:

– Och tak, ta! Doskonałe oko! Wspaniała sztuka! Pewien farmer obiecywał mi za nią dziesięć reali, bo miał plan rozmnażać ją na mięsiwo z myślą o…

Głos, który mu przerwał, był donośny i chłodny, zdolny wyziębić wszystko w promieniu stajania, nic dziwnego więc, że zmroził krew w żyłach Jaśmin, a zapewne i handlarza.

– Więc biegnij za nim, nim się rozmyśli, bo ja nie dałbym za nią dziesięciu silverów.

Drewno podłogi znów zajęczało; klient snadź przemieszczał się wzdłuż szeregu skutych łańcuchem człowieczych samic.

– Natomiast ta… – próbował dalej Sabor. Jaśmin wyczuła w jego głosie strach, przez co i jej przerażenie wzrosło.

Głos klienta zadudnił oschle:

– Mam oko i widzę, handlarzu. Zechciej więc zamknąć gębę albo ci w tym pomogę. – Milczał chwilę. – Za tę zapłacę pięćdziesiąt. Jak się wycieli, powinna dać dobry, mleczny przychówek. Zaryzykuję.

Sabor zaoponował piskliwie:

– Pięćdziesiąt silverów?… Liczyłem na sto! To dobra sztuka! Jest młoda, ma duże wymiona, da dużo mleka…

Głos milczał chwilę.

– Jeśli rzeczywiście się wycieli i będzie wydojna, dorzucę ci dwadzieścia. Jehro, oceń sama i jak nie zobaczysz wad, dołącz ją do wozu.

Rozległy się głośne protesty i wrzaski wyciąganej, ale ścichły, kiedy drzwi za nią się zamknęły.

Zostało ich sześć.

Jaśmin poczuła wdzięczność wobec losu, który dał jej posturę dziecka. Jeśli dobrze rozumiała, klient szukał sztuk mlecznych, mięsnych i zarodowych, a do tego warunków z pewnością nie miała.

Po chwili jeszcze dwie podzieliły los poprzedniczki i przy głośnych sprzeciwach z ich strony zostały wyprowadzone na zewnątrz.

Cztery.

Dostrzegła zatrzymujące się przed nią czubki wielkich, czarnych buciorów. Zadrżała, ale nie podniosła wzroku.

Głos wysoko znad jej głowy zapytał Sabora:

– Jest garbata, że tak krzywi kark?

– Nie! Ależ skąd! Cały mój towar jest w pełni zdrowy! Nie sprzedaję kalek, utraciłbym renomę! – zareagował desperacko handlarz. Złapał Jaśmin za ramię i szarpnął. – Natychmiast się wyprostuj, bo pożałujesz! – syknął jej w ucho.

Nie, nie zmusi jej, by podniosła wzrok na potwora. Już te buciory, trzykroć większe od jej bosych stóp, były wystarczająco straszne. Najwyżej ją wychłoszcze; dla niej to nie pierwszyzna…

Nie Sabor, ale odziana w rękawicę dłoń, a właściwie jeden ogromny palec, który nacisnął spód jej podbródka, przemogła jej wolę. Głowę uniosła, ale wcześniej zacisnęła powieki, by nie spojrzeć na potwora przed sobą.

Tym razem klient powiedział wprost do niej:

– Na krowę się nie nadasz, choćby latami tuczyć. Zero tłuszczu, jak prawdziwa dzika. Wyglądasz całkiem, całkiem… – Wciąż unosił jej podbródek. – Ile za tę chudzinę?

Sabor nabrał wielki haust powietrza.

– Jak dla wielmożnego pana…

Jaśmin wzięła zamach i kopnęła na oślep, trafiając paluchem w coś twardego. Zabolało tak, że o mało się nie przewróciła.

Głos warknął albo prychnął gardłowo; trudno było ten dźwięk jednoznacznie określić.

– Ty dziwko!!! – ryknął Sabor. – Zaraz…

– Spokojnie, handlarzu!… Pytałem, ile za tę chudzinę?

Sabor miotał się między strachem a chciwością.

– Szaa… nowny panie, po tym, co… zrobiła…

– Siedemdziesiąt, i to od razu, bo mi się podoba.

– Sie…? – Handlarz przełknął ślinę.

– Dam Ci po sześćdziesiąt za każdą z tych mlecznych, osiemdziesiąt za małą i trzydzieści za zsikaną. Piętnaście reali dla równego rachunku.

– Wiedziałem, że się dogadamy – ulga w głosie Sabora była wyraźnie słyszalna. – Interesy z panem to przyjemność!

Palec przestał gnieść jej podbródek, więc na powrót pochyliła głowę. Kupiec ścisnął jej ucho, jakby karcił niesfornego dzieciaka. Zabolało.

– Gabi! Rozlicz się z naszym drogim dostawcą.

Puścił. Ktoś doszedł albo wyszedł, bo drzwi się otworzyły i potem zamknęły. Jaśmin nadal stała z zamkniętymi oczami i opuszczoną głową. Krew wracała do ucha, pulsując w nim gorącem. Świeżynka krzyknęła, szarpnąwszy łańcuchem:

– Nie zjadaj mnie!

– Gabi twierdzi, że jej się przydasz do pracy w domu. Tylko panuj nad zwieraczem, bo jak nie, to ona sama zrobi z ciebie gulasz i żadne obsranie ci nie pomoże. – Stukał palcem po ramieniu Jaśmin, jakby się zastanawiając. – Natomiast ty, chudzinko… będziesz moim nowym pupilkiem. Radzę – zobacz we mnie swoją przyszłość.

Tupiąc buciorami, wyszedł. Drzwi trzasnęły.

Łańcuch szarpnął. Jaśmin odważyła się uchylić powieki i ujrzała świeżynkę siedzącą w kałuży moczu.

– Uff… Mam szczęście… – wyjęczała z podłogi – …bo tacy jak on jedzą ludzi na przemian z owcami czy…

„Moją przyszłość” – brzmiało w uszach Jaśmin. „W nim”? – To, co mówiła zsikana, nie miało znaczenia, ale co powiedział jej nowy właściciel, już tak. „Czyli co?”

Jej wzrok padł na elfkę, która od Sabora odwróciła się ku nim. Szpiczaste uszy wystawały jej spomiędzy burzy jasnych loków. Wyglądała młodo, ale po elfach nie poznać wieku, a żyją wielekroć dłużej od ludzi.

Ostroucha posłała obu zakupionym dziewkom spojrzenie zielonych, obrysowanych czarnym barwidłem oczu. Z kluczem w ręce podeszła wolnym, rozkołysanym krokiem.

– Powiem to od razu: albo was przymuszę i będzie bolało, albo będziecie posłuszne i obejdzie się bez bólu. Jak któraś spróbuje podnieść na mnie rękę, to ją złamię. Pyskowanie, próby obrażania lub dyskutowanie ze mną nagradzam natychmiastowym ucięciem języka i skończycie jak nasze bydło; jeśli nie dacie mleka, to w garnku. Jeśli zrobicie coś niezupełnie dobrze, przymknę oko, jednak tylko raz. Jeśli chcecie ze mną żyć w zgodzie, mówcie do mnie „pani Gabi”.

Zsikana poderwała się z ziemi i wyprostowała. Elfka wsunęła klucz w otwór jej kajdan i roztwarła je. Potem stanęła przed Jaśmin. Przyglądała się jej badawczo.

– Rzeczywiście, ładna z ciebie sztuka, tylko trzeba cię odkarmić. Maść, kilka eliksirów i powinien być zadowolony. Podnieś stopę!

Jaśmin przełknęła ślinę.

– Pani Gabi, co znaczy, że mam być jego pupilkiem?

– Takim domowym zwierzątkiem. Czymś, co trzyma się dla przyjemności, a nie użyteczności. Taka będzie twoja rola w domu. Ładnie wyglądać, być miła, towarzyszyć mu w codziennym życiu.

Zdjęła żelaza i wyprowadziła obie na zewnątrz.

– Będziecie szły posłusznie za wozem, czy mam was przykuć?

Świeżynka w imieniu obu zapewniła, że pójdą grzecznie.

Przed południem dotarli do wielkiej posiadłości.

– Mam was związać w kij i polewać wodą z wiadra, czy jak rozumne istoty umyjecie się same? – zapytała.

Zgodnie odpowiedziały, że same.

Bocznym wejściem zostały wprowadzone do dużego domu. Nie tylko dom był duży, ale wszystko w nim było duże: drzwi, okna i pomieszczenia.

– Najpierw idziecie do łaźni; ubrania i strawę dostaniecie potem.

Łaźnia okazała się dużą izbą z głęboką niecką do kąpieli. Obie zostały same i zanurzyły się w ciepłej wodzie o dziwnym zapachu. Jaśmin nigdy nie kąpała się w ciepłej wodzie.

Świeżynka, która powiedziała, że nazywa się Ila, była wciąż zalękniona.

– Nie wiem, czy dam radę. Nigdy nie wyszłam z wioski dalej niż do lasu na grzyby. No i tam mnie złapali… – dorzuciła z westchnieniem. – A ty wiesz, co w takim domu się robi?

– Nie wiem. U ciotki też mieszkałam w biedzie. A potem w dwóch burdelach, a tam tylko wypnij się, weź, rusz się, szerzej… Nic więcej.

Ila, zajęta własnymi strachami, nie słuchała.

– Pewnie nie zadowolę pani Gabi! Skończę jako potrawka! Mówię ci, jest przerażający, gigantyczny – mówiła ze ściśniętym gardłem – …z długimi jak szable zębiskami wystającymi z paszczy. Jak go kopnęłaś, wyszczerzył je, jakby miał ci zaraz odgryźć głowę! Jest strrrraszny!… – Oczy jej się zaszkliły i wstrząsnął nią dreszcz. –  Chyba wolałabym dawać mleko… – Pomacała się po wymionach, ale raczej z rezygnacją. Nie były nawet średniej wielkości.

Jaśmin miała dość swoich problemów, by przejmować się cudzymi.

– Ty przynajmniej wiesz, czego od ciebie chcą. A ja? Mam być jakimś kotkiem!… Czy ja wiem…

Długoucha wróciła, przyniósłszy kosz i skrzynkę z rączką. Kazała im wyjść z wody i usiąść. Otwarła kuferek, wyjmowała z niego flaszkę za flaszką i studiowała napisy na każdej. Wreszcie wybrała jedną i otworzyła. Zawartością polała ich głowy.

– Wcierać, aż będziecie mieć suche dłonie.

Płyn dziwnie łaskotał skórę. Ila wykonała polecenie natychmiast, a Jaśmin dopiero zobaczywszy podniesioną rękę elfki, która już brała zamach, by zdzielić ociągającą się.

Cel zrozumiała, spojrzawszy na Ilę. Jej czupryna wręcz piła driakiew. Niczym rośliny potraktowane druidzką magią płowe włosy towarzyszki rosły i wnet sięgnęły karku, by po chwili go zasłonić.

Ila wydawała się zachwycona.

Jaśmin nie miała długich włosów od lat. Nie wiedzieć czemu wielu je szarpało lub wyrywało dla zabawy, zanim ją zgwałcili lub potem, więc sama je obcinała, gdy tylko udało się jej dorwać do noża. Ostatnio całej partii towaru ostrzygł je Sabor ze względu na wszy.

Dotykała swojej głowy, również odkrywając tam gęste, puszyste kędziory. Pochwyciła ich grube, brązowe pukle, przerzuciła na piersi i przytuliła jak odnalezionych przyjaciół. Wiele lat ich nie widziała. Były dłuższe niż u blondynki; najwyraźniej zostały obficiej polane.

Gabi wyjęła z kuferka słój z czymś zielonym i gęstym.

– Jeszcze się nie cieszcie, dopiero zaczynamy. Tym macie się wysmarować. Dokładnie, całe ciało; najlepiej jedna drugą. I mówiąc całe ciało, mam na myśli również tam między nogami. Jeśli którejś to nie pasuje, to ja to zrobię, tyle że mało subtelnie.

Znów Ila pierwsza ruszyła wykonać polecenie i nabrawszy na palce dużą ilość mazidła, zaczęła je wcierać wpierw w twarz Jaśmin, a potem w każdy zakamarek ciała. Pokrywała je smarowidłem dokładnie, co rusz nabierając pecyny zielonej papki na obie dłonie, obchodząc Jaśmin dookoła i maszcząc skrupulatnie. Na końcu podeszwy.

W przeciwieństwie do specyfiku na porost włosów ta maź parzyła. Gdy Ila smarowała najbardziej wrażliwe części ciała – sutki, pachy czy krocze – Jaśmin zaciskała usta, by nie jęczeć. Czuła się jak opalana ogniem.

Po wszystkim wydała westchnienie ulgi i odwdzięczyła się Ili tym samym. Skutki smarowania szybko stawały się widoczne. Blizny i otarcia znikały, kurzajka została wchłonięta bez śladu, a cera stała się gładka i jędrna. Jaśmin zobaczywszy to, nabrała więcej mazi na palce i wsadziła je sobie głęboko w odbyt. Gdy palące gorąco zaatakowało ją w samym środku, podskoczyła i wrzasnęła, jednak cierpienie trwało tylko chwilę; krótszą niż podczas szczania. Od roku czuła tam ból cały czas, nawet nie zawsze zdając sobie sprawę z jego ciągłej obecności. Aż do teraz, bo właśnie znikł. Zapracowała mięśniami zwieracza… Tak, nie czuje… Powzięła przekonanie, że naprawa się dokonała. Nabrała więc maści ponownie i krzepiona wiarą w jej cudowną moc i nadzieją na taki sam efekt wsadziła sobie zielone palce w cipę. Obyło się bez podskoku, choć jęczała głośno przez cały czas rozsmarowywania magicznego specyfiku po wnętrzu.

Gabi bez słowa przyglądająca się wszystkiemu z zadowoleniem skinęła głową. Podała Jaśmin odkorkowaną butelkę z różową, błyszczącą zawartością.

– Wypij do dna. Przywyknij do smaku; będziesz to pijać często.

Powąchała. Nozdrza wciągnęły słodki, niemal gryzący zapach. Spojrzała na elfkę. Otworzyła usta, by zapytać, co to jest, ale wtedy Ila chwyciła rękę i brutalnie wlała jej płyn do buzi. Wyraźnie chciała się podlizać nowej szefowej.

 Ciecz smakowała tak, jak pachniała. Dziwnie, słodko… Lepiła się do języka oraz podniebienia, niemal ją dławiąc. Poczuła, jak zalewa ją szczypiący mróz. Rozkaszlała się, posyłając wściekłe spojrzenia w stronę Ili.

Elfka wyjęła z jej dłoni pustą flaszkę.

– Co to, kurwa, było? – Jaśmin wykrztusiła z siebie niepewne pytanie, po czym skrupulatnie się poprawiła: – Pani Gabi, co to było?

– Czuj się wyróżniona. Wiele potrafiłoby zabić, by dostać choć łyk tego eliksiru, a ty będziesz go pić butelkami. Dzięki temu nawet za dwadzieścia lub i czterdzieści lat wciąż będziesz wyglądała młodo jak teraz. Wygląd to jedyna twoja wartość, więc warto zachować go jak najdłużej. No i pożegnaj się z krwią miesięczną.

Oby – pomyślała Jaśmin. Przypomniał się jej hobgoblin, który obiecywał coś wręcz przeciwnego. Wzdrygnęła się. Wiadomo, co z tego wyszło. A dwadzieścia, czterdzieści? To chyba duże liczby? Właśnie obiecano jej długie życie. Bez krwawienia!

Gabi wydała Ili prosty strój do prac domowych; podobny do tego, jaki sama nosiła. Wdziawszy go, świeżynka sprawiała wrażenie, że jakby postawić ją gdzieś z boku, nikt nie zwróciłby na nią uwagi.

Strój Jaśmin oznaczał, że będzie w tym domu czymś więcej. Miła w dotyku sukienka oraz długi sweter – kardigan, jak go nazwała elfka – z barwionej na czerwono puchatej wełny wyglądały na bardzo drogie. Nigdy dotąd nie miała na sobie niczego równie pięknego i kosztownego. Ba! – nigdy niczego podobnego nie widziała! Kardigan miał kaptur.

– Butów nie dostaniesz. Tak zadecydował – wyjaśniła Gabi. – Zawsze masz chodzić boso.

Przyjęła to obojętnie. Nigdy nie miała butów i nigdy o nich nie myślała. Chodzenie boso było dla niej oczywiste. „Choć teraz może być trudniej” – pomyślała. Zielona maść usunęła z jej podeszew całą zrogowaciałą skórę, więc poczuje każdy kamyczek.

We trzy przeszły do kuchni. Tu Ila dostała miskę gęstej zupy, a przed Jaśmin elfka postawiła porcelanowy talerz z ziemniakami, ale jakimiś słodszymi niż te, które jadała kiedyś, z nieznaną, zieloną rośliną i kawałkiem mięsa. Przyjrzała się mu nieufnie, ale wyglądał na kurze udko. Zamiast łyżki dostała nieznane narzędzie przypominające widełki. Nawet wygodne.

Wygłodniała i karmiona dotąd śmierdzącymi odpadkami albo i nawet nie, pochłonęła wszystko i wyssała każdą kosteczkę, a potem wylizała talerz.

Nie bała się. Wierzyła, że koniec z bolesnym szczaniem. Może jeść, ile tylko dadzą.

 

Po posiłku Gabi kazała jej umyć ręce i buzię i poprowadziła na piętro. Zatrzymały się przed drzwiami na końcu wyłożonego ciemnym drewnem korytarza. Obróciła się ku Jaśmin i dokonała ostatniej oceny. Pośliniła koniuszek palca i usunęła jakąś plamkę z twarzy dziewczyny.

– Spamiętaj moją radę – powiedziała. – Bądź grzeczna, wyglądaj ładnie i słuchaj, kiedy mówi, a nic złego cię nie spotka.

Jaśmin niezupełnie zrozumiała, bo myślała o tym, co czy raczej kogo zastanie za drzwiami. Potwora! Giganta z zębiskami jak szable! Nie była na to gotowa. Opuściła głowę i wbiła spojrzenie w palce stóp. Usłyszała pukanie i drzwi się otwarły, nie ośmieliła się jednak unieść wzroku.

Elfka oświadczyła:

– Pozwoliłam sobie ją przyprowadzić.

Nowy właściciel Jaśmin odpowiedział z wnętrza:

– Tak, niech wejdzie. Mam tu dla niej kojec. Czy posiłek jej smakował?

– Jadła, aż jej się uszy trzęsły. Aha, Jehra mówiła, że jeszcze w tym tygodniu pokryją nowe mleczne i pytała, czy może liczyć na pierwsze człowieczko.

– Oczywiście, należy jej się zgodnie z kontraktem. Ciekaw jestem, jak spiszą się te trzy dzisiejsze… Mam podejść po ciebie, chudzinko, czy sama zechcesz wejść?

Jaśmin niepewnie postąpiła kilka kroków. Przeszła przez otwarte drzwi, a te zamknęły się za nią. W zasadzie weszła, by przyjrzeć się podłodze. Nie miała pęknięć i pokrywały ją ładne wzory z drewna różnych kolorów. Była znacznie ciekawsza niż ta w szopie.

Nie zdobyła się na odwagę, by na niego spojrzeć, a co dopiero podejść ku niemu. Była głodzona, bita i gwałcona, ale potworów los jej oszczędził. No, może tylko z tym hobgoblinem… To było zdecydowanie jej najgorsze doświadczenie. Ale on był mniejszy nawet od niej, a ten tutaj… „Gigantyczny z zębami jak szable” – brzmiało w jej głowie. „Szczerzył je, jakby miał ci odgryźć głowę”, mówiła o nim Ila. Strach ją paraliżował. Wróciła do pomysłu, by popuścić pod siebie, by ją stąd wyrzucono; dokądkolwiek, byle daleko od niego.

Ale i tego się bała…

Coś szurnęło i usłyszała i ten sam ciężki krok, co w szopie handlarza. Czubki butów znów pojawiły się w kręgu jej wzroku.

– Twój gatunek ma dziwny lęk przed moim – powiedział. – Człowieki strzelają do mnie z dymiących rur, ale nadal się boją. I ty drżysz przede mną. Prawda, chudzinko?

– Nie jestem Chudzinka – wykrztusiła płaczliwie. – …tylko Jaśmin.

Głos mruknął w aprobacie.

– Ładnie. Mam tak na ciebie mówić?

– Chudzinka brzmi, jakby miał mnie pan podtuczyć i zjeść…

– Dobrze, od teraz będę mówił na ciebie Jaśmin. Przygotowałem ci miejsce do odpoczywania, kiedy będziemy tu przesiadywać. Masz, jak widzę, kaptur; jest też koc, więc będziesz mogła się nimi cała zasłonić, by mnie nie widzieć, jeśli nie chcesz. Jak skończę z rachunkami, to pójdziemy na spacer. Pokażę ci, gdzie będziesz żyć.

Położył ciężką rękę między jej łopatkami i pchnięciem zmusił do zrobienia kilku kroków. Zatrzymali się przed płaskim, owalnym koszem wyłożonym beżowym kocem. Siłą skłonił ją do zajęcia w nim miejsca. Zamknęła oczy, dla pewności okryła je kapturem. Otulił ją pledem.

– To będzie twój azyl. Kiedy będziesz tutaj, nikt nie będzie ci zawracać głowy, chyba że będzie pora na posiłek. Ty zdecydujesz, kiedy wyjść.

Zwinęła się w kłębek. Głowę położyła na czerwonej poduszce z wyszywanymi złotą nicią kwiatami. To było coś różnego od zimnych kamieni, twardej, gołej ziemi, zapluskwionych wyrek i ciągnącego po plecach chłodu szop i klatek, gdzie dotąd nocowała. Czuła, jak ogarnia ją błogość.

Dopóki go nie widzi, nie jest potworem.

Ułożyła się wygodnie, dla pewności naciągnęła na głowę koc i zasnęła.

Ten tekst odnotował 28,289 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.11/10 (73 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (11)

+3
-1
Skoro autorem są Rascal i Tomp, to nie ma kto komentować. Dlatego też ja pozwolę sobie to zrobić. 🙂
Lubię fantasy i to opowiadanie może zapowiadać się na ciekawą historię. O ile nie skończy się zjedzeniem bohaterki przez właściciela (czytałem dopiero pierwszą część).
Przeszkadzało mi w lekturze ciągłe używanie słów "szczać", "srać" itp. Można je przecież zastąpić np. przez "wypróżnić się". Także silver i real nie pasują mi zbytnio. Jednak grosz, dukat czy choćby talar odpowiadają właściwie każdej fantastycznej rzeczywistości, to te dwa typy monet dobre są tylko w czymś stylizowanym na nastoletni fanfik do filmu. Tak samo jest z kardiganem - mi bardziej odpowiada sukno, płótno itp.
Choć powyższe zastrzeżenia mogą wynikać z mojej słabości do historii jako takiej - to już zawodowe skrzywienie, żeby trzymać się jak najściślej realiów epoki. 🙂
Pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Na tle onanistycznego pornochłamu to opowiadanie zasługuje na Główną. Zatem, choć rzadku tu bywam, daję kopa w górę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Szerksznas
Przede wszystkim dziękujemy za komentarz. To dla autorów bardzo ważne, żeby poznać odczucia czytelników ich dzieł.
Pozwolimy sobie jednak podyskutować z zarzutami.
Otóż „wypróżniać się” użyto w tekście dwa razy, „szczać” – trzy, a „srać” – siedem. Powody używania tych trzech synonimów są dwa. Po pierwsze – unikanie powtórzeń. Po drugie – przewaga form wulgarnych (w pierwotnym znaczeniu „wulgarny” oznacza „prosty, zwykły”) wynika ze stylizacji. Otóż człowiek kulturalny powie „wypróżniłem się w toalecie”, ale prosty i niewykształcony, a zwłaszcza wyrzutek (a takim jest Karia, potem nazywająca się Jaśmin) – „wysrałem się w kiblu”. Niektóre użycia wynikają po prostu z frazeologizmów, bo można się tylko „zesrać ze strachu”, ale „wypróżnić się ze strachu” nie można. Można wprawdzie defekować, ale zostawmy to słowo medycynie.
Co do nazw, to w opowieściach niehistorycznych, bajkach i fantasy jako zasadę Tomp przyjął unikanie realiów historycznych, a takimi są grosz (powszechna moneta Polski, Węgier, Czech, Austrii, a nawet Francji i Włoch), talar (również: Polska, Austria, Czechy, Ameryka) i dukat (Wenecja, Polska, normańska Sycylia i wiele innych państw i księstw). Wymyślił więc silvera, jako ogólną nazwę monety srebrnej (tak postąpił ks. Wujek wymyślając dla Biblii nazwę „srebrnik”), a real… Cóż, była taka waluta (Hiszpania i jej kolonie), ale jest słabo kojarzona i Tomp uznał, że nie będzie razić. W końcu jej nazwa pochodzi od króla, a królowie byli, są i będą.
Tolkien również wymyślał własne nazwy monet, a niektóre brał z historii i czasem przerabiał. Dlatego w Śródziemiu obok (Tomp cytuje już za tłumaczami na język polski) groszy, dukatów, koron, szylingów i pensów mamy miriany, castary, tharni, guziki(?), penningi.

Silniejszy protest zgłaszamy wobec propozycji zastąpienia „kardigana” jakimkolwiek rodzajem tkaniny (sukno, płótno) bądź nieokreśloną dzianiną. Tekst mówi jasno:

długi sweter – kardigan, jak go nazwała elfka – z barwionej na czerwono puchatej wełny



Rascal zauważa, że można byłoby tu co najwyżej kardigana zastąpić "opończą", ale ta z definicji nie posiada rękawów. W założeniu jednak miał być to długi sweter z kapturem o otwartym przodzie, czyli coś co właśnie można zdefiniować jako "kardigan". I jak wyraźnie jest zaznaczone, tego określenia (obcego dla Jaśmin) używa Gabi – a więc elf, a nie człowiek. Nasza bohaterka więc może uznać go za twór właśnie tego gatunku, nieznany ludziom (nie przekładajmy naszej mentalności na mentalność świata fantasy).

Trzymanie się realiów epoki może (i powinno) dotyczyć powieści historycznej, a fantasy taką nie jest i nie może być. Dopiero by się porobiło, gdyby w „Hobbicie, czyli tam i z powrotem” doszukiwać się prawdy historycznej!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Rozumiem podejście do nazw przez Was zastosowane. Pozostanę jednak przy swoim - mi po prostu bardziej podoba się grosz itd. od silvera. Zresztą srebrna moneta, o ile się nie mylę, miała dużą wartość, więc może by ją po prostu zastąpić nazwą mniej kojarzącą się z kruszcem ogólnie kojarzącym się z czymś bardzo cennym. Reale nawet są fajne. Nigdy dość przypominania, że świat i literatura nie kończą się wyłącznie w anglosferze. 🙂
Co do kardiganu, posypuję się wirtualnym popiołem, a nawet zlewam gaśnicą. 🙂
Jednakże proszę, upraszam, sugeruję i wnoszę o szersze rozbudowanie świata. To zwyczajnie zwiększa przyjemność z lektury.
A jeśli przy okazji napiszecie trochę o rozwoju sił wytwórczych, produkcji sukna czy rozwoju chutnictwa w Nibylandii, to od razu pozytywnie odróżnicie się od n-tej wersji średniowiecznej Anglii czy Francji. 🙂
PoZdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
czy rozwoju chutnictwa

yyyy.... CHUTA?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Szerksznas

Zresztą srebrna moneta, o ile się nie mylę, miała dużą wartość, więc może by ją po prostu zastąpić nazwą mniej kojarzącą się z kruszcem ogólnie kojarzącym się z czymś bardzo cennym.


Jaką wartość miał srebrnik w świecie Jaśmin, Gabi i Azula wiemy tylko w kwestii cen niewolnic różnego przeznaczenia.
W historii naszego świata wartość srebra generalnie spadała, a wartość monet srebrnych spadała jeszcze szybciej, ze względu na obniżanie ich wagi i zawartości kruszcu (zastępowanego częściowo np. miedzią) przez kolejnych emitentów. O polityce monetarnej pisał m.in. M. Kopernik, odkrywając prawo "zły pieniądz wypiera lepszy".
Jednakowoż srebro nie było aż tak cenne. Nawet we wczesnym średniowieczu (gdy miało relatywnie większą siłę nabywczą niż później) przykładowe ceny (w Europie w denarach=1,7 g Ag) były następujące:

małe gospodarstwo (zagroda) — 250
kolczuga – 150
miecz — 60 – 150 (ze stali damasceńskiej znacznie więcej)
niewolny mężczyzna (silny) — 180
niewolna dziewka — 135 (ładna w krajach arabskich znacznie więcej)
wół, krowa — 40
świnia — 10
drób — 1 – 2
sukno wełniane szare (zwykłe) — 5/łokieć (krosna ówczesne miały szerokość ok. 2 łokci, a jednostka tkacka zwana "postaw" miała długość ok 25 łokci). Bielenie/farbowanie tkaniny zwiększało jej cenę 2 – 4 krotnie.

Natomiast typowy przelicznik monet srebrnych na złote w większości państw w wiekach średnich wynosił 20:1. W Anglii przetrwało to aż do II połowy XX w., kiedy funta=20 szylingów zastąpiono funtem=100 pensów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Widzę, że nie pierwszy raz zaczyna się dyskusja pt. "czym, ile i za co płacono w imperium Megapenistanu" 😛 Jeśli chcecie poszerzyć wiedze i macie parę godzin sprzątania albo innego podobnego zajęcia, nadającego się dobrze do słuchania podcastów w tle, polecam włączyć sobie to:

https://youtu.be/njKfrQ-sgeo?si=2UmUekZoLEdJmbHp

To raczej taka rozmowa ze slajdami niż typowe słuchowisko, ale da się normalnie skupić na treści bez ciągłego zerkania w ekran. To pierwsza część, są jeszcze dwie. A jak ktoś nie lubi słuchać z YT, to na stronie https://nerdynoca.pl/ też można odpalić.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Rzeczywiście, rąbnąłem się w hucie. 🙂 Ponoć językoznawcy swego czasu proponowali, żeby sexszop zastąpić właśnie chutnikiem, ale się nie przyjęło, a mi musiało to utkwić w głowie.
Tompie, za jaką publikacją podajesz te dane? Może akurat gdzieś mi się wala ta książka po dysku, a jeszcze do niej nie dotarłem.
Agnessa, dzięki za linki. Megapenistan to interesujące miejsce i zawsze warto wiedzieć, na co się przygotować odwiedzając go np. w następne wakacje. 🙂
PoZdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Szerksznas

Jednakże proszę, upraszam, sugeruję i wnoszę o szersze rozbudowanie świata. To zwyczajnie zwiększa przyjemność z lektury.



Tak jak już pisałam pod częścią drugą, do @Agnyzy – jest to dość swobodnie oparte o Forgotten Realm (Zaginione Krainy), niż jakiś stricte autorski świat.
Swobodnie, bo Tomp (raczej nie napisał w liście do Mikołaja, że chce dostać komplet podręczników do DnD albo Patchfindera, by wkrótce zostać prawdziwym DM [Dungeon Master/Pan Podziemia, jak fachowo nazywa się Mistrz Gry w tymże setingu]) i ja dość mocno go dostosowaliśmy (co nie jest czymś niezwykłym przy prowadzeniu sesji, w dużej mierze bardziej bierze się niektóre założenia świata, niż naprawdę sztywno się ich trzyma) do swoich potrzeb (acz on bardziej, robiąc choćby z wysokich elfów – łąkowe, co mnie szczerze ubawiło).
Czym jest DnD i samo Forgotten Realm tłumaczyć nie będę, bo wtedy bym mogła cały referat napisać (use Google, Luke), jednakże materiałów (niekoniecznie porno czy choćby erotycznych) z niego jest naprawdę wiele i mogą być skrajnie różne (polecam choćby 1 sezon Strange Things, gdzie bohaterzy grają w dedeczki i potem przekładają fabułę serialu na właśnie język z RPG).
Jeśli poczułaś/łeś się jednak wkręcony, na YouTube można znaleźć wiele grup, które nagrywają swoje sesje prowadzone w tym setingu (szczególnie polecam kanał To ja go tnę i ich 2 sezonową serię "W sekretnej służbie Wrót Baldura", można ją traktować na zasadzie słuchowiska) czy jeśli samemu chcesz przeżyć w nim przygodę, to ograć Baldur Gate 3 (lub starsze, Planet Escape Tournament), obejrzeć tegoroczne "Lochy i Smoki – Złodziejski Honor" lub poszukać lokalnych grup RPG.

Gdybym miała znów pisać jakiś skrypt do jamu w tym środowisku, który byśmy mieli przełożyć z Tompem na opowiadania, wolałabym pójść krok dalej i przenieść akcję na spelljammera, który stanowiłby międzygatunkowy, nierentowny, burdel.
Problem w tym, że 90% czytelników (a chyba i nawet sam Tomp) by nie wiedział, czym jest ów Czarostatek – czy wtedy tłumaczyć wszystko, zrobić to na zasadzie "no przecież to oczywiste, czym jest", a może jednak po prostu zaufać, że czytelnik sobie wygógla to zawsze dla mnie największe wyzwanie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
"Zapomniane krainy" znam z kilku książek R. A. Salvatorego i czegoś jeszcze, ale dużo gorzej napisanego.
Jeśli mógłbym zasugerować świat do wykorzystania, to Ziemiomorze Ursuli Le Guin.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Szerksznas W "pezencie gwiazdkowym" podaję link do dość dobrej stronki z cenami:
https://fanbojizycie.wordpress.com/2018/10/27/cennik-starozytny-i-sredniowieczny/
Jej "dobroć" polega na dość szerokim przekroju towarów i czasów. Ma też wady: miesza środki płatnicze, więc niejednokrotnie trzeba sobie samemu przeliczać. Moje dane, które wyżej podałem, pochodzą z kwerendy, jaką robiłem kilka lat temu do powieści o wikingach. Mam z niej notatki, ale nie wszystkie z linkiem do źródeł. Jako że zostały skompilowane, nie wszystkie muszą odpowiadać tym z linku. Później byłem w jakimś muzeum i nie było sprzeczności między planszami tamże a moją kwerendą, acz muzealne dane miały węższy zakres.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.