Wirus (II)
16 listopada 2013
Wirus
Szacowany czas lektury: 18 min
Z ciepłej pościeli wyciągnął ją smakowity zapach świeżo parzonej kawy i czegoś jeszcze, pomidory, zioła. Agata chwyciła przewieszoną przez oparcie krzesła męską koszulę i szybko założyła ją na siebie. Była o wiele za duża, dlatego zapinanie guzików nie miało sensu. Koszula sięgała jej do połowy smukłego uda, zasłaniała wszystko, co miałaby do ukrycia przyzwoita dziewczyna. Owinęła się nią jak szlafrokiem i przytuliła policzek do kołnierzyka, uwielbiała ten zapach, cedr i wanilia... dotyk chłodnego materiału na jej nagim ciele spowodował, że jej sutki zesztywniały i teraz sterczały dumnie zaznaczając się odważnie na materii ubioru. Poszła w kierunku zapachu i hałasów dobiegających z kuchni. Oparła się o framugę drzwi, stanęła na palcach i skrzyżowała nogi jak gwiazdka filmowa pozująca przy ściance. Chciała wyglądać pociągająco, kiedy ją zauważy. Tylko jak można tak stać, pomyślała ze zgrozą. Gdyby miała na sobie szpilki niechybnie by się przewróciła. Paweł odwrócił się dokładnie w tym momencie, gdy dziewczyna łapała równowagę i jej pozycja przypominała raczej jakieś karkołomne próby zrobienia jaskółki niż zmysłową pozę. Roześmiał się głośno i w dwóch krokach przemierzył dzielącą ich odległość. Nie pozwolił jej się odezwać tylko zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem.
- Jak się spało kochanie – wymruczał wprost w jej rozchylone usta.
- Zrobiłem śniadanie, zjesz ze mną? - zapytał, tylko retorycznie, gdyż w tej samej chwili porwał ją na ręce i wyniósł z kuchni w kierunku sypialni. Oplotła jego biodra nogami i całym ciałem wtuliła się w niego. Dotyk jego ciepłej skóry wyzwalał w niej dreszcz i pragnienie wyczuwalne od razu w podbrzuszu. Wspomnienie nocy pełnej jego pieszczot, dłoni błądzących po ciele, sprawiało, że robiła się wilgotna i miała naglącą potrzebę żeby poczuć go w sobie. Słodki zapach mężczyzny i jej smak na jego ustach, gdy całował ją głęboko zostawiając na chwilę na granicy spełnienia, by zaraz wrócić miedzy jej uda i lizać, smakować, zdobywać. Położył ją delikatnie na łóżku, sam kładąc się obok, rozchylił poły koszuli i otwartą dłonią gładził jej szyję, dekolt. Przesunął opuszkami palców wokół naprężonego sutka. Położył rękę na brzuchu, tak blisko jej łona. Agata zadrżała, zawsze, gdy jej dotykał reagowała bardzo intensywnie, przyjmowała pieszczoty cała sobą, zatracała się w oczekiwaniu na spełnienie.
- Jesteś taka piękna, cała moja, nadal nie mogę w to uwierzyć – szeptał Paweł wprost do jej ucha wprawiając oddechem w ruch niesforny kosmyk włosów na jej skroni... Nadstawiła usta do pocałunku, ale w tej chwili zamiast czułego szeptu kochanka w jej uszach zabrzmiała natarczywie, uwertura Carmen Bizeta. Brzmiała i brzmiała coraz głośniej.
Zerwała się jak oparzona, usiadła na łóżku. To był tylko sen, boleśnie to sobie uświadomiła, wspaniały sen przerwany tak drastycznie przez tą cholerną komórkę. Spojrzała na wyświetlacz i zaklęła pod nosem.
- Cześć mamo, coś się stało? – wycedziła przez zęby Agata
- A czy coś musi się stać żebym mogła do ciebie zadzwonić córeczko? bez cienia zdenerwowania odpowiedziała jej matka. – Dziś są twoje urodziny chciałam ci złożyć życzenia, a po za tym może byś wreszcie przyjechała do domu. Zjadłabyś coś domowego, na pewno źle się odżywiasz - trajkotała.
- Mam dużo pracy, szef mnie awansował, nie mam teraz czasu, terminy mnie gonią, ale obiecuję, że postaram się wpaść na najbliższe święta – skłamała gładko Agata
- Ach wy młodzi, tylko kariera, podróże, to wam w głowie, a gdzie czas na rodzinę, męża, dzieci – nie ustępowała rodzicielka ku coraz większej irytacji Agaty.
- Mam jeszcze czas mamo, tłumaczyłam Ci to już tysiące razy, czy muszę do tego wracać? – chyba odrobinę zbyt szorstko odparła dziewczyna.
- Mam czas, mam czas, a potem życie przecieka między palcami. Za tymi karierami, wycieczkami Bożena Szymkowiakowa od tygodnia nie może spokojnie pochować swojego Tadzia, bo dzieci nie mogą się zjechać z całego świata, do czego to doszło żeby wyjeżdżać na pół roku do Indii czy Bóg wie gdzie i nie dać znaku życia – kontynuowała swoją tyradę matka Agaty
Ale Agata już nie słuchała, dotarło do niej, że pan Tadeusz nie żyje. Nikomu o tym nie mówiła, ale bardzo go lubiła, traktował ją lepiej niż jej własny ojciec. Był cichym spokojnym człowiekiem, ale zawsze dbał o to, aby sama nie wracała po zmroku do domu jak zasiedziała się u koleżanki, często częstował ją cukierkami albo czekoladą, pytał tak po prostu, co u niej słychać. Mimo że dawno go nie widziała to świadomość, że teraz już go nie ma, mocno ją poruszyła. Odczuwała dziwną pustkę.
- Mamo, kiedy jest pogrzeb? – udało jej się wbić w słowo matce.
- Jaki pogrzeb? Szymkowiaka? Jutro o czternastej, a dlaczego pytasz? - zainteresowała się rozmówczyni.
- Nic tak tylko –odparła pośpiesznie Agata. - Mamo, muszę kończyć, zaraz wychodzę, jestem umówiona. Dziękuję za życzenia, postaram się niedługo przyjechać do domu –skłamała
- Nie martw się o mnie – dodała bardziej dla uspokojenia samej siebie, niż żeby nie brzmieć zbyt szorstko. Cześć - rzuciła i się rozłączyła.
Co się ze mną dzieje, zastanawiała się wyplątując się z pościeli. Źle się czuła, miała klasyczne objawy kaca. Ubiegłego wieczoru świętowała swój awans. Samotnie, z lampką wina i krakersami, mało wyszukane, ale to jej święto. Oczywiście miała propozycję od koleżanek z pracy żeby wyskoczyć gdzieś wieczorem, ale z niej nie skorzystała. Nie chciała robić niczego na pokaz, znały się słabo i niech tak zostanie. Z jednej lampki, zrobiła się cała butelka i jak kładła się do łóżka to była nieźle wstawiona. Przypomniała sobie, co jej się przyśniło i przez moment zapragnęła żeby to była prawda. W takich momentach dotkliwie odczuwała swoja samotność. Przydałby się ktoś, kto przytuli, pocieszy, zrobi śniadanie. Uśmiechnęła się kwaśno i poczłapała do łazienki. Obraz, który zobaczyła w lustrze jednak skutecznie ją utwierdził w przekonaniu, że teraz zdecydowanie nikt nie mógłby jej oglądać. Groziło to natychmiastową ucieczką. Rozmazany tusz do rzęs na spuchniętych powiekach i włosy sterczące na wszystkie strony. Obraz nędzy i rozpaczy. Z tego wniosek, że na dany moment na rękę jej to, że jest sama. Nikogo nie potrzebuje i przed nikim nie musi udawać zawsze pięknej, gotowej i zadowolonej. A teraz czas najwyższy doprowadzić się do porządku i zaplanować wyjazd na pogrzeb. Przez szacunek dla pana Tadeusza musi tam być.
W pociągu postanowiła, że odpuści sobie uroczystości w kościele. Wystarczy jak pojawi się na cmentarzu, być może uda jej się uniknąć spotkania kogokolwiek ze swojej rodziny, choć prawdę powiedziawszy raczej w to nie wierzyła. To mała mieścina, gdzie prawie wszyscy się znają, a śluby i pogrzeby to jedne z niewielu okazji do spotkań i narzekania na swój trudny żywot matek i gospodyń domowych. Wychodząc z dworca otuliła się szczelniej płaszczem. Doskonale znała drogę, chodziła tędy tysiące razy. Nie śpieszyła się, pozwoliła sobie na wspomnienia ze swoich szczenięcych lat. Jak spotykała się w parku z koleżankami. Jak chodziły na mecze piłki nożnej na stadion tylko dlatego żeby popatrzeć na piłkarzy. Wtedy marzyła tylko o księciu z bajki i o tym żeby sny się spełniały. Uśmiechnęła się pod nosem. Włożyła ciemne okulary i postawiła kołnierz płaszcza. Weszła do pobliskiej kwiaciarni, na szczęście sprzedawczyni była młodziutka i nie mogła jej znać. Kupiła kwiaty. Na cmentarz weszła boczną furtą i skierowała swoje kroki w kierunku kaplicy. Przeczeka tłumy, a potem złoży kwiaty na grobie. To wystarczy. Z zamyślenia wyrwał ją kobiecy głos.
- Agatka? To ty? Nie poznałam cię w pierwszej chwili – szczebiotała leciwa kobieta w dziwnie jaskrawym nakryciu głowy, tak bardzo niestosownym do miejsca i okazji.
- Dzień dobry pani Zosiu. Tak to ja. – odpowiedziała uprzejmie Agata, choć w duchu przeklinała swoją nieuwagę, że też jej wcześniej nie zauważyła.
- Przyjechałaś odwiedzić rodziców? Dawno Cię nie było, a co robisz na cmentarzu? Tak, twoja mama na pewno tu będzie, takie nieszczęście, taki dobry człowiek ten Tadzio, a te jego dzieci –zawiesiła złowróżbnie głos
- Wyobraź sobie, że jak dostał udaru to syn nie odstępował jego łóżka i nawet jego żona przyjechała, taka piękna z nich para, a córki! Jedna szlaja się po świecie, a druga robi kariery, niewiele brakowało, a nie dojechałyby na pogrzeb ojca, to nie do pomyślenia – wyrzucała z siebie z prędkością karabinu maszynowego pani Zosia
- Wie pani co, chyba muszę już iść, poszukam mamy, miło było panią spotkać. Do widzenia – wydusiła z siebie Agata i nie zastanawiając się szybko odeszła w kierunku alejki, którą zbliżał się kondukt pogrzebowy.
Stanęła z dala od ludzi, przysłuchiwała się cichym słowom księdza, zakłócanym co chwilę przez pojedyncze szlochy pani Bożeny. Kuliła się nad trumną męża, oparta na ramieniu wysokiego przygarbionego mężczyzny w długim płaszczu. Przy jego drugim boku stała równie wysoka elegancka blondynka w ciemnych okularach i włosach uczesanych w sztywny kok, z którego nie wymykał się nawet najmniejszy kosmyk. Stanowiła olbrzymi kontrast do jednej z córek pana Tadeusza z dredami na głowie i masą bransoletek na nadgarstkach. Wszędzie pozna ten luzacki strój dawnej koleżanki, nic się nie zmieniła.
Czas mijał. Ksiądz zrobił swoje, a grabarze swoje. Było po wszystkim. Cmentarz opustoszał, a Agata nadal stała i patrzyła na te kilka osób z najbliższej rodziny wpatrujące się w świeżą mogiłę. Zebrała w sobie wszystkie siły i podeszła do grobu. Nie patrząc na nich złożyła kwiaty. Znała ich wszystkich, wypadało złożyć kondolencje. Podniosła się i spojrzała na żonę zmarłego, a potem na towarzyszącego jej mężczyznę.
- Bardzo mi przykro – słowa te uwięzły jej w gardle. Stał przed nią Paweł, informatyk, z którym uprawiała dziki seks, i zostawiła go bez słowa wyjaśnienia, uciekając jak zwykły tchórz. Ten sam, o którym śniła. Wpatrywał się w nią wielkimi oczami, a ona była bliska omdlenia. O Boże, to on, tłukło jej się w głowie, jak to możliwe, myślała gorączkowo starając się za wszelka cenę utrzymać na nogach. Wzięła głęboki oddech i ledwie opanowując głos powiedziała kierując swoje słowa w kierunku Ewy, która patrzyła na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- To wielka strata, bardzo mi przykro – powtórzyła - Jeśli potrzebujecie pomocy to jestem do dyspozycji.
- Nie rozpaczajmy, jego karma jest już w innym wcieleniu, śmierć jest tylko nowym początkiem naszej drogi - zupełnie spokojnie odpowiedziała Ewa
To stwierdzenie uderzyło Agatę z ogromna siłą, uświadomiła sobie, że wcale ich nie zna, tyle się zmieniło. Minęło dużo lat, wszystko się rozsypało. Ewka zmieniła chyba wyznanie, pani Bożena nie miała pojęcia, kim jest Agata, a Paweł miał żonę i był starszym bratem Ewy, a ona go wcześniej nie poznała. Uciekaj! Krzyczała każda komórka jej ciała, rusz się, co stoisz jak ciele, ganiła siebie w duchu. Wszystko było nie tak, była na siebie zła. Co się do cholery z nią dzieje, dlaczego trzęsą jej się ręce i głos drży. Gdyby nie to, że doskonale radziła sobie ze stresem w wielu sytuacjach nie osiągnęłaby tak wiele. I właściwie, dlaczego teraz się stresowała. Koniec z tymi głupotami postanowiła.
- Przykro mi. Do widzenia. – powiedziała pewnym już głosem i szybko odeszła alejką. Obejrzała się jeszcze przez ramię, a jej wzrok napotkał spojrzenie Pawła. Wyglądał jakby miał ochotę za nią biec, ale przytrzymywała go blondynka. Zadawała mu pytania tonem niecierpiącym sprzeciwu
- Co to za dziwna kobieta? znasz ją Pawciu? - zabrzmiało Agacie w uszach zanim ruszyła w kierunku bramy.
Paweł nie mógł pozbierać myśli. Bardzo zaskoczyło go to spotkanie. Po wyjściu Agaty tamtego dnia miał ochotę pobiec za nią i wszystko jej wyjaśnić. Nie należał do facetów, którzy traktują kobiety przedmiotowo, nie znosił przygód na jedną noc. Choć miał ku temu wiele okazji nigdy nie skorzystał z propozycji. Straciłby wtedy szacunek do siebie. To byłoby zbyt proste. Z Agatą było inaczej, nie traktował tego jako przygody. W liceum marzył o tym żeby była jego. Teraz miał wrażenie, że to jakieś przeznaczenie. Nigdy wcześniej w to nie wierzył, ale w tamtej chwili mógł z pełną świadomością stwierdzić, że zadziałała między nimi chemia. Pożądanie w czystej postaci. Palącą chęć zespolenia. Był jak w transie, nie potrafił przestać jej całować, dotykać. Może przestraszył się swojej reakcji, a może nie wierzył, że są na świecie kobiety, które biorą, ale potrafią też dawać. Wtedy, zatrzymał się z ręką na klamce, postanowił dać sobie czas, ale też dać czas Agacie. Nie ukrywajmy wybiegła z jego mieszkania jak oparzona. Spokojnie, powtarzał sobie, nie zepsuj tego. Skoro świat jest mały i złączył ich ścieżki życiowe, to może trzeba poczekać aż sytuacja się rozwinie. Rozwód skutecznie zabił w nim wiarę w szczęśliwe zakończenia, wspaniałe zbiegi okoliczności miłość do grobowej deski. Przemyśli to sobie na spokojnie i zastanowi się jak to wszystko rozegrać. Rozejrzał się po mieszkaniu, wyglądało jak pobojowisko. Droga do sypialni usiana była jego ciuchami. Najwyższy czas trochę tu posprzątać. Wziął się szczerze do roboty, no i przy okazji będzie mógł zająć ręce i przestać na chwilę o niej myśleć. Wstawił naczynia do zmywarki, przejrzał czasopisma, które zalegały na każdym wolnym blacie, a teraz nawet na podłodze. Zaczął zbierać ciuchy. Buty, koszulka, kolorowa apaszka. Apaszka Agaty, musiała o niej zapomnieć w tym pośpiechu. Usiadł przy biurku i podniósł ją do twarzy, poczuł ledwie wyczuwalny delikatny zapach cytrusów, zapach dziewczyny, z którą się niedawno kochał. Zamknął oczy. Dobrze, że jutro jedzie do domu, tylko tam udawało mu się odprężyć, poskładać wszystko w jedną całość. Wystarczało mu tylko to, że mógł posiedzieć sobie z ojcem przy kuchennym stole i zwyczajnie pomilczeć. Ojciec zawsze go rozumiał bez słów. Pomógł mu pozbierać się po tym, jak Elwira wyjechała bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Teraz nie było już taty, matka zupełnie się załamała, musiał się nią zająć. Ewa strasznie się zmieniła, nie mógł liczyć na jej pomoc. Stała uśmiechnięta od ucha do ucha nad grobem własnego ojca i przekonywała ciotki, że tata jest teraz szczęśliwy a my też musimy się cieszyć. A Elwira? Ta fałszywa kobieta doprowadzała go do szału, tym swoim tonem jakby była pępkiem świata. Miał ochotę nią potrząsnąć. Nie chciał żeby tu była, ale przyjechała jak tylko dowiedziała się o chorobie ojca. Że też kiedyś zakochał się w niej bez pamięci. Agata znowu mu uciekła. Ale to nic, wszystkim się zajmie w swoim czasie, postanowił i ujmując matkę za łokieć skierował się do bramy cmentarza.
Agata pracowała jak szalona, tylko w tym mogła się zatracić i przestać myśleć o snach, które ją prześladowały, a właściwie jednym i tym samym śnie. Wierzyła, że to jest dla niej najlepsze, zapomnieć o wszystkim i trzymać się swoich zasad. Szef był z niej zadowolony i wspaniałomyślnie poinformował ją, że okres próbny już się skończył. Oficjalnie mogła się cieszyć z podwyżki. Nareszcie będzie mogła pozwolić sobie na kupno samochodu. W końcu zawsze o tym marzyła żeby się usamodzielnić i osiągnąć coś w życiu. Wracała do domu późno i była bardzo zmęczona, czasem zdarzało jej się nawet zapomnieć o zakupach, więc szła spać bez kolacji. Mimo, że praktycznie padała z nóg, rzadko udawało jej się od razu zasnąć. Przez trzy miesiące mogła policzyć na palcach noce, kiedy spokojnie spała i nic jej się nie śniło. Tłumaczyła sobie, że to przez stres, zmianę trybu życia, dodatkowe obowiązki. Były też plusy tej sytuacji, zgubiła kilka kilogramów, a służbowy uniform leżał teraz na niej dużo lepiej. Cienie pod oczami zawsze można przykryć umiejętnym makijażem. Odpoczywać będzie na emeryturze siedząc w salonie pięknego domu przy kominku z ulubiona książką.
Kochał matkę i zdawał sobie z tego sprawę, że potrzebuje pomocy. Potrafił wytrzymać cztery miesiące w domu zajmując się nią, to przecież jego matka. Pracować mógł wszędzie, ale potrzebował powietrza, no i nie mógł przestać myśleć o Agacie. Tęsknił za życiem między ludźmi, za zgiełkiem ulicy i kolorami. W domu wszystko było czarno białe. Gdy pewnego dnia wracał obładowany zakupami, spotkał matkę Agaty. Po wymianie uprzejmości postanowił ja zapytać jak się miewa dziewczyna. Matka niewiele mogła mu powiedzieć. Podobno nie odbierała telefonów, a jeśli już, to zbywała matkę tym, że ma dużo pracy. Pani Danuta była tym bardzo przybita, choć uśmiechała się i twierdziła, że jest dumna z córki. Gdy wrócił do domu zastał swoją matkę, jak zwykle na oglądaniu albumu ze zdjęciami. Wtedy podjął decyzję. Musi się stąd wyrwać, ruszyć do przodu i wyjaśnić sprawy z Agatą. Tego samego dnia wsiadł do samochodu. Dotarł do swojego mieszkania późnym wieczorem. Do Agaty pójdzie z samego rana. Wystarczająco długo czekał, powtarzał sobie.
Z bijącym sercem wchodził do klatki schodowej. Adres znał doskonale, mimo że był tu tylko jeden raz. Zadzwonił do drzwi, jeden dzwonek, kolejny, ale w mieszkaniu nie było słychać oznak jakiejkolwiek aktywności. Nie było jej. To dziwne, w niedzielny poranek nie mogła być w pracy, może pojechała do domu, intensywnie zastanawiał się mężczyzna. Wpadnie innym razem. W drodze powrotnej jego uwagę zwróciła skrzynka na listy, w której wprost nie mieściła się korespondencja. Zaraz, to była skrzynka Agaty, coś musiało się stać od razu przyszło mu do głowy. Cholera, zaklął na głos, że też nie może do niej zadzwonić. Jutro pójdzie do firmy może się czegoś dowie.
- Dzień dobry pani Agato, jak się pani dziś czuje? – uprzejmie zapytał lekarz nie podnosząc na nią wzroku znad jej karty szpitalnej
– Widzę, że wszystkie parametry są już w miarę na przyzwoitym poziomie, ale musimy zrobić jeszcze badania zanim wypuszczę panią do domu.
- Dziękuję doktorze, mówiłam, że czuję się dobrze – odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
Zależało jej żeby wreszcie wrócić do domu, te trzy tygodnie były dla niej jak tortura, a zapowiadało się na to, że na tym się nie skończy. Awans szlag trafił, bo kto to widział iść na zwolnienie zaraz po tym jak szef jej zaufał. Teraz to prawie pewne, że ją zwolni, a na pewno degraduje. Wszystko, co osiągnęła teraz było pod znakiem zapytania. No, ale trzeba przyznać, że dała jedno z bardziej efektownych przedstawień, jakie można było oglądać w firmie. Zagraniczni kontrahenci i szef cały w nerwach, a ona w trakcie tak ważnych negocjacji pada jak długa, zemdlona na środku sali konferencyjnej. Chyba porządnie uderzyła się w głowę, bo nie pamięta jak znalazła się w szpitalu. Pierwsze wrażenie to ukłucie w rękę i ostre słowa pielęgniarki na temat tego, jak może tak się zaniedbywać w jej stanie. Jakim stanie do cholery, zdenerwowała się wtedy Agata. Co to za kazania, zasłabła i tyle.
Zaraz pójdzie na te badania i ma nadzieję, że pozwolą jej wrócić do domu.
- W którym pokoju leży Agata Jackowska? – zapytał dyżurnej pielęgniarki – taka drobna brunetka - dodał
- Wie pan ile u nas leży drobnych brunetek? – zażartowała pielęgniarka z uśmiechem
– w siódemce - pokazała na pokój przy końcu korytarza.
W firmie powiedzieli mu tylko tyle, że jest w szpitalu. Dużo go kosztowało żeby ją odnaleźć. Do tej pory nie potrafił zrozumieć, dlaczego nikomu nie zaufała i nie poprosiła o pomoc. Koleżanki z pracy nic o niej nie wiedziały. Wszedł do pokoju sprężystym krokiem, rozejrzał się, ale nigdzie jej nie zobaczył. Uśmiech znikł mu z twarzy.
- Leży tu Agata? - zapytał
- Jest na badaniach – odparła mu jedyna pacjentka w tym pokoju, podłączona do kroplówki i jakiś monitorów.
- Dziękuję, czy mogę zaczekać? – uprzejmie zapytał Paweł
Kobieta skinęła głową i wskazała mu łóżko pod oknem, a po chwili odwróciła się i przykryła szczelniej kocem. Podszedł do szafki, na której leżały przedmioty osobiste, czasopisma i owoce. Zastanawiał się, co jej powie. Tyle razy układał sobie scenariusze tej rozmowy, ale teraz okoliczności się zmieniły. Nie wiedział, co się dzieje. Czy Agata jest poważnie chora. Podszedł do łóżka, zauważył kartę szpitalną. Wziął ja do ręki. Była zapisana jakimiś znaczkami i wykresem temperatury, a obok nazwiska w rubryce rozpoznanie widniał jakiś niezbyt wyraźny napis, po łacinie abortus imminens, chyba dobrze to przeczytał. Zaraz, co to znaczy, potrząsnął z niedowierzaniem głową. Abortus to, to samo, co aborcja? Prawie na głos zadał to pytanie. Agata usunęła ciążę? Tłukło mu się po głowie. Usiadł na łóżku i w kółko czytał te słowa.
- Co ty tu robisz? – to pytanie wyrwało go z zamyślenia. Stała przed nim dziewczyna, której szukał i już miał zapytać, dlaczego to zrobiła, spojrzał na jej brzuch, który lekko odznaczał się pod koszulą. Nie był duży, ale widoczny i bez wątpienia mógł stwierdzić, że jest w ciąży. Otuliła się szczelniej szlafrokiem i ponowiła pytanie.
- Jesteś w ciąży – wypowiedział to jakby odkrył Amerykę tym samym ignorując jej pytanie
- Jestem, inaczej nie leżałabym na patologii ciąży, nie? – chciała zabrzmieć żartobliwie Agata.
- Musimy porozmawiać - wstał i podchodząc do niej objął ja ramieniem. – Teraz mi już nie uciekniesz.
- Muszę się położyć, lekarz zabrania mi się przemęczać, może innym razem – bez cienia zdenerwowania odpowiedziała Agata
– Choć nie wydaje mi się żebyśmy mieli o czym rozmawiać.
- Chcę ci wytłumaczyć, tamten dzień był, nie wiem jak to nazwać, ale zmienił moje życie – zaczął Paweł patrząc jej w oczy.
- Zapomnij o tym, oboje jesteśmy dorośli i takie sytuacje się zdarzają. Dobrze się bawiliśmy, to wystarczy, jak widzisz teraz, to nie ma najmniejszego znaczenia. Dziękuję, że mnie odwiedziłeś, ale muszę odpocząć, po południu mój partner zabiera mnie do domu. – jednym tchem wyrecytowała dziewczyna, a po chwili położyła się ostrożnie na łóżku odwracając się tyłem do mężczyzny. Po policzku spłynęła jej malutka łza.
- Agata, co ty mówisz? - prawie wykrzyknął Paweł, ale się opanował. – Może nie wiem wszystkiego, ale nie wysilaj się na kłamstwa o partnerze, bo go nie masz. Gdyby tak było, to twoja skrzynka pocztowa nie pękałaby w szwach, a twoja matka cokolwiek by o tym wiedziała. Nie chcę cię denerwować, ale musimy sobie wyjaśnić kilka spraw. Odpoczywaj, postaram się czegoś dowiedzieć od lekarza, choć pewnie nic mi nie powie. Jeśli to prawda, że dostaniesz wypis zabiorę cię do domu. – skończył swój monolog i wyszedł.
Siedziała na ławce. Słońce odbijało się migotliwie od tafli stawu. Na pomoście mała czteroletnia dziewczynka karmiła kaczki. Śmiała się przy tym dźwięcznie, co chwila spoglądając na ciemnowłosego wysokiego mężczyznę i pokazując coś w jej kierunku. Agata gładziła się po sporym brzuchu, do rozwiązania został niespełna miesiąc i nie mogła się już doczekać. Uśmiechnęła się sama do siebie i zamknęła oczy wystawiając twarz w kierunku słońca.
- O czym myślisz? – szepnął jej niskim głosem wprost do ucha, aż zadrżała.
- Sny się spełniają – odpowiedziała
W powietrzu unosił się znajomy zapach cedru i wanilii