Studium dopingu

29 września 2019

Szacowany czas lektury: 28 min

– I raz… i dwa… i trzy… osiemdziesiąt – Yue Sing liczyła po cichu wzniesienia sztangi.

Martwy ciąg – jej ulubione ćwiczenie. Ciężar niezbyt wielki, ot – 80 kilogramów – tylko tyle, aby rozgrzać mięśnie. Ale pracując na treningu trzeba na czymś się skupić: liczenie uspokaja i pomaga wydobyć z organizmu jeszcze trochę sił.

– No, będzie dość – powiedziała, prostując plecy.

Sięgnęła po ręcznik i przetarła czoło. Jej masażystka natychmiast pojawiła się tuż koło niej, niosąc torbę z odżywkami i innymi niezbędnymi specyfikami. Chen Tsu, podobnie jak sama sztangistka, była niewielką, wręcz filigranową dziewczyną. Na pierwszy rzut oka nikt nie odgadłby, jak ciężką dyscypliną sportu zajmują się obie kobiety.

– Wszystko w porządku? – spytała Chen. – Wydawało mi się, że ostatnie razy robiłaś z pewnym wysiłkiem.

– Coś mnie zabolało w karku w połowie serii – przyznała zawodniczka. – Nie sądzę, żeby to było zbyt poważne.

– No wiesz! – ofuknęła ją masażystka, wstrząsając głową ze złością, aż jej czarne włosy rozsypały się aksamitną burzą wokół jej drobnej twarzy. – Nie wolno ryzykować kontuzji przed najważniejszym startem w życiu! Sama wiesz, ile zależy od tego występu!

Yue spuściła głowę.

– Tak, wiem… Ale to naprawdę nic wielkiego, przysięgam!

– Kładź się natychmiast, sprawdzę czy wszystko jest w porządku i zrobię ci masaż – stwierdziła Chen nieznoszącym sprzeciwu tonem.

– Jesteś gorsza niż trener i cały zarząd związku razem wzięci – jęknęła rozdzierająco sztangistka, ale w jej oczach zalśniły wesołe iskierki.

Posłusznie rozścieliła czysty ręcznik na niewysokiej kozetce, przygotowanej specjalnie na jej potrzeby. Ponaglana groźnym wzrokiem fizjoterapeutki, Yue szybko zrzuciła bluzę i koszulkę z dumnym napisem Pekin 2008 i położyła się na brzuchu. Silne, ale delikatne dłonie Chen spoczęły na jej karku, uważnie przesuwając się po jej mięśniach, badając każdy ich splot, jakby próbując dostać się pod skórę. Dotyk był pewny i przynosił kojące odprężenie, jakby dziewczyna wprawnymi ruchami sięgała głęboko, aż do samej duszy. Yue rozluźniła się, poddała uspokajającym ruchom.

– No, chyba faktycznie nic się tu nie dzieje złego – mruknęła masażystka. – Ale za taką nieroztropność powinnam zbić ci tyłek mokrym ręcznikiem tak mocno, byś mnie popamiętała.

– Mrrrrr… obiecujesz? – parsknęła śmiechem zawodniczka, kręcąc się na ławie i prowokująco wypinając ku górze zgrabny tyłeczek. – To mogłoby być inspirujące…

– Nie żartuj, Yue – Głos Chen był wyjątkowo poważny. – Olimpiada zbliża się wielkimi krokami, a ty musisz wygrać.

Yue westchnęła ciężko.

– Wiem. Ale nawet Partia nie jest wszechmocna. Wiesz przecież, że zrobię wszystko, żeby tak się stało.

– Mam nadzieję.

– Muszę wygrać – powtórzyła półgłosem Yen. – Ale na razie poproszę o masaż. Na kredyt pod zastaw złotego medalu.

Chen sięgnęła po swoją torbę i wyciągnęła kilka buteleczek. Obrzuciwszy swoje specyfiki krytycznym spojrzeniem, wybrała jeden z nich i wylała trochę gęstego, aromatycznego olejku na plecy sportsmenki. W powietrzu rozszedł się przyjemny, korzenny zapach. W jednej chwili ciężka atmosfera wysiłku i znoju panująca w sali treningowej rozproszyła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Słodki zapach rozpiął w powietrzu magiczną iluzję spokoju, piękna i domowej intymności.

Ciepłe dłonie Chen znowu spoczęły na ciele Yue. Tym razem palce dziewczyny poruszały się wolniej, z wprawną swobodą odnajdując zakończenia nerwów i rozprowadzając dobrą energię po zmęczonych mięśniach dziewczyny. Kreśląc mocnymi ruchami drobne kółka, Chen rozprowadziła olejek po skórze. Ciężki, gesty płyn rozgrzewał ciało, wlewając w nie przyjemną ociężałość.

Yue czuła, że pod palcami masażystki mięknie jak wosk topiony gorącym płomieniem świecy. Westchnęła głęboko, gdy długie, zręczne palce poprowadziły subtelną linię wzdłuż jej kręgosłupa. Poczuła, jak jej ciało wypełniają rozgrzane emocje. Uśmiechnęła się do siebie i wtuliła twarz w złożoną pod głową bluzę, chowając się przed światem, przed obcymi, zamykając się w ulotnym świecie marzeń, w którym była tylko ona i gładząca jej ciało pieszczotliwymi ruchami Chen. Palce dziewczyny wzbudzały w niej tajemne pragnienia. Z każdym ruchem czuła, jak jej wnętrze przepełnia słodkie oczekiwanie. Fascynujące, zakazane uczucie, aby otworzyć się na ten cudowny dotyk, aby swoimi niewprawnymi ruchami odpowiedzieć na milczącą zaproszenie wszędobylskich palców.

Poczuła, jak dłonie Chen schodzą coraz niżej, jak przesuwają się po mięśniach grzbietu, jak coraz śmielszymi ruchami spływają w łagodną dolinę znajdującą się poniżej. Nieznacznym ruchem uniosła ciało, zapraszając masażystkę, aby jej palce zbłądziły pod okrywający pośladki materiał dresów. Chen przesunęła na chwilę dłonie, muskając dotknięciem lubieżnie napięte kształty, ale szybko wycofała się, jakby przestraszona własną śmiałością. Z ust Yue wyrwał się zawiedziony, zduszony jęk. Masażystka nachyliła się nad nią, zanurzając usta w jej rozpuszczonych włosach. Jej ciepły oddech pieszczotliwie łaskotał dziewczynę w ucho.

– Tak nie można, panno Yue – zganiła ją żartobliwie. – Tu wszędzie kręcą się ludzie.

– Ratuj, Chen – szepnęła zawodniczka. – Po twoim odprężającym masażu jestem taka spięta, że zaraz eksploduję.

– Uklęknij, zobaczymy, co się da z tym zrobić…

Z pełnym nadziei westchnieniem zajęła pozycję. Chen znalazła się tuż za nią, nie przestając wodzić dłońmi po jej rozgrzanych plecach. Czuła jej obecność, zapach, przyjazne ciepło emanujące z drobnego ciała. Delikatnym ruchem dłonie dziewczyny przesunęły się z jej pleców na żebra. Yue rozsunęła ręce, aby ułatwić jej dostęp. Poczuła dotyk tamtej nieśmiało przesuwający się do przodu, w kierunku jej piersi. Czuła, jak obezwładniające pragnienie rodzi się gdzieś w jej wnętrzu, jak cała drży od oczekiwania, narastającego do szaleństwa.

Zacisnęła dłonie na ręczniku, walcząc ze sobą, aby nie sięgnąć po drobne dłonie Chen, aby nie przyciągnąć jej do siebie. Palce dziewczyny łagodnie podkreśliły subtelny zarys jej piersi, pieszczotliwie uniosły je w górę, aby krótkim spotkaniem nagrodzić wyprężone oczekiwaniem sutki. Yue jęknęła cicho i przygryzła wargi. Całe jej ciało błagało o więcej.

Nagle w intymną bliskość ich pieszczot wdarł się odgłos kroków na korytarzu. Chen błyskawicznie wycofała się, a Yue rozpłaszczyła się na leżance. Jej serce biło jak oszalałe, ale usiłowała zachować spokój udając, że jedyne, co działo się w sali, to zwykły sportowy masaż. Drzwi do sali otworzyły się, wpuszczając niewysokiego mężczyznę w czerwonym dresie trenerskim. Trener Wang był nieprzyjemnym, antypatycznym mężczyzną, o wiecznie skrzywionej, płaskiej twarzy.

– No, dosyć tych masaży – rzucił twardo od wejścia, obrzucając Chen nachmurzonym i podejrzliwym spojrzeniem. – Wynoś się.

– Jeszcze nie skończyliśmy – zaprotestowała słabo Yue.

– Skończyłyście – warknął trener. – Masz dziś gościa.

– Dziś? – zawodniczka próbowała udać zdziwioną. – Myślałam…

– Dziś – powtórzył twardo.

Przymknęła oczy. Zimne uczucie bezsilnej wściekłości zmroziło jej duszę.

– Przepraszam, Chen – szepnęła – Pan trener ma rację, lepiej idź już.

Wzdrygnęła się. Nie może okazać słabości. Wstała, zupełnie nie krępując się nagością lśniącego balsamem ciała i buntowniczo prezentując niewielkie, jędrne piersi. Chen opiekuńczym ruchem narzuciła na nią ręcznik i delikatnie uścisnęła, dodając otuchy. A potem pokornie zebrała swoje rzeczy i cicho, ze spuszczoną głową wymknęła się z sali. W drzwiach zatrzymała się na chwilę, rzucając ukradkowe spojrzenie. Yue popatrzyła na nią i spuściła głowę. Chen wyszła.

W drzwiach pojawiła się za to zwalista sylwetka Chenglei Su. Nie lubiła go, był dla niej obrzydliwy, choć oczywiście imponowało jej jego sportowe mistrzostwo. Rekord życiowy powyżej 240kg w podrzucie musiał budzić szacunek. Niewiele osób na świecie potrafi utrzymać nad głową ćwierć tony. Mimo to jego potężne, ważące grubo ponad sto dwadzieścia kilogramów ciało budziło u niej fizyczny wstręt. Trener Wang uśmiechnął się złośliwie.

– No to zostawiam was samych. Mam nadzieję, że wiecie, co robić.

Chenglei uśmiechnął się paskudnie.

– Ja wiem. I pokażę naszej małej Yue, jeśli nie będzie wiedziała.

Zostali sami. Podszedł do niej, oparł się o jeden z przyrządów. Metalowy stojak jęknął pod jego ciężarem. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że Su waży prawie trzy razy więcej od niej. Spojrzał na nią z góry, jakby czytając jej w myślach. Jego brzydką, płaską twarz rozciągnął obleśny uśmiech.

– Wiesz, po co tu jestem?

Przełknęła ślinę.

– Wiem. Zróbmy, co mamy zrobić i miejmy to poza sobą.

– No, co jest? – uniósł w górę brwi, jakby zdziwiony. – To nie praca, to nagroda. Chyba się zabawimy, nie?

– Nie – warknęła, nie panując nad sobą. – Nie zabawimy się. Może dla ciebie to jest nagroda. Dla mnie to harówka i dalsza część treningu.

– Może to i lepiej – parsknął śmiechem. – Lubię, jak się opieracie. Wtedy przynajmniej możecie poczuć, kto tu rządzi.

Wzdrygnęła się. Jeśli będzie chciał robić to na siłę…

– Dobrze – powiedziała zrezygnowanym głosem. – Zabawimy się. Byle szybko, muszę dokończyć trening.

Uśmiechnął się triumfująco. Szybkim ruchem zdjął dresową bluzę. Imponujące, zwaliste ciało błyszczało jak nasmarowane tłuszczem. Yue poczuła, że wzbierają w niej mdłości.

– Mogłeś się chociaż umyć – warknęła.

– Nie zdążyłem po treningu – sapnął, skacząc zabawnie na jednej nodze i zdejmując spodnie. – Spieszyłem się do ciebie, kwiatuszku. Zresztą, dobrze ci zrobi poznanie zapachu prawdziwego, męskiego samca.

W końcu oporne dresy dały się ściągnąć i Su opadł ciężko na przyrząd do ćwiczeń.

– Najlepsze zostawiłem dla ciebie – uśmiechnął się znowu tym swoim prostackim grymasem i wskazał na swoje szorty. – Zdejmuj je, mała i zobacz, co tam dla ciebie mam.

Westchnęła i zrezygnowana opadła na kolana. Sięgnęła ku rozpartemu na przyrządzie ciału i powoli zsunęła ostatnią część ubrania. Członek sztangisty leżał oparty o jego nogę.

– No, pobaw się nim. Bądź moją niegrzeczną dziewczynką – ponaglił ją.

Posłusznie wzięła go w rękę, choć zbierało jej się na wymioty. Wykonała parę ruchów, z mieszaniną zdziwienia i pomieszanej z odrazą fascynacji patrząc, jak zaczyna rosnąć w jej dłoni. Czuła jak krew przeciska się do jego narządu, jak usztywnia go i pobudza do życia. Obrzydliwa, zadowolona mina sztangisty była dla niej nie do zniesienia. Wstała i puściła nabrzmiewający członek. Sportowiec natychmiast otworzył oczy i spojrzał na nią ze złością.

– No, co jest? – warknął. – Już idziemy na całość? Liczyłem na więcej.

– Ja też się muszę przygotować – powiedziała zimno. – Inaczej we mnie się nie wciśniesz.

– Niejeden czarny, amerykański samiec mógłby mi pozazdrościć, co? – roześmiał się, ujmując wielką dłonią sterczący narząd. – Już ja ci tak nim dogodzę, że zaraz będziesz piszczeć z rozkoszy.

Odwróciła się, przygryzając usta. Chciała mu wykrzyczeć prosto w twarz, że nic ją nie obchodzi jego męskość, że jest mała i brzydka, że budzi w niej odrazę. Że jest jej potrzebny tylko do jednej rzeczy i że gdyby nie była do tego wszystkiego zmuszona przez trenera, nawet by o nim nie pomyślała.

Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Że jest w sytuacji bez wyjścia. Co gorsza, wiedziała też, że nawet gdyby mogła znaleźć jakąś drogę ucieczki – i tak by z niej nie skorzystała.

Sięgnęła ręką do sportowej torby i wyszukała niewielką tubkę. Żel nawilżający. Wiedziała, że będzie go potrzebować. Dużo. Wycisnęła porcję bezpośrednio na krocze.

– Odwróć się – zakomenderował głosem nieznającym sprzeciwu. – Chcę widzieć, jak to robisz. Jak kurwy na zachodnich filmach.

Upokorzona i zrezygnowana, obróciła się w jego stronę. Palcami nagarnęła żel do wnętrza. Był zimny i śliski. Przeciągnęła palcem po łechtaczce, rozpaczliwie próbując wzbudzić w sobie cień ochoty. Gdyby tylko na jego miejscu był ktoś inny. Gdyby tylko nie musiała robić tego z tym wielkim, pewnym siebie mężczyzną, który uważał, że ma prawo uczynić z nią, co tylko chce. Gdyby tylko potrafiła przypomnieć sobie delikatne, rozumiejące jej ciało palce Chen…

Nagle postanowiła, że to wszystko będzie inaczej. Że to ona musi to zrobić. Że ma być podmiotem, a nie przedmiotem tej obrzydliwej sceny. Nie podda się bez walki.

– Kładź się na ławie – warknęła. – Pokażę ci, jak to powinno wyglądać.

Uśmiechnął się szeroko, wyczuwając w niej jakąś zmianę. Przeszedł na wskazane miejsce i wyciągnął się na wznak. Narząd obscenicznie sterczał w powietrzu.

– Teraz zamknij się i dawaj go – wycedziła, chwytając go mokrą od żelu dłonią.

Miała silny uchwyt. Ścisnęła go, tak, żeby poczuł. Teraz ona była panią sytuacji. Teraz ona go miała. Zrobiła kilka ruchów w górę i w dół. Szybkich, mocnych, zdecydowanych – jak ona sama.

– Nie tak mocno, kotku – jęknął. Nie wiedziała, z bólu, czy z przyjemności. Nie obchodziło ją to.

– Bo co mi zrobisz, twardzielu – warknęła zaczepnie. – Ścisnę mocniej, to będziesz dźwigał ciężary ze mną, w kobiecej części zawodów. Więc zamknij mordę i korzystaj, póki masz szansę.

Kilka ruchów wystarczyło. Zaprowadziła go nas sam koniec, po czym zdecydowanym ruchem dosiadła go okrakiem. Wsunął się gładko w jej wnętrze. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy to dzięki żelowi, czy to dzięki swoim niezbyt imponującym rozmiarom. Zacisnęła na nim mięśnie i zaczęła energicznie ruszać biodrami. Mocno, zdecydowanie, żeby wiedział kto tu jest panem. I żeby to się szybko skończyło.

Niewiele było mu trzeba, na co zresztą rozpaczliwie liczyła. Wystarczyło kilka pchnięć i nagle Chenglei jęknął głośno i wyprężył się cały. Poczuła, jak jego nasienie wlewa się w nią ciepłą strugą. Nie pozwoliła mu zbyt długo cieszyć się spełnieniem. Szybko zsunęła się z niego, zasłaniając dłonią obolałe krocze. Życiodajny płyn nie miał się z niej wylewać.

– Zrobiłeś swoje, możesz stąd spieprzać – mruknęła, kładąc się na jednym z przyrządów. Zadarła nogi do góry i przewiesiła je przez uchwyty. – Teraz powinnam trochę tak poleżeć.

Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, dać do zrozumienia, że on tu ma ostatnie słowo, ale zrezygnował. Bez słowa wstał, ubrał się i wyszedł. Yue czuła się zmęczona, ale nie dane jej było wypocząć. Wang pojawił się w sali. Tuż za nim, cicho jak cień wsunęła się Chen.

– I jak? – rzucił trener, obrzucając ją ciekawskim spojrzeniem. – Już po wszystkim? Udało się?

– Już – warknęła zaczepnie Yue. – Nie wiem, czy się udało. W każdym razie próbowaliśmy. Poleżę teraz z nogami do góry, to podobno pomaga.

– Bardzo dobry pomysł – pochwalił. – Tylko ubierz się, żebyś się nie przeziębiła.

Chen natychmiast podeszła z kocem i okryła zawodniczkę, uprzejmie odwracając spojrzenie. Wang popatrzył na to wszystko zimnym wzrokiem.

– Jak już się pozbierasz, weź prysznic i idź do siebie. Wieczorem przyślę ci jeszcze kogoś. Trener judoków wspominał, że jeden z jego podopiecznych chciałby skorzystać.

Upokarzająca procedura powtórzyła się jeszcze kilkanaście razy w ciągu najbliższych dni. Na tyle często, że wkrótce potem testy Yue wykazały, że zawodniczka jest w pierwszych tygodniach ciąży. Trafili w termin idealnie, do olimpiady pozostawało jeszcze wystarczająco dużo czasu. Zresztą trudno było się dziwić – przygotowywała się do tego wystarczająco długo, pod czujnym okiem sztabu medycznego swojej ekipy.

Trzy miesiące później lekarze dokonali aborcji.

Doping ciążowy jest idealny, praktycznie niewykrywalny – a jeśli nawet, to łatwo przecież wytłumaczyć się przypadkowym zajściem w ciążę. Cel pozostawał najważniejszy. Igrzyska. Szlachetna idea sportowej rywalizacji. Cztery lata przygotowań. Cztery lata wyrzeczeń, pracy, koszmarnego mozołu codziennych treningów. Przygotowanie do jednej, krótkiej jak mgnienie oka, krytycznej chwili.

*

Po pierwszej konkurencji okazało się, że nic nie jest tak proste. Dwie Rosjanki, wyglądające bardziej na rosłych mężczyzn, niż na kobiety, wyprzedziły ją w rwaniu. Publiczność obserwowała to z niedowierzaniem. Więc jak to – ktoś może zbliżyć się do faworyzowanej Yue Sing? Ktoś może odebrać jej złoty medal? Tu, na pekińskim terenie? Obie konkurentki pokonały ją o 5 kilogramów. To było bardzo dużo.

Yue zachowywała spokój. Wiedziała, że musi wygrać. Że zrobi wszystko, aby jej ofiara nie poszła na marne. Wiedziała, że jest od nich lepsza w podrzucie. Pierwsza z rywalek spaliła się szybko. Zbyt optymistycznie podeszła do swoich możliwości i spaliła wszystkie trzy podejścia. Po ostatniej próbie wyszła, tocząc dokoła wściekłym spojrzeniem. Trener mówił coś do niej w swoim dziwnym, słowiańskim języku. Yue odwróciła wzrok.

Jej pierwsza próba była formalnością. 105 kilogramów pofrunęło w górę jak piórko. Ale Rosjanka podrzuciła 102. Niestety, równie bez wysiłku. Przy pięciokilowej przewadze wypracowanej w rwaniu zmuszało to Yue do konieczności bicia własnego rekordu życiowego. 108 kilo. Yue była przekonana, że się uda. Podeszła do sztangi rozluźniona. Za bardzo. Nie potrafiła utrzymać ciężaru nad głową. Sztanga huknęła o podest z siłą uderzającego kafara. I wtedy Yue zaczęła się bać.

Rosjanka zmierzyła się ze sztangą ważącą 109 kilo. Spaliła. Trener Wang gorączkowo liczył. Jaki ciężar zadysponować? Na ile stać będzie rywalkę? Zgłosił Yue do 110 kg. Dwa kilogramy ponad rekord życiowy. Rosjanka popatrzyła na tablicę świetlną. Pokręciła głową z niedowierzaniem. A potem podeszła do kolejnej próby z ciężarem o kilogram mniejszym. Hala zamarła w oczekiwaniu.

Sportsmenka długo koncentrowała się, aż w końcu zacisnęła zęby i tytanicznym wysiłkiem uniosła sztangę. A potem pchała ją w górę, cierpliwie, jakby w zwolnionym tempie, ale w końcu uniosła. Yue patrzyła na to z niedowierzaniem. To nie mogła być prawda! Sto dziewięć kilogramów?!

Szczęśliwa rywalka krzyczała coś głośno w stronę chińskiej publiczności, zamarłej w ciszy. Yue zrozumiała, że jedyną jej szansą na złoto jest podniesienie potwornego ciężaru 115 kilogramów. Trener coś do niej mówił, ale nie rozumiała. Odepchnęła go i wyszła z szatni. Schody wiodące na arenę były jak droga prowadząca na szafot.

Wyszła na podest. Zalało ją oślepiające światło, ale nie zwracała na to uwagi, skoncentrowała się na leżącej sztandze. 115 kg. Grubo ponad dwa razy tyle, ile sama ważyła. Przez chwilę w hali słychać było ogłuszające brawa, spiker rozgorączkowanym głosem oznajmiał decydujący bój reprezentantki gospodarzy.

Przymknęła oczy. W ułamku sekundy ujrzała setki swoich treningów, wyrzeczeń i upokorzeń. Ohydnym wspomnieniem wróciła wizja Chenglei Su, jego lepkie palce, nieświeży oddech i wdzierająca się w nią okrutna siła, której musiała się poddać. Zmusiła się do odrzucenia tych myśli. Nie takie rzeczy powinny zaprzątać przyszłą mistrzynię olimpijską. Położyła dłoń na brzuchu, próbując skupić w sobie całą energię. Jeśli podniesie tą sztangę, wszystko to będzie za nią. Jeśli nie…

Odetchnęła pełną piersią i wróciła do rzeczywistości. Natarła dłonie magnezją i mocnym, pewnym siebie krokiem podeszła do sztangi. Zapadła cisza. Schyliła się. Zimny, poznaczony nacięciami gryf uspokajał; przywracał pewność siebie. Zacisnęła dłonie, obejmując pieszczotliwie twardy metal. Policzyła do trzech i pociągnęła…!

Buddo, jak ciężka wydaje się ta sztanga! Idzie w górę, opornie, jakby ważyła tonę… Przed oczami już czarno, nie widać nic, potworny blackout obejmuje całą głowę, w której kołacze się tylko jedna myśl: „Wstać, wstać, WSTAĆ!!!”.

To nie sztangistka wstaje, to organizm wytresowany w setkach godzin ćwiczeń wykonuje po prostu zapamiętane ruchy, jak bezmyślny automat. Kolana prostują się olbrzymim wysiłkiem. Czerwona ciemność zapadła przed oczami, mięśnie wiją się w rozpaczliwej próbie uwolnienia się od bólu. Buddo, zrzucić ten ciężar… niech gruchnie o ziemie i uwolni ją! Trudno, nie dała rady…!

– Yue, walcz! – gdzieś w jej środku rodzi się rozpaczliwy krzyk – WALCZ!

I walczy. Dla siebie. Dla Chen. Przezwycięża nieludzko oporną grawitację i prostuje kolana. Wreszcie czuje, że stoi. Twardo, niezachwianie. Dławiący ucisk zmienia położenie, ułamek sekundy dla odpoczynku. Gryf leży na piersiach, nie pozwala oddychać, dławi, każdy łyk powietrza jest katorgą. Trzeba przecież podnieść samymi płucami ponad sto kilo. Teraz trzeba tylko podrzucić ten ciężar, wejść pod niego i wypchnąć go do góry. Żeby tylko nie spalić, nie spalić, NIE SPALIĆ!

Nie myśleć za dużo, bo każda sekunda stania pod tą potężną sztangą jest jak walka z prasą hydrauliczną! Z każdą chwilą siły wyciekają z ciała, potem nie starczy już mocy… Trzeba podrzucać, teraz, zaraz, JUŻ!

Sztanga sama unosi się ku górze, poderwana małymi dłońmi Yue. Dziewczyna pcha ją w górę z determinacją, którą może zrozumieć tylko ona, gdzieś w głębi duszy. Wykrok, podejście pod sztangę… teraz cisnąć!

I ciężar poddaje się, z wysiłkiem, opornie, brnie, wspina się ku górze. W hali słychać już podniesione krzyki, z tysięcy gardeł dobywa się potężny doping, ale ona tego nie słyszy. Kilogramy znowu rzucają przed oczy krwawą, wirującą ciemność. Nic nie słychać; nic nie widać… Jest tylko ten mrok, w tym mroku ona sama i tylko gdzieś daleko jej nieśmiałe marzenia o szczęściu. O Chen.

Ile już tak stoi? Nie wie, czas przestał istnieć, przestrzeń straciła swoje wymiary, w całym wszechświecie jest tylko paraliżująca ciemność, ciężar i strach. Czy to już? Czy mogę puścić? Ręce zaczynają drżeć, pojawia się ból, palącą iskrą rozświetla jej świat, przypomina o rzeczywistości.

I w tym momencie, gdzieś z ciemności, napływa jakieś nowe wrażenie. Z początku Yue nie potrafi go rozpoznać, nie znajduje dla niego nazwy. I nagle spływa olśnienie: sygnał! Bój zaliczony! Ustała! Jest mistrzynią! Złoto, złoto, złoto! I te chowane w sercu marzenie, które teraz wybucha z oszałamiającą siłą!

Rzuca sztangę, uwalnia się spod jej słodkiego ciężaru, wypływa jak nurek z topieli, otwierając się na upojny jak nowe życie łyk powietrza! Powraca świadomość, świat uderza w nią feerią zmysłowych wrażeń.

*

Przez chwilę stała, jeszcze nie do końca rozumiejąc. Szał radości ogarnął trybuny. Złoto, złoto, złoto! Kolejny tytuł olimpijski dla Chin! Rzucili się ku niej, wrzeszcząc w uniesieniu. Ściskali ręce, obejmowali, gratulowali, poklepywali. Trener, koleżanki, zawodnicy z innych krajów. Nie zważała na nich, poszukała tylko jednej osoby. Chen.

Stała samotnie, gdzieś z boku, pod olbrzymią, kolorową reklamą. Ale ich oczy spotkały się. Roześmiane, szczęśliwe, jeszcze nie do końca przekonane, że wszystko się udało. A potem tłum porwał nową mistrzynię olimpijską i poprowadził w stronę szatni.

Wszystko odbyło się tak szybko… Rozdanie medali, hymny, tysięczny tłum wpatrzony w nią i jej szczęście. Gratulacje od politycznego kierownika drużyny. Obietnice najwyższych zaszczytów. A potem konferencja prasowa, zagraniczni dziennikarze, flesze. Siedziała za stołem, drobna, niepozorna dziewczyna, która potrafiła dźwignąć wielki ciężar. Oszołomiona całym tym zamieszaniem.

– Co pani powie po zdobyciu tytułu? Jak się pani czuje? – zapytał któryś z dziennikarzy.

– Nasza zawodniczka jest oczywiście bardzo dumna, że dzięki wytężonej pracy mogła zaszczytnie reprezentować swoją ludową ojczyznę i zdobyć dla niej złoty medal – natychmiast wypalił kierownik drużyny.

– Tak, naturalnie – nie dawał za wygraną pytający. – Ale wolelibyśmy usłyszeć, co ona sama ma do powiedzenia.

Yue rzuciła okiem na politycznego szefa ekipy, doktora Huei. Jego opinia była tu najważniejsza. Niedostrzegalnie skinął głową, pozwalając jej zabrać głos. Przysunęła sobie mikrofon.

– Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. Spełnia się moje największe marzenie – powiedziała, czując mocne, głośne uderzenia serca – Chciałabym tylko jedno powiedzieć…

Głos dziewczyny załamał się, ktoś uczynny podał jej szklankę wody. Wypiła duszkiem i spojrzała w kierunku siedzącego trenera, rozpartego za stołem i machającemu ręką do tłumu dziennikarzy. Odwrócił się do niej. Skrzyżowali spojrzenia. Spostrzegła w jego oczach nagłe wahanie i lęk.

– Przede wszystkim chciałabym podziękować mojemu trenerowi, panu Wangowi. Tylko dzięki jego metodom szkoleniowym udało mi się dostać na szczyt. To jemu powinniście państwo dziękować. To on mnie ukształtował, on dał mi siłę i technikę, ja tylko podniosłam kawałek metalu.

Wang pokraśniał z dumy, a reporterzy skwitowali słowa mistrzyni gromkim śmiechem.

– Zdradzę państwu małą tajemnicę – dodała Yen. – Zawarłam z trenerem małą umowę. Coś w rodzaju zakładu. Ustaliliśmy, że jeśli wygram złoty medal, to spełni moją małą prośbę. Mam nadzieję, że tak się stanie.

– Co to za prośba – koniecznie chcieli wiedzieć.

– A, tego już nie zdradzę – roześmiała się złota medalistka.

– Panie trenerze, to niech pan chociaż powie, czy spełni pan obietnicę? – spytał ktoś.

– Cóż… – Wang wyglądał, jakby stracił rezon i ochotę do udzielania wywiadów.

– Złoty medal, złoty medal – rozległy się dziennikarskie głosy.

– No tak, oczywiście – Wang szybko odzyskał równowagę i spojrzał Yen prosto w oczy. – Dotrzymam słowa.

Ktoś w ekipie zaczął bić brawo. Za jego przykładem poszli inni.

*

Stała pod prysznicem, pozwalając, aby gorące strugi wody spłukiwały z niej resztki zmęczenia i słodkiej, erotycznej ociężałości. Ślady pocałunków i pieszczot – zmysłowy język najpiękniejszych uczuć, wciąż jeszcze brzmiał w jej członkach, jak ostatnie nuty symfonii, wibrujące w powietrzu – mimo, że instrumenty zastygły już w bezruchu.

Czuła się szczęśliwa i bała się tego uczucia. Bała się, że to może sen, że to wszystko wydarzyło się tylko w jej marzeniach. Przymknęła oczy i poddała się kojącej mocy wody.

Spłynęły na nią wspomnienia. Koszmarny wieczór po mistrzostwach świata, gdy mimo potwornego wysiłku przegrała złoto do znakomicie dysponowanej Amerykanki. Trener oskarżył ją wówczas, że nie realizuje zaleceń Partii, co było największym zarzutem dla chińskiego sportowca.

Oboje wiedzieli, że to nie była prawda, po prostu przeciwniczka była tego dnia w niesamowitej formie. W totalnej pyskówce, która miała miejsce tego dnia, Yue wygarnęła wszystkie swoje żale. Trener, typowy partyjny aparatczyk, nie miał pojęcia o nowoczesnym sporcie. Jego metody szkoleniowe tkwiły w zamierzchłej przeszłości, a on sam koncentrował się bardziej na machlojkach związanym z wypłacanymi dietami, niż na doskonaleniu programu zajęć dla najlepszej chińskiej sztangistki.

Takiego oskarżenia pan Wang nie mógł puścić mimo uszu. Wściekły, jak raniony byk wysyczał, że Yue nie tylko lekceważy jego zalecenia, ale jeszcze prowadzi się niezgodnie z moralną postawą chińskich sportowców.

Ze złośliwą uciechą zapowiedział także, że poruszy na wyższym szczeblu obrzydliwe praktyki, jakich Yue dopuszcza się z Chen. Może jej, jako mistrzyni nic nie zrobią, ale masażystka na pewno skończy w resocjalizacyjnym obozie pracy.

– Wszyscy zboczeńcy powinni tam trafiać, aby nie zakażać zdrowej tkanki narodu – zakończył z emfazą i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Yue nie mogła się otrząsnąć po tej rozmowie. To właśnie tego dnia zrozumiała, jak bardzo Chen jest jej bliska. To nie był tylko seks, przyjemne odprężenie po trudach treningu. To było coś więcej, uczucie i pełna intymności relacja. Koniunkcja dusz.

Długo biła się z myślami, aż w końcu przemogła się i poszła do Wanga. Zaproponowała układ. Ona zdobędzie mistrzostwo olimpijskie, rozsławi imię Chin, a cały zaszczyt i splendor spłynie na trenera i jego umiejętności. Yue zapomni też o niewypłaconych premiach za wyniki, o fatalnych warunkach, w których musiała trenować, o przywłaszczonych przez trenera dolarach. Ze swojej strony oczekuje tylko jednego. Że trener załatwi z Partią, aby po wygranych zawodach nikt już nie próbował ingerować w jej związek. Oczywiście, Yue i Chen będą dyskretne – nikt nie będzie widział nic złego w fakcie, że najlepsza zawodniczka ludowej ojczyzny i jej osobista masażystka mieszkają razem. A co będzie się działo poza zamkniętymi drzwiami, nikogo nie będzie obchodzić.

Trener przez chwilę puszył się i napawał upokorzeniem dziewczyny, ale w końcu machnął ręką. W końcu obie strony były zadowolone, a i Partia mogła czuć się usatysfakcjonowana. Byle tylko Yue zdobyła złoto. Układ został zawarty. I obie strony wiedziały, że zrobią wszystko, aby zebrać jego owoce.

Zakręciła kurek i wyszła spod prysznica. To nie był sen. To wszystko zdarzyło się naprawdę. Ale to była Przeszłość – a na nią czekały nowe dni. I Chen.

Weszła do pokoju, nie troszcząc się o to, że krople wody spływające z jej nagiego ciała znaczą mokrą ścieżkę. Leżąca na wielkim, kupionym za nieprzyzwoite pieniądze łóżku, Chen przeciągnęła się, mrucząc rozkosznie, jak zadowolona kotka. Yue spojrzała na nią z uśmiechem. Wszystkie brudy były już za nią. Wszystko, co było smutne, okrutne i straszne już się skończyło. Popatrzyła na dziewczęce kształty swojej osobistej masażystki i poczuła, że zmęczenie odpływa gdzieś w niebyt. Rzuciła się na łóżko obok swojej kochanki i przyjaciółki. Jedynej osoby na świecie, dla której chciała żyć.

– Co byś powiedziała na drugie podejście – powiedziała, całując odkryte piersi dziewczyny, z satysfakcją czując, że sutki Chen natychmiast reagują, łobuzersko prężąc swoje łebki.

– Wszystko dla mojej mistrzyni – usłyszała w odpowiedzi.

Ten tekst odnotował 22,024 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.9/10 (31 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (3)

0
0
Dziwny tekst. Niby z założenia bohaterka jest traktowana instrumentalnie i wszyscy dokoła ją (mniej lub bardziej dosłownie) wykorzystują, ale... czy to tylko moje wrażenie, że w gruncie rzeczy mam to gdzieś? Może to przez brak momentu, w którym polubilibyśmy parę złączoną w zakazanej miłości i chcielibyśmy jej (nomen omen) kibicować?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Powiedziałbym: bardzo dziwny tekst. Ni to sport, ni to miłość lesbijek. Jest fajny opis walki zawodniczki... O co tu chodzi drogi autorze? Czy to taka próba zaistnienia? Autor (jak i każdy mężczyzna - prawda Agnesso?) powinien kończyć, jak coś zacznie. A tu jakieś opowiadanie bez finału...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Kitu - RavenHeart nie musi "zaistniewać" 😉 bo para się pisarstwem duuużo dłużej niż my. Choć niestety ciężko mi przyznać, to opowiadanie zdecydowanie nie jest najlepszym w jego dorobku i mały rework by mu nie zaszkodził. Ale taka była decyzja Autora i nie nam ją oceniać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.