Sny, wspomnienia, nie widzę między nimi różnicy (II)
14 marca 2017
Szacowany czas lektury: 16 min
Opowiadanie dedykowane Kaczce, za ciekawe pomysły, wgląd i dzielenie się książkami :)
Dwie noce później Tallak wychodził z oberży "Pod Chorągwianą Klaczą", kierując się ku północnym murom. Przyodziany w skórzaną zbroję, w której czuł się nienaturalnie lekko, uważnie lustrował teren. Wewnątrz twierdzy nie miało znaczenia, kto go widzi, a kto nie. Zmierzchało już i ludzie schodzili się do domostw na spoczynek. Straż miejska już dawno otrzymała rozkaz niewpuszczania wojowników Alik'rów do miasta. Prawdziwe pytanie brzmiało, ile par oczu skrywa się na wzgórzach.
Stąpając lekko, nord dumał, gdzie on by się zaczaił by mieć najlepszy punkt widokowy. Obserwator na drodze do Falkret pozwalał mieć oko na południowo- zachodnia cześć terenu i wejście do Białej Grani. Drugi pewnie znajdowałby się na trakcie do Wichrowego Tronu. Czy Kematu ma dość ludzi, by pozwolić sobie na trzeciego wartownika, zapewne nie – ale i tak musiał się tam znajdować. Tallak podejrzewał, że przywódca najemników ma zamiar przeczesać każą z dzielnic po kolei, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że większość jego bandy krąży teraz po Bieli, węsząc niczym głodne psy.
Skręcił w lewo od zagajnika, minął świątynie Kynareth i stał już między cokołami zdobiącymi wejście do Hali Umarłych. Teraz wystarczyło wspiąć się po menhirach z lewej strony, potem na dach i można spokojnie przeskakiwać mur. Tym sposobem wymknąłby się niepostrzeżenie z miasta, powrót nie musiał już być taki tajemniczy. Kątem oka dostrzegł jednak jakaś postać, stojącą w ciemności na prawo. Wymówił "słowo" i mrok odsłonił przed nim rąbka swych tajemnic.
***
Młody mężczyzna stał przed menhirem, wspominając czasy, gdy klany Świowłosych i Dzieciąt- Wojny nie były podzielone politycznymi zagwostkami. Z utęsknieniem czekał nadejścia czasów, gdy stosunki między dwoma głównymi rodzinami Białej Grani ulegałyby ociepleniu. Te właśnie rozważania sprawiły, że nie wyczuł obecności intruza, który zręcznie zakradł się od tyłu. Kiedy się zorientował, było już zapóźno. Intruz jedną ręką mocno objął go w pasie, drugą zdradziecko ślizgnął pod ramieniem, unieruchamiając lewy bark, lewą dłonią zaś chwycił mężczyznę za brodę. Chwile później nastąpiło bolesne ugryzienie w kark. Mężczyzna sykną, jednak nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Jakby ospale, sięgnął wolną ręką za siebie, chwytając mocno za włosy zaplecione w warkocz. Napastnik rozluźnił chwyt, dając się prowadzić jak pies na smyczy.
- Olafina – powiedział młody mężczyzna, przyglądając się figlarnej napastniczce. Była to młoda, atrakcyjna kobieta, która pracowała w miejscowej karczmie. Odcień jej włosów zdradzał przynależność do klanu Śiwowłosych.
- Posunęłaś się trochę za daleko – dokończył, nadal trzymając ją za warkocz.
- Co się stało Jonie? Nie możesz znieść widoku silnej Nordki? - po czym zgrabnym ruchem wyrwała warkocz z dłoni mężczyzny. Pewność siebie, wypracowana podczas pracy w karczmie oraz panujący półmrok tylko wzmacniał jej kobiecy czar. Podeszła do murku, po czym na nim usiadła. Mężczyzna podążył za nią.
To, czego nie skrywała ciemność, było pożerane przez ich zmysły. Zapach, wibracja głosu, dotyk. Wszystko to działało jak afrodyzjak, wszystko to działo się jak w zwolnionym filmie. Jon podciągał spódnice barmanki, by odkryć, że nie ma pod sobą bielizny i jest tak wilgotna co on twardy. Podłechtało to niesamowicie jego męską dumę, nie tylko on czekał na to spotkanie z wytęsknieniem.
W międzyczasie jej dłonie rozsznurowywały jego spodnie. Cały dzień chodziła, jakby wstąpił w nią zły duch. Wyczekiwała, kiedy wreszcie będzie mogła wymknąć się do ogrodu zakazanych przyjemności. Lubiła jego szorstkie dłonie, cieszyła się, że dzisiaj nie założył tej przeklętej zbroi – strasznie by trzeszczał, a i zimny metal nie sprzyjał miłosnym igraszkom. Pomimo ograniczonej widoczności jej dłonie wyczuły miły dowód podniecenia Jona.
Chwile później mężczyzna podsunął swoją kochankę bliżej, wchodząc w nią płynnie dzięki drobnej pomocy niewiasty. Kochali się niespiesznie i cicho, delektując się każdą chwilą razem. Dwa splecione cienie łamiące tabu na cmentarzu obok Hali Umarłych. W tym momencie żadne z nich nie dbało o gniew przodków, obyczaje czy smoki.
Dla niego była to modlitwa. W świątyni jej ciała wyznawał swoją miłość kolejnymi pchnięciami, a ona jak kapłanka wznosiła słodkie pomruki aprobaty. Dłonie Olafiny błądziły po jego torsie, udach, zalotnie ugniatały jej piersi. Jej zaplecione na jego biodrach uda wiązały mocniej niż jakiekolwiek znane mu przysięgi, jej wijąca się pod nim postać urzekała bardziej niż wszelkie krajobrazy, które widział. Za każdym razem pragnął jej bardziej, za każdym razem był gotów ofiarować jej więcej.
Ona natomiast była modlitwą. Napięcie zbudowane przez wyczekiwanie tylko wzmacniało doznania. Jej nabrzmiałe usta i piersi domagały się pieszczoty, jej ogród rozkoszy domagał się wypełnienia. Uwielbiała to uczucie, gdy umieszczał swe dłonie na jej biodrach, zamykając ją w żelaznym uścisku. Uwielbiała patrzeć mu w oczy gdy, ta duma klanu Dzieciąt Wojny, powoli zatracała przez nią zmysły. Była jego tak jak on był jej. Kiedy próbowała powstrzymywać jęki, strzępkami świadomości myślała, że tylko to się liczy. Powoli tonęła w doznaniach.
- Już nie taka silna Nordka – Powiedział Jon, w przypływie zasłużonej dumy. Było mu dobrze, wiedział, że jej także. Tak rzadko się do tego przyznawała, ale on i tak wiedział lepiej. Niemniej zdziwił się, kiedy Olafina odepchnęła się od murku tak, że oboje gruchnęli na ziemie. Okalający cmentarz mech zamortyzował hałas, ale nie ból uderzenia. Zasady gry uległy zmianie. Teraz on był pod spodem, ona na nim. Jego wypowiedź sprawiła, że straciła całkowicie nad sobą panowanie. Jutro Jon będzie albo martwy, albo nie będzie mógł chodzić.
Przez chwile patrzyli sobie głęboko w oczy, po czym ona zsunęła nieco górną część swego odzienia, uwalniając jędrne piersi. Położyła dłonie na jego torsie i zaczęła go ujeżdżać. Był to jej druga ulubiona pozycja, która pozwalała jej nadawać tempo penetracji, a dłoniom jej kochanka dawała dodatkowe pole do popisu. Początkowo Jon pieścił jej piersi, ugniatając i masując je coraz namiętniej. Od czasu do czasu pociągał swoją Nordkę, by złożyć na jej piersiach, szyi lub ustach soczysty pocałunek. Po chwili jednak zdecydował się jednak zakleszczyć je na biodrach kochanki, które bezlitośnie i metodycznie prowadziły go do finału. Olafina , jak niesforna klacz, nie dawała się opanować, podążała własnym szlakiem ku spełnieniu. Jej jęki robiły się na tyle donośne, że w końcu Jon musiał zamknąć jej usta pocałunkiem. Ich usta splotły się w lubieżnym tańcu, jednak to nie powstrzymało Nordki od katorżniczego ujeżdżania kochanka. Chwile później poczuła, jak wlewa on w nią swoją życiodajna ciecz. Resztki świadomości zniknęły, zastąpione niemal zwierzęcym zawodzeniem. Jej ciało przeszło w spazmy i zaczęło wić się niczym opętane. Jon resztką świadomości objął ją mocarnie i przyciągnął do siebie. Wtedy drugi raz go ugryzła, tym razem do krwi.
- Ci... to ja Jon – wyszeptał jej do ucha, powoli trzeźwiejąc z własnego stanu opętania. Jego uścisk był na tyle mocny, aby utrzymać jej wijące się ciało i na tyle pieszczotliwy, na ile mógł sobie pozwolić. Tuląc tę wspaniałą kobietę, patrzył w ciemne niebo. Z chmur zaczął padać deszcz.
***
Tallak obserwował całe przedstawienie z mieszanką dziecięcego podniecenia i ekscytacji. Romans dwóch zwaśnionych domów to jedno, ale oglądanie TEGO było czymś, za co w zamtuzach płaci się niemałe kwoty. Dzisiaj Nocnica okazała się łaskawa, obdarowując go takimi widokami. Przeskakując przez mur, zastanawiał się, ile jeszcze tajemnic skrywa to miasto.
***
Na wzgórzach rzeczywiście znalazł ślady obozowiska, nieco zatarte przez przelotny deszcz. Jakiś czas temu dwie osoby opuściły to miejsce. Trop wiódł się w kierunku Matecznika Kanciarzy. Wojownik podejrzewał, że niosą właśnie wieści dla Kematu – jego następnego celu. Kematu był znanym redgardzkim łowcą nagród, jego oddział najemników specjalizował się w chwytaniu ofiar żywcem. Z tego, co powiedziała mu Saadia, zostali wynajęci przez Dominium, by sprowadzić ją żywcem do Hammerfall i tam po fikcyjnym procesie, uraczyć torturami i powiesić. Sam fakt pracy dla Dominium wystarczył, by większość nordów chciała widzieć głowę Kematu odłączoną od ciała. Zwłaszcza po podpisaniu przez Cesarza Konkordatu Bieli i Złota, każda okazja, by zaszkodzić Aldmerom to dobra okazja.
Dwie godziny później był przy wejściu do Matecznika. Wrota lekko uchylone, brak straży. To nie była pułapka, to było jawne wyzwanie rzucone intruzowi. Tallak dobył okrutnego miecza, zdobytego od Renegatów w okolicach Markartu. Charakterystyczne "zęby" na ostrzu zadawały obrażenia szarpane, przez co rany bardzo źle się goiły, wdawały się infekcje i choroby. Ta broń była jednak tylko rozgrzewką. Nord wypowiedział słowo "ziemia" i słowo "ciemność" po czym wkroczył w ciemność.
Przebijając się naprzód, czyścił kolejne pomieszczenie ze ścierw tego świata. Byli to bandyci i inne szumowiny, które znały nie jedną brudną sztuczkę. Nie stanowili jednak wyzwania dla Tallaka i jego metodycznych technik. Parł naprzód, niemal tanecznym krokiem, jego postać rozmywała się w ciemności, jego miecz chłoną krew przeciwników ze złowieszczym świstem. Nigdzie jednak nie było śladu ani Kematu, ani jego wojowników. Nie było, aż dotarł do wodospadu.
- Jesteś dzielnym wojownikiem Nordzie, pragnę jednak zaoszczędzić sobie i Tobie dalszego rozlewu krwi. Co powiesz na małą umowę? - niski głos zza wodospadu, w którym dało się wyczuć zapach pustyni. Nie krzyczał, był jednak doskonale słyszalny.
- Co może mi zaoferować pies na usługach Dominium? Saadia powiedziała mi już, kim jesteś i dlaczego ją ścigasz – Wykrzyknął Nord, przestępując przez wodospad.
Okazało się, że wyszedł z jednej jaskini do drugiej, wyższej. Znajdował się w obniżeniu, przed nim była drewniana platforma. Po obu stronach niecki stali Alik'rowie. Było ich w sumie ośmiu, wraz z tym który stał przed nim. Żaden z nich nie miał łuku, wszyscy zaś byli uzbrojeni i ubrani podobnie. Chusty na twarzach, lekkie pancerze, bułaty przy bokach, ciemna skóra spalona słońcem. W ich sposobie poruszania się i komunikacji było coś, co świadczyło o wieloletnim doświadczeniu. Byli łowcami żywego towaru, ale byli też śmiercionośną bronią. To nie wyglądało dobrze dla Tallaka.
- Iman z domu Suda, czy jak wolisz Saadia. Kobieta poszukiwana przez szlacheckie rody Hamerfall za współprace z Dominium przeciwko Cesarstwu. Mamy kontrakt nakazujący doprowadzić ją żywą na procesie mogła odpowiedzieć za swoje zbrodnie lub udowodnić swoją niewinność.
- Mówisz, jakby wyrok już zapadł.
- Nie przeczę, że dowody przeciwko niej są liczne.
- Saadia mówiła, że sprzedajesz ludziom tego rodzaju brednie, by ich zwieść. To samo próbowaliście wcisnąć Jarlowi Grani, że was wykopał? - mówiąc to, robił małe kroki do przodu. Chciał wyjść z wody, by zyskać, choć trochę swobody ruchów.
- Jarlowie to dumni ludzie. - tu Kematu zamyślił się na chwile, po czym kontynuował hipnotycznym głosem – ale skoro znasz tę historię, musiałeś z nią rozmawiać. Przyprowadź ją do nas, a dostaniesz 500 septimów.
- Pięćset septimów, aby nakłonić uczciwą kobietę, by wyszła z Białej Grani i stanęła przed uczciwym procesem? Kto by odmówił takiej pracy.
- Biała Grań powiadasz?
Wojownik zaklął szpetnie. W zwolnionym tempie patrzył, jak Kematu wykonuje zamaszysty ruch ramieniem, wypowiadając słowo. Nord próbował rozmyć się w ciemności, ale nic to nie pomogło. Z ramienia Redgarda wystrzeliła oślepiająco jasna błyskawica, która ugodziła go w pierś z taką siłą, że aż odleciał w tył, przeleciał przez wodospad i z niemiłym chrzęstem uderzył o ścianę. W nieludzkiej ciszy słychać było dźwięk miecza, który przez chwile obija się o kamienie, po czym z chlupotem znika w wodzie. Wszystko, co pozostało to swąd spalonego mięsa i szum wodospadu.
- Sylas, Etkes! Posprzątajcie to truchło i zbierzcie z jaskini wszystko, co może być użyteczne. O świcie ruszamy złożyć wizytę Madam Saadi. Kobiety nie powinny podróżować same, a ją czeka długa podróż do Hammerfall.
Obaj wojownicy uderzyli się w lewą pierś na znak, że zrozumieli. W kulturze Redgardów istotnymi czynnikami są wszechstronność i posłuszeństwo. Na pustyni nie ma "ja", liczy się plemię. Nawet tak mała społeczność, jak oddział najemników działał na zasadach plemienia. Ktoś czuwał, ktoś dowodził, a ktoś wynosił śmieci. Nie ma tu miejsca na zbędne dyskusje, zbyt dużo "ja" może spowodować osłabienie plemienia i śmierć każdego z jego członków. Dlatego obaj czarnoskórzy mężczyźni przystąpili bezzwłocznie do wykonywania polecenia. Gdy zbliżyli się do wodospadu Etkes nagle odskoczył w tył. Jego towarzysz nie był taki szybki i wielką, czarna. kudłata łapa przeciągnęła go na drugą stronę. Krzyki agonii mieszały się z dźwiękiem łamanych kości i szarpanego mięsa.
Jaskinia zabrzmiała od słów, przy akompaniamencie dźwięków wyciąganej broni. Chwile później przez wodospad przeskoczyła karmazynowa bestia, rzucając się wprost na najbliższą ofiarę. Za nią podążyła jeszcze jedna, wspinając się po kamiennych ścianach urwiska z niesamowitą prędkością. Dopiero wtedy dało usłyszeć się ryk, po którym zza wodospadu wyskoczyła czarna bestia.
KHEEEERRR- MMMMAAA- TTTUUU!
W jaskini zrobiło się parno i niesamowicie jasno od ciskanych błyskawic. Taniec najemników pełen był gracji i morderczej perfekcji. Niczym motyle unikali szponów zagłady, kąsając jak węże wiązkami błyskawic, osłaniając się wzajemnie. W każdej innej sytuacji ich upór, mistrzostwo i determinacja podołałyby wyzwaniu. To była jednak jaskinia. Jaskinia, która stała się grobem dla motyli z Hammerfall. Miecze pękały, pancerze były przełamywane i po chwili brutalna siła przeważyła nad gracją i latami ćwiczeń. Pragnienie bestii nie było jednak zaspokojone, zostało jeszcze główne danie.
***
Kematu, korzystając z zamieszania, przedarł się do wejścia jaskini. Wyszedł na zewnątrz. Tam odrzucił swój kaptur i pancerz. Na chwile spojrzał w niebo, było pełne gwiazd i czekał na nieuniknione. Tam skąd pochodził Redgard, wierzono, że są dwa rodzaje wodzów. Ci, którzy niszczą własne królestwa i ci, którzy są przez nie niszczeni. Najemnik był tym drugim rodzajem wodza, wierzył, że jego przeznaczeniem był honor i honorowa śmierć. Był pogodzony z własnym losem. Tam zginęli jego ludzie, a on, gdy spotka ich w następnym życiu, chce im przekazać, że honorowo uczcił ich pamięć. Gdy Bestie wyłoniły się z jaskini, Kematu wypowiedział tylko trzy słowa mocy: "miecze", "czas", "wiatr".
Redgard niczym modliszka dopadł do pierwszej karmazynowej bestii i pozbawił ją głowy, tnąc z dołu ku górze. Następnie z gracją unikną szponów drugiej. Wykonał półobrót i rzucił jedno z ostrzy prosto między oczy drugiej. Ciała karmazynowych zostały wchłonięte w ziemie niczym topniejący śnieg. Zostali sami, dwaj wysłannicy śmierci, związani w wiecznym tańcu transformacji.
Za każdym razem, gdy bestia atakowała, człowiek ustępował pola, znacząc futro wilkołaka krwawymi pręgami. Każde takie naznaczenie jednak błyskawicznie się regenerowało, pozostawiając po sobie białe blizny. Kematu był doświadczonym wojownikiem – wiedział, że o świcie ta maszyna mordu zmieni się w gołego, udręczonego mężczyznę, który będzie wręcz błagał o śmierć. Na razie jego celem było dotrwanie do świtu, tańcząc na ostrzu noża.
Wtedy wilkołak zrobił coś niedorzecznego. Przy następnej szarży wyhamował wcześniej i kopnął (!) najemnika w tors w połowie jego uniku. Wojownik poleciał na najbliższe drzewo, łamiąc sobie kręgosłup. Przez jego ciało przetoczył się tak przerażający ból, że prawie stracił przytomność. Kiedy się ocknął było już za późno. Jedyną rzeczą, jaką zanotował był błysk złotego sztyletu w kształcie smoka, a potem okropny chłód i ciemność.
***
Kiedy Tallak wrócił do karczmy "Pod Chorągwianą Klacz" zapłacił od razu za cały tydzień i zamknął się w swoim pokoju. Na stole leżał jakiś list zaadresowany do niego, niedane było mu jednak go otworzyć, gdyż nie minęło kilka chwil a do pokoju wkradła się Saadia, a za nią zapach ziół. Cicho zamknęła za sobą drzwi.
- Czy to już koniec? Dokonało się? - spytała szeptem. Tallak tylko przytaknął głową
- Dobrze, wydaje mi się, że zasługujesz na ja nagrodę – powiedziała zalotnie, zbliżając się do norda.
Kobieta zaczęła głaskać mężczyznę po przyrodzeniu, a gdy stwierdziła ze jest już dość nabuzowany, uklęknęła przed nim i zębami rozsznurowała jego spodnie. Penis wyskoczył jak z katapulty, niemal uderzając ją w twarz. Saadia spojrzała ku górze, w błękitne oczy kochanka, po czym złapała maczugę u podstawy i dała główce soczystego całusa. Potem przerwała znowu i językiem wytyczyła linie od nasady aż po żołądź. Wstrzymała się na chwile, delektując się reakcją kochanka. Jego penis jakby trochę urósł. Po czym powoli zaczęła obejmować go swoimi ustami. Mężczyzna aż jęknął. Redgardka kontynuowała swoje zabiegi, biorąc go coraz głębiej i głębiej, wywołując u kochanka kolejne fale rozkoszy. Tallak wplótł dłonie w jej włosy, cichutko pojękując. Kochanka zintensyfikowała swoje zabiegi, ślina zaczęła skapywać na jej dekolt, suknie i podłogę a pomieszczenie wypełnił dźwięk penisa wbijającego się w gardło. Te pieszczoty trwały chwilę, aż w końcu mężczyzna wystrzelił. Redgardka połykała wszystko, nie roniąc ani kropli. Patrząc na jej twarz, Tallak zastanawiał się, czy wszystkie karczemne dziewki mają takie umiejętności.
- Na więcej będziesz musiał poczekać do wieczora – Saadia podniosła się i dała mężczyźnie całusa, naznaczonego żądzą i spermą. Ku swojemu zdziwieniu Tallak oddał pocałunek i kochankowie zaczęli błądzić dłońmi po swoich ciałach. Sytuacja nabierała pikanteri i w tej chwili wojownik nie zauważył, że kobieta wydobywa z połów swych szat sztylet. Zdradliwe ostrze ukłuło norda pod pachę, potem w brzuch, raz, drugi i trzeci. Z jej oczu wojownik wyczytał zdradę, potem zaskoczenie, a następnie zobaczył, jak uchodzi z niej życie. Odruch wojownika zadziałał nieświadomie. Kiedy wrogi sztylet wdarł się w jego ciało, on drugą ręką wbił złotego smoka w ciało napastniczki. Oboje padli na ziemie, nord rozpoznał, że działa na niego ta sama trucizna, której użył ostatnim razem. Saadia musiała ją wykraść z jego zapasów. Chcąc nie chcąc był martwy. Zamknął oczy, a gdy je otworzył...
***
... Czas się zatrzymał. W pokoju leżały dwa ciała – jego i Saadi. Na oparciu krzesła siedział kruk, który kłócił się z rudym psem, leżącym dla odmiany na łóżku.
- Jego dusza należy do mnie, mi przysiągł wierność i musi za nią zapłacić, a krew nie ma tu nic do znaczenia - argumentował kruk
- Tu się mylisz moja droga Nocnico, jako pan łowów mam prawo do wszystkich łowców. Jest wilkołakiem i pójdzie ze mną - odpowiedział pies, niezrażony próbą wydarcia mu zdobyczy.
- Rozumiem, że kochasz ty swoje psiny, ale warować będzie u mnie pod domem i tańczyć jak ja mu rozkaże. Takie są prawa tego świata i...
- Jedyne prawo jakie respektuję to prawo krwi – odwarknął się krukowi pies.
Oba stworzenia kontynuowały kłótnie. W tym czasie Tallak, chodząc jak na potężnym kacu, podszedł do stołu. Jakaś nieznana potrzeba ciągnęła go tam. Otworzył list, który był krótki i zwięzły:
"Oto nasz list, z naszego Królestwa. Zbudź się! Przypomnij sobie, że jesteś dzieckiem królewskim. Przypomnij sobie swój świetlny strój. Pomyśl koniecznie o twej perle i twym poleceniu"
Nord patrzył na swój sztylet, potem na dwójkę awatarów, którzy nagle zamilkli i powiedział głosem nie z tego świata, który rozrywał formy i zasady, burzył porządek i zwiastował zmiany:
- Przeczytałem list. Jak mógłbym kiedykolwiek zapomnieć?
Słowa te odbijały się echem, hucząc coraz głośniej i głośniej w przestrzeni. Niczym zaklęcie końca czasów, śmierci cyklu i początek nowego. Słowa ciszy które huczą jak grom, ciemność pomiędzy gwiazdami pożerająca światło. Tallak zamknął oczy. Szary świat stał się czarny, potem boleśnie jasny. Jego świadomość odpływała...
Epilog:
Otwierała powoli oczy. Światło szpitalnych lamp było bardzo nieprzyjemne. Poczuła ciężar na swoich nogach. Chwile zajęło jej przypomnienie sobie kto na nich leży. Brunetka, miedzy 35 a 40 rokiem życia z podkrążonymi oczami. W dłoni trzymała książkę "Opowieść o perle". Po prawej stronie jakieś urządzenia pikały i trzeszczały rytmicznie.
Mama? - powiedziała głosem wysuszonym, niepewnym.
Kobieta jakby się ocknęła. W następnej chwili popatrzyła na nią przyćmionym wzrokiem, po czym w kącikach jej oczy zaczęły pojawiać się łzy. Kobieta uściskała małą dziewczynkę, płacząc rzewnie. Była moją mamą, miała na imię Beata. Ja mam na imię Agata. Pół roku temu miałam wypadek, byłam w śpiączce. Lekarze nie dawali mi szans na powrót. Wróciłam.