San Fernando Paraíso (Dwa dni Raju)
4 marca 2013
Szacowany czas lektury: 39 min
Teks ulepszony poprzez dodanie tego oto wstępu. Teraz jest jeszcze bardziej ekstra kul.
Odkąd pamiętam, jeździliśmy z rodziną na wczasy do San Fernando. Ta miejscowość istniała tylko po to, żeby latem gościć rodziny takie jak moja. Skryta w lesie, nad brzegiem jeziora, rozległa, ekskluzywna wioska wczasowa, ze sklepami, basenami, siłowniami, kortami, kinem, restauracjami i chyba wszystkim, co tylko mogło przyjść do głowy wczasowiczom i organizatorom. Mieliśmy tam domek, zarezerwowany od lat, praktycznie tylko nasz.
Znałam ten ośrodek jak własne podwórko, bo był mi nim przez trzy tygodnie w roku.
Jako małemu dziecku, nigdy nie przyszło mi do głowy, że można się tutaj nudzić. Problem pojawił się dopiero ostatnimi czasy. Nie byłam już gówniarą i w sierpniu wolałabym zostać w mieście z własnym towarzystwem. Moja najlepsza przyjaciółka Beta, nie raz przyjeżdżała tu z nami, ale już od dwóch lat załapywała się na ciekawsze wyjazdy. Jej rodzice puszczali ją na biwaki, różne letnie obozy zarobkowe i miała o czym potem opowiadać. Ja, skazana byłam na San Fernando i nudę. Mój ojciec prędzej by umarł, niż wysłał mnie na zbieranie truskawek.
Mama próbowała się czasem za mną wstawić, ale w sumie i jej było na rękę mieć mnie na oku, na rodzinnych wczasach. Nie musiała się martwić, o to co robię i z kim się zadaję.
Nie mogłam się za bardzo stawiać i nie chciałam. Ojciec traktował mnie zawsze dobrze, mimo tego, że był raczej surowym rodzicem, nie brakowało mi niczego. W zeszłym roku kupił mi Braka, pięknego ogiera. Obiecany prezent na szesnaste urodziny. Naprawdę nie mogłam narzekać.
Tego lata też więc szykowaliśmy się do San Fernando. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będę z nimi tam jeździć. Może, dopóki nie skończę osiemnastu lat, a pewnie i dłużej. Trochę mnie to przeraziło i znów, jak co roku, zaczęłam kręcić nosem. Musiałam ich mimo wszystko przyzwyczaić do tego, że prędzej czy później będę chciała odrobiny samodzielności. Mama jak zwykle trochę się za mną wstawiła, ale bez przekonania. Ojciec nawet nie chciał mnie słuchać. Poburczałam więc i tyle. Decyzja zapadła. Kolejne wczasy z rodzinką. Aha, zapomniałam dodać, że mam też brata. Ma dopiero osiem lat. W domu nazywamy go Dydek.
Sierpień nadszedł szybko, szkoła skończyła się wreszcie i Beta oznajmiła, że jedzie do Amsterdamu. Beta miała o tyle dobrze, że wszędzie zabierała ją jej starsza siostra, której rodzice ufali jak księdzu biskupowi. Ja za to wiedziałam, że jej siostra wcale nie była taka święta, za jaką uchodziła. O tym, że Beta jedzie do Amsterdamu, nawet w domu nie powiedziałam, bo jeszcze by mi się z nią zakazali zadawać. Mój ojciec wiedział, po co młodzież jeździ do Amsterdamu i nie warto było nawet zaczynać dyskusji, że to nie jest tak, jak on myśli.
Zbliżał się weekend, mieliśmy wyjechać w sobotę. We środę wieczorem, ojciec dostał jakiś ważny telefon. Z tego, co dosłyszałam z późniejszej dyskusji z mamą, wyjazd miał ulec przesunięciu. W sumie ani mnie to nie zmartwiło, ani ucieszyło. Beta już była w Amsterdamie od dwóch dni i wysyłała mi fotki z różnych czadowych miejsc.
Nie to, żeby mi chciała grać na nerwach, ale trochę mnie to zaczynało wkurzać.
W czwartek wieczorem mój brat Dydek, „gumowe ucho” się wygadał. Powiedział mi, że pojadę do San Fernando sama. Moi rodzice często rozmawiali przy nim, nie zwracając uwagi, że on wszystko wyłapuje. Wycisnęłam z niego prawie całą ich rozmowę i okazało się, że chcą mnie wysłać do San Fernando w sobotę, a sami dojadą do mnie w poniedziałek. Też mi coś.
Nie wiem, jaki to miało mieć sens. Najprawdopodobniej mój ojciec pożałował opłaconych od soboty wczasów i za namową mamy, zgodził się wysłać mnie samą.
W piątek mama potwierdziła tę wersję. To znaczy, nie było mowy o zmarnowanych pieniądzach za dwa dni wczasów, tylko było przemówienie o tym, że jestem już na tyle dorosła i że ufają mi jako osobie i wszystkie te bzdety. Miałam być wdzięczna, co najmniej jakby pozwolili mi na wyjazd do Amsterdamu. Ostentacyjnie udałam obojętność.
Tak naprawdę, byłam podekscytowana. Dwa dni samowolki w San Fernando. Dwa dni bez nadzoru rodziców, moje pierwsze dwa dni bez rodziców.
W piątek wieczorem, gdy byłam już spakowana, ojciec wymyślił, żeby wysłać ze mną Dydka, ale ten pomysł upadł od razu. Mama kategorycznie się na to nie zgodziła. Kamień spadł mi z serca. Po dziesiątkach kazań i telefonów do kierownika ośrodka byłam gotowa do drogi. Ojciec zawiózł mnie na samolot. Z lotniska odebrał mnie firmowy samochód.
O czternastej byłam już w naszym domku, z walizkami wniesionymi przez Juana, nowego lokaja. Zastanawiałam się gdzie podział się Miguel, chłopak, który zajmował się tym zazwyczaj. Miguel był ode mnie starszy o dziesięć lat i jako dziewczynka kochałam się w nim praktycznie od zawsze. Kilka lat temu złamał mi serce i się ożenił z Dolores- ośrodkową nauczycielką tańca, starszą od niego o pięć lat. Dolores była piękną kobietą, której nie potrafiłam nienawidzić, bo odkąd pamiętam, chciałam być nią. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych wszystkich dziecięcych myśli. Już nie byłam dzieckiem.
Miałam dwa dni dla samej siebie i nie miałam zamiaru tego zmarnować. Co mogłam robić w San Fernando, kolebce rodzinnych rozrywek? Każdy mnie tu dobrze znał i ojciec przez telefon załatwił mi na pewno porządny nadzór. Mimo to musiałam jakoś zaszaleć. Musiałam o czymś napisać do Bety. Dwa dni, dwa dni... musiałam coś wymyślić.
Przeszłam się po ośrodku, po „naszej” alejce. Niby nic się tu nie zmieniło od lat, a jednak co roku były jakieś niewielkie różnice. Bawiliśmy się w to zawsze. Kto zauważy jak najwięcej nowości i doniesie o nich jako pierwszy. Automatycznie więc przeleciałam stare kąty. Odwiedziłam wszystkie „ważne” miejsca i rejestrowałam każdą różnicę. Mama dzwoniła do mnie średnio co godzinę. Nie po to, żeby mnie kontrolować, jak twierdziła, tylko po to, żeby się dowiedzieć czy wszystko jest w porządku. Co chwila przypominała sobie o czymś i dzwoniła. Najwidoczniej chciała, żebym te dwa dni spędziła z telefonem przy uchu.
Obruszyła się trochę, gdy jej to zasugerowałam. Wspomniała, że tatuś kazał się zapytać i że po prostu się martwi... Uspokoiłam ją, że wszystko jest na miejscu i że niczego mi nie brakuje.
Szłam właśnie do naszej ulubionej restauracji, z telefonem przy uchu, gdy z baru po drodze wybiegły jakieś dzieciaki i wpadły prosto na mnie. Telefon upadł i rozleciał się na części pierwsze. Zanim pozbierałam go do kupy, już przybiegła do mnie Adele- szefowa restauracji z własnym telefonem w ręku. Mama chciała wiedzieć, dlaczego się rozłączyłam i nie odbieram.
Nadzieja na totalny luz wydała mi się drwiną. Adele uściskała mnie i wycałowała. Według niej, jak co roku zresztą, wyrosłam i wypiękniałam. Pomyślałam, że ta scena będzie się powtarzać, nawet gdy będę miała już dwadzieścia lat i więcej. W oczach zakręciły mi się łzy złości. Adele wzięła to za wzruszenie na jej widok. Nie chciałam, żeby myślała inaczej.
Zjadłam podwieczorek i poszłam nad jezioro. Zaszłam na pomosty i odwiedziłam stanicę.
Tam spotkałam Miguela. Trochę mnie zamurowało. Nie zmienił się prawie wcale. Był jeszcze bardziej męski niż rok temu, ale odniosłam też wrażenie, że trochę się zapuścił i przytył. Na pewno był w pracy, bo miał na sobie niezupełnie czystą koszulkę i robocze dżinsy. Pił piwo i grał w bilard z jakimiś facetami, których nie znałam. Przywitałam się i zwątpiłam. Nie poznał mnie albo poznał, ale się zawahał. Poznał. Po jego minie wywnioskowałam, że wyrosłam i wydoroślałam. Poczułam, że się czerwienię. Rozmawialiśmy krótko. Gdy zapytał, jak się mają moi, zająknęłam się i z najwyższym trudem wysiliłam na beztroskę, mówiąc, że przyjadą dopiero w poniedziałek i że na razie jestem tu tylko ja. Sama.
Miguel zagwizdał z podziwu i z uznaniem pokiwał czarną grzywą. Było gorąco i owiał mnie zapach jego spoconego ciała, zmieszany z wonią piwa i pobliskiej przystani. Nagle, ku memu zaskoczeniu poczułam się dorosła i wolna. Kogo obchodzi, że tylko przez dwa dni.
Jeden ze znajomych Miguela podał mu skręconego papierosa. Trochę się zawahał, ale pociągnął skręta i wypuścił gęsty dym nosem. Poczułam mocny zapach marihuany. Wiedziałam doskonale, jak pachnie marihuana, dzięki Becie, a dokładniej, dzięki jej siostrze.
Udałam, że wcale mnie to nie szokuje. Zebrałam się na odwagę i zapytałam, gdzie mogę dostać trochę na własne potrzeby. Przesadziłam. Uszy paliły mi się ze wstydu, drżały ręce i nogi. Wzięłam kij do bilarda i oparłam się o niego, zgrywając wyluzowaną.
Miguel uśmiechnął się znów, wypuszczając dym. Podał mi skręta, ale odmówiłam. Powiedziałam, że lubię palić, gdy mam na to nastrój. Nie teraz. Brakowało tylko, żebym się tu zakrztusiła. Powiedział, że przyśle do mnie Joselito. Jego siostrzeńca, czy kuzyna, nie zrozumiałam dokładnie. Zapytał, czy mieszkamy...czy mieszkam, tam gdzie zawsze. Odpowiedziałam twierdząco. Dopił piwo, przeprosił i odszedł gdzieś do roboty. Nie zostałam tam wiele dłużej. Nie chciałam, żeby ci faceci zapamiętali mnie i skojarzyli. Nie znałam ich, ale nie wykluczone, że któryś mógł znać moich rodziców.
Połaziłam jeszcze trochę po ośrodku. Odebrałam dwa telefony od mamy i udałam się na kolację. Zjadłam w „naszej” restauracyjce na molo. Gdy wracałam do domku przyszła do mnie wiadomość od Bety. Wiadomość zawierała zdjęcie. Otworzyłam je i aż mnie zatkało. Beta całująca się z jakimś chłopakiem. Jego ręka wsunięta pod jej bluzkę, specjalnie do zdjęcia odsłonięty nie zupełnie szczupły brzuch Bety i cycek z wystającym różowiutkim sutkiem. Odpisałam jej, że jest z niej prawdziwa suka i dodałam do tego kilka buziaków. Odpowiedziała mi, że na tym się nie skończy. Odpisałam, żeby wsadził jej go w dupę, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Najwidoczniej już była zbyt zajęta albo chciała, żebym tak pomyślała.
Gdy brałam prysznic, miałam zamiar zabawić się trochę na własną rękę, ale gdy zaczęłam, pomyślałam, że to trochę głupie, brać się za samą siebie. Tyle mogłam zrobić i w domu. Mimo to, wspominając Miguela w spoconej koszulce, poczułam, że staję się mokra. Dałam sobie troszkę przyjemności, ale nie chciałam przesadzać. Chciałam, żeby pożądanie paliło się we mnie. Chciałam delektować się tym stanem podniecenia.
W nocy było gorąco. Bardzo gorąco. Leżałam w sypialni rodziców z włączonym telewizorem. Miałam na sobie tylko majtki i podkoszulkę. Przez otwarte na oścież okna dochodziło głośne granie świerszczy i muzyka znad jeziora. Mama nie chciała, żebym poszła na dyskotekę, więc nie poszłam. Na pewno ktoś miał mnie na oku i pewnie nie uszłabym niezauważona. Mimo kręcącego się wiatraka byłam spocona jak szczur. Zdjęłam koszulkę i rzuciłam nią na środek pokoju. Wystawiłam spocone piersi na delikatne podmuchy wiatraka. Beta zazdrościła mi moich piersi. Jeśli odziedziczyłam je po mamie, to w przyszłości czekał mnie wielki biust. Byłam już w każdym razie na dobrej drodze. Dmuchnęłam na sutki i patrzyłam, jak prężą się pod tą pieszczotą. Gęsia skórka podsunęła mi pewną myśl. Pobiegłam do lodówki i zabrałam z niej kostki lodu.
To było cudowne odkrycie. Nie musiałam się nawet nimi dotykać, już sama bliskość lodu działała piorunująco. Dotyk wręcz parzył. Kropla zimnej wody spadająca z czubka palca zaskoczyła mnie zupełnie. Dotknęłam się takimi lodowatymi palcami. Starałam się powstrzymać, ale nie mogłam. Pożegnałam majtki, wysyłając je tą samą trajektorią co podkoszulkę. Zimne palce też były odkryciem. Dogodziłam sobie, rozkraczona na łóżku rodziców, plądrując bezwstydnie cipkę, prosto w twarz facetowi z dziennika.
Zasnęłam golusieńka z włosami posklejanymi od moich soków i potu.
Obudziło mnie pukanie. Przestraszyłam się. Było już widno, ale słońce nie zaglądało na tę stronę aż do południa. Nie mogło być później niż po dziesiątej. Pukanie powtórzyło się.
Może jakiś serwis? Zapukają jeszcze raz i sobie pójdą. Nie zapukali. Wstałam i założyłam zebraną z podłogi bieliznę. Podeszłam do drzwi, ale nikogo już za nimi nie było. Gdy wracałam do sypialni, o mało nie dostałam zawału. Ktoś zaglądał do środka z tarasu. Zamarłam w bezruchu. Jakiś dzieciak w samych szortach starał się zajrzeć do salonu. Wreszcie chyba mnie dostrzegł, bo zapukał w szybę. Tego się nie spodziewałam. To, że ktoś podgląda to jedno, ale że do tego puka w szybę?
Señorita! Zwracał się do mnie. Bez wątpienia. Podeszłam do okna i odsłoniłam rolety.
Na mój widok uśmiechnął się szeroko. Miał czarne oczy i bujną czuprynę. Zdawało mi się, że widziałam go w grupce, która potrąciła mnie wczoraj pod barem. Gestem zasugerował mi, żebym mu otworzyła. Gdy otworzyłam, wśliznął się błyskawicznie do środka.
Był niższy ode mnie co najmniej o głowę. Mógł mieć ze czternaście lat, mniej-więcej.
Nie zdążyłam zapytać, czego chce, gdy z majtek wydobył mały woreczek i nie przestając się uśmiechać, pomachał mi nim przed nosem. Osłupiałam. Przypomniało mi się, co obiecał mi Miguel. Gdy zapytałam dzieciaka, czy jest siostrzeńcem Miguela, potwierdził mi skinieniem czupryny. Nie przestawał się uśmiechać. Podszedł do lodówki i wydobył z niej puszkę coli. Swobodnie, jakby tu mieszkał. Otworzył ją z trzaskiem i zapytał, czy mam bibułki. Nie miałam, a nawet gdybym miała i tak nie potrafiłabym zrobić z nich użytku. Wydobył z majtek białą kuleczkę papieru i zapytał, czy ma mi skręcić. Poprosiłam. Zrobił to z cyrkową zręcznością. Podał, żebym zapaliła.
Trochę się zawahałam, ale nie chciałam ujść za gamonia przy takim dzieciaku. Znalazłam zapalarkę do kominka i przypaliłam.
Marihuanę paliłam tylko raz w życiu. Skończyło się na jednym pociągnięciu, bałam się skutków. Teraz pociągnęłam powoli, nie chciałam się zakrztusić, jak wszyscy początkujący. Beta nauczyła mnie teorii. Pociągnęłam kilka razy i podałam jemu. Potwierdził, że na imię ma Joselito. Miał piętnaście lat, według niego. Według mnie kłamał. Trochę mnie to zgorszyło, ale nie miałam zamiaru go umoralniać. Palił pewnie od lat. Poczułam efekty już po chwili.
To nie było jak zawroty głowy, ale coś na pewno działo się z moim poczuciem równowagi. Do tego uczucie, że cała krew napływa mi do twarzy i jakieś dziwne łaskotanie. Roześmiałam się na myśl, że na pewno stałam się czerwona jak burak. Joselito też się uśmiechał. Usiadłam na bujanym fotelu z wikliny i chichrałam się jak wariatka. José, bo tak kazał na siebie mówić, podszedł do mnie i połaskotał moje gołe pięty. Nie mogłam się opanować. Nie dlatego, żeby mnie to aż tak łaskotało, ale sam pomysł wydał mi się absurdalny. Potem łaskotał mnie w łydki i kolana. Ja też wyciągnęłam ręce, żeby się zemścić, ale wtedy dotarło do mnie, że to już nie jest zabawa w łaskotki. Przestałam się śmiać. Poczułam nagle podniecenie. Nie myślałam o niczym. Nie zastanawiałam się, że podnieca mnie taki dzieciak. Nie byłam dziewicą. Zabawiałyśmy się z Betą już od podstawówki, ale nigdy nie byłam w takiej sytuacji z chłopakiem. Joselito głaskał moje uda, stając między nimi. Czułam, jak moczę się i jak podniecenie wiruje mi w głowie. Dotknęłam jego boków. Podał mi skręta do ust, po chwili wziął go ode mnie i też się zaciągnął. Nie mogłam doczekać się, żeby zobaczyć wreszcie jego szorty na podłodze. Miał chyba podobne myśli, bo bez najmniejszego skrępowania zsunął granatowe spodenki do samych kostek. Uwolnił stopy i kopnął majtkami na stół.
Patrzyłam na jego chudego fiuta i na skromny, prosty zarost. Był to pierwszy raz, gdy widziałam fiuta z tak bliska, nie licząc widoku mojego gołego brata. Tym razem, ta nagość była dla mnie. I była skierowana ku mnie. Musiałam go dotknąć, ale mimo wszystko krępowałam się trochę. Wreszcie wyciągnęłam dłoń i złapałam. Był gorący i twardy. Zaskakujący w dotyku. Joselito odłożył skręta do wielkiej popielnicy i przysunął się jeszcze bliżej. Stanął mi między nogami i sięgnął do gumki moich majtek. Pomogłam mu, unosząc trochę biodra. Majtki powędrowały na podłogę, po raz kolejny. Tym razem nie po to, żebym mogła dogodzić sobie palcami. Czekał na mnie prawdziwy fiut. Zaraz będę ruchana. Przemknęło mi przez myśl i podniecenie pulsowało we mnie jak gorączka. Przez tego gówniarza. Tego nie muszę opowiadać Becie. Joselito w moim opowiadaniu może stać się moim rówieśnikiem. Zbliżył się, a ja przysunęłam tyłek do samej krawędzi bujanego fotela. Wszedł we mnie tak gładko, że pojęłam to dopiero, gdy poczułam dotknięcie w środku. Rozchyliłam szeroko nogi, kładąc łydki na poręczach.
Ruchał mnie, patrząc na swojego fiuta, migającego między moimi wargami. Patrzyliśmy na niego oboje. Myślałam, że eksploduję od razu. Podniecenie było tak wielkie, że poczułam, jak cipa zaciska się na nim jak szalona. Ruchał mnie i było mi z tym bardzo dobrze, wręcz bosko. Wiklinowy fotel trzeszczał i skrzypiał i pomyślałam, że może tego nie wytrzymać. José zaparł się o poręcze i pieprzył, jakby robił to codziennie. Chciałam jęczeć, ale trochę się wstydziłam. Zacisnęłam zęby i złapałam go za włosy, ale kilka jęknięć wydobyło się samowolnie. Pitka pierdnęła głośno do rytmu. Czułam, że się czerwienie. Podciągnął moją podkoszulkę i patrzył łapczywie na ciemne sutki cycków. Podobały mu się, bo aż krzyknął, nazywając je bombami. Wyjął kutasa i pomagając sobie dłonią, wystrzelił prosto na nie. Jęczałam. Zdecydowanie chciałam jeszcze.
Otrzeźwiałam dopiero pod prysznicem. Dałam się wyruchać jakiemuś dzieciakowi. Ile on miał lat? Czternaście? Naprawdę piętnaście? Trochę mnie to przeraziło, ale podniecenie nie opuściło mnie wcale. Dotknęłam się i uśmiechnęłam. Jak by nie było, zostałam oficjalnie rozdziewiczona. Beta nie musi dowiedzieć się o szczegółach. To, co się stało, było wspaniałe i tyle.
Gdy ogarniałam trochę salon i niszczyłam wszelkie dowody zła, zatrzymałam się przy fotografii z Miguelem, Betą i moimi rodzicami. Na tym zdjęciu byłam jeszcze zupełnie dzieckiem. Elastyczne lajkry nie opinały nawet mojego tyłka, tylko leżały na nim jak zwykłe spodnie. To było trzy lata temu. Teraz te rzeczy się zmieniły. Czasem wydawało mi się nawet, że mam za grube uda. To przez siatkówkę. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Podobało mi się moje dorosłe ciało. Może trochę za twarde i umięśnione to tu to tam, ale w porównaniu do Bety, nie mogłam narzekać. Ona w każdym razie mi zazdrościła. Obie śmiałyśmy się, że gdyby miała moje ciało, to dałaby dupy całemu światu. Miała trochę nadwagi, ale i tak dawała często i bez nadmiernych rytuałów.
Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Spotkałam kilku znajomych. Obsługa kuchni nie zmieniła się prawie wcale. Przywitałam się z nimi jak z rodziną. Przez myśl przeleciało mi, że może któraś z tych grubych kucharek jest mamą Joselito. Prędzej czy później, na pewno coś takiego się okaże. Pracowały tu i mieszkały całe rodziny. Poszłam z kuchni, zastanawiając się jak się zachować, gdy spotkam Miguela. Czy Joselito mu powie? Miałam nadzieję, że nie, ale jakoś nie przejmowałam się tym zbytnio. Jakaś część mnie nawet chciała, żeby Miguel dowiedział się o tym. Mama zadzwoniła już dwa razy. Starała się zaplanować mi dzień. Zawsze planowała nam dni tutaj. Wycieczki rowerowe, kajakowe, korty, baseny, sauny, masaże. Teraz też. Chyba proponowała mi to, na co sama miała największą ochotę. W kraju nie było chyba dostatecznie gorąco, bo komu tutaj chciałoby się iść teraz do sauny. Spławiłam ją przytakiwaniem i poszłam nad wodę. Zaszłam na przystań. Przy stole bilardowym mrowiły się jakieś półnagie dzieciaki. Nie znalazłam Miguela ani na pomostach, ani w hangarach. Spotkałam za to Dolores. To, co kiedyś uważałam za piękność, dziś zarosło trochę cellulitem. Ciężki makijaż, od lat taki sam, dzień czy noc, maskował ślady wieku, ale przyznam, że trochę zakuło mnie serce na jej widok. Ona za to poznała mnie od razu i padłyśmy sobie w ramiona. Pachniała silnymi perfumami i lakierem do włosów. Lubiłam ją bardzo. Nie miałam jej nawet za złe, że zabrała mi Miguela. Dolores mówiła w ścisłym dialekcie i ciężko mi ją było zrozumieć. Zapominała o tym i często wygłaszała długie monologi, na które nie mogłam w żaden sposób odpowiedzieć. Wtedy się orientowała i powtarzała wszystko czystą mową. Narzekała na Miguela, na pracę, na zarobki, na klimat, na cokolwiek, ale mimo wszystko była wciąż pogodną osobą, pełną werwy i animuszu. Poszłyśmy razem na pasaż handlowy. Miała tam coś do załatwienia. Przedstawiała mnie wszystkim po drodze, opowiadając, że kiedyś byłam jej córeczką, a teraz jestem siostrzyczką.
W ten sposób w godzinę byłyśmy w miejscu, do którego musiała zajść. Odebrała jakieś świstki i znów ruszyłyśmy na spacer z przeszkodami, w postaci napotkanych osób.
Dolores zaproponowała mi masaż. Powiedziała, że ona chodzi regularnie. Stary Don Diego masuje ją za darmo, bo lubi sobie pougniatać jej seksy ciałko, a takiego „culo” to nie zobaczy nigdzie indziej. Ja też miałam „gran culo” według Dolores, jędrne i twarde. Zgodziłam się jej towarzyszyć. Zapomniałam o moim niecnym planie na dzikie rozrywki i poddałam się wspomnieniom i entuzjazmowi Dolores. Po drodze wpadł na nas Joselito z koleżkami. Przywitał się z Dolores i ze mną też. Miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na to, jak bardzo się czerwienię. Dolores naszczebiotała coś w dialekcie i trzepnęła łagodnie José w czarną czuprynę. Ten odpowiedział jej równie niezrozumiale i pobiegł, za kumplami. Wytłumaczyła mi, że to siostrzeniec Miguela. Istny diabeł, ale będzie z niego chłopak jak marzenie. Jak Miguel albo i lepiej, tylko na razie ciągle wyciąga od każdego pieniądze i już rozgląda się za dziewuchami.
Poczułam, jak płomień z twarzy przenosi się na moje sutki, aż uszczypnęłam się przez koszulkę.
Gdy weszłyśmy do salonu Don Diego, owiało nas zimne powietrze z klimatyzatora. Dolores zaśmiała się, że stary Don specjalnie tak podkręca klimę, żeby kobietom sterczały sutki spod ubrań. Stary cap. Mi sterczały, jej też. Don Diego przywitał nas szerokim uśmiechem. Przyszło mi się z nim obejmować i wąchać mimowolnie mocny zapach wody po goleniu.
Don Diego był tutaj od zawsze. Mama chadzała do niego codziennie, a ojciec dzielił z nim pasję do cygar i rumu. Ja, odkąd pamiętałam, widziałam go jako przyjemnego, starszego pana.
Do czasu, gdy Beta dwa lata temu powiedziała mi, że pokazał jej fiuta. Jakoś wtedy nie dotarła do mnie ta historia, ale dziś, gdy ją sobie przypomniałam, odebrałam ją jakoś inaczej.
Powiedział, że nas załatwi raz, raz.
Rozebrałyśmy się w jednej szatni. Dolores, jak na tancerkę przystało, nogi miała wciąż zgrabne, tylko tyłek niestety tracił już nieco ze swojej świetności. Do tego duży biust był nieco obwisły z rozstępami na zmęczonej, wiecznie opalonej skórze. Miała za to wciąż długie, czarne włosy do pasa. Nie pamiętam, żeby nosiła je inaczej niż związane ciasno w koński ogon. Zawsze takie chciałam. Zawsze miałam krótkie.
Gdy się rozebrałam, uszczypnęła mnie w tyłek i poklepała z uznaniem. Obsypała komplementami. Owinięte w ręczniki, poszłyśmy poddać się dłoniom Don Diego. Gadałyśmy o pierdołach, podczas gdy gruby masażysta tarmosił naoliwione ciało Dolores. Opowiadałam jej o szkole, o siatkówce, o moim koniu Braku, którego nazywaliśmy tak po tym, jak go wykastrowano. Mówiłam o niejasnych planach na przyszłość i o szkołach, które ojciec już dawno mi zaplanował. Zadzwoniła mama. Zazdrościła mi masażu u Don Diego. Dolores też odebrała telefon i zasypywała kogoś potokiem słów. Gdy Don skończył ją masować, przeprosiła mnie serdecznie, musiała uciekać do domu, bo przyjechał właśnie stolarz, który robił jej nową kuchnię. Ubrała się migiem i pobiegła. Umówiłyśmy się na wieczór. Nie żałowałam wieczora, jeśli miałam spędzić go w towarzystwie Dolores. Mogłyśmy pójść na tańce. Z nią nie było problemów, jeśli chodziło o mamę i pozwolenia. No i była szansa, że spotkam Miguela. Nie wiedziałam, czy odważyłabym się go poderwać, raczej nie, ale chociaż sobie popatrzeć i fantazjować. Poczułam dłoń Don Diego na moim udzie.
Gdy masował mi stopy i łydki, rozpływałam się jak gorące masło, ale teraz, gdy dojechał do góry, drgnęłam mimo woli. Powiedział, żebym się rozluźniła i znów polał pachnącym olejkiem. Podciągnął ręcznik bardzo wysoko, odkrywając całe uda. Przez chwilę obleciał mnie strach. Byliśmy sami. Przypomniałam sobie historię z Betą. Mówiła, że pokazał jej fiuta w szatni na basenie. Jeśli miał rzeczywiście takie zapędy? Byliśmy sami, ale w każdej chwili ktoś przecież mógł tu wejść. Don wsunął dłonie pod ręcznik tak zręcznie i pewnie, że nawet nie drgnęłam. Masował moje pośladki, jakby było to naturalną częścią zabiegu. Może było? Wolałam nie reagować, nie wiedziałam nawet, co powinnam zrobić. Po pośladkach przeniósł się na plecy i sytuacja wróciła do normalności. Chwilowo, bo gdy znów wylał na mnie olejek, jego duże dłonie rozsmarowały go nie tylko po plecach, ale i po pośladkach i udach. Tym razem wsunął kciuki jeszcze głębiej niż poprzednio i musną po pitce. Nie wiedziałam, co dokładnie miałam zamiar powiedzieć czy zrobić, ale zanim zdążyłam zareagować, jego ręka wjechała między moje nogi jawnie i bezczelnie, ogarniając cipę. Zamiast wydobyć z siebie słowa, ochnęłam tylko głośno w sposób, który na pewno nie zdradzał oburzenia czy protestu. Byłam mokra i nie mogłam tego ukryć. Dłoń Don Diego wędrowała w górę i w dół, pomiędzy moimi wargami, delikatnie, ale zdecydowanie.
Usłyszałam jak szepcze, że czuje mój zapach i gorąco bijące z mojej brzoskwinki. Leżałam nieruchomo jak sparaliżowana. Masował namiętnie, wszystko co chciał. Ukryłam twarz w dłoniach i sapałam z podniecenia. Kątem oka zauważyłam, jak przeszedł obok i przekręcił klucz w drzwiach. Wrócił na swoje miejsce, a ja durna, rozchyliłam uda. Poczułam, jak pochyla się za mną i wbija twarz między moje pośladki. Nie miałam zamiaru ułatwiać mu zadania, ale żeby poczuć go jeszcze lepiej, wypięłam się nieznacznie.
Lizał długo i powoli. Jeszcze nic nie sprawiało mi podobnej przyjemności. Musiałam poczuć to lepiej, wypięłam się więc jeszcze bardziej, porzucając wszelkie pozory. Rozchylał mnie palcami, ale to, co robił językiem, doprowadzało do szaleństwa. Nagle przestał. Bałam się mimo wszystko odwrócić. Usłyszałam, jak zdejmuje z siebie fartuch i co tam miał jeszcze na sobie. Czy ma zamiar mnie przelecieć? Córkę swoich starych znajomych? Co za zboczeniec. Pomyślałam, ale dotarło do mnie, że chciałam tego, mimo wszystkich tych myśli. Nie byłam już tą dziewczynką, którą znał od maleńkości. On widział we mnie kobietę. Młodą, atrakcyjną laskę z zarośniętą cipą i sterczącymi cyckami. Pewnie, że chce mnie przelecieć. Każdy chce, z tego co mówi zawsze Beta. Ta myśl dolewała tylko podniety. Odwróciłam się i popatrzyłam na niego, mimo wstydu i czerwonych policzków. Nie chciałam, żeby brał mnie od tyłu. Źle mi się to jakoś kojarzyło. Gdy zobaczyłam jego nagość, opadła mi szczęka.
Oglądałam kilka pornograficznych scen w moim życiu, ale takiego wielkiego kutasa nie widziałam jeszcze nigdy, na pewno. Don Diego chyba zauważył moją minę, bo uśmiechnął się tak jakoś, figlarnie. Dla mnie był stary, gruby i kosmaty na całym ciele. Włosów na ramionach i brzuchu miał więcej siwych niż czarnych.
Ze stolika wziął buteleczkę z olejkiem i polał nim obficie całego fiuta. Chyba nadal patrzyłam na niego z rozdziawionymi ustami, bo podszedł i pogłaskał mnie po ramieniu. Złapał za nogi i posadził na krawędzi łóżka. Patrzyłam na tę prężącą się pałę, lśniącą od ściekającego po niej olejku i nie wiedziałam, czy chcę tego naprawdę i czy to jest w ogóle możliwe. Dotknął moich piersi, rozmazując na nich pachnący lubrykant. Jego drągal sterczał krzywo, dotykał mojego brzucha. Wziął mnie za rękę i położył ją sobie na nim. To było naprawdę dziwne wrażenie. Jakbym dotykała jakiegoś nieznanego mi dotąd stworzenia. Pomyślałam, że może lepiej będzie, jak mu zwalę i na tym się skończy. Że nie będziemy próbować dopasowywać tego do mojej cipki. Zaczęłam powoli jeździć dłonią, aż spod obciągniętej skóry wychylił się fioletowy łeb. Ku mojemu zaskoczeniu, w takim stanie, drągal wydawał się jeszcze większy. „E ora chupa” dotarło do mnie po chwili.
Ja mam to ssać? Chyba sobie żartuje. Pochyliłam się i zawahałam. - Ssij, ssij.
Jak mam to ssać? Nigdy nie ssałam nikomu fiuta, a już na pewno nie przewidywałam ssania tak wielkiego kutasa. Dotknęłam go ledwie ustami. Pachniał oliwką i męskimi perfumami. Zachęcał mnie, żebym chociaż pocałowała. Nie byłam przekonana. Perspektywa wsadzenia sobie do ust tak wielkiej pały przerażała mnie najnormalniej w świecie. A jeśli go pocałuję i wystrzeli mi w twarz? Znów dotknęłam czubka ustami, był gruby jak bagietka do hot doga. Don pomagał mi z jeżdżeniem po swoim kutasie ręką. Dotykał nim cycków i tak bawiliśmy się, jakby nie wiedząc co z tym fantem zrobić. Wreszcie, gdy zachęcił po raz kolejny, spróbowałam wsadzić go do buzi. Był zdecydowanie za duży. Chyba mu na tym bardzo zależało, bo wpychał go i ocierał się o zęby, rozpychał policzki i klepał nim po twarzy. Tłusty smak oliwki nie działał zbyt podniecająco. Wreszcie chyba zrozumiał, że nie zabawi się ze mną w głęboki połyk, i skupił się na ataku na moją cipę. Najpierw pogmerał w niej palcami. Popocierał i nawilżył. Ja też chciałam już tego spróbować. Poprosiłam go tylko, żeby zrobił to powoli. Bardzo powoli.
Nie wierzyłam własnym oczom, gdy przystawił gruby łeb do mojej gorącej dziurki. Najpierw porozpychał na wszystkie strony, trąc fiutem mój dzwoneczek. - Doprowadził mnie przy tym do granic rozkoszy. - Wreszcie natarł. Trzymałam go w dłoni, żeby kierować szybkością zanurzania. Czułam ból. Ból zmieszany z rosnącym, perwersyjnym podnieceniem. Wsunął już prawie cały łeb, ale wycofał się delikatnie i zaczął od początku. Tym razem to ja targnęłam do przodu biodrami i wśliznął się we mnie z mokrym pierdnięciem. Przywitaliśmy to zdarzenie śmiechem. Łeb był już w środku. Silny zapach mojej cipy, jego fiuta i ciężkich perfum, uderzał mi do głowy. Czułam, że chcę być rżnięta. Ścisnęłam mocniej kutasa dłonią i pociągnęłam do środka. Wchodził centymetr po centymetrze, a ja nie potrafiłam trzymać zamkniętej buzi. Krzyczałam jękliwie., albo syczałam przez zęby. Wtedy zadzwonił mój telefon. Mama. Dzwoniła, żeby mi powiedzieć, że u nich właśnie lunęło i jaka ze mnie szczęściara. Powiedziałam jej, że sapię, bo pływałam. Rozmawiałam z nią, a Don Diego wsadzał mi w cipę swojego wielkiego kutasa. Miała ochotę na pogawędkę, ale powiedziałam, że muszę kończyć, bo chcę się powycierać. Usłuchała i się rozłączyła. Don Diego był już w połowie. Cofnął się teraz, ale nie wychodził zupełnie. Oparłam głowę na jego piersi i patrzyłam, jak wsuwa się i wysuwa. Już było dobrze, już pozostało tylko dzikie podniecenie z odrobiną bólu. Pchnął mnie na łóżko. Teraz czułam go jeszcze lepiej. Nie galopował, ale sadził powoli, prawie do końca. Sapał przez nos mimo rozchylonych ust. Ten włochaty cap.
Ruchał mnie z moimi zadartymi na jego kudłate ramiona nogami. Wchodził cały. Chciałam, żeby wchodził cały, błagałam go o to, zachęcałam i rozkazywałam. Rżnął mnie jak jakąś swoją kochankę, może jak moją matkę. Kto wie.
Spuścił się na mój brzuch i na włosy na cipie. Było tego dużo. Silny zapach spermy przebijał się przez perfumy i pachnącą oliwkę.
Gdy się ubierałam po prysznicu, Don przyszedł do szatni i klepnął mnie w pośladek. Zaprosił na masaż, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Ubrałam się, dałam mu buziaka i wyszłam. Poczucie dorosłości było teraz jeszcze wyraźniejsze i namacalne, jak ból w kroczu i zapach oliwki.
Poszłam coś zjeść i wróciłam do domku. Przebrałam się i położyłam, żeby trochę odpocząć. Na wielkim łóżku moich rodziców, wspominałam wydarzenia u Don Diego. Popatrzyłam na moją pitkę z krytycznym uśmiechem. Chciałam napisać coś do Bety, ale co? Nie za bardzo mogłam opowiadać jej esemesami o tym, że zerżnął mnie Don Diego, o José nie wspominając.
Musiałam spotkać Miguela. Doprowadzić do jakiejś sytuacji. Miałam nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, nie odmówi takiego kąska. Zastanawiałam się, co ubrać na wieczorny wypad z Dolores. Przeglądałam walizkę, której nawet nie zdążyłam rozpakować, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyłam. To był Joselito. Wszedł, a za nim jego czterech kolegów. Nie zdążyłam nawet zareagować. Trochę mnie to zaskoczyło. José przywitał się, pozostali też. Byli mniej więcej tego samego wieku, jeden tylko był jakby starszy, na pewno wyższy i kontrastowo biały, wręcz różowy. Był Holendrem. O ironio! Nie zapamiętałam żadnego imienia. José wyciągnął z majtek woreczek z trawką. Drugi kolega, o którym nie wiedziałbym co powiedzieć, oprócz tego, że miał na sobie sportową koszulkę w biało czarne paski, trzymał pod pachą playstation. Mój brat też był maniakiem gier. José zaprowadził ich do wielkiego telewizora w salonie. Ja poszłam za nimi, ale nie do końca wiedziałam jak mam się zachować. Trochę mnie peszył fakt, że bzykałam się z tym smarkaczem. Nie wiedziałam, jak mam go teraz traktować i czego on się znów spodziewa. Powiedziałam mu, że niedługo przyjeżdżają moi, ale przypomniał mi, że rano mówiłam, że to dopiero jutro. Zabrakło mi słów.
Na widok ogromnego telewizora łebkom poopadały szczęki. Podłączenie konsoli zajęło im minutę. José robił w tym czasie skręta. Powiedziałam, że muszę wyjść dzisiaj wieczorem z jego ciotką, Dolores. Odpowiedział, że wie i jakoś się tym nie przejął. Ten w koszulce w paski zapytał gdzie toaleta. Wskazałam mu drogę. Holender mówił tylko po holendersku i angielsku z niezrozumiałym akcentem, a dwóch pozostałych i José, szczebiotało między sobą w lokalnym dialekcie, którego jak już mówiłam, nie rozumiałam ni w ząb.
Zapachniało marihuaną. Patrzyłam tylko, czy aby używają popielniczki. Gdy skręt przywędrował do mnie, ciągle jeszcze stałam z otwartymi ustami. José poradził mi, żebym się odprężyła i usiadła. Dziękuję bardzo, że mogę usiąść we własnym domu. Bujany fotel zajęty był przez kolesia w paski, usiadłam więc na krześle. Grali w fifę. Czy to jedyna gra, w którą może zagrać grupka małolatów? Poczułam się zupełnie jak w towarzystwie kolegów mojego brata. Po to tu przyjechałam? Żeby znaleźć się w takiej sytuacji? Wstałam, żeby podać popielniczkę ze skrętem José. Gdy odchodziłam, klepnął mnie w tyłek. Twarz stanęła mi w płomieniach. Odwróciłam się, żeby mu odwinąć, ale jakoś mi przeszło i nic nawet nie powiedziałam. Holender, najwyższy z całego towarzystwa był raczej brzydki. Miał wystające, duże zęby, jakby rodziców nie stać było na aparat. Czerwona skóra, sparzona na słońcu, pokryta była małymi pęcherzami. Trzej pozostali koledzy Joselito byli ciemnej karnacji i prawdopodobnie pochodzili stąd. Ładne chłopaki, ale dopiero za dwa, trzy lata, albo i za dziesięć, jak Miguel.
Zostawiłam rozkrzyczane towarzystwo i wróciłam do sypialni, do otwartej walizki. Znalazłam już w miarę odpowiedni strój, ale nie byłam jeszcze pewna, co założyć pod spód.
Przeglądnęłam moje stroje kąpielowe. Wtedy zrobiłam to, o czym myślałam czasem, będąc w domu, gdy u Dydka siedzieli koledzy przyklejeni do telewizora i joypadów.
Założyłam bikini i weszłam do salonu. Reakcja była natychmiastowa. Ucichli jak zaczarowani. Przeszłam do lodówki i wzięłam puszkę coli. Wróciłam do sypialni i przymknęłam drzwi. Cisza trwała nadal. Śmiałam się jak głupia, częściowo pewnie przez marihuanę. Nagle, drzwi się uchyliły i wsunęły się ich głowy. Ktoś pchnął i weszli do środka. Zaskoczyłam ich, pytając który strój lepszy? Ten, czy ten?
Zdania były podzielone. Joselito podszedł i pociągnął za sznureczki przy majtkach. W jednej chwili zostałam bez spodu. Na widok ich twarzy poczułam sprośne podniecenie. Pożerali mnie wzrokiem. Odwróciłam się i wypięłam jak jakaś striptizerka. Najodważniejszy z nich był oczywiście José. Zbliżył się i złapał w pasie od tyłu. Oparłam się o łóżko. Poczułam między nogami jego dłoń. Byłam mokra, wręcz ociekająca. Tak przynajmniej czułam.
Wziął mnie pierwszy. Po prostu wszedł i zaczął ruchać. Trwało to chwilkę. Spojrzałam za siebie w momencie, gdy ściągali pospiesznie spodenki i majtki. Kolejny podszedł, wsadził i skończył. Wybuchli śmiechem. Potem był Holender, też nie trwał długo. Dwaj pozostali nie byli lepsi. Widziałam, jak cieknie mi spomiędzy nóg. Czułam w sobie dziki ogień. Usiadłam na łóżku i rozchyliłam uda. Ci, którzy byli znów gotowi, podchodzili i brali mnie kolejno. Dociskałam ich chude tyłki do siebie, zachęcając do dania z siebie wszystkiego. Trwali krótko, ale ochota wracała im bardzo szybko. Gdy każdy zaliczył sobie już kilka razy, odpoczęliśmy. Niektórzy poszli się napić. José zrobił następnego skręta. Holender chyba się zakochał. Bo leżał obok i głaskał mi włosy na picie. Jak tylko mu stanął, znów wskoczył mi między nogi. Bardzo chciał się ze mną całować, mi bardziej zależało na tym, żeby bzykał trochę dłużej. Inni wrócili do playstation i tak wymieniali się atrakcjami. Gdy jeden skończył, przychodził do mnie, inni grali, krążył skręt i ani się spostrzegłam, jak zrobiło się późno. Zrzuciłam z siebie Holendra i pobiegłam pod prysznic. Ubrałam się migiem. Zanim wyszłam, powiedziałam do Joselito, że jak wrócę, ma ich tu nie być. Skinął czupryną. Na alejce spotkałam Dolores. Szła właśnie po mnie. Na myśl o tym zrobiło mi się gorąco.
Mimo wieczorowej pory był upał, ale festyn odbywał się nad samym brzegiem jeziora, więc nie było tak źle. Na molo i promenadzie było tłoczno. Tu czekała na nas koleżanka Dolores, Diana. Były w tym samym wieku, kiedyś chodziły razem do szkoły. Diana była przeciwieństwem Dolores, przynajmniej z wyglądu. Była blondynką o szerokich ramionach i małym biuście. Od razu zaczęłam podejrzewać, że też grała w siatkówkę. Potwierdziła mi to i znalazłyśmy wspólny temat. Powiedziałam jej, że martwię się o moje uda, że z każdym rokiem stają się coraz większe. Machnęła ręką. Zapewniła mnie, że facetom się podobają takie twarde tyłki i mocne, zgrabne nogi. Dolores dorzuciła, że facetom podoba się wszystko, byle miało szparkę.
Moja szparka ciągle pulsowała po pokaźnej porcji igraszek mijającego właśnie dnia.
Na promenadzie minął nas Don Diego z małżonką. Pozdrowił wszystkie trzy serdecznie z daleka i my pozdrowiłyśmy go również. Dowiedziałam się, że był w wieku mojego ojca. Zawsze myślałam, że był już dziadkiem. Ze sposobu, w jaki o nim mówiły, domyśliłam się, że obie koleżanki też mają u niego darmowe masaże, nie od dziś. Poszłyśmy coś zjeść do restauracji na molo. Była tu też dyskoteka. Dziewczyny zamówiły drinki, ja piłam colę z lodem i cytryną. Wreszcie doszli do nas mężczyźni. Miguel i Alejandro. Wszyscy przywitaliśmy się pocałunkami w policzek. Gdy wreszcie całowałam Miguela, zakręciło mi się w głowie. Był piękny, elegancki i pachnący. Rzeczywiście, jak to zauważyłam wcześniej, przybrał trochę na wadze, ale i tak prezentował się bosko. Jego kolega, Alejandro, chłopak Diany, był wysoki i chudy. Miał na włosach za dużo żelu i gdy się z nim witałam, pogłaskał mnie znacznie niżej niż po plecach.
Do łazienki poszłyśmy wszystkie trzy jak to kobietki. Gdy wychodziłam ze swojego boksu, przyłapałam Diane i Dolores na wciąganiu czegoś nosem z brzegu umywalki. Zdębiałam. Dolores była już nieco wstawiona wcześniejszymi drinkami. Machnęła ręką, bagatelizując, ale pogroziła do tego palcem, żeby mnie zniechęcić. Wróciłyśmy na salę. Obie chciały tańczyć. Facetom się nie chciało, ale Diana zmusiła Alejandro, a Dolores poszła z nimi, bez Miguela. Zostaliśmy we dwoje. Muzyka była za głośna, żeby swobodnie rozmawiać. Musieliśmy więc krzyczeć sobie do uszu. Podobało mi się takie gadanie, bo praktycznie za każdym razem dotykałam jego policzka ustami. Pytał, czy trafił do mnie Joselito, a to oznaczało, że on się z nim nie widział i nic nie wie. Powiedziałam, że tak i podziękowałam. Przyłapałam go, jak zaglądał mi w dekolt bluzeczki. Miałam na sobie push up i było na co popatrzeć. Rozmawiając-krzycząc oparł dłoń na moim udzie trochę poniżej krawędzi mini i zabrał ją, wcale się nie spiesząc. Ja też przy następnej okazji położyłam mu rękę na dżinsach.
Chciałam go bardzo. Mogłabym oddać mu się tu i teraz. Na tym stoliku, przy wszystkich tańczących dookoła ludziach. Powiedziałam mu to, ale normalnym tonem. Nie miał szans, zrozumieć co mówię. Skrzywił się i zbliżył, żebym powtórzyła, ale ja tylko pocałowałam go w policzek. Pomachał mi palcem z uśmiechem. Pokazałam mu język. Pogroził mi jeszcze raz.
Tańczyliśmy wszyscy. Alejandro upierał się, że ja powinnam napić się przynajmniej piwa. Dolores zabroniła kategorycznie. Diana miała ochotę już udać się z Alejandrem do domu, a Miguel był jakiś milczący. Wyszliśmy z lokalu i odprowadzając Dianę i Alejandro, zaszliśmy na przystań. Tam padła propozycja nocnej kąpieli. Nie wiem, kto pierwszy wpadł na ten pomysł, ale na pewno to Diana jako pierwsza ściągnęła bluzkę i wrzuciła ją do wody. Towarzystwo było już wstawione. Alejandro zdjął białe spodnie, koszulkę i majtki. Pierwszy wskoczył z pomostu, świecąc białym tyłkiem. Diana miała problem z odpięciem spodni, więc wskoczyła w nich. Dolores nie miała wielkiej ochoty na kąpiele, ale Miguel pomógł jej się rozebrać i prawie zmusił do ściągnięcia majtek. Gdy już oboje byli nadzy, wziął ją na ręce i wskoczył z nią. Nie miałam zamiaru stać jak kołek. Golusieńka dołączyłam do reszty. Więcej było chlapania niż pływania. Dolores było zimno już po chwili. Diana dławiła się wodą i ogólnie była już zbyt pijana, żeby pływać. Alejandro doholował ją do drabinki. Ja przytuliłam się do Dolores, żeby jej nie było tak zimno, ale powiedziała, że to wcale jej nie pomaga, bo ja też jestem lodowata. Mi woda nie wydawała się wcale taka chłodna. Nie jestem zmarźluchem, dla mnie tu był upał. Z daleka nie mogliśmy zrozumieć, co robią Diana i Alejandro przy drabince. Czy on pomagał jej się wspiąć, czy co? Dolores zrozumiała pierwsza i ze śmiechem chlapnęła nam w oczy, żebyśmy się nie patrzyli.
Miguel złapał ją od tyłu za piersi i ugryzł w kark. Poczułam zazdrości, ale i podniecenie. Dostał po łapach i reprymendę w dialekcie. Zrozumieliśmy, że nie będziemy mogli wyjść, dopóki tamci nie skończą. Nikomu nie chciało przedzierać się przez zielska do brzegu. Diana stękała głośno. Miguel uśmiechał się głupawo, a Dolores marszczyła brwi. Było jej już na tyle zimno, że postanowiła przeprosić parę. Gdy podpłynęliśmy do nich, przywitali nas okrzykami. Diana objęła Dolores i starała się ją pocałować. Ta wywinęła się i wspięła po szczebelkach na pomost. Pułapkę ramion blondynki ominął też Miguel i ja, chociaż ja, gdy wychodziłam, poczułam na tyłku pomocną dłoń Alejandra. Ubraliśmy się na pomoście, poganiając parkę w wodzie. Gdy wreszcie wyszli, okazało się, że Diana nie ma spodni, majtek, ani bluzeczki. Zostały jej tylko buty i telefon. Poszliśmy z pomostu do hangaru, w którym pracował Miguel. W pokoiku miał jakieś robocze koszulki i spodnie. Wszystko upstrzone lakierami. Gdy już się tam znaleźliśmy, Alejandro wyjął z lodówki piwo i włączył muzykę. Jedną butelkę podał mi. Przyjęłam ją, ale nie miałam zamiaru pić. Nie lubię piwa. Nawet takiego słabego jak to, które mi podał. Diana za to miała ochotę się jeszcze napić. Dolores chciała już iść do domu. Niebawem postanowiono, że Dianę, która zasnęła zaraz przy stole, zostawią tutaj, na leżance. Alejandro, Miguel i ja, odprowadzimy Dolores, a potem obaj odprowadzą mnie. Nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby pozbyć się Alejandra.
Na myśl, że Miguel mógłby odprowadzić mnie sam do domku, robiło mi się miękko w kolanach.
Po drodze naszła mnie obawa, czy José i koledzy wynieśli się z mojego salonu. Gdy wchodziliśmy deptakiem pod domek, kamień spadł mi z serca, bo światło w salonie było zgaszone. Odwróciłam się i podziękowałam obu za odprowadzenie.
Powiedzieli, że oni wykonują tylko zadania z dostawą do domu. Do samych drzwi.
Pomyślałam, jak romantycznie mogłoby to być, gdyby nie Alejandro.
W domu nie było śladu po imprezie. No, prawie nie było. Puste butelki po piwie i coli stały wokół kosza na śmieci, a cały salon przesiąknięty był zapachem marihuany.
Dwóm wchodzącym ze mną mężczyznom powiedziałam tylko, że była tu wcześniej mała imprezka. Podobały mi się ich zdziwione miny. Miguel zapytał, czy nie zostało już nic dla nich? Chciałam odpowiedzieć, że dla niego zawsze zostanie, ale nie miało to już zbytnio sensu. Jutro przyjadą moi rodzice i moja wolność dostanie piękną obrożę i smycz.
Nagle przyszło mi do głowy, że aby mieć Miguela, wystarczy, że zaliczę ich obu. Trudno, jak się nie ma co się lubi, to się kombinuje.
Zaproponowałam im piwo z lodówki. W sumie mieli już iść, ale przyjęli propozycję. Ja też otworzyłam sobie butelkę i pociągnęłam długi haust. Nie cierpię piwa.
Powiedziałam, że jutro koniec luzu, bo dojedzie rodzinka, więc jakoś to trzeba uczcić. Zgodzili się ze mną. Powiedziałam, że idę wziąć prysznic i poszłam.
Patrzyłam na siebie nagą, w wielkim lustrze. Któryś z gówniarzy chyba ugryzł mnie w sutek. W głowie szumiała mi wciąż głośna muzyka, piwo i marihuana. Odkręciłam wodę i weszłam do zaparowanej kabiny. Po chwili przyłączył się do mnie Alejandro. Spodziewałam się tego, ale miałam nadzieję, że to jednak będzie Miguel. Nie speszyłam się. Podałam mu żel, żeby umył mi plecy. Zamiast tego, schwycił mnie za ramiona i niemal zmusił do kucnięcia. Jego fiut już był gotowy. Ciągle niepewna jak to się robi, wzięłam go do ust. Rozpychał się na wszystkie strony i w głąb. Trzymał mnie przy tym za włosy. Nie był chyba zbytnio zadowolony, bo co chwila wyciągał go i klepał mnie nim w policzki. Byłam trochę zdezorientowana. Wreszcie pozwolił wstać i oparł o ścianę. Pobawił się chwilę cyckami, po czym przygiął kolana i wsunął kutasa pod moją cipkę. Był znacznie wyższy ode mnie, nie wydawało mi się możliwe, żeby wszedł do środka w takiej pozycji. Ocierał się o moje wargi sromowe, wykręcając mi sutki. Wreszcie odwrócił twarzą do ściany i wyruchał. Trzeba przyznać, że dostałam, czego chciałam. Dogodził mi, aż zawyłam. Nie myślałam, że może być aż tak cudownie. Chyba się nawet nie spuścił, bo gdy mnie znów odwrócił, jego kutas stał jak poprzednio, długi i napięty, jak wyrzeźbiony. Pocałowaliśmy się i wyszedł. Miałam załzawione z rozkoszy oczy. Trzęsły mi się uda i wydawało mi się, że cała cipa pulsuje jak szalona. Zastanawiałam się, czy Miguel już sobie poszedł. Wytarłam włosy i zawinęłam się ręcznikiem.
Czekali na mnie w sypialni. Obaj.
Ssałam jednego po drugim. Fiut Miguela był znacznie mniejszy niż Alejandra. Udawało mi się go wsadzać w usta do samego końca. Ssanie przerodziło się w prawdziwe rżnięcie mojej buzi. Dławiłam się i krztusiłam, rozsadzana narastającym wciąż podnieceniem. Gdy wstałam, przytuliłam się do nagiego Miguela, do jego zarośniętej piersi. Pocałowaliśmy się długo i namiętnie. Potem odwrócił mnie i oparł o łóżko. Rżnął solidnie i szybko, jakby chciał się z kimś ścigać. Nie mogłam nic poradzić na popierdującą głośno cipę, to wprawiało mnie trochę w zakłopotanie. Alejandro klęknął na łóżku i wsadził mi do ust. Ruchałam się z dwoma facetami naraz, w tym, jednym z nich był Miguel. Pomyślałam o Becie i jej pryszczatym Holendrze ze zdjęcia. Miguel szczypał mi sutki i ruchał tak mocno, że gdyby nie Alejandro naprzeciw, chyba bym się wywróciła. Gdy dał mi soczystego klapsa, nie poczułam bólu, tylko jeszcze większe podniecenie. Kutas Alejandro w moich ustach prężył się i rozpychał na wszystkie strony. Obaj zachęcali mnie, szepcząc przeróżne sprośności. Nadeszła rozkosz i ogarnęła całe ciało. Dwaj nie przestawali, ale postanowili zmienić kompozycję. Alejandro położył się i dosłownie wsadził mnie na siebie. Miguel stanął obok na łóżku i ssałam go, jak tylko potrafiłam najlepiej. Podobała mi się ta pozycja. Czułam fiuta Alejandro głęboko i za każdym podskokiem coraz głębiej i głębiej. Obaj wymienili się uwagami i komplementami pod moim adresem. Gdybym już nie była czerwona jak cegła, na pewno bym się zaczerwieniła. Dawałam im obu i wyglądało na to, że dawałam dobrze. Miguel wyszedł z moich ust. Ścisnęłam dłonie Alejandra na brodawkach. Miguel chciał wziąć mnie od tyłu, ale Alejandro ani myślał opuszczać mojej szparki. Wtedy poczułam, jak Miguel wpycha mi palec do tyłka. To było dziwne i zaskakujące, ale musiałam przyznać, że wulgarnie przyjemne. Z kutasem Alejandro w cipie i z palcem Miguela w tyłku, poczułam się jak prawdziwa suka. Żałowałam, że nikt nie może mi zrobić zdjęcia. Chciałam, żeby Beta mogła to zobaczyć. Pewnie mi nie uwierzy. Jeździł mi w środku powoli, jakby chciał go rozkręcić. Wreszcie wyjął palec i gdy zaczęło mi brakować tej perwersyjnej pieszczoty, poczułam, jak przykłada tam kutasa. W głowie i na karku poczułam dreszcz potężnego podniecenia. Zabolało. Powoli zaczęli ruchać mnie obaj na raz. Ból i dziwna przyjemność w tyłku, była dla mnie szokującą nowością. Miguel ruchał powoli, ale Alejandro nie miał zamiaru zwalniać i czułam, jakby oba kutasy stykały się gdzieś wewnątrz podbrzusza. To wywołało następną falę rozkoszy. Miguel szczypał mnie za pośladki i dawał klapsy. Myślę, że krzyczałam, lub jęczałam głośno, bo obaj wsadzili mi palce do ust. Poczułam zapach własnego tyłka.
Rżnęli mnie teraz bardzo mocno i szybko. Pot płynął mi po piersiach, po twarzy i po całym ciele. Miguel stęknął głośno. Szczypał i wykręcał mi pośladki. Mocno. Dochodziłam razem z nim, jakby ktoś bawił się jakimś przyciskiem, odpowiedzialnym za moje nagłe orgazmy. Alejandro wyskoczył nagle i przystawił mi fiuta do twarzy. Miguela wciąż czułam w tyłku. Wyprostował mnie, ściskając za cycki. Złapałam fiuta Alejandro do ust, a on, waląc sobie jak szalony, spuścił mi się do buzi. Poczułam ten dziwny smak i zapach. Ciekło mi po brodzie. Połknęłam, tak jak powiedział, targana rozkoszą, jakbym dostała jakiegoś ataku. Miguel skończył w środku i wysunął się ze mnie. Ugryzł w kark tak, że o mało nie zemdlałam. Wreszcie pozwolili mi upaść.
Leżałam zdyszana, spocona, zbroczona i szczęśliwa. Wszystko we mnie pulsowało i paliło. Miguel siedział na fotelu pod ścianą, spocony i uśmiechnięty. Alejandro poszedł do łazienki. Dobiegł nas szum prysznica. Leżałam z wypiętym do góry tyłkiem i śmiałam się przez załzawione oczy. Miguel śmiał się ze mną lub ze mnie. Nie wiem. Miałam nadzieję, że zanim sobie pójdzie, odzyska siły na jeszcze jeden raz. Tak bardzo chciałam zrobić sobie z nim zdjęcie...
Koniec