A macie za swoje! - Wakacyjna historia z papierosami w tle
19 października 2020
Szacowany czas lektury: 1 godz 9 min
Kolejna historyjka, która czekała w szufladzie na publikację. Dlaczego ta? Dlaczego teraz? A dlatego, że lato minęło, poczuliśmy pierwsze chłody i doświadczyliśmy jesiennych deszczy, a warto sobie przypomnieć dni, kiedy było gorąco i... urlopowo. Tak mi się zdaje. Taka historyjka na czas, kiedy dopada nas nuda.
Przyjemnie mi się pisało to opowiadanie, mam nadzieję, że, choć historyjka jest długa, Wam będzie się przyjemnie ją czytało. Jesienią jest na to sporo czasu ;)
Dupcia niezła. Nogi też, choć mogłyby być szczuplejsze, ale spoko. Piersi małe, ale co tam. Gdyby mnie wpuściła między uda, nie myślałbym o cyckach. Majteczki fajnie opinają szczuplutką dupcię. Ciekawe, czy ma wydepilowaną. Idiotą jesteś. Pewnie tak, teraz małolaty o to dbają. Ten naszyjnik jej trochę nie pasuje, ale co tam naszyjnik. Takie grzeczne dziewczynki są najlepsze. Już taka fajna... kobietka z niej. Przynajmniej jeśli chodzi o kształty. Ciekawe, czy by wiedziała, co robić...
Irek już kolejny dzień skrycie przyglądał się Marice, a jeszcze częściej o niej myślał.
Marika była siedemnastolatką, która wraz z rodzicami przyjechała na wczasy nad polski Bałtyk. Czy się wybrała z chęcią, czy została do tego zobligowana, nie ważne, ważne było, że odkąd Ireneusz ją poznał, zagościła w jego głowie i przyciągała oczy, przez co członek ożywał dużo częściej, a przez okolice brzucha przepływała dziwna erotyczna energia tęsknoty za czymś, czego nie doświadczył i raczej nie doświadczy. Dostrzegł też to, że nie tylko on jeden tak na nią patrzył.
Dorośli już jakiś czas temu ustalili, że wspólnie wyjadą na urlop. Znali się, mieszkali w jednym miasteczku. Nie byli przyjaciółmi, ale przez kilka ostatnich miesięcy prowadzili między sobą dość ożywione relacje towarzyskie. Dlatego zdecydowali się na ten sam pensjonat, a na plaży łączyli parawany i zajmowali jeden wspólny obszar. Przecież w towarzystwie raźniej, a urlop mijał przyjemniej.
Marika nie była pięknością, ale przeciętną też nie, taka sympatyczna z wyglądu, ale nie przebojowa z charakteru, przez co nie rzucała się w oczy. Miała brązowe długie włosy, gęste, ale już wyregulowane brwi, długie rzęsy i przyjemny wyraz twarzy. Dbała o wygląd, choć rodzice nie pozwalali jej w tej dziedzinie na zbyt wiele. Ubrania też nie stanowiły mocnej strony nastolatki, ale często udawało jej się zestawić garderobę tak, by wyglądała stylowo i młodzieżowo, choć rzeczy nie pochodziły z modnych sieciówek. Na plaży natomiast zawsze prezentowała się atrakcyjnie, bo panowały tam inne - luźniejsze zwyczaje. Dziewczyna nie miała prawa mieć kompleksów, a przede wszystkim powodów, by ukrywać naprawdę zgrabne ciało. Rodzice też jakoś to rozumieli i nie ganili córki za odkrywanie tego, co od wieków interesowało płeć przeciwną. W dwuczęściowych modnych strojach kąpielowych wyglądała obłędnie i niezwykle ponętnie, ale rodzice patrzyli na to trochę z innej perspektywy - byli dumni z figury córki.
Marika była skromna, miała spokojne usposobienie, zazwyczaj była miła i kulturalna, co w czasie wspólnego plażowania, pozwalało czterdziestoletniemu Irkowi wierzyć, że jego towarzystwo jest dla niej czymś szczególnym, a nie koniecznością. Im częściej ją widywał i z nią przebywał, dostrzegał w niej to coś, co pozwalało mu widzieć w niej atrakcyjną małolatę, taką z ukrytym potencjałem, który on jako dorosły facet dostrzegał i chętnie by go wykorzystał. Zagadywał ją więc o najróżniejsze sprawy i szukał kontaktu, a liczba interakcji zwiększała się, kiedy żona Monika udawała się gdzieś na spacer z mamą Mariki, a Tadek znikał na chwile ochłody w morzu, lub w pobliskim barze na plaży. Wtedy Irek czuł się bardziej swobodnie, a jego samcze myśli szalały w śmiałych komentarzach, chyba tak samo jak oczy po opalonym ciele zgrabnej nieświadomej niczego nastolatki. Sam zauważył, że już miał na jej punkcie obsesję.
Na pewno jest ciasna. Jak ja bym chciał ją mieć! Pewnie wciąż jest dziewicą. Na pewno. Chociaż kto tam ją wie? Taka spokojna nastolatka, musi bronić dostępu do swojej cipeczki. A może nie? Mogłaby te uda rozłożyć szerzej, to chociaż sobie zerknę. I tak jest na co popatrzeć. Pewnie nikt obcy nie widział tego co ma miedzy udami. Ale ten strój jej się tam wżyna. Tylko paluszka bym wsunął. Oj, naprawdę jest na co popatrzeć. Pobawiłbym się jej cycuszkami. Dobra, przestań już i skup się na gazecie. Kurwa, zaraz mi stanie, pomyśl o czymś innym…
Znowu zdominowała jego myśli, nie mógł z tym walczyć. Świntuszył w rozmowach z sobą ile się tylko dało.
I wtedy nagle oderwał oczy od wypukłości jej pupy, bo poczuł zimne krople wody i usłyszał energiczny głos kolegi:
- Irek, idziesz do wody? – Zza parawanu wbiegł rozrzucający kolejne krople wody Tadeusz – tata Mariki, i ochlapując smażących się na słońcu leniuchów, zaproponował ochłodę w słonej wodzie.
- Tato! Opalam plecy, zasłaniasz! – zamarudziła nastolatka, bo Tadek rzucał na nią cień.
- Ja… może później. Przed chwilą… przecież byłem – próbował się wymówić wytrącony z rozmyślań Irek. Przecież nie powie, że nie może się obrócić, tym bardziej wstać, a nawet usiąść, bo kąpielówki od razu zdradzą, gdzie krążą jego myśli. Tym bardziej nie wypadało mu powiedzieć (nawet w formie żartu), że poluje na widok piersi jego córki, która rozpięła górę stroju, by równomiernie opalić skórę pleców. Dwa razy już został nagrodzony i czekał na kolejny moment, kiedy nastolatka sięgnie po butelkę coli, by się napić. Już od jakiegoś czasu miał gigantyczny i uporczywy wzwód, który ukrył, wciskając wypukłość w wyżłobiony w piasku pod ręcznikiem dołek.
- To było ponad dwie godziny temu – zaśmiał się Tadek – ale jak chcesz – machnął ręką obojętnie, widząc, że kolega wpatruje się w leżącą przed nim gazetę. Nawet nie podejrzewałby, że w wyobrażeniach kolegi jego Marika wielekroć leżała poskładana jak gimnastyczka i robiła takie rzeczy, o które by znajomego nie podejrzewał.
- A ty na pewno nie chcesz się ochłodzić? Może… już zapniesz… no wiesz… – zwrócił się do córki, mając na myśli zapięcie góry stroju, spoglądając przy tym z ukosa na udającego zaczytanego Irka, czy ten czasem nie podgląda jego córki. – Jeszcze trochę i się usmażysz – żartował z determinacji nastolatki, bo już pierwszego dnia pobytu nad morzem, zapowiedziała, że zmieni się w mulatkę.
- Tato, odsłoń słońce – zamarudziła, tylko na chwilę wyjmując słuchawkę z ucha i odrywając wzrok od ekranu smartfona. – Zapnę za parę minut – odpowiedziała na jego napomnienie i a jej policzek opadł na plażowy ręcznik, jakby była zaspana.
Mógłby już iść do tej wody. Po co tu w ogóle przyszedł. Ciekawe, czy już to robiła? Pewnie nie, ale… kto wie, trudno stwierdzić. Cicha woda brzegi rwie. Dajcie mi godzinę z nią i polubi seks, oj polubi. Dałaby się chociaż wylizać, albo wsadzić tam palca, chociaż tyle. To przecież jak nie seks, a nacieszyłbym się tą szpareczką. Yhhh! Lizałbym ją chyba z godzinę i nie miałbym dość. Przestań Irek, bo zwariujesz. Daj już dziewczynie spokój. To porządna dziewczyna. Nie no… te małe cycuszki też nie są złe. Na pewno są sprężyste, na pewno bym zmieścił je w dłoniach. Ciekawe czy by się udało? Talia smukła, to dobrze. „Wąska w pasie, dobrze pcha sie”. He he he! Pokazałbym jej co nieco. Nie no… nie wypada ci o niej tak myśleć, opanuj się. Fajne ma te pieprzyki na plecach. Nie no… nie dałbym jej spokoju. Posuwałbym tą szpareczkę do upadłego. Tylko mi ją dajcie. Ona naprawdę mnie kręci. Dobrze, że dziś założyła ten dwuczęściowy strój kąpielowy. Lubię go na niej. W tych okularach przeciwsłonecznych wygląda obłędnie. Tylko taka za bardzo nieśmiała i gadać nie chce. Sięgnęłaby po tę colę.
Marika odebrała telefon, dzięki czemu podglądacz kolejny raz przez ułamek sekundy widział urocze piersi o niedużych sutkach. Marika szybko obróciła się na plecy i leżąc z lekko rozłożonymi i ugiętymi nogami, przytrzymując stanik, uśmiechała się i żywiołowo opowiadała koleżance o pobycie nad morzem. Miała przy tym piękny naturalny uśmiech. Trochę koloryzowała, jak to nastolatka, ale kto nie opowiada o wakacjach w ostrzejszych barwach niż w rzeczywistości były. Plotkowała w najlepsze, na pana Irka nawet nie spojrzała.
On za to wciąż zerkał między jej uda, bo teraz miał ku temu świetną okazję. Dobrze, że żona wzięła mu te mocno przyciemniane okulary, przez szkła nie było widać jego zafascynowanych tajemnicami Mariki oczu.
<<>>
- Co kochanie mówiłaś? – dopytał Irek, bo nie dosłyszał. Tak naprawdę znowu wpatrywał się w tyłeczek stojącej przed nim Mariki, wnikając pod materiał kusych, wysoko odsłaniających po bokach uda, spodenek samczymi kosmatymi myślami. Właśnie znowu sobie wyobrażał, co kryje się pod warstwą sportowych szortów, spod których przebijały się krawędzie, zdawałoby się, o dość śmiałym wycięciu bielizny. Dobrze to wiedział, bo na plaży napatrzył się na jej pośladki chyba na całe życie. On bardziej zastanawiał się, co znajduje się pod majteczkami, wciąż nie dawało mu to spokoju, wciąż był w świecie marzeń.
- Pytałam, jaką rybę ci zamówić. Więc? – spojrzała na niego z ukrytą irytacją, wymuszając szybką odpowiedź.
- Aa… jakie są?
- Przecież masz menu przed oczami – zwróciła mu uwagę poirytowana.
- A no tak. Dorsza mi zamów – odpowiedział szybko. Właśnie dostrzegł pierwszą pozycję w jadłospisie i to mu wystarczyło, nie był wybredny. Tak naprawdę tak przyziemne sprawy jak jedzenie, zakupy, spacery, od kilku dni przestały mieć dla niego większe znaczenie. Teraz ukradkiem spoglądał na zamawiającą u młodego sprzedawcy sałatkę uśmiechniętą nastolatkę.
Ale bym te uda masował. Mmm! Ta, masował! Gładkie, opalone, a tam wyżej, co ja bym nie robił… Boże, jak ona kręci tym zgrabniutkim tyłeczkiem. No sama się prosi, by patrzeć. Siedemnastka, a ciałko już jak u kobietki. Chyba sam nie jestem jeszcze taki zły, nawet brzuch mam płaski, nie jak większość facetów. Nie, nie jestem jeszcze taki zły, nie?
Irek był już tak napalony na niewinną nastolatkę, że nawet rozgrzany palącym słońcem piasek na plaży, nie palił go w stopy, choć pozostali stawiali małe i bardzo szybkie kroki, lub szli w zapadających się w suchym piasku klapkach. On nie patrzył na nic, fizyczny ból stał się jakby obcy. On wciąż śledził Marikę, starał się być blisko niej, nieustannie marzył o seksie z tą małolatą.
Ale kolejny raz został nagrodzony za cierpliwość i upór - udało mu się skraść widok jej nagiej piersi, a dokładniej piersi i sutka. Kiedy zaoferował pomoc, po tym jak niesiony przez dziewczynę parasol przeciwsłoneczny spadł na piasek, a ona się po niego schyliła, góra stroju kąpielowego odkryła tajemnicę, a cycuszki zakołysały się tak erotycznie, że Irek aż się zarumienił i poczuł uderzenie ciepła. Nieduża brodawka, drobny sutek, a tyle emocji. Na szczęście na plaży czerwona twarz nie była niczym nadzwyczajnym. Nad wzwodem jakoś panował, nie był przecież nabuzowanym testosteronem małolatem.
Najgorsze, że widział, jak dziewczyna zerka na rówieśników, którzy czasem pojawiali się w pobliżu ich parawanu. Chciał, by patrzył atak na niego, by to on był dla niej kimś ciekawym, kimś ważnym, by to ona zabiegała o jego atencję. Po co jej niedoświadczone szczeniaki? Ale mimo tego cieszył się, że wspólnie zajmowali to samo miejsce na plaży i tworzyli małą wypoczynkową enklawę, przez co on mógł sobie marzyć, wciąż obserwując Marikę w różnych sytuacjach, by później wplatać je w snute w głowie fantazje.
Irek nie miał co robić. Żona jak zawsze plotkowała z koleżanką Olą, Tadek niczym mors spędzał czas w lodowatej wodzie, lub grał w plażówkę z grupą aktywnych plażowiczów, a Marika gdzieś zniknęła. Już godzinę nudził się na rozgrzanej plaży, od pół godziny szukał sposobu na znikniecie z tej „Sahary”, miał pewne plany.
Monika obojętnie przyjęła zapowiedź powrotu męża do pokoju, ale stwierdziła, że jej jest w tym upale dobrze, a do domu blada nie wróci, więc na plaży jeszcze zostanie. Tak naprawdę uwielbiała spędzać czas z Aleksandrą, bo koleżanka znała chyba wszystkie plotki z ich miasteczka. Teraz Monika nadrabiała zaległości, nie wierząc, że codzienne życie w ich miejscowości, niesie ze sobą tyle ciekawostek i sekretów.
Irek przebrnął przez zatłoczony deptak, minął kilka straganów i budek z fast foodem. Na leśnym osiedlu domków letniskowych było teraz cicho i pusto, jakby Ziemia była wyludniona, a nie w szczycie sezonu wypoczynkowego. Już miał plan sprawienia sobie przyjemności (oczywiście fantazjując o Marice), już w myślach się uśmiechał, bo wybrał scenkę w której odwiedzał ją w nocy i cichutko odbył stosunek, kiedy dziewczyna wciąż spokojnie spała, tak samo jak jej rodzice za ścianą obok. Kiedy zobaczył pensjonat, poczuł przyjemne fale w okolicy podbrzusza, przyspieszył krok. Już ustalił to sam ze sobą, że walnie się na łóżko cały nagi i nigdzie się nie spiesząc, pobawi się męskością. Automatycznie przyspieszył krok.
I niespodziewanie zauważył córkę znajomych.
Może był spocony tym forsownym marszem w takiej duchocie, może przez chwilę go zamurował widok, ale podziękował losowi za to, że przygnał go właśnie tutaj i właśnie w tym momencie, że niepotrzebnie psioczył na to, że wybrał okrężną drogę. Marika stała za przybudówką pensjonatu, ubrana w czarną górę stroju kąpielowego i kuse spodenki, które już w drodze na plażę mocno przykuły jego uwagę. Teraz dziewczyna przechadzała się w pobliżu śmietnika i zajęta rozmową przez telefon, paliła papierosa. Nigdy by jej o to nie podejrzewał. Irek znał podejście znajomych do używek i w ogóle do wychowania, bo mieli dość tradycyjne surowe podejście i wręcz „tresowali” córkę na przykładną dziewczynę, wzór cnót, w skrócie – byli nadopiekuńczy, a ona wyprawiała takie rzeczy.
Mężczyzna, po pierwsze, był zaskoczony, że tak porządna dziewczyna pali, a po drugie, że robiła to w tak ryzykownym miejscu. Teraz już wiedział, dlaczego wciąż zapominała wziąć czegoś na plażę i wracała do pokoju. Po chwili cieszył się, bo zamroczony dziecinnym rozumowaniem, uznał, że będzie miał na nastolatkę haka, a to może zbliży go do spełnienia męskich marzeń. Przez chwilę widział w myślach jak małolata ulega szantażowi. Pierwsze co przyszło mu na myśl, to właśnie mały szantaż. Nieee! Nie zrobisz tak – uświadomił sobie, że to nie scenariusz filmu, ani akcja książki, że jego fantazja poszybowała za daleko. Za dużo pornosów obejrzałeś – podsumował podśmiewując się z siebie i swoich absurdalnych wyobrażeń.
Finalnie wszystko wyszło spontanicznie. Brunetka, właśnie wypuszczając dym w profesjonalny sposób, strzepnęła papierosowy popiół, co wyglądało jak nawyk, i wtedy dostrzegła zbliżającego się Ireneusza. Jak przyłapana na terenie szkoły przez nauczyciela uczennica, odruchowo rzuciła „fajkę” na trawę i momentalnie zrobiła się czerwona jak pomidor. Zdawała sobie sprawę, że nie miała szans się obronić, że jej reakcja niczego nie ukryła, nie spowodowała, że znajomy rodziców jakimś cudem zinterpretuje jej tutaj obecność inaczej, niż to było widać.
Mężczyzna nie wiedział, co powiedzieć. Znowu był zaskoczony, tym razem rozwojem sytuacji. Chwilę wcześniej uznał, że nie będzie się wtrącał w sprawy rodzinne znajomych, że jakoś niezauważenie przemknie za budynek, a tu Marika go zobaczyła. Teraz musiał jakoś zareagować, a nie wiedział jak. Surowo, czy na luzie? Nie panował nad tym co powiedział. Zadziałał odruchowo.
- No ładnie! Rodzice pewnie nie wiedzą, co!? – Sam dziwił się, że jego głos zabrzmiał tak protekcjonalnie i dyscyplinująco. Widział strach w oczach Mariki, widział liczne gesty ukrywanego paraliżującego nastolatkę zdenerwowania, momentalnie zrobiło mu się jej szkoda.
- Proszę im nie mówić. Proszę – wypowiedziała te słowa z takim żalem, wręcz błagalnie, że dla Irka były niczym dla wrażliwego dziecka, skomlenie skrzywdzonego szczeniaczka.
Niedopilnowanie czegoś, nieodpowiedzialne zachowanie na plaży, zostawienie w pokoju bałaganu - konsekwencje takiego zachowania nałożone przez rodziców, znosiła, już przywykła do różnych kar i ograniczeń, ale „nagrody” za palenie, nie była sobie w stanie wyobrazić. Za słabsze niż oczekiwali szkolne świadectwo, nie pozwolili jej jechać ze znajomymi na kilka dni w góry, choć wszystko już wcześniej było ustalone, za palenie pewnie by ją zabili. Już czuła tę atmosferę moralizatorskich wywodów mamy i powtarzanych wkoło tyrad taty. Za nic nie chciała tego przechodzić.
Wiedział, że to dobra dziewczyna. Grzeczna, spokojna, dobrze się ucząca, słuchająca się rodziców i… zaciągnięta przez nich nad morze pod przymusem. Szybko zaczął jej współczuć. Chyba nawet teraz rozumiał, że potrzebowała jakoś odreagować, że jest w trudnym wieku dojrzewania, gdzie zakazane pozwala przez chwilę poczuć się wolnym niczym pędzący pustą szosą biker. Też kiedyś próbował palić, więc wiedział, jak to jest. Nie była też jak większość współczesnych nastolatków, które widywał, a które chodziły po ulicach z „fajami” w ustach, nie zwracając na nikogo uwagi. Marika się przynajmniej ukrywała, a więc wiedziała, że robi coś złego. To przecież dobra dziewczyna – podsumował.
Irek przeszedł obok niej bez komentarza, wciąż nie wiedział, jak zareagować, więc wolał od tego uciec, przynajmniej odsunąć w czasie. Zniknął w korytarzu domu wczasowego, a chwilę po tym w pokoju.
Kilka minut później, leżąc rozłożony na plecach jak pasza na łożu w haremie, rozkoszował się fantazją o Marice, która w zamian za milczenie, nagradzała go seksem. Sytuacja zdawała się być tak realna, że podniecenie sięgało zenitu, a on nawet czuł zapach perfum nastolatki. Szczytując, zgromadził na wcześniej rozgrzanym słońcem brzuchu ogromną ilość nasienia. Dawno już tak nie miał, by pierwszy strumień spermy poszybował aż tak daleko. Uśmiechnął się, bo wystrzał wyglądał, jak otwarcie nowego szybu naftowego.
Dopiero co posprzątał po erotycznej sesji i już leżał w samych spodenkach na łóżku i odpoczywał od piekącego na plaży słońca. Oglądał jakiś nudny francuski film z lat osiemdziesiątych, bo na pięciu dostępnych kanałach nic ciekawszego nie było, kiedy zapukała do drzwi.
- Niech pan nie mówi rodzicom, proszę – rzuciła na wejściu, użyła znowu błagalnego tonu głosu, a skrucha na jej twarzy świadczyła, że jej na tym niezmiernie zależało, że to dla niej życiowa sprawa.
- Dlaczego nie? – zagrał typowego dorosłego, jak wymagała tego od niego wiek, choć już miał ją uspokoić i powiedzieć, że przecież on niczego nie widział.
- Proszę – ściszyła głos w poczuciu bezsilności.
Chciał ją uwolnić od stresu, chciał być pomocny i jawić się w jej oczach jako wybawca. Wystarczyło jedno zdanie, a stałby się prawie jej kumplem, na pewno cool dorosłym, ale on nie chciał wyzbyć się atutu - asa, którego miał w rękawie, choć i tak nie wiedział, jak miałby go użyć. Przecież nie odważyłby się jej… wykorzystać (choć czuł, że mógłby spróbować), był za mało odważny i nie był tym typem faceta, który stosuje tego typu fortele. Nie zaryzykowałby. Poza tym wciąż sobie powtarzał, że to nie film. Myśleć o seksie z nią - myślał, i to niezwykle intensywnie, ale dalej niż myśli, by się nie posunął. To też kwestia przyzwoitości. Tylko paliła. To nie miałoby prawa się wydarzyć. On nigdy by na to nie poszła. Co ty sobie myślisz w tej głupiej głowie - zaśmiał się ze swojej naiwności i przesadnej fantazji. Ale podobała mu się ta jej niepewność, ta obawa, ta walka o jego atencję i poczucie zależność od tego, co on zrobi.
- Od dawna palisz? – zapytał, by trochę rozładować atmosferę i dać sobie chwilę do namysłu, co dalej z tym fantem zrobić.
- Od trzech miesięcy – odpowiedziała po krótkim namyśle.
Czuł, że odpowiedziała szczerze. Widział to doświadczenie w jej gestach, kiedy trzymała papierosa w ustach, w palcach, jak wydmuchiwała dym. Wydawała się wtedy starsza i taka... dojrzalsza. Pociągało go to.
Skinął głową na znak przyjęcia do wiadomości i przybrał minę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- To przecież… nic takiego. U mnie w klasie… większość popala. To normalne. A ja mam już prawie osiemnaście lat, więc… to... - tłumaczyła, uzasadniała.
- Normalne? Nic złego? - Poczekał, aż coś odpowie, ona tylko skinęła nieśmiało głową. - To powiedz rodzicom, skoro to nor…
- Nie no… Dla moich rodziców to patologia, więc… - weszła mu w słowo i przez chwilę zabrzmiała pewnie, prawie się uśmiechnęła.
Przybrał neutralną minę, wypuszczając głośno powietrze przez nos. Co tu z tym fantem zrobić?
- Co jeszcze robisz, czego… nie powinnaś, co? O czym jeszcze nie wiedzą? – usiadł na łóżku i rzucił bez głębszego zastanowienia, a na jego twarzy zagościł dziwny uśmieszek jakby tryumfu, może nawet trochę prowokacyjny, a on już po prostu wiedział, że jej odpuści i o wszystkim zapomni, stąd taka reakcja. Dopiero kończąc pytanie, zauważył, że zabrzmiało ono dwuznacznie. W świecie dorosłych ludzi nawet bardzo dwuznacznie, tym bardziej, że śmiejąc się, dziwnie zaakcentował słowa. Dostrzegł zmianę na twarzy Mariki. Teraz to on się przestraszył, że dziewczyna źle zinterpretuje jego słowa. On miał na myśli alkohol, może marihuanę, a ona mogła odebrać to jako wkraczanie w jej bardziej intymną strefę życia. W sumie musiał się przyznać, że podświadomie właśnie o to mu chodziło, tak to zabrzmiało.
I chyba właśnie tak to zinterpretowała. Przecież była inteligentną dziewczyną, a jego ukryta intencja zawarta w tym pytaniu, widocznie był dla niej bardzo czytelna. Wyszła z pokoju zażenowana, nie dowierzając w to, co usłyszała.
Usłyszał pukanie do drzwi, tym razem bardzo energiczne. Minęło kilka minut odkąd wyszła. Wiedział, że to ona.
Stanęła w pokoju, upewniając się, że domknęła drzwi. Rozejrzała się dookoła, jakby szukała ukrytej kamery.
- Najwyżej… laskę mogę panu zrobić, ale… – wypaliła i przełknęła głośno ślinę, jakby chciała się pozbyć cierpkiego smaku wypowiedzianych słów. - Na nic więcej niech pan nie liczy – mówiła chłodno i z przekonaniem, ale też z pretensją i wyrazem twarzy osoby robiącej coś wbrew sobie. Wciąż skubała końcami paznokci jednej ręki, skórki przy paznokciach drugiej.
W czasie kilkuminutowej nieobecności musiała przetrawić jego dwuznaczne słowa i coś postanowić. Taka mała analiza zysków i strat. Wolała już to, niż biadolenie rodziców. Błądziła oczami po ścianach pokoju, szukała czegoś gdzieś za oknem, omijała twarz Irka, wciąż nie wiedziała, co zrobić z rękami i jak uspokoić drżące od emocji ciało. Ta panująca teraz cisza doprowadzała ją do szału.
- Nie. Nie to miałem na myśli. Ja nigdy… Źle mnie… - tłumaczył się i dukał, niczym uczący się czytać i składający sylaby dzieciak. W ogóle było mu niezmiernie głupio, że rozmawiają o takich rzeczach. Patrzył prosto w oczy nastolatki, by ta mu uwierzyła. Zdawała się wątpić.
Patrzył jak wpadając w cichy płacz, obraca się do niego plecami i wybiega z pokoju.
Po tym jak pobiegł za nią, po późniejszej rozmowie i dziesiątkach zapewnień, że nie miał ukrytych intencji, doszli do porozumienia, a on resztę dnia czuł ulgę.
Kiedy nocą posuwał żonę na skrzypiącym tapczanie, wciąż odganiał myśli, że robi to z nastolatką, która wciąż wdzierała się do jego myśli jak natrętna mucha. Czasem jednak z premedytacją zamykał oczy i wtedy… przez ułamek sekundy uprawiał seks z Mariką, mimo tego, że ciało poruszające się pod nim było większych rozmiarów.
Ale bym tą małą przeleciał! Dobrze ci Marko? Tak ci dobrze? Ale jesteś ciasna. Lubię takie cipeczki. Lubię seks. Ty chyba też, co?
Uwielbiał powtarzać w głowie jej imię i to, że jest ciasna, bardzo go to podniecało.
A nieświadoma niczego Monika wypinając mu tyłeczek, cicho dyszała w rytm trzeszczenia ramy łóżka i cichych powtarzalnych plasków.
Ta małolata mnie psychicznie wykończy - myślał o Marice, kiedy już spełniony leżał po swojej stronie łóżka. Kilka chwil temu spuścił się na pośladek Moniki, a już ta dziewucha o szczupłych udach i niedużych piersiach, wdzierała się do jego myśli z siłą spadających wód wodospadu.
<<>>
Już widział, jak czerwień kapelusza ociera się o kępkę włosków łonowych. Już czuł te wyjątkowe smyrnięcia tych sztywniejszych o wrażliwą skórkę żołędzi, był w niebie. Widział też kilka rozsianych po skórze krostek, które tylko upewniały go, że leżąca po nim dziewczyna jest prawdziwa, a nie tylko erotycznym snem, który wreszcie go nawiedził.
To się dzieje!
Nigdy by nie pomyślał, że tak to wszystko się ułoży. To przypominało akcję szalonego filmu, lub erotycznego snu. Tyle że on nie był widzem, spać, też nie spał. Czuł na skórze ponad trzydziestostopniową temperaturę powietrza, czuł świeży zapach dziewczęcego ciała, czuł kolanami i stopami zapadające się pod kocem ziarenka piasku i łodygi przygniecionych roślin. Poza tym wciąż towarzyszyły mu nerwy i drżał z podniecenia. Wiedział, że to się dzieje naprawdę.
Szybko sięgnął do kieszonki spodenek i wyjął prezerwatywę, ręce mu drżały, bo od ślubu nie był w takiej sytuacji, by w ogóle widzieć na żywo muszelkę innej kobiety, a co dopiero dotykać ją już nie tylko palcami. Leżał między udami nastolatki i podziwiał symetryczne wargi sromowe, fałdki zdawały się być jak z obrazka, czyli piękne, różowe i malutkie, istne marzenie, takie jak na filmikach w zakładce teens. Znowu nie dowierzał, że czuł ciepło dziewczęcego ciała, czuł delikatną sprężystą skórę, czuł zapach jej przyjemnych kwiatowych perfum.
Założył kondom i chwycił twardego jak skała członka, by nakierować go na cel.
Marika wpatrywała się w to wszystko jak zaczarowana, też nie dowierzała, że bierze w czymś takim udział. Ona? Grzeczna córeczka, dobra uczennica, dla wszystkich raczej spokojna nastolatka, a za chwilę już na zawsze miało zmienić się jej życie. Długi penis, a w tle jej rozwarte uda i męskie biodra, które wciąż się poruszały, by otarciami członka znaleźć choć cień ulgi, a ona wciąż na to patrzyła z mieszanymi odczuciami, jednak w tym całym mętliku emocji przeważała pewnego rodzaju ciekawość. To zdawało się być kadrem z filmu dla dorosłych, a nie fragmentem zwykłego wakacyjnego dnia. Bała się, a zarazem pragnęła pójść na całość i poczuć ulgę, by chwilę po tym znowu poczuć lęk, jak tylko główka męskiego organu kolejny raz otarła się o jej różyczkę, naruszając tym samym granice jej intymności. Jakiej intymności? Przecież leżała naga pod dorosłym facetem.
No to lecimy. Zrób to w końcu. Na pewno jest ciasna. Ty farciarzu! Już chyba nie pamiętasz, jak to jest z taką młodziutką niunią, ale sobie przypomnisz. Kurwa! Zaraz będziesz posuwał nastolatkę, młodą dupę! Będzie jak w tych filmach na Porn Hubie. To się nie dzieje naprawdę!
Kolejny raz prześliznął się korpusem prącia po nierównościach sromu, kolejny raz rozważając konsekwencje swojego działania. Bał się. Dziewczyna leżała posłusznie pod nim, widział, że nie jest przekonana, ale też jakoś specjalnie się nie wzbraniała. To, że dziewczyna jakby na to czekała, trochę go wytrącało z równowagi. W sumie, kilka razy, czekał na jej rezygnację.
Ale jak już tam wejdziesz, nie cofniesz tego. Zastanów się. Ale, kurwa, taka okazja!? Będziesz żałował! Dymaj ją, niezła jest. Taka zgrabniutka. A może lepiej nie…
Jeszcze raz rozsunął płateczki swoją napęczniałą do granic możliwości główką, która domagał się opatulenia mięciutkimi ściankami pochwy, które już prawie czuł dookoła żołędzi. Już czuł ogarniającą go chuć, już wiedział, że pękł w nim ostatni mur obronny. Różowe strzępki sromu komponowały się z kolorem opakowanego przezroczystą błoną członka, a kontrastowały z ciemnymi włosami łonowymi, które lepiły się do białej skóry wzgórka łonowego, na który penis, ślizgając się po szparce, przenosił niewielkie porcje śluzu.
Kolejny raz rozejrzał się dookoła, by sprawdzić, czy gdzieś między drzewami nie ma przypadkowych podglądaczy, albo, jeszcze gorzej, strażników przyrody. Było „czysto”. Piaskownice zwyczajne, turzyce piaskowe, czy mikołajki nadmorskie były najwyraźniej bezpieczne, a wtargnięcie intruzów niezauważone.
Dobra! Raz się żyje!
Chwycił prącie tuż poniżej żołędzi i skierował ją w okolice przedsionka pochwy, by wreszcie zaznać tej specyficznej rozkoszy. Szczelina zdawała się być tak mała, że absurdem było pomyśleć, że choć czubek członka się tam wciśnie, a co dopiero wejdzie głębiej. Nacelował do wnętrza dwoma dodatkowymi wzdłużnymi potarciami i zdecydował. Już naparł w poczerwieniałą i mieniącą się śluzem szparkę. Już poczuł pierwszy opór ściśniętych mięśni pochwy, już poczuł się jak niezłomny speleolog - zdobywca dziewiczej jaskini. Wiedział, że musi byś zdecydowany i nieustępliwy, by przebrnąć przez przeszkodę, przez ten ciasny korytarz, a późnij to już jakoś pójdzie. Już szykował swoje mięśnie pośladkowe do kolejnego powolnego spięcia, już rozpoczął ruch w stronę ciała nastolatki, wciąż wpatrzony w piękną kompozycję prężącego się męskiego organu i anatomicznych osobliwości delikatnej muszelki.
- Chyba jednak… zrezygnuję – oznajmiła, uciekając od Irka biodrami, który właśnie rozpoczął powolny ruch swoimi w stronę rozkosznego tunelu.
To miało być dla niego, jak lądowanie człowieka na nieznanej planecie po dziesiątkach lat kosmicznej podróży. I choćby neurony przekazywały usłyszaną informację z prędkością światła, on i tak nie był jej teraz w stanie zrozumieć i przetworzyć. Uznał, że się przesłyszał, że nic nie słyszał. Zaślepiało go coś innego. Wciąż napierał.
Marika emanowała teraz niepewnością, obawami i pretensją, ale chyba pretensją do siebie, nie do mężczyzny. Jej oczy jednak przekazywały ten sam stan, co przed chwilą słowa.
- Przepraszam, ale… - nie wiedziała, jak to uzasadnić, czuła się głupio. Zakryła swoje krocze dłonią, bo teraz wstydziła się swojej nagości, ale też chciała zastopować wciąż dotykającego ją tam członka. Przy okazji trąciła twardy ciepły korzeń nadgarstkiem. Przecież nigdy nie pokazywała takiej siebie żadnemu chłopakowi, a mężczyźnie to już zapomnij. Ten wybryk był dla niej ewenementem, jakby nie była sobą. Już nawet ten bunt i pretensje do rodziców, ta złość i chęć dopieczenia im, przestały się liczyć. Jakim kosztem? Nie jestem taka - tłumaczyła sobie w przypływie wyrzutów sumienia. Może była buntowniczką, ale bardziej w myślach niż w działaniu, i chyba do tego przywykła. A nawet te jej wyskoki z papierosami, piwem, były dość niewinne w porównaniu z tym, co się działo teraz na tym kocu. Chyba tak daleko nie była w stanie się posunąć.
Nastała cisza. Słyszeli szum rozbijających się nieopodal morskich fal i piski mew i chyba każdy inny odgłos natury, zdawałoby się nawet rosnących roślin.
Nie wierzę, kurwa! Masz za swoją opieszałość. Było się tam wepchnąć i miałbyś to z głowy, a ona by już nie marudziła. Kurwa! Przecież nie będę jej prosił, nie zniżę się do tego. Nie daj się! Zrób coś frajerze! Masz tu wszystko, czego potrzeba. Lepszej okazji nie będzie!
- Tylko… choć chwilkę, co? – zareagowało za niego jego męskie ego, nie on, tak bardzo chciał poczuć tę wyjątkową ciasnotę nastoletniej cipeczki, o której tyle dni marzył i rozmyślał.
Żonę wiele razy musiał prosić o dopuszczenie go do cieplej norki, by sobie czasem ulżyć. Tak już w świecie dorosłych jest. Partnerka nie zawsze wykazywała zainteresowania zbliżeniem, więc czasem trzeba prosić, i tyle. Lepiej prosić, niż pościć. Dlatego teraz, czując zależność od małolaty, jakoś znosił swoistego rodzaju dyshonor. To nie było tak przykre. Nie byłoby, o ile wszystko skończyłoby się po jego myśli. Teraz czuł się jednak głupio, bo na to się nie zanosiło.
- Sama nie wiem. Przepraszam, ale… się trochę boję. Poza tym… to trochę dziwnie… tak z dorosłym… Myślałam, że… – tłumaczyła nieśmiało zdenerwowana, wciąż dbając o to, by jej ściśnięta udami dłoń, zakrywała intymny zakątek.
Kurwa mać! I po co było szukać tego miejsca na wydmach? Mandat mogłem dostać, kurwa, a ta robi z siebie porządnisię. A było już tak blisko. Idiotą jesteś! Takie ciałko...
Miał ochotę ją namawiać, przekonywać, ale kiedy Marika usiadła i zaczęła szukać bielizny, czuł, że to nie ma sensu. Ona już zdecydowała, widział to w jej szybkich ruchach i pełnych wstydu oczach. Jedyną nagrodą był tylko niezwykle erotyczny widok szparki, kiedy siedząc, zakładała majtki. Znowu pokazała mu wtedy wszystko, co ma między udami i zdawała się tym w ogóle nie przejmować.
Chociaż tyle. Ale cipeczka, mmm! Dziewczyno, nie rób mi tego. Proszę!
Wzniósł oczy ku niebu, bo cipka była śliczna, a ułożony w rynienki srom, uświadamiał mu co stracił. Nie przeszkadzało mu, że uderzył tyłem głowy poza kocem o piasek, który szybko przykleił się do karku i wniknął między włosy.
A mogłem to mieć!
Obrócił się z głośnym westchnięciem na plecy, nie patrzył, że jego parówa wciąż prawie rozrywała krępujący ją lateks, że leży na podbrzuszu w gotowości bojowej. Założył ramiona za głowę i z pochmurną miną obrażonego dziecka, wciąż głośno oddychał. Może wyglądał komicznie, ale niech małolata ma świadomość, jak on teraz cierpi. A może tym ją sprowokuję? - myślał.
- Przepraszam – powiedziała niewinnie, wciąż mając do siebie pretensje już chyba za wszystko. Za to, że pozwoliła, za to, że przerwała, za to, że wcześniej zgrywała kogoś, kim nie była, za to, że to ona zainicjowała to szaleństwo. Ale wczoraj, kiedy wracali po tak przyjemnej rozmowie (i nie tylko rozmowie), naprawdę chciała posunąć się dalej, bo czuła, że to będzie niezła przygoda.
- Nie wierzę – pokiwał na boki głową, wpatrzony w niebo, gdzie ponad koronami sosen płynął nieduży cirrus po błękitnej tafli sklepienia. – Po prostu nie wierzę – powtórzył jakby do nikogo, by dodać sytuacji dramatyzmu i wywołać w Marice jeszcze większe poczucie winy.
- Naprawdę przepraszam, wiem… jak to... - próbowała rozpogodzić posępną twarz Irka, kolejnymi tłumaczeniami i nieśmiałym uśmiechem.
- Nic nie wiesz! – podniósł głos, by wyczuła zawartą w nim pretensję, ale tak by nie przesadzić i jej nie przestraszyć. Teraz odgrywał rolę mocno poszkodowanego, liczył, że może serce jej jeszcze zmięknie. – Dobra, wracajmy – warknął zrezygnowany, wstając z koca i zabierając się do jego składania.
Wiedział, że najpierw powinien pozbyć się gumy, założyć pieprzone slipy i pieprzone spodenki, a dopiero później złożyć pieprzony koc, a jeszcze później wziąć pieprzony rower i zniknąć z tego miejsca, ale wciąż liczył na to, że prezerwatywa się przyda, że Marika zmieni zdanie.
Facet to ma przejebane! Dziewczyno, no dawaj, nie rób mi tego.
<<>>
Oboje wracali z posępnymi minami. Prowadzenie rowerów w powrotną stronę po takich bezdrożach, przychodziła im jakby z większą trudnością, niż kiedy podekscytowani, zmierzali do ustronnego miejsca. Teraz bardziej czuli upał i duchotę, jakoś intensywniej pachniało morzem i sosnowym aromatem leżącego na ziemi wysuszonego igliwia, jod czuli w powietrzu. Ścieżka na wydmach wyprowadziła ich w pobliże zejścia na plażę, w czasie drogi towarzyszyła im ogólna cisza, słyszeli tylko szum skrytego za krzakami morza i uderzanie gałązek i ździebeł wysokich traw o szprychy kół. Nie rozmawiali. O czym by mieli?
Kiedy zobaczyli pierwszych amatorów wypoczynku na pobliskiej dzikiej plaży, badawczo zerknęli na siebie, czy czasem jakoś dziwnie nie wyglądają, bo mijające ich przed chwilą starsze małżeństwo, jakoś podejrzliwie na nich patrzyło, jakby wiedziało, co działo się w krzakach. Marika wymusiła niewielki uśmiech, on również. Oboje mieli świadomość, że to trochę gorzkie uśmiechy. Wsiedli na rowery i skierowali się w stronę deptaka z czerwonej kostki betonowej, z którego mieli prostą drogę do pensjonatu. Teraz zgrabniutki tyłeczek Mariki nie przykuwał zbytnio uwagi Irka, patrzył na drogę i wciąż analizował to, co zaszło. Znowu miał wyrzuty.
- Muszę jeszcze zapalić – oznajmiła poważnym głosem nastolatka. Papieros zawsze pozwalał jej, choć na chwilę, zapomnieć o troskach i problemach, zająć czymś głowę.
- Dobra. To teraz, bo zaraz będziemy blisko domków. Ale masz jakieś miętówki? – zgodził się, jakby tu cokolwiek od niego zależało, choć jego zdanie, że nie powinna sięgać po papierosy, znała. Musiał jakoś łagodzić powstałe między nimi napięcie. Teraz grał dobrego wujka. Już wcześniej zaproponował jej, że może jej przechować paczkę papierosów, by nie ryzykowała, bo rodzice z pewnością ją będą sprawdzać. Wiedział, że mentol z gum do żucia nie zamaskuje zapachu tytoniu, ale i tak mieli jeszcze zahaczyć o budkę z lodami, więc papierosowy zapach zostanie zniwelowany.
- Nie mam – poinformowała obojętnie, wzruszając ramionami.
- Dobra, ja mam – uspokoił, ciesząc się z tego, że przewidział taką sytuację. On teraz za nią odpowiadał, więc jeśli rodzice wyczuliby zapach tytoniu, on musiałby się tłumaczyć.
Paliła w ciszy, co chwilę zerkając w oczy Irka, jakby sprawdzając, co teraz o niej myślał. Szybko uciekała oczami, kiedy mężczyzna kierował wzrok w jej stronę.
Irek cały czas czuł się głupio.
I po co ci to było? Masz za swoje. Przejebane! Facet to ma przejebane! I tak źle, i tak niedobrze. Nie chciała dać – źle. Dała – niedobrze. Przynajmniej nie tak jak by się chciało. A miało być tak pięknie. Mogło być. Dobrze, że jutro wracamy.
<<>>
Ostatni dzień pobytu w kurorcie był jednym wielkim unikaniem się Irka i Mariki. W ogóle dziewczyna udała, że boli ją brzuch i została w pokoju, Irek ciągnął żonę na plażę, ale tylko we dwoje, by unikać już nie tylko nastolatki, ale też spojrzenia w oczy jej rodzicom. Chyba to dawało mu teraz najbardziej popalić – świadomość, że zrobił znajomym świństwo jakich mało. Przecież Marika nawet nie była pełnoletnia, a nawet gdyby była (była przecież dużo młodsza i mogłaby być jego córką), była córką znajomych. Znowu dobijały go myśli, że dziewczyna jest przecież zwykłą spokojną, grzeczną i niewinną nastolatką, a on dla własnej satysfakcji, dla zabawy, wciągnął ją w coś takiego. A jeśli nawet nie on, to on powinien to wszystko powstrzymać. Gdyby tylko oni wszyscy wiedzieli, zlinczowaliby go, a on nawet by nie protestował, przyjąłby z pokorą każdą karę. Myśl o potencjalnym rozwodzie uderzyła w niego teraz ze wzmożoną siłą. To, co zrobił, było moralnie naganne i dziś już to wiedział. Żałował, że nie czuł tego wczoraj, ale wspominając zgrabne ciało Mariki, jej zapach, jej smak, nie dziwił się sobie. Dziś też zdarzały mu się chwile słabości i sięganie wspomnieniami do chwil przyjemnych dla typowego samca, jakim wczoraj okazał się być. Z drugiej strony, miał do siebie pretensje, za zaślepienie chorą żądzą, bo wciąż przed oczami przelatywały mu obrazy - miny dziewczyny, zdradzające, że nie było jej dobrze, a czasem wręcz źle. Powinien wykazać choć minimum troski o nią, a nie tylko o siebie. To wszystko przez to, że w głowie miał utarty obraz nastolatek z rodzaju naughty i myślał, że wszystkie takie są. Był też przekonany, że dziewczyna jest niedoświadczona, przewrażliwiona i przesadza w wyrażaniu emocji. Mimo to powinien wykazać jakiekolwiek zainteresowanie jej komfortem, zadbać o nią, a on z zestresowaną małolatą poczynał sobie jak z zawodową panią do towarzystwa, która tylko odgrywa rolę niewinnej dziewczyny.
Teraz to się dopiero przejął. Kiedy wyobraził sobie, że Marika jakimś cudem zdradzi rodzicom, co się wydarzyło, paraliżował go lęk o przyszłość. Teraz kolejny raz żałował chwil słabości. Który to już raz? Tysięczny? Czy to kiedyś minie? – pytał wciąż. Do niczego mu to nie było przecież potrzebne. Wcale nie było jakoś fajnie. To przez te męskie ego, kurwa! – podsumował rozmyślania, widząc teraz to wszystko z zupełnie innej perspektywy niż wczoraj. Kolejny raz wspominał spotkanie, które mogło przybrać zupełnie inny obrót, gdyby tylko na siłę nie próbował grać twardziela.
Będąc wkurzonym nagłą odmową Mariki, nerwowo składał koc, a członek dyndał mu między udami, wychylając się raz w lewo, raz w prawo niczym wahadło. Wciąż miał erekcję i minę zawiedzionego mężczyzny.
Mina dziewczyny zdradzała zażenowane i konsternację, ale Marika nic nie komentowała, chyba nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, by Irek nie widział w niej tchórzliwej małolaty, która sprawiła mu ogromny zawód.
Już na samym początku miała mu powiedzieć, że raczej nici z ich planów, ale czekała na odpowiedni moment, liczyła, że to on może się opamięta i odpuści, nie chciała wyjść na looserkę i porządnisię, na małolatę o słabych nerwach. Wczoraj, na plaży, przesadziła, dzisiaj, na wydmach, już nie chciała.
Zły na cały świat mężczyzna, promieniował teraz erotyczną energią, która nie znalazła ujścia i wciąż bardzo nerwowo składał narzutę. Nie udało się zrealizować planów, choć był już tak blisko. I choć kilka razy pomyślał, że dobrze się stało, bo dzięki temu nie zdradził żony, nadal czuł się beznadziejnie. Już nawet trochę ochłonął, jednak świadomość tego, że to dziewczyna mu odmówiła, a nie on zrezygnował, uwierała go w sumieniu niczym tępy ból głowę. Sam nie wiedział dlaczego, odgrywał rolę zawiedzionego. Bo co mu pozostało robić? Bo nie wiedział, jak się z tym pogodzić? Chciał pokazać, jak bardzo go zawiodła. To on powinien jej dziękować, że to nie on wyszedł na tchórza, kiedy kilka razy pomyślał o przerwaniu tego szaleństwa. Ale nie, on brnął w to, bo jemu nie wypadało okazać słabości.
Nagle przeskoczył myślami do chwili, która wypełniała go nadzieją, oczekiwaniem na rozkoszne chwile, na chwile, kiedy wiedział, że dziś zakosztuje zakazanego owocu. To było takie ekscytujące. Wspomniał sam początek schadzki, kiedy dotarli do ustronnego miejsca na wydmach, wśród kilkuletnich sosen i kęp pionierskich roślin. Wtedy było jeszcze tak przyjemnie.
Położyli rowery na boku, on wyjął pakunek z plecaka i zadowolony rozwinął koc.
- To… odpocznijmy trochę, co? – zaproponował, przełamując kłopotliwą ciszę, bo oboje wiedzieli, po co, łamiąc prawo, tu przyszli.
Skinęła głową na znak aprobaty, uśmiechnęła się niewinnie i usiadła na przygotowanym miejscu. Przykładnie złączyła nogi i nerwowym ruchem dłoni wygładziła sukienkę.
Jak tu się do niej dobrać? Jak się za to zabrać? Wyszedłem z wprawy. Przecież nie rzucę się na nią. Co tu powiedzieć? Nie wierzę, że to się, kurwa, dzieje! Co ty robisz?
Nie wiedział, jak zacząć. Z żoną wszystko było dość proste i schematyczne, ale z tak młodą siksą czuł się niepewnie jak prawiczek. Usiadł obok nastolatki i odruchowo chwycił palcami krawędź zwiewnej letniej pomarańczowo-żółtej sukienki, bardziej nawet tuniki, pod którą miała bardzo krótkie sportowe bawełniane spodenki.
- Ładne… masz nóżki. Takie szczupłe – zachwalał. Drżącymi rękami odsunął materiał, odsłaniając resztę opalonej skóry wydepilowanych nóg.
Spojrzała zaskoczona jego bezpośredniością, ale uznała, że w świecie dorosłych tak pewnie się to wszystko odbywa. Nie chciała wyjść na niedoświadczoną. Zresztą nie byli tu, by sobie posiedzieć w cieniu drzew.
- Dziękuję – wycedziła zawstydzona. Zarumieniła się, bo dłoń Irka gładziła wnętrze jej uda powyżej kolana, czego do tej pory nikt jeszcze w taki sposób nie robił. Zastanawiała się, czy właśnie przyszła na to pora. W głowie panikowała, choć nie zdradzała się z tym choćby wyrazem twarzy. No może nogi czasem prosiły właścicielkę o złączenie, o obronę miejsca, do którego bez wątpienia zmierzała co raz bardziej nachalna męska dłoń. Słyszała, jak pan Irek ciężko oddychał. Czuła mocny nacisk jego dłoni na skórze.
- Nie jest ci… za gorąco… w tych… spodenkach? – rzucił prosty tekst, który sam uznał za beznadziejny i szczeniacki, ale jakoś tak samo mu to wyskoczyło z ust. Zdawał sobie sprawę, że działał zbyt szybko, ale co tam. Zrozumiała intencję. – Chyba że… - zatrzymał słowa, robiąc minę, która jasno dawała jej do zrozumienia, że nie podoła wyzwaniu.
- Może… trochę – zgodziła się. Była spięta i sparaliżowana tym, co za chwilę musiała zrobić. Nie chciała teraz wyjść na słabeusza, podjęła wyzwanie. Położyła się na plecach i sprawnie zsunęła szorty.
Wszystkiemu się przyglądał, jak podejmujący ważny problem badawczy naukowiec, rozważający, od czego zacząć eksperyment, a może bardziej, jak go kontynuować, by wyniki były zadowalające. Oczy mu błysnęły, kiedy między udami pojawiła się pofałdowana powierzchnia sromu okryta delikatnym połyskującym materiałem przypominającym satynę. Tyle razy wpatrywał się w „wielbłądzie pazury” na plaży, najczęściej u niej, kiedy nie zdawała sobie z tego sprawy, że teraz, patrząc bez przeszkód, wręcz ordynarnie, czuł się szczęściarzem - łowcą tajemnic.
Ładne majteczki. Kto by pomyślał. Przygotowała się. Odważna z niej cizia. Byłem pewny, że nie da rady.
- Może zdejmiesz też… - przełknął głośno ślinę, bo słowo majteczki, nie chciało mu tak łatwo przejść przez gardło, mogło spłoszyć dziewczynę. Oczami dał jej do zrozumienia, co miał na myśli. Jeśli padnie ten ostatni cieniutki materiałowy bastion, on obiecał sobie, że nie stchórzy.
Zarumieniła się. Spojrzała na niego filuternie i niewinnie zarazem, jakby pytała, czy naprawdę ma to zrobić, czy on tylko żartował. Wstydziła się, ale wsadziła kciuki pod gumkę bielizny i powoli zsunęła delikatny materiał do kolan, by po chwili z trudem pokonać kostki. Zacisnęła jednak uda, zamykając tajemnicę przed głodnym wzrokiem Irka. Od razu rzucił się im kontrast pomiędzy opaloną skórą, a jej białymi fragmentami. I jeszcze ta nierówna bruzda w kroku, przypominająca mu wyglądem grzbiety pasma górskiego. Cudowna szparka.
Tego już było dla Irka za wiele. Wcisnął dłoń miedzy uda Mariki, a kiedy poczuł miękkość delikatnej skórek sromu, uspokoił nerwy. Dotykał cudowną okolicę, która dla niego była zakazanym owocem, od wielu dni wodzącym go na pokuszenie, a on chętnie tej pokusie ulegał. Czuł ucisk przywodzicieli nastolatki, która kierowana odruchem, uwięziła jego dłoń, ale on zatracił się w przyjemnej czynności poznawania tych intymnych osobliwości. Po chwili, niewielką siłą przełamując wstyd Mariki, sam rozłożył jej nogi tak, by mieć wygodny dostęp i pożerać oczami obraz dziewczęcego łona. Ustąpiła. Patrzył na jej twarz, kiedy krążył opuszkiem palca wokół przedsionka pochwy, patrzył na jej przerażenie, kiedy palec zagłębił się w cieplutkiej wilgotnej otulinie, chłonął jej wstyd, kiedy oboje zerkali w krocze, nie dowierzając, że to się dzieje na ich oczach.
Bawił się cipką kilka minut. Robił wszystko, co podpowiadała mu męska fantazja, ale był delikatny. Poznał każdy anatomiczny szczegół uroczej szparki, a kiedy mu to trochę spowszedniało, zsunął spodenki wraz ze slipami i zajął miejsce między udami przestraszonej tak nagłym przyspieszeniem akcji Mariki.
Nastolatki teraz są odważniejsze. I dobrze. Zgrabniutka jest. Zaraz zabiorę się za jej cycuszki. Ja cię pieprzę, ale cipeczka! I nawet nie protestuje, czeka na ciąg dalszy. Fajnie drżą jej nogi. A jednak trochę się boi.
Czuła, że pozwala na zbyt wiele. Już kilka razy miała to przerwać, ale bała się tego, co powie Irek, że ją wyśmieje. Czasem też robiło jej się tak dziwnie przyjemnie, czuła się pożądana, ładna, była dla niego atrakcyjna i chciała trwać w takim stanie choćby kilka sekund dłużej, po czym znowu dopadały ją obawy i lęki, i tak w kółko. Już sama nie wiedziała, czego chciała, ale wciąż była posłuszna. Bez protestów i dość sprawnie zrzuciła z siebie letnią krótką sukieneczkę, którą podłożyła sobie pod głowę niczym jaśka. Kiedy patrzyła, jak znajomy zakładał kondom, chciała to mieć już za sobą. Zrobimy to i wrócimy - tłumaczyła sobie. Kiedy ją tam dotykał członkiem, szykując się na wejście, znowu panikowała, ale nadal milczała. Nie znalazła słów, by zaprotestować, każde zdawało się brzmieć w tej sytuacji głupio i szczeniacko. Już czuła, że to się za chwilę stanie, choć nie powinno się stać. Zamknęła oczy, by zdecydował za nią los. I wtedy los przemówił przez nią jak przez wyrocznię. Nagle usłyszała swój głos - jak protestuje, a mina napalonego faceta zmienia się z podekscytowanej i podnieconej w pełną żalu i niedowierzania, jakby uderzono go obuchem w głowę.
Na tym zakończył wspominki. Te wizualizacje wywołały na jego twarzy cwaniacki uśmieszek satysfakcji, że rozebrał dziewczynę i poznał jej tajemnice, o których od pierwszego dnia wczasów marzył.
Teraz widział, jak zanurzona po pas w morskiej wodzie żona do niego macha, ale on odpowiadając podobnym gestem, uśmiechał się nie do niej, a do małolaty, która w jego wspomnieniach brała głębszy wdech, jakby za chwilę miała się zanurzyć w lodowatej wodzie, a to on zajmował miejsce między jej udami. Marika była przerażona tym, co miało nastąpić. Widział to w jej oczach. Nie dziwił się jej, bo zbliżający się do szpaki kutas, wyglądał naprawdę imponująco. Irek nie miał w tym względzie kompleksów.
Po chwili znowu przełykał gorycz, która kończyła rowerową wycieczkę na wydmy. Korzystając z nieobecności Moniki, mógł sobie pozwolić na wymalowanie na twarzy emocji, które towarzyszyły mu od momentu, kiedy prowadzili rowery, by wrócić do pensjonatu, a które wciąż musiał przed wszystkimi ukrywać. Cieszył się, że jutro rano wyjeżdżają.
<<>>
- No dobra, niech pa… - poprawiła się, bo przecież wczoraj przeszli na ty – niech ci będzie – oznajmiła tonem, jakim mówi się, robiąc coś dla świętego spokoju.
Irek od razu znieruchomiał. Koc był już prawie złożony w kostkę, ale on nadal z posępną miną zdesperowanego poszkodowanego nerwowo go składał.
Nooo! Wiedziałem. A jednak! Yes!
- Co, no dobra? – warknął, szukając plecaka, który leżał obok na widoku, by wcisnąć do niego pled. Teraz dostrzegł w dziewczynie tę Marikę z wczorajszego śmiałego wieczornego spotkania na plaży.
- Niech pan… - zastanawiała się, czy chce to powiedzieć – rozłoży ten koc – dodała, patrząc mu prosto w oczy, lekko unosząc kącik ust. Nie chciała mówić już nic więcej, bo reszta była oczywista i dostrzegając błysk w oku mężczyzny wiedziała, że ją zrozumiał.
- Na pewno? – spytał z nadzieją i radosnym płomieniem w oczach. Nie chciał jej znowu spłoszyć.
Tylko skinęła głową. Nie zdawała sobie sprawy, jak szybko wyraz męskiej twarzy może ulec zmianie i przesunąć się ze skrajnych biegunów emocji.
Kiedy koc leżał już na swoim miejscu, jeszcze stojąc, Marika nieśmiało zdjęła cały dół. Tylko powiewająca od jej ruchów krawędź sukienki okrywała jej krocze. Rozradowany mężczyzna już leżał na boku, z opartą na łokciu ręką, podtrzymującą głowę i wyglądał niczym pozujący do aktu model, bohater antycznych scen. Oczami wskazał jej miejsce. Położyła się, a on znowu bez pardonu wsunął dłoń między jej nogi, tym razem poślinił palce. Po chwili już leżał na niej, poszerzając rozstaw ud, by łatwiej mu było między nimi operować biodrami. Już nie pytał, nie spoglądał na jej twarz, w jej śliczne przestraszone oczy, nie chciał tracić czasu. Patrzył jak penis masuje szparkę, jak płateczki warg sromowych poddają się jego ruchom, niespodziewanie pchnął biodra, a żołądź z trudem zatopiła się w ciasnym otworku.
Już mi nie uciekniesz, o nie.
Syknęła, a jej ciało nerwowo drgnęło, jakby dawało sygnał do ucieczki. Trochę ją to bolało, ale nie było tak źle. Była spięta i paraliżowały ją wyrzuty sumienia, ale emocje robiły swoje. Nie chciała tego robić, nadal nie była przekonana, ale chwilę wcześniej widząc pana Irka i jego pretensje do niej, postanowiła ulec, zmusić się. Żałowała tej decyzji, ale to już się działo, więc nie było sensu marudzić.
On, kiedy tylko zobaczył czubek kutasa w pochwie, wypuścił nagromadzone w płucach powietrze i kolejnymi ruchami, zaczął wdzierać się głębiej. Serce łomotało mu w piersi, a przez mięśnie całego ciała przechodziły dziwnego rodzaju nerwowe impulsy, których nie doświadczał od lat. Czuł opór mięśni pochwy, ale wiedział, że uda mu się go przełamać.
Ścisnęła go mocno za triceps. Musiała dać jakiś znak. Teraz ją zabolało, bo wszedł głębiej i poruszał się dość szybko, jak dla niej za szybko, zbyt odważnie.
Nie zatrzymywał się, nie zmniejszył siły spięć pośladków, zaślepiony żądzą, robił swoje. Nie zwracał uwagi na co raz mocniej ściskającą jego ramię doń i ciche jęki Mariki, która i tak mocno się kontrolowała. Trwał tak około minuty, w czasie której ustabilizował tempo wejść. Dziewczyna wciąż leżała pod nim z zagadkową miną, ale dla niego nie miało to znaczenia, on wciąż podziwiał ciasno opinające żylasty tłok elementy pochwy.
Wziąłbym ją od tylca, ale głupio będzie, jak powiem, by się obróciła i wypięła. Jak to powiedzieć? A może ma na to ochotę? Ale ma to ciałko. Fajnie falują piersi pod stanikiem. Szczuplutka, ale cycka to już nawet ma. Ale bym sobie chwycił tę dupeczkę!
Klęczała, wypinając zgrabniutki szczupły tyłeczek, na który mógłby patrzeć godzinami, a rozburzone brązowe włosy zakrywały jej twarz i się kołysały niczym gałęzie płaczącej wierzby na wietrze. Smukła talia, delikatne ramiona i barki, a do tego piękna w miarę równa linia zlepionych ze sobą warg sromowych, które on delikatnie dotykał koniuszkiem wskazującego palca, by dokładając kciuk, rozkleić lśniące od śluzu wargi sromowe i otworzyć wejście. Zawsze pragnął dokładnie przyjrzeć się innej cipce, bawić się nią, tę żony już znał na wylot.
Kiedy tak klęczała oparta na przedramionach, czuła się jak obiekt badawczy. Wciąż ją tam dotykał, palce świdrowały pochwę, a druga dłoń obłapiała pośladki, biodra i wnętrza ud. Nie wierzyła, że na to pozwoliła. Ale głupio jej było teraz powiedzieć - "Dość tego." Magia wczorajszego wieczornego szaleństwa na plaży już dawno minęła. Wczoraj wypełniały ją przyjemne emocje, ciepłe i podniecające, a dziś czekała tylko na koniec, było beznadziejnie.
O takim tyłeczku marzył. Dupcia, już nie typowej nastolatki, a jeszcze nie kobieca. Cipka cudowna – ciasna i świeżutka. Kręcił go widok penisa, którego ściśle opatulały czerwone strzępki niczym silikonowe uszczelki. Czuł napór ścianek pochwy, które on swoimi ruchami rozpychał i wyrabiał tak, by móc wejść za każdym razem odrobinę głębiej. Ścisnął biodra, na których prawie nie wyczuł tkanki tłuszczowej, a mięśnie pod skórą zdawały się być silne i sprężyste. Była taka inna niż jego Monika, o wiele drobniejsza, i dostarczała wielokroć więcej rozkoszy niż żona, przyjemności innego rodzaju. Co zakazane, lepiej smakuje. Nie mógł wyjść z podziwu dla kształtów ciała młodej kochanki.
Wciąż bagatelizował werbalne sygnały partnerki i przekonywał się, że to westchnięcia powodowane przyjemnością, lub po prostu charakterystyczne dźwięki uprawiania seksu, albo że dziewczyna przesadza.
W trakcie pierwszych męskich ruchów, kiedy brał ją od tyłu, rozpiął stanik i go odrzucił na bok, po czym co chwilę, odnajdował nieduże piersi, ściskał je i masował głodnymi jej ciała dłońmi. Szybko też wracał palcami na sprężyste pośladki, które starał się gnieść i masować, nawet kiedy ich łuki zderzały się z jego brzuchem. Nic jednak nie dawało mu takiego kopa, jak obraz wdzierającego się w różową szczelinkę penisa i tej erotycznie wyglądającej dysproporcji ciał. Podobnie było z opalenizną, wyraźnie kontrastującą z białymi skrawkami skóry, ukrywanej przed słońcem i ludzkim okiem. I jeszcze ten mocniejszy od wszystkich innych ich otaczających zapach seksu.
- Może… już? – szepnęła, dając do zrozumienia, że pora kończyć.
To co robili, nadal nie sprawiało jej przyjemności, dziwnie się czuła tak mechanicznie potrząsana i obmacywana, a robili to już kilka minut. Nie tak sobie wyobrażała seks z panem Irkiem, w ogóle dziwnie się czuła w takiej klęczącej pozycji. Facet traktował ja zbyt przedmiotowo, choć na samym początku zdawał się być nawet trochę romantyczny, taki uwodzicielski i nawet troskliwy. No… dopóki nie wepchnął łap w jej krocze, wtedy wszystko się zmieniło. Słyszała czasem, że chłopaki tak mają, ale mężczyźni powinni już wiedzieć, co jest dla partnerek przyjemne, po cichu na to właśnie liczyła, oferując mu wczoraj innego rodzaju doznania. A tak, ona już od samego początku zbliżenia, czekała na jego koniec. Już wciskane na siłę w jej pochwę palce, kiedy ją przygotowywał, zapowiadały wątpliwą przyjemność z dalszej zabawy.
- Będziesz chciała drugi raz? Pozwolisz? – wydyszał cicho przez ściśnięte gardło, opierając się dłońmi na jej kości ogonowej i dosuwając tyłeczek do siebie.
- Nie – oznajmiła stanowczym głosem. – Kończmy powoli. Chyba… musimy wracać – dodała łagodniej, ale jasno dając do zrozumienia, że słowo – „powoli”, oznacza coś wręcz przeciwnego.
- To się połóż, OK.? – popchnął jej pupę w stronę pofałdowanego koca, by położyła się na brzuchu, a kiedy leżała, rozwarł jej nogi. Przez chwilę trzymał je tak za kostki rozchylone i podziwiał poczerwieniałą szparkę. Po chwili oparł się na wyprostowanych ramionach, które wcisnął gdzieś pomiędzy jej tułów i ułożone wzdłuż ciała zgięte ręce i ocierając się czubkiem prącia o muszelkę, wszedł.
- To już… trochę boli – poskarżyła się po kilkunastu wejściach.
- OK., już, już – zapewniał o rychłym końcu, po czym to „już, już” przedłużało się o kolejne serie chaotycznych pchnięć. Celowo zwalniał, zastygał w bezruchu, wypadał na chwilę, zmieniał tempo.
Nie no… jeszcze nie dojdziemy. Nie da ci drugi raz, więc... trzeba się nacieszyć. Boli ją? Pewnie tylko tak mówi. Ale tam fajnie. Ciasna, a nie ciasna. Zajebista. A ten tyłeczek, mmm! I cycuszki wcale nie takie małe. Całe ciałko ma zejebiste. Dałaby się drugi raz nim nacieszyć. Tak odpocząć i znowu sobie użyć, to by było coś.
To oczywiste, że chciał się bawić jej ciałem jak najdłużej. Był pewny, że nigdy nie będzie miał drugiej szansy. Już teraz przyszło mu to wszystko z trudem, prawie mu ta zdobycz uciekła sprzed nosa. To było jak wygrana w totka. Kto by zrezygnował z takiej nagrody?
Wyskoczył z cipki. Musiał to zrobić, bo czuł, że w przeciwnym wypadku wkrótce dojdzie.
- Usiądziesz na mnie? Chcesz? Usiądź – zaproponował odważnie, jakby to Marika przyszła do niego na nauki i chciała wszystkiego spróbować. – No chodź, będzie fajnie – kiwnął głową, przywołując ją i wyprzedzając jej prawdopodobną wymówkę. Położył się się przy tym na kocu. Po jej minie widział, że było jej to nie w smak.
Poprawił pomarszczony kondom i postawił na sztorc penisa, patrzył jak dziewczyna niewprawnie zajmuje nad nim pozycję. Wstydziła się widoku krocza i chyba obawiała się nadziać na tak dużą maczugę, już wcześniej miała wrażenie, że ją rozerwie. Niezdarnie przerzuciła nogę nad jego brzuchem, zachwiała się, musiał ją przytrzymać, by na niego nie wpadła. Nabijała się na dzidę też niezdarnie, kilka razy musiała celować, by zatopić w sobie główkę członka, a obniżając biodra, by zsunąć się na maszcie, miała nieciekawą minę.
Był w niej, to mu wystarczyło. Żołądź znalazła się w cieplutkim zakątku, więc on kontynuował. Tym razem zaczął powoli, ostrożnie prześlizgując się w ciasnym tunelu, jak szukający wśród traw zdobyczy wąż. Chwycił dłońmi wiszące tuż nad głową cycuszki i ścisnął je do siebie, by językiem ślizgać się w utworzonym przedziałku, a po chwili ssać i drażnić sutki. Miał nieodpartą ochotę wtulać się w te nieduże sprężyste okazy, których brodawki były jak małe guziczki, a sutki przypominały rodzynki.
Objął smukłą talię Mariki silnymi ramionami i ustabilizował jej pozycję. Nie potrafiła dobrze go dosiadać, wciąż gubiła rytm, przez co kilka razy z niej wypadł, a wprowadzać z powrotem stęsknionego waginy penisa, musiał on sam, bo dziewczyna nie wykazywała na to większej ochoty. Teraz ją trzymał, by nie było szans z niej wypaść.
- Yss! Boli! – jęknęła, kiedy zatracony oczekiwaniem na zbliżający się orgazm wyrzucał biodra ku górze bez opamiętania.
- Już! Już kończę! – szeptał, patrząc w pomarszczoną od znoszenia bólu twarz Mariki. – Dasz radę jeszcze chwilkę? Muszę tak - usprawiedliwiał zbliżającą się kulminację, zaciskając przy tym dłonie na zgrabniutkich pośladkach.
Skinęła głową, ale wyraz twarzy mówił, jak wiele ją to kosztuje.
Wręcz ją z siebie zrzucił. Wykonał zwinny zapaśniczy ruch, ona uderzyła o koc. Co prawda wszystko zamortyzował, ale i tak sposób w jaki to zrobił, daleki był od wszelkich standardów, a przede wszystkim od wyobrażeń nastolatki o uprawianiu seksu. Poczuła się okropnie, uderzając ramieniem o ziemię. Irek zaślepiony rozkoszą, która właśnie znajdowała ujście na szczycie twardego jak skała kutasa, już nie myślał o niczym innym, jak o wytrysku. Jeszcze przed chwilą chciał doświadczać każdego kolejnego wejścia w pochwę, bo wiedział, że będą to ostatnie, jakie będą mu kiedykolwiek dane, a teraz orgazm szarpał jego ciałem. Już kilka razy miał wyskakiwać z ciasnego zakątka, ale przedłużał to o każde kolejne, dla niego kluczowe, pchnięcie, by nie wyjść o choćby jedno za wcześnie, co byłoby niepowetowaną stratą. I właśnie wtedy, kiedy odsunął wytrysk o ułamek sekundy dalej, by jeszcze kolejny zbawczy raz wcisnąć się w cipkę Mariki, kiedy żołądź szorowała po wilgotnych ściankach w głąb tunelu, a on patrzył na strzępki gościnnego sromu i nieład włosków łonowych wystających poza wzgórek, poczuł, że to już, że jego układ nerwowy nie wytrzyma już choćby kilku milimetrów ślizgu więcej po ciepłym nabłonku. Zadziałał odruchowo, nie chciał szczytować w dziewczynie - takie dodatkowe zabezpieczenie na wypadek pęknięcia gumki, niekontrolowanego wycieku, więc szarpnął ciałem i ją zrzucił, jakby pozbywał się intruza.
Nerwowo uwolnił się od jej szczupłych ud i przykleił plecy do koca, patrząc jak zbiorniczek prezerwatywy, wypełnia się gęstym białym płynem.
Marika czuła się okropnie, choć na przeżywającego rozkosz Irka, patrzyła z zaciekawieniem. Kątem oka widziała swoje leżące poza kocem majteczki i spodenki, wiszący na wysokich źdźbłach trawy stanik i „wyprasowaną” głową, a później plecami, sukienkę, która wcześniej pełniła rolę poduszki. Patrzyła jak dłoń przeżywającego orgazm partnera, mechanicznie, wręcz z obojętnością gniecie jej pierś, jakby to miało mu w czymś pomóc. Przez chwilę wyglądali jak opalająca się para nudystów, bo leżeli na łonie natury na kocu cali nadzy. Tylko pulsująca i podrygująca pała i miętoląca cycuszka dłoń, zwracały na siebie uwagę, wprowadzając w tym zakątku wydmy, jedyny, choć drobny, ruch, bo dla nich świat się na chwilę zatrzymał.
- Chyba pora wracać, co? – stwierdził z dziwną energią w głosie Irek, uśmiechając się do Mariki, po czym błyskawicznie wstał, jakby oblano go zimną wodą. Co tam, że przed oczami miał skrzywiony wyraz twarzy nastolatki. Co tam, że wciąż w głowie słyszał jej syknięcia i informacje, że ją bolało. Co tam, że wiedział, że ona już od samego początku nie miała ochoty. On teraz czuł się jak młody bóg, jak pan i władca na krańcach świata, a całą resztę – tych mniej przyjemnych doświadczeń, ukrywał, lub wypierał.
Obrócił się tyłem do niej, po chwili rozszedł się charakterystyczny trzask zdejmowanej prezerwatywy, którą Irek zawiązał na supeł i zakopał pod płytką warstwą piasku. Taki jego mały wkład w dbanie o środowisko. Czego nie widać, tego nie ma. Tym bardziej dowodów tego typu. Kiedy się obrócił, Marika próbowała zapiąć za plecami biały stanik, co jej się szybko udało zrobić, majteczki już miała na sobie.
To wtedy przyszedł mu chyba najgłupszy pomysł w życiu.
Teraz już wiedział, że przesadził, wciąż czuł się z tym okropnie, a na wspomnienie miny Mariki, kiedy wymuszał na niej seks, w ustach pojawiał się niesmak.
Nawet nie czuł pożądania, a z członka już powoli odpływała krew, przecież dopiero co szczytował. Ale kiedy zobaczył na wpółubraną nastolatkę, przeszył go erotyczny impuls, zatęsknił za jej ciałem, zrobiło mu się szkoda tego, że więcej go nie doświadczy. To była jedyna okazja, by zrobić to jeszcze raz. Musiał to na niej wymóc, wywalczyć ten przywilej. Czuł, że jak będzie odpowiednio długo naciskać, ona ulegnie.
Siedziała na kocu i rozkładała sukienkę, by ją na siebie włożyć. On wtedy chwycił za tę szmatkę i odrzucił ją gdzieś na pobliską kępkę traw. Tym zdradził swoje intencje.
- Już… wystarczy. Już… nie... – protestowała, odsuwając się od Irka.
- Jesteś taka zgrabniutka i seksowna. Nie opanuję się – z czarującym uśmiechem na ustach rzucił komplementy, które miały go usprawiedliwić. Penis wciąż był wiotki i dyndał przy każdym ruchu. Usiadł przy niej i pocałował ją w ramię.
- Już wystarczy, proszę – wzbraniała się, choć nadal z dziwnego rodzaju obawą, by nie wyjść na głupią małolatę. Na pewno brakowało jej stanowczości.
- Jeszcze tylko raz, OK.? – wtulił głowę pomiędzy jej łopatki, a po chwili, kierując się w stronę karku, zaczął ją tam całować i lizać. Czuł ten przyjemny słonawo-słodki smak potu zmieszanego z perfumami, napotkał też językiem kilka ziarenek pisku.
Chyba to zdecydowało, że pomimo początkowej determinacji do zakończenia spotkania, odpuściła. Dzięki tym pocałunkom przez chwilę poczuła się przyjemnie, a przez plecy przechodziły ciarki.
Nie odpuszczę jej, nie ugnę się. Pomyśli, że tak ma być, zgodzi się. Może ona tego nie chce, ale ja chcę. Zedrę z niej te majtki i znowu przelecę. Niech tylko sobie spokojnie leży, a ja zrobię resztę.
I tak zrobił. Położył się obok Mariki, przysunął ją do siebie i wymusił, by się położyła na boku tyłem do niego i wyciągnęła się na kocu. Nie brał pod uwagę jej grzecznych protestów, wszelkie jej słowa nie docierały do jego uszu, jakby ich nie było. Całował jej gładką skórę pleców i łagodnie masował ramię.
Błyskawicznie założył nową prezerwatywę i nie czekając na nic, wcisnął się pomiędzy uda, tuż poniżej symetrycznych łuków pośladków. Znowu usłyszał serie syknięć.
W chwili, kiedy tylko poczuła w sobie męskość, pogodziła się z losem, a on się cwaniacko uśmiechał – taki tryumf niezłomnego w staraniach kochanka. Przez kilka minut poruszał się w wymęczonej już cipce wręcz leniwie, wpychając łapy pod miseczki stanika, a kiedy już się nacieszył piersiami, biegał dłońmi po całym młodym lekko potrząsanym przez niego ciele. Z niczego jej nie rozbierał. Podniecały go te części garderoby, które miała na sobie, a najbrzydziej zrolowane majtki, które utknęły gdzieś w połowie długości ud.
Już nawet nie miał większej ochoty, już spowszedniał mu widok wpychanego w małolatę członka, już sprężyste piersi nie dawały takiego zadowolenia, jak wcześniej, ale jego pośladki wciąż rytmicznie pracowały, jak wprawiona w ruch maszyna, prawdziwe perpetuum mobile.
Przycisnął ją sobą, a ona leżała jak długa na brzuchu, wpatrzona w splot koca i tylko dyszała od silnych regularnych pchnięć męskich bioder. Była obojętna i pogodzona z tym, co się działo, a on pompując ją i spadając na zgrabny tyłeczek, szukał drogi do spełnienia, które, o dziwo, przyszło szybciej niż myślał, a wszystko za sprawą kilku powtarzanych słów:
- Dobrze ci? - szeptał do jej ucha, czując na ustach splątane włosy.
- Tak! Yhym - powtarzała cichutko, wciąż przy każdym jego wepchnięciu członka, równie cicho i rytmicznie wydychając powietrze.
Po wszystkim ubierali się bez słów. Tym razem Irek szybko pozbył się gumki, a dopiero później ubrał się, bez pomocy młodej towarzyszki złożył koc, po czym podniósł rower i ruszył w stronę deptaka. Ona ruszyła posłusznie za nim, jak za przewodnikiem.
<<>>
Nie miał ochoty kochać się z żoną. Jednak ostatnia noc pobytu nad morzem zobowiązywała, szczególnie, że to Monia zainicjowała zbliżenie. Musiał przyznać, że nieźle się starła, lubił z nią taki seks, kiedy zamieniała się w wyuzdaną Monikę, choć szeptane dziś do ucha świństewka, bardziej go drażniły, niż podniecały, ale...
Leżał wieczorem w łóżku, już po dającym chwile zapomnienia seksie, i wciąż rozmyślał o Marice. Z jego perspektywy, zdarzenie na wydmach, nie było jakieś straszne, ale wiedział, że dziewczyna mogła odebrać to inaczej. Już setki razy wyzywał się od idiotów, debili i nieczułych drani, ale nie bardzo mu to pomagało, no może na chwilę. Dziwił się sobie i był przekonany, że to przez fałszywy obraz, który sobie w głowie zbudował - obraz nastolatek – chętnych i obojętnych na wszystko, szukających wrażeń, lekkodusznych. A Marika taka nie była.
Spojrzał jeszcze w bok na czytającą gazetę zaspokojoną żonę, która właśnie posłała mu uśmiech, ten z półki - "Dzięki za orgazm, było wspaniale". Wiedział, że dziś nie oddał żonie całego siebie, bo głowę miał zajętą czymś innym, ale teraz doceniał tę niekrępującą ich niczym erotyczną relację. Może nie mógł z nią spełnić większości swoich fantazji, ale w łóżku zawsze im było dobrze. Zaczął to doceniać.
Znowu, niczym przysłaniająca słońce ciemna chmura, nawiedziło go wspomnienie.
Pamiętał jak w dniu przyłapania jej na paleniu, wybiegła z jego pokoju, pamiętał jak on wybiegł za nią, by czasem nie robiła jakichś głupstw. Bał się, że roztrzęsiona, może wpaść w panikę i powiedzieć o tym całym nieporozumieniu rodzicom, wtedy wpadłby w niezłe bagno. Wszystko wyglądało podejrzanie – oni sami w pensjonacie (kto uwierzyłby w przypadek), ona wybiegająca z płaczem z jego pokoju, a wszyscy dobrze wiedzą, że facet, przy takich oskarżeniach, zawsze jest na straconej pozycji.
- Nic nie powiem! Nic! OK.!? – powiedział, kiedy dostrzegł ją na końcu korytarza, a kiedy się zatrzymała dodał: - Nikt się nie dowie. To twoja sprawa, jasne! – uniósł dłonie niczym broniący się przed krzywdzącą decyzją sędziego piłkarz, zapewniający o czystości gry. – A to… to w pokoju… to źle to odebrałaś – wyjaśnił, choć dobrze widział, jakie kierowały nim intencje. Może dla niego to była zabawa, ale Marika nie była głupiutka siksą, zrozumiała jego intencje, choć były ukryte i łatwe do przeinaczenia.
- Nie powie pan rodzicom, poważnie? – upewniała się.
- O niczym. Nie każdy dorosły jest… no wiesz... Jak twoi… – uspokajał, nie dokańczając oczywistego. A ty nie mów o tym nieporozumieniu w pokoju – miał dodać, ale nie chciał, by nastolatka pomyślała, że on się czegoś boi.
Kolejne dwa dni po tej całe sytuacji z paleniem, funkcjonowali jak wcześniej, choć czasem uśmiechali się do siebie, szczególnie wtedy, kiedy Marika czasem w środku dnia wychodziła z plaży, podając rodzicom zmyślane powody. On wiedział, po co dziewczyna znikała.
Ach te papierosy! To wszystko przez nie - pomyślał, obracając się na bok, plecami do żony, by nadal w spokoju rozmyślać.
<<>>
Tak naprawdę wszystko do czego doszło na wydmach, zaczęło się od papierosów, a bliżej - od afery o nie.
Tę awanturę słyszeli chyba wszyscy letnicy w okolicy pensjonatu, jak nie cała letniskowa miejscowość. Pół godziny temu wracający z plaży rodzice, przyłapali córkę za budynkiem z papierosem w ustach. To była katastrofa. Tadeusz wrzeszczał na Marikę, Aleksandra moralizowała i zapewniała o surowej karze, i tak w kółko.
Tym bardziej słyszeli to Ireneusz i Monika, którzy mieszkali dwa pokoje dalej od pomieszczenia, w którym dokonywano ostracyzmu na nastolatce.
- Podejrzewałbyś, że taka spokojna dziewczyna popala? – podjęła gorący temat przysłuchująca się krzykom przez uchylone drzwi balkonu Monika. – Ja nigdy. Przecież ona taka grzeczna – dziwiła się.
- Nigdy, co ty? – odbąknął, udając, że go to nie interesuje, choć w duchu panikował, bo bał się, by czasem nie wyszło na jaw, że on wiedział, a rodziców Mariki nie poinformował. Nastolatka w nerwach mogła chlapnąć, że była już widziana.
- Współczuję dziewczynie. Oni naprawdę przesadzają – kontynuowała Monika, wsłuchując się we wciąż powtarzane groźby. – Na plaży też za bardzo ją pilnują, samej nie pozwalają nigdzie chodzić, a ona rówieśników potrzebuje, a nie staruszków jak my – dzieliła się spostrzeżeniami, odrobinę przesadzając z nazwaniem ich "staruszkowie".
- Tu masz rację – przytaknął. – Choć... niezła z ciebie staruszka - zagaił, mierząc ją od stóp do głów. Uznał, że taki komplement się żonie należy. - Jadę się trochę przewietrzyć, a ty, jak skończą – wskazał oczami ścianę - może Olce powiedz, żeby trochę zluzowali, bo… - urwał.
- Nie będę się wtrącać. Szkoda mi dziewczyny, ale to ich sprawy. Z tobą mogę pogadać, ale wiesz, jaka Ola jest przewrażliwiona. Zaraz się żachnie i jeszcze my się pokłócimy.
Irek zszedł na parter, po chwili odpinał zabezpieczenie roweru. Ruszył na dobrze znaną trasę rowerową, przebiegającą wzdłuż wybrzeża. Kręcąc pedałami, wciąż myśląc o awanturze z paleniem i jej skutkach, a najwięcej o ślicznej Marice.
Wracał zadowolony z przyjemnej przejażdżki i już miał skręcać ze ścieżki rowerowej w inną drogę, kiedy zauważył siedzącą przy wydmach dziewczynę. Od razu rozpoznał Marikę. Siedziała tuż przy zejściu na plażę i… paliła.
Zatrzymał rower i postawił go przy ogrodzeniu, opierając ramę o słupek z tablicą o zakazie wchodzenia na wydmy pod karą grzywny.
- Hej! Jak tam? – Podszedł spokojnym krokiem, jakby nie zwracając uwagi na to, że ona pali.
- A tam – westchnęła wpatrzona w rozbijające się o brzeg niskie fale. - Jestem na małym gigancie – oznajmiła, a jeszcze przed chwilą zauważalne na jej twarzy zaskoczenie obecnością Irka, nagle zniknęło. - Pewnie pan słyszał. Zresztą jak cała miejscowość – pożaliła się, unosząc dłoń z papierosem, po chwili zaciągając się i wypuszczając ustami gęsty dym. Obojętne jej było, czy Irek jej coś powie, czy nie.
- Słyszałem – potwierdził. - Całe miasteczko też. Spytać tych na statku - kiwnął głową w stronę morza - a pewnie też potwierdzą – zażartował, by trochę ją rozweselić.
- No – zaśmiała się, spoglądając w górę na wpatrującego się w morze Irka, rozbawił ją.
- Poza tym OK.?
- Nie wiem – wzruszyła obojętnie ramionami. – Dożywotni szlaban pewnie i Bóg wie co jeszcze, ale w dupie to mam – warknęła. – O, sorry – spojrzała mu w oczy, bo uświadomiła sobie, że nie rozmawia z rówieśnikiem, a z dorosłym, że jej słowa były nie na miejscu. Nawet zdenerwowana starała się dbać o kulturę.
- Spoko – machnął dłonią, chciał jej pomóc, a dystans wynikający z różnicy wieku był raczej przeszkodą w rozmowie, więc chciał go zmniejszyć młodzieżową gadką, lub luzacką postawą. – Mów mi na ty. Oczywiście, kiedy w pobliżu nie będzie twoich rodziców. Poczuję się młodziej. – uśmiechnął się.
Ucieszyła się.
Spojrzał w dół, gdzie brązowa koszulka na ramiączkach odchylała się od ciała, odsłaniając czarny stanik i spore części piersi. Jeansowa spódniczka u siedzącej w taki sposób dziewczyny, też podsunęła się za bardzo ku górze i zdawało mu się, że pomiędzy złączonymi udami, widzi już białe skrawki bielizny, a wypukłości mięśni przywodzicieli to już na pewno. Patrzył jak nastolatka sprawnie zaciąga się dymem i z łatwością pozbywa się go płynnymi dmuchami raz w górę, czasem gdzieś na boki. Teraz wyglądała na dojrzalszą i... - długo szukał odpowiedniego określenia - taką drapieżną.
- Może ma pan ochotę? Mogę poczęstować – spojrzała na leżącą obok niej świeżo otwartą paczkę niebieskich LM-ów. Obok leżała jeszcze nawet zdarta folia opakowania.
Miał ogromną ochotę skorzystać z oferty. Pamiętał, jak to było, kiedy był nastolatkiem i próbował z kolegami po szkole papierosów. Czasem tęsknił za tymi emocjami, ale też wiedział, ile w tym jest różnego rodzaju świństw. Buton, aceton, naftyloamina, kadm, nikotyna. Mógłby wymieniać, bo dobrze to wszystko wiedział, a obrazki na opakowaniach wyrobów tytoniowych same mówiły za siebie. Teraz jednak miał ochotę poczuć się jak ten kowboj z reklam Marlboro – wzór twardego faceta, okaz męskości. Poważnie zastanawiał się, co odpowiedzieć.
- Aaa… daj jednego. Na coś trzeba umrzeć – powtórzył oklepany tekst, roześmiał się i usiadł obok niej. Chciał sobie przypomnieć jak to jest, ale też przypodobać się trochę tej naprawdę fajnej dziewczynie. – Tylko nikomu… - poczuł przyjemną woń nastolatki zmieszaną z zapachem dymu.
- Wiem - odwzajemniła uśmiech, otwierając pudełko papierosów i podając zapalniczkę. - Tajemnica - dodała po chwili.
Palili i rozmawiali. Głównie to Marika żaliła się na złe traktowanie przez rodziców, że ma już tego dość, a on pozwalał jej się wygadać. Szybko nawiązali wspólny język, a dziewczyna zaczęła się uśmiechać i powoli zapominać o problemie.
Morskie fale rozbijały się o brzeg, słońce chwilę temu schowało się za horyzontem, a oni w przyjemnym mroku dyskutowali w najlepsze.
- To czym mnie jeszcze zaskoczysz? Co mi jeszcze zaoferujesz? Zaproponujesz znaczy się – poprawił się i zmienił ton głosu na żartobliwy. Czekał, aż powie, że napiłaby się piwa, albo wyciągnie puszkę z plecaka. Gdyby sobie zażyczyła, pojechałby do sklepu i przywiózł po jednym. Naprawdę fajnie mu się z nią rozmawiało i nie chciał kończyć.
- Jeszcze jednego? – zerknęła na biało-niebieskie opakowanie, unosząc brwi.
- Nie, już po tych dwóch kręci mi się w głowie. Dawno tego nie robiłem – pokazał trzymany w palcach dymiący papieros - to lepsze od alkoholu – zaśmiał się.
I wtedy nastolatka, zapatrzona gdzieś w dal na migoczące w oddali światło jakiegoś przepływającego promu, wydmuchnęła szybko dym, a jej słowa ścięły Ireneusza z nóg, osłupiał.
- Wtedy… z tym no… robieniem loda… - przypomniała sytuację z jego pokoju – nie ściemniałam. Byłam gotowa to zrobić. Jestem nadal – wyznała, wcale nie zmieniając wyrazu twarzy i obserwowanego na horyzoncie punktu. Zaciągnęła się mocno.
- Co? – odchrząknął, zaskoczyła go i to kompletnie. Tego to by się nigdy nie spodziewał. Uznał, że żartowała.
- Nie jestem taka całkiem grzeczna, jak sobie myślisz – zrobiła przerwę na zaciągnięcie się papierosem.
- W…iem – przytaknął, trochę go zatkało.
- U mnie w klasie każda robiła już komuś laskę, nawet te najporządniejsze – wyznała bez najmniejszego skrępowania. – Taka mała rozrywka – uśmiechnęła się sarkastycznie. Marika rzeczywiście była teraz inną dziewczyną, niż wtedy kiedy ją przyłapał na paleniu za domem wczasowym. - I… chętnie bym to… zrobiła – wyznała, tym razem obracając oczy w stronę przerażonego usłyszanymi słowami mężczyzny. – Nawet teraz, naprawdę – dodała, ale już z lekkim wahaniem, z pewnego rodzaju zastanowieniem. Chyba bała się jego reakcji.
- Marika! – napomniał ją, ale zrobił to bez przekonania.
Teraz chciałby wiedzieć o niej wszystko, zdawała się mieć inna twarz i wiele sekretów. Rozmawiało mu się z nią jak z najlepszą kumpelą, taka magia chwili w nadmorskiej scenerii, a ona go intrygowała co raz bardziej.
- Co Marika? W moich rodziców się bawisz? – poczyniła mu wyrzut, odwracając wzrok i wkładając filtr papierosa w usta, by znowu się zaciągnąć.
Miała rację, zabrzmiał jak upominający ją Tadek, kiedy dziewczyna na plaży uśmiechała się do „przecież nieznajomych” rówieśników, informowała, że wybiera się gdzieś na „niepotrzebny” spacer, lub szła sama „w niebezpieczną drogę” do pensjonatu. Dziś nie chciał zachowywać się jak zgred. Szukał jakiegoś wyjścia, chciał zyskać czas na to, by jakoś zareagować.
- Tak bez gry wstępnej? – zaśmiał się, udając urażonego, tylko taki tekst przyszedł mu na myśl.
I znowu go zaskoczyła. Znieruchomiał, kiedy pochyliła się w jego stronę, zbliżając swoją twarz do jego i zatrzymując ponętne usta tuż przed jego, które zaczął nerwowo oblizywać. Czuł zapach tytoniu i… piwa, zamaskowanego smakiem coli, które teraz dla niego, o dziwo, stały się bardzo przyjemne, wręcz erotyczne pociągające. Nagle poczuł miękkie wargi na swoich, a język Mariki zaczął masować jego. Odwzajemnił każdy ruch. Może działał nerwowo i chaotycznie, ale to wszystko było wynikiem zaskoczenia.
- Przecież widzę, jak od pierwszego dnia na mnie patrzysz - wyszeptała mu w usta i kontynuowała długi pocałunek.
Zauważyła to!? O kurwa, ale ona całuje. Zaraz mnie połknie. Zaraz złapię za jej cycka, ale to dopiero za chwilę. Dobrze, że już w miarę ciemno. Ale ją wzięło. Tyle podchodów robiłeś, a ona sama... Ale fajne te piersi. Nawet nie zaprotestowała!
Nie wierzył. Całowali się może kilka sekund, jego dłoń niezgrabnie buszowała w kieszeni stanika, a on poczuł dłoń na wypukłości spodenek. Szybko się za niego wzięła. Drobne palce ścisnęły wyrastający pod materiałem górski grzbiet, szybko zaczęła przesuwać dłonią góra – dół.
Wobec tego typu zabaw był bezsilny. Mruknął z rozkoszy w smakujące papierosowym dymem, alkoholem i colą usta podnieconej nastolatki.
- Na pewno… chcesz? – wyszeptał, wpychając język w jej usta, a dłoń w drugą miseczkę stanika.
- Yhym – potwierdziła bez zastanowienia i nie czekając na nic, błyskawicznie przesunęła głowę nad krocze Irka, jakby to "Yhym" załatwiało całą sprawę. Sprawnym ruchem zsunęła gumki spodenek i slipów, oswobadzając sztywną pałę, która wręcz wystrzeliła niczym sprężyna i tak samo sprawnie, wpakowała żołądź w usta, jakby nie mogła się doczekać jej skosztowania.
O ja pierdolę! O kurwa! Robi mi laskę! Nie wierzę. Ale dobrze jej to idzie. Rzeczywiście nie taka grzeczna, na jaką wygląda. Ale ciągnie!
- Fajny - pochwaliła pieszczony oręż, po czym zaczęły się rozchodzić erotyczne odgłosy, których nie miała ochoty ukrywać. - Młam, młam, ciam, ciam! - Efekt jej zaangażowania szybko rozwiewał lekki nadmorski wiatr.
Starała się jak mogła, chciała być dobra, chciała pochwalić się odwagą, fantazją i umiejętnościami. Dzierżyła w dłoni berło, a jej usta nie wypuszczały czerwonej napęczniałej główki, czasem poruszała głową jak maszynką, a jej język wirował jak śruba napędowa. Docierające pośród szumu fal do uszu Irka odgłosy oralnych pieszczot doprowadzały go do szału, a jeszcze bardziej świadomość tego, czyja głowa tańczy nad jego kroczem. Nerwowo zerkał jeszcze na oddalający się zarys jakiejś spacerującej brzegiem morza pary, ale po chwili miał to gdzieś. Znał go tu ktoś? I to wystarczyło, by po kilku stresujących, ale jakże rozkosznych minutach, wyrwał penisa z dłoni i ust Mariki, obrócił się na bok i wystrzelił nasieniem na chłodny już piasek. Szczytował, rzucając się jak wyciągnięta z wody walcząca o życie ryba.
Wtedy Marika zgrabnie ukrywając pewne intencje, dała mu do zrozumienia, że jutro mogłaby się posunąć dalej, ale nie było ku temu warunków, bo rodzice będą ją teraz pilnować jak malucha. No chyba, że on zabrałby ją na wycieczkę rowerową.
Oboje czuli chłód nadmorskiego sierpniowego wieczoru, ale idąc oświetlonym lampami chodnikiem i mijając nieliczne już pary, sami czuli się jak para. Brakowało tylko, by chwycili się za dłonie, lub się objęli. Chyba nawet oboje mieli na to ochotę, ale udawali, że jest inaczej. Taki moment, taka wyjątkowa aura, magia spędzonych ze sobą intymnych chwil. Wciąż badawczo na siebie spoglądali, ale widzieli w swoich oczach, że ich tajemnica zostanie tajemnicą. No i Irek wciąż kręcił na boki głową, nie dowierzając, że do tego wszystkiego doszło, a ona się na to uśmiechała.
Przed wejściem w ulicę, na której znajdował się pensjonat, zapewnił, że jeśli kompanka nadal przy tym obstaje, jutrzejsza wycieczka dojdzie do skutku. Uśmiechem potwierdziła uzgodnienia, a jego przeszyła fala podniecenia i obaw.
Jeszcze została mu tylko do wymyślenia bajeczka, którą sprzeda żonie, bo powinien wrócić już dobrą godzinę temu. Na szczęście na przejażdżkę nigdy nie brał telefonu, więc nie miała szansy mu przeszkodzić, ale za to będzie się tłumaczył.
A usprawiedliwienie było proste i dość prawdziwe – napotkał roztrzęsioną Marikę i chciał jej towarzyszyć, by była bezpieczna, by się uspokoiła i nie wpadła w większe kłopoty. Później nawet wspomniał, że paliła, bo potrzebowała się zresetować i pozbyć złych emocji. Dlatego pachniał tytoniem. Poza tym ściemniało się, była daleko od pensjonatu, na odludnej plaży, a ona – bezbronna nastolatka, sama. Irek potrafił uzasadniać.
Monika pochwaliła go za troskę i pomoc, i za to, że poświęcił zagubionej nastolatce swój czas. Pochwaliła też pomysł męża, że jutro zabierze Marikę na dłuższą wycieczkę. Wyznał, że dziewczyna sama go o to prosiła, by trochę odetchnąć i zniknąć rodzicom z oczu i od ich nadopiekuńczego traktowania.
Następnego dnia Tadeusz i Aleksandra trochę odpuścili córce, chyba zrozumieli, że przesadzili. Może nie odpuścili, ale uznali, że wszystkim przyda się dystans. Pozwolili córce na wycieczkę rowerową, ale tylko dlatego, że miała opiekę Irka. Wiele razy upewniali się u znajomego, czy dziewczyna się nie narzucała, czy nie będzie to problem. Uprzedzili go też o przygodzie Mariki z paleniem, którego kategorycznie nie akceptują. To było takie małe - „uważaj na nią, bo może coś kombinować”.
EPILOG
Irek pamiętał to jak dzisiaj. Miny zatroskanych, ale wciąż przeżywających rozczarowanie wybrykiem córki rodziców, kiedy on z dziewczyną odjeżdżali sprzed pensjonatu. Gdyby wtedy nie jechał z premedytacją zrobienia, co by nie było, świństwa, wciąż miałby wewnętrzny spokój, a tak, co pewien czas wyrzuty sumienia dają mu popalić. A czasem najzwyczajniej w świcie mocno tęsknił za tamtymi chwilami, by po chwili znowu się obwiniać.
Tamtego dnia nie był w stanie trzeźwo myśleć. Pół nocy i pół dnia wspominał wieczorny wybryk z plaży, był zauroczony dziewczyną i pragnął posunąć się dalej. Najlepsze było to, że do niczego jej nie musiał namawiać, tym bardziej zmuszać, to ona dała mu do zrozumienia, że poszłaby z nim na całość, gdyby tylko się dało. Nie był w stanie wytłumaczyć stanu, w którym się wtedy znalazł. Pragnął Mariki i czuł się nabuzowany emocjami jak zabujany nastolatek. Marika już nie tylko nim owładnęła, ona go wciąż zaskakiwała i kompletnie oczarowała.
Przy każdym wspomnieniu tej wakacyjnej przygody, nie był w stanie stwierdzić, czy to dobrze, czy źle, że tak się zachował. Jako mąż zawiódł, ale jako facet czuł się tryumfatorem. Już wiedział jak to jest być z taką małolatą, spełnił marzenie, które zdawało się być niemożliwe do zrealizowania. Już zawsze będzie się tym szczycił.
I jeszcze jedno nie dawało mu spokoju, a nie miał szansy, ani śmiałości tego wyjaśniać, bo "po wydmach" trochę się miedzy nimi popsuło. Zresztą wcale się temu nie dziwił. Zaczął to rozbierać na czynniki pierwsze, kiedy w nocy, przed odjazdem z nad morza, nie mógł zasnąć - Marika nie była dziewicą.
I kiedy tak pewnego dnia szedł pasażem galerii handlowej i wspominał wakacyjne szaleństwo, przykuł uwagę do tyłeczka idącej przed nim nastolatki.
Oj, już ja wiem na co stać takie kociaki. Wygląda na spokojną. Wiele bym dał, żeby zabrać cię do domu. Czy ty się idioto kiedyś zmienisz? Takie niby grzeczne są najlepsze. Z chęcią poczułbym ciasnotę tej młodej cipeczki, mmm. Ale mi tego brakuje. Szczuplutkie ma te nóżki. Ty, a jaki cycek! Niezłe ma te baloniki.
<<>>
Marika odczuwała konsekwencje przyłapania jej na paleniu przez rodziców resztę sierpnia i cały wrzesień. Musiała wracała zaraz po szkole do domu, otrzymała dodatkowe obowiązki, miała szlaban na wyjścia ze znajomymi. Dziesiątki razy kąsała w myślach rodziców uszczypliwymi uwagami, których nigdy nie byłaby w stanie zwerbalizować, ale samo myślenie o tym, jak się zabawiła z ich znajomym, dawało jej pewnego rodzaju satysfakcję. Już nie wspominała tych trudniejszych momentów spotkania, w jej pamięci pozostały raczej tylko te szalone. Najczęściej, złoszcząc się na kolejne kary rodziców, utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze zrobiła, puszczając się z panem Irkiem.
- Może byś pojechała na rower? – zachęcała córkę Aleksandra.
- Najpierw zamykacie mnie w domu, a teraz mnie namawiasz na… - pożaliła się, zamieniając się w małą buntowniczkę.
- Aktywność na świeżym powietrzu dobrze ci zrobi. Ruszyłabyś się trochę, przewietrz głowę – namawiała mama.
Ostatnio na wycieczce rowerowej nad morzem byłam bardzo aktywna. Nie chciałabyś wiedzieć jak bardzo? – zaśmiała się, wspominając miejscówkę na wydmach i spoglądając na mamę. Zawsze robiło jej się tak jakoś lepiej, kiedy stawiała pewnego rodzaju kontrę, co z tego, że tylko w myślach.
- Nie mam ochoty – odbąknęła, choć pragnęła wyjść i odetchnąć od obecności rodziców, ale postanowiła, że i tak zrobi na przekór mamie.
Wciąż miała dość takiego traktowania. Jej znajome też wpadały z tytoniowym sekretem, ale ich rodzice podchodzili do tego zupełnie inaczej. Ostrzegali, tłumaczyli, ale też rozumieli ten trudny okres dorastania. Nic dziwnego, że wchodząc w dorosły wiek, młodzież eksperymentowała. Każdy był kiedyś młody. A ją traktuje się jak dziecko.
Po dziwnej rozmowie i licznych przekomarzaniach z mamą, Marika jednak wsiadała na rower i odjechała w stronę parku. Teraz czuła, gdzieś tam w środku, że seks z Irkiem nie był aż tak zły, że w wielu miejscach reagowała przesadnie i była przewrażliwiona. Teraz zachowałaby się już inaczej. Przynajmniej było ciekawie, zaszalała, coś przeżyła. Już nie raz myślała sobie, że chętnie by to powtórzyła, ale była zbyt nieśmiała, by to urzeczywistnić. A mogło to być dość łatwe do zrealizowania. Mieszkali przecież w tym samym miasteczku, czasem nawet mijali się gdzieś na mieści, a rodzice nadal utrzymywali kontakt z już dobrymi i sprawdzonymi znajomymi. Jak coś, zawsze mogła zrobić to z kimś innym.
Teraz to… już bym mu pokazała co nieco – zaśmiała się na wyobrażenie śmielszej siebie w trakcie stosunku i z wymalowanym na twarzy pogodnym uśmieszkiem, powoli pedałując, przemierzała kolejne metry trasy. Wciąż miała przed oczami wkładanego w cipkę członka, kiedy ona leżała na kocu na plecach. Penis zdawał się być taki duży, ale jej cipeczka podołała próbie, choć to odczuła. Teraz było to wyjątkowym, a nie przykrym, doświadczeniem. Czuła też ten dziwny stan zawstydzenia, kiedy klęcząc, wypinała tyłeczek. I to, według niej, nie było wcale takie straszne. Świat dorosłych jest ciekawszy - podsumowała.
Dobrze, że nie był to mój pierwszy raz - stwierdziła, mijając rowerem starszą panią z ciężką torbą z zakupami. Z drugiej strony żałowała, bo utratę dziewictwa wspominała niezwykle przykro. Zapragnęła zaciągnąć się papierosem.
A macie za swoje! – poszerzyła uśmiech, obwiniając o to wszystko nadopiekuńczych rodziców.