Róża kusząca jesienią
28 października 2013
Szacowany czas lektury: 20 min
Również dojrzały mężczyzna ma prawo do zauroczenia w nieznajomej, olśniewającej blondynce, spotkanej w pogrążonym w jesieni parku.
Zdzisław, jak co dzień, wyszedł do parku, aby rozprostować stare, zmęczone kości. Lubił tak spędzać czas z gazetą, rubryką sportową i paczką tanich papierosów skrupulatnie ukrywanych przed żoną.
Od chwili, gdy w jego fabryce przeprowadzono zwolnienia grupowe miał dużo czasu jako bezrobotny, żyjący z odprawy i nerwowo oczekujący możliwości przejścia na rentę. W końcu praca wykończyła go fizycznie, co niestety ZUS interpretował w zupełnie inny sposób.
Zdzisława znano na osiedlu, a on dzięki tym swoim „dyżurom” na ławce w parku znał chyba wszystkich z okolicy. Tym bardziej był zainteresowany zupełnie nową twarzą. Zerkał znad rozłożonej gazety na daleko od niego spacerującą postać. Była to szczupła, zgrabna kobieta, która swoim strojem podkreślała atuty swojej urody, linię biustu, talii i bioder. Przechadzała się spokojnie i dystyngowanie, poprawiając od czasu do czasu swoje blond włosy, w które wplatały się spadające z drzew pożółkłe liście. Zbliżała się do Zdzisława. Mógł ją więc dokładnie obejrzeć. Czarny golf zlewał się z czarną, dopasowaną spódnicą. Całego uroku i kontrastu dodawały czerwone precjoza: korale na szyi i nadgarstku oraz równie czerwona szminka podkreślająca jej wąskie usta. Mężczyzna od razu zwrócił uwagę na jej ciemne oczy, które iskrzyły się jak węgielki pod idealnie wyprofilowanym łukiem brwi. Wyglądała młodo, to ten strój, bardzo ascetyczny, ograniczony do dwóch kolorów sprawiał wrażeniem, że jest to już dojrzała kobieta. Może miała z dwadzieścia lat.
Zdzisław, jak każdy mężczyzna, lubił obserwować piękne kobiety i nie ma co ukrywać, jego wypady do parku również wiązały się z taką rozrywką. Nie mógł oderwać wzroku od zgrabnej blondynki, która zdawałoby się go nie zauważała.
Nagle Zdzisław poczuł coś, co od dawna mu nie towarzyszyło. Dziewczyna właśnie schyliła się wycierając ławkę, na której chciała usiąść. Wypięła się a jej kształtne pośladki idealnie odwzorowały się na materiale spódnicy. Zdzisław poczuł podniecenie. Zadrżał, a jego myśli zawędrowały w zapomniane już rejony. Przełknął ślinę widząc jak dziewczyna siada, zarzuca nogę na nogę i przegląda coś w swojej komórce. Mężczyzna patrzył na jej kształtne łydki. Dłoń lekko zaswędziała, tak jakby chciała w tej chwili poczuć gładkość jej skóry. Gazeta już przeszkadzała w obserwacji. Położył sobie ją na kolanach i bezpardonowo przyglądał się siedzącej niedaleko dziewczynie. Patrzył na jej jasną twarz. Zawstydził się, gdy spojrzała w jego stronę. Momentalnie odwrócił wzrok. Ujrzał jeszcze jak dziewczyna marszczy brwi.
Ten odruch, ta sekunda, przyniosła jeszcze jedną rzecz. Zdzisław poczuł jak jego penis poruszył się. Tak. Podniecała go ta blondynka, w tych jesiennych okolicznościach przyrody. Mimo początkowego zawstydzenia chciał nadal cieszyć oko jej wyglądem, a doznaniom zmysłowym coraz śmielej towarzyszyły myśli zlepiające się w niedwuznaczną fantazję.
Wyobrażał sobie jak bawi się z nią w stercie liści. To było dość infantylne, ale tego właśnie potrzebował, pewnej frywolności a nie bezpośredniości i wyuzdania. Ta prawie oniryczna blondynka, która zdawała się już postacią odrealnioną zasługiwała na coś więcej, niż zaspokojenie podniety starego mężczyzny. Zasługiwał na chwile adoracji, obsypanie liśćmi, tarzanie się w nich. Zdzisław marzył, jak leżą tu, między drzewami, naprzeciw siebie. Ona na brzuchu z podpartą na pięści głową i podniesionymi w górę łydkami skrzyżowanymi na wysokości kostek. Przed chwilą zabawnie nimi wymachiwała jak dziecko, którego Zdzisław nigdy nie miał. Patrzyła na niego i uśmiechała się. Policzki miała rumiane od chłodnego, jesiennego wiatru, oczy błyszczące, włosy rozwiane. Zdzisław marzył o tym jak wplata dłoń w jej włosy i gładzi je. Muska jej policzki, głaska i wpatruje się w jej oczy, jakby chciał wyczytać, czy ten niewinny i romantyczny obrazek mógłby przerodzić się w coś bardziej pikantnego. Przysunął się, prawie pocałował, gdy nagle ona wrzasnęła: „Ała! Wąsy!”.
Fakt, ostre i drażniące wąsy przerwały ten sen, wyrwały Zdzisława z letargu. Ocknął się, rozglądnął. Gdzie ona się podziała? Nie było jej już na ławce. Gdy mężczyzna fantazjował z przymkniętymi oczami, musiała odejść. Zdzisław zerwał się z ławki i zaczął szukać jej wzrokiem. Tu jej nie ma! Tam też. Może skręciła w inną alejkę. Zaczął nerwowo chodzić po ścieżkach, by ku swojemu szczęściu ujrzeć ją w oddali. Ten strój, ta spódnica i falujące biodra zgrabnej blondynki były tak kuszące, że Zdzisław szedł jak na sznurku, jak owca prosto w paszczę wilka.
Jakież było zdziwienie mężczyzny, gdy blondynka weszła na ścieżkę prowadzącą do jego bloku. Jak to możliwe, że wcześniej jej nie zauważył. Może to jakaś wyrośnięta córka, któregoś z sąsiadów, której po latach nie mógł poznać. Przystawał gdy ona przystawała. Wzdychał, gdy ona poprawiała włosy, które wciąż rozwiewał coraz silniejszy wiatr. Zdzisław nie zwrócił nawet uwagi na gazetę, którą wiatr wyrwał mu z ręki i przywiał wprost pod bramę jego bloku. Bramę, pod którą stała już blondynka. Mężczyzna pobiegł po swoją własność. Stanął z dziewczyną twarzą w twarz. Była rzeczywiście młodziutka, jak przypuszczał po dwudziestce. Jej oczy z bliska lśniły jeszcze bardziej a czerwień ust kusił niewyobrażalnie. Dziewczyna schyliła się i z uśmiechem podała mężczyźnie jego gazetę. Nie odezwała się ani słowem. Odsunęła się nieśmiało i zaczęła szukać kluczy w małej torebce. Zdzisław zbierał się w sobie do zadania podstawowego pytania: „Czy Pani... Panna... Czy Ty tu mieszkasz?”. Nie zdążył.
Sąsiadka właśnie wychodziła z bramy. Blondynka szybko przemknęła obok niej i zniknęła na klatce schodowej. Sąsiadka z pretensją burknęła coś w jej stronę, by potem wyżalić się Zdzisławowi.
- Panie sąsiedzie. Ja już nie poznaje naszego bloku.
- Zna sąsiadka tą dziewczynę?
- Skąd, teraz tu tyle osób mieszka. Wiem tylko tyle, że Ci spod 9 znów wynajęli klitkę studentom i chyba to jest ta dziewczyna. Wie Pan, widziałam jak przywozili ją rodzice z jakimiś rzeczami. Czy sąsiad sobie wyobraża, ile taka gówniara ma rzeczy, przecież to dziecko dopiero, dwadzieścia parę lat. Ja już wiem co ona tam będzie wyprawiać. Tym studentom tylko jedno w głowie.
- Tak, tak, droga Pani, znam ten problem - odburknął Zdzisław, który w myślach powędrował właśnie w te rejony, o których i on i sąsiadka bali się powiedzieć wprost. Bali się, choć podświadomie tęsknili, że te czasy i te przyjemności już dawno za nimi.
W marzeniach sennych blondynka nie opuszczała Zdzisława. Leżąc nocą obok małżonki nawet nie próbował się do niej zbliżyć. Odwrócił się plecami do niej i zwinięty w kłębek pogrążał się w marzeniu, w którym delikatnie muskał usta blondynki.
Stali razem gdzieś w ustronnym miejscu w parku. Ona oparta o drzewo, a on obejmujący ją w talii i całujący. Ten pocałunek z o połowę młodszą od niego dziewczyną niczym nie przypominał małżeńskich pocałunków. Był namiętny, soczysty, z pieszczotą języków, głęboki i odbierający dech w piersiach. Chłonął smak jej warg i języka, kwiatowy zapach jej włosów i skóry. Szorstki zarost nie był już przeszkodą w pieszczocie jej szyi i ramion. Zdzisław zorientował się, że jego ulubienica ma niebywale seksowną czerwoną sukienkę na sobie. Cała jest w czerwieni, od wilgotnych od pocałunków ust przez ubranie, szpilki po paznokcie. Zarzuciła mu ręce na szyję, a czerwonymi paznokciami wbijała się w kark, będąc w pocałunkach coraz bardziej zachłanną.
Zdzisław pogrążony w sennej fantazji wiercił się w łóżku, pocił i mimowolnie zaczął sam się pieścić, choć nie robił tego od lat. Dłonią masował twardego penisa, ocierał się nim o materac łóżka marząc o tym, że ociera się o jędrne uda dziewczyny.
Chwycił ją za blond włosy pociągnął ostrzej, a drugą dłonią zaczął sięgać pod czerwoną sukienkę. Podciągał materiał tak, by masować jej nagie uda. Pragnął wspiąć się dłonią wyżej, przesunąć ku wewnętrznej stronie ud, dosięgnąć łona. Wsunął dłoń głęboko pod sukienkę, poczuł wilgoć. Czyżby młoda dziewczyna była już tak rozpalona. Między jego palcami przepływała lepka wydzielina, coraz intensywniej. Sklejała palce. Zdzisław oprzytomniał. To nie z ciała dziewczyny, lecz jego nasienie, które wytrysnęło po coraz energiczniejszej masturbacji.
Zdzisław nie wiedział co zrobić. Jak to możliwe, że przypadkowa dziewczyna tak nim zawładnęła, iż masturbował się odwrócony plecami do głęboko śpiącej swojej żony. Przecież mógł... Nie, właśnie nie mógł, ani kochać się, ani nawet pieścić z żoną. Małżeńska oziębłość odbierała im ochotę, tak jak ciągłe kłótnie i sytuacja, w którą wciągnęło go zwolnienie z fabryki.
Mężczyzna rozmyślał o nieznajomej do rana. To przecież był tylko sen. Nawet te wszystkie okoliczności, ta czerwień to tylko stereotyp wypracowany przez jego wyobraźnię. Otwierając drzwi, wychodząc z mieszkania pojął jak bardzo się mylił. Tylko wyszedł za próg a już wprawie wpadł na plecy blondynki. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że ma na sobie identyczną sukienkę jak we śnie. Intensywna czerwień. Do tego czerwone buty z czarnymi obcasami. Zdzisławowi mignął przed oczami tatuaż jaki miała pod karkiem, zanim zakryły go jej blond włosy. Wykaligrafowane zdanie, którego nie zdążył przeczytać, coś o różach...
Dziewczyna była tak zaskoczona nagłym otwarciem drzwi, że zachwiała się na szpilkach chcąc zrobić krok na schody i ledwo nie runęła w dół. W odpowiedniej chwili chwycił ją w talii Zdzisław i mocno przyciągnął do siebie. Przez ułamek sekundy mógł poczuć przy sobie jej krągłe pośladki. Pochłonął jej kwiatowy zapach perfum. Gdy odzyskała równowagę, szybko i nerwowo puścił ją i odskoczył do swoich drzwi. Ona, rozkojarzona, nie wiedziała co powiedzieć. Odwróciła się i patrzyła przerażona na mężczyznę, któremu lekko trzęsły się ręce.
- Dziękuję. Bez Pana poleciałabym na dół. - powiedziała nieśmiało.
Po dłuższym zająknięciu Zdzisław odparł tylko, by uważała tu na schodach, szczególnie w takich szpilkach. Te słowa usprawiedliwiały to, że gapił się na jej nogi. Dziewczyna zarumieniła się.
- Jeszcze raz dziękuję. Będę uważała.
Już zaczęła schodzić na dół, gdy nagle w Zdzisławie odezwała się odwaga i jako stateczny i porządny mężczyzna dogonił ją i potowarzyszył, aż na parter. Wymieniali tylko grzecznościowe uśmiechy, do chwili gdy Zdzisław spytał wprost „Pani tu mieszka?”
Idiotyczne pytanie, które również zdziwiło i zbulwersowało dziewczynę. Ale zamiast odpowiedzieć grubiańsko znów zapłonęły jej ciemne oczy a ona przytaknęła, przyśpieszając kroku. Zdzisław zauważył jak za drzwiami wejściowymi, pod klatką, stoi jakiś postawny mężczyzna. Zatrzymał się więc przy skrzynkach na listy i podglądał jak dziewczyna wybiega na dwór i rzuca się na szyję chłopakowi. To dla niego tak się wystroiła w niedzielne przedpołudnie? Dojrzały mężczyzna starał się usłyszeć co do siebie mówią. Może pozna jej imię? Ale słuch już nie ten i prócz szmeru nic nie mógł wychwycić. Widząc, i co istotne słysząc, jak ona oddala się stukając o beton obcasami, momentalnie zmienił swoje niedzielne plany. Dziewczyna w czerwieni zadziałała na niego jak diablica. Zdecydował, że zamiast na niedzielną mszę skorzysta z nieuwagi żony i pójdzie za nieznajomą.
Zdzisław starał się zachować dystans. Pocił się, denerwował, a zarazem był niebywale podniecony. Poczuł, że przez cały czas, jak śledził dziewczynę w czerwieni jego penis był w stanie erekcji. Patrzył jak chłopak ją obejmuje, jak chwyta ją za pośladki, co spotyka się z jej ostrą reakcją. Choć i tak za chwilę tonęli w objęciach i całowali się. Zdzisław ślinił się, myśląc, że to on spija wilgoć z ust dziewczyny.
Gdy siadali w ogródku restauracji w promieniach jesiennego słońca, Zdzisław usiadł niedaleko. Był zaskoczony tym, że musi coś zamówić. Brał najtańszą rzecz, aby tylko dalej ich obserwować. Pijąc marną kawę wyobrażał sobie jak pieści delikatną dłoń dziewczyny i wpatruje się w jej oczy, zupełnie tak samo jak ten chłopak.
Rozmarzony, zesztywniał momentalnie, gdy zobaczył jak dziewczyna w czerwieni staje przed jego stolikiem. Nerwowo się rozglądnął – bez chłopaka? Uśmiechnęła się i spytała, czy może się dosiąść do swojego dzisiejszego wybawiciela. Zdzisław nie wiedział co robić, chciał wstawać, podsuwać krzesło. Ona uśmiechając się usiadła obok. Zamoczyła usta w filiżance pełnej cappuccino, delikatna pianka została na jej wargach. Zdzisław wpierw starał się coś zasugerować, ale po niepowodzeniach sam niezdarnie wytarł jej usta chusteczką. Ona zawstydziła się, a silny powiew rozwiał jej blond włosy, tak że Zdzisław mógł podziwiać w całej okazałości jej jasną i młodą twarz.
Nic do siebie nie mówili. Wymieniali się tylko gestami, muśnięciem dłoni, a nawet muśnięciem nóg. Zdzisław czuł jak jej smukła łydka ociera się o jego nogi. Bał się, że dziewczyna zobaczy jego podniecenie i zadrwi z niego, jako ze starucha, który napalił się na młodą dziewczynę. Ale zamiast drwin Zdzisław usłyszał coś zaskakującego. Pytanie wypowiedziane niewinnym dziewczęcym głosikiem:
- Jak mogę Panu wynagrodzić dzisiejsze uratowanie mi „życia”?
Moralne hamulce na jakich trzymała się wyobraźnia mężczyzny momentalnie puściły. Zdzisław opuścił rękę tak, aby dłonią pieści łydkę dziewczyny. Ona dyskretnie kończyła kawę a mężczyzna nie przestawał delikatnie muskać opuszkami palców jej skóry. Jednak na takiej pieszczocie nie powinno się skończyć. Nie takiej tylko nagrody oczekiwał Zdzisław.
Fantazjował, by wstać z dziewczyną od stołu, posadzić ją na nim i podwinąć sukienkę. Energicznie zrzucić wszystko ze stołu i popchnąć ją, by cała się na nim rozłożyła. Chciał chwycić ją za udo, przesunąć dziewczynę do siebie, tak by zmieścić się między jej nogami. Gdyby czerwona sukienka nie nadawała się do wysokiego podwinięcia, nie wahałby się przed jej rozdarciem. Pożądał upragnionej nagrody – widoku jej łona skrytego pod dziewczęcą bielizną. Chciał jej dotknąć, choć przez majteczki, a co dopiero odchylić je nieco i musnąć rowek, chwycić między palcami łechtaczkę i wymasować. Delikatnie, coraz głębiej wsuwać swój palec do jej ciasnej cipki. Nagrodą za dzisiejsze bohaterstwo byłoby tylko jedno, possanie jej wisienki, zwilżenie łechtaczki i posmakowanie tych upragnionych soczków. Nieważne, że dookoła każdy by się gapił, może przeszkadzał, a może wołał policję. Ważne by wsunąć twardego penisa do tej wąskiej szparki jego dziewczyny w czerwieni. Stolik musiałby trzeszczeć, a może by się połamał pod naporem jej ciała i jego energicznych ruchów. Zdzisław mógłby chwycić za jej piersi i pieścić je przez sukienkę. Patrzyłby jak niewinna i zawstydzona wcześniej dziewczyna wykrzywia się w rozkoszy i pojękuje, gdy jego penis ociera się o ciasne ścianki jej młodej cipki. Mężczyzna chciał być podziwiany, za to, że mimo wieku, mimo sytuacji finansowej i wyglądu, jest w stanie zdobyć i wykorzystać tak olśniewającą dziewczynę w czerwieni.
Zdzisław, pogrążony w ekstatycznych ruchach, poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odepchnął ją, ale ktoś ciągnął go mocniej. Ocknął się. Spojrzał w górę. To kelner, który stojąc nad Zdzisławem wymownie chrząknął i wskazywał wzrokiem na to, co dzieje się pod stołem. Zdzisław ponownie pogrążony w fantazji, nie zwrócił uwagi, że pod stołem zaczął się masturbować. Przerażony pociągnął obrus, aby zasłonić to żenujące przedstawienie. Zrobił to jednak tak energicznie, że zrzucił wazonik i pustą filiżankę. Wszyscy zwrócili na niego uwagę. Cały poczerwieniał. Ruch w sąsiednim ogródków piwnym zwrócił uwagę również innych, chcących miło spędzić czas, w tym rozpływających się w młodzieńczej miłości dziewczyny w czerwieni i jej chłopaka. Ona przyglądała się dokładnie. Skądś przecież znała tego dziwnego mężczyznę. Szepnęła coś do ucha chłopakowi. Zdzisław poczuł się jeszcze bardziej poniżony, gdy zobaczył jak dziewczyna pęka ze śmiechu. Czyżby śmiała się z niego?
Od tamtej dziwnej niedzieli Zdzisław nie widział dziewczyny w czerwieni. Jeszcze przez kilka dni nawiedzała go we snach, ale z biegiem czasu jej oblicze w marzeniach stawało się coraz bardziej wyblakłe, aż w końcu kompletnie się zamazało. Pozostało mu życie bez emocji, gdzie jedyny wyzwaniem było wyrwanie się z domu, aby zapalić. Dni były coraz krótsze, sposobności coraz mniej. Zostały dłuższe wypadu ze śmieciami, czy do sklepu, które tylko były przykrywką do zapalenia papierosa.
Jednego wieczoru Zdzisław stał schowany obok śmietnika i palił. Zobaczył jak pod blok podjeżdża taksówka, a z niej wychodzi słabo trzymająca się na nogach i chyba roztrzęsiona jego dawna ulubienica. Tym razem nie w czerwieni, raczej w nierzucającym się w oczy stroju, dość kusym, co do długości spódniczki i rękawów, jak na tę porę roku. Stała chwilę przed klatką. Chwyciła się latarni i wyraźnie płakała. Zdzisław rzucił papierosa i z ojcowskim instynktem podszedł do niej pytając, czy wszystko ok. Zdziwił się, gdy ona widząc dojrzałego mężczyznę rzuciła się mu na szuję i zaczęła szlochać.
- Dziecko co Ci jest? Co się stało?
- Nic, przepraszam. Nie powinnam. Zresztą to nie Pana sprawa.
Odepchnęła Zdzisława i starała się dojść do bramy, ale alkohol, którym starała się zapić smutki znacznie jej to utrudniał. Była po prostu pijana. Zdzisław zdążył złapać ją pod ramię, by jego ulubienica, ideał ze snów, nie wylądowała w kałuży przed bramą. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach. Oczy jej zachodziły mgłą i stawała się coraz bardziej wiotka, wręcz osuwała się mężczyźnie.
Zdecydował w jednej sekundzie. Chwycił ją pod udami i wziął na ręce. Starał się nie dać po sobie poznać, że ciężar dziewczyny, choć była szczupła, wręcz filigranowa, sprawiał mu pewną trudność. Ona oparła swoją głowę na jego piersi i zdołała tylko odpowiedzieć mu na dwa pytania. Pierwsze, o numer mieszkania, do którego musiał ją zanieść. Drugie, odnośnie jej imienia. Przedstawiła się jako... Róża. „Co za banał” pomyślał mężczyzna przywracając w pamięci obrazy ubranej na czerwono dziewczyny, która imieniem, wyglądem i niedostępnością w pełni uosabiała ten symboliczny kwiat.
Postawił ją na nogach przy jej drzwiach. Widząc jednak jak niemrawo poszukuje w torebce kluczy, zdecydował jej nadal pomóc. Chciał zachować się jak dojrzały opiekun. Co ważne, nie chciał, aby ktoś z sąsiadów zobaczył dziewczynę w takim stanie, inaczej została by zjedzona przez kwoki śledzące w oknach każdy krok lokatorów. Trzeba było działać szybko i dyskretnie, bo to co za czterema ścianami mieszkania już nikogo nie obchodziło.
Róża oparta o drzwi, patrzyła na Zdzisława, który starał się dobrać odpowiedni klucz. Udało się. Zamek otwarty. Mogli wejść do środka. Zdzisław już nie rozważał, czy to wypada czy nie, aby obcy mężczyzna odprowadzał nieznajomą dziewczynę prosto do mieszkania, a być może nawet prosto do łóżka. Jedyne czego teraz potrzebowała Róża, jego zdaniem, to położyć się i zasnąć. Przetrwać kaca i nie płakać więcej.
Delikatnie położył ją na zakryte tylko kocem, rozłożone łóżko. Rozglądnął się, aby ocenić wystrój mieszkania. Nie wyglądało jak stereotypowa studencka noclegownia. Wszystkie plotki sąsiadek nie sprawdziły się. Róża zdawała się nieśmiałą, schludną i porządną dziewczyną. No może nie w tamtej chwili, gdy pijana znów łkała i powstrzymywała się przed odruchem wymiotnym. Zdzisław szybko podał jej jakąś znalezioną w łazience miskę. Nie patrzył co dalej się działo. Nie mógł się jednak powstrzymać przez otarciem twarzy dziewczyny. W jego ruchach nie było erotyzmu, lecz ojcowska opieka, która z każdym gestem nabierała jednak dwuznaczności.
Dotyk stawał się pieszczotą. Klęknął przed swoja ulubienicą i patrzył na jej twarz, nieco pożółknął, z przebarwieniami, których nie ukryła pod eleganckim makijażem. Wciąż fascynowały go jej migdałowe oczy i wyprofilowany brwi. Czerwone wąskie usta ocierał chusteczką. Róża otworzyła przymknięte oczy i spojrzała na Zdzisława. W kącikach jej ust pojawił się uśmiech, a mężczyzna przypomniał sobie ten dawny blask w jej oczach. Dłoniom muskał jej policzki i poprawiał włosy. Uszczypnął się, by sprawdzić, czy nie jest to znów sen. Nie, to rzeczywistość.
Dłoń przesunął po jej szyi. Róża wciąż na niego patrzyła, w bezruchu, bez słowa, nawet, gdy mężczyzna palcami dotykał jej dekoltu, potem ramion. Szepnął do niej słowa, które chyba podświadomie wypłynęły z jego ust „Musisz się położyć spać kwiatuszku”. Ani ona ani on nie zapamiętali na długo tego epitetu. Dla Zdzisława pieszczota półprzytomnej Róży była jak pielęgnacja kwiatu.
Sięgnął po brzegi bluzki i zaczął ją podciągać. Zobaczył jej kształtny brzuch, jasne ciało i fragment czarnego stanika przytrzymującego kształtne i ponętne piersi. Pomógł dziewczynie usiąść i zdjąć czarną bluzkę. Wpatrując się w jej oczy, czekając na jakąkolwiek oznakę sprzeciwu, chwycił za kraniec jej spódniczki i delikatnie zsuwał ją po biodrach i udach w dół. Róża pomogła mu zsunąć spódnicę, aż po kostki, po czym znów padała na plecy.
Zdzisław stał nad nią, widząc prześliczną dziewczynę tylko w czarnej bieliźnie. Podziwiał jej kształtne ciało, linie talii i biust. Klęknął i zaczął delikatnie gładzić jej ciało. Wpierw wzdłuż łydek, ud po ich zewnętrznej stronie, talii, skręcił w stronę pępka, następnie coraz wyżej, przesunął całą dłoń wzdłuż rowka między jej piersiami. Spojrzał na Róże. Miała zamknięte oczy, lecz na ustach pojawił się grymas, ale w ogóle nie sprzeciwiała się tym pieszczotom. To zachęciło Zdzisława, który schylił się i musnął ustami jej brzuch.
Zaczął coraz odważniej całować jej ciało. Dłonie przesunął wzdłuż talii i położył je delikatnie na jej piersiach. Objął je i ścisnął. Poczuł ich sprężystość i twardniejące sutki. Gdy zorientował się co robi, momentalnie oderwał się od Róży i przeraził. Ona jednak wystawiła ręce w jego kierunku. Zdzisław chwycił jej dłonie. Pociągnęła go w swoim kierunku. Ledwo co utrzymał się na wyprostowanych rękach, aby nie runąć cały na nią. Róża patrzyła spod lekko uchylonych powiek i gęstych czarnych rzęs. Wplotła palce w przerzedzone włosy mężczyzny i pociągnęła jego głowę do siebie. Zdzisław rozluźnił wargi, aby mogła go pocałować i wsunąć język do jego ust. Namiętny i przesłodki pocałunek trwał chwilę, lecz mężczyzna przerwał go gwałtownie, krzycząc, że przecież nie mogą. Ona nie odezwała się, uczyniła jedynie gest, który pobudził zmysły Zdzisława. Zsunęła z ramion ramiączka swojego stanika.
Zdzisław miał wiele pytań do dziewczyny: ile miała lat? Czy wie co robi? Oraz do siebie: Czy nie wykorzystuje stanu w jaki jego ulubienica sama się wprowadziła? Czy ona zdawała sobie sprawę, że kusi starego, bezrobotnego faceta, który mieszka piętro niżej. Może w jej pijanej głowie rysowały się zupełnie inne obrazy przygodnego kochanka? Wsparty na wyprostowanych rękach Zdzisław przyglądał się zafascynowany leżącej pod nim dziewczynie i czuł jej ciepłą dłoń na swojej szyi. Dotykała jego twarzy.
Zdzisław cały wdrapał się na łóżko i rozłożył między rozsuniętymi udami dziewczyny. Wsunął ręce pod jej plecy, aby wyczuć zapięcie stanika. Róża wyginając się pomagała mu nadal. Mężczyźnie drżały ręce, czuł olbrzymie podniecenie, które sięgnęło apogeum, gdy mógł wysunąć ze stanika młode, jędrne piersi dziewczyny. Nie mógł się oprzeć przed popieszczeniem jej sinych sutków. Chwycił je wargami i drażnił językiem, potem już bez oporów lizał całe brodawki. Pieszcząc Różę, poczuł jak dziewczyna zaczyna rytmicznie poruszać biodrami ocierając się o krocze i nabrzmiałego w spodniach penisa mężczyzny. Zdzisław ciężko już oddychając i nie mogąc opanować emocji, podciągnął się na rękach i sam poruszał się, ocierając się o jej skryte pod czarnymi majteczkami łono.
Spoglądał na półprzytomną dziewczynę. Zamykał oczy by przenieść się w świat swoich wcześniejszych fantazji, przypomnieć te pieszczoty, te pozycje. Bał się, aby bajka się nie skończyła, a on by nie rozczarował tej młodej kobiety. Przecież ostatni raz kochał się z kobietą... tu, aż się przeraził przypominając tamte chwile z żoną. Nie powstrzymując swoich ruchów biodrami wpatrywał się w czerwone i wilgotne od namiętnych pocałunków usta Róży, marząc o tym, by zrobiła mu to, co widział w setkach filmów pornograficznych, a czego nigdy nie oczekiwał od żony.
Marzył o tym, aby rozpięła mu spodnie i wysunęła jego penisa. Objęła dłońmi i rozmasowała, by zesztywniał maksymalnie. Czerwone paznokcie by wbiła w mosznę i ścisnęła jego jądra. Wysunęła język, który podczas pocałunku sprawił mu tyle przyjemności i okrężnymi ruchami pieściła właśnie odkrytą z napletka główkę penisa. Potem ujęłaby go swoimi ustami i ssała. To uczucie, zaciskających się na jego penisie ust Róży, doprowadzało mężczyznę do ekstazy, mimo, iż w rzeczywistości jedynie ocierał się o łono dziewczyny, która otumaniona alkoholem leżała pod nim, nie reagując. Zdzisław marzył, by w tych dłoniach, którymi Róża zasłaniała swoją twarz i które wplatała we włosy, sztywniał jego penis. By czerwień warg zlał się z czerwienią jego żołędzia.
Myśląc o tym, jak wsuwa penisa w jej rozwarte usta coraz głębiej, nie powstrzymał ekstazy i wytrysnął w spodniach. Wilgoć przesiąkła przez spodnie i lepiła się do jej skóry. Zdzisław zawstydzony zeskoczył z łóżka a Róża, jakby momentalnie trzeźwiejąc, skrzyżowała nogi i z wielkim zakłopotaniem nasunęła na piersi stanik. Zdzisław wyszeptał, przepraszam, zasłaniając mokre krocze. Róża natychmiast owinęła się kocem, na którym leżała. Nic nie mówiła. Było jej po prostu tak samo głupio, jak dwukrotnie starszemu od niej żonatemu mężczyźnie.
- Teraz chce Pan po prostu wyjść? – zapytała Róża, patrząc jak Zdzisław krząta się i stara jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. – Proszę nie zostawiać mnie samej. Przykryje mnie Pan?
- Dziecko, przecież ja mam żonę. Nie mogę tu zostać. Co ludzie powiedzą?
- Zawsze Pan mnie obserwował, podglądał, śledził. Nie reagowałam. Nie jest Pan pierwszy i nie ostatni. Zwykły, poczciwy mąż, znudzony życiem. Dałam Panu odrobinę radości. Teraz mógłby Pan się mi czymś odwdzięczyć.
Zdzisławowi po prostu opadły ręce. Cała jego tajemnica prysła. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo było widoczne jego zainteresowanie nieznajomą blondynką. Z pewnością po osiedlu krążyły jakieś plotki. Czy również żona o tym wiedziała? Przyznał też rację dziewczynie. Dzięki tym erotycznym fantazjom jego życie nabrało odrobiny kolorów i emocji. Czym mógł się odwdzięczyć, teraz gdy odkryła wszystkie karty, a on zmarnował okazję.
Zrobił coś niebywale głupiego. Rozpiął spodnie i starał się jak najszybciej znów postawić do pionu swojego penisa energiczną masturbacją. Róża wybuchła śmiechem, który po chwili przerodził się w obrzydzenie. Zamknęła oczy i odwracając głowę powiedziała, by ją po prostu przykrył dokładnie i przez chwilę przytulił.
- Wam wszystkim chodzi tylko o jedno. – burknęła sięgając po poduszkę i kładąc na nią obolałą głowę.
Zdzisław, zrezygnowany, przywołany do porządku, znów wszedł w rolę opiekuna. Podszedł do dziewczyny. Otulił ją kocem. Chwilę przytulił i usunąwszy włosy z jej czoła, pocałował w nie, jak ojciec całuje własną córkę. Była śliczna, jasna, lśniąca. Była do podziwiania, a nie wulgarnego zaspokajania żądzy podstarzałego żonatego mężczyzny przeżywającego swój marny kryzys wieku średniego.