Rockandrollowa przygoda (II). Początki komplikacji

7 lutego 2022

Opowiadanie z serii:
Rockandrollowa przygoda

Szacowany czas lektury: 35 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Przychodzę do was po długiej przerwie z nową częścią opowiadania! Tym razem będzie w nim więcej seksu... jak i początek fabuły, która zadziwi was! Bardzo prosiłbym was o wytykanie błędów: nie obrażę się, a to tylko poprawi mój warsztat! Miłego czytania.

Młodzieńcza frustracja, połączona z brutalną siłą wydobywała się z moich płuc. Zawsze przekazywałem skrajne emocje na zewnątrz, wręcz wypluwając je z siebie, jak jad na zewnątrz. Nic nie mogło go przytłumić: czy to by były moje siarczyste riffy, zrównoważona perkusja czy zbalansowany bas. Mój głos zawsze trafiał wprost do serc naszych fanów.

A szczególnie tych płci żeńskiej…

Na nasze koncerty zawsze tłumami przychodzili ludzie, lecz nigdy nie można było ich wrzucić do jednego worka. Jedni to byli klienci klubów, którzy co wieczór przychodzili popijać kolejki w knajpach. Nie zwracali szczególnej uwagi kto gra, ale mimochodem ich nóżka zawsze podskakiwała do rytmu.

Reszta przybyłych, mniej lub bardziej pragnie się zabawić na naszym koncercie, który oprócz muzyki, mógł zaoferować naprawdę wiele przeróżnych doświadczeń. Pomimo dzielącej nas sceny, czuliśmy bliski kontakt z widzami: co najmniej tak jakbyśmy rozmawiali face to face! To zazwyczaj była najszersza grupa. Nasi fani, którzy byli gotowy przejechać pół Polski, aby móc spędzić wieczór swojego życia razem ze swoimi idolami.

Ale najmilej wspominam fanki, które nie znały żadnych moralnych granic.

Te najczęściej stały w pierwszych szeregach pod sceną, aby móc z bliska napatrzeć się na nas: celebrytów, którzy są po prostu boscy. Zawsze te fanki najgłośniej śpiewały nasze kawałki i to właśnie one najbardziej gorliwie uczestniczyły w koncertach. 

Szczerze mówiąc to czasami nawet zbyt gorliwie. Ale bynajmniej nie dawało nam to powodów do narzekania.

- Dobra kurwa, gramy ostatni utwór i spierdalamy, bo gospodarz nie zapłacił za więcej.

W normalnych warunkach publika powinna nas wygwizdać i okazałaby swoją niechęć licznymi okrzykami niezadowolenia, które byłyby adekwatną odpowiedzią do mojej wypowiedzi. Jednak ani oni, ani nawet szef lokalu, nie mają do nas nawet najmniejszej uwagi, ba!

Cały tłum wybuchnął gromkim śmiechem.

Taką otoczkę roztaczaliśmy wokół siebie: prości, a nawet chamscy chłopcy, którzy mówią co czują i się tego nie boją. Właśnie za takie coś zapłacili fani i za takie coś dostaliśmy kilka tysięcy od gospodarza, który sam wyszedł z inicjatywą. Pomimo faktu, że ciągle jesteśmy młodzi: minęły dwa lata po napisaniu matury, a my już jesteśmy względnie rozpoznawalni na scenie rockowej!

Wiązało to się z uprzednim zalewaniem lekcji w liceum, lecz ostatecznie wyszło nam to na dobre. I tak nie wiązaliśmy przyszłości z nauką, a myśleliśmy tylko o muzyce! To był nasz sposób na życie, a nie jakiejś nikomu potrzebne studia, czy inne idiotyczne zawody.

Jednak koniec tych myśli: przyszła pora zagrać ostatni utwór.

- Raz, dwa, trzy i…

Zacząłem od gwałtownego dźwięku, który wpełzł sam pod moją gitarową kostkę. Z niego wybrnąłem, oddając się intuicji, która nigdy w kluczowych momentach mnie nie zawodziła. Improwizowałem, a melodia, która wydobywała się z mojego stratocastera była pełna pogardy…perkusja natomiast nadawała szaleńczego tempa temu uczuciu, którego bas próbował dorównać.

- Wy kurwy politycy, sprzedajni fanatycy…

Mój baryton odezwał się wściekle, plując jadem w kierunku widowni. Jednak ona nie zaczęła uciekać przerażona, a spijała ochoczo truciznę, która była ich motorem napędowym. Bawili się świetnie, podskakując, krzycząc, śpiewając, a ich radość można było dostrzec po oczach, które zabłysły czerwonymi ognikami.

Chcieli krwi, a ja miałem zamiar im ją dostarczyć.

Swoim niskim głosem darłem się na całe gardło, opowiadając metaforycznie o władzach, których zepsucie sięgało zenitu. Aluzję do obecnej sytuacji politycznej wychwytywała większość i to też pociągało młodzież: antysystemowy koncert, którym pokażą środkowy palec tym okropnym świnią, które nie mogą się oderwać od koryta. Po widowni można było stwierdzić, że wśród niej panowała istna rewolucja, która pragnęła mordu. Okropnych zbrodni na politykach, którzy oszukują swoich uczciwych obywateli.

Kastracja, obdzieranie ze skóry, krzesło elektryczne… byleby cierpieli za swoje żmijowate przekręty.

Widownia osiągnęła apogeum gniewu, gdy z mocnego refrenu przeszedłem do solówki. Każdy zagrany dźwięk, oddawał pędzące żądzę młodych ludzi, którzy licznie się tutaj zebrali. Sam miałem ochotę skakać po scenie, lecz całą swoją energię przełożyłem na mojego elektryka, aby wydobyć z niego maksimum moich możliwości. Po kilku ostatnich gwałtownych dźwiękach zakończyliśmy na równo, a mnie porwała moc tego wieczoru.

Chwyciłem oburącz gitarę i zacząłem okładać nią o podłogę sceny, dając upust swojemu nagromadzonym uczuciom. Widownia przyklaskiwała temu, wznosząc głośne okrzyki wiwatu. Wtedy gdy z gitary zostały same wióry, poczułem artystyczny orgazm, który wypełnił moją duszę.

- To by było na tyle. Łapcie ten szmelc i się z wami żegnam. Do następnego – oznajmiłem, rzucając gitarę w kierunku tłumu.

Kątem oka zauważyłem, że moi koledzy zeszli już ze sceny. Ani trochę mnie to nie dziwiło, ponieważ od wielu koncertów już mieliśmy jasno wyznaczony plan na to, co będziemy wyczyniać po koncercie. Zszedłem ze sceny jakby nigdy nic, słysząc jak widownia zabija się o zmasakrowany przeze mnie instrument.

Mimochodem uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc jak działam na ludzi. A zwłaszcza na kobiety.

 

***

 

Jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, która jest najlepsza w byciu gwiazdą rocka, to zdecydowanie wybrałbym groupies. Są to najwierniejsze fanki, które dla swoich idoli zrobią wszystko, tylko po to, aby ich nie zawieść. Zazwyczaj to one najbardziej ochoczo piszczą pod sceną i już kilkukrotnie zdarzyło się mi oberwać stanikiem, który leciał wprost z publiki! 

Te kobiety były gotowe na wszystko, a ja razem z zespołem chętnie wykorzystywałem to poświęcenie, ku obopólnej zgodzie.

Tak też i było tym razem, gdy Maciek: nasz perkusista wyszedł ku barierkom. Wśród fanek cieszył się największą estymą, ponieważ definitywnie był najprzystojniejszy z całej naszej trójki. Miał figurę typowego sportsmena, który gdyby tylko zdjął koszulkę, to by oślepił całą publikę, blaskiem swojego kaloryfera. Z połączeniu z przystojną aparycją, Maciek był wręcz magnesem na kobiety.

Gdy razem z Grześkiem rozmawialiśmy na zapleczu, nagle drzwi uchyliły się wprost przed nami. W nich stanął nasz zeespołowy “piękniś” razem z dwoma laskami, których stan daleko odbiegał od trzeźwości. Obie były ubrane w stylowe, przylegające sukienki: blondynka miała krwisto czerwoną podkreślającą jej paznokcie i usta, a brunetka ciemną jak noc.

Ta pierwsza miała sylwetkę modelki: równie dobrze w takiej kreacji, mógłbym ją ujrzeć na jakimś wybiegu modowym. Druga natomiast posiadała trochę więcej krągłości, ale bynajmniej nie można było jej zarzucić nadwagi, gdzieżby! Osobiście nigdy mnie nie kręciły kobiety, które przykładały aż zbyt ogromną wagę do swojej sylwetki. Ceniłem sobie naturalność, ponad chłodnie wymierzone wdzięki pań, których po tej ziemi można było liczyć w setkach tysięcy.

Z rozmyślań wyrwał mnie lekki jak wiatr głos Grześka, który podszedł się przywitać z paniami.

- Jak się nazywacie?

Wyglądał dosyć zabawnie na tle dwójki pań, które były od niego wyższe o co najmniej półtorej głowy. Niestety Grzesiek nie może pochwalić się wysokim wzrostem, lecz nadrabia to swoim cierpkim poczuciu humoru, które potrafi rozbawić każdego. Do tego posiada długie blond włosy, które sięgają połowy jego pleców!

Wiele kobiet pozabijałyby się za takowe…

- Karolina – przedstawiła się brunetka.

- Angelina – dopowiedziała blondynka, wywracając mnie z rytmu.

Po usłyszeniu jej skrajnie dziewczęcego głosu, uświadomiłem sobie, że tę “modelkę amatorkę” skądś znam! Chodziliśmy razem kilka lat temu do liceum, gdzie razem z siostrą tworzyły parę “papużek nierozłączek”, które obrabiały dupę każdemu z uczniów. Mimochodem na moje usta wkradł się uśmiech, gdy zdałem sobie sprawę z głupiego faktu: te kobiety jednak można było w jakiś sposób rozdzielić!

Wręcz niebywałe spostrzeżenie…

- No dziewczynki: usiądźcie sobie na tapczanie, na pewno zmieścimy się wszyscy – zaproponował Maciek.

Oczywiście miał rację: skórzana sofa na której siedzieliśmy równie i dobrze mogła pomieścić z co najmniej siódemkę ludzi. A czym dla niej była zwykła piątka?

Obie zachichotały głośno i lekko chwiejnym krokiem, usiadły na samym środku kanapy. Ja siedziałem obok brunetki, która swoimi zielonymi oczami zmierzyła mnie wzrokiem, tylko po to, aby wybuchnąć lekkim rumieńcem i odwrócić swoje spojrzenie. Położyłem swoją dłoń na jej biodrze w geście, który miał dodać jej…no właśnie czego? Otuchy? Pewności siebie? Czuła się dziwnie niepewnie, pomimo tego, że przekraczając framugę tych drzwi, doskonale wiedziała na co się piszę…

Kątem oka już zauważyłem Angelinę, która okrakiem usiadła na Maćku, a następnie złączyła swoje usta z perkusistą. Grzesiek natomiast głupio się temu przyglądał, więc postanowił coś z tym faktem zrobić: wstał z kanapy, a następnie zaczął obmacywać pośladki blondynki, z ogromem pasji w spojrzeniu. Wyglądał jak dziecko, które pierwszy raz dostało do rąk długo wyczekiwaną zabawkę.

Od razu było widać, że z całej naszej grupy był najbardziej niewyżyty…

Postanowiłem sam postawić pierwszy krok, który miał na celu ośmielić mniej “wprawną” koleżankę. Przylgnąłem subtelnie do jej ust, jednocześnie bawiłem się kosmykami jej długich, brązowych włosów. Nie poczułem żadnego oporu, a raczej…bierną zachętę, abym nie przestawał swoich działań: nic więcej do szczęścia nie potrzebowałem!

Z chwili na chwilę, nasz pocałunek zaczynał zyskiwać na namiętności, aż w końcu osiągnął poziom zezwięczecego pożądania. Moje dłonie wylądowały na obfitym biuście dziewczyny, która westchnęła głośno podniecona. W tym jęku było coś, co popchnęło mnie do dalszych, śmielszych czynów.

Rozsunąłem rozporek moich spodni, a następnie wyjąłem z bokserek penisa. W tym intymnym momencie, można powiedzieć, że połączyliśmy swoje mózgi: jej dłoń od razu wylądowała na moim przyrodzeniu. Zaczęła je mocno masować, lecz ani trochę nie mieliśmy zamiaru, aby przerywać taniec naszych języków, co to to nie! Obmacywałem jej piersi, które wyglądały jak dwie kule, którymi gra się piłkę ręczną.

Karolina cicho wzdychała w przeciwieństwie do swojej koleżanki: ona podskakiwała na penisie Maćka, ani trochę nie chcąc zamilknąć.

- Oż kurwa, jaki on ogromny…

Mimochodem spojrzałem kątem oka na nagą blondynkę, która szaleńczo ujeżdżała mojego przyjaciela. Nasz perkusista trzymał dziewczynę za talię i dawał kobiecie działać. Byli połączeni w namiętnym pocałunku, z którego wydobywały się jęki dwójki kochanków.
Na ten widok zdecydowanie chciałem przebolcować tę cycatą brunetkę…

Wstałem z kanapy, a Karolina, która czytała moje myśli, postanowiła wysoko wypiąć swoje pośladki. Podwinąłem jej kunsztowną sukienkę, a następnie zsunąłem jej koronkowe figi. Miałem przed sobą jej tłusty tyłek, który robił na mnie niemałe wrażenie. Bez chwili refleksji, postanowiłem przejść do sedna: pierwsze dwa ruchy były czysto badawcze. Nie chciałem wejść ostro na samym początku, aby nie sprawić bólu mojej kochance. Następnie jednak zacząłem stopniowo przyspieszać, aż osiągnąłem optymalny poziom: silne pchnięcia, które może i nie były zbyt szybkie, ale za to, za każdym razem wkładałem mojego penisa do samego końca…

Wpatrzony byłem w jej podskakujący tyłek, a jęki rozkoszy były tylko motorem napędowym do dalszych działań. Chwyciłem dorodne pośladki w swoje dłonie, a następnie mocno je ścisnąłem. Ich dotyk to było coś wspaniałego: dawno nie miałem okazji obmacywać takiego tyłka i już zapomniałem, jak ogromna jest to przyjemność!

Mimo to starałem się zminimalizować doznania, które odczuwałem, zatapiając się w myśli. Nie miałem ani trochę ochoty szczytować przedwcześnie, jak mam takie laski przy boku! W mojej głowie rozważałem wiele trudnych spraw, które czekały mnie po dzisiejszym koncercie. Praca muzyka bynajmniej nie kończy się na występach na żywo, ba! Wręcz to jest dopiero początek ciężkiej roboty, która mnie czekała.

Ale jednak nie do końca myślałem o sprawach natury służbowej…

- Ale masz rozjechane cipsko… – wystękał Grzesiek.

Głos przyjaciela od razu wyrwał mnie z chmur. Stał obok mnie, posuwając również na pieska swoją laskę. Jednak on nie znał czegoś takiego jak umiar: poruszał się diabelnie szybko, posuwając “papużkę”. Jego jądra podskakiwały w te i wewte, wydając charakterystyczny odgłos. Ciągnął za długie włosy blondynki, która wpatrywała się tępo w wyblakłą ścianę. 

Nie jęczała ona wniebogłosy, w przeciwieństwie do Karoliny, która właśnie w tej chwili prężyła się w orgazmie, na moim penisie. Ciężko oddychała, a mogłem się tylko domyślać, że wyraz jej twarzy w tym momencie, musiał być błogi. Właśnie taką minę przybrał Grzesiek, który głośno stękając, wylał gorącą falę spermy na wyćwiczony tyłek Angeliny.

- Połóż się, pora na misjonarza – oznajmiłem lekko zdyszany.

Karolina pokornie wykonała moje polecenie, a ja natychmiast przylgnąłem do niej. Złapałem jej piersi w mocnym chwycie. Po tym ruchu zacząłem ją posuwać w taki sposób, jakby jutra miało nie być. Połączyłem silną penetrację z diabelnie szybkim tempem: ten ruch zaskoczył Karolinę. Odchyliła swoją głowę do tyłu, jednocześnie oplatając mnie swoimi zgrabnymi nogami. Miałem dość odwlekania tego, co było nieuniknione!

Po chwili takiego intensywnego stosunku, zlałem się w jej piździe obfitą dawką spermy. Nie wydałem z siebie żadnego dźwięku, co może i wydawać się dziwne: przeżywałem o wiele większe doznania w mojej duszy, przez co nie okazywałem tego na zewnątrz. 

Brzmi to dosyć onirycznie, ale dokładnie tak wtedy było!

- To co, zbieramy się do hotelu? – zapytał Grzesiek, który zdążył się ubrać.

W moment wyrwałem się z marazmu, gdy zauważyłem dosyć radosny widok: Karolcia nagle zyskała odwagę do tego stopnia, że ujeżdzała Maćka, który najwyraźniej nie miał zbytniej ochoty się stąd zbierać. Obejmował swoimi rękoma obfity biust brunetki, której nie było dość: skakała niczym diablica, starając zadowolić siebie samą, cierpieniem niewinnego człowieka.

Przestała, gdy miękki penis perkusisty wypadł z jej pizdy. Pełny był białej spermy oraz śluzów, które wydobyły się z Karoliny. W pełni ubrana Angelina zlizała mokre pozostałości, a następnie puściła oczko do Grześka.

- Z tobą na pewno misiu.

Mimochodem uśmiechnąłem się, wiedząc, że ten wieczór będzie pełen…przeróżnych korzyści.

 

***

Leniwe poranki zawsze były najgorszą częścią całego dnia: wstanie z łóżka, pójście do toalety, a następnie śniadanie i do roboty! Aktualnie byłam na przedostatnim etapie, który z całego cyklu był najbardziej przyjemny. Przy porannym posiłku zawsze oglądałam telewizję, która była częścią porannego rytuału zwanego “śniadaniem”. Włączam zazwyczaj jakiś program informacyjny, aby móc się dowiedzieć, co takiego dzieje się w świecie.

Jednak dzisiejszy news, szczególnie przykuł moją uwagę…

 

Z OSTATNIEJ CHWILI

Dwie młode kobiety zaginęły: dwudziestotrzyletnia Angelina Młynowska oraz jej rówieśniczka Karolina Dąb. Rodzice zaginionych poinformowali o tym policję, gdy ich córki nie wróciły z koncertu zespołu Ośmiu Gwiazdek. Postanowiliśmy skonfrontować sprawę z samym menadżerem grupy, wcześniej wspomnianego zespołu, który…

 

Przyglądałam się temu wszystkiemu z niepokojem, ponieważ doskonale wiedziałam, że to nie była pierwsza taka sytuacja. Sięgnęłam po pilot, aby wyłączyć telewizor, a następnie rzuciłam go precz na kanapę. Wcześniej apetycznie wyglądająca jajecznica, nagle gwałtownie straciła na swojej smaczności.

Doskonale wiedziałam jak wyglądają takie koncerty, a tym bardziej afterparty, ponieważ kilkakrotnie sama brałam w nich udział. Szczególnie na nich podobali mi się koledzy Kamila, którzy no cóż: potrafili się zając kobietami!

Jednak samo miejsce koncertu było pełne różnych świrów, którzy mogliby posunąć się pod wpływem używek nawet do zbrodni. To zdecydowanie nie było bezpieczne miejsce dla kobiet. Zapewne jakiś psychopata porwał je wkrótce po zakończeniu koncertu, a następnie…

Na samą myśl same ciarki przeszły po moich plecach.

Kamil razem z zespołem, aktualnie przygotowywali się do następnego koncertu, w ramach ich trasy koncertowej, która odbywała się po całej Polsce. Chwyciłam mój telefon, aby wypytać swojego chłopaka od stóp do głów, co wie na ten temat. Tutaj jednak chodziło o zdrowie i życie dwóch dziewczyn, które zresztą sama znałam.

Angela była “papużką”, która sama pomogła mi poderwać Kamila, a Karolina była sympatyczną dziewczyną, do której zawsze można było się zwrócić o pomoc. Podeszłam do sytuacji dosyć emocjonalnie, ale kto by tak nie zrobił, jeśli chodziłoby o życie bliskich wam osób?

- Odbieraj dupku… – pomyślałam głośno, słysząc kilkukrotnie sygnał w telefonie.

- Użytkownik chwilowo niedostępny. Zostaw wia…

Po usłyszeniu tego komunikatu, postanowiłam po raz kolejny dzisiejszego dnia cisnąć rzeczą na kanapę. Wstałam i zaczęłam się ogarniać czym prędzej do pracy: news zniszczył moje pozytywne samopoczucie, ale mimo wszystko musiałam wybrać się do pracy. Nieważne jak się czujemy to musimy pracować, stając na wysokości działania, ignorując swoje słabości.

Chyba właśnie na tym polega dojrzałość…

 

***

 

Pod natłokiem pracy, zapomniałam o porannej tragedii: artykuły same się nie napiszą!

Pracowałam w wydawnictwie muzycznym Kamila, które prowadziło wiele gałęzi biznesowych. Ja zostałam obsadzona jako dziennikarka muzyczna. Moja praca polegała głównie na tym, aby pisać recenzję nowo wychodzących płyt, przeprowadzać wywiady z muzykami lub sporadycznie napisać jakiś news na stronę główną redakcji.

Trwał aktualnie gorący lipiec, a co za tym idzie, wielu artystów wybierało się w trasy koncertowe, ze swoimi nowo nagranymi albumami. Wiązało się to z tym, że jak zazwyczaj mam napięty grafik, to teraz ten wcześniej wspominamy grafik, błaga o choćby chwilę wytchnienia. Jednak mój perfekcjonizm nie może sobie pozwolić na takie coś jak “dłuższa przerwa”. Te słowo było dla mnie pojęciem abstrakcyjnym, które równie i dobrze mogło nie istnieć.

Po zakończeniu artykułu o jakimś młodym raperze, który wplątał się w kolejną dramę, postanowiłam sobie zrobić kawę. Była ona paliwem, które pomagało mi dociągnąć wszystkie projekty do końca. Bez niej zdecydowanie nie byłabym tak, produktywna jak aktualnie.

Delektowałam się smakiem kawy, gdy nagle przy moim boku pojawił się sam szef redakcji!

- Pani Amelio, mam dla Pani… wyjątkowe zadanie – oznajmił swoim basem.

Facet ubrany był, jakby miał za chwilę być gwiazdą balu: elegancki garnitur, dobrze zadbane blond włosy, oraz zapach drogich perfum. Jeśli miałabym zamknąć oczy i musiałabym sobie wyobrazić dzianego milionera, to właśnie taki obraz objawiłby mi się przed twarzą!

- Tak szefie?

- Mam dla Pani zadanie z ostatniej chwili: wywiad z Włodkiem “Karym” Brzostowskim.

Przez ułamek sekundy nie wiedziałam o kim mowa, lecz wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka. “Kary” był właścicielem wytwórni hip-hopowej podziemia. Nie posiadał za bardzo popularnych artystów, ale w swojej niszy odnajdywali się świetnie. 

- Szefie, ale mam kilka mater…

Inni zrobią te artykuły za ciebie, taka okazja się może nie powtórzyć, a chcę wysłać moją najlepszą pracowniczkę do tego zadania – oznajmił stanowczo szef.

Mimochodem na mojej twarzy pojawiła się nie chcąca zgasnąć czerwień, która oblała całą moją facjatę. Kazimierz był typem człowieka, od którego choćby najmniejsza pochwała była warta tyle co kilogram wysokokarotego złota. Pomijając fakt, że nie za bardzo chciało mi się robić artykuł o jakimś mało znanym folkowym zespole, czy innym punkowcu, który nachlał się w trzy dupy po koncercie i robił jakiejś skandaliczne rzeczy.

Wybawienie nadeszło dosłownie z samej góry!

- No dobrze, w takim wypadku jadę do domu i idę spokojnie zrobić research i…

- Masz do jego wytwórni pojechać za dziesięć minut.

Ta odpowiedź mnie lekko zmroziła: ZAWSZE musiałam się przygotować do wywiadu, aby dla odbiorcy był on najciekawszy, a teraz mam zrobić coś zupełnie innego! Rzucić się na głęboką wodę z takim gościem, który w biznesie jest dobre dwadzieścia lat! Wyzwanie na tyle ciężkie, że… kto jak nie ja miałabym mu podołać?

Swego czasu wczytywałam się w przeróżne artykuły na temat “Karego”, który jest dosyć kontrowersyjną postacią w muzycznym świecie. W przeszłości podobno miał sprawę w sądzie dotyczącą działalności przestępczej, lecz do dzisiaj żadnych zbrodni na rzecz Państwa Polskiego mu nie udowodniono. 

Poza tym zadziwiająco prędko jego działalność została zauważona przez profesjonalną scenę raperską. Wielu ludzi głośno potępiało jego poczynania, lecz tak szybko jak wyraziły swój sprzeciw wobec jego osoby, to tak szybko znikali ze sceny pełnej reflektorów.

Zadziwiający zbieg okoliczności, czyż nie?

 

***

Było wczesne popołudnie, dlatego na ulicach miasta nie było zbyt dużego ruchu. Sprzyjało mi to ponieważ, musiałam dojechać do samego centrum, a tam: wprost do siedziby wytwórni “Karego”. W wyobraźni zaczęłam zastanawiać się jak ona mogła tak naprawdę wyglądać. Czy był to drapacz chmur, gdzie swoje siedziby miały wiele firm, włącznie z Brzostowskim? A może pojedynczy budynek, który z szarości centrum, nie wyróżniał się niczym szczególnym?

Odpowiedź była co najmniej… zaskakująca.

Prowadzona przez gps trafiłam do strefy centrum, w której znajdowały się wille bogaczy całej Polski. Przeklęłam się w duchu, że dałam się oszukać swojemu szefowi: jak tutaj będzię miał branżowy biurowiec, to mam na imię Elżbieta II!

Sama myśl, aby wejść wprost do rezydencji Włodka “Karego” Brzostowskiego wydawała się wręcz paraliżująca! Wiele o nim słyszałam, więc zdecydowanie będę musiała się zdobyć na ogromną ostrożność…

Zajechałam pod rezydencję, która zewsząd była otoczona, niczym warowna twierdza: wysokie, ostre ogrodzenie, a za nim bujny żywopłot. Z drugiej strony można było dosłyszeć warczenia psów, a zapewne obiekt jest również patrolowany, przez masę uzbrojonych aż po zęby ochroniarzy. To miejsce mogło być na podobnym poziomie bronione co Biały Dom w Stanach Zjednoczonych!

Jednak głupie myśli podpowiadały mi, że może i jest inaczej?

Podjechałam pod ogrodzoną bramę i uchyliłam szybę, aby móc zadzwonić do domostwa “Karego”. Po usłyszeniu przyjemnej dla ucha melodyjki, odezwał się ciepły, kobiecy głos.

- Dzień dobry: w czym mogę pomóc?

- Jestem umówiona na wywiad z Panem Brzostowskim. 

Nie usłyszałam już miłego głosu: zamiast tego brama powoli się przede mną uchyliła. Wjechałam prędko na podjazd i wyskoczyłam z samochodu. Nie rozglądałam się zbytnio ponieważ, z każdej strony czułam na sobie spojrzenia facetów, którzy za jeden fałszywy ruch mogliby mnie pozbawić życia.

Na aż takie ryzyko gotowe nie byłam, dla wykonania pracy, co to, to nie!
Drzwi wejściowe się uchyliły, a przede mną stanął barczysty mężczyzna: ubrany był w garniak, a jego wzrost oscylował na co najmniej dwa metry. Aparycję miał dosyć groźną, lecz w tej chwili, nie starał się na wyglądanie na terminatora.

- Będę musiał Panią przeszukać: takie są procedury – oznajmił tonem, nie przewidującym sprzeciwu.

Mimowolnie westchnęłam, unosząc swoje dłonie ku górze. Ubrana byłam w białą, elegancką koszuleczkę z dekoltem, a do tego dobrałam przylegającą czarną spódniczkę. Normalnie nienawidzę tak się ubierać, ale służbowo muszę wyglądać jak najlepiej: a w pierwszych lepszych jeansach i bluzie nie do końca wyglądałam jak poważna kobieta.

Od razu poczułam jego owłosione łapy, które bacznie zaglądnęły, w każdy zakamarek mojego ciała: od talii, kończąc na tyłku. Tę część ciała, to dupek sobie szczególnie upodobał, jakbym co najmniej próbowała pod spódnicą ukryć karabin szturmowy!

- Może Pani iść. Drugie piętro, pierwsze drzwi na lewo. 

Mimochodem skinęłam głową z podziękowaniem, pomimo moich poprzednich gniewnych myśli. Od razu skierowałam się wprost ku schodom, które dzieliły mnie od kolejnego sukcesu na mojej ścieżce zawodowej: doskonale wiedziałam, że jak wzorowo wykonam swoją robotę to zostanę hojnie nagrodzona.

A na samą myśl o takich korzyściach, aż pojawił się na moich plecach dreszcz ekscytacji…

Gdy wdrapałam się na drugie piętro, ujrzałam dosyć ciekawy widok: pomieszczenie przede mną było miniaturowym basenem, w którym pływały dwie dziewczyny, ku uciesze grupy mężczyzn. Jedna z nich posiadała bladą jak kartka papieru cerę, a zaś jej towarzyszka była czarnoskóra. Wykonywały przeróżne akrobacje, które pełne były erotycznej gracji, lecz z ich twarzy można było wyczytać jasno: nie były za bardzo zachwycone obrotem wydarzeń.
Zganiłam się w głowie i skierowałam się ku celowi mojej pracy. Nie chciałam rozglądać się za bardzo, aby nie przyciągać uwagi żadnego z tych “bandziorów” Brzostowskiego. To, że sąd mu nic nie udowodnił, nie oznaczało, że od razu ufam mu w stu procentach. Na tak grząskim gruncie trzeba stawiać same pewne kroki: ciekawskie rozglądanie się mogłoby tylko przynieść mi masę problemów…
Z pokoju szefa wytwórni dochodziła głośna muzyka, która zadziwiająco podchodziła pod moje gusta. Mocne brzmienia “Alice in the chains” często mi towarzyszyły w życiu, lecz najczęściej to właśnie dyskografia tej grupy, towarzyszyła mi w… intymnych chwilach z Kamilem.

Mimochodem zrobiłam się mokra na same wspomnienia, lecz musiałam w sobie stłumić ten pierwotny instynkt. Zapukałam pewna siebie, prosto w drewniane drzwi, gdy moje nerwy zaczęły tańczyć poloneza.

- Proszę wejść – odezwał się ochrypły głos.

Doskonale znałam ten typ głosu: człowiek z tak zniszczonymi strunami głosowymi musiał zażywać na potęgę różnego rodzaju używek.

Nieśmiało wkroczyłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Uniosłam swoją głowę w przód i ujrzałam następujący widok: jego wiek mógł podchodzić pod późną czterdziestkę, lecz w jego ciemnych oczach dalej błyszczała iskra młodości. Ubrany był w… krótkie, sportowe spodenki, lecz na swojej klatce piersiowej nosił elegancki frak. Gdy tylko weszłam do środka, postanowił poprawić swój krawat, a następnie posłał mi spojrzenie, które zmroziło mi krew w żyłach.

- Niech Pani usiądzie. Z wytwórni Bobkowskiego?

Pokornie skinęłam głową, a następnie usiadłam pokornie na krześle. Nawet nie omiótł mnie wzrokiem, a zwyczajnie rozsiadł się wygodnie, jak królewicz na swoim bujanym fotelu. Postanowiłam położyć dłonie na drewnianym biurku, w sposób taki, który mimochodem podkreślał mój bujny biust.

Wtedy od razu złapałam jego uwagę…

- Pozwoli Pan, że włącze dyktafon…

- A co jak nie pozwolę? – zapytał sarkastycznie.

- To utrudni mi Pan pracę.

- Jakoś to Pani zniesie…

Przez chwilę nie wiedziałam co mam dalej czynić, lecz jak machnął w powietrzu ponaglająco ręką, od razu do mnie dotarło, że był to tylko żart. Mało zabawny żart. Jednak przez to, że wygłupiłam się przed nim, moja buzia postanowiła wybuchnąć rumieńcem, który zalał całą moją twarz. 

Drżącą ręką włączyłam dyktafon z mojego telefonu i sięgnęłam po notes, w którym miałam zapisane wszystkie pytania.

- Jaka muzyka Pana ukształtowała?

Po usłyszeniu tego pytania mimochodem skierował swoje spojrzenia ku dwóm mocarnym kolumną, skąd wybrzmiewała ostra muzyka. Jednak następnie swoją parą bazyliszkowych oczu skierował na mnie.

- Grunge wczesnych i późnych lat dziewięćdziesiątych: to ta muzyka towarzyszyła mi w najgorszych jak i najlepszych chwilach mojej kariery.

Jego ton głosu wydawał się nieomylny, jakby przygotował się na każde z zadanych pytań pomimo faktu, że żadnego z nich nie znał.

- A jakiś ulubiony zespół, może…

- Chris Cornell: drugiego takiego głosu ludzkość już nie pozna.

Pod biurkiem uszczypnęłam się w rękę, aby zweryfikować, czy aby na pewno nie śnię na jawie. Miałam właśnie pytająco zapytać o tego człowieka, a on wręcz wyjął mi go wprost z moich wyjątkowo mało gadatliwych ust. Jednocześnie odpowiadał na te pytania z taką charyzmą i luzem, które sprawiały, że tego człowieka nie dało się nie lubić.

Chyba, że osobiście wkładał ci kosę pod żebro…

- A jak Pan odniesie się do oskarżeń o gangsterską dzia…

- Nie odpowiem na to pytanie. Proszę usunąć zapis rozmowy i uprzejmie Panią proszę do opuszczenia mojego biura. Do widzenia.

Poczułam na swoich plecach dreszcz, który mogłam porównać do gorącego bicza, który odcisnął swoje piętno na moich plecach. Przeczuwałam, że to pytanie mogło być zbyt śmiałe, ale nie podejrzewałam, że spotkam się z aż tak gwałtowną reakcją! Przeklęłam się w duszy za swoją lekkomyślność. Ani trochę nie miałam ochoty wstawać z krzesła i odpuścić taką okazję, aby zdobyć sławę!

- Proszę Pana: naprawdę zrobię wszystko, aby Pan mnie nie wyrzucał i nie przerywał wywiadu…

Moja para błękitnych ślepi przybrała postać błagalnych kocich oczu, które przejawiają obraz ogromnej rozpaczy. Gniew, determinacja, a zarazem desperacja wypełniała moją głowę: jak mogłam pozwolić, aby woda sodowa uderzyła do mojego łba!

- Rozumiem doskonale co Pani ma na myśli…

Przez chwilę wodził swoim spojrzeniem wokół pokoju, lecz nareszcie napotkałam parę jego oczu. Biła z nich stanowczość, połączona z nicią porozumienia, którą bezsłownie pomiędzy sobą nawiązaliśmy.

***

 

Biurko gwałtownie drżało od siły penetracji, która doprowadzała mnie do istnego szaleństwa. Można było łatwo poczuć, że “Kary” miał multum kobiet w swoim życiu, z którymi potrafił się wybornie obchodzić. Czułam to idealnie, gdy bezpardonowo obrabiał mi tyłek, gdy stałam oparta o jego biurko.

Odczuwałam płomienistą przyjemność, która złączyła się z niepokojem: nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, a z jego biura jedynie dochodziło moje głośne jęki oraz odgłos odbijających się o tyłek jąder. Jednak on był niczym cyborg: nie okazywał zbytnich objaw, jakby nie odczuwał ponętnego uniesienia. Wszystkie ruchy robił mechanicznie, przy swojej kamiennej twarzy, na którą nagle wkradł się… uśmiech?
W tej samej chwili zalał mnie pokaźną dawką spermy, która była dla mnie idealną nagrodą.

- Dobrze proszę Pani: skończmy ten wywiad – oznajmił krótko, podciągając swoje spodnie.

Skoro on zaczął się ubierać, postanowiłam zrobić to samo: już byłam w jego kruczych szponach. Ubrałam szybko ponętną spódnicę, a następnie ponownie rozsiadłam się na wygodnym krzesełku. Natomiast tym razem emanowała ze mnie pewność siebie, która miała solidne oparcie w oddaniu się Brzostowskiemu. Czułam się prawdziwie piękną kobietą, skoro swoją urodą zaimponowałam gościowi, który mógł w nich obracać do takiego stopnia, jak mu się podoba!

Jednak nie mogłam wtedy wiedzieć, jak bardzo byłam naiwna…

***

Gdy tylko ta kurwo-dziennikarka opuściła mój gabinet, paskudny uśmiech wtoczył się na moją mordę. Podniosłem ekran swojego laptopa, dzięki czemu miałem wgląd na kamery. Tym razem nie wyglądała na tak bardzo zaciekawioną moją willą, niż poprzednio. Mimo wszystko wyjąłem swój telefon i wykręciłem numer do Staszka: gościa, który siedział był odpowiedzialny za kamery.

- Staszku, zgraj mi ostatnią godzinę i wyślij na dysk w chmurze.

- Dobra szefie, już się robi. Tylko nie rozumiem dlaczego chciałbyś mieć na dysku nagranie jak bzykasz jakąś młodocianą gówniarę z wybujałym ego.

Stach był moim najlepszym przyjacielem, lecz cechowała go specyficzny ogląd na świat: a będąc szczery dosyć naiwny, zachęcający wręcz o głupotę. Często pozwalał sobie na takie odzywki, lecz zawsze byłem wyrozumiały w stosunku do niego.
Nie każdy rodził się takim geniuszem jak ja, czyż nie?

- Chcę mieć jakiegoś asa w rękawie na tę kurwę: wydawała się zbyt ciekawska, więc lepiej mieć coś na nią…

 

Ten tekst odnotował 8,791 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 4.9/10 (10 głosy oddane)

Z tej samej serii

Komentarze (1)

+1
0
Witaj @Adamiak'u!
Drugie zdanie. 2*"zewnątrz":

Zawsze przekazywałem skrajne emocje na zewnątrz, wręcz wypluwając je z siebie, jak jad na zewnątrz.


To zdanie śmieszy nieporadnością. Worek za mały?

Na nasze koncerty zawsze tłumami przychodzili ludzie, lecz nigdy nie można było ich wrzucić do jednego worka.


Nieuzasadniona zmiana czasu z przeszłego na teraźniejszy:

Reszta przybyłych, mniej lub bardziej pragnie się zabawić


Czy scena dzieli, czy przestrzeń między sceną a widownią?

Pomimo dzielącej nas sceny, czuliśmy bliski kontakt z widzami


Zmasowana koncentracja błędów (przecinek między "tak" i "jak" - wydzielamy zdanie podrzędne, "jak byśmy" pisze się rozdzielnie, face to face należałoby wyróżnić kursywą jako element zagraniczny):

co najmniej tak jakbyśmy rozmawiali face to face!


Przecinek (wydzielamy frazę zawierającą imiesłów zakończony na -ąc):

Szczerze mówiąc to czasami nawet zbyt gorliwie.


Przed kurwą przecinek, bo nie chodzi tu o dobrą kurwę, tylko o kurwę-wzmacniacz retoryczny:

- Dobra kurwa,


Zmiana czasu:

Jednak ani oni, ani nawet szef lokalu, nie mają do nas nawet najmniejszej uwagi, ba!


Niefortunne sąsiedztwo spokrewnionych słów - incest stylistyczny:

Taką otoczkę roztaczaliśmy


Czy tych kilka uwag pomoże w szlifowaniu warsztatu?
Pozdrawiam. H.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.