Przewartościowanie wszystkich wartości (IV)
22 stycznia 2011
Przewartościowanie wszystkich wartości
Szacowany czas lektury: 9 min
Od Autora: Część czwarta jest przedostatnią częścią "Przewartościowania wszystkich wartości". Złe decyzje zazwyczaj mają swoje przykre konsekwencje, jednakże mam nadzieje, że finał zaskoczy wszystkich.
Od czasu zdarzenia w żeńskiej szatni minęły dwa miesiące. Dwa miesiące w trakcie, których Agnieszka stała się istnym kłębkiem nerwów. Z jednej strony uczyła się, aby jak najlepiej ukończyć pierwszą klasę liceum, z drugiej strony żyła w ciągłym strachu.
Prawie dwa miesiące temu wykonała test ciążowy. Wynik pozytywny. Problem miała tylko jeden, bowiem było aż 3 różnych kandydatów na ojca, z czego jednego nie znała. Pierwsze dwa tygodnie były najgorsze, jednakże ostatecznie zamaskowała zarówno wymioty, jak i nudności tak, że rodzice nie mieli o niczym pojęcia. Po tych dwóch miesiącach nerwów rodzice oznajmili jej, że są zmuszeni wyjechać na kilka miesięcy. Aga pożegnała się z nimi krótko, ciesząc się w duchu, że będzie miała "trochę spokoju". Czas płynął powoli, a brzuch zaczynał przybierać krągłości, wprawiając ją w nastrój załamania. Wciąż chodziła do szkoły, nikt nic nie podejrzewał, jednakże wiedziała, że długo nie da rady maskować ciąży. W przeszło trzy miesiące po swoim brutalnym ataku, Piotrek porwał Agę na korytarzu szkolnym tak, aby mogli porozmawiać z dala od innych.
- Aga, słuchaj, potrzebuje Ciebie.
- Ale ja Ciebie nie - powiedziała. - Zostaw mnie gnoju, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
Gdy chciała już odejść, Piotrek zdecydowanie złapał ją za rękę i rzucił na ścianę, przyciskając ją do niej i pokazując jej zdjęcie w komórce - widziała siebie oblaną spermą, nagą, niczym zwyczajną prostytutkę.
- Albo zrobisz to co powiem, albo to zdjęcie trafi do internetu.
Zamurowało ją. Wiedziała, że potrafił być bezwzględny w dążeniu do sukcesu, ale żeby aż tak?
- Mów czego chcesz - oznajmiła cicho.
- Wiesz, gdzie mój ojciec ma swoją kancelarię?
- Tak wiem.
- Pójdziesz tam, wysłuchasz go, zgodzisz się na jego propozycję i wypełnisz polecenia od A do Z.
- Coś poza tym?
- Nic. Idź do niego około 17. Będzie sam.
- Dobrze...
Nie miała wyboru. Miał ją w szachu. Zgodziła się, przystała na jego prośbę. Bezradna, osamotniona. Przez głupotę. Swoją. Uległa swojej głupocie. Raz. Potem było coraz ciężej. Pogrążała się. Spadała. Brnęła ku końcowi.
Szła powoli, wystraszona, mijając szare, nudne, pozbawione życia kamienice. Kiedyś takie niezwykłe, dziś stanowiły ośrodek głównie patologii i zepsucia.
Idąc ulicą, ubrana w długi płaszcz, na pięć minut przed piątą weszła do niewielkiej bramy, w której jedna z klatek prowadziła do siedziby ojca Piotrka, Emila, prawnika. Weszła powoli na drugie piętro. Lekkim krokiem podeszła do drzwi, zapukała i weszła.
Tak jak powiedział Piotrek, kancelaria była zupełnie pusta. Sekretarki już nie było, a z dalej znajdujących się gabinetów tylko w jednym paliło się światło. Poszła tam i wkroczyła w otwarte drzwi.
W oświetlonym, karmazynowym pokoju z ciężkimi, dębowymi meblami, stał nieopodal okna wysoki mężczyzna z rysującą się powoli łysiną, mający ponad 40 lat. Ubrany był w dobry garnitur, lakierki, pachniał drogimi perfumami. Wolnym, można by powiedzieć, teatralnym krokiem odwrócił się, pozwalając światłu oblać jego twarz silną łuną. Na twarzy można było dostrzec rysujące się zmarszczki i podkrążone oczy, zmęczone codziennością i rutyną.
Jednakże dotychczas spokojne oczy, teraz chciały mu wyjść na wierz, gdy zobaczył kto wszedł do jego gabinetu.
- Agnieszka? Co Ty tu robisz? - spytał zdziwiony. - Nie powinnaś teraz tu przychodzić, kancelaria jest nieczynna, czekam na...
- Spotkanie? - odparła bezceremonialnie.
- Tak. Skąd wiesz?
- Bo to ja jestem Pana gościem.
Popatrzył na nią, od góry do dołu. Drobne, śliczne nóżki w białych rajstopkach, do tego baleriny. Taki dół i skrywający tajemnice płaszcz dawał o niej wyobrażenie niewinnej dziewczynki.
- No cóż... - zamyślił się. - Nie wiesz nic co miałabyś robić?
- Nie.
Przeszedł wolnym krokiem po gabinecie, do swojego biurka i ciężko usiadł na krześle.
- Jutro urządzam drobną męską imprezę, z naciskiem na męską - zaczął. Będzie tam osiem osób, sami prawnicy. Ale widzisz... alkohol, muzyka powoduje, że w mężczyźnie budzi się popęd. Jedna dziewczyna w zupełności wystarczy. Widząc strach w jej oczach dodał - nie bój się, nie chcemy orgii, tylko każdy będzie po kolei. Piotrek mówił mi, że kogoś ma... ale, że Ciebie? - zastanowił się chwilę, po czym rzucił. - Dodał, że zrobisz to za darmo, bo lubisz to. To prawda?
- Tak - skłamała, lekko opuszczając głowę. Nie mogła powiedzieć o szantażu, wiedziała, że Piotrek w zemście się nie zawaha.
- U mnie nie ma za darmo. Na jutro kupię Ci jakąś drogą, seksowną sukienkę, taką, że wystarczy ją lekko podciągnąć i już możesz poczuć w sobie faceta. A powiedz mi, masz Ty jakie doświadczenie?
- Tak, proszę Pana.
Wstał, wolnym, ale zdecydowanym krokiem podszedł do dziewczyny i rozpiął jej płaszcz, a ona pozwoliła, by spadł z niej. W konsternacji Emil przyglądał się brzuszkowi Agi, który wprawił go w lekkie zdumienie.
- Jesteś w ciąży?
- Tak, trzeci miesiąc.
- Jesteś pewna, że chcesz tego?
Wątpiła, wahała się, ale znała cenę sprzeciwu, to zdjęcie, które zrobił Emil mogło być znane w całym kraju, nigdzie nie znalazła by spokoju, a rodzice wstydzili by się opuścić dom.
Przywarła do niego, objęła go i pocałowała mocno w usta, po czym spytała:
- A pan nigdy nie chciał przelecieć nastolatki, na dodatek ciężarnej?
Zadziałało to na niego, jak płachta na byka. Miała na sobie tylko bieliznę ukrytą pod płaszczem, który teraz leżał na ziemi, niczym zwykła szmata. Objął ją mocno, przyciskając do siebie i całował w usta, długo, nie mogąc się nacieszyć tak maleńkimi, tak delikatnymi ustami. Całował ją po policzkach, po czole, po włosach, wreszcie zszedł na szyję, którą od czasu do czasu między pocałunkami, przeplatał lizaniem języczkiem. W międzyczasie jego ręce powędrowały ku biustowi i zaczęły go masować. Powoli ulegał on zmianom, co Emil wyczuł z łatwością. Piersi dziewczyny z pewnością przybrały lekko inny kształt, niż miały przed ciążą. Masował je okrągłymi ruchami, w międzyczasie wbijając się swoim językiem w jej usta. Aga poczuła smak tytoniu. Odpychał, drażnił ją, ale nie mogła się wycofać, musiała się pogodzić ze swoim losem, jaki sobie zgotowała.
Jak opętany, pożądając tej cudnej małolaty całował ją, masował jej piersi, po to żeby nagle zatopić rękę w jej majtkach. Lekko jęknęła, ale nie przerwała pocałunku. Czuła na sobie jego silny, twardy, lekko bolesny dotyk. Czuła wewnątrz siebie jego rozpychające, grube palce. Wreszcie doświadczała, jak jego język wypełniał jej praktycznie całe usta.
Po dobrych kilku minutach oderwał się od niej, podniósł ją i położył na biurku, rozsuwając nogi. Zwierzęce instynkty wzięły górę i jednym silnym ruchem zerwał z niej stanik, potem majtki. Ssał jej sutki, lekko już zbrązowiałe, nabrzmiałe, ale wciąż takie młode i takie pyszne. Ssał je bez opamiętania, masakrując jej wnętrze swoimi palcami. Soki płynęły po jego ręku, zalewały stolik, spadając na podłogę. Nie mógł się w ogóle opamiętać, piękna, młoda dziunia, w ciąży była tylko na jego komendę. Jutro będzie mógł sobie darować, ma ją dziś, tylko dla siebie na ile chce. Wyciągnął z niej palce, ściągnął energicznie ze stolika i postawił na ziemię, naciskając na jej barki. Pod wpływem nacisku Aga klęknęła, a on rozpiął rozporek i wyciągnął swego fiuta. Siedemnastocentymetrowy organ stał dumnie, naprężony, pożądający jej. Nim była gotowa złapał ją za głowę i nabił jej usta na swojego fiuta.
Pierwszy raz robiła to z naprawdę dorosłym mężczyzną. Smak słonego fiuta, który wypełniał jej usta po ostatni wolny milimetr, sparaliżował ją. Wykorzystał to jej oprawca. Złapał ją za nadgarstki, podciągnął ręce wysoko i zaczął posuwać jej usta. Krztusiła się lekko, ale nie mogła się poddać, musiała to wytrzymać. Wbijał penisa w jej usta tak, jak gdyby była to jej picza, równomiernie, spokojnie, pojękując z rozkoszy tak cudnych ust.
Pulsacyjne odbijało jej głowę w tył, pod naporu penisa Emila. Zaczął się pocić, i do jej drobnego noska dotarła nie przyjemna woń człowieka, który cały dzień siedział w biurze. Zapocone krocze wcale nie uprzyjemniało jej tego zdarzenia.
Złapał ją nagle za głowę, zwiększając tempo posuwania jej w gardło. Jęczał głośniej i głośniej, aż wreszcie zastygł z jej ustami na swoim penisie, wystrzeliwując gorącą, lepką, gęstą ciecz. Jej ilość przeraziła nastolatkę, która jednak zebrawszy się w sobie, połknęła większość, a tego, czego połknąć nie dała rady zatrzymała w ustach, i wzięła jako drugą kolejkę.
Padła wycieńczona, ale on nie. Wciąż czuł głód, dziki głód seksu. Miał przed sobą małolatę, z którą mógł zrobić praktycznie, co tylko chciał, nie zwracając na nic uwagi. Widział, że dziewczyna czuje wobec siebie wstręt, ale on sam wyzbył się swojej moralności. Liczyło się tylko jego id, jego główny instynkt popędu seksualnego. Podniósł ją momentalnie na proste nogi i pchnął na biurko. Oparła się wypinając pupcię. Złapał ją za pośladki, sprzedając jednego klapsa, po czym wbił się do jej cipki. Była niezmiernie ciasna, ale podniecało go to jeszcze bardziej. Czuł, jak już penisem dotyka tylnej ścianki macicy, ale dalej powoli ją rozpychał.
Aga natomiast jęczała, nie mogąc tego znieść, ale nie mając sił się oprzeć. Po chwili jej ciało zaczęło pulsować. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu i tak w kółko. Posuwał ją powoli, systematycznie dotykając jej tylnej ścianki macicy doprowadzając ją do obłędu. Był prawie taki sam jak syn, liczył się tylko seks i jak najmłodsza dupa. Ze wstydem zaakceptowała, że to ją w nim kręciło. Z jednej strony brzydziła się, z drugiej chciała więcej.
Lewą ręką kręcił jej włosy, od czasu do czasu przytrzymując ją za nie, drugą przytrzymywał pośladek, dając jej klapsa raz po raz. Cisze wypełniały jego postękiwania przyjemności z posuwania takiej głupiej dziewczyny. Ale to się nie liczyło. Każda miała to samo - cipkę. Liczyło się aby jak najwięcej ich zaliczyć.
Jego jądra biły o nią z taką siłą, że dało się słyszeć plaśnięcia, które tylko zwiększały jego popęd. Robił to, coraz szybciej, coraz mocniej, coraz głębiej.
Czuła, jak jego fiut już nawet lekko dotyka jej płodu, jak zadaje jej ból. Chciała, ale nie mogła przerwać, była teraz tylko jego lalką i musiała się z tym pogodzić.
Nagle w spazmie rozkoszy uniosła swoje ciało, jęcząc głośno. To był jej moment, szczytowała właśnie, czując jak jej soki spływają po jej nogach i jego prąciu. Nie pozostał jej dłużny. Wypełnił ją momentalnie, wyginając się w łuk i wyjąc jak oszalały.
Opadł na nią, dysząc ciężko. Żadne z nich nie reagowało.
- Jutro będziesz na imprezie? - spytał cicho.
- A zdałam?
- Tak, bezbłędnie. Jutro o 19.00.
- Dobrze proszę pana - ucałowała go, brzydząc się smakiem nikotyny, ale pragnąc jego bliskości.
Oboje pośpiesznie się ubrali, po czym tata Piotrka odwiózł Agę do domu. Gdy położyła się na swoim łóżku, pomieszczenie momentalnie wypełnił głośny szloch i płacz. Płacz zagubienia i jej własnego upadku. Płakała, łkała nad samym sobą. Była teraz zrujnowanym aniołem, który jutro stanie się publiczną prostytutką.