Pomocnik
30 lipca 2023
Szacowany czas lektury: 36 min
Opowiadanie jest bezpośrednią kontynuacją historii Purple Flare z "Kilku małych błędów", którą opublikowałem jakiś czas temu. Jeżeli będzie zainteresowanie takimi klimatami to zrobię z tego serię, której kolejne części znajdą się na portalu.
Życzę miłej lektury.
Pierwszą rzeczą, którą Vicky poczuła odzyskując przytomność był potworny ból pleców i brzucha rozlewający się falami po całym ciele. Nie była jeszcze całkowicie rozbudzona, ale nieznośne i odczuwalne na każdym centymetrze skóry pieczenie nie pozwalało jej na ponowne odpłynięcie do krainy Morfeusza. Nie otwierając oczu spróbowała zmienić pozycję na mniej bolesną, jednakże nic to nie dało. Wręcz przeciwnie. Ból stał się jeszcze bardziej nieznośny jakby ktoś wbijał cienką szpilkę w każdy milimetr jej skóry. Co gorsza miała wrażenie, że szpilki są wbijane nie tylko z zewnątrz, ale i od środka. Jej własne ciało z całą brutalnością przypominało dziewczynie, że nie do końca udane powstrzymanie nie do końca udanego napadu na jubilera musiało się przydarzyć naprawdę.
W raz z powolnym powrotem zmysłów zaczęła podświadomie odkrywać, że nie jest w swoim własnym łóżku. Materac, na którym leżała nie był w połowie tak komfortowy, jak jej własny. Do tego zamiast pod jedwabną pościelą leżała pod jakimś ciężkim, gryzącym kocem.
Skoro nie jest u siebie to może jest w szpitalu? To miejsce też odpadało. Na początku swojej kariery bywała w szpitalu należącym do Organizacji nie raz. Znała dobrze wszystkie dźwięki i zapachy miejsca, do którego w tym stanie na pewno by ją zabrano. Poza tym, gdyby była w szpitalu, to podano by jej cokolwiek, aby nie czuć tego przerażającego bólu. Gdziekolwiek się nie znajdowała to jej sytuacja nie poprawiała się od samego nad tym zastanawiania. Niechętnie rozwarła powieki i z trudem podniosła głowę, aby rozejrzeć się po swojej najbliższej okolicy.
Nadal nie miała pojęcia, gdzie jest, jednakże to co widziała wokół siebie mówiło jej, że zdecydowanie do tego miejsca nie pasuje. Znajdowała się w czystym, ale dalej bardzo ciasnym pokoiku, który wydawał się mieć mniej szerokości niż Vicky miała wzrostu. Prawie całą jego powierzchnię zajmowało łóżko, na którym leżała i ledwo starczało miejsca na stojącą obok niego niewielką szafkę nocną i znajdującą się bliżej drzwi starą szafę. Ściany pomieszczenia były gołe i na pierwszy rzut oka wydawały się od dawna nie doświadczyć żadnego malowania, a panujący w środku półmrok spowodowany szczelnie zasłoniętym oknem dopełniał depresyjnej całości. Z zewnątrz dobiegał zgiełk ulicy, jednak dziewczyna nie była zainteresowana odsłanianiem zasłon. Obawiała się, że widok za oknem będzie jeszcze gorszy.
Sycząc z bólu podniosła się zsuwając z siebie ciężki koc. Dopiero teraz dotarło do niej, że oprócz kilka rozmiarów za dużej i ewidentnie męskiej, czarnej koszulki nie ma na sobie nic. Dotknęła brzucha sycząc z bólu i wyczuwając pod palcami opatrunek. Jak się po chwili okazało było ich więcej. Kimkolwiek była osoba ją tutaj trzymająca, to musiała się znać co nieco na pierwszej pomocy. Opatrunki nie były może założone perfekcyjnie, ale wydawały się być robione ręką kogoś, kto wiedział co robi.
Złapała się za głowę i spróbowała wrócić pamięcią do ostatnich wspomnień. Napad na jubilera, szaleńcza jazda furgonetką, walka w zaułku i ostatecznie jej przegrana oraz to, co musiała zrobić by przeżyć. To wszystko zlewało się w jedną całość, wydawało się zamazane i całkowicie nieczytelne. Pamiętała jednak, że w ostatniej chwili ktoś się tam pojawił. Ten ktoś z łatwością pokonał bandytów i uratował jej życie. Nie mógł to być niestety żaden bohater ani agent, bo wtedy nie wylądowałaby w tak obskurnym miejscu, w którym zdecydowanie nie czuła się bezpiecznie. Wszystko wskazywało na to, że ktokolwiek ją tu przyprowadził chce, aby się tyle o ile wykurowała po to, żeby ją zgwałcić, sprzedać do burdelu, albo jeszcze gorzej. Chociaż to pierwsze może już jej zrobiono, gdy była nieprzytomna. Może nawet nie raz.
Z trudem podniosła się z łóżka i dotknęła bosymi stopami zimnej podłogi. Ostrożnie stawiając krok za krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Po ich otwarciu jej oczom ukazało się kolejny pokój, o wiele większy od tego, w którym się obudziła, chociaż dalej mniejszy niż kuchnia w jej apartamencie. Z resztą całe to mieszkanie mogło być mniejsze niż jej kuchnia.
Ostrożnie wychylając głowę zza drzwi zbadała to pomieszczenie. Wydawało się jej, że to coś rodzaju niewielkiego salonu z aneksem kuchennym i miejscem do treningów. Chociaż bardziej pasowało stwierdzenie, że w pokoju pod jedną ścianą był zmywak, kuchenka i lodówka, a niedaleko nich stał worek treningowy i leżało kilka ciężarków. Również tutaj okno było szczelnie zasłonięte, a po pokoju rozlewało się niebieskawe światło pochodzące z ekranu laptopa, który stał na biurku przy ścianie naprzeciwko bohaterki. Jednak co bardziej niż ekran ważne było to kto siedział przy ekranie. Bez wątpienia ubrany w czarną koszulkę bez rękawów domniemany właściciel tego mieszkania często korzystał ze zgromadzonego sprzętu do ćwiczeń. Mimo słabego oświetlenia dziewczyna mogła podziwiać jego szerokie umięśnione plecy, imponujące wręcz barki i ramiona, których budowa zdecydowanie świadczyły o godzinach poświęconych na ćwiczenia fizyczne. Pewnie w normalnych okolicznościach chętnie poświęciłaby dłuższą chwilę na ich podziwianie, tym bardziej, że zawsze lubiła wysportowanych mężczyzn, jednak te okoliczności nie były normalne. Bardziej interesowało ją, że siedzący przed laptopem facet był odwrócony do niej tyłem, a na uszach miał słuchawki. Ze wzrokiem wbitym w ekran komputera nie miał szans na jej dostrzeżenie. Nie miała pojęcia kim jest ani jakie ma zamiary, ale wiedziała, że to jedyny moment, w którym może mieć nad nim jakąkolwiek przewagę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej stan.
Wzięła głęboki oddech i najciszej jak potrafiła przestąpiła przez próg dalej badając wzrokiem pomieszczenie. Oprócz tego co już zobaczyła w pokoju był stolik, dwa krzesła i pełna książek szafka. Na prawo od niej stała stara, rozpadająca się kanapa. Chociaż bardziej istotne było to, co na tej kanapie się znajdowało. Było tam wszystko to, co miała na sobie podczas wczorajszego zdarzenia. Jej strój, peruka, rozbite gogle, uszkodzony telefon i równie uszkodzony zegarek, a na samym wierzchu pałka teleskopowa.
Znów przełknęła ślinę i jeszcze raz spojrzała na siedzącego przy komputerze właściciela zaskakująco dobrze wyglądających pleców. Nie ruszył się nawet o milimetr. Nie mógł jej widzieć, nie mógł jej słyszeć. Musiał być całkowicie nieświadomy nie tylko jej zamiarów, ale i jej obecności w tym pokoju. Nie odrywając wzroku od nieznajomego ostrożnie ruszyła w kierunku kanapy. Jej mięśnie były spięte, a nawet z najdrobniejszym ruchem walczyła z ogromnym bólem. Jednak chęć uzyskania jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa była silniejsza. Wyciągnęła dłoń. Broń była tak blisko, wystarczyło ją złapać za rękojeść i podnieść…
– Nie radzę – usłyszała, gdy jej palce już prawie dotykały pałki. Przerażona natychmiast stanęła na baczność jak dziecko przyłapane na podbieraniu cukierków z pudełka na lodówce. Cały czas go obserwowała i widziała, że nawet na chwilę nie odwrócił się od laptopa. Nie zdjął słuchawek, a mimo tego wiedział, co się dzieje.
– Nieładnie tak kombinować, bardzo nieładnie – oznajmił się zdejmując z uszu słuchawki i obracając się na krześle o sto osiemdziesiąt stopni.
– Kim jesteś i co to za miejsce? – zapytała próbując by wychodzący z obolałego i wysuszonego gardła głos brzmiał możliwie najpewniej. Mężczyzna jednak niespecjalnie przejął się tym pytaniem. Ciągle siedząc na krześle, tym razem twarzą do niej, jedynie na nią patrzył. Tak jakby chciał, aby oswoiła się z jego widokiem w całej okazałości. Z pewnym wstydem Vicky musiała przyznać, że było na co popatrzeć. Mężczyzna, miał na oko może dwadzieścia pięć lat, więc musiał być w podobnym co bohaterka wieku i jego przód był tak samo kuszący jak i tył. Obcisła, pozbawiona rękawów koszulka podkreślała szeroką i umięśnioną klatkę piersiową, a od przodu zarówno barki jak i ramiona prezentowały się jeszcze okazalej. Wydawało się wręcz jakby skóra ledwo dawała radę pomieścić tę muskulaturę. Brązowe zimne oczy wpatrywały się w nią tak jakby potrafił nimi nie tylko zajrzeć pod ubranie, ale też przewiercić nimi dziewczynę na wylot. W jego wzroku widać było, że nie czuje, aby bohaterka, mimo swojego statusu, była dla niego jakimkolwiek zagrożeniem. Chociaż trzeba przyznać, że w swoim obecnym stanie Vicky nie byłaby zagrożeniem nawet dla pekińczyka. Szybko zauważyła, że na prawym ramieniu miał wytatuowaną niewielką tarczę z dwiema siódemkami.
Chwile trwali w ciszy, aż w końcu nieznajomy przesunął dłonią po krótkich, czarnych włosach po czym przeciągnął się. Nie wiedziała, czy robi to bez powodu, czy chciał jeszcze trochę jej się prezentować. Tak czy inaczej nie omieszkała skorzystać z okazji.
– A może najpierw chociaż dziękuję zamiast próby przywalenia mi pałką w łeb? W końcu uratowałem twój tyłek – skarcił ja nie odrywając od niej wzroku.
Dziewczyna opuściła głowę. Tajemniczy nieznajomy pasował posturą do jej wybawcy. To znaczyło, że musiał ją tu przynieść, opatrzyć i oczywiście przebrać. Z jakiegoś powodu nagle głupio jej było spojrzeć w oczy komuś kto oglądał ją nagą i pobitą.
– Przepraszam… – wybąkała w końcu. – I dziękuję.
Chłopak jedynie pokiwał głową, a na jego lekko owalnej twarzy z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i szeroką szczęką zagościł uśmiech.
– Jestem Brad – przedstawił się kładąc słuchawki na biurku. – Wynajmuję to mieszkanie. I jesteśmy tylko kilka przecznic od miejsca, w którym cię znalazłem.
Dziewczyna pokiwała głową i spojrzała w stronę okna. Wpatrując się w grube, brudne zasłony rozmyślała nad kluczowym w tym zdaniu słowie „wczoraj”. To oznaczało, że nie była nieprzytomna jakoś długo i Organizacja jeszcze nie zaczęła jej szukać. Miała jeszcze dwie doby na złożenie raportu, a jeśli ekipa sprzątająca faktycznie znalazła na miejscu jedynie pięciu włamywaczy w ciężkim stanie to mogła w nim napisać co tylko chciała. Mimo całego tragizmu tej sytuacji mogła jeszcze wyjść z niej z twarzą.
– Po co zasłoniłeś? – spytała ciągle patrząc na okno. Nie chciała milczeć.
– W sypialni po to żebyś mogła wypocząć – odpowiedział. – Poza tym uznałem, że lepiej, aby nikt cię nie zobaczył łażącej po tym mieszkaniu. To mogłoby jedynie wywołać niepotrzebne pytania.
Vicky pokiwała głową patrząc na swoje ubrania. Zdecydowanie nie zależało jej by zostać przyłapaną na pobycie w takim miejscu. Szczególnie biorąc pod uwagę stan w jakim się znajdowała. W normalny życiu była dziedziczką sporej fortuny i znaną z bycia znaną celebrytką. Jeśli nie daj boże ktoś by ją poznał to plotki by się rozniosły ekspresowo.
– Dzięki – wybąkała z siebie głaszcząc dłonią obolałe ramię. Chwilę panowała cisza, aż w końcu zauważyła, że nie zdążyła się nawet przedstawić.
– Ja jestem Purple…. Znaczy Vicky. Mam na imię Vicky – powiedziała nieśmiało. Miała mieszane uczucia co do Brada. Ani jego wygląd, ani miejsce zamieszkania nie kojarzyły się z osobą godną zaufania jednak jak by nie patrzeć uratował jej życie. Aż ciarki ją przechodziły na myśl co by ją spotkało bez jego pomocy. Chwilowo próbowała powstrzymać się od oskarżania go w myślach o to co mogło się stać, gdy była nieprzytomna.
– Miło poznać – odpowiedział po czym wstał i powoli przeszedł przez pokój do kuchenki elektrycznej, na której stał niewielki garnek. Przekręcił jedno z pokręteł i spojrzał znów na dziewczynę.
– Jak się czujesz? Masz jakiś transport? – spytał kierując się w jej stronę. Jednak, gdy zobaczył, że dziewczyna odruchowo robi krok w tył zatrzymał się. Znów zapadła cisza, która w końcu została przerwana przez młodą bohaterkę:
– Szczerze mówiąc to beznadziejnie. Dawno nie dostałam takiego łupnia – przyznała zgodnie z prawdą. – Przyjechałam swoim motocyklem.
– Rozumiem, że chciałabyś też nim wrócić? – spytał, a dziewczyna w odpowiedzi pokiwała głową. – W twoim obecnym stanie nie polecam. Powinnaś po kogoś zadzwonić…
– Nie ma innej opcji – przerwała mu stanowczo. Nie miała zamiaru się przed z Organizacji przyznawać się do wczorajszych wydarzeń. To znacznie pogorszyłoby jej notowania. Wiedziała, że wszystko będzie wyglądało o wiele lepiej, gdy wróci do domu samodzielnie. Nawet jeżeli miałaby od razu wylądować pod obserwacją lekarza. Brad westchnął i przewrócił oczami.
– Dobra – rzekł i wyjętą z szuflady niewielką chochelką mieszając zawartość garnka. – Wezmę kluczyki i skoczę po ten twój motocykl. Tylko coś zjedz i poczekaj do wieczora.
Po tych słowach wziął miskę z suszarki, napełnił gęstą zupą i postawił na niewielkim stoliku. Vicky jedynie pokiwała głową i z lekko wymuszonym uśmiechem po czym usiała na krześle zaraz naprzeciwko świeżo podanego posiłku.
– Dziękuję… – powiedziała cicho po raz trzeci.
Brad niechętnie dotrzymał obietnicy. Zaraz po posiłku dziewczyna wytłumaczyła mu, gdzie dokładnie zostawiła motocykl po czym chłopak bez słowa opuścił mieszkanie. Do ostatniej chwili nie była pewna czy jej maszyna faktycznie zostanie zwrócona, ale i tak nie miała innego wyboru, jak mu zaufać. Nie lubiła być zdana na czyjąś łaskę. Od zawsze miała się za osobę samodzielną, mimo tego, że dzięki swojej pozycji społecznej nigdy nie musiała tego testować. Nienawidziła takiego uczucia kompletnej bezradności.
Gdy została sama początkowo chciała rozejrzeć się za jakąś alternatywną drogą ucieczki. Nie była w końcu pewna czy nie wpadła z deszczu pod rynnę i czy Brad nie okaże się niewiele lepszy od bandytów napadających na jubilera. Jednak, gdy tylko usiadła na łóżku w mniejszym pokoiku jej oczy natychmiast zaczęły się kleić i nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Gdy znów się obudziła było grubo po dwudziestej drugiej. Po zapaleniu światła zauważyła, że wszystkie należące do niej rzeczy były ułożone na szafce zaraz obok łóżka.
Nie mając zamiaru marnować czasu dziewczyna podniosła swój pasek. Z ulgą zauważyła, że żaden z zasobników nie był otwierany. Od razu sięgnęła do jednego z nich i wyjęła dwa jasnozielone ruloniki, z których każdy po rozwinięciu tworzył cienki arkusz zbliżony wielkością do jej dłoni.
Uśmiechnęła się pod nosem dostrzegając pewną ironię. Zawsze śmiała się z bohaterów noszących ze sobą plastry regenerujące, a teraz cieszyła się, że po prostu zapomniała ich usnąć kieszeni pasa. Wyuczonym ruchem usunęła warstwę ochronną i przykleiła jeden z nich na obolały bark a drugi na spuchniętą kostkę. Wiedziała, że w tej sytuacji każda dawka wchłanianych przez skórę środków przeciwbólowych i przeciwzapalnych jest na wagę złota. Nawet miała do siebie pretensję, że wpadła na ten pomysł dopiero teraz, ale zawsze łatwiej analizować jest sytuację przeszłą niż obecną.
Odczekała około pół godziny, aż opuchlizna kostki zmniejszy się na tyle, by mogła założyć na siebie buty i zaczęła się ubierać. Robiła to bardzo powoli uważając, aby nie podrażnić jeszcze bardziej i tak już obolałej skóry. W końcu w pełnym, chociaż uszkodzonym i trochę żałośnie wyglądającym rynsztunku weszła do salonu. Brad podobnie jak poprzednio siedział przy komputerze, ale tym razem nie miał na głowie słuchawek. Jeszcze zanim cokolwiek powiedziała odwrócił się i sam się do niej odezwał:
– W innych okolicznościach bym polecił schody przeciwpożarowe, ale wiem w jakim jesteś stanie. Lepiej zjedź windą. Monitoring od trzech miesięcy nie działa i wątpię, żeby o tej godzinie ktoś wychodził z domu.
– Skąd wiesz? – spytała idąc powolnym krokiem do drzwi. Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Mieszkam tutaj już jakiś czas – odpowiedział wymijająco. – Wiem jakie ludzie mają przyzwyczajenia. Z resztą tutaj bezpieczniej jest nie wychodzić z domu po zmroku.
Bez słowa pokiwała głową. Po jej wczorajszych przygodach nie sposób było się zgodzić z tym argumentem. Dalej istniało ryzyko, że ktoś ją zobaczy, jednakże przy użyciu schodów przeciwpożarowych intymny kontakt z chodnikiem wydawał się być nieuniknioną perspektywą.
Lekko utykając podeszła do drzwi i już miała chwycić za klamkę, kiedy jej wzrok padł na gospodarza tego mieszkania. Co by nie było zawdzięczała mu życie. Przyprowadził ją tu i opatrzył. Gdyby nie on to skończyłaby w najlepszym razie w jakimś burdelu lub jako zabawka dla całego gangu, a w najgorszym jako kolejna w ostatnim czasie bohaterka, która zginęła podczas akcji. Wiedziała, że pewnie jest takim samym bandytą jak tamci, ale z jakiegoś powodu czuła się źle z myślą, że tak po prostu stąd wyjdzie i nigdy o nim nie usłyszy.
– Zobaczymy się jeszcze kiedyś? Może daj mi swój numer… – powiedziała sama się dziwiąc, że akurat w taki sposób to wszystko sformułowała. Brad uśmiechnął się.
– Nie wiem, to od ciebie zależy księżniczko. Jak będziesz chciała to może – rzekł beztrosko i od razu sięgnął po żółtą, samoprzylepną karteczkę po czym zapisał na niej ciąg cyfr.
– Przecież masz rozwalony telefon – dodał, gdy ta spojrzała na niego pytającym wzrokiem najwyraźniej zdziwiona, że numer nie został jej podyktowany.
– No tak… Rzeczywiście – odparła chowając kartkę do wewnętrznej kieszeni kurtki. – Skontaktuję się – dodała po czym złapała za klamkę i opuściła mieszkanie.
Z niemałym trudem, kilkoma przystankami i ciągle zagryzając z bólu zęby Vicky dotarła do podziemnego parkingu w ekskluzywnym apartamentowcu znajdującym się w centrum miasta. Powoli zjechała na trzeci poziom podziemnego parkingu by wjechać motocyklem prosto do dostępnej tylko dla wybranych windy. Dotarła na dwudzieste piętro i gdy tylko drzwi się rozsunęły mogła wprowadzić motocykl prosto do swojego mieszkania. Od razu zrzuciła z siebie wszystkie ubrania, a następnie otworzyła laptopa i po zalogowaniu się do konta na stronie Organizacji wysłała dość ogólnikową wersję raportu z jej interwencji wraz ze zgłoszeniem potrzeby przeprowadzenia wizyty lekarskiej.
Kontakt ze strony Organizacji nastąpił już po dziesięciu minutach. Z lekkim wahaniem odebrała połączenie. Zwykle nie kontaktowali się z nią po misjach, ale zazwyczaj raporty przysyłała w ciągu dwunastu godzin, więc mieli ku temu powód. Po cichu liczyła, że nie zauważyli żadnych niezgodności. Po rozmowie z ulgą stwierdziła, że problemem nie było zauważenie obecności osoby trzeciej, ale fakt, że napastnicy skończyli dość marnie. Dwaj, których poturbowała na początku przeżyli, ale herszt tej bandy i motocykliści już nie chodzą po tym świecie. Jak się okazało kierowca i bliznowaty zmarli na miejscu, a blondyn dokonał żywota po przewiezieniu do szpitala. Nie była znana z pozostawiania po sobie takiego bałaganu.
Dziewczyna była szczerze zdziwiona i trochę zaniepokojona faktem, że jej wybawca wykazał się tak krwawą skutecznością, jednakże nie przeszkodziło jej to szybko przypisać sobie jego „osiągnięć” tłumacząc nadmierną przemoc i opóźnienie w raporcie szokiem, bezpośrednim zagrożeniem życia i odniesionymi obrażeniami. To ostatnie z resztą potwierdziła wizyta lekarki, która zapukała do niej wraz z towarzyszącą jej pielęgniarką chwilę po zakończeniu rozmowy.
Gdy część zawodowa została załatwiona to pozostał problem jej publicznego życia. Często brylowała na imprezach towarzyskich, a znajomi po dwudniowej nieobecności i nieodbieraniu telefonów zdążyli wysłać jej setki wiadomości z pytaniami. Na szczęście jej umiejętność szukania wymówek była na tyle dobra, że z łatwością wytłumaczyła się wypadkiem rowerowym podczas jazdy po górach. Teraz mogła w spokoju spędzić siedem dni kręcąc się po domu, oglądając seriale i spędzając czas z przyjaciółkami, które czuły potrzebę pogłaskania jej po głowie życząc powrotu do zdrowia.
Na szczęście ani medycy z Organizacji, ani żadna z jej znajomych nie zwróciła uwagę na żółtą karteczkę z numerem telefonu przyklejoną do obudowy laptopa. Vicky sama się dziwiła, że nie wyrzuciła jej od razu do śmieci. Z jednej strony czuła, że wypadałoby po prostu zadzwonić i podziękować za pomoc, a może nawet się w jakiś sposób odwdzięczyć. Z drugiej jednak wiedziała, że nie może się kontaktować z kimś ewidentnie powiązanym z półświatkiem.
Po zakończeniu regeneracji wznowiła patrole, jednak coś było nie tak. Stała się przesadnie ostrożna i uważna. Nawet przy prostszych akcjach unikała brawury. Co prawda ostatnie dni obiektywnie były bardzo spokojnie, ale wiedziała, że nie utrzyma się to wiecznie. Miała świadomość, że zbyt duże zmiany w jej zachowaniu mogą wzbudzić podejrzenia co do prawdziwego przebiegu tamtego napadu. Bycie bohaterką może było tylko dodatkowym źródłem emocji, dla mogącej mieć w życiu wszystko dziewczyny, jednakże podchodziła do tego bardzo ambicjonalnie. Chciała być na szczycie, chciała być jedną z najlepszych. Być w gronie tych najbardziej podziwianych. Do tego szczytu brakowało jej bardzo niewiele, a informacja o tym, że praktycznie przegrała z grupą trochę lepiej wyszkolonych i uzbrojonych bandytów mogła wstrzymać jej drogę do najwyższej ligi na długie miesiące.
Nie można było powiedzieć, że nie była aktywna. Zaraz po zakończonej rekonwalescencji powstrzymała dwie drobne kradzieże i obiła twarze kilku zboczeńcom próbującym zgwałcić wracające z imprez dziewczyny. Jednak to było zdecydowanie za mało.
Otrzeźwienie przyszło, gdy na jednym z patroli usłyszała sygnał informujący o większym zgłoszeniu. Miejsce akcji było na drugim końcu miasta, a zgłoszenie zostało natychmiast przejęte przez kogoś innego jednak to reakcja jej organizmu wzbudziła największy niepokój. Gdy tylko usłyszała znajomy sygnał jej serce zaczęło walić tak mocno jakby chciało się wyrwać z piersi, a oddech jakby ustał. Na kilka sekund dziewczyna była kompletnie sparaliżowana. Wiedziała, że powinna odpowiedzieć, jednakże czuła ogromne, obezwładniające przerażenie. Jakby wejście do akcji wręcz gwarantowało powtórkę z tamtych wydarzeń.
W takim stanie nie było sensu podejmować się jakiegokolwiek poważniejszego zadania. Zbyt duże było prawdopodobieństwo błędu, który mógłby zakończyć więcej niż tylko jej karierę. Wiedziała, że da radę sobie z tą traumą, jednakże by to zrobić musiałaby się na jakiś czas zawiesić aktywność. Może nawet gdzieś wyjechać i do reszty skupić się na urokach bycia śliczną i bogatą dziewczyną nieco powyżej dwudziestki. Jednak to, podobnie jak jakakolwiek pomoc terapeuty nie wchodziły w grę. Nie to, że nie miała dostępu, bo Organizacja zapewniała dyskretną i profesjonalną pomoc psychologiczną, jednakże aspirujący do czołówki bohaterowie woleli z niej nie korzystać. Nikt nie chciał okazać słabości. Nich nie chciał się przyznać do porażki.
Z resztą potrzebowała bardziej fizycznej pomocy. Najlepszym rozwiązaniem byłoby rozpoczęcie tymczasowej współpracy z kimś na jej poziomie. Problem w tym, że nikt taki nie przychodził jej do głowy. Większością zarejestrowanych bohaterów z jej ligi pogardzała lub uważała ich za zbyt dużą konkurencję. Jej kilka koleżanek albo było za słabych i stanowiłyby dodatkowy problem, albo za silnych i wszelkie osiągnięcia automatycznie byłyby przypisane im. Potrzebowała kogoś, kto by się za bardzo nie wychylał. Kogoś, komu przynajmniej z założenia nie zależy na robieniu kariery w Organizacji, a w najlepszym wypadku znajdującego się poza jej strukturami.
Ile razy o tym myślała w swoim pokoju tyle razy jej wzrok padał na żółtą karteczkę z numerem telefonu. W końcu odkleiła ją od obudowy laptopa i wystukała na ekranie numer. Odebrał po czterech sygnałach.
– Cześć, tu Vicky – przywitała się od razu. – Co u ciebie słychać?
– W porządku – odpowiedział. – A jak u ciebie? Wyleczyłaś się na dobre? Ostatnio było o nie było o tobie zbyt głośno.
– Tak, ja się szybko regeneruję. Trzeba trochę więcej, żeby mnie wykopać z tego biznesu – zaśmiała się, chociaż ta cisza w mediach bardzo jej się nie podobała. – Z resztą, wiedziałbyś jakbyś zobaczył mnie w akcji.
– No może, może… Ostatnio jak byłaś u mnie to byłaś raczej bierna.
Vicky zagryzła wargę słysząc te słowa.
– Co, pewnie chciałbyś zobaczyć, jak może być przyjemnie, gdy jestem bardziej aktywna, prawda? – spytała odpowiednio modulując głos.
– To by mogło być ciekawe doświadczenie. Zawsze miło popatrzeć jak ładna dziewczyna się ładnie rusza.
– No, no… Myślisz, że dałbyś radę za mną nadążyć? Wielu się tak wydaje, ale w sytuacji sam na sam większość facetów nie jest w stanie mi dorównać.
– Nie wiem, aż się nie przekonam. Chociaż takie panienki z wyższych sfer potrafią czasem konkretnie zaszaleć. Jednak mimo wszystko mam przeczucie, że bym sobie poradził
Dziewczyna i delikatnie uśmiechnęła się sama do siebie.
– Taki z ciebie ogier? To może sprawdzimy na żywo? Wy wszyscy jesteście tylko mocni w gębie.
– Masz aż tak niskie oczekiwania? No dobrze. Powiedz tylko gdzie i kiedy.
– Phi, z tak to każdy frajer może. Ja lubię, jak facet jest w każdym momencie gotów do akcji.
– No dobrze – odpowiedział po kilku sekundach. Przez chwilę myślała, że go zniechęciła. – Przyjmuję wyzwanie. Będę gotów, gdy tego zapragniesz. Ale nie mam zamiaru czekać na ciebie kolejne dwa tygodnie.
– A jednak niecierpliwy. Myślę, że tak długo czekał nie będziesz przystojniaku. Odezwę się jak będę w twojej okolicy. Do zobaczenia niedługo.
Gdy Brad się pożegnał urwała połączenie. Zawsze łatwo manipulowała mężczyznami jednak teraz była z siebie jakoś szczególnie zadowolona. Nie tylko jej urok podziałał, ale zyskała dość bezpiecznego sojusznika. Wtedy musiał się rozprawić z tymi trzema z łatwością. Fakt, miał po swojej stronie efekt zaskoczenia, ale w dalszym ciągu musiał mieć jakiekolwiek przeszkolenie, a po jego wyglądzie widać było, że jest bardzo sprawny. To stawiało go bez problemu w trzeciej kategorii. Ktoś taki, nawet jak nie miał doświadczenia, byłby w stanie odwrócić od niej uwagę potencjalnych przeciwników na tyle długo by poradziła sobie z prawie każdym.
Możliwość przetestowania tych założeń przyszła szybciej niż Vicky się spodziewała. Zaledwie po dwóch dniach od rozmowy ze swoim nowym znajomym otrzymała idealne zlecenie. Nie dość, że Brad mieszkał stosunkowo blisko miejsca akcji to jeszcze było to coś, co faktycznie pozwoliłoby jej pokazać, że w pełni wróciła do formy. Upewniła się więc, że chłopak będzie dostępny po czym przyjęła zgłoszenie i rozpoczęła analizę dostępnych informacji. Jak się okazało, któryś z policyjnych informatorów wskazał magazyn, przez który przerzucano różne trefne towary. Vicky nawet nie pytała o to, jakie. Nie obchodziło jej to ani trochę. Bez względu na to czy była to broń, narkotyki, czy diamenty schemat działania byłby identyczny. Z resztą albo nie mogło być tam nic przesadnie cennego, albo nie chciano zwracać na siebie uwagi, bo magazyn nie należał do największych i nie pilnowała go jakaś duża grupa. Podawano liczbę od sześciu do dziesięciu uzbrojonych w broń krótką ludzi maksymalnie drugiej lub trzeciej kategorii. Mogłoby to być wyzwaniem, gdyby działała sama, lecz teraz miała wsparcie. Szczęśliwie dla niej towar miał być jeszcze tej samej nocy przeniesiony w inne miejsce, stąd policja postanowiła skorzystać z usług Organizacji. Bohaterowie nie dość, że reagowali szybciej, to jeszcze łatwiej wchodzili do akcji i mniej kosztowali podatników.
Operatorka wydawała się być zdziwiona faktem, że Vicky zamierza sama podjąć się zadania i oferowała przydzielenie jakiejkolwiek asysty, jednak dziewczyna była bardzo stanowcza. To miał być sukces, którego potrzebowała i nie zamierzała się nim dzielić z nikim innym. Argumentując, że nie ma czasu do stracenia wypytała o wszystkie możliwe szczegóły po czym ruszyła motocyklem na miejsce akcji. Po drodze jeszcze raz skontaktowała się z Bradem by omówić sposób ich działania. Widziała, że wszystko musi się skończyć na długo przed przybyciem na miejsce policji.
Plan był bardzo teoretycznie bardzo prosty, a nawet banalny. Z resztą nie było czasu na jakąkolwiek finezję. Vicky miała wjechać w zaułek za magazynem i po zaparkowaniu dostać się do środka. W miarę możliwości chciała załatwić sprawę po cichu eliminując strażników jednego po drugim. Jeśli jednak cokolwiek poszłoby nie tak to Brad miał wbić się do środka głównym wejściem by odwrócić uwagę przeciwników. Po tym oboje mieli zdławić resztki oporu.
Bohaterka była naprawdę zdziwiona, że sama wyszła z tak lekkomyślną propozycją. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Jednak jakoś wierzyła w swoje szczęście. Podświadomie czuła, że musi to zrobić. Że tylko tak ryzykowna, a zarazem spektakularna akcja może przynieść jej uwagę mediów i Organizacji.
Gdy już była na miejscu od razu zawiadomiła swojego pomocnika i zaczęła badać otoczenie. Jak na złość tylne drzwi były zamknięte więc trzeba było znaleźć jakąś alternatywną drogę. Jedynym sposobem na dostanie się do środka były okna znajdujące się na wysokości około drugiego piętra. Na szczęście niedaleko jednego z nich znajdował się spory, stalowy kontener na śmieci. Dziewczyna bez problemu na niego weszła, po czym korzystając ze swojej nadludzkiej zwinności skoczyła na tyle wysoko, aby złapać się gzymsu. Pamiętała, że przy przyjmowaniu zlecenia operatorka informowała ją, że w budynku nie ma alarmu więc zdecydowanym uderzeniem pałki wybiła szybę i po chwili znalazła się w środku niewielkiego i bardzo zaniedbanego gabinetu.
Wiedziała, że jej nie do końca ciche włamanie może sprowadzić uwagę najbliższych strażników i nawet po cichy na to liczyła. Nie pomyliła się i już po chwili usłyszała kroki zmierzające w jej kierunku. Od razu ustawiła się za drzwiami tak by pozostać niezauważoną dla wchodzącego. Te po chwili się otworzyły i do pomieszczenia wszedł wysoki, wytatuowany mężczyzna. Zdziwiony zrobił kilka kroków w kierunku wybitej szyby i już miał coś powiedzieć, ale Purple Flare błyskawicznie wskoczyłam mu na plecy i objęła jego tułów nogami jednocześnie przyciskając mu ręce do ciała. Mężczyzna pewnie miał zamiar krzyknąć, jednakże dziewczyna szybko założyła mu duszenie. Zamiast krzyku z ust wydobyło się charczenie, a dużo większy od bohaterki strażnik magazynu zaczął się delikatnie zataczać. Początkowo próbował strząsnąć z siebie dziewczynę, lecz ta trzymała się bardzo mocno. Gdy to nie pomogło najmocniej jak mógł uderzył plecami o ścianę, jednak siły zaczęły go opuszczać i uderzenie nie było tak mocne jakby sobie tego życzył. W końcu dziewczyna poczuła, jak mężczyzna traci przytomność i zaczyna osuwać się na ziemię. Wtedy też niego zeskoczyła, związała mu ręce w nadgarstkach plastikowym paskiem i zakneblowała go jego własnym butem.
„Jeden z głowy” pomyślała jednocześnie zastanawiając się ilu jeszcze pozostało.
Włączyła gogle i ostrożnie wychyliła się zza drzwi. Korytarz nie był długi. Idąc w lewo urywał się po niecałych dwóch metrach, a idąc w prawo po tej samej odległości napotkałaby metalowe drzwi prowadzące do głównej hali magazynu. Naprzeciwko niej znajdowały się drzwi do kolejnego pokoju. Ściany na szczęście były dość cienkie więc dzięki goglom mogła dostrzec, że siedzi w nim jeszcze dwóch mężczyzn. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek niespodzianki w głównej hali więc musiała się zając nimi już teraz.
Ostrożnie podeszła do drzwi i sięgnęła do zasobnika. Po wyjęciu i uzbrojeniu bomby świetlnej szarpnęła za klamkę i wpadła do pokoju. Obaj mężczyźni siedzieli na fotelach i nawet nie zdążyli odwrócić głowy w jej kierunku, gdy pomiędzy nimi spadła niewielka kulka, która po chwili eksplodowała głośnym piskiem i oślepiającym, purpurowym blaskiem.
Zaraz po bombie między nimi znalazła się Vicky. Szybkim ciosem pałki połamała goleń jednemu z mężczyzn, a gdy ten upadł ogłuszyła go silnym kopnięciem w twarz. W tym czasie kolejny otrząsnął się z chwilowego oślepienia i rzucił się w kierunku leżącego na niskim stoliku pistoletu. Już się odwracał, aby wystrzelić jednak najpierw jego twarz bardzo intymnie poznała się z butem dziewczyny, która wymierzyła mu solidne kopnięcie z półobrotu. Gdy mężczyźni leżeli szybko skrępowała im dłonie paskami. Zaraz i tak miała zacząć się głośna jatka, więc nie było sensu bawić się w kneblowanie.
Wzięła głęboki oddech i ruszyła do drzwi prowadzących na główną halę. Z drugiej strony dochodziły rozmowy i wyraźnie zaniepokojone okrzyki. Oznaczało to, że znajdujący się tam bandyci musieli usłyszeć, że na górze coś się dzieje jednak nie doszli jeszcze do porozumienia co do dalszego działania. Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić. Wiedziała, że to co teraz się stanie będzie bardzo niebezpieczne.
Sięgnęła jedną dłonią do zasobnika i jednocześnie spojrzała na wyświetlacz zegarka. Miała wiadomość od Brada. Informował, że jest już w okolicy głównego wejścia i w każdej chwili może wkroczyć do akcji. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wspomnienia o ostatniej porażce jakby ucichły. Wyciągnęła kolejne dwie bomby świetlne i uzbroiła je po czym zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi.
Najpierw przez próg przeleciały dwie niewielkie kulki wypełniając pomieszczenie purpurowym, jasnym światłem, a następnie sama Purple Flare. Gdy się w głównej hali się za progiem zauważyła, że stoi na metalowej kratce biegnącej wzdłuż ścian magazynu zaraz nad leżącym na podłodze mnóstwem drewnianych skrzyń. Oprócz nich na dole znajdowało się pięciu mężczyzn, którzy byli gotowi w każdej chwili zasypać ją gradem ołowiu.
Chcąc zyskać na czasie wyjęła z zasobnika kolejne trzy bomby i cisnęła nimi w różne kierunki hali. Jednocześnie zaczęła się rozglądać nad najszybszym sposobem by znaleźć się na dole. Mogła skorzystać z klatki schodowej znajdującej się kilka metrów od niej jednak do tego czasu strażnicy zdążyliby dojść do siebie. Zamiast tego przeskoczyła przez barierkę prosto na jedną ze skrzyń przy której stał gruby gangster z pistoletem maszynowym pocierając oczy.
Ledwie znów na nie przejrzał, a dziewczyna wymierzyła mu kopniaka w brodę tak silnego, że z hukiem zwalił się na posadzkę wypluwając kilka zębów. Nie marnując czasu zeskoczyła za skrzynię i kopnęła go jeszcze raz by upewnić się, że stracił przytomność. Wiedziała, że ma bardzo mało czasu więc sunąc slalomem między skrzynkami pobiegła do kolejnego. Ten na szczęście dalej patrzył w stronę skrzynki, za którą zniknęła wcześniej więc mogła zaatakować go od flanki.
Kilkoma zgrabnymi susami pokonała dzielący ich dystans. Teraz nie próbowała się kryć więc zaalarmowany dźwiękiem mężczyzna odwrócił się w jej kierunku. Zapewne chciał wypalić całą serię w jej stronę jednak Purple Flare była szybsza. Kopnięciem podbiła jego broń tak, że ta wypadła mu z rąk po czym z gracją kocicy prześlizgnęła się za jego plecy. Zanim nieszczęśnik zdążył się odwrócić podcięła mu nogi, tak, że ten przewrócił się na plecy. Nie było nawet sekundy do stracenia więc wskoczyła na niego i od razu założyła duszenie i już po chwili mężczyzna był bliski utraty przytomności.
Jednak wtedy dziewczynie jakby nagle się przypomniało, że za sobą nie ma żadnej osłony, a trzej pozostali bandyci byli w pełni świadomi jej obecności. Nie wiedziała czy to instynkt, doświadczenie, podświadomość czy boska ręka, ale jej ciało jakby samo z siebie wiedziało co ma robić. Oderwała dłonie od podduszonego przeciwnika i błyskawicznie rzuciła się w kierunku najbliższej skrzyni. Jak się okazało rychło w czas, bo pozostali gangsterzy otworzyli ogień i w kierunku miejsca, gdzie się znajdowała pofrunął grad kul.
– Ja pierdole! Co ty zrobiłeś? Zastrzeliłeś Marcusa! – wykrzyczał jeden ze strażników magazynu zauważając, gdzie uderzyła część pocisków.
– To przez tę szmatę. Trzeba ją przyszpilić i obejść! – odkrzyknął inny przy okazji oznajmiając plan. Ta wiedza jednak niewiele pomogła młodej bohaterce, bo w magazynie rozległ się okropny huk, gdy wszyscy, jednocześnie otworzyli ogień. Kule ze świstem przecinały powietrze uderzając w posadzkę, ściany i drewniane skrzynie. Niektóre trafiały niebezpiecznie blisko sprawiając, że na skuloną dziewczynę co rusz spadały drzazgi lub odpryski cementu. Bohaterka czuła, że w tym momencie nie ma najmniejszej szansy wyjść zza osłony. Nie słyszała kroków, ale miała świadomość, że niedługo zostanie otoczona. To była kwestia czasu jak któryś pojawi się z boku i wyceluje w nią lufę pistoletu maszynowego. Miała jedną bombę, która pozwoliłaby jej zyskać kilka sekund, ale nie miała pojęcia co będzie później.
Stopniowo widmo porażki zaczęło zaglądać jej w oczy. Narastająca panika sprawiała, że ręce zaczynały drzeć, a głowa przestawała myśleć. Zapomniała o całym planie i jakby zatraciła cały swój instynkt i umiejętności. Mimo wystrzałów i świstu kul słyszała bicie swojego serca. Coraz mocniejsze i przyspieszające jakby zaraz miało się wyrwać z jej piersi i zatrzymać na zawsze. Wróciły do niej wszystkie wspomnienia. Dłoń ściskająca jej włosy, brutalne uderzenia w twarz. Tryumfalne spojrzenia. Nie chciała przeżywać tego po raz kolejny, ale nie potrafiła nic zrobić oprócz skulenia się i zasłonięcia uszu. Tak jakby to miało ją uchronić przed niebezpieczeństwem.
Po kilku sekundach, które Vicky wydawały się wiecznością główne drzwi do hali magazynowej otworzyły się z hukiem. Gangsterzy przerwali ogień jednak zanim zdążyli się odwrócić wbiegający do środka zakapturzony Brad dopadł do jednego z nich i wymierzył mu cios prosto w szczękę.
– Flare! Teraz! –krzyknął, gdy ledwo przytomny po uderzeniu mężczyzna plując krwią i trzymając się za żuchwę padał na betonową posadzkę. Vicky poczuła jakby otulała ją jakaś niewidzialna kołdra. Drżenie rąk ustało, a oddech się uspokoił. Myśli stały się bardziej klarowne. Nie miała pojęcia skąd się to wzięło, jednakże nie miała zamiaru marnować tej szansy. Wzięła głęboki oddech i po prostu wyskoczyła zza skrzyni.
Zauważyła, że jej pomocnik również czasu nie marnował. Natychmiast dopadł do drugiego mężczyznę i zanim ten zdążył wystrzelić choćby jeden pocisk ekspercko wykręcił mu ręce za plecami. Trzeci z bandytów jedynie stał w miejscu i kiwał się na boki próbując znaleźć pozycję do strzału na tyle dogodną by nie zranić swojego kolegi. To właśnie on stał się celem bohaterki.
Zanim miał szansę zauważyć jej wyjście zza osłony dopadła do niego i z całej siły kopnęła go w krocze. Gdy ten się skulił i opadł na kolana złapała go za włosy i łokciem uderzyła prosto w twarz. Natychmiast upadł nieprzytomny, a Vicky kątem oka zauważyła, że jego towarzysz leży już nieprzytomny na podłodze z dłońmi związanymi swoim własnym paskiem.
Vicky szybko unieruchomiła mężczyznę, którego przed chwilą powaliła i z uśmiechem spojrzała na swojego pomocnika. Kompletnie zapomniała o towarzyszącym jej wcześniej strachu. Nigdy nie czuła się tak pewna siebie jak teraz. W jakiś sposób wiedziała, że chce mieć swego nowego znajomego przy boku możliwie najczęściej.
– Z czego się tak cieszysz? – spytał zdejmując czarny kaptur, gdy ta do niego podeszła. Vicki nie uznała za stosowne odpowiadać. Teraz działała jedynie pod wpływem emocji, a emocje podpowiadały jej tylko jedno. Gdy była tak blisko, że jej piersi dotykały torsu mężczyzny zdjęła gogle, oplotła szyję swojego pomocnika ramionami i pocałowała go mocno w usta. Nie odepchnął jej. Wręcz przeciwnie. Objął ją delikatnie w talii po czym przesunął dłonie na pośladki i ścisnął je mocno. Vicky pisnęła cicho.
– Dziękuję – powiedziała w końcu po długim pocałunku. Cały czas wisiała na nim patrząc prosto w jego brązowe oczy. Silne dłonie znów mocniej ścisnęły jej pupę.
– Hmm… Chyba chcesz się odwdzięczyć. Nie mam nic przeciwko – powiedział jakby faktycznie wiedział o czym dziewczyna myśli. Od kiedy powaliła ostatniego bandytę w głowie miała tylko rzeczy, których definitywnie nie wypadało robić w takim momencie.
– Za chwilę będzie tu policja – powiedziała cicho i pocałowała go w usta. – Poza tym co zrobimy, jeśli ci tutaj się obudzą?
Brad pokręcił głową.
– Raczej się nie obudzą, a nawet jeśli to mam to w dupie. Skoro niedługo mają tu być gliny to lepiej się szybko decydować.
Ta argumentacja najwyraźniej okazała się wystarczająca. Vicky złożyła na ustach Brada kolejny pocałunek jednak ten był jakby bardziej namiętny niż poprzedni. Chłopak również o wiele namiętniej go odwzajemnił nie odrywając dłoni od jej ciała. W głowie Vicky wirowało. Nie miała pojęcia czy to wszystko jest spowodowane buzującą w jej żyłach adrenaliną, czy Brad po prostu jej się tak bardzo ją podniecał.
Jej świeżo upieczony pomocnik podniósł ją nie przerywając pocałunków i usadził na jednej ze skrzyń. Natychmiast przeniósł dłonie z pośladków wyżej po to by sprawnie rozpiąć suwak jej wzmacnianej kurtki. Vicky nie opierała się więc szybko odsłonił płaski, umięśniony brzuch i niewielkie piersi, których sztywne sutki wyraźnie odznaczały się pod materiałem czarnego, sportowego stanika. Vicky wbijała swoje usta w usta Brada coraz mocniej, a jej dłonie głaskały przez bluzę jego plecy. Nawet przez grubą bawełnę czuła każdy mięsień.
Nigdy wcześniej nie robiła tego w takich okolicznościach, a towarzysząca temu niepewność i zrodzone z presji czasu ryzyko jedynie zwiększały jej pobudzenie. Jęknęła, gdy poczuła silną, męską dłoń ściskającą jej pierś przez stanik. Po chwili jednak dłoń wsunęła się pod materiał, zadarła go nad biust, a palce ścisnęły sztywny i domagający się pieszczot sutek. Dziewczyna wydała z siebie dłuższy i bardziej rozkoszny jęk jednocześnie odrywając się od ust Brada i odchylając głowę do tyłu. On jakby zrozumiał ten sygnał i nie przerywając pieszczot zaczął składać pocałunki na smukłej szyi.
Pieścił ją tak wystarczająco długo by rozgrzać ją tak bardzo, że myślała, iż zaraz stanie w płomieniach. Wtedy odsunął usta. Nie miał zamiaru bawić się w zdejmowanie wszystkich ubrań więc rozpiął jej spodnie po to by za chwilę obrócić ja i przycisnąć do skrzyni tak by leząc na brzuchu mogła dotykać stopami podłogi. Od razu wymierzył bohaterce solidnego klapsa, na co ta znów zareagowała jęknięciem, a następnie zsunął jej spodnie razem z majtkami do połowy ud.
Vicky nie stawiała żadnego oporu. Jedynie delikatnie poruszała biodrami jakby chciała go zachęcić do kontynuowania zabawy. Brad na chwilę się zatrzymał jakby chciał podziwiać tę wysportowaną pupę bohaterki nie tylko ulic, ale i serwisów plotkarskich. Wyciągnął dłoń i objął pośladek. Był twardy i jędrny jednocześnie. Chwile gładził ją po to by znów dać klapsa. Na tyle mocnego, że na ciemnej skórze pojawiło się wyraźne zaczerwienienie.
Dziewczyna delikatnie podskoczyła i zamruczała. Podobała jej się taka delikatna dawka bólu i jej pomocnik musiał to zauważyć, bo uderzył ją jeszcze dwa razy na co zareagowała kolejnymi jęknięciami i mocniejszym wypięciem pośladków. Jej pozycja była idealna do tego co miało nastąpić.
Brad spokojnie zsunął spodnie, przeniósł dłonie na jej biodra po czym dotknął rozpalonej do granic możliwości cipki główką penisa. Bohaterka cicho zamruczała i sama lekko naparła na sztywną męskość. Chłopakowi nie trzeba było nic więcej podpowiadać. Wbił się w nią mocno i od razu zaczął ją penetrować. Od razu szybko i ostro. Nie mając ani grama litości i wypełniając ją do samego końca.
Purple Flare wyprężyła się jak struna i zaczęła głośno stękać. Rzadko robiła to w taki sposób. Zazwyczaj to ona decydowała o wszystkim. Tutaj oddała całkowicie kontrolę swojemu partnerowi i delektowała się tym coraz bardziej. Brad penetrował dziewczynę mocnymi ruchami. Jedną dłoń przesunął na drobną pierś i ścisną ją mocno. Drugą chciał złapać dziewczynę za włosy, jednakże jedynie zdjął z jej głowy niebieską perukę. Od razu odrzucił ją na podłogę po czym nie przerywając pieprzenia rozpuścił jej czarne włosy i mocno za nie pociągnął sprawiając, że jej ciało jeszcze bardziej wygięło się w seksowny łuk.
Vicky jęknęła cicho, ale uśmiechnęła się. Taka ostra zabawa coraz bardziej jej się podobała. Nigdy nie myślała, że może jej to sprawić tyle przyjemności, chociaż zapewne zarówno miejsce jak i adrenalina robiły swoje. To wszystko, a może i coś jeszcze, czego nie była świadoma, rozbudzało to nienaturalnie intensywne podniecenie, które z każdym pchnięciem pobudzało ją do granic szaleństwa. Z każdym ruchem swojego pomocnika czuła jak przyjemność fala za falą rozlewa się od łona po całym jej ciele rozgrzewając ja tak jak nic nigdy wcześniej. Jej krzyki i jęki wypełniły cały magazyn. W tym momencie nie obchodziło jej czy usłyszą to jeszcze przytomni bandyci, których tyłki przed chwilą skopała. Nie obchodziło jej nawet czy usłyszą ja wszyscy w mieście. W całości pogrążyła się w ekstazie, a jej umysł stał się pusty i zamknięty na wszystko oprócz kolejnych dawek rozkoszy. W tej chwili pragnęła jedynie orgazmu, który już zdawał się pukać do drzwi jej ciała. W końcu drzwi się otworzyły, a dziewczyną wstrząsnęły spazmy rozkoszy. Nie miała już siły na nic. Mogła jedynie opaść bezwładnie na skrzynię.
Brad jednak nie przerywał. Dalej wchodził w nią nawet nie zwalniając tempa i na nowo wypełniając dziewczynę przyjemnością. Jej ciało zdawało się już zapomnieć o przeżytym orgazmie i domagało się kolejnego. To było niezwykłe, nienaturalne, ale jednocześnie bezgranicznie przyjemne. Nie miała pojęcia skąd się to wszystko wzięło, gdzie w niej siedziało. Nie miała na to żadnego wytłumaczenia, ale mimo wszystko chciała więcej. Tak dużo jak tylko było to możliwe.
Gdy szczytowała drugi raz Brad doszedł w jej wnętrze wypełniając ja swoim ciepłem. Gdy z niej wyszedł mogła tylko leżeć na tej skrzyni i rozpaczliwie łapać powietrze. Nie byłą w stanie się ruszyć, a w jej głowie wirowało.
Ciężko było powiedzieć, ile Vicky zajęło dojście do siebie i ile leżała na tej skrzyni. Dwie minuty, pięć, dziesięć? Dopiero coraz głośniejsze dźwięki zbliżających się syren policyjnych sprawiły, że niechętnie podniosła się i poprawiła ubrania. Brad jakby nigdy nic stał obok i cały czas ją obserwował z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
– Powinienem się zmywać – stwierdził. Vicky wiedziała, że miał racje, chociaż chętnie spędziłaby z nim jeszcze trochę czasu.
– Nie chce, żeby ciebie tu zobaczyli. Będą zadawać pytania. Dużo pytań – powiedziała łagodnym głosem podchodząc bliżej i wraz z ostatnim słowem złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
– Wiem… Nie mam zamiaru się spowiadać przed glinami – odrzekł delikatnie odsuwając dziewczynę od siebie.
– Na piętrze jest wybite okno. Możesz wyskoczyć tamtędy i pewnie cię nie zauważą – powiedziała z troską w głosie. On tylko przytaknął i żwawym krokiem ruszył w kierunku metalowych schodów.
– Brad! – zawołała, gdy już był na górze. Mężczyzna od razu odwrócił się i spojrzał w dół pytającym wzrokiem.
– Chyba zgrana z nas drużyna. Może jeszcze wyskoczymy kiedyś na jakaś wspólną akcję?
– Z takim finałem, bardzo chętnie – odpowiedział radośnie wyraźnie spodziewając się takiego pytania. – Do następnego – dodał i po prostu wyszedł zostawiając Vicky samą w magazynie. Nie cieszyła się jednak samotnością zbyt długo. Po kilku minutach do środka wlała się grupka uzbrojonych policjantów, którym bohaterka mogła zrelacjonować przebieg tej nocy. Dostała swoją zakończoną sukcesem interwencję i już nie mogła się już doczekać kolejnych. Zwłaszcza w tym towarzystwie.