Nokaut (I)
30 lipca 2015
Szacowany czas lektury: 8 min
Opowiadanie typowo dla przedstawicieli mocnych zwrotów akcji.
Reszta na blogu.
- Ale jak to odchodzisz? Tak po prostu? - zaczęłam wymachiwać rękoma jak oszalała po czym podbiegłam do jego bagażu, dodam spakowanego. Wyrywałam go z jego rąk. - Nie zostawisz mnie sukinsynu! Zmarnowałam trzy lata mojego życia traktując Cię jak króla, robiąc...
- Przestań dramatyzować, Maja. - popatrzył obojętnie i prychnął gdy odebrał z moich rąk walizkę. - Dobrze wiedziałaś, że mam kogoś na boku. Wczoraj udowodniłaś tylko, że powinienem dawno to zrobić...
- Zupa była za słona? - kpiłam z niego i zaczęłam rozmasowywać skronie. Zagrodziłam mu moją osobą drzwi. - Czy może w łóżku... co za mało razy klęczałam? Ona robi to częściej?
- Jesteś żałosna. - popatrzył tymi swoimi niebieskimi oczyma w moje i dostrzegłam w nich kpinę, nienawiść. - Doskonale to ujęłaś. Tylko, że to nie zupa jest za słona. To ty! - palcem zmierzył mnie od stóp do głów. - Jesteś całkowicie pochłonięta pracą, karierą oraz narzekaniem na mnie. Mam dość.
- Przynajmniej mógłbyś przyznać, że jesteś skurwysynem, który zdradził żonę i po prostu idzie na łatwiznę. - uśmiechnęłam się krzywo i założyłam ręce na piersi.
- Możliwe. Jestem nim, ale żeby był skutek jest przyczyna. Ty nią jesteś, po prostu nie pyknęło. Teraz mnie przepuść.- popchnął mnie delikatnie i położył klucze na stoliku tuż przed wyjściem.
Gdy usłyszałam trzask zrozumiałam czym jest samotność. Ta pustka, którą czułam w środku wypełniała każdy brzeg mojej osoby i tego mieszkania. Starałam się jak mogłam, pracowałam na nasze szczęście, a on doprowadził do końca tej historii dodatkowo w taki sposób. Przeszłość. Tym było moje małżeństwo. Wiedziałam, że Kuba w pewien sposób miał rację, ale nic nie usprawiedliwiało zdrady.
Podeszłam do stolika na środku salonu, a potem wyjęłam z torebki dwa bilety lotnicze do Toskanii. Miałam zrobić mu niespodziankę. Przez te wszystkie kłótnie i moje zaniedbywanie chciałam wynagrodzić nam to dwumiesięczną powtórką z podróży poślubnej. Łzy nakreśliły wzór na godzinach odlotu. Rzuciłam je na stolik i z barku, który był dobrze zaopatrzony, w końcu mój "były" mąż jest barmanem, wyciągnęłam pełną butelkę martini. Napełniłam kielich i upijałam się z każdym kolejnym.
Telefon zaświergotał pod tyłkiem.
"W przyszłym tygodniu odbiorę resztę rzeczy. Chciałbym to zrobić bez twojej obecności. Dam Ci znać". Podpisano "mężuś". Gdy chwyciłam komórkę w dłoń,od razu zmieniłam nazwę. "Skurwiel" pasowało jak ulał, dodatkowo SMS, "Nie musisz się martwić. Nie będę starała się poniżać. Nigdy więcej."
Noc minęła na kolejnych łzach, alkoholu w krwi i śnie, tym samym śnie, w którym uciekam od najgorszych wspomnień z dzieciństwa."
Poranek był mocny w ostre doznania. Kac męczył, nie tylko fizyczny. Moralna porażka odbijała się echem w mojej głowie. Czułam jak tracę wszystko na czym mi zależy. Siadając do laptopa odpisałam na kilka e-mailów i skorygowałam prezentacje reklamową dla jednej z przyszłych współpracujących z naszą agencją firm. Kawa postawiła mnie na nogi tak samo jak prysznic. Miodowe włosy do ramion związałam w kucyk i wskoczyłam w piżamę. Niezbyt seksowną, ale wygodną. Tego teraz mi było potrzeba. Wygody i spokoju. Musiałam zmienić swoje życie. Nawet jeśli chciałam pozostać szczęśliwa udając, że nic się nie stało to wiem, że zatoczyłabym kolejne koło. Kochałam Kubę. Był pierwszym facetem, na którym mi zależało. Ojciec nigdy nie akceptował mojego związku, twierdził, że jest zbyt "prosty" i zwariowany, jednak w tamtym czasie jego zdanie się nie liczyło. Dzisiaj pewnie powinnam mu podziękować za ostrzeżenia.
***
Mała kawiarenka na Krecie. W tle mocna egzotyczna muzyka i oblewanie zakończenia studiów. Pamiętam to jak dziś. Wraz z Izą moją siostrą oraz kilkoma innymi znajomymi wybraliśmy się w podróż na walizkach. Spaliśmy po domach tamtejszych mieszkańców, dorabialiśmy zmywając gary na barach i wieczorami tańczyliśmy w rytm kolorowych świateł na plażach. Tam poznałam Kubę.
Lekko zwichnięta tańczyłam na blacie stołów jednego z "otwartych pod niebem" lokali. Brunet o szklistym spojrzeniu podszedł i pomógł mi z niego zejść. Potem szepnął kilka słów o zakładzie z kumplem, o tym jak mocno spodobała mu się moja karmelowa skóra i ciemne blond włosy. Rozmowa kleiła się do rana. Siedząc jeden na jednego na gorącym piasku, wpatrując się w światło księżyca śmialiśmy się i poszło. Zakochałam się. Kilka tygodni wolności i powrót do Polski.
Mocno żałowałam, że musimy się rozstać. Namiętny seks, szybka znajomość wybiła się z głowy bo wiedziałam, że szara rzeczywistość wyleje nam zimny kubeł wody na głowy. On wróci do swoich stron, znajdzie dziewczynę tuż obok, tylko dla siebie, a ja zostanę fajną pamiątką na gorsze dni, kto wie może nawet kiedyś będzie się z tego śmiał w towarzystwie swojej nowej narzeczonej? Pomyliłam się.
Brunet odnalazł mnie tydzień później. Z bukietem róż i butelką tequili, którą zazwyczaj tam piliśmy zapukał do tego mieszkania. Teraz gdy rozejrzałam się i skupiłam wzrok na drzwiach czułam jakby coś ciągnęło mnie do złapania za klamkę. Chciałabym, żeby tam stał. Tak jak wtedy. Pełen stresu, ale też energii i uśmiechu wtulił się we mnie i zaczął całować po szyi.
Po wszystkim dwa dni nie wychodziliśmy z łóżka. Nie sądziłam, że człowiek potrafi w ciągu tygodnia rozłąki tak mocno tęsknić. Okazało się, że ja mogłam, on... wtedy też.
Gula w gardle była tak duża, że z trudem udało mi się przełknąć ślinę i złapać jakikolwiek oddech. Szybko złapałam za telefon.
- Cześć Aśka. Słuchaj nie będzie mnie kilka tygodni. Muszę pozałatwiać pewne prywatne sprawy i wrócę do firmy. Tą prezentację prześlę Ci za kilka minut.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską.
- Tak. - skłamałam. Tyko Kuba potrafił rozgryźć moją grę aktorską. Ale już nigdy więcej. - Po prostu muszę odetchnąć.
- To świetnie Maja. Wiesz nie chciałam nic mówić, ale ostatnio za dużo pracowałaś. Musisz odpocząć. Cień człowieka z Ciebie wychodzi. - wiedziała jak poprawić mi humor. Nie miałam jej tego za złe. Mimowolnie uśmiechnęłam się do słuchawki.
- Słuchaj... Asia. Może wybrałybyśmy się dzisiaj do tego nowego lokalu? Potańczyć, poznać fajnych facetów.
- Kuba prawda? - rozgryzła mnie. Cholera.
- To koniec. Muszę pozbyć się z siebie tego wszystkiego.
- Będę pod tobą około dwudziestej.
- Do zobaczenia. - urwałam.
Co z tego, że byłam prezesem jednej z największych agencji reklamowych? Miałam ładne włosy, potrafiłam nieźle tańczyć, tonęłam w pieniądzach i mogłabym mieć wszystko co materialne. Nie miałam jego. A to było gorsze od braku serca.
Wchodząc do klubu czułam zapach sztucznego dymu, zobaczyłam kolorowe światła i od razu skojarzyłam z nimi Kubę. Aby otrząsnąć się z transu od razu pokręciłam głową i wlałam na siebie uśmiech pewności. Asia zauważyła to i poklepała mnie po ramieniu. Podeszłyśmy do baru. Dzięki Bogu on nie pracował w takich tłocznych miejscach. Kilka kolejek i weszłyśmy na parkiet. Seksowne ruchy i gorąco tego miejsca pozwoliło mi pozbyć się wyrzutów sumienia. On mógł mnie zdradzać, zostawić, a mam czuć się winna tego, że zamierzam zmienić swoje życie i odciąć się od przeszłości i krzywdy na zawsze? Nie pozwolę na to. Biała koronkowa sukienka podkreślająca moje włosy i opaleniznę, która dobre utrzymywała się na ciele (zasługa dobrych genów mamy) wirowała w każdą stronę. Asia śmiała się i krzyczała na cały głos gdy tylko znała jakąś piosenkę. Ja miałam sporo zaległości.
Wyszłam na chwilę by odetchnąć i zaśmiałam się gdy usłyszałam krzyk Asi, która została porwana do tańca przez jednego z przystojniaków. Szybko wyciągnęłam paczkę miętowych Marlboro i odpaliłam papierosa. Wzięłam kilka łyków tytoniu do płuc i stąpając z nogi na nogę zaczęłam rozglądać się w okół. Poczułam męski dotyk dłoni na gołym ramieniu. Odwróciłam się i myślałam, że umrę. Kuba spojrzał na mnie złowrogo.
- Podobno nienawidzisz palących? - był ubrany w strój barmana. Czyli jednak się pomyliłam.
- Myślałam, że sprawy związane z nami, nawet rozmowy załatwiamy tylko przez adwokata? - prychnęłam i wywróciłam oczami. Wiedziałam jak mocno go to wkurzało. On też wyciągnął jednego papierosa i odpalił.
- Trochę mnie poniosło. Ale wiesz, że prędzej czy później... - przerwałam mu gestem ręki.
- Słuchaj. Jestem w klubie. Jako singiel. Ta sama osoba, która wczoraj była w stanie zrobić wszystko by uratować swoje małżeństwo. Przyszłam tu żeby się odstresować i całkowicie skończyć temat życia przeszłością, a ty swoją pieprzoną gadką od niechcenia wcale nie jesteś bardziej przyjazny. Więc daruj sobie... - zadeptałam żarzący się filtr papierosa. - I po prostu obchodź moją osobę łukiem. Szerokim zaznaczam. - po tych słowach weszłam do środka.
Głowa i serce krzyczały z bólu. Jednak ja nie dałam po sobie poznać jak mocno chciałam tam wrócić i wtulić się w niego. Weszłam na parkiet i zauważyłam Asię.
- Słuchaj pędzę już. Były na horyzoncie. - zabrałam ją na bok sali by móc w spokoju wytłumaczyć moje ulotnienie się.
- Nie żartuj. - zamarła. - Dasz sobie radę? Wiesz ten... - wskazała na wysokiego szatyna w niebieskiej koszuli. - Radek chciał mnie zaprosić po imprezie do siebie.
- Miłej nocy. - puściłam jej oczko i uśmiechnęłam się, pożegnałam całusem i wyszłam z klubu. Taksówka znalazła się obok mnie kilka minut później.
Droga była szybka, ostra. Czułam jak alkohol robi ze mnie mumie. Spowolniał czas, moje ruchy. Chyba, że to właśnie to uczucie nazywa się śmiercią?
Nie poczułam szoku. Wszystko działo się na zewnątrz mnie.
Huk. Pisk opon. Mocne uderzenie mojego ciała o coś twardego i sen. Mocny, ciężki sen, który zabrał mnie jak wtedy mi się wydawało, na drugą stronę tego cholernego piekła.