Nie wszystko złoto, co się świeci (I)

25 kwietnia 2017

Szacowany czas lektury: 6 min

Przedstawiam wstęp do mojej pierwszej serii. Na razie nie dzieje się tu zbyt wiele, ale spokojnie, musiałam zawrzeć jakiekolwiek wprowadzenie...

Znacie to uczucie, kiedy dla rozrywki popełniacie najgłupsze błędy, z których potem nie ma odwrotu?

Cóż, od kilku lat jestem złodziejką kamieni szlachetnych.

To nie tak, że potrzebuję pieniędzy. Wręcz przeciwnie, pochodzę z bogatej rodziny, a wszystko, co zdobędę, sprzedaję, przeznaczając zarobek na cele charytatywne. Tak, to ja, dwudziestoczteroletni Robin Hood, nazywany przez policję Drapieżcą. Co jest w tej historii najlepsze - w kartotekach widnieję jako trzydziestoparoletni mężczyzna, którego zdemaskowanie jest priorytetem w całym kraju. Powodzenia. Na razie nie mam zamiaru dać się złapać.

Pytacie jak to się zaczęło? W zasadzie to nie pamiętam. Prawdopodobnie byłam z rodzicami na kolejnym wystawnym bankiecie, więc z nudów zakradłam się do sypialni właścicieli domu i schowałam w kieszeni jakąś kolię, sprawdzając, czy ktokolwiek się zorientuje. Nie oceniajcie - byłam młoda i głupia. Najpierw robiłam to dla adrenaliny, teraz - widzę w tym wyższe dobro. Musicie wiedzieć, że bogacze są na tyle próżni, że nie przejmują się stratą pomniejszych dóbr. Owszem, to dla nich kolejna rzewna historia do opowiadania podczas niedzielnego brunchu, ale po kilku dniach kupują znowu coś wartego tyle, ile nowe skrzydło w sierocińcu.

Czy mam wyrzuty sumienia? Absolutnie. Ludzie, wśród których muszę się obracać, to zadufani w sobie hipokryci, którzy udają, że nie widzą potrzeb innych. A ja dopasowywuję się do nich za dnia i wieczorami, a w nocy - staję się ich najgorszym wrogiem.

- Weroniko, jakie piękne kolczyki! - wykrzyknęła Agata Borowska, właścicielka trzech najlepszych i najbardziej popularnych restauracji w Warszawie, a przy tym oczywiście najbardziej przereklamowanych i najdroższych. Uśmiechnęłam się miło.

- To tylko skromne onyksy, nie przesadzajmy - odparłam, choć kamienie wcale nie były skromne. Co również było istotne, tylko najwprawniejsze oko mogło dostrzec, że stanowiły wierną imitację prawdziwych onyksów. Nigdy nie nosiłam drogiej biżuterii. Byłabym hipokrytką, prawda?

- Moja droga, masz wspaniałe wyczucie stylu. Jesteś młoda i piękna, cały świat należy do ciebie. Nie tak jak ta mierna rozwódka, Łucja Trelińska. Rozstanie z drugim mężem stało się dla niej gwoździem do trumny sfery towarzyskiej, ale tak to już jest kiedy... - Agata paplała dalej, ale ja przestałam jej słuchać, oszczędzając sobie przyswajania tak bzdurnych i nieistotnych informacji. Rozejrzałam się po sali w której odbywał się bankiet. Wraz z rodzicami przybyliśmy tu świętować kolejny sukces klubu piłkarskiego, jednego z wielu, których mój dziadek był właścicielem. Roiło się tutaj od najznamienitszych osobistości z całego kraju. Kobiety zachwycały się urodą piłkarzy i każda próbowała zaciągnąć żonatych i nie tylko do łóżka. Upiłam łyk szampana, zastanawiając się, jak mogłabym zręcznie wywinąć się od rozmowy, w której biernie brałam właśnie udział.

- ... nie mam na celu nikogo obrazić, rzecz jasna, ale to wygląda jak nieuprasowana skóra zdjęta z dzika. Trochę klasy, kobieto, kto w ogóle ją tu... - Agata paplała dalej, a ja uznałam, że próg mojej cierpliwości został przekroczony.

- Kochana, przeproszę cię na moment. Muszę znaleźć babcie i powiedzieć jej, że kelnerki roznoszą ciepłego szampana. Tak trudno w tych czasach o dobrą obsługę! - westchnęłam teatralnie i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku baru. Jak tylko minęłam kilka osób i poczułam, że jestem bezpieczna, odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam się z impetem, chcąc zamówić martini, kiedy zetknęłam się z twardą klatką piersiową jakiegoś mężczyzny. „Wspaniale, kolejny piłkarz” – pomyślałam gorzko i podniosłam wzrok. Pomyliłam się. Nie był to żaden wymuskany laluś z klubu, ale mężczyzna, którego wcześniej tu nie widziałam. Ubrany w zwykły garnitur, prezentował się o niebo lepiej niż ci wszyscy pseudo modnisie w welurowych marynarkach i mokasynach. Przybrałam bojową minę, nie chcąc, aby nieznajomy pomyślał, że się w niego wgapiam. Mijało się to z prawdą, ponieważ nie spotkałam nigdy nikogo przystojniejszego. Daleko mu było do wymuskanych modeli czy napompowanych botoksem biznesmenów. Był po prostu męski, ciemnowłosy i o spojrzeniu ciemnych oczu, które teraz przewiercały mnie na wylot.

- Weronika, prawda? - zapytał nieznajomy głębokim głosem.

- Tak, a pan to...? - zapytałam niepewnie, czując, jak robi mi się coraz bardziej gorąco. Często przebywałam w towarzystwie pięknych ludzi, ale nikt nie działał na mnie w taki sposób.

- Aleksander Stępień, współpracuję od niedawna z twoim ojcem. Opowiadał mi o tobie i proszę, mówmy sobie po imieniu- uśmiechnął się szelmowsko, a ja wyciągnęłam rękę.

- Bardzo miło mi poznać - powiedziałam, wciąż oszołomiona. Mężczyzna podał mi rękę, a ja zauważyłam zegarek na jego drugiej dłoni. Patek Philippe, warty kilkadziesiąt tysięcy. To podsunęło mi pomysł i sprawiło, że wizja nudnego wieczoru rozmyła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechnęłam się olśniewająco, starając się nie zwracać uwagi na sposób, w jaki nowo poznany mężczyzna na mnie działał - kierowałam się właśnie w stronę parkietu...

- Byłbym zaszczycony, gdybym mógł ci towarzyszyć - odparł szybko mężczyzna i podał mi swoje ramię. O tak. Zapowiadał się wspaniały wieczór.

Pół godziny później udałam się do łazienki, by „przypudrować nosek”. W mojej torebce z podwójnym dnem schowany był już zegarek. Oczywistym było, że nawet w przypadku wszczęcia alarmu, żaden ochroniarz nie przeszukałby nikogo z wyższej sfery. Wolałam jednak dmuchać na zimne, a teraz, zadowolona, wpatrywałam się w lustro. Cieszyłam się, że mimo możliwości, nie miałam w sobie nic sztucznego. Dziewczyny z mojego towarzystwa, młodsze ode mnie, fundowały sobie liczne operacje plastyczne, a ja nawet nigdy nie farbowałam włosów. Lubiłam ich odcień, który nie był ani blondem, ani brązem. Podobałam się sobie. Z lusterka zerkała na mnie para wesołych, błękitnozielonych oczu. Nałożyłam pomadkę, żałując, że nie spędziłam na parkiecie więcej czasu. Oczywiście, zegarek ukradłam już podczas pierwszego tańca. Potem dawałam się czarować Aleksandrowi, który musiał być świadomy tego, jak działał na kobiety. Skłamałabym mówiąc, że nie reagowałam na jego obecność. Podczas tańca był naprawdę blisko i nie dość, że doprowadzał mnie do szału samym spojrzeniem, to okazał się być równie inteligentny, co przystojny. Na razie jednak musiałam się otrząsnąć i skontaktować z moim kamerdynerem, który równocześnie był mi oddanym przyjacielem i wspólnikiem. Napisałam mu wiadomość, żeby za kilka minut czekał przed wejściem do budynku. Zamierzałam zasymulować duszności i udać się w spokoju do domu. Wyszłam z łazienki, napotykając na swojej drodze bliźniaczki Kulińskie. Nadia i Diana, których imiona stanowiły swoją odwrotność, ubrane były w identyczne suknie, do złudzenia przypominające tą, którą sama założyłam dwa tygodnie temu.

- Weronika! Szukałyśmy cię! - pisnęły równocześnie, a ja uśmiechnęłam się w wymuszony sposób - nie uwierzysz, ale Marco Borelli zaprosił nas obie do swojego apartamentu! - wykrzyknęła Diana, a ja przez sekundę rozważyłam uprzedzenie je, że ów piłkarz codziennie sprowadzał do swojego mieszkania nowe, naiwne dziewczyny. W ostateczności jednak oznaczało to, że ich dom byłby pusty. Udałam radość.

- To niesamowite! Będą tam inni piłkarze? Za ile się zwijacie? - pytałam przejęta, w głowie przypominając sobie plan ich pokojów i miejsca, w których trzymały biżuterię. Chwila, czy ich rodzice nie kupili ostatnio oryginalnego obrazu Delacroix?

- Nie wiem, ale to będzie najlepsza noc w naszym życiu! Za kilka godzin będziemy z nim sam na sam! - pisnęła Nadia i rozchichotane, minęły mnie kierując się do łazienki, z której wyszłam. Ruszyłam dziarsko do drzwi, teatralnie się wachlując. Zauważyłam rodziców, więc podeszłam do nich, udając, że mi słabo.

- Mamo, wrócę już do domu, odwiezie mnie Henryk. Chyba zaszkodziły mi krewetki - jęknęłam, przykładając dłoń do czoła. Mama skinęła głową. Nie powiedziała nic, bo wiedziała, jak źle czuję się na tego typu przyjęciach i wiedziałam, że nie wierzy w to, co mówię. Pewnym jednak było, że podtrzyma moją wersję. Zadowolona z obrotu spraw, udałam się do drzwi. Poczułam jednak na sobie palące spojrzenie. Odwróciłam się, napotykając gorące spojrzenie Aleksandra i od razu zrobiło mi się słabo. Stał w oddali i rozmawiał z jakimś mężczyzną, ale nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego oczy przewiercały mnie na wylot i w tym momencie dotarło do mnie, że on w i e d z i a ł.

Ten tekst odnotował 24,865 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.39/10 (30 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (8)

+2
0
Zgrabnie napisane, z polotem. Ciekawe, czym zaskoczysz w drugiej części.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Bardzo ciekawe, mimo, że erotyki jak na lekarstwo, a seksu brak. Liczę, że pojdziesz (poszłaś, bo ze wstępu wynika, że ciąg dalszy jest już napisany?) w kierunku kryminału i sensacji, a nie obyczajowej telenoweli dla nowobogackich.
Dwie prośby - kolejne części przydałoby się publikować dłuższe (przynajmniej 30k znaków). Krótkie odcinki rozwalają spójność i przyznam się, że kiedy czytam historie z estymowanym czasem zapoznania się na około 15 minut lub mniej, to po 3 "odcinku" rezygnuję.
Druga prośba (a w zasadzie drobna sugestia) - przydałoby się więcej odstępów miedzy wierszami.
Tekst jest napisany dobrze i czyta się bardzo przyjemnie.
9 (obcinam jeden punkt za długość) i głosuję za wyjściem z Poczekalni.

Pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Pozostaje mi tylko zgodzić się z przedmówcami. Zapowiada się (a przynajmniej mam nadzieję) smakowite opowiadanie. Aby jednak Autor nie poczuł się zbyt pewnie i nie popadł w zarozumialstwo 😉 , wetknę kilka szpil 🙂

A ja dopasowywuję


dopasowuję

Agata paplała dalej, ale ja przestałam jej słuchać, [...] Rozejrzałam się po sali w której


Sądzę, że niepotrzebne „jej” i potrzebny przecinek po „sali”.

Oczywistym było
Pewnym jednak było


Może się mylę, ale raczej powinno być „Oczywiste” i „pewne”.

Nadia i Diana, których imiona stanowiły swoją odwrotność


O j, raczej sylaby imion, a nie imiona.

okazał się być


Nieprawidłowe wyrażenie. „Być” do usunięcia (zbędne).

Poza tym przyjemnie czyta się tak dobrze napisany tekst.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Te kilogramy patosu i kiczu mnie zabiły. 3/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Jestem na tak, 9 bo za krótkie.I tak jak wcześniej powiedział XXX_Lord, mam nadzieję, że nie zrobisz z tego tandetnej telenoweli. Pozdrawiam. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Interesujące, miło się czyta. Powiało Batmanem gdy napisałaś o kamerdynerze, będącym wspólnikiem bohaterki .; 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Bylo obiecane kolejne czekam i czekam...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
I tyle "w temacie" serii. Skończyło się po 8 minutach 🙁
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.