New girl (II)
22 maja 2012
New girl
Szacowany czas lektury: 15 min
Nie zbaczając na mało przychylne komentarze postanowiłam napisać dalszą część historii Mateusza i Korin. Życzę miłego czytania!
- Cześć Klaudia – właśnie odebrałam telefon. Dzwoniła Klaudia.
- Hej, mam nadzieje, że ci nie przeszkadzam. – siedziałam na fotelu z książką w ręku. Dostałam ją na pożegnanie od koleżanek. "Siren", "po polskiemu" syrena. Historia tragicznej miłości. Wiecznej rozłąki dwóch sióstr (dziewczyny wiedziały co lubię).
- Coś ty. Właśnie miałam do ciebie dzwonić. Może pójdziemy gdzieś razem? – wcale nie miałam do niej dzwonić. Pomyślałam, że nie powinna siedzieć w domu sama.
- Ja?! Z tobą?!
- Tak ty, ze mną – zaśmiałam się do słuchawki. – Może do centrum handlowego? Kupimy ci jakieś fajne ubrania.
- Nie potrzeba mi.
- Oj tam! Jeśli nie pójdziesz po dobroci to wezmę cię siłą! – zagrzmiałam niby groźnie do słuchawki. Klaudia mimowolnie zaśmiała się. Podałam jej adres.
- Dobra. Czekam na ciebie przed domem.
- Ok! – rozłączyłam się.
Poszłam do łazienki. Rozpuściłam włosy i wyprostowałam je. Makijażu nie chciało mi się robić. Wybiegłam na korytarz i ubrałam adidasy.
Przed furtką stała Klaudia. Patrzyła na mój dom szeroko otwartymi oczami.
- Jak ja ci zazdroszczę!
- Czego? – zapytałam ją poprawiając kołnierz skórzanej kurtki.
- Wszystkiego! Mieszkasz w takim pięknym domu. Musicie być bogaci – powiedziała wpatrując się w samochód stojący na podjeździe. Westchnęłam. Nie wiedziałam czy powiedzieć Klaudii o swojej sytuacji rodzinnej. Przecież ona mi ufała, pora bym ja zaufała jej.
- Co z tego, skoro moi rodzice mają mnie gdzieś. Ważniejsza dla nich jest praca niż ja. Wszystkim się chwalą jaką to mają wspaniałą córeczkę, a wcale mnie nie znają – spuściłam wzrok. Nie lubię o tym mówić.
- Czyli to jak się zachowujesz to rodzaj buntu? – zapytała.
- Tak... Nie... Nie wiem.
- Przykro mi. Jesteś wspaniała. Mądra, ładna, sprytna. Chciała bym być taka jak ty.
- No to idziemy na zakupy – złapałam ją za ramię i ruszyłyśmy w stroną galerii.
Nie szłyśmy długo. Centrum znajdowało się tuż za rogiem. Weszłyśmy do oszklonego budynku i wjechałyśmy ruchomymi schodami na górę. Namówiłam Klaudkę na wizytę w New Yorkerze. Kazałam jej przymierzyć kremowe rurki i luźną bluzkę z krzyżem gotyckim. Na początku wzbraniała się kiepskimi argumentami takimi jak: "za gruba na to jestem", "te kolory do mnie nie pasują". W końcu odniosłam sukces. Klaudia poszła przymierzyć wybrane przeze mnie ubrania. Weszła do przebieralni.
- Nie! Wyglądam okropnie! – powiedziała po chwili.
- Pokaż się, bo coś ci nie wierzę – powiedziałam z przekąsem.
Wglądała pięknie. Wyglądała jak nie ona.
- Miałam rację. Bierzemy! – powiedziałam satysfakcją. Klaudia spojrzała na metkę i westchnęła. – Ooo nie! Ja płacę.
- Nie po...
- Pozwolisz. Idź się przebierz.
- Dzięki, dzięki, dzięki!!! – myślałam, że zaraz zacznie całować mnie po rękach.
Po piętnastu minutach byłyśmy już w drodze do mojego domu.
- Znamy się jeden dzień, a ty kupujesz mi ciuchy – zaczęła rozmowę Klaudia.
- Bo cię lubię. Jesteś inna niż tamte krzywe lale ze szkoły.
- Bo one są ładne. – Ty też. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam stronę fryzjera. – Teraz zmienimy fryzurę.
Po pół godzinie Klaudia wyszła z salonu. Miała długie do ramion rude włosy (wcześniej były czarne), mocno wycieniowane. Kolor podkreślał zieleń jej oczu. Nie sądziła, że zgodzi się na przefarbowanie włosów.
- I jak? – zapytała uśmiechając się do mnie.
- Jeszcze lepiej niż wcześniej. Mam nadzieję, że jutro w szkolę zobaczę cię w nowych ciuchach i olśniewającej fryzurze. – puściłam do niej perskie oko.
- Masz to jak w banku – roześmiałyśmy się obie.
O dziewiętnastej wróciłam do domu. Mama krzątała się po kuchni przygotowując sobie omlet.
- Jak tam w szkole?
- Nie najgorzej – spojrzała na mnie zdziwiona.
- Mam się udać do dyrektora? – zaśmiałam się, ale od razu spoważniałam.
- Nie, jeszcze nie. Może później jak coś zrobię jednej takiej. Denerwująca tapeciara.
- Kori, nie rób głupstw. Wiem, że masz wybuchowy charakter, ale to nie powód by używać siły podczas konfliktów. – Moja mama jest psychologiem. Znalazła się! Nie radzi sobie ze swoją córeczką, a innym doradza.
- Postaram się – weszłam schodami na górę i poszłam do swojego pokoju. Byłam strasznie zmęczona, sama nie wiem z czego. Rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.
RANEK
Wstałam o wpół do ósmej.
- Cholera! Spóźnię się na biologię! – ubrałam się szybko, uczesałam, pozbierałam potrzebne mi na dzisiaj książki i zbiegłam po schodach na dół. Nikogo w domu nie było. Wybiegłam z domu. Przy drzwiach potknęłam się o mojego psa. Zawył z bólu.
- Przepraszam Balto! – pochyliłam się i przytuliłam twarz do jego pyska. Zamerdał radośnie ogonem. – Muszę iść, pilnuj domu! – zawył krótko w odpowiedzi.
Wybiegłam z domu zamykają za sobą drzwi na klucz. Do szkoły dobiegłam w dziesięć minut. Schodami wbiegłam na pierwsze piętro. Zapukałam do sali numer 15. Usłyszałam "proszę" i weszłam.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie.
- Czyż to nie nowa uczennica? – zapytała patrząc na mnie znad okularów.
- Tak proszę pani.
- Zobaczmy co zapamiętałaś z wczorajszej lekcji. – No nie! Nic się nie nauczyłam. Starałam sobie przypomnieć cokolwiek z lekcji o tkankach.
- Dobrze, wymień trzy rodzaje tkanek. – pani Rachwał spojrzał mi w oczy. Wiedziała, że nie uczyłam się. Ale rozczaruje się tym, że mnie wpisze mi oceny niedostatecznej do dziennika.
- Tkanka kostna, tkanka chrzęstna, tkanka tłuszczowa – nauczycielka wybałuszyła oczy. Uczniowie też byli zaskoczenie.
- No dobrze. Teraz powiedz mi jaką funkcje spełnia tkanka tłuszczowa.
- Bierze udział w termoregulacji, magazynuje nadmiar tłuszczu – nauczycielka otworzyła szeroko oczy. Nie wiem czemu. Przecież to były banalne pytania.
- Dobrze siadaj – odpowiedziała patrząc na mnie z ukosa.
Przechodząc obok ławki Marcina rzuciłam do niego czapkę. Uśmiechnął się do mnie.
Podeszłam do ostatniej ławki, w której siedziała odmieniona Klaudia. Zdziwiłam się gdy spostrzegła, że tuż obok siedzi nie kto inny a... Dominik. Uśmiechał się do niej a ona odwzajemniała ten zalotny uśmiech.
- Jeśli nie masz nic przeciwko ja usiądę dzisiaj z Klaudią. Możesz usiąść z Mateuszem. No chyba, że nie chcesz. – powiedział Dominik patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami.
- A siedź z kim chcesz! – szepnęłam do niego.
Spojrzałam na ławkę w której siedział ów "groźny" chłopak. Ubrany w obszerną czarna bluzę wyglądał bosko.
- Mogę usiąść? – powiedziałam podchodząc do niego.
- Proszę – jego głos brzmiał łagodnie.
- Dzięki. – szepnęłam nie wiedząc czy usłyszał. Wyciągnęłam zeszyt i książkę. Bezskutecznie próbowałam się skupić na lekcji. Obecność Mateusza strasznie mnie rozpraszała. Czułam cudowny zapach jego perfum. Co jakiś czas zerkał na mnie, a ja na niego. Nie odezwał się ani słowem.
Rachwałowa gadała jak najęta. Czasem sama gubiła się w tym co do nas mówiła.
- Zaraz wrócę. Pójdę tylko do pokoju nauczycielskiego po drugą książkę. Proszę o zachowanie ciszy – powiedziała wychodząc z klasy.
Oczywiście zaraz zaczęły się rozmowy. Patrzyłam na rozanieloną Klaudkę. Chyba po raz pierwszy flirtuje z chłopakiem. Jak na pierwszy raz szło jej naprawdę świetnie. Uśmiechałam się sama do siebie (w końcu miałam w tym swój wkład).
- Co cię tak bawi? – zapytał nagle Mateusz.
- Eee... - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. – Nie śmieję się, tylko się uśmiecham a to jest pewna różnica.
- Niech ci będzie. To... czemu się uśmiechasz? – zapytał posyłając mi uśmiech. Po raz pierwszy widziałam go z uśmiechem na twarzy.
- Cieszę się, że Klaudia znalazła sobie towarzysza rozmów innego niż ja.
- Towarzysza rozmów – zaśmiał się. – Czyli tak to się teraz nazywa? – Czy ta miało znaczyć, że Klaudia w tak dużym stopniu podoba się Dominikowi? Trzeba jej przyznać wygląda ślicznie. Może uda się coś więcej dowiedzieć.
- Nie rozumiem. O co ci chodzi? – wykrzywił usta w chytrym uśmieszku.
- Spójrz na nich! Dominik zabujał się w niej. Tak już jest – wzruszył ramionami. - Znalazł ładną laskę i mnie zostawił.
- Co, nie lubisz mnie?
- Ledwo cię znam. Ale po tym jak zbeształaś Elizę mógłbym cie polubić. – spojrzał na mnie swoimi piwnymi oczami. Ludzie rzućcie koło ratunkowe, bo zaraz w nich utonę! – Nigdy jej nie lubiłem.
- W tej kwestii moglibyśmy się dogadać.
- O wilku mowa – powiedział i przestał się uśmiechać.
Stanęła przed ławką naprzeciw Mateusza i oparła dłonie o ławkę. Znałam ten trik. Koleżanki z Nowego Jorku często tak robiły. Nachylały się przed chłopakiem tak by ten mógł podziwiać do woli ich cycki. Typowe!
- Zastanawiałam się – zaczęła mówić słodkim głosikiem. Mateusz wpatrywał się w wykres narysowany w książce do biologii i ani myślał spojrzeć na nią. – Może byś poszedł ze mną i dziewczynami do klubu. Było by fajnie. Rozerwiesz się trochę.
- Nie sądzę – odpowiedział beznamiętnie i podnosząc na nią wzroku. – Jestem dziś zajęty.
- Aha. Może innym razem – nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Elizie nie umknął ten drobny szczegół. – I z czego się brechtasz?
- Z ciebie. A niby z kogo innego?
- Taka zabawna jestem?! – syknęła przez zaciśnięte zęby.
- No jak dla mnie – Mateusz zaśmiał się cicho. Eliza posłała mi wściekłe spojrzenie i wróciła do swojej ławki.
- Czemu nie przyjąłeś zaproszenia? – zapytałam
- Mówiłem ci już. Nie lubię jej. A tak w ogóle to nie lubię łazić po klubach – przewrócił kartkę w książce.
- Tylko dlatego?
- Tak – powiedział podnosząc na mnie wzrok. Nie wytrzymałam jego spojrzenia. Spuściłam głowę. – Nie ty jedna.
- Nie ja jedna, co?
- Nie ty jedna nie wytrzymujesz mojego wzroku. Mało ludzi ma tyle odwagi by spojrzeć mi w oczy – chciałam zapytać go dlaczego tak jest, ale nauczycielka wróciła i dostaliśmy solidny opierdziel za to, że słychać nas na drugim końcu szkoły.
Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Matma, fiza, infa. Okazało się, że Mateusz jest bardzo dobry z chemii. Zrobił za mnie dwa zadania. Wredna "patrzała" Eliza wlepiała we mnie te swoje ni to szare, ni to niebieskie gały.
Klaudia zawzięcie flirtowała z Dominikiem.
- Korin dzięki – rzuciła mi się na szyję gdy poszłam do szafki wziąć książki, które potrzebne mi są do nauki.
- Za co?
- Za ubrania, za rady... no za wszystko! – po raz pierwszy widziałam ją taką szczęśliwą.
- Nie ma za co – powiedziałam śląc jej słodki uśmiech.
- Jest! Dominik zaprosił mnie do kina! Rozumiesz to?! Pierwszy raz idę gdzieś z chłopakiem.
- Super! Opowiesz mi jak było. – przytuliłam ją na dowidzenia i cmoknęłam ją przyjacielsko w policzek (tak witałam się i żegnałam z dawnymi przyjaciółkami). Rozeszłyśmy się. Ona poszła do domu a ja... hmm. Poszłam po prostu po szlajać się zatłoczonych ulicach "mojego" miasta.
Nie chciałam wracać do domu. Zadzwoniłam do mamy i oznajmiłam, że wrócę późno do domu. Chodziłam bez celu. Poszłam do małego parku w centrum. Zaczynało się ściemniać.
Usiadłam na ławce naprzeciwko małego oczka wodnego. Na ławce nieopodal siedziała dziewczyna. Na oko nieco starsza ode mnie. Miała podkrążone oczy i bladą twarz. Mizerne wychudzone ciało ubrane było w wytarte dżinsy i starą poplamioną kurtkę.
Sięgnęła ręką do kieszeni i wyjęła z niej strzykawkę. No tak! Ćpunka jak nic. Jest niewolnikiem swojego nałogu. Była wyraźnie na głodzie. Dłonie trzęsły jej się tak mocno, że nie mogła wkłuć się w żyłę.
Zrobiło mi się jej szkoda. Wiele moich "znajomych" też brało. Najbardziej popularna była majka. Ale często pili kompoty. Ja nigdy nie odważyłam się spróbować. Nie miałam odwagi. To może i lepiej.
Wstałam i podeszłam do roztrzęsionej dziewczyny.
- Pomogę – powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. Wyjęłam jej strzykawkę z ręki i delikatnie wkułam się w żyłę. Wiem! Źle zrobiłam, powinnam wyrwać, tą zabójczą "broń" z dłoni i wyrzucić do tego oczka wodnego. Powstrzymały mnie tylko wspomnienia. Widziałam osoby uzależnione, które nie mogły zażyć swojego "paliwa". Są wtedy zdolne do wszystkiego.
- Dziękuję! – powiedziała do mnie owa dziewczyna. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i odeszłam.
Postanowiłam wrócić czym prędzej do domu.
- Dziwnych masz znajomych – rozbrzmiał znajomy głos z moimi plecami. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Obróciłam się i zobaczyłam kamienną twarz Mateusza.
- Nie znam jej.
- Aha. Ale zastrzyk jej zrobiłaś. Nie wiedziałem, że jesteś ćpunką.
- Nigdy nią nie byłam! – mało nie krzyknęłam.
- To skąd umiesz robić zastrzyki? – zapytał podnosząc jedną brew.
- W mojej dawnej szkole wiele osób brało. Tak przy okazji się nauczyłam. Ale sama nigdy nie brałam – patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami. Chciałam zmienić temat. – Co ty tu robisz?
- Mieszkam niedaleko – wskazał palcem na wielką kamienicę. – A co ty tu robisz, chuliganie?
- Ja... sama nie wiem. Nie chciało mi się iść do domu – zaśmiał się cicho. Miał takie piękne oczy. Zbyt piękne by były po prostu brązowe.
- Gdzie mieszkasz? – nie wiedziałam czy odpowiedzieć na to pytanie. Pierwszy raz odebrało mi mowę. Zawsze byłam – jak mówi mój brat – wyszczekana.
- Tam – wskazałam bogatą dzielnicę. Byłam tak skrępowana, że nie mogłam przypomnieć sobie nazwy ulicy na której mieszkam.
- Odprowadzę cię – myślałam, że zemdleję. Ona chciał mnie odprowadzić. Serce zabiło mi mocniej. Co się ze mną dzieje?!
***
Szła tuż obok w ciszy, wbijają wzrok w ziemię. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nie wiedziałem co do niej powiedzieć. Może zacząć temat tego spotkania z ćpane?
- Czemu to robisz? – zapytał mnie cicho.
- Co?
- Czemu mnie odprowadzasz? Nie musisz.
- Ale chce – spojrzała na mnie bursztynowymi oczami. – Jeśli ci to przeszkadza to mogę cię tu zostawić.
- Nie, nie – zaczerwieniła się. – Tylko tak pytam.
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Mieszkała w pięknym domu z dużym ogrodem.
- To do jutra w szkole – powiedziała do mnie otwierając furtkę. Stałem tuż z nią gdy wielki pies z radością skoczył na zaskoczoną Korin. Zachwiała się i wpadła na mnie. Oboje leżeliśmy na chodniku przed jej domem. Wesoły pies dreptał wokół nas i lizał na po twarzach. Dziewczyna spojrzała na mnie i zaczerwieniła się. Pies podbiegł do niej i przyłożył nos do jej policzka. Chcąc się odsunąć przycisnęła się do mnie.
- Balto spadaj! – krzyknęła do psa, ale ten nic sobie z tego nie robił. Wstałem i pomogłem się jej pozbierać. Otrzepała spodnie i bluzę.
- Dzięki i przepraszam za tego wrednego kundla! – spojrzała z pogarda na psa. Spuścił uszy i zaskomlił żałośnie. – Nie wiem co go napadło.
- Nic się nie stało. Fajna z niego psina – wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem psa po głowie. – To do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – Powiedziała przechodząc przez bramkę. – Balto! – krzyknęła gdy pies pchał się jej pod nogi. Mimowolnie zaśmiałem się. Ta dziewczyna potrafiła mnie rozśmieszyć. Rzadko komu się to udawało.
Wracałem niespiesznie do domu. Na klatce schodowej spotkałem moją nowo-poznaną sąsiadkę. Aurelia taszczyła walizkę. Wydawała się ciężka.
- Pomogę
- Dzięki – rzuciła zawstydzona. Co się z tymi kobietami dzieje. Wszystkie rumienią się jak zaczynam rozmowę. Wiozłem walizkę i wszedłem do mieszkania dziewczyny. Postawiłem walizkę w korytarzu i już miałem wychodzić gdy Aurelia stanęła w drzwiach.
- Może się czegoś napijesz? – głupio mi było odmówić. Zaprowadziła mnie do kuchni. Usiadłem przy owalnym stole. Moją uwagę przykuły zdjęcia wiszące na jednej ze ścian. Przedstawiały Aurelie i bardzo podobną do niej starszą kobietę, zapewne jej mama. Tylko jedno czarno-białe zdjęcie przedstawiało mężczyznę w średnim wieku. Miał identyczne oczy jak Aurelia. Dziewczyna zauważyła, że przyglądam się zdjęciu.
- To mój tata. Zmarł pięć lat temu. Był policjantem i w czasie jednej akcji został postrzelony. Lekarzom nie udało się go uratować – patrzyła z czułością na zdjęcie.
- Przykro mi – wydusiłem z siebie.
- Już się przyzwyczaiłam – powiedziała stawiając przede mną szklankę z colą. Nie wiem czemu przypomniała mi się sytuacja z Korin. Ciepło jej ciała. Była tak blisko, a ja tego nie wykorzystałem.
Rozmawiałem z Aurelią na różne tematy. Okazało się, że tańczy balet. Nic dziwnego, że była taka szczupła. Siedziałem u niej dobrą godzinę, ale w końcu trzeba iść do domu.
Wszedłem do domu, gdzie czekał mój brat.
- Gdzie się szlajałeś.
- A co cię to obchodzi? Nagle zaczynasz się o mnie martwić – zapytałem podchodząc do lodówki i wyjmują z niej spaghetti. Włożyłem je do mikrofali i usiadłem przy stole.
- Chciałbyś – podszedł do mnie i powąchał mnie.
- Co ty odwalasz?! – zapytałem zdziwiony.
- Oj młody! Pachniesz damskimi perfumami. I to drogimi. To może powiesz mi coś ty robił? No chyba, że kupiłeś sobie nową perfumę – zaśmiał się cicho. Stałem i kopnąłem go delikatnie w kolano. Tak dla zasady.
Opowiedziałem mu o zajściu z uczestnictwem Korin.
- Wiesz co? Niech ta twoja nowa dziewczyna pożyczy mi kiedyś tego psa – o mało się nie zakrztusiłem makaronem.
- To nie jest moja dziewczyna!
- Jeszcze!
Zjadłem obiadokolacje i poszedłem pod prysznic. Po kąpieli ubrany w krótkie spodenki i koszulkę poszedłem pooglądać telewizję. Jak zwykle w tym starym pudle nic nie ma. Zacząłem skakać po kanałach nie patrząc co na nich jest. W końcu trafiłem na horror "Silent Hill". Patrzyłem tempo w telewizor nie myśląc o tym co widzę. Myślami byłem pod "willą" Korin. Rozmyślałem nad różnymi scenariuszami. Ciekawiło mnie to co by zrobiła gdybym ją wtedy pocałował. Może by mnie spoliczkowała, albo poszczuła mnie psem, a może... spodobało by się jej.
Sam nie wiem kiedy zasnąłem na fotelu.
***
Nie mogłam spać. Myślałam o Mateuszu. O tym co się stało. Szczerze mówiąc, bardzo fajnie było być tak blisko niego. Czuć jego ciepły oddech na karku. Jutro kupię Baltusiowi jakiś przysmak. W końcu to jego zasługa. Zasnęłam późno i śnił mi się nie kto inny jak Mateusz. Był znowu tak blisko. Przyłożył swoje ciepłe i wilgotne usta do mojego policzka. Dłońmi delikatnie jeździł po moich plecach. Całował mnie w szyję. Jego ręce zjeżdżały coraz niżej. Serce biło coraz mocniej, oddech przyspieszał. Zatrzymały się na brzegu żółtej koszulki. I wtedy pocałował mnie dziko w usta. Nogi się pod mną uginały. Włożył swoje gorące dłonie pod koszulkę przyprawiając mnie o dreszcze rozkoszy. Zaczął szeptać:
- Korin, Korin. Korin, wstawaj! – zerwałam się na równe nogi. Jęknęłam z rozczarowania. To był tylko sen! To było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Na skraju łóżka siedziała mama. Patrzyła na mnie tak... Jakoś dziwnie.
- Kori dobrze się czujesz?
- Tak, tak – powiedziałam spiesznie. – Idę wziąć prysznic.
Chciała coś dodać, ale ja już wybiegłam z pokoju i wskoczyłam do łazienki zamakając za sobą drzwi.