New girl (III)
31 sierpnia 2012
New girl
Szacowany czas lektury: 29 min
Bardzo przepraszam, że wrzucam to opowiadanie dopiero teraz. Miałam problemy natury czysto technicznej.
Mam nadzieję, że kolejna część opowieści również się wam spodoba.
Zrzuciłam z siebie ciuszki i weszłam pod prysznic. Woda działała na mnie kojąco. Umyłam się i usiadłam w brodziku obejmując rękami kolana podciągnięte pod brodę. Zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Nigdy nie miewałam takich snów, aż nagle zjawia się taki Mateusz. I co ja mam robić? Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie mogę przestać myśleć o NIM! Wściekłam się na siebie, że wczoraj nie wykorzystałam takiej sytuacji. Ciekawe co by zrobił gdybym go pocałowała.
- Korin?! – do moich uszu dobiegł dźwięk pukania do drzwi. – Wszystko dobrze?
- Tak mamo! – nie było dobrze. Jest sobota a ja nie mogę doczekać się poniedziałku. Znowu go zobaczę. Może Dominik dalej będzie siedział z Klaudią.
- Jak wyjdziesz to proszę cię abyś przyszła do mnie – westchnęłam. To nie wróżyło nic dobrego. Znowu chciała się bawić w "kochającą mamę i wspaniałą córeczkę". Nie lubię tej zabawy. Wolę bawić się z nią w chowanego.
Zakręciłam kurek i wyszłam z pod prysznica. Szczelnie owinęłam się ręcznikiem. "Brawo mała, nie wzięłaś żadnych ciuchów na zmianę" pomyślałam i puknęłam się w czoło. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Jedną ręką przytrzymywałam ręcznik, a druga przeczesywałam mokre włosy. Byłam w połowie drogi do mojej "kwatery" gdy z pokoju Alana wyszedł chłopak. Szczupły brunet o figlarnych zielonych oczach. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
- Alan mówił, że ma młodsza siostrę. No ale takiego widoku się nie spodziewałem. – patrzył na mnie i szczerzył swoje białe zęby. Z pokoju wyjrzał ktoś jeszcze. Byli identyczni! – Ja jestem Kacper, a to – wskazał na chłopaka wyglądającego przez drzwi – Bartek. Kumple ze szkoły twojego brata.
- Miło mi poznać. – Za te moje kłamstwa Bozia nie wpuści mnie do nieba.
Ominęłam Kacpra i weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ubrałam moje ulubione dresy ze zwisającymi sznureczkami (pamiętam jak koledzy dla zabawy przywiązali mnie nimi do krzesła). Zdecydowałam się na koszulkę z napisem "I love NY". Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Na moje szczęście nie spotkałam kolegów mojego brata.
Wysuszyłam włosy i zaplotłam wplatany warkocz (trzeba iść do fryzjera, warkocz sięga już prawie do pasa). Delikatnie pomalowałam oczy. Przy okazji pomalowałam paznokcie, co rzadko robię.
Pech chciał, że wychodząc z łazienki wpadłam wprost na Kacpra... nie raczej Bartka. Kacper nie miał czapki na głowie. Wpadłam mu prosto w ramiona. Złapał mnie w tali.
- Przepraszam – wybąknęłam. Spojrzałam na jego twarz. Nie był taki jak jego brat. Przynajmniej mi się tak wydawało. Rysy jego twarzy były delikatniejsze. Oczy miały bardziej błękitny kolor niż zielony. Gdzieś już widziałam takie oczy.
- Nie ma sprawy. – Choć już pewnie stałam na nogach on nadal trzymał dłonie na moich biodrach. Zaczerwieniłam się. Po chwili zorientował się co mnie tak zawstydziło. Zabrał swoje gorące dłonie.
- Bartek! Nie podrywaj mi siostry. – Alan stał oparty o ścianę i wydawał się bardzo rozbawiony. – Za młoda dla ciebie jest.
Bartek zaśmiał się głośno.
- No wiesz łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie moja wina, że masz taką śliczną siostrzyczkę. Wygląda jak...
- Anioł? – dokończył za niego Alan. W dzieciństwie wszyscy porównywali mnie do aniołka. Pewnie dlatego, że miałam kręcone blond włoski.
- Często to słyszysz? – zapytał Bartek, wyraźnie niezaskoczony.
- Nie wiesz nawet jak bardzo. Ale w środku tego aniołka dżemie zło. – Bartek zaśmiał się. Jego śmiech był taki delikatny. – A teraz choć, bo się obrażę.
- No dobra, idę. – Bartek wszedł do pokoju mojego brata. Odetchnęłam z ulgą. Brakowało mi jeszcze jednego faceta, o którym mogła bym myśleć! Dziwne, Bartek o wiele bardziej podobał mi się od Kacpra.
***
Myślałem o Korin całą noc. Nie mogłem przez nią spać. Nie żeby mi to przeszkadzało! Wręcz przeciwnie. Miło było przypomnieć sobie jej twarz, włosy, piękną figurę. Eh... o czym ja myślę. Która chciała by mutanta? Faceta pozbawionego uczuć.
- Mateusz wstawaj debilu, ktoś do ciebie. – Do mnie?! Na jaja mu się z rana zebrało.
- Ta jasne! – przewróciłem się na drugi nie zamierzając go słuchać.
- Taaa... właśnie do ciebie. Aurelia jakaś. – No tak. Nowa sąsiadka. Szymon uśmiechał się do mnie dziwnie. – Myślałem, że coś cię łączy z Korin.
- Ledwo się znamy – powiedziałem przeciągając się leniwie. – I z Aurelią też nie mam nic wspólnego.
- Dobra Casanova pośpiesz się! – wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
Wstałem, ubrałem się szybko i poszedłem do salonu. Na kanapie siedziała Aurelia. Ubrała króciutką spódniczkę i bluzkę na ramiączkach. Trzeba jej przyznać, wyglądała niebiańsko.
- Cześć – powiedziałem zaspanym głosem przeciągając się.
- Cześć! Przepraszam, że tak wcześniej ale mama pojechała gdzieś a mi się strasznie nudzi. Twój brat jest bardzo miły – uśmiechnęła się.
- No, jak dla kogo.
- Wyszedł, ale powiedział żebym na ciebie poczekała – zatrzepotała rzęsami, śląc mi słodziutki uśmiech. Podeszłam do kanapy i usiadłem obok niej. W tym samym momencie przyszedł do mnie sms. "Cześć Mateusz tu Korin. Masz czas?". Skąd ona miała mój numer? Nie czekając zbyt długo odpisałem: "Dla ciebie zawsze. Wbijaj do mnie." wysłałem jej mój adres. Dopiero gdy wysłałem go zacząłem się zastanawiać czy nie brzmi trochę dwuznacznie. No trudno może nie zinterpretuje tego w "takim" sensie.
Aurelia przybliżyła się do mnie. Odległość między nami była niebezpiecznie mała. Objęła swoimi drobnymi rękami moją szyję.
- Co ty robisz? – zapytałem zdziwiony. Spojrzała mi w oczy i powiedziała:
- Przytulam się. Nie widzisz? – zatkało mnie. Do czego ona zmierza? Nie rozumie, że ja nic do niej nie czuje? Jest ładna, podoba mi się z wyglądu ale tylko tyle. Nic więcej! – Jesteś taki gorący.
- Aurelia przestań. – Wyrwałem się z jej żelaznego uścisku. Niestety nie dała za wygraną. Przełożyła jedną nogę ponad moimi kolanami i wsparta na nich zaczęła przybliżać swoje usta do moich. Nie wiem czemu, nie mogłem zmusić się do tego by jej w tym przeszkodzić. Jej gorące wargi zetknęły się z moimi. Dłonie powędrowały pod spódniczkę, zaciskając się na jędrnych pośladkach. Taki męski tik. Jej język wsunął się między moje rozchylone wargi. Nie pozostałem bierny. Pocałunek nie sprawiał mi większej przyjemności.
- Upss... - usłyszałem aksamitny głos za moimi plecami. – Przepraszam drzwi były otwarte więc weszłam.
- No wiesz, najpierw się puka – warknęła do niej Aurelia odrywając się od moich ust.
- Korin to nie tak... - zacząłem się tłumaczyć.
- Po co mi się tłumaczysz? Twoja sprawa co robisz i z kim – jednym pchnięciem zrzuciłem z siebie nachalną sąsiadkę.
- Mateusz! – chciała protestować, ale nie miałem zamiaru jej słuchać. Podszedłem do Korin. Gdy byłem krok przed nią ona się cofnęła. Spuściła piękne bursztynowe oczy wpatrując się w podłogę.
- Ja... nie będę przeszkadzać – powiedziała wskazując na zdenerwowaną Aurelię. Już miała wyjść gdy złapałem ją za rękę i obróciłem do siebie przodem. Raz się żyje. Wyciągnęła ręce opierając je o mój tors, po to by zachować odległość.
- Nie! Zostań ze swoją koleżankę i baw się dobrze. – z całej siły uderzyła mnie z otwartej ręki w twarz. Pierwszy raz ktoś odważył się mnie uderzyć. Wyrwała się z mojego uścisku, obróciła się i wyszła jakby nigdy nic.
Aurelia śmiała się cicho pod nosem.
- Chyba musisz już iść – warknąłem przykładając dłoń do piekącego policzka.
- No chyba tak – przechodząc obok mnie ucałowała mnie w policzek. W tedy poczułem do niej odrazę, wstręt, nienawiść. Wyszła cicho zamykając za sobą drzwi.
Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej schab. Przyłożyłem go do obolałego policzka. Usłyszałam skrzypienie drzwi. Wrócił Szymon. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- Ha ha. Naprawdę strasznie śmieszne. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Opowiesz bratu co się stało? – opowiedziałem mu wszystko ze szczegółami. Na koniec znowu zaczął się śmiać.
- Jestem tylko o rok starszy a o lata świetlne mądrzejszy.
- Hmmm... no wiesz to ty dwa razy nie zdałeś z klasy do klasy.
- Chodzi mi o mądrość życiowa deklu! – przewrócił oczami. – Mogłeś brać obie na raz.
- Powaliło cię! Nie mam takich zboczonych myśli jak ty! – Szymek zaśmiał się i poszedł oglądać film w telewizji.
Złapałem za telefon i zadzwoniłem pod numer z którego dostałem sms-a. Czekałem i czekałem.
- Ona nie odbierze – krzyknął do mnie Szymon. Miał racje.
***
Weszłam do domu. Czułam się oszukana, zdradzona. Jak on mógł! Wiem, że nie jesteśmy razem, ale zaprosił mnie więc powinien sobie darować migdalenie z jakąś małolatą. Żałuję, że poprosiłam Klaudię o jego numer. W kuchni spotkałam Alana i Kacpra.
- Wychodzimy na chwilę zaraz wrócimy – westchnęłam.
- Ale Bartek zostaje. – Kacper puścił do mnie oczko. No pięknie! Jeszcze jego mi brakowało.
Wyszli na zewnątrz a ja poszłam schodami na górę. Nie wiedziałam co robić. Poszłam do pokoju Alana. Bartek siedział na krześle obrotowym wpatrując się w monitor komputera. Podeszłam do niego cicho i położyłam gorącą dłoń na jego ramieniu.
- Nie słyszałem jak weszłaś – powiedział podnosząc na mnie wzrok. Na ekranie komputera zauważyłam stronę sklepu internetowego. Oglądał jakieś miecze.
- Co to jest?
- To są katany. Miecze samurajskie. Trenuje już dość długo. Poprzednie już się zepsuły i stępiły. Potrzebuję nowych – nachyliłam się aby przyjrzeć się lepiej zdjęciu na ekranie.
- Kacper też...
- Nie. Nie kręcą go sztuki walki – przeniósł wzrok z mojej twarzy nieco niżej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że spod bluzki widać sporą część moich piersi. Bartek nie był skrępowany tym, że patrzy na cycki siostry swojego kumpla. Wyprostowałam się i podciągnęłam bluzkę, żeby zasłonić w pełni swoje wdzięki. Zdawałam sobie sprawę, że mam co zasłaniać (spory rozmiar odziedziczyłam po mamie).
Zadzwonił mi telefon. Znowu dzwonił Mateusz. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, ani o nim myśleć. Odrzuciłam połączenie. Bartek wstał z krzesła i podszedł do mnie. Poczułam szybsze bicie serca. Co on chce zrobić?
- Wiesz, że strasznie mi się podobasz? – wziął do ręki mój warkocz.
- Nie – modliłam się w duchu, żeby się odsunął. Czułam się osaczona jak dzika świnia na nagonce.
- No to teraz już wiesz. Przybliżył swoją twarz do mojej szyi. Objął mnie silnym ramieniem w taki i przycisnął mocniej do siebie. Poczułam jego gorący oddech. Jego usta musnęły delikatną i czułą skórę. Parzący język zastawił mokry ślad tuż pod uchem.
- Proszę przestań. – Nachalna dłoń wślizgnęła się pod koszulkę. Szukała drogi do mojej piersi. To nie było miłe uczucie. Bałam się. Mógł zrobić co chciał. Już miałam krzyczeć gdy z parteru dobiegł moich uszu śmiech Alana. Po raz pierwszy cieszyłam się, że mój "kochany" brat wrócił do domu. Bartek odsunął się ode mnie. Najwyraźniej też usłyszał, że jego kompani wrócili na chatę. Wykorzystując sytuacje wyrwałam się z jego uścisku i szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko. Słyszałam jak Alan woła.
- Wychodzimy!
- Dobra! – odkrzyknęłam. – A gdzie mama?!
- Wyszła gdzieś mówiła, że późno wróci! – Ha! Minie mnie rozmowa z mamą.
Telefon znowu zadzwonił. Mateusz. Byłam rozdarta. Chciałam z nim porozmawiać, ale to co dzisiaj zobaczyłam przyprawia mnie o migrenę. Jednak uczucie, którym darzyłam tego rosłego chłopaka było silniejsze niż... zazdrość. Sięgnęłam po telefon. Odebrałam i powiedziałam.
- Tak?
***
- Tak? – rozbrzmiał jej słodki jak miód głos.
- Korin, daj mi szanse to wytłumaczyć. Ja wcale tego nie chciałem. – Wiem, że brzmiało to co najmniej komicznie.
- Nie pociskaj kitu. Jestem blondynką, nie idiotką – nie była zła, ale jakby... smutna, załamana. Czułem, że coś się stało i nie koniecznie chodziło o mnie.
- Wiem, że ledwo mnie znasz. Wiem, że teraz na pewno nie chcesz mnie lepiej poznać ale...
- Ale co? Masz swoja śliczną koleżankę idź z nią się zabawiać! – teraz była naprawdę wściekła.
- Do niczego nie doszło!
- Aaaa! To dlatego macałeś ją po dupie i uciskałeś język do gardła? – no kurwa! Pierwszy raz od dziewięciu lat odczuwałem uczucia. Ciężko to przyznać, ale kocham ją. Tą zadziorną amerykańską, bogata laskę.
- Spotkajmy się – oznajmiłem jej prosto z mostu.
- Co?! – zbiłem ją z tropu – Sorry, Mateusz. Teraz to ja już cię w ogóle nie rozumiem – pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu.
- Proszę. Wszystko ci wytłumaczę – nastąpiła chwila ciszy.
- No dobra. Przyjdź do mnie. Wiesz gdzie mieszkam. - Dzięki za jeszcze jedną szansę.
- Nie dziękuj, tylko dobrze ja wykorzystaj – rozłączyła się.
Przebrałem się. Ubrałem dżinsy i białą bluzkę z krótkim rękawem. Zdjąłem skórzaną kurtkę z wieszaka i ubrałem ja w pośpiechu.
- Gdzie idziesz? – zapytał Szymon wychylając się przez drzwi do salonu. I co go to, kurde, interesowało? Nie muszę mu o wszystkim mówić!
- Wychodzę z psem.
- My nie mamy psa! – odpowiedział zdziwiony.
- No to co się głupio pytasz? – nie czekając na jego reakcje wyszedłem zamykając za sobą drzwi.
Po drodze myślałem co jej powiedzieć. Musze uważać, żeby znowu nie oberwać po pysku. Trzeba przyznać siłę to ona ma. Nie miałem daleko. Już po kilku minutach stałem przed dużym domem. Otworzyłem furtkę i wszedłem no zadbane podwórko.
Stanąłem przed dębowymi drzwiami. Nacisnąłem dzwonek. Niemal natychmiast się otworzyły. Ku mojemu zdziwieniu wyskoczył na mnie wielki biało czarny pies. Z radością przewrócił mnie i zaczął lizać po twarzy.
- Pierwszy raz pochwalam to, co robi ten pies. – Korin stała oparta o framugę drzwi. Wstałem z chłodnego chodnika. – Szkoda tylko, że cię nie pogryzł. – miała minę jakby chciała mnie zabić. Może i miała rację. Gestem zaprosiła mnie do środka.
Wszedłem do obszernego salonu. Na ścianach wisiały zdjęcia. Jedno spodobało mi się najbardziej. Przedstawiało małą Korin w za dużej, różowej skaterskiej czapce obok niej stał jej starszy brat. Są bardzo podobni. Jedyne co ich różniło, to kolor oczu. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Do pokoju z impetem wparował pies. Zaczął na mnie skakać merdając radośnie ogonem. Śmieszna psina. Za nim wszedł diabeł w przebraniu anioła.
- Korin...
- Nie musisz mi się tłumaczyć. To twoja sprawa co robisz i z kim robisz – ogarnęła mnie nieodparta ochota by przytulić ją czule. Co się ze mną dzieje?
- Ale chce się wytłumaczyć. To jest moja sąsiadka. Właściwie jej nie znam.
- No to tak jak mnie – podeszła do skórzanego fotela i usiadła, a właściwie skoczyła na niego.
- Ty to co innego.
- Mówisz? – spojrzała na mnie tajemniczo się uśmiechając. – Skąd taki pomysł? – podrapałem się po głowie. I co mam jej powiedzieć? Korin KOCHAM CIĘ! No chyba nie! Uzna mnie za ostatniego debila. Wolał bym tego uniknąć.
- Bo tak – co za kompetentna odpowiedź.
- Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi? Bo ja już cie nie rozumiem.
- Bo ja... - raz kozie wio! – ko-cham cięę? – to raczej zabrzmiało jak pytanie nie jak odpowiedź. Korin zrobiła zdziwioną minę. – Myśl sobie o mnie co chcesz, ale naprawdę cię kocham!
Wstała z czarnego fotela i podeszła powoli do mnie. Przygotowałem się na kolejny policzek i zszarganie mojej dumy. Spuściłem głowę i zacisnąłem powieki. Po raz pierwszy nie miałem odwagi spojrzeć komuś w oczy. Zawsze uczono mnie, że moje życie jest mniej ważne niż wygrana w zawodach i turniejach. Pozbawiono mnie lęków. Aż tu przybywa "anielica" wzbudzająca wszystkie uczucia na raz. Zauroczenie, strach, zawstydzenie... Można długo wymieniać. Stanęła tuż przede mną. Spojrzałem na jej twarz. Była uśmiechnięta. Cieszyło ją to co ode mnie usłyszała. Zarzuciła chude ramiona na moją szyję. Co za uczucie. Czuć jej ciepłe ciało. Nie wiedziałem co zrobić z rękami. Położyłem je delikatnie na jej plecach, dociskając ja do siebie. Zbliżyła usta do mojego ucha i wyszeptała:
- Już myślałam, że nigdy tego nie powiesz. – powoli jej usta spoczęły na moim policzku. Pocałowała go delikatnie.
- Gdybym wiedział, że na to czekasz powiedział bym to już dawno – dłońmi zahaczyłem o koniec jej koszulki. Wpiła się w moje usta, wciskając swój gorący język między moje zaciśnięte wargi. Nie mogłem się rozluźnić. Bałem się. Bałem się, że to tylko sen.
Dłonie Korin zjeżdżały coraz niżej. Włożyła je pod moją koszulkę. Zaraz szybko ją cofnęła i odsunęła się ode mnie. Zapomniałem o bliznach pokrywających całe moje ciało, a w szczególności brzuch i plecy. Większość ludzi reaguje na to w ten sposób co Korin. Nawet moi rodzice brzydzą się mnie, własnego syna.
- Co ci się stało? – zapytała wyrywając mnie z wewnętrznych refleksji. To pytanie musiało paść. I teraz muszę powiedzieć o wszystkim.
- To przez treningi. – zrobiła zdziwiona minę, marszcząc brwi. Wyglądała wtedy jak mała niewinna dziewczynka. – Katany to niebezpieczny sport. Poczułaś jak się kończą turnieje.
Z jej twarzy zniknęło zdumienie a pojawiło się współczucie. Zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Zdjęła ze mnie koszulkę i rzuciła ją na fotel. Przejechała opuszkami palców wzdłuż najbardziej widoczniej blizny. Westchnąłem głośno. Nie przerywając tej subtelnej pieszczoty pocałowała mnie z dzikim pożądaniem w usta. Łaskotała mnie swoim kolczykiem w podniebienie.
- Nie obrzydzają cię te blizny – powiedziałem niechętnie odrywając się od jej pełnych ust.
- Pewnie, że nie. Co w nich takiego obrażającego? Blizna jak blizna. – utonąłem w jej bursztynowych oczach.
Złapałem gumkę wieńczącą warkocz i zdjąłem ją. Potrząsnęła głową. Długie do pasa włosy spływały kaskadą fal po jej plecach. Zbliżyłem usta do jej szyi. Napawałem się słodkim zapachem jej delikatnej skóry. Wonią cytryny i pomarańczy.
Odsunęła się ode mnie i poszła w stronę schodów gestem nakazując mi bym podążył za nią. Wbiegłem wręcz na piętro. Korin zniknęła. Nagle z jednego z pokoi wyłonił się mój anioł. Schowała się ponownie za framugą drzwi. Wszedłem ochoczo do dużego pokoju o ścianach w kolorze dojrzałej pomarańczy. Stała przede mną uśmiechnięta. Czekała na mnie. Zamknąłem drzwi nogą, tak, bym nie musiał spuszczać z niej wzroku. Tanecznym krokiem podeszła do mnie. Stała przede mną w samych czarnych majteczkach, koszulce i jak przypuszczałem w staniku. Chciała zarzucić mi znowu ręce na szyję, lecz nie pozwoliłem jej na to. Jednym ruchem zdjąłem z niej koszulkę skrywającą obfite piersi. Trzymał je biały stanik z czarnymi, koronkowymi wstawkami. Jednym zwinnym ruchem obróciłem ją tyłem do siebie. Poczułem ciepło jej ciała na swoim torsie. Dłońmi delikatnie pieściłem jej brzuch. Jęknęła cicho. Zacząłem całować ją po ramieniu "wspinając" się pocałunkami coraz wyżej (uwielbiam całować kobiety po szyi). Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie ociekające rozkoszą. Wargami pieściłem jej gładką skórę. Pachniała jak cytrusowy ogród. Moje ręce drżały przesuwając się po jej nagim brzuchu.
Pierwszy raz w życiu chciałem być delikatny. Miałem dwie dziewczyny. Nie dla tego, że je kochałem. Byłem z nimi... bo tak. Z obiema spałem. Żadnych ciekawych wspomnień. Miały spore doświadczenie w TYCH sprawach.
Z Korin to co innego. Pragnę tego każdą komórką swojego ciała.
***
To był impuls. Tak jakoś wyszło. Co ja robię?! Ja go w ogóle nie znam. Ale... chcę tego. Bardzo. Jego gorące ciało przyciągające mnie jak magnes. Czułam blizny na jego ciele. Nie odrażały mnie. Wręcz przeciwnie. Dodawały mu męskości.
Widziałam pożądanie w jego ciemnych oczach. Jedną dłonią rozpiął mi haftki przy staniku. Zajęło mu to zaledwie sekundę (ciekawe gdzie się tego nauczył). Moje podniecenie sięgało aż po czubek głowy.
Pchnął mnie na stojące nieopodal łóżko. Wylądowałam na kolanach podpierając się rękoma. Pościel ze śliskiego materiału kleiła mi się do dłoni. Mateusz przejechał delikatnie dłonią po moim prawym pośladku.
- Marzyłem o tym od kiedy cię zobaczyłem – wyszeptał mi do ucha gdy pochylił się by pocałować mnie w szyję.
- Nareszcie się doczekałeś.
Czułam jak jego członek wbija się w moje pośladki. Nie mogłam się doczekać momentu, w którym ściągnie spodnie. Cieszyłam się jak dziecko na lizaka. Dosłownie!
Obróciłam się na plecy i spojrzałam mojemu herosowi w oczy. Błyszczały jabłka w ogrodzie Hery.
Rozpiął klamrę paska i zsunął powoli spodnie. Rzucił je w kąt pokoju.
- Sporo czasu zajmie nam zbieranie tych cuchów – powiedział uśmiechając się do mnie.
- Szkoda, że będzie je trzeba zbierać.
Przycisnął mnie swoim ciałem do materaca. Trzeba przyznać, że ważył nie mało. Namiętnie całował moją szyję zastawiając mokre ślady. Z mych ust wydobyło się głębokie westchnienie. Dłońmi głaskałam delikatnie jego plecy zjeżdżając coraz niżej.
Zaczęłam zdejmować jego bokserki. Szło mi opornie. Ciężar ciała Mateusza sprawiał, że miałam mało miejsca do manewru. W końcu mi się udało. Jego bokserki wylądowały na podłodze uwalniając jego penisa. Czułam jaki jest duży. Położyłam dłonie na torsie Heraklesa i pchnęłam go. Oparł się plecami o pościel podpierając się łokciami. Oddech Mateusza przyspieszył. Zbliżyłam głowę do jego niemałego kutasa. Ucałowałam go delikatnie zmuszając jego właściciela do westchnienia. Włożyłam jego główkę do ust. Ssałam go i lizałam na przemian. Kolczyk w języku potęgował tylko jego rozkosz. Jak na pierwszy raz chyba szło mi dobrze. Mateusz wił się pod wpływam moich pieszczot (a podobno to kobiety tak mają). Jęczał jak oszalały. Włożyłam jego maszynę do gardła. Czułam słony, ale przyjemny smak. Wyjęłam go z ust i ponowiłam pieszczotę. Stękał głośno jak w agonii. Przerwałam zabiegi.
- Dobrze, że sami jesteśmy. Chyba nawet sąsiedzi cię słyszeli.
- Skoro mnie słyszeli to teraz przyszła kolej na to, by usłyszeli twój piękny głos.
Złapał mnie w tali i sprowadził do parteru. Ustami wodził po mojej szyi zjeżdżając coraz niżej. Całował mój dekolt zostawiając na nim lepkie ślady śliny. Doszedł w końcu do piersi. Całował je i lizał. Omijał brodawkę doprowadzając mnie do białej gorączki.
W reszcie objął ją ustami. Nie zdołałam powstrzymać głośnego jęku. Przygryzał, całował i ssał moje piersi przy akompaniamencie moich jęków. Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele wywołujące dreszcze rozkoszy. Słyszałam własne coraz głośniejsze jęki. Mateusz postępował coraz śmielej. Pocałunkami zszedł niżej na mój brzuch. Całował go namiętnie i przygryzał co chwilę wywołując jeszcze głośniejsze jęki. Miał wprawę. Czułam że odpływam w nieznane.
***
Jej jęki sprawiały mi niemałą przyjemność. Sprawiła mi ogrom przyjemności. Czułem się zobowiązany by się jej odwdzięczyć. Całowałem namiętnie jej brzuch, tak jakby miało mi to przedłużyć życie o dziesięć lat. Gładka skóra pachniała cytryną i pomarańczą. Dłońmi złapałem za brzegi czarnych majtek, które osłaniały jej piękną i młodą kobiecość. Złapała mnie za dłonie nie pozwalając ich zdjąć.
- Nie wiem czy dam radę – wydyszała.
- Ty jeszcze nigdy nie...
- Nie, nigdy – przerwała mi.
- Jeśli nie chcesz, nie musimy. Zrobisz to jak będziesz gotowa.
- Ja jestem gotowa! – wrzasnęła ochryple. – Ale się boję.
Zbliżyłem twarz do jej twarzy. Wpiłem się w jej usta z dzikością wygłodniałego lwa. Z bólem serca oderwałem się od jej idealnych warg.
- Postaram się być delikatny. O zabezpieczenie nie musisz się martwić. Nie ze mną – spuściłem wzrok. Powiedziałem to. Już wie. Wie, że nie mogę mieć dzieci.
- Nie tego się boje. Boję się bólu.
- Nie bój się. Będę delikatny. – Czułem jak jej ciało rozluźnia się. Przymknęła powieki i rozchyliła usta. Oddała się mi w pełni.
Zdjąłem ostatnią barierę dzielącą mnie i ją. Zbliżyłem twarz do jej wygolonego łona. Pachniało cudownie. Czułem cytrynę i kobiece soki obficie wypływające z jej szparki. Ucałowałem wargi sromowe wywołując głośny jęk.
- Poczekaj ja się dopiero rozkręcam – uśmiechnąłem się, ale ona nic nie widziała. Miała zamknięte oczy.
Wróciłem do sprawiania rozkoszy mojemu aniołowi. Ponownie ucałowałem jej kobiecość. Przejechałem językiem wzdłuż szparki zostawiając mokry ślad. Pisnęła z rozkoszy i uniosła biodra w górę. Oczami wodziłem po jej idealnych piersiach zakończonych różowymi sutkami.
Wsunąłem język w jej kobiecość. Było widać, że jest dziewicą. Bardzo intensywnie reagowała na delikatne pieszczoty. Boże! Ona jest cudowna.
Jeździłem językiem wzdłuż jej szparki i wsłuchiwałem się w jej donośne jęki. Były jak najpiękniejsza muzyka. Dotknąłem lekko jej łechtaczki. Ruszyła niespokojnie biodrami i jęknęła głośno.
- Co jeśli wrócą teraz twoi rodzice? – zapytałem odrywając się od jej skarbu.
- Gówno mnie to obchodzi! – wysapała.
Wsunąłem język w jej kobiecość. Lizałem jej łechtaczek. Zacisnęła uda na mojej głowie, piszcząc z rozkoszy. Zacząłem namiętnie ssać jej łechtaczkę łaskocząc ją końcówką języka. Czułem, że dochodzi. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Uniosła biodra ponad pościel i krzyczała wniebogłosy. Zacisnęła dłonie na pościeli. Jej uda mocniej ścisnęły mają głowę. Moją twarz pokryły soki wypływające z wnętrza kobiecości Kori.
Położyłem się obok niej. Czekałem aż dojdzie do siebie. Otworzyła oczy mieniące się bursztynowym blaskiem. Pocałowałem jej pełne usta. Mój język wślizgnął się między czerwone wargi. Nasze języki splotły się w namiętnym tańcu. Pierwszy raz całowałem się z dziewczyną, która miała kolczyk w języku. Jej dłoń błądziła po moim torsie przyjemnie łaskocząc. Przybliżyła twarz do blizny biegnącej od prawego sutka aż do pępka. Przejechała językiem po całej jej długości. Jęknąłem głośno.
- Jesteś gotowa? – mój głos się zmienił. Był jakby obcy, jakby nie mój.
- Jak nigdy – zamruczała mi do ucha przygryzając jego płatek.
Położyła się na wznak na czystej i pachnącej pościeli, a ja usadowiłem się między jej rozłożonymi udami. Jej piękna szparka zapraszała mnie do środka. Ująłem członka w dłoń i przejechałem mim po rozgrzanej szparce. Pisnęła z rozkoszy. Chciałem jak najdłużej droczyć się z nią, ale to było zbyt trudne. Byłem na maksa podniecony. Czułem jak w moich lędźwiach płonie żywy ogień.
- Zrób to wreszcie! – jęknęła błagalnie.
Główka penisa zagłębiła się w pochwie wywołując jęk. Nie do końca wiedziałem czy to był mój jęk czy jej. Poczułem opór. Zawahałem się. Co jeśli ją skrzywdzę? Jeśli będzie ją boleć? Nie chcę by cierpiała! Chcę się z nią kochać, bardzo! Podniosła się i podparła na łokciach. Zbliżyła czerwone wargi do mojego ucha i wyszeptała cudowne słowa.
- Zrób to! Jestem cała twoja.
Raz kozia śmierć. Pchnąłem mocniej czując jak przerywam cienką barierę. Pokój wypełnił krzyk bólu. Wiedziałem!
***
Czułam się jakbym płynęła po bezkresnym morzu przyjemności. Silnie dłonie Mateusza były równie delikatne co sprytne. Bezbłędnie odnajdywały najczulsze miejsca. Jego usta były słodkie, a język zwinny. Było tak pięknie. Zaraz miałam stać się prawdziwą kobietą.
Niestety. Przyjemność przerwał ból. Ostry i nieprzyjemny. Krzyknęłam głośno. Mateusz napiął wszystkie mięśnie. Chciał się wycofać, ale ja mu nie pozwoliłam. Chwyciłam go za pośladki i docisnęłam do swojego łona. Pisnęłam z bólu. Musiałam wziąć się w garść.
- Rób swoje. Zaraz mi przejdzie – wydyszałam.
Zarzuciłam mu nogi na biodra. Zaczął powoli poruszać biodrami. Ból stał się znośny. Z chwili na chwile stawał się coraz mniejszy. Ustępował miejsca niezrównanej rozkoszy. Moje donośne jęki mieszały się z cichymi westchnieniami Mateusza. Czułam fale gorąca rozchodzące się po całym ciele. Mateusz dyszał głośno jakby właśnie biegł przez pustynie w samo południe. Oparł głowę o moje ramię. Wytrwale pracował biodrami. Czułam zbliżający się kres. Mateusz przyspieszył. Jego biodra poruszały się w przód i w tył zadając mi rozkosz.
***
Czułem jak mięśnie jej pochwy zaciskają się na moim członku. Uniosła biodra. Krzyczała miotając się pode mną. Tego było zbyt wiele, nie wytrzymałem. Spuściłem się do wnętrza jej kobiecości. Pisnęła czując jak ciepła i lepka sperma wypełnia jej łono po raz pierwszy. Zastygłem w bezruchu, a po chwili opadłem bezwładnie na poduszkę tuż obok Kori. Zamknąłem powieki. W myślach przeżywałem wszystko od nowa. Szkoda, że trwało to tak krótko. Nie chciałem namawiać jej na kontynuacje. Jak by chciała to by sama to zaproponowała. Tym czasem ona wtuliła się we mnie. Jej miękkie piersi rozpłaszczyły się o mój tors.
- Było cudownie – zamruczała. – Niestety musimy wstawać. Moja mama zaraz wróci.
- Szkoda. Jesteś taka ciepła – pocałowałem ją czule w czoło.
- Tak, a poza tym obolała i zmęczona. Nie wiedziałam, że już nie będę miała na nic innego siły. – Wstała z łóżka. Jej uda były całe zakrwawione. Zauważyła, że wpatruje się w czerwone plamy na jej zgrabnych nogach. – Nie przejmuj się. Było cudownie. Idę się umyć.
Nie chętnie wstałem z miękkiego łóżka. Ubrałem się i usiadłem przy dębowym biurku. Na półce nad nim stały puchary. Jeden dla najlepszej siatkarki turnieju mikołajkowego, inny za zajęcie pierwszego miejsca w biegu na cztery kilometry.
Kori wróciła owinięta szczelnie ręcznikiem. Jedną ręką przytrzymywała ręcznik, a w drugiej trzymała moją koszulkę.
- Gdyby mój brat ją zobaczył nie dał by mi spokoju – uśmiechnęła się zalotnie. Była piękna w każdej chwili. Zdjęła z siebie ręcznik i rzuciła je na łóżko, na którym widniała mokra, czerwona plama.
- Będziesz musiała zmienić pościel.
- Trudno. – Sięgnęła do szafy i wyjęła z niej czystą bieliznę. Ubrała ją szybko na swoje boskie ciało, zasłaniając idealnie kobiece kształty. Ubrała się w mgnieniu oka.
Zeszliśmy na dół. Miałem ochotę rzucić się na nią, zedrzeć z niej niebieską bluzeczkę z dekoltem i krótkie dżinsowe szorty. Zrobić powtórkę z tego co stało się na górze. Resztkami woli powstrzymywałem się by nie zrobić czegoś głupiego.
***
Chciałam, żeby został. Żeby przytulił mnie i pozwoli mi zasnąć w swoich ramionach. Niestety moja mama miała lada moment wrócić. Nie ucieszyła by się na widok Mateusza. Odprowadziłam go do drzwi i pocałowałam go na do widzenia. Długi, namiętny pocałunek. Gdy już się od siebie odlepiliśmy, pożegnaliśmy się i wróciłam do domu zamykając za sobą drzwi.
Rozsiadłam się na fotelu gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Do domu weszła mama z zakupami w rękach. Postawiła je na stoliku w kuchni. Podniosłam się niechętnie ze skórzanego fotela. Podeszłam do stolika zaglądając do toreb.
- Pomóc w czymś? – zapytałam nie patrząc na nią.
- Usiądź proszę – powiedziała wpatrując się we mnie. – Musimy porozmawiać.
- Oo nie! – jęknęłam. Wiedziałam co to oznacza.
- Nie stękaj tylko powiedz co się z tobą dzieje. Zachowujesz się co najmniej dziwnie. – popatrzyła na mnie błękitnymi oczami. Nie nawiedziłam tego spojrzenia. – Kochanie martwię się o ciebie.
- Nie masz o co – powiedziałam z naciskiem. – Czuje się świetnie.
- A to co zrobiłaś dziś rano było normalne? – zapytała wyjmując mało z papierowej torby na zakupy.
- Jak najbardziej – warknęłam. Znowu to robi! Udaje dobrą matkę. To, że jest psychologiem nie oznacza, że mnie zna.
- Kori. My honey. – chwyt poniżej pasa. Zawsze mnie na to bierze. Jak nazwa mnie "my honey" przypomina mi się dzieciństwo. – Kocham cię i chcę wiedzieć co się z tobą dzieję. Chciała by też wiedzieć kim był ten chłopak, który wyszedł z naszego domu.
- Nie wiem o kogo ci chodzi – powiedziałam mało przekonująco.
- Nie kłam. – Nie wiedziałam co powiedzieć. Widziała Mateusza. Nie dobrze, zaraz będę musiała jej powiedzieć. Powiedzieć o tym co zrobiliśmy.
- Wróciłem! – Alan wkroczył do domu. Rzucił bluzę na wieszak i wszedł do kuchni. Mama nie zwróciła na niego większej uwagi. – Co jest?
- Właśnie nie wiem! – podniesiony ton głosu oznaczał, że się niecierpliwiła. – Nie chce mi powiedzieć, kim był ten chłopak, który wychodził z naszego domu.
- Aaa! – Alan zrobił rozbawioną minę. Co on kombinuje? – To mój kolega. Zapomniałem do niego zadzwonić, że nie będzie mnie w domu.
- To niby czemu Kori go nie kojarzy? – zadawała pytania jak detektyw, który przesłuchuje szefa gangu narkotykowego.
- Chodzi o takiego z czarnymi włosami i skórzaną kurtka? – mama kiwnęła potakująco głową. – Tak był i szukał Alana. Przepraszam, nie wiedziałam o kogo ci chodzi.
- Wy coś kombinujecie – wskazała na nas palcem. Patrzyła na nasz z pod przymrużonych powiek.
- Nie! – odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- Za pół godzimy kolacja.
Weszliśmy oboje na górę. Chciałam iść do swojego pokoju, ale Alan wciągnął mnie do swojego pokoju. Rzucił mnie na łóżko i usiadł na obrotowym krześle. Patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.
Wpatrywał się w moje uda i piersi.
- Nie patrz się tak na mnie! Przecież jesteś moim bratam!
- Zastanawiam się jak czuł się tamten gościu, patrząc na swoje nagie ciało. – Alan zachowywał się dziwnie.
- CO?! – otworzyłam szerzej oczy.
- Nie udawaj! Myślisz, że nie wiem co robiliście? – wstał i usiadł na łóżku. Uśmiechał się szczerze. Lubiłam gdy się uśmiechał. Przypominał mi się czas gdy byliśmy jeszcze szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Czas gdy mama nie była pracoholiczką, a tata poświęcał więcej czasu mi i Alanowi zamiast chodzić do pubu z kumplami.
- Nie powiesz rodzicom – powiedziałam zaniepokojona. – Jesteś moim bratem.
- Pewnie, że nie powiem. Nie jestem głupi – uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując śnieżnobiałe zęby. Miał oczy mamy. Błękitne jak morze śródziemne.
- Dzięki – pocałowałam go z wdzięcznością w policzek i poszłam do swojego pokoju.
***
Wszedłem do mieszkania. W salonie siedział Szymon z jakąś młodą dziewczyną. Jej kasztanowe włosy opadały luźno na ramiona. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to Aurelia. Szymon uśmiechał się do niej słodko. Mój brat nie był najpiękniejszym facetem, ale brzydki też nie był. Nieco wyższy ode mnie. Miał kręcone, ciemno brązowe włosy, które ścinał na krótko. Oczy miał jaśniejsze niż ja. Zawsze otaczał go wianuszek kobiet. W ostatnim okresie nie miał czasu na dziewczyny. Zajęty był pracą.
Dłoń Szymona spoczywała na odkrytym udzie dziewczyny. Krótka czarna sukieneczka nie wiele zakrywała. Uśmiechała się zalotnie do starszego od siebie Szymona. Nie spodziewałbym się tego po niej. Uważałem ją za ułożoną, grzeczną młodą dziewczynę. Nieźle! Niechże Szymon przejrzy na oczy, bo zaraz mogą wylądować w łóżku. Tak jak... ja i Korin. Na myśl o tym podniecenie powracało ze zdwojoną siłą. Przed oczyma miałem cudowny widok nagiego ciała Kori.
Szymon przybliżył się do Aurelii przesuwając dłoń pod jej sukienkę. Ta zamiast protestować, zaśmiała się uroczo. Musiałem to przerwać. Wszedłem bezceremonialnie do salonu i usiadłem na fotelu. Szymon zabrał dłoń jakby się poparzył. Odsunął się spiesznie od zawstydzonej dziewczyny. Wziąłem pilota w dłoń i zacząłem skakać chaotycznie po kanałach. Nastała długa cisza, którą przerwał Szymon.
- Muszę iść do roboty – wstał i wziął leżącą na oparciu sofy kurtkę. – Cześć Aurelia.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Kątem oka dojrzałem, że czerwieni się jeszcze mocniej. Trzaśnięcie drzwi oznaczało, że Szymon opuścił już mieszkanie.
- Wiesz, że nie przyszłam do Szymona – Aurelia mówiła cicho. Wyłączyłem telewizor i usiadłem przodem do niej. Popatrzyła na mnie czule. Nie odwzajemniałem tego uczucia. Mimowolnie spojrzałem na wyeksponowane uda dziewczyny. Zauważyła to i rozchyliła je lekko. Spojrzałem jej w oczy. – Podobam ci się?
- Aurelia, posłuchaj... - nie wiedziałem co jej powiedzieć. - ... jesteś młoda i piękna, ale nie jesteś dla mnie. Jestem dla ciebie za stary.
- Wcale nie – powiedziała stanowczym tonem, ale chyba sama nie wierzyła w to co mówi. – Jestem dojrzałą dziewczyną jak na swój wiek. Jestem gotowa na to by dzielić z kimś uczucia.
- Nie zaprzeczam – przerwałem jej. – Ale ja nie jestem gotowy na to by być z tak młodą dziewczyną jak ty. Powinnaś znaleźć kogoś w swoim wieku.
- Mateusz! – do oczu napłynęły jej łzy. Będzie beczeć! – Ja cię kocham. Wiek to tylko liczby! Między niektórymi ludźmi jest ponad dziesięć lat różnicy. Między nami tylko trzy.
- Dla mnie to dużo.
- Masz kogoś – powiedziała łkając. – Masz kogoś, dlatego mnie nie chcesz! To pewnie ta blond siksa. To przez nią!
Miałem ochotę złapać ją za włosy i wywalić za próg. Powstrzymywało mnie tylko to, że jest młodą dziewczyną. Dziewczyn nie bije się nawet kwiatkiem. To jedyna rzecz jaką nauczył mnie ojciec.
- Aurelia dość! Przykro mi, ale marnujesz czas.
- Pokarzę ci, że nie jestem gorsza od niej – wstała i wybiegła z mieszkania.