Minimum
21 marca 2017
Szacowany czas lektury: 6 min
Znienawidzone imię Klaudyna towarzyszyło jej od dwudziestu lat. Wszystko inne udało się jej zmienić według własnego życzenia. Poznany jeszcze w gimnazjum Paweł objawił się jako miły i ciepły chłopak, któremu warto było zaufać. Jego też zdążyła już poprzerabiać, rozkazując mu porzucić swoje zamiłowanie do koszulek z superbohaterami na rzecz koszul, oczywiście w modnym wzorze i obowiązkowo wpuszczonych w wyprasowane spodnie. Szczęśliwie nie musiał rozstać się ze swoimi kumplami, bo ci nie wydawali się rzutować na jego nowy wizerunek. Przynajmniej w mniemaniu Klaudyny.
Teraz siedziała przy ognisku. Udało się jej skupić oczy wszystkich zebranych, śpiewając stare kawałki pisane przez podobnych jej pokoleniu ludzi. Paweł z zapałem akompaniował na gitarze i dało się zobaczyć na jego spokojnej zazwyczaj twarzy wielkie zaangażowanie, uwolnione przez pasję do gry i kilka piw. Ona przymykała delikatnie oczy, trzymając ręce na brzegu luźnej spódnicy i kołysząc się mimowolnie. Czarną bluzkę bez dekoltu wybrała z rozmysłem – nigdy nie chciała wystawiać swojego małego biustu, choć to pewnie kompleks zauważalny tylko dla niej. Siedziała za to na bardzo foremnych pośladkach i dobrze o tym wiedziała.
Przez rzęsy znowu spotkała się ze spojrzeniem Kamila. Ten nowy facet jej przyjaciółki, Agaty wyjątkowo upodobał sobie męczenie ludzi spojrzeniem niebieskich jak jezioro Bajkał oczu. Krótka blond fryzura i gładkie policzki świadczyły o jego schludnym wizerunku. Zazwyczaj nosił dopasowane koszulki polo i dżins na nogach. Nie mogła powiedzieć o nim zbyt wielu złych rzeczy i było to o tyle niesamowite, że przecież wiedziała absolutnie wszystko, co działo się w jego związku z Agatą, siedzącej naturalnie tuż obok. Podobno lubił sadzać ją na górze, a kiedy już brakowało jej sił, wtedy przewracał ją na brzuch, unosił żelaznym ściskiem za biodra i dopełniał dzieła penetrując ją bez pardonu od tyłu.
Na szczęście, piosenka się skończyła i mogła spokojnie dokończyć tę scenę na ekranie swojej wyobraźni. Pewnie zaczynali od pieszczot oralnych, które Klaudyna i Paweł dopiero poznawali. Niedawno dała się namówić na fellatio, ale tylko w gumce, dlatego Paweł kupował te smakowe. Jego dbałość o partnerkę rozczulała i Klaudyna starała się mu się odwdzięczyć zwalczając swoje obrzydzenie. Denerwowała ją ta młodzieńcza nieporadność, bo mimo swoich uprzedzeń, chciała się kochać w pełni świadomie i bez hamulców.
- Chylę czoło, bardzo ładnie śpiewasz. - pierwszy odezwał się Kamil, kiedy podszedł do niej możliwie jak najbliżej. Usiadł na pieńku obok.
- Dziękuję.
Oboje rozejrzeli się po otoczeniu. Większość obecnych miała zdecydowanie dość, a polegli dawno spali za ich plecami, rozłożeni na starych kocach przygotowanych specjalnie do tego celu. Kamil wyciągnął z kieszeni pęk kluczy z brelokiem banana. Wymówił się od picia zażywaniem antybiotyku na chore ucho. Klaudyna spojrzała na miniaturkę owocu i uśmiechnęła się możliwie jak najdyskretniej.
- Chyba już czas na nas, nie uważasz?
Kamil podjechał swoją sfatygowaną furgonetką i spakował kilku chętnych do środka. Dwa miejsca obok niego zajęły Agata i Klaudyna. Paweł zdecydował się zostać z najwytrwalszymi rzępoląc im szanty i piosenki żołnierskie. Wnętrze busa szybko wypełniło się mieszanką zapachów. Od przykrego potu do słodkiej woni kobiecych perfum, zdecydowanie bardziej intensywnych od męskich. Objechali całą okolicę. Agata postanowiła wystawić głowę przez okno, bo przypomniał się jej ten zwyczaj z dzieciństwa. Gdy podjechali pod jej dom i wyszła z samochodu nagle uderzyło ją to, co wlała w siebie w ciągu wieczora. Ledwo ustała na nogach i po zapewnieniach o swoim wyśmienitym stanie, powlokła swoje ciało w stronę drzwi. Kamil ruszył z wolna patrząc w lusterko: chciał się upewnić, że jego połowica nie zaliczyła wywrotki.
- Masz coś przeciwko postojowi na papierosa?
- A poczęstujesz mnie jednym? - Kamil nic nie odpowiedział tylko przyspieszył nie mogąc się doczekać, aż dotrą na miejsce.
Trudno było się zorientować, gdzie się zatrzymali. Na pewno nad jakąś rzeką i w zasadzie tyle Klaudyna mogła zauważyć. Kamil otworzył drzwi przesuwne i usiedli u progu wejścia na pakę. Spoglądała na niego z profilu, a on nic sobie z tego nie robił. Nie odwracając oczu mógł spoglądać na jej wypielęgnowane stopy schowane w butach na koturnie. W końcu spojrzał na nią, żeby nie przeciągać tej dziwnie napiętej chwili.
- Coś nie tak?
- Mogłabym zapytać o to samo. - przełożyła nerwowo przekładając nogę na nogę. Nie zauważyła jak odsłoniło się jej kolano.
- Rozwiniesz?
- Przez cały wieczór czułam na sobie twoje oczy. Ubrudziłam się, zrobiłam coś nie tak?
- Po prostu mnie zadziwiasz. - nie odpowiedziała nic, tylko rzuciła jeszcze głębszym spojrzeniem. - Masz taki romantyczny styl, podobają mi się twoje czerwienie i róże.
Dopiero teraz pokazała swój najmocniejszy odcień, a mianowicie jej policzki spłonęły rumieńcem. Nie spodziewała się takiego konkretu. Cisza przeciągnęła się o kolejnych kilkanaście oddechów, ale nie odezwał się. Musiała poradzić sobie z nią sama. Położyła ręce na gorącej szyi i spojrzała w dół.
- I co?
- Chodź do środka. - rzucił peta pod nogi, energicznie go zadeptując.
Gdy tylko zatrzasnął drzwi, pozatykał wszystkie okienka dedykowanymi dla tego modelu zasłonkami. Rozbłysła lampka zasilana gniazdem od zapalniczki. Lekko skorodowaną podłogę pokrywały te same koce, co na plaży, na szczęście ocalałe i suche. Położył ręce na jej ramiona i zmusił ją do uklęknięcia. Zrobił to samo. Przesunął ręce na jej pośladki i dopiero po zbadaniu ich jędrności pocałował ją jakby nabrał powietrza po nurkowaniu. Ręce wróciły na górę, ale teraz ściskały piersi nieskrępowane stanikiem. Z rozmysłem nie drażnił sutków, zrobił to gdy odchylił bluzkę i ucałował obie wypukłości.
Klaudyna na samym początku pozostała bierna, wciąż oszołomiona prędkością wydarzeń na tle czasu, który nigdy nie załamał się w jej życiu równie gwałtownie. Kamil dopadł do jej majtek – rozbawił go ich aseksualizm. Był to najbardziej standardowy krój ze wszystkich we Wszechświecie. Spodziewał się czegoś więcej odkrywając brak biustonosza. Zajęło go to tylko chwilę, bo nie było czasu do stracenia. Klaudyna zaangażowała się dopiero unosząc biodra w jego kierunku, kiedy całował uda od wewnątrz. Z satysfakcją stwierdziła, że nie rzucił się od razu na jej łechtaczkę: pozwolił jej nabrzmieć unikając niepotrzebnego bólu. Wyciągnęła ręce do tyłu poszukując uchwytu, a chwilę później poczuła wilgotne chropowate dłonie pod pośladkami. Wyglądało to jakby Kamil pił pożywny bulion i chciał wychylić miskę dla ostatnich kropel. Nagle oderwał się od niej i krzątając się przez kilka bardzo długich sekund nakładał prezerwatywę. Bierny obserwator zauważyłby tylko sekwencję wprawnych ruchów.
Wszedł w nią nie zatrzymując się nawet na chwilę. Tak jak wytrawny kucharz, który nie może wycofać ostrza jeśli chce ukroić zgrabny kawałek ryby do sushi, obchodził się z żarem i ciasnotą pomiędzy nogami brunetki. Jej grzywka przylepiła się do czoła, ale nie dbała o to. Widać nawet próżna natura jedynaczki musiała poczekać. Klaudyna była teraz zajęta przyjmowaniem kolejnych pchnięć i wkrótce zaczęła jęczeć w ich rytm.
W głowie zamajaczyła mu myśl, by jak zwykle obrócić partnerkę na brzuch i dokończyć od tyłu. Bał się jednak, że gdy tylko odsunie ją od siebie rozpłynie się w parnym powietrzu skotłowanym w tej blaszanej puszce na czterech kołach. Zamknął jej usta pocałunkiem. Zapomniał się aż do momentu znajomych skurczów oplatających jego członek. Powstrzymał się od chęci przyspieszenia i skończył kilkanaście pchnięć po niej.
Drugiego papierosa palił już sam. Klaudyna musiała jeszcze poleżeć i pozbierać się w znajomą sobie całość. Powiew nocnego wiatru przyniósł jej otrzeźwienie, wreszcie podniosła głowę oceniając swoje położenie. Bez pytania zabrała peta i postanowiła nie myśleć. Zbadała tylko rękami, czy wszystko (poza fryzurą) jest na swoim miejscu. Zawstydziła się tylko mieszku na wzgórku łonowym, ale to zdecydowanie było jej najmniejsze zmartwienie.
Jak na komendę wstała i wciągnęła na siebie w niepotrzebnym pośpiechu każdy kawałek materiału. Do rozstania nie wymienili ani jednego słowa. Nie musieli.