Księżycowa opowieść (II)
12 lutego 2012
Księżycowa opowieść
Szacowany czas lektury: 33 min
"Będą ci grały skrzypce lipowe
będą śpiewały jarzębinowe
drzewa, liście, ptaki wszystkie
Będę z tobą tańczyć
bajki opowiadać
słońce z pomarańczy
w twoje dłonie składać"
Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi mojego domu i przekręciłam w nich klucz poczułam się nieco bezpieczniej. Oparłam się plecami o ścianę obok, osunęłam się po niej na podłogę i schowawszy twarz w dłoniach próbowałam poskładać to wszystko do kupy. Nie mieściło się to w ramach mojego postrzegania świata, było całkowicie sprzeczne z moim realnym, naukowym podejściem do życia. Owszem, słyszałam o wampirach, ba! Z jednym nawet miałam do czynienia, ale był to zwykły psychol biegający po mieście z nożem, okrzyknięty tym mianem przez żądne sensacji media. Swoją uroczą ksywkę uzyskał po tym jak praktycznie zrobił filet z czterech moich poprzedniczek i nadal pozostawał nieuchwytny. Aż do mojego przypadku. Nawet miłość tłumaczona była przeze mnie działaniem kilku związków chemicznych. A tu nagle takie coś...
Nie chciałam być teraz sama. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam szukać numeru do koleżanki, ale...
"I co jej powiem? Cześć, tak sobie do ciebie dzwonię o trzeciej nad ranem, bo wiesz, spotkałam wampira." nie brzmiało to dobrze. Odłożyłam telefon zrezygnowana.
"Wampir? Tu, w tym świecie? Na moim osiedlu? Przy mnie?" myśli przelatywały przez moją głowę. Miałam wrażenie jakby granica między snem a jawą zatarła się zupełnie. Dotknęłam ranki na szyi, krew przestała lecieć, a teraz wyczuwałam pod palcami tylko mały strupek. Jeszcze przed chwilą sunęły tędy jego usta. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Jej chłód przypominał jego ciało. Silne, niczym betonowe dłonie trzymające moje biodra, dociskające mnie do jego brzucha. Strach powoli odpuszczał, rozpuszczany przez ogień jaki znów pojawiał się między udami. Kolejne kadry dzisiejszej nocy pojawiały się w mojej głowie. Jego język pieszczący wnętrze moich ust. Usta ssące moją dolną wargę. Ostre zęby łapiące brzeg mojego ucha. Znów delikatne wargi ssące płatek ucha.
"Gdyby nie to że chciał bym była jego drinkiem, wieczór mógłby być całkiem przyjemny..."
Po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym by jakiś mężczyzna dotykał mnie w ten sposób. By dotykał mojego ciała, by zobaczył to, co tak skrzętnie ukrywałam od kilku lat pod bluzkami. By dotykał mojego okaleczonego brzucha. By scałował ze mnie strach, ból i gniew.
"Czy da się zresocjalizować wampira?"
***
Pałętałem się bez celu po lesie, aż wstało słońce. Usiadłem na wzgórzu i czułem jego ciepłe promienie na zimnej skórze. Kąpałem się w jego złocie. Nie wierzcie proszę w te bzdury, że wampir boi się światła. Bujda na resorach. Kolejny mit to czosnek. Ja bardzo lubię czosnek. Brak odbicia w lustrze- mit. Woda święcona - mit. Krucyfiks i inne krzyżyki- mit. Osinowe kołki i srebro to już inna historia, ale ich stu procentową skuteczność też możecie sobie darować. Biblia? Z całym szacunkiem- możecie próbować rzucić nią w wampira, ale raczej to go nie zaboli. Sposób, w który "zabija się" nas jest dość przewrotny, biorąc pod uwagę że jesteśmy już praktycznie martwi. Martwi, czyli nasze serca nie biją, a to właśnie jego usunięcie z naszego, że tak powiem organizmu, powoduje zejście z tego świata. Wyrwanie, a następnie spalenie go w oczyszczającym ogniu. Nie wiem dlaczego tak jest. Po prostu jest i już.
Zamknąłem oczy i znów widziałem ją przed sobą. Ciepła. To właśnie jej ciepło i zapach były takie fascynujące. Tej iście wybuchowej mieszanki dopełniały jeszcze zielone oczy z żółtymi plamkami wokół źrenicy. Ciemne, falujące wokół twarzy, spływające po plecach do pasa włosy. Przyjemnie było zaplątać w nich dłonie. No i ten zapach. Czysty, świeży, dziewiczy. Czy to możliwe by wciąż była... nietknięta? Wiedziałem już, że muszę zrobić wszystko by była moja.
"Choćbym miał smażyć się w... Bardzo zabawne. No właśnie, nie mam nic do stracenia. Mogę tylko zyskać."
***
"Tylko kilka drobiazgów, cholera jasna. Jeszcze kawałek i będę wiązać buty na stojąco."
Wyszłam ze sklepu obładowana zakupami. Już prawie byłam przy samochodzie, gdy urwał się uchwyt od jednej z toreb i jej zawartość radośnie poturlała się we wszystkie strony. Pozbierałam co się dało i otworzyłam auto. Gdy wszystkie zakupy były już w bagażniku i chciałam go zamknąć...
- Jeszcze woda.- usłyszałam za plecami głos. Ten głos. Jego głos. Ciarki przeszły mi wzdłuż kręgosłupa, ale powoli się odwróciłam. Stał tam, w tej samej kurtce co dzisiejszej nocy z wyciągniętą ręką trzymającą butelkę.
- Dziękuję.- Wyciągnęłam rękę i czekałam aż sam podejdzie i mi ją poda. Uniósł brew, chyba zdziwiony moim zachowaniem, ale podszedł i mi ją oddał.
- Czy my... Czy moglibyśmy...- Zaczął niepewnie.
- Tak.- Przerwałam mu szybko.- Za godzinę w oranżerii ogrodu botanicznego. Skinął tylko głową i odszedł, a ja wskoczyłam do auta. Czułam jak drżę na całym ciele.
"Co ja najlepszego wyprawiam, do cholery."
W domu wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż i spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami. Pierwszy raz zauważyłam, że faktycznie jest w nich wyczuwalna brzoskwinia. A to dopiero kilkanaście godzin bez papierosa. Nawet jakoś niespecjalnie mnie ciągnęło, żeby zapalić. Patrzyłam na siebie w lustrze. Młoda kobieta o smutnych zielonych oczach. Oczy zwierciadłem duszy. Moja dusza była smutna. Nie to co powierzchowność- dla ludzi zawsze uśmiechnięta. W środku byłam przerażoną nastolatką w objęciach psychopaty. Jak zaszczute zwierzątko. Tyle lat, a ja wciąż nie mogę się od tego uwolnić. Podniosłam brzeg bluzki i opuszkami palców przesunęłam po bliźnie. Na tle opalonej skóry była wręcz perłowo biała. Przypominała półksiężyc. Idealnie wycięta, nieco szersza na środku i wąska na końcach. Chirurg naprawdę bardzo starał się zaszyć ją jak najdokładniej, ale rana była w takim miejscu, w którym skóra wciąż pracuje, więc siłą rzeczy lekko się naciągała.
"Będziemy razem już do końca."
A gdyby tak on przesunął swoją chłodną dłonią po niej? Gdyby tak wyssał z niej cały ból i strach swoimi pełnymi ustami... Poczułam gęsią skórkę pod palcami. Czas już iść.
Na miejscu byłam po kilku minutach. Weszłam do oranżerii i usiadłam na ławce pod nieznaną mi rośliną. Miała dziwne kolczaste łodygi, jakby kaktusowate, zwieszające się z góry wraz z korzeniami, tworząc w ten sposób coś na kształt niszy, co zręcznie wykorzystali ogrodnicy i wstawili tam ławkę. Nie czułam strachu. To było coś bardziej jak trema przed pierwszą randką.
"Świetnie. Randka z wampirem. No nie mogłam lepiej trafić."
- Królowa Nocy.- Usłyszałam znany już głos.
- Słucham?- Odniosłam wzrok. Nie słyszałam jego kroków. Jak on to robi?
- Roślina za twoimi plecami to Królowa Nocy, Cereus Grandiflorus. Kwitnie jedną noc. Ponoć tylko raz na sto lat.- Wyjaśnił.
- Twoja wiedza jest imponująca. Arturze.- Pierwszy raz zwróciłam się do niego po imieniu. Zauważyłam, że aż drgnął na dźwięk swojego imienia.
- Klaro.- Powiedział jakby smakował to słowo. - Nieczęsto słyszę swoje imię.
- A jak zwykle cię nazywają?
- Zwykle? A to różnie bywa. Drań, potwór, zwierzę, demon, diabeł, morderca, sukinsyn...- Zawiesił głos i przygryzł dolną wargę. Zaskoczył mnie, że tak otwarcie o tym mówił, ale po tym co zobaczyłam w nocy, udawanie kogoś innego byłoby bez sensu.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi.- Mruknęłam pod nosem.- Uroczy repertuar, jest z czego wybierać. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać to wolałabym poprzestać na Arturze.
- Nie jesteś zdziwiona że nazywają mnie w ten sposób... Rozumiem. Ja za to jestem zdziwiony, że chcesz nazywać mnie po imieniu, a tym bardziej że chciałaś się spotkać.- Spojrzał na mnie z ukosa.
- Cóż, nigdy nie spotkałam kogoś takiego... Jak ty. Jestem typem naukowca, fascynują mnie niezwykłe przypadki.- Uśmiechnęłam się lekko.
- Czy ten niezwykły przypadek mógłby zaprosić cię do siebie na drinka?
- Na drinka? Rozumiem, że mam sobie wbić w tyłek małą parasolkę i zawiesić plaster cytryny na uchu. Czy życzy pan sobie słomkę?- Sama zdziwiłam się, że tak lekko o tym mówię, że żartuję z tego. Jakby nie patrzeć chodziło o moje życie. Ale patrzyłam na niego teraz i czułam że jest ostatnią osobą... ostatnim kimś na tym świecie, kto chciałby zrobić mi krzywdę. Wyczuwałam to w jakiś niewytłumaczalny sposób. Strasznie się zmieszał i wbił wzrok w podłogę.
- No, dobrze.- Westchnęłam.- Chodźmy na drinka. Do ciebie. Ale ostrzegam, że mam przy sobie czosnek, biblię, wodę święconą i różaniec. - Puściłam do niego oko. Spojrzał na mnie unosząc brwi wysoko.
- Niezły arsenał.- Pokiwał głową udając ogromne uznanie.- Przysięgam, że nie będą ci potrzebne.- Powiedział z ironicznym uśmieszkiem kładąc rękę na sercu i lekko się ukłonił.
- Wampir z ręką na sercu. Bardzo zabawne - uniosłam brew.
- Wierz mi, to najcenniejsze co posiadamy.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, w salonie, przy niskim stoliku z okrągłym kamiennym blatem.
Z głośników nieśmiało sączyły się dźwięki jakiejś opery. Muzyka poważna to kompletnie nie moja bajka, ale pomyślałam wtedy, że pasuje do tego wnętrza. Popołudniowe letnie słońce wdzierało się do pomieszczenia przez wielkie okno, oblewając swoim złotem całą siedzącą sylwetkę Artura. Sączyłam słodkie Mojito i przyglądałam się bliźnie na jego twarzy. Chirurg, który go zszywał stanowczo nie był mistrzem robótek ręcznych, albo przynajmniej był nieźle wstawiony. Artur milczał wpatrując się w grube dno szklanki wypełnionej whisky.
- Paskudna, prawda?- Odezwał się w pewnej chwili. Jego głos rozciął ciszę, a ja poczułam jak rumieniec oblewa moją twarz.
- Nie... Ja... Przepraszam. - Bąknęłam zmieszana.
- Nie musisz przepraszać. Wszyscy się gapią. Nie przeszkadza mi to już, kwestia przyzwyczajenia. - Upił łyk ze swojej szklanki spoglądając mi prosto w oczy. Zastanowiło mnie dlaczego jego oczy są teraz brązowe, a nie czerwone lub czarne jak wcześniej.- To szkła kontaktowe.
- C... co szkła?- Zaskoczył mnie.
-Moje oczy są teraz brązowe, bo mam założone szkła kontaktowe, przecież zastanawiałaś się nad tym przed chwilą. Zwykle są czerwone, tak jak widziałaś wczoraj, lub... czarne, co też widziałaś. Nie mogę przecież biegać z takimi oczyma po ulicach, więc noszę szkła. Wierz mi, przez tysiące lat wampiry do perfekcji wykształciły swoje umiejętności maskowania się.
- Skąd wiesz o czym myślałam? - Przestraszyłam się.
- Oczy są zwierciadłem duszy, moja droga. - Znów upił łyk whisky.
- Mógłbyś je zdjąć?
- Mógłbym, ale nie jestem pewien czy chcesz oglądać tą moją demoniczną powierzchowność. - Zadrwił lekko.
- Chcę.
- Skoro nalegasz.- Rozchylił najpierw jedną powiekę, później drugą i odłożył dwa brązowe szkiełka na biały blat. Spojrzał na mnie teraz swymi rubinowymi oczami. Słońce padające nań od boku, powodowało, że oczy zdawały się wręcz świecić. Przyglądałam mu się z na wpół otwartymi ustami.
- A dlaczego wczoraj były czarne? - Tym razem ja upiłam łyk swojego drinka.
- Czarne robią się wtedy gdy jestem głodny. To znaczy - spragniony, gdy poluję. Lub w innej sytuacji. - Dokończył szybko. - Zrobić ci jeszcze jednego? - Wskazał na moją pustą już szklankę.
- Tak, poproszę.- Podałam mu ją. - To znaczy w jakiej sytuacji?- Dociekałam dalej.
- To znaczy, że nie powinnaś się tak interesować, bo może to się źle dla Ciebie skończyć.- Próbował urwać temat. - Więcej limonki?
- Nie, dziękuję. Co to znaczy że może to się źle dla mnie skończyć? - Droczyłam się z nim.
- To znaczy, że mogę na przykład zrezygnować z picia swojej whisky, a zacząć pić inny, mocniejszy dla mnie alkohol. - Odwrócił się plecami do mnie i przygotowywał kolejnego drinka. Czułam że jest bardzo spięty, ale chciałam go jakoś oswoić z tym, że akceptuję go takim, jaki jest, że jego natura nie jest dla mnie tabu. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Postawił przede mną pełną szklankę słonecznego Mojito.
- Rozumiem, że to może się stać jeżeli będę myśleć o tym... - Spojrzałam mu prosto w oczy. Zupełnie jakbym rozciągnęła pomiędzy nami przewód przesyłający do jego mózgu te wszystkie obrazy. Jak sadza mnie znów na blacie, jak sunie dłońmi po moich udach stojąc między nimi, jak podciąga mi spódniczkę, jak powoli wysuwam swój język i sunę nim po ustach, jak wplątuję dłonie w jego włosy, a on sunie językiem po mojej szyi, wprost na dekolt, jak zsuwa jedno ramiączko bluzki i stanika i lekko wpija się ustami w moje nagie ramię, jak rozpinam guziki jego koszuli i zsuwam mu ją na ramiona, jak głaszczę jego twardą pierś i przesuwam dłonie niżej, na wyrzeźbiony brzuch...
Oczy mu lekko pociemniały i nieco je przymrużył.
- Igrasz z ogniem dziewczyno. - Powiedział zduszonym głosem.
- Naprawdę? Ja bym powiedziała, że jesteś raczej zimny jak stal. - Odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem.
- Uważasz, że jestem zimny?
- Uważam, że boisz się bardziej niż ja.
- To prawda, boję się że mogę zrobić ci krzywdę.
- A ja boję się, że uciekniesz gdy zobaczysz moją małą pamiątkę.
- Pamiątkę? - Spojrzał pytająco.
- Przecież wiesz co się wydarzyło. Widziałeś to we mnie wtedy, nad strumieniem. Dlatego mnie puściłeś, prawda?
- Tak... - Spuścił wzrok. - Pokażesz mi ją?
Nigdy nie chwaliłam się nią nikomu, nie pokazywałam. Byłam zaskoczona jego pytaniem. Chyba to zauważył.
- Przepraszam, nie powinienem był o to prosić. Chodź, pokażę Ci resztę mojego domu. - Wyciągnął do mnie rękę.
Oprowadził mnie po swojej niewielkiej willi. Pokoje urządzone były dość nowocześnie, ale przytulnie i ze smakiem. Wszystkie pomieszczenia były w jasnych barwach, biel, szarość, odrobina brązu. Nie przypominało to w niczym wampirzych krypt z filmów. Przechodziliśmy przez korytarz, którego jedna ze ścian wyłożona była lustrem od podłogi po sam sufit. Bezwiednie zatrzymałam się przed nim, spojrzałam na odbicie Artura i złapałam jego spojrzenie. Stanął za moimi plecami i delikatnie oparł dłonie na moich ramionach. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Lustrował z góry na dół. Zsunął jedną rękę powoli do pasa i złapał za brzeg mojej bluzki. Podsunął ją nieco wyżej, ale złapałam jego dłoń.
- Pokaż mi swoją tajemnicę. - Szepnął patrząc mi prosto w oczy. Zamknęłam swoje i puściłam jego dłoń, dając mu tym nieme przyzwolenie.
***
Chciałem by otworzyła się przede mną. By pozwoliła mi być bliżej. Patrzyłem na nią w lustrze i nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ja, nikt, pomiot i ona, najpiękniejsza jaką w życiu spotkałem, kusząca, czysta, niewinna, pachnąca, brzoskwiniowa... Stała teraz przede mną, trzymałem ją w dłoniach. Jej skóra na tle mojej zdawała się promieniować jak słońce.
"Słońce z pomarańczy, w twoje dłonie składać..." przypomniały mi się słowa piosenki. Chciałem lekko unieść jej bluzkę, ale mi nie pozwoliła.
- Pokaż mi swoją tajemnicę. - Błagałem. Widziałem jak zamyka oczy i poddaje się mojej woli. Podsunąłem jej bluzkę jeszcze wyżej, oparła się o mój tors i poczułem jaka jest ciepła. Pochyliła głowę do przodu jakby chciała ukryć przede mną swoją śliczną twarz. Podciągałem bluzkę coraz wyżej, odsłaniając jej bliznę centymetr po centymetrze, aż dotarłem do stanika. Prawie jęknąłem gdy zobaczyłem ostry kontrast bieli z jej opaloną skórą, chciałem jej więcej. Podsuwałem bluzkę wyżej, a ona podniosła ręce i pozwoliła mi zdjąć ją całkiem. Włosy opadły jej na przód, zasłaniając piersi spowite w śnieżnobiały stanik. Odsunąłem je w tył skręcając lekko w kitkę. Znów dotknąłem jej ramion i mój wzrok ślizgał się po jej brzuchu. Chłonąłem ten obraz całym sobą.
- Jesteś... Jesteś taka piękna. - Czułem się przy niej jak młodzieniaszek. Jakbym pierwszy raz miał do czynienia z kobietą.
- Kiedy się nie rozbieram, mogłabym nawet podzielić twoje zdanie.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem.
- Proszę... Przestań. - Wydusiła.
- Spójrz na siebie. - Podniosłem jej podbródek, ale miała zaciśnięte powieki.
- Nie chcę.
- Spójrz, jaka jesteś piękna.
- Nie jestem.
- Jesteś. Tylko spójrz. Masz piękne nogi. Gdy tylko cię dzisiaj zobaczyłem, w mojej głowie od razu pojawił się obraz, jak oplatasz mnie nimi w pasie. Cudowne biodra, kryje się w nich iskra.- Sunąłem koniuszkami palców po jej krągłościach. Czułem że zaczyna się rozluźniać, więc pozwoliłem sobie na więcej i delikatnie dotknąłem jej brzucha. Wszystkie jej mięśnie znów się spięły. - Taka gładka, ciepła... - Szeptałem jej do ucha.
- N... Nie chcę. - Chciała się odsunąć, ale lekko przytrzymałem ją w pasie.
- Ciiii... Proszę, otwórz oczy.
- Nie.- Zaczynała się niecierpliwić, denerwować się.
- Poznałaś moją tajemnicę, nie odepchnęłaś mnie. Ja znam rąbek twojej, ale wierz mi, że jeśli poznam ją całą, też cię nie odepchnę. - Mówiłem cicho. Wreszcie spojrzała w lustro, z niechęcią, z obrzydzeniem taksując swoją bliznę. Dotknąłem jej. U samej góry, pod piersią i sunąłem po niej do jej koniuszka. Jasny półksiężyc dość mocno kontrastował ze skórą. - Akceptuję cię taką, jaka jesteś. Przyjmę twoje piękno, jeśli tylko zechcesz ofiarować mi go choć odrobinę.- Spojrzała na mnie w lustrze.- Przyjmę każdą ilość. - Puściłem do niej oko.
Czułem że znów się rozluźnia, więc kontynuowałem swoją wędrówkę po jej ciele. Już nie zamykała oczu, patrzyła jak moje dłonie suną w górę i w dół po jej bokach, brzuchu, biodrach. Wsunąłem koniuszki palców za ściągacz spódnicy. Wciągnęła głośno powietrze. Obiema dłońmi sunąłem teraz od bioder w górę, aż zamknąłem je na jej piersiach. Nie było to łatwe, bo biust miała cudownych rozmiarów. Trzymając jedną ręką stanik na środku, drugą przesunąłem na plecy i zręcznym ruchem rozbroiłem jego zapięcie.
- Wampirze sztuczki? - Uniosła brew.
- Pokazać ci ich więcej? - Musnąłem jej ucho nosem.
- Chętnie obejrzę show.
- Uważaj, bo może ci się spodobać i wciągnąć, a bilety kosztują.
- Jak wysoka jest cena? - Opierała się o moją pierś z zamkniętymi oczami, kiedy trzymając wciąż jej stanik na swoim miejscu zacząłem masować obiema dłońmi cudowny biust.
- Możemy umówić się na handel wymienny.
- Co chcesz w zamian?
- W zasadzie to... Nic.
- Nie ma nic za darmo. Lepiej powiedz co jest dopisane drobnym druczkiem.
- Hm, to prawda. W takim razie chcę ciebie.
- To za wysoka cena.
- Uważasz że jesteś tyle warta?
- Uważasz, że nie? - Uniosła ręce w górę i wplotła je w moje włosy.
- Uważam, że moje sztuczki są warte dużo mniej.
- W takim razie dorzuć coś jeszcze.
- Ostatnie słowo zawsze musi należeć do ciebie? - Zacząłem powoli odkrywać jej piersi. Zsuwałem stanik milimetr po milimetrze.
- Taka moja natura. Weź to, albo odejdź.
- W takim razie, za moje małe show, chcę odrobinę ciebie. Deal?
- Deal.
- No, to pokaż mi się... - Spojrzała znów na mnie i opuściła ręce, żebym mógł już całkiem pozbawić ją stanika. - O tak... - Złapałem jej piersi obiema dłońmi i ważyłem je chwilę, nie przestając masować. Łapałem delikatnie wyprężone sutki kciukiem i palcem wskazującym. Moje chłodne dłonie chyba potęgowały doznania. Zaczęła głośniej oddychać i znów bawiła się moim włosami, dając mi w ten sposób pełen dostęp do swojego brzoskwiniowego ciała. Nie przestając pieścić jej piersi jedną ręką, drugą skierowałem w dół i wsunąłem ją pod ściągacz spódnicy. Wiedziała co chcę zrobić, bo wygięła się w łuk, jakby zapraszając mnie dalej. Skorzystałem z zaproszenia. Sięgnąłem głębiej i poczułem gładką materiał majteczek. Wsunąłem palec za gumkę i lekko przesunąłem nim z lewej strony na prawą.
- Mmm... - Wymruczała. Zapach jej krwi szalejącej pod powierzchnią skóry sprawiał mi wręcz fizyczny ból. Sięgnąłem niżej pod spódniczkę. Gładkość jej ciała szybko odciągnęła moją uwagę. Cudowna, zadbana kobieta.
- Mogę? - Upewniłem się.
- Tylko spróbuj przestać.
- Chodź. - Odwróciłem ją bokiem i wziąłem na ręce. - Znajdziemy coś wygodniejszego.
***
Zaniósł mnie do tej samej sypialni co nocą i ułożył na łóżku klękając pomiędzy moimi udami. Spojrzałam na niego z przygryzioną wargą.
- Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz, rozumiesz? - Powiedział chyba wyczuwając moje obawy. Skinęłam tylko głową. Zdjął moją spódniczkę i rzucił w kąt pokoju. Pochylił się opierając się na kolanach i łokciu i delikatnie pocałował. Muskał moje wargi swoimi, aż wpuściłam go do środka. Poczułam jego zimny język. Wsunął go powoli i drażnił nim mój własny.
- Smakujesz jak letnie słońce. - Wymruczał i wrócił do pieszczot przyprawiających o zawrót głowy. Odpowiadałam raz po raz na jego pocałunki. Sunęłam dłońmi po jego plecach, wplątywałam palce w jego włosy i delikatnie za nie ciągnęłam. Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, aż zsunęła mu się z ramion i podzieliła losy spódnicy. Chciałam czuć go mocniej, więcej, głębiej. Penetrował moje usta językiem, drażnił nim podniebienie, ssał raz to mój język, raz dolną wargę. Reagowałam na te pieszczoty westchnieniami. Nie przestając mnie całować głaskał moje udo po zewnętrznej stronie, aż zawędrował na wewnętrzną. Nagle oderwał się od moich ust i spojrzał mi w oczy, czułam jak powoli przesuwa dłoń na moją kobiecość.
- Proszę...- Szepnęłam gorliwie. Uklęknął i zsunął ze mnie ostatnią osłonę, która nas dzieliła. Leżałam przed nim zupełnie naga. Nie odrywając spojrzenia od moich oczu podniósł do ust jedną z moich stóp, całował każdy paluszek, następnie brzeg stopy, kostkę po wewnętrznej stronie, zostawił mokre ślady pocałunków na całej łydce, aż doszedł do kolana. Położył się obok, a dalszą wędrówkę po nodze kontynuowała już tylko jego dłoń. Sunął nią w górę, aż znów dotarł do tego upragnionego miejsca, do przystani rozkoszy. Czułam jego zimny oddech na policzku. Delikatna dłoń powoli wtargnęła pomiędzy płatki mojej kobiecości. Przesuwał palcami po niej całej, jakby ją badał. Dotknął tej najrozkoszniejszej perełki, na co mogłam zareagować tylko w jeden sposób - wygięłam się w łuk i zacisnęłam uda na jego ręce, jednocześnie głośno wciągając powietrze.
- Mam przestać? - Zmarszczył brwi. W odpowiedzi otrzymał tylko mocny pocałunek.
Kontynuował pieszczoty zataczając palcem małe kółka wokół tej perełki, zwiększał ich średnicę, drażnił ją samą z góry na dół, zakreślał ósemki, aż moje ciche pojękiwania zyskały na sile. Chyba wyczuł, że jestem blisko spełnienia i chciał zaprzestać pieszczot, ale złapałam jego dłoń i nie pozwoliłam mu się odsunąć. Na powrót znalazł się nade mną całując mój brzuch. I zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Przyłożył policzek do mojej blizny.
- Podziel się ze mną swoim bólem. - Wyszeptał nie podnosząc głowy.
- Prosiłeś tylko o moje piękno.
- Prawdziwa z ciebie brzoskwinia. Z wierzchu soczysta i słodka, ale w środku ukryta jest twarda jak skała pestka. Nie da się zjeść brzoskwini nie trafiając na pestkę. Pozwólmy jej wykiełkować, łatwiej będzie to zniszczyć. - Delikatnie przyłożył usta do górnej końcówki mojej blizny, zaparło mi dech w piersi, a on drobnymi pocałunkami sunął wzdłuż niej do pępka. Bałam się oddychać. I z powrotem w górę, ale tym razem już jego język eksplorował nierówną powierzchnię mojej niechlubnej pamiątki. Spojrzał mi w oczy i skinął głową bym wyświetliła ten film jeszcze raz. Powoli, kadr po kadrze pokazywałam mu co stało się tamtego wieczora. Gdy skończyłam zamknął oczy i oparł czoło na moim biodrze. Czułam się teraz dziwnie lekka.
- Pozwolisz mi dać ci odrobinę szczęścia? - Spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Jeśli masz w nadmiarze...
- O tak... - Pochylił się i ucałował mój pępek. Jego zręczne palce znów zaczęły swój taniec przyprawiając mnie zawrót głowy. Wystraszyłam się gdy poczułam, że chce je we mnie zagłębić.
- Ja jeszcze nigdy...
- Wiem.- Przerwał mi. - I na razie tak pozostanie.
Znów kontynuował moją wspinaczkę na szczyt. Powoli zagłębiał się we mnie jednym ze swoich rozkosznych palców, prześlizgując się językiem po najczulszym punkcie. Jęknęłam głośno i wczepiłam palcami w jego włosy. Wsunąwszy się już do końca dał mi chwilę na oswojenie się z nim we wnętrzu. Taki chłodny, gładki. Nierzeczywisty. Obce ciało wewnątrz mnie. Obce, a mimo to przyjmowałam to jako coś zupełnie naturalnego. W większości opowiadań jakie słyszałam najbardziej podniecające były opisy ciepła, gorąca jakie się wtedy czuje. Ja czułam chłód. Przyjemnie rozpływał się w moim wnętrzu.
Ciasno, tak ciasno... Język nadal ślizgał się z góry na dół wywołując wciąż spazmy rozkoszy, zataczał nim kółka, kreślił ósemki. Jedną ręką trzymał moje biodro, drugą zaczął wycofywać z mnie i na powrót wtargnął do mojego wnętrza. Powolnymi ruchami dłoni i szybkimi ruchami języka przybliżał moje spełnienie raz po raz. Spojrzałam na jego plecy, jak pracują mięśnie pod bladą skórą, jak porusza się łopatka, na zagłębienia w ramionach, na dłoń zaborczo obejmującą moje biodro i pośladek, zbyt dużo wrażeń by utrzymać w ryzach powstrzymywane od dłużej chwili uczucie.
- Ja...- Jęknęłam.- Już, już...
- Mmmhmmm...- Mruknął zadowolony nie odrywając się ode mnie.
- O tak, o tak, o tak! - Krzyki wyrywały się z moich ust. Słyszałam je jakby z oddali. Jego język oszalał, wyprawiał cuda drażniąc, rozcierając i rozgrzewając moją perełkę do białości. W końcu moje ciało zatrzymało się, a sypialnia wypełniła się długim głośnym jękiem.
"To naprawdę mój głos?"
- O Boże, tak...- Westchnęłam kiedy złapałam oddech. Położył się obok i pocałował moje czoło.
- Przestań się na mnie gapić. - Powiedziałam po chwili nie otwierając oczu.
- Nie gapię się. Podziwiam. - Odpowiedział. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że się uśmiecha. Było to po prostu słychać w każdej głosce jaką wypowiedział.
- Mmm... - Wymruczałam i przekręciłam na bok wtulając się w niego. Dziwnie było nie słyszeć bicia serca tej drugiej osoby. Całował moje włosy, bawił się ich końcówkami, przeczesywał je palcami, przesypywał w dłoniach. Znów byłam zaskoczona tym, jak naturalna dla mnie jest jego bliskość. Z resztą on sam też nie sprawiał wrażenia jakby był tym skrępowany.- Mogę zadać pytanie z serii tych głupich?
- Pytaj o co zechcesz.
- Czy wampiry lubią to robić?
- Robić co?
- Uprawiać seks.
- Słucham?- Był zaskoczony moim pytaniem, ale w głosie słychać było rozbawienie.
- Powiedziałeś, że mogę pytać o wszystko.
- Oczywiście, że możesz.
- Więc?
- Bardzo. Można by rzec, że chciałyby to robić bez przerwy. Jesteśmy namiętnymi stworzeniami, choć raczej nie stworzonymi do wyższych uczuć. Zmysły mamy bardzo wyostrzone, a co za tym idzie, wrażenia także tak odbieramy.
- Nie potraficie kochać?
- Tego nie powiedziałem. To kwestia wyboru, niektórzy z nas wolą wyzbyć się człowieczeństwa.
- Rozumiem... Twoje serce nie bije, prawda?
- Prawda.
- Ale krew masz, prawda?
- Tak. Nie jest ona całkiem taka jak twoja, ale mam coś na jej kształt. Moja jest czarna. O co chodzi?
- Twoja krew nie krąży, prawda? - Dociekałam.
- Prawda. Do czego zmierzasz? - Zaczął się uśmiechać.
- Noo... Wiesz... - Patrzyłam na niego z coraz szerszym uśmiechem.
- Nie wiem.- Patrzył pytająco. Widziałam, że domyśla się co chcę wiedzieć, ale nie miał najmniejszego zamiaru ułatwienia mi wybrnięcia z tej sytuacji.
- No, bo skoro masz krew, ale twoje serce nie bije, czyli nie masz krążenia, więc krew nie jest pompowana... To jak wy to robicie?
- Jak robimy co?- Droczył się ze mną już bez ogródek.
- Jak uprawiacie seks, do cholery. - Uderzyłam go wielką puchatą poduchą, a on zareagował śmiechem.
- Prawdziwy z ciebie naukowiec, Klaro! Jestem pełen podziwu. Skąd w twojej głowie biorą się takie pytania?- Nie przestawał się śmiać.
- Mówiłam już, że lubię dużo wiedzieć?
- Wspominałaś.
- Więc?
- Odczucie podniecenia jest dla nas tak silne, że krew samoczynnie zaczyna krążyć. Podniecenia nie tylko seksualnego, ale także w trakcie polowania, czy silnej ekscytacji. Właśnie dlatego, że krew jest czarna i zaczyna buzować w naszym organizmie, nasze oczy stają się czarne w obu tych przypadkach. Jesteśmy martwi, ale nie całkiem. W tym tkwi nasz sekret.- Mrugnął do mnie.- Jeszcze jakieś pytania?
- Czyli że zawsze jak twoje oczy stają się czarne to on...
- Nie! - Przerwał mi zażenowany.- Oczywiście, że nie! Mamy nad tym władzę. Dość już tych niewygodnych pytań!- Uśmiechnął się i pocałował moje usta.
- Tak, na razie to wszystko. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź, mćstro.
- Służę pomocą, madame.- Ucałował moje ramię.
- Całkiem fajne to twoje show.- Zmieniłam nagle temat. - Czy są przewidziane jeszcze jakieś atrakcje?
- Jeszcze jakieś? - Powtórzył jak echo. - A jakie ma pani życzenia?
- Jestem bardzo głodna. - Odwróciłam się na plecy i cicho roześmiałam.
- Głodna?- Znów powtórzył za mną. - Tak po prostu głodna? Żadnego "ach, to było cudowne Arturze", "chciałabym więcej Arturze", "jak ty to zrobiłeś Arturze?", tylko po prostu "jestem głodna"? - Oczy wciąż mu się śmiały, błyszczały najczystszą purpurą.
- Nie schlebiaj sobie. - Spojrzałam na niego z ukosa ze złośliwym uśmieszkiem.
- Kobiety... - Pokręcił głową. - Czuję, że będę musiał nieźle zaopatrzyć moją lodówkę...
- Przewidujesz więcej takich spotkań? - Naciągnęłam na siebie cienki koc.
- A ty nie? - Patrzył na mnie opierając głowę na ręce zgiętej w łokciu. - Wydawało mi się, że mówiłaś coś o chęci wykupienia biletów na moje show, a to była dopiero pierwsza część.
- Szelma. - Parsknęłam śmiechem.- Udało ci się mnie przyłapać. Też jesteś głodny tuż po, czy może raczej zasypiasz?- Obróciłam się na brzuch.
- Hm... Już nie pamiętam.- Próbował wykręcić się od odpowiedzi.
- Może ci przypomnieć?- Zerknął na mnie, ale szybko uciekł spojrzeniem w bok. Widziałam, że jego oczy się przyciemniły. Ucieszyło mnie to.
- Może niekoniecznie...- Obrócił się na plecy i oparł rękę na czole chcąc ukryć tą zmianę.
- Może jednak... - Pogładziłam palcem jego ramię.
- Może chcesz coś zjeść?- Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Może ty chcesz? - Chciałam by zabrzmiało to jak żart. Nie zabrzmiało.
- Jak w ogóle możesz tak mówić? - Zdenerwował się i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie miałam na myśli nic złego.- Rzuciłam przepraszająco.
- Jak w ogóle może bawić cię to, że przeze mnie giną niewinne istoty?
- Przeze mnie też giną. - Wzruszyłam ramionami. - Wspominałam już że uwielbiam mocno wypieczone steki? Z tego co się orientuję, to nie rosną one na grządkach.
- Ale to naturalne, że jesz mięso.
- A twoją naturą jest krew. Coś jak... komar, tylko trochę większy. - Chciałam jakoś szybko rozładować napięcie i uśmiechnęłam się lekko.- Jest więc dla ciebie miejsce w przyrodzie.
- To, że muszę wysysać życie z tych niewinnych istot wcale nie jest naturalne.- Skrzyżował ręce na piersi.
- Owszem, jest. Ja pożeram steki, kurze udka, skrzydełka i inne karkówki i uważam to za całkowicie naturalne. My, ludzie też jesteśmy drapieżnikami jakbyś już o tym zapomniał. Tak naprawdę wcale się dużo nie różnimy, w tym także pod względem żywieniowym.
- Ale ty patrząc na mnie, nie masz ochoty rzucić się na mnie i rozedrzeć mojego gardła.- Powiedział znużonym tonem.
- To prawda. - Przytaknęłam.- Nie mam ochoty rozdzierać twojego gardła. Co innego z rzuceniem się na ciebie... Grrrr... - Udałam warczenie obnażając zęby i rzuciłam się na niego ze śmiechem. Złapał mnie w pasie i przeturlał ze mną na drugą stronę łóżka, ale udało mi się spod niego wywinąć i usiadłam na nim okrakiem, przyciskając jego ręce bo bokach głowy, do materaca.
- Kiepski z ciebie łowca.- Zakpiłam unosząc brew.
- Są dwie rzeczy, których nigdy nie powinnaś mówić facetowi lubującego się w grupach krwi. Jedną z nich jest właśnie to, że jest kiepskim łowcą.- Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów.- Z ciebie za to jest wyśmienity.
- Yhm... I co z tym zrobimy?
- Zrób ze mną co zechcesz. Poddaję się.- W teatralnym geście odchylił głowę odkrywając tym samym całą swoją szyję.
***
Czułem jak pochyla się nade mną i delikatnie łapie zębami za skórę mojej szyi. Przyznam, że mnie zaskoczyła. Liczyłem raczej na dotyk jej ust, ale to co zrobiła też mi się spodobało. Delikatne ugryzienia przemieszczały się wzdłuż obojczyka na ramię. Głaskała wnętrze moich dłoni, moje nadgarstki i wewnętrzną stronę rąk, aż ujęła twarz w dłonie i złożyła słodki pocałunek na ustach. Jej palce wplątały się w moje włosy i delikatnie znów odchyliła moją głowę na bok. Znaczyła pocałunkami trasę wiodącą przez policzek do ucha i lekko złapała zębami za jego płatek. Swoje gorące usta przeniosła na moją pierś i poczułem jej dłonie na brzuchu. Głaskała go, drapała delikatnie. Nie przerywając słodkich tortur sutka zaczęła rozpinać rozporek moich jeansów.
"Niewinna, co?"
Nagle zapragnąłem mieć ją blisko siebie. Bliżej, całą, czuć ją wszędzie. Raptownie usiadłem i przyciągnąłem ją wpijając palce w nagie pośladki i zatopiłem się w jej ustach. Jęknęła zaskoczona. Chciałem znów słyszeć te głośne westchnienia, ale zorientowałem się że to moje własne. Tuliłem ją do siebie, czułem jej gorąco na brzuchu, nagie piersi na torsie. Odchyliła się mocno dając mi niesamowity widok na jej nagie ciało.
"Nieśmiała, tak?"
***
- Kobieto... - jęknął gdy zaserwowałam mu dokładny widok na moje ciało. Znów przyciągnął mnie do siebie i karmił pocałunkami. Jedną ręką trzymał mocno moje włosy z tyłu głowy, a drugą dociskał mnie to swojego podbrzusza. Czułam jaki jest pobudzony, twardy, jak ociera się o mnie. Miażdżył mi usta pocałunkami, jakby chciał mnie pochłonąć, pożreć. Oplotłam go nogami w pasie i włączyłam się do tego tańca bioder. Ocierałam się o niego, pobudzałam go mocniej. Dyszał ciężko z głową opartą o moje ramię. Nie chciałam przestawać, widziałam że sprawiam mu przyjemność, a i mnie nic przy tym nie omijało. Obejmował już oburącz moje pośladki i wciskał mnie w siebie.
- Zaraz oszaleję. - Wydyszał ciężko.
- Oprzyj się wygodnie. - Poleciłam. - Może mogę ci jakoś pomóc... - Pchnęłam go lekko na poduszki. Spojrzał na mnie zaskoczony i zobaczyłam że jego oczy są już zupełnie czarne. Wzdrygnęłam się nieco na widok tych dwóch błyszczących onyksów i spuściłam wzrok na jego tors. Siedział przede mną półnagi, oparty o wezgłowie łóżka, z potarganymi włosami. Łapał oddech przez na wpół uchylone usta, jego pierś wznosiła się i opadała. Spojrzałam na jego brzuch, idealny, płaski z zarysem mięśni i ścieżką czarnych włosków schodzących wąską ścieżką, gubiącą się pod rozpiętymi już spodniami. Chwyciłam za nogawki jego spodni by je zdjąć, pragnęłam zobaczyć go całego. Kiedy zaczęłam je z niego zsuwać złapał za prześcieradło i zasłonił się nim.
- Wstydzisz się mnie? - Uniosłam brwi zaskoczona.
- Nie, po prostu nie chciałbym cię przestraszyć. - Wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu.
- A może rozbawić? - odparowałam.
- Powiedziałaś właśnie drugą rzecz, której nigdy nie mówi się komuś takiemu jak ja. - Udawał że się gniewa.- Chodź tu i się przekonaj czy jestem taki zabawny.
Usiadłam obok niego i wsunęłam dłoń pod prześcieradło. Głaskałam jego brzuch, odchylił głowę i całkowicie poddał się tym pieszczotom. Nie miałam odwagi tak bezceremonialnie go obłapiać... Chciałam go dotknąć, ale coś mnie powstrzymywało.
- No, łowco. Strach się obleciał? - Prowokował mnie.
- Żebyś nie musiał jeszcze tego odszczekać.-Dotknęłam go delikatnie jednym paluszkiem i przesunęłam nim po całej jego długości. Odchylił głowę do tyłu i westchnął.
***
Czułem jej ciepłe palce. Gładziła mnie tak przez chwilę, aż w końcu ujęła go całego w dłoń i delikatnie zaczęła nią poruszać.
- O tak... - Wyrwało się z moich ust.
- Mam to robić tak... normalnie?
- Nie jesteśmy od siebie aż tak różni. - Z uśmiechem zacytowałem jej słowa.
Jej dłoń poruszała się powoli, gładziła mnie z góry na dół skręcając przy tym lekko dłoń w nadgarstku. Przyśpieszyła tempo wbijając mi lekko zęby w ramię. Czułem na sobie jej palący wzrok. Myślała o czymś tak intensywnie, że niemal słyszałem jak przekręcają się w głowie wszystkie trybiki.
- Co chcesz zrobić? - Zapytałem dysząc.
- Spójrz na mnie. - Gdy tylko otworzyłem oczy przesłała mi kilka ujęć swoich myśli. Aż zatchnąłem się na ten widok.
- Jesteś pewna?
- Wyglądało jakbym nie była?
- Jestem twój.
Jednym szybkim ruchem zerwała ze mnie prześcieradło i wślizgnęła się między moje uda. Sunęła po nich dłońmi w górę obsypując moje wyprężone ciało drobnymi pocałunkami. Przelewała nimi ciepło we mnie. Chciałem podejrzeć jak to robi, ale cały widok zasłoniła mi burza jej długich włosów. Pozostało mi tylko koncentrować się na tym co czuję. To nawet nie było takie trudne zważywszy, że ciężko byłoby mi się teraz w ogóle zdekoncentrować. Każdy jej ruch czułem od koniuszków włosów po same palce u stóp. Emanowała, wręcz wibrowała swoją namiętnością.
"Dziewice..."
Od delikatnych cmoknięć przeszła już do mokrych pocałunków przeplatanych pojedynczymi muśnięciami języka.
- O tak... - Znów wyrwało się z moich ust. Poczułem jak rozchyla na nim swoje wargi, jak oplata nimi go całego. Zsuwała się w dół centymetr po centymetrze i wróciła do góry. Początkowo nieśmiała w swoich pieszczotach zaczynała sobie coraz to śmielej poczynać, ku mej uciesze.
"Umarłem i jestem w wampirzym niebie."
Później było już tylko co raz gorzej... To znaczy - umierałem co raz bardziej, jeśli mogę tak to ująć. Jej język i usta robiły takie rzeczy, że przez chwilę myślałem iż wyciągnie ze mnie resztki tego co tli się we mnie jako wątła iskra tak zwanego życia. Czułem ją każdą komórką, po której sunął jej gorący język. Miałem wrażenie że pali mnie wręcz żywym ogniem. Paznokcie delikatnie wbijające się w moje pośladki, jej włosy łaskoczące mój brzuch, jej rozkoszne pomrukiwania, to wszystko zaczynało składać się na porządne trzęsienie ziemi.
- Uważaj... - Jęknąłem i próbowałem dać jej delikatnie do zrozumienia, żeby przerwała to, co robi, żeby może skończyła to w inny sposób, ale tylko wzmocniła intensywność swoich ruchów. Tego było już za wiele! Nie wiem kiedy zacząłem krzyczeć. W zasadzie to nie wiem nawet kiedy było po wszystkim, zupełnie jakbym stracił przytomność. Nie, nie oznacza to że nic nie czułem. Czułem, ale straciłem poczucie czasu. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem że palce mam wplecione w jej włosy, a ona tuli się do mojego brzucha, na powrót obsypując go drobnymi pocałunkami.
- Klarooo... - Westchnąłem rozanielony.
- Tak, Arturze? - Usiadła obok i przytuliła głowę do mojej piersi.
- Cicho...- Objąłem ją, wtuliłem twarz we włosy. Brzoskwinie. Błogość.
Nie wiem jak długo tak leżeliśmy. Przy tej kobiecie nie istniało coś takiego jak czas. Obudziłem się gdy księżyc już wdzierał swoją ciekawską gębę do wnętrza pokoju. Klara leżała obok z włosami rozsypanymi na poduszce. Woda. Tego mi było trzeba.
Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. Przyjemny chłód wdzierał się przez uchylone drzwi prowadzące na taras, a stamtąd do ogrodu. Woda. Wziąłem cygaro ze stolika w salonie. Wyszedłem na zewnątrz, zapałka zasyczała i po chwili smakowałem jego słodycz. Nagrzane kafle oddawały swoje ciepło moim stopom. Letni wiatr otulał moje nagie ciało. Dwa kroki i moje stopy pieszczone były już przez gęsty trawnik. Woda. Stanąłem na brzegu basenu i spojrzałem w niebo. Gwiazdy zdawały się do mnie uśmiechać, tylko ten bezczelny księżyc wciąż nie przestawał się na mnie gapić. Odłożyłem cygaro na brzegu, złożyłem ręce nad głową i gładko zanurzyłem się pod wodę. Jej chłód otrzeźwił umysł. Klara. Ciepła, brzoskwiniowa Klara. Moja mała bogini. Czysta, niewinna Klara. Na myśl o tym co wyczyniały jej usta poczułem ukłucie w żołądku. Wyłoniłem się na powierzchnię i zobaczyłem ją. Stała w drzwiach tarasu owinięta białym prześcieradłem.
"Chodź tu do mnie, chodź..."
Ruszyła w moją stronę, po kilku krokach nie zatrzymując się zrzuciła z siebie prześcieradło. Była zupełnie naga. Szła wyprostowana, ze wzrokiem wbitym prosto w moje oczy.
"Ktoś, coś, kiedyś wspominał mi o jakiejś bliźnie na jej ciele, ale nie mam pojęcia o czym mówił..."
- Cześć. - Odezwała się moja bogini.
- Cześć.
- Piękna noc, prawda? - Wpatrywała się prosto w moje oczy. Skądś już znałem początek tej rozmowy. - Przerażony?
- Nie, skąd. Każdej nocy pływam w basenie, do którego przychodzą nagie, piękne kobiety i sobie z nimi gawędzę w środku nocy.
Tak jak ja wcześniej złożyła ręce nad głową i zanurkowała pod wodę. Wyłoniła się tuż obok, twarzą przy mojej twarzy.
- Tytoń... - Powiedziała naśladując moje obrzydzenie tamtej nocy.- Dlaczego wy mężczyźni to robicie?
- Musisz popracować jeszcze nad bezszelestnym przenoszeniem się z miejsca na miejsce w mgnieniu oka. - Wziąłem z brzegu cygaro i zaciągnąłem się jego dymem. - Dla lepszego efektu.
- Chciałbyś mi dać możliwość posiadania takich umiejętności? - Spojrzała na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Słucham? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Nie chciałbyś żebym była taka jak ty?
- Zimna?
- Szybka, zwinna, bezszelestna... Nieśmiertelna.
Pomyślałem o tym co działo się kilka godzin temu i jakaś idiotyczna myśl w mojej głowie podpowiedziała, że to nie byłby taki głupi pomysł mieć obok siebie taką towarzyszkę. Chyba zauważyła moje wahanie.
- Będziemy negocjować warunki tego kontraktu. - Odłożyłem cygaro i przyciągnąłem ją do siebie. - Zobaczymy co jeszcze mogę dostać w zamian... - Droczyłem się z nią.
- Co TY możesz dostać? - Roześmiała się. - Wydrę od ciebie wszystko, nie dając w zamian złamanego grosza... - Objęła mnie ramionami i wpiła się mocno w moje usta.
"Ta wieczność może wcale nie być taka najgorsza..."