Kryptonim Bushido - epizod Porwana
27 maja 2022
Kryptonim Bushido
Szacowany czas lektury: 13 min
To jest tylko fragment większej całości, co każdy bez trudu zauważy. Dużo większej...
Publikuję go tu, bo mam taki kaprys. Bo tu pasuje. Bo jest ciepła noc. Bo lubię się dzielić klimatami.
Jacek odkręcił kran. Do dużej, narożnej wanny zaczęła płynąć gorąca woda. Z torby wyciągnął butelkę szampana, którą wstawił do lodówki. Z szuflady wyjął kilka świec. Zaniósł je do łazienki i porozstawiał na półeczkach.
Kasia, wciąż nieprzytomna, leżała na kanapie z podkurczonymi nogami. Podszedł do niej miękkim krokiem. Chwilę delektował się zgrabną sylwetką, wyłaniającą się spod rozpiętego płaszcza. Powolnymi ruchami ściągnął go. Kobieta miała na sobie szarą spódniczkę do kolan i granatową bluzkę, zapinaną na kilkanaście guzików.
Rozpinał je, rozkoszując się każdym odkrywanym centymetrem ciała, które obnażał. Przekręcił Kasię na bok. Bluzka znalazła się na krześle stojącym nieopodal. Widok koronkowego stanika sprawił, że odruchowo pogładził widoczne spod niego wypukłości. Zamek błyskawiczny sprawił mu trochę trudności, ale po chwili spódnica sfrunęła na podłogę.
Teraz podziwiał bieliznę. Czarne figi i popielate pończochy, trzymające się na pasie i podwiązkach. Dłoń Jacka przesunęła się po rozchylonych udach, pieszcząc jedwabistą skórę.
Rozpiął zatrzaski i zsunął pończochy, jednocześnie głaszcząc nogi pogrążonej we śnie Kasi.
Odwrócił ją na brzuch. Pociągnął zapięcie biustonosza. Z drżeniem serca przesunął uległe, pozbawione woli ciało. Znowu leżała na plecach, eksponując jędrne piersi. Biustonosz pofrunął na krzesło, a wzrok pana radcy skierował się na półprzezroczyste majteczki. Pociągnął je w dół.
Obiekt marzeń leżał całkiem nagi. Jacek zadygotał z podniecenia. Powolnymi ruchami rozebrał się. Szum wody w łazience przypomniał mu, że trzeba trzymać się harmonogramu. Całymi tygodniami wyobrażał sobie tę sytuację i zaplanował każdy element. Nie spieszył się. Przed nimi była cała noc.
Jedynym mankamentem jawił się stan kobiety. W planach było inaczej. Ona miała być całkiem świadoma, a jej uległość wynikać z chęci na seks z atrakcyjnym mężczyzną, za którego się uważał Jacek.
Podniósł bezwładne ciało i zaniósł do łazienki. Ułożył je w wannie, dbając by głowa oparła się o specjalnie przygotowaną wodoodporną poduszkę.
Zapalił świece, zgasił górne światło i wszedł do gorącej wody.
Nareszcie, kochana… – wyszeptał, kładąc się obok.
Gdy pieścił śliskie od wody ciało, poczuł wzrastające podniecenie. Zbliżył twarz do twarzy Kasi i całował jej usta, jednocześnie głaszcząc uda i krocze. Nagle wstrząsnął nim niekontrolowany spazm rozkoszy. Nie planował tego na tym etapie.
Stary problem, przyczyna kpin kilku koleżanek, które za czasów studenckich udało mu się bez trudu namówić na kolację połączoną ze śniadaniem, powrócił.
Wściekły na siebie, wstał i wyszedł z wanny. Zapalił światło.
Przynajmniej ona się ze mnie nie śmieje – znalazł dobrą stronę braku świadomości kobiety, której tak bardzo pragnął.
Podejmował wiele prób współżycia z licznymi partnerkami. Za każdym razem kończyło się tak samo. Kompromitacją i śmiechem.
Seksuolog, do którego się zwrócił, był bardzo wyrozumiały. Zalecił stosowanie środków farmakologicznych, a gdy to nie pomagało, skierował go na psychoterapię. Po kilku seansach pacjent zrezygnował. Zapamiętał z terapii tylko jedno banalnie brzmiące stwierdzenie. Że miłość leczy wszystkie niedomagania. Z tym że musi być obopólna.
Problem polegał na tym, że Jacek nie potrafił się zakochać. Aż do wieczoru na jakiejś imprezie, gdzie kilka lat temu zobaczył Kasię.
Spojrzał na leżącą w wannie nagą, piękną kobietę. Była w jego władaniu. Ale czy to jest miłość?
Wyciągnął zatyczkę z wanny. Woda zaczęła spływać, tworząc małe wiry.
Pochylił się i wyciągnął swój skarb. Otulił ją szlafrokiem frotte, zaniósł do pokoju i wytarł dokładnie. Piec działał sprawnie. Temperatura skoczyła do dwudziestu pięciu stopni Celsjusza.
Z podróżnej torby wyjął małą paczuszkę. Zakupiona w sex-shopie bielizna była częścią planu.
Zajęło mu to dobrą chwilę, ale efekt przerósł oczekiwania. Kasia wyglądała bosko w czarnym, prześwitującym body.
Nie mógł się powstrzymać. Z kieszeni dżinsów wyciągnął telefon, z którego planował skorzystać dopiero po przekroczeniu granicy. To była komórka z kartą kolumbijskiej sieci Tigo. Nigdy nieużywana.
Włączył ją.
Tylko na chwilę – pomyślał i zaczął fotografować. Układał Kasię w najbardziej wyuzdanych pozach jak lalkę. Trwało to ponad kwadrans. Przejrzał zrobione zdjęcia na sporym ekranie i wyłączył aparat.
Zaniósł bezwładne ciało do sypialni na piętrze. Położył na łóżku, przykrył troskliwie kocem i wyszedł na palcach.
– Poczekaj na mnie, kochanie – szepnął z niezwykłą czułością.
Zszedł na dół. Zgasił światło i wrócił na górę. Wśliznął się pod koc obok Kasi i czując, że odpływa, zasnął.
Nie wjechałem do garażu. Nie towarzyszyła mi żadna ochrona. Zostaliśmy sami z Adamem.
Rozbroiłem alarm, zrzuciłem zniszczone ubranie, wszedłem do wanny i intensywnie myślałem. Ból w ramieniu pulsował, ale nie zwracałem na to uwagi.
Tego dnia mój laptop został w willi. To przeoczenie dało mi teraz trochę dodatkowego czasu, który musiałbym poświęcić na wizytę w moim biurowym gabinecie. Włączyłem Bushido.
– Adam, pomóż – poprosiłem.
Usiadł obok mnie na kanapie.
– Chcesz znaleźć Jacka, tak?
– Nie. Filmy z Gretą Garbo – prychnąłem złośliwie.
– Dobrze. Kliknij tu, chyba pamiętasz?
– Pamiętam. Ale trochę dziwnie się czuję. Potrzebuję wsparcia – spojrzałem na przyjaciela.
– Wpisz tyle słów kluczowych, ile chcesz. Pamiętaj, że im więcej ich będzie, tym dłużej potrwa procedura.
– Jacek pozbył się telefonów. Wie skurwiel, że po nich może być namierzony, nawet w tradycyjny sposób. O Bushido mu się nawet nie śniło – zacząłem głośno myśleć.
Adam zamknął oczy i skupił się mocno.
– Ale przecież musi mieć jakiś telefon – powiedział po chwili. – Jakiego ty byś używał na jego miejscu?
– Zagranicznego – odparłem szybko. – Myślisz o tym samym, co ja? – dodałem, widząc błysk w jego oczach.
– Sprawdź w google jakie sieci działają w Kolumbii – ożywił się.
Po chwili miałem na karteczce wynotowane nazwy.
– Wpisz w Bushido słowa “Polska GSM”. Zawęź dla szybkości szukania do “Pomorze”. I teraz wal te nazwy.
Podekscytowanie Adama rosło.
– UFFMovil, Avantel, MovilExito, Movistar, Claro. I jeszcze Tigo – wymawiałem nazwy kolumbijskich operatorów, wpisując je w pole tekstowe.
– Klikaj “START SEARCHING” – prawie krzyknął mój kumpel.
Ekran zmienił barwę, a w rogu pojawiło się coś w kształcie klepsydry.
– Adam, czy on do ucieczki nie potrzebuje pieniążków? Mówiłeś niedawno, że ma mnóstwo kasy w egzotycznych bankach… Damy radę dokonać egzekucji komorniczej? – zapytałem z nadzieją.
Adam aż zaklaskał w dłonie.
– Oczywiście, że tak! Tym łatwiej, że pamiętam jego dane ze skrytki pod podłogą. Wejdź tu – wskazał mi fragment ekranu.
Po dwudziestu minutach Jacek Strzecha-Czartoryski był bankrutem. Nawet jego polskie, legalne konto zmalało do zera.
Kwota ponad czterech milionów dolarów i dwustu tysięcy złotych przewalutowanych na euro zasiliła stan posiadania pana Johna Smitha, nowego klienta pewnego szwajcarskiego banku. Bank nawet nie zauważył, że przybył mu rachunek, który jeszcze kilkanaście minut wcześniej nie istniał.
– Opijemy tę transakcję innym razem, dobrze? – uśmiechnąłem się porozumiewawczo.
– Patrz! – krzyknął Adam, gapiąc się na ekran.
W ramce pojawił się egzotycznie wyglądający numer. I mapka z lokalizacją. Pięć minut temu jedyna w tamtym rejonie kolumbijska komórka zalogowała się w powiecie puckim. Czerwona kropka migotała wskazując lokalizację z dokładnością do kilku metrów.
Adam zerwał się na równe nogi i zniknął.
Ubrałem się błyskawicznie. Gdy Adam wrócił, stałem już w sportowej, niekrępującej ruchów kurtce, z laptopem pod pachą i z uzupełnionymi magazynkami w obu pistoletach.
Mina Adama mnie zmroziła.
– Na twoim miejscu bym się pospieszył – wydusił z siebie z trudnością.
– Jest Kasia? Żyje? – krzyknąłem.
– Jest. Ciągle nieprzytomna…
– A Jacek?
– Też śpi. Rzecz w tym, że on śpi obok niej. I oboje są nadzy.
– Robercie, są już wyniki z Miłomłyna? – pan Stefan stanął za plecami pułkownika, wpatrującego się w ekran komputera.
– Są. Ale nic nam nie dają – odparł machinalnie, skupiony na obserwacji kilku ramek programu Bushido.
– A poszukiwania Jacka?
– Na razie nic. Jest kilka tropów, ale od rana nieaktualnych.
– A jutrzejsza akcja w Gdyni dopięta? – szef usiadł na krzesełku.
– Tak. To koordynuje Janusz z CBŚ.
– Wiesz, cholernie mi żal Marka – pan Stefan westchnął.
– Mnie też – pokiwał głową Robert. – Swoją drogą to jest samorodny talent, prawda?
– To u nich rodzinne – padło stanowcze stwierdzenie.
– Wiktor już wrócił? – pułkownik odwrócił się od ekranu.
– Przylatuje po północy.
Nagły pisk telefonu zaskoczył obu.
– O cholera! – Krasnodębski aż podskoczył, patrząc na wyświetlacz. – Marek jedzie autostradą A1 w kierunku Torunia.
– Co? – siwy nie dowierzał.
– Tak. I zapierdala prawie dwieście osiemdziesiąt na godzinę!
– Zdjąłeś mu obstawę? – zapytał surowo pan Stefan.
– Tylko do rana. Miał iść spać, a Albinos drugi raz nie spróbuje tej nocy. Zresztą nie ma chwilowo kim. Marek wystrzelał mu killerów – próbował tłumaczyć się pułkownik.
– Nie dzwoń do niego, nie rozpraszaj. Wyślij nasz śmigłowiec spod Miłomłyna… powiedzmy pod Gdańsk i obserwuj.
– Ile wyciąga nasz helikopter? Są w stanie go dogonić?
– Będzie musiał w końcu zwolnić – odpowiedział pan Stefan. I mam nadzieję, że nie jest sam… – dodał zagadkowo.
– A z kim? – Robert spojrzał zdziwiony.
– Nieważne. Miałem na myśli dobre duchy opiekuńcze – przez twarz weterana służb przemknął cień uśmiechu.
– Panie Stefanie, dlaczego on to robi? Złapał jakiś ślad i nie prosi o wsparcie?
– Poradzi sobie bez wsparcia. Jak kilka godzin temu – w głosie zabrzmiała niezachwiana pewność. – A dlaczego to robi? – zamyślił się. – Byłeś kiedyś szaleńczo zakochany?
Jacek obudził się. Wyczuł drgnięcie leżącej obok Kasi. Przez moment nie wiedział, gdzie jest. Działanie koki mijało. Zamiast tego pojawiło się uczucie niepokoju. Spojrzał w bok. Kobieta oddychała głęboko.
Radca wstał i cicho zszedł na dół. Popatrzył na woreczek z białym proszkiem. Po namyśle zrezygnował z kolejnej kreski. Zamiast tego sięgnął do lodówki. Wyciągnął zimnego szampana, dwa kieliszki i postawił na blacie. Przeszedł go dreszcz. Otworzył ponownie lodówkę. Chwycił butelkę wódki, odkręcił i przytknął do ust. Palący smak rozlał się po przełyku. Lęk minął.
Z szampanem i kieliszkami w dłoniach wrócił do sypialni. Zapalił świecę, postawił szkło na podłodze i położył się obok Kasi.
Patrzył na jej ciało i czuł narastające podniecenie. Odsunął rąbek body. Pieścił sutki palcami, potem zaczął je całować. Cieniutka koronka przeszkadzała mu sycić się zmaterializowanymi wreszcie wizjami. Ściągnął z kobiety seksowną bieliznę. Całował jej brzuch, przesuwając się coraz niżej. Kasia ponownie drgnęła. Ciemność w jej głowie ustępowała. Zamiast niej widziała pas startowy lotniska w Zadarze i czuła bliskość ukochanego. Jej podświadomość zaczęła rejestrować bodźce płynące spomiędzy ud. Rozchyliła je powoli.
Jacek kontynuował wyrafinowane pieszczoty. Poczuł wilgoć i podnieciło go to jeszcze bardziej. Ruchy jego języka stały się szybsze.
Kasia zaczęła cicho jęczeć w półśnie.
– Marek… Rób tak… kocham cię – wyszeptała.
W Jacka jakby piorun strzelił. Podniecenie zniknęło. Zamiast tego napłynęło uczucie klęski. Oderwał się od szeroko rozwartych ud Kasi.
– Dlaczego przerywasz…? – zapytała prawie przytomnie.
Otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę.
– Jacek?! Co to ma znaczyć?! – zacisnęła nogi i okryła się kocem. Serce waliło jak oszalałe.
– Napijesz się ze mną szampana? – zapytał cicho, sięgając po butelkę.
– Gdzie jest Marek? – krzyknęła przerażona.
– Twój kochaś nie żyje – zakomunikował z mściwym uśmiechem. – Przynosisz pecha swoim facetom!
Siłował się z korkiem, który w końcu wystrzelił. Z szyjki wypłynęła biała piana, spływając mu na penisa, który utracił zdolność do działania.
– Gdzie ja jestem? – zapytała drżącym głosem. – I co ty bredzisz o Marku?
– Źli ludzie go zabili – powtórzył kwestię z jakiegoś filmu i nalał musujący płyn do kieliszków. Jeden podał Kasi. Odruchowo zacisnęła palce na wysokiej nóżce.
– Nie bredzę. Naraził się możnym tego świata.
– Kłamiesz! – podniosła kieliszek do ust i wypiła połowę zawartości. Czuła się tak, jakby koszmarny sen, w który zapadła, wciąż trwał.
Potrząsnęła głową. Lekko wilgotne po kąpieli włosy rozsypały się na ramionach. Jacek upił łyk.
– Ty nic nie pamiętasz? – zapytał z pewną nadzieją w głosie. Wiedział, że zawartość strzykawki, którą wprowadził do organizmu kobiety, ma uboczne działanie. Zanik pamięci i osłabienie różnych funkcji mózgu. Czasem długotrwałe. Nawracające po alkoholu.
Kasia skupiła się. Jedyne, co pamiętała z ostatnich dni, to był lot helikopterem, rejs po Bałtyku i wspaniały weekend z Markiem.
– Kłamiesz! – powtórzyła. Jednak łzy spłynęły po jej policzkach.
– Ty też mogłaś zginąć. Uratowałem cię – Jacek wyczuł szansę.
– Jak zginął? – wypiła resztę szampana. W głowie czuła szum. Wracał koszmar braku świadomości. Myśli krążyły bezładnie, a dłonie drżały.
– Zastrzelili go. Nas też chcieli zastrzelić, ale uciekliśmy – kłamał jak z nut.
– Nalej jeszcze – poprosiła skołowana. Nie zdawała sobie sprawy, że koc zsunął się z jej piersi, powodując nawrót podniecenia u Jacka.
Nalał po brzegi i podał ostrożnie. Wypiła, jak automat, do dna.
Wziął z jej dłoni kieliszek i przysunął się bliżej.
– Uratowałeś mi życie? – zapytała łamiącym się głosem. – Co było potem?
– Ukryliśmy się niedaleko Trójmiasta. Musimy uciekać z kraju, bo mafia nam nie daruje – brnął dalej. – Wiesz, że ci sami ludzie zabili Adama?
Do Kasi docierało coraz mniej bodźców. W zamroczonym mózgu błyskało tylko kilka migających napisów. Że Marek nie żyje, że grozi jej niebezpieczeństwo. I że obok jest niedoceniany przez nią Jacek wybawca.
– Nie bój się, Kasiu. Mam spore oszczędności. Naprawdę spore. Popłyniemy statkiem daleko stąd – snuł wizje ze swoich marzeń. – Kupię dom przy plaży na tropikalnej wyspie i tam będziemy bezpieczni.
– Bezpieczni…? – wyszeptała słabym głosem. – Ale tak naprawdę bezpieczni?
– Oczywiście, kochanie. Nie bój się już, proszę – przytulił ją.
Nie miała siły protestować, a jej osłabiony nawrotem działania otępiającej substancji mózg nawet nie znajdował chęci, aby odepchnąć mężczyznę.
– Nalej mi jeszcze trochę. Mamy jeszcze szampana? – poprosiła, trochę bełkocząc.
– Co tylko zechcesz – zapewnił, napełniając kieliszek.
Wypiła duszkiem.
– Lepiej ci? Nie boisz się już?
– Tak. Już się nie boję… – wyszeptała.
– Połóż się na brzuchu. Zrobię ci masaż relaksujący, chcesz?
– Uwielbiam masaże...- powiedziała, będąc na granicy jawy i snu. Jej kieliszek przewrócił się na poduszce. Kilka kropel zwilżyło pachnący perfumami materiał poszewki.
Wyciągnęła się na łóżku, a Jacek odsunął koc, odsłaniając plecy.
Roztarł dłonie i zaczął muskać ramiona. Potem szyję i okolice łopatek. Wkładał w to całą czułość, którą nagle poczuł.
– A wiesz, że ja cię od dawna kocham? – zapytał szeptem.
– Wiem… Ale… ja cię nie kocham, Jacek… Przepraszam…
Czuła błogość i narastający spokój. Była jak zestresowany, przerażony kot, wyrwany z paszczy wilków i głaskany przez opiekuna. Liczył się tylko kojący dotyk. Mózg wyłączył wszystkie złe bodźce. Wyparł tragiczne informacje i wspomnienia. Istniało tylko tu i teraz.
– Może mnie jeszcze pokochasz, Kasiu? – zbliżył twarz do jej ucha.
– Nie obiecuję… Jacek, jak my się znaleźliśmy nadzy w łóżku? – dręczyła ją luka w pamięci.
– Chciałaś tego, nie pamiętasz? – nie miał skrupułów ani nie znał granic kłamstwa. Cel uświęca środki. Jeżeli sobie zacznie coś przypominać, to można znów użyć strzykawki. I tak bez końca… – rozmarzył się, masując kształtne biodra.
– Naprawdę chciałam…?
– Tak… Potrzebowałaś tego… – odrzucił koc i odkrył ją całkowicie. Leżała teraz prawie taka, jak to sobie wymarzył. Nieświadoma, ale przytomna.
Głaskał jej pośladki, nieco mocniejszymi ruchami przesuwał dłonie po udach w kierunku łydek.
– Och… uwielbiam masaż stóp… wymamrotała.
Ugniatał jej małe stopy z lubością. Pocałował piętę. Przesunął językiem po zadbanych palcach, których paznokcie błyszczały czerwienią. Kasia jęknęła cicho.
Dłonie Jacka powędrowały w górę. Półprzytomna kobieta nie protestowała, gdy rozsuwał jej uda.
Nawet wtedy, gdy palce dotarły do najbardziej intymnych okolic, muskając je z premedytacją.
Kasia poczuła podniecenie. Nie kontrolowała już niczego. Uniosła biodra, czując język Jacka pomiędzy pośladkami.
– Dobrze ci? – zapytał.
– Taaak… bardzo dobrze…
Straciła zupełnie poczucie rzeczywistości. Nie potrafiłaby nawet podać swojego imienia.
Jacek odwrócił dziewczynę na plecy. Teraz całował ją w usta, jednocześnie wślizgując się biodrami pomiędzy ciepłe i miękkie uda. Rozłożyła nogi szeroko, unosząc kolana do góry.
Boże, żeby tylko znowu nie za wcześnie – pomyślał Jacek napierając na łono kobiety swoich marzeń.
Bóg wysłuchał jego prośby. Ale w tym samym czasie musiał wysłuchać próśb kierowcy hondy, która cicho podjechała pod bramę kilka minut wcześniej.
Rozległ się brzęk tłuczonego szkła i do domu wpadł mężczyzna z pistoletem w dłoni.
– To oni! Chowaj się, Kasia! Pod łóżko, natychmiast! – krzyknął Jacek w panice. Tym większej, że nie miał pojęcia, kto wdarł się do domku wynajętego kilka dni wcześniej. Wyskoczył z łóżka, sięgnął do szuflady nocnej szafki, z której wyciągnął glocka i wybiegł na schody.