Klub Royal. Cziort

30 kwietnia 2013

Opowiadanie z serii:
Klub Royal

Szacowany czas lektury: 23 min

* Cziort - z ros. fonetycznie: czart, diabeł.

Kontynuując moje burdelowe opowiastki: ustalone jak dotychczas zostało, iż w Klubie nie przebywał nikt normalny, a łatwy szmal nie zawsze był aż tak łatwy. "Prostytucja to choroba psychiczna!" – grzmiała swego czasu na antenie ikona polskiej prawomyślności oraz zdrowia psychicznego Manuela K. Pozostaje mi przychylić się do tych słów, nie mnie zresztą oceniać stan swojego umysłu, od tego są specjaliści w końcu, a ja jakoś nigdy nie miałam zaszczytu obsługiwać przedstawiciela zacnej profesji, jaką jest psychiatria. Mogę jeszcze tylko dodać ze swej strony, że w Klubie nie było też niczego prawdziwego: życie było "na niby", seks był "na niby" (przynajmniej dla nas, w większości przypadków), nawet nasze imiona były "na niby". No bo przecież trudno sobie wyobrazić, żeby klientami zajmowała się jakaś "Aga", "Weronka", albo "Marzenka". Po pierwsze: tych imion nikt by nie wymówił poprawnie, a po drugie co to za przyjemność posługiwać się własnym imieniem, kiedy można sobie wybrać jakieś odjazdowe i egzotyczne? Tak więc Aga była Amelią, Weronka - Violettą, a Marzenka - Mirandą. Oczywiście ja, w swojej świętej naiwności z początku sądziłam, że one wszystkie naprawdę się tak niesamowicie nazywają... Przedstawiałam się moim prawdziwym imieniem, które klienci kaleczyli do bólu, a kiedy się zorientowałam, że koleżanki posługują się pseudonimami artystycznymi i też tak chciałam, to okazało się, że jest za późno... Chciałam zostać "Ariel", jak Mała Syrenka, ale nie przyjęło się. Wszyscy znali mnie już jako Baszę, ewentualnie dla uproszczenie mówili na mnie Barbel, lub Barbie (czego nie znosiłam) i tak już zostało.

Tak więc wiodłyśmy sobie nasze zmyślone żywoty, wmawiając odwiedzającym Klub panom, iż są oni najbardziej męskimi i zniewalającymi przedstawicielami swojego gatunku, po czym przeżywałyśmy z nimi powalający seks zakończony mega mocnymi (i głośnymi) wielokrotnymi orgazmami. Mam nadzieję, że pozwolicie mi jednak na odrobinę przekory: do końca, we wszystkich przypadkach, moje bohaterki będę przedstawiała ich prawdziwymi imionami – niech to będzie taki nikły przejaw równowagi psychicznej z mojej strony.

Jakoś tak w trzecim miesiącu mojego pobytu w Klubie nastąpiło u mnie coś, co można by nazwać "okresem buntu". Cierpiałam chroniczną nudę. Noce były takie same, we dnie ciągle spałam. Zaczęłam dotkliwie odczuwać alienację, wykluczenie poza nawias normalnego życia. Wszystko mi się poprzestawiało: dzień był nocą, a noc dniem; chociaż to był środek lata byłam blada i bez energii, jak robak wyciągnięty spod ziemi. Na dodatek ten niesatysfakcjonujący seks... Wszystko to było zupełnie wbrew naturze żywiołowej nastolatki, jaką byłam wcześniej... Tęskniłam za słońcem, ruchem, świeżym powietrzem i uczuciami. Chyba przede wszystkim za uczuciami. Wmówiłam sobie, że jestem zakochana w Pysiu: bez przerwy robiłam do niego słodkie oczy i przeróżne podchody mające na celu zainteresowanie go moją osobą. Trzeba wam było widzieć jego minę, kiedy mrugałam do niego zalotnie! Wykrzywiał się okropnie i prychał ze złością. Nie trawił mnie jako kobiety, nie byłam w jego guście, nawet mój charakter mocno go wkurzał. Jednak im bardziej Pysio dawał mi do zrozumienia, że no way, tym bardziej ja się starałam. Zabawnie to musiało wyglądać z boku. Udałam się nawet po poradę do Agi w tej sprawie, na co ona stwierdziła właściwie bez zastanowienia, że Pysio lubi "silne" kobiety, dlatego powinnam jasno dać mu do zrozumienia, czego od niego chcę. Jak miałam to zrobić? "To proste" – powiedziała Aga – "Skończ z tym dziecinnym wzdychaniem i trzepotaniem rzęsami i zwyczajnie chwyć go za jaja".

Ha! Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Przez następne dwa tygodnie bez rezultatu próbowałam się przymierzać do tego "chwytu". Ale jak to, tak po prostu miałam stanąć przed nim, ścisnąć go za nabiał i stwierdzić "przeleć mnie"? Przecież on mógł mnie w odpowiedzi odepchnąć, skląć, a nawet dać z liścia... Poza tym ja nigdy nie miałam natury ekspansywnej dominy, raczej wręcz przeciwnie: w kontaktach z mężczyznami byłam ciepła i uległa. Po prostu nie mogłam tego zrobić... I właśnie wtedy, kiedy już wydawało się, że wszystko stracone i na zawsze pozostanę bezbarwną glistą pozbawioną światła dziennego i uczuć, odkryłam... randkowanie.

Nie pamiętam już, który z moich klientów zaproponował mi "lewiznę" i jak to się stało, że się zgodziłam. W każdym razie wstałam następnego dnia rano (czyli około 13), wystroiłam się, po czym myk na zewnątrz. Koleś czekał przyczajony za pierwszym zakrętem, wskoczyłam do jego auta i pojechaliśmy w siną dal. Nie pamiętam już, gdzie byliśmy, ani co dokładnie robiliśmy, ale móc znowu zobaczyć słońce, miasto, innych, normalnych ludzi – to było coś cudownego! Wróciłam po kilku godzinach totalnie wyluzowana i szczęśliwa, ruszyła lawina. Odtąd umawiałam się z każdym, kto wyraził na to ochotę. Klienci zabierali mnie w różne miejsca: do restauracji, na lody, na zakupy, czasem po prostu na spacer. Parę razy zdarzyło się, że dotarłam naprawdę daleko: do miasta oddalonego o 100 km, w którym było coś ciekawego do zobaczenia.

Oczywiście, proceder ten był absolutnie zakazany i wiele ryzykowałam bawiąc się w randki na boku. Po pierwsze: następowało coś, co zwie się potocznie "konfliktem interesów" i wiedziałam, że w razie wpadki Duży Szef nie potraktuje mnie wyrozumiale. Po drugie: mimo wszystko nie było to zbyt bezpieczne. Mogłam trafić na łobuza. Mogłam oberwać, a nawet zginąć. Jednak nie potrafiłam, ani nie chciałam przestać. Po kilku tygodniach miałam kilkunastu stałych dostarczycieli rozrywki, z którymi umawiałam się na zmianę, czasami nawet z dwoma jednego dnia: na przykład rano z Oscarem, a po południu z Kurtem. Zwiedzałam, spacerowałam, opalałam się – wreszcie czułam, że znowu żyję! Oczywiście – nic za darmo. Czasami wystarczało, że ten lub ów mężczyzna mógł się po prostu pokazać z młodą i ładną dziewczyną. Zazwyczaj jednak szłam z nimi do łóżka – ot tak, na zakończenie przyjemnego dnia.

Jak sami rozumiecie, to się nie mogło dobrze skończyć. Wpadłam, kiedy wciągnęłam w ten niechlubny proceder Marzenkę. Tamtego dnia pojechałyśmy z Olafem na zakupy, a potem na piknik. Był cudowny, letni dzień. Olaf wyposażył nas w wielki wiklinowy kosz, który napełniłyśmy smakołykami z supermarketu. Czego tam nie było! Szampan, czekoladki, szynka i ser w plasterkach, oliwki, truskawki, winogrona i Bóg wie, co jeszcze. Potem pojechaliśmy za miasto, na łąkę. Olaf rozłożył koc, wyciągnęłyśmy nasze specjały. Pamiętam, że niebo było szczególnie niebieskie tego dnia, kiedy najedzona i szczęśliwa leżałam na wznak, a Olaf podciągnął mi sukienkę i położył się na mnie. Nigdy nie był jakimś specjalnym ogierem, ale wtedy chyba natura mu także sprzyjała, bo przeleciał mnie aż miło. Kiedy ze mną skończył, zwrócił się do Marzenki i ona także nie protestowała zbyt długo. Popijałam szampana i patrzyłam na nich. Marzenka była przepiękną dziewczyną: wysoka, długonoga, z jasnymi loczkami do pasa i najbardziej błękitnymi oczami, jakie w życiu widziałam. Olaf rozbierał ją powoli. Miała cudowne, dziewczęce ciało: krągłe piersi i talię osy. Olaf kazał jej stanąć na czworaka i wypiąć pupę. Jako jedyna z nas, dziewczyn z Royal, Marzenka miała gładziutko wydepilowane łono. Olaf rozchylił jej pośladki tak, że mogłam zajrzeć w jej jedwabistą szparkę.

- Cudowna, prawda? – zapytał

Musiałam mu przyznać rację. Zaczął ją lizać od tyłu, a po chwili Marzenka poczęła się wyginać i wypinać jak kotka w rui. To było dla mnie niepojęte: niby te same ruchy i facet też ten sam, ale czy kiedykolwiek udało mu się w Klubie doprowadzić którąś z lasek do spazmów rozkoszy (prawdziwych, nie takich "na niby")? Wątpię. Tymczasem tutaj Marzenka wyglądała na autentycznie rozochoconą i ja też patrząc na nich poczułam, że jestem napalona jak diabli. Olaf przerwał minetkę, kiedy dziewczyna zaczęła pojękiwać, po czym wbił w jej ociekającą śliną szparkę swojego obrzmiałego i żylastego członka. Ponieważ był to jego drugi raz w przeciągu zaledwie godziny, facet musiał pracować naprawdę intensywnie, żeby dojść. Ruszał tyłkiem we wściekłym tempie i za chwilę był mokry od potu. Wbijał się w dziewczynę, aż klaskało i mlaskało, i coś mi się wydaje, że tutaj przyjemność Marzenki się skończyła, ponieważ Olaf bzykał ją naprawdę ostro, wkładając w tę czynność sporo siły. Niesamowity to był widok: pusta łąka, słońce, wiatr, jacyś obcy nam ludzie w oddali i ta para kochanków oddająca się wyuzdaniu pod gołym niebem.

Patrząc na tych dwoje, piekielną miałam ochotę, żeby przyłączyć się do nich. Jednak wiedziałam, że Marzenka zaprotestuje, bo jak sama twierdziła, jest w 100% hetero, poza tym sądziłam, że dwie dziewczyny na raz mogą Olafa ostatecznie zmęczyć, a nie chciałam psuć mu zabawy. Pozostało mi cieszyć oczy tym widokiem, co też z radością robiłam. Olaf trykał zawzięcie, Marzenka miotała głową, okrywając się włosami jak płaszczem, jej piersi podrygiwały. Pomiędzy ich nogami widziałam jej szczupłą dłoń turlającą coraz bardziej sprężone jajka, soki namiętności dosłownie przeciekały jej przez palce. Wreszcie Olaf jakby się zawahał, po czym wyszarpał członka ze szparki dziewczyny, zdarł z niego gumkę, jeszcze dwa ruchy dłonią i zbryzgał nasieniem falujące, szczupłe plecy Marzenki.

Wróciłyśmy do Klubu późnym popołudniem, wypoczęte i szczęśliwe. Niestety, czekała nas przykra niespodzianka w postaci czatującego na nas Dużego Szefa. Nie jestem w stanie powtórzyć, jakich słów wobec nas użył, ale nie należały one do miłych. Dostałyśmy zakaz jakiejkolwiek lewizny, pod groźbą wyrzucenia z Klubu. Szef zabrał nam nasze "służbowe" hendi, żebyśmy nie mogły się telefonicznie umawiać, poza tym poinformował nas, że odtąd będzie nas Pysio pilnował i to nawet za dnia. Dramat. Wydawało się, że sprawa jest zamknięta, jednak odkąd poznałam smak wolności nie istniała taka siła, która zmusiłaby mnie do odwrotu z raz obranej drogi. Zabrali mi telefon? I co z tego? W Klubie był telefon dla gości, taki na monety i korzystałam z niego, kiedy tylko miałam jakiś klein geld. Kiedy mi się skończyły drobne, pisałam liściki i przesyłałam je przez "umyślnego" – Wacka, taksówkarza, przyjaciela wszystkich dziewczyn z Royal i jednocześnie dostarczyciela lewej wódki. Pysio robił "pilota" za dnia, żeby sprawdzić czy jestem w domu? No i cóż? Jak mnie faktycznie nie zastawał, to się potem tłumaczyłam z miną niewiniątka, że byłam na stacji po gumki, albo na zakupy, albo po aspirynę.

- Nie rozumiesz, głupia suko, że jak będziesz dawała dupy na boku, to żaden z tych fagasów nie przyjdzie do Klubu, żeby ci za to zapłacić??!! – pienił się Pysio, ale ja w odpowiedzi potrafiłam wybałuszyć na niego oczy w niemym zdumieniu i wzruszyć ramionami.

Nie wiem, jak długo by to wszystko trwało: pewnie do momentu ostatecznego wyczerpania się cierpliwości Dużego Szefa, albo do dnia, w którym jeden z kolesi, z którymi tak beztrosko się oddalałam nie poderżnąłby mi w krzakach gardła. Nie miałam zamiaru przestawać, zbyt mocno kręciła mnie samowolka i fakt, że mogę moim obu szefom grać na nosie. I wtedy właśnie, zupełnie nieoczekiwanie, w moim życiu pojawił się Darek.

Darek, po-Darek. Zanim do niego jednak przejdę, muszę krótko wspomnieć o dwóch nowych dziewczynach, które w międzyczasie zawitały w Klubie. Jedną z nich była Marzenka. Jak już wspominałam, dziewczę przecudnej urody, prawdziwa perła w Royal. Marzenka miała 17 lat. Teraz już rozumiecie wściekłość Dużego, kiedy się dowiedział, że ciągam jego perełkę po dzikim świecie? Nieletnia nielegalnie w kraju?? Na dodatek w burdelu??? Ona była jak tykająca bomba zegarowa. Jednak Marzenka była tak ładna i cenna, że Duży Szef postanowił podjąć to ryzyko i zatrudnił ją. Drugą z dziewcząt była Kamila – moje totalne przeciwieństwo. Nie trawiłam tej laski. Wyuzdana, hałaśliwa i bez zahamowań. Kamila nosiła rudą perukę, pończochy samonośne i stringi. Robiła z klientami wszystko: czasami z jej pokoju dobiegały nas dzikie wrzaski i łomot – podobno lała delikwentów paskiem po dupskach bawiąc się w dominę. Anal seks? Proszę bardzo! Zrobienie kupy na klatę? Z miłą chęcią! Obsikanie, gryzienie, bicie butem na szpilce - nie było takiej rzeczy, której Kamila nie byłaby gotowa zrobić. Straciłam na jej rzecz część moich stałych klientów – znudziła ich i sprzykrzyła się dziewuszka z sąsiedztwa, chodząca na pokój w bawełnianych majtkach - nagle wszyscy zapragnęli być bici i wykorzystywani przez Sex Machine. Jednak pal licho jej powodzenie i fakt, że mnie zdetronizowała: najbardziej nie mogłam znieść jej hałaśliwego sposobu bycia. Ta dziewczyna porozumiewała się z otoczeniem wrzaskiem. Jej donośny głos, trzaskanie drzwiami, garami, półkami, co jej tylko w ręce wpadło i to od ósmej rano, kiedy każda przyzwoita dziwka smacznie śpi... Nie, to było ponad moje siły.

Ale wróćmy do Darka. Którejś soboty Pysio wyciągnął butelkę Ballantine’sa i zarządził imprezę pracowniczą. Rzadko, ale takie rzeczy zdarzały się w Klubie. Byłyśmy już zresztą po pracy, było około piątej rano i w Klubie pozostały prócz nas tylko jakieś wstawione niedobitki. Zaczęło się ostre drinkowanie. Grała muzyka, Kamila się darła, Marzenka tańczyła, ja, zmęczona i pijana (wcześniej już zdążyłam się uraczyć kontrabandą Wacka) marzyłam o walnięciu się do wyrka. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi i Pysio wprowadził do Klubu... swojego sobowtóra. Kopara mi opadła i momentalnie wytrzeźwiałam. Jak opisać tego gościa? Był zupełnie taki sam jak Pysio, a jednak całkowicie inny. Wysoki, chudy, ciemne włosy i drapieżny uśmiech barrakudy... Był ciemniejszą, mroczniejszą, bardziej intrygującą kopią swojego brata. Bo to był młodszy brat Pysia, Darek. Zdumiewające, że nigdy nam o nim wcześniej nie mówił.

Darek dosiadł się do nas. Przeżyłam szok kiedy się do nas odezwał, ponieważ nawet tembr głosu miał identyczny jak brat. Będąc ciągle jeszcze "pseudo zakochaną" w Pysiu, ten koleś nie mógł mnie pozostawić obojętną. Impreza w tym czasie zaczęła nabierać rumieńców. Ktoś namówił Kamilę, żeby zrobiła striptease i oczywiście nie dała się prosić. Kręcąc wściekle tyłkiem i wywijając nogami zaczęła zdejmować z siebie łaszki w takt muzyki. Muszę przyznać, że jej taniec robił wrażenie – ta dziewczyna niczego się nie bała, nie było nic zbyt śmiałego, zbyt perwersyjnego dla Kamili. W kulminacyjnym punkcie swojego występu Kamila podchodziła do każdego z obecnych na sali mężczyzn i podsuwała mu łechtaczkę do polizania. Myślałam, że się porzygam: niektórzy z gości byli już tak pijani, że chyba nawet nie kumali o co biega, ale co tam! Kamila brała każdego za łeb i siłą wciskała mu swój magiczny guziczek w usta. Niektórzy korzystali skwapliwie i chłeptali ją przez chwilę jak wyposzczone psy. Wreszcie przyszła kolej Darka: aż mnie ściskało w dołku, tak czekałam na to, co zrobi! A on – moi drodzy – mając jej cipkę w odległości pięciu centymetrów od nosa spojrzał jej z pogardą w oczy i stanowczo odwrócił twarz... Kamila machnęła na niego ręką i bluzgając mu od "ciot" ruszyła ku następnej ofierze. Moje serce zostało podbite...

***

Zanim przejdę do dalszego ciągu tej historii, chciałabym króciutko przypomnieć rodzaj relacji, jakie łączyły mnie z Pysiem. Otóż, spragniona uczuć usiłowałam wmówić samej sobie, że jestem w nim do szaleństwa zakochana. Nie była to prawda, ponieważ byłam zbyt młoda i zbyt niedojrzała emocjonalnie, by być zdolną do tego typu uczuć. Poza tym to miejsce... "Nie szukaj sobie miłości w burdelu" – to były słowa mojej koleżanki po fachu i czas pokazał, że były to słowa święte. Jak by nie było, Pysio w najmniejszym stopniu nie był zainteresowany moją osobą. Nie lubił mnie, a jak wyszła afera z Marzenką i chodzeniem na lewiznę – wręcz znienawidził. Ja jednak usilnie szukałam kogoś do pokochania, więc kiedy na horyzoncie pojawił się Darek... Taki podobny, a jednocześnie tak różny... To było dla mnie jak objawienie, jak nagła iluminacja: po co mam zaprzątać sobie głowę kimś, kto mnie nie chce, skoro mogę spróbować dobrać się do ulepszonej wersji? Ponieważ Darek nie dość, że młodszy, to jeszcze mimo uderzającego wręcz podobieństwa do brata, był jednak o niebo od niego przystojniejszy... Pysio był typem macho: przystojny, pewny siebie i arogancki, za to Darek... on był jak szakal, jak zły wilk. Rany, jak on mnie kręcił, od pierwszego wejrzenia! Nigdy wcześniej nie spotkałam równie intrygującego i pociągającego mężczyzny.

Niestety, na pamiętnej imprezie pracowniczej w Klubie, Darek nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Po incydencie z Kamilą ostentacyjnie zaczął flirtować z Marzenką, co mnie nie dziwiło – nie było wtedy ładniejszej od niej. Czas leciał, goście lecieli pod stół, flaszka szła za flaszką. Powoli miałam dosyć. Można wręcz powiedzieć, że byłam w sztok pijana. Pamiętam, że siedziałam w kącie nad pustą szklanką i jedyne o czym marzyłam, to położyć się i zasnąć. Przestałam śledzić poczynania Darka, zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie mogę sobie przypomnieć jak to się stało, że nagle znalazł się w tym samym stoliku. Wszystko docierało do mnie, jak przez warstwę waty: widziałam go z bliska, jego wilczy profil; popijał i palił w milczeniu, przypatrując się gościom, którzy jeszcze trzymali się na nogach. Nagle zjawiła się przy nas Kamila - chyba niechęć Darka do jej pipki poszła już w niepamięć, bo dziewczyna usadowiła swój chudy tyłek na naszym stoliku i zaczęła perorę we własnym niepowtarzalnym stylu:

- No i wiesz, mój chłop!! Jurek w sensie!! – darła się – Wiesz, co ten skurwiel zrobił ostatnio!!

Darek kręci głową, że nie wie. Cała jego postawa, każdy muskuł mówią: spieprzaj! Ale Kamila tego nie widzi.

- Rogi mi zrobił!! – wrzask, czknięcie – Rogi mi przyprawił, gnojek pier...!!

Po czym następuję ciąg wrzasków, wyzwisk i pijackiej czkawki. W tym momencie Darek odwraca się i ścierając z twarzy ślinę Kamili mówi do mnie:

- To co? Pokażesz mi swój pokój?

O raju, o Boże, to nie może być prawda! A jednak... Darek wziął mnie pod ramię i oddalamy się z przyjęcia chwiejnie, w iście angielskim stylu.

- A wy gdzie, ku...!! – ściga nas wrzask Kamili – Ja jeszcze nie skończyłam!!

Tak bardzo bym chciała móc opisać, co działo się tamtego ranka w moim pokoju! Niestety nie potrafię: byłam zbyt pijana, by cokolwiek z tego pamiętać. Ostatnią rzeczą jaką kojarzę była moja rozpacz, kiedy Darek zamiast pozwolić mi spać zaczął ze mnie ściągać łachy... Wiem, że mnie przeleciał, wykorzystał nieprzytomną, zapijaczoną, młodą kurewkę. Nie wiem na ile się sprawił, bo był w nie lepszym stanie niż ja, ale obudziłam się kilka godzin później naga, z potwornym bólem głowy... u jego boku, a przepełniona, zużyta prezerwatywa leżała pomiędzy nami jak niemy znak zapytania...

Od tamtej chwili Darek został moim oficjalnym kochankiem. Nikt inny, tylko on jeden miał prawo zabierać mnie z Klubu kiedy i gdzie tylko chciał – za oficjalnym zezwoleniem Dużego Szefa. Inna sprawa, że on nigdy z tego pozwolenia nie skorzystał. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że na kilka miesięcy połączyły mnie z tym mężczyzną, człowiekiem, niezwykle skomplikowane relacje. Skomplikowane i głębokie, ale także gorzkie i wynaturzone – słowem – byłby z tego niezły materiał na dramat psychologiczny (ukłony dla Manueli K.).

Odtąd było tak, że co rano po skończonej pracy Darek dobijał się do mojego okna – on też podobnie jak ja, pracował tylko nocami – a ja zbiegałam na dół i wpuszczałam go do swojego pokoju, łóżka, cipki i serca – jednym zdaniem wszędzie, gdzie mu się zachciało akurat być. Zostawał do wczesnego popołudnia, po czym brał prysznic, ubierał się i przepadał na resztę dnia, by zjawić się znowu rano. Sporadycznie widywaliśmy się nocami, w godzinach pracy, kiedy wpadał na wezwanie po któregoś z gości, albo żeby którąś z dziewczyn zawieźć na wizytę domową. Nie umiem tego wyjaśnić, ale każde jego pojawienie się dodawało mi otuchy, jakoś łatwiej było mi znieść kolejną noc, chociaż on właściwie w takich chwilach nie odzywał się do mnie, albo wręcz udawał, że mnie nie widzi.

Jaki on był? Wszystkie dziewczyny mi go zazdrościły. Kiedy tamtego pierwszego ranka wyszedł z mojego pokoju, wszystkie laski dosłownie zdębiały. Zapadła cisza, nawet rozwrzeszczana Kamila zamknęła na kilka sekund jadaczkę. Dziewczyny z otwartymi buziami patrzyły to na Darka, to na mnie czającą się w drzwiach za jego plecami.

- A nie mówiłam, kur...!! – wrzasnęła Kamila – Tak mi się właśnie wydawało, że widziałam go, jak wchodził na górę!! Wiedziałam, że mi go skosi, suka pier...!! (to o mnie).

Chyba najlepiej jaki był Darek obrazuje pewien zabawny incydent z udziałem Maszy, rezydującej u nas Rosjanki. Któregoś ranka (popołudnia, nie mogę się ponownie przestawić na tamten tryb, już śpię po nocach, jak normalny człowiek). Otóż Darek poszedł się kąpać pod nasz prysznic, a Masza nie wiedząc, że on tam jest, weszła także. Po sekundzie wyskoczyła jak oparzona, z dziką miną, przeżegnała się i powiedziała tylko jedno słowo:

- Cziort!

Wszyscy się z niej śmiali do rozpuku, "tak żebyś wiedziała, czart tam jest, czart!", ale tak naprawdę nasza Maszka trafiła w samo sedno.

Więc jaki był? Zamykam oczy i widzę go, jak leży pode mną. Miał zawsze bardzo suchą skórę, więc swoistym rytuałem pomiędzy nami stało się nacieranie balsamem przed każdym numerkiem. Siedzę okrakiem na jego pośladkach i nacieram go jakimś Baby Oil, albo innym paskudztwem, a on mruczy z zadowolenia. Masuję mu plecy. Jest tak chudy, że wygląda na zagłodzonego – nie ma na nim ani grama tłuszczu, tylko kości i twarde jak stal, węźlaste mięśnie. Jest jak napięta sprężyna, stal i papier ścierny. Szorstki jak kora drzewa. Masuję go, a moja spragniona szparka znaczy na jego skórze ślimaczy ślad. Potem proszę go, żeby się odwrócił. Siadam na jego członku, tak zwyczajnie, bez nabijania się i smaruję mu olejkiem klatę. Pochylam się i rozprowadzam olejek własnymi piersiami czując jednocześnie, jak jego penis drga pode mną próbując się uwolnić. Schylam się niżej i próbuję go pocałować, ale Darek – moja jak zawsze praktyczna kurwa, jakby podświadomie wyczuwa moje intencje i rzuca głową, aby tego uniknąć. Kiedy przytrzymuję mu łeb, zaciska usta w wąską kreseczkę i prycha z takim niesmakiem, że daję se siana. Chwilę potem uwalniam jego członka i nabijam się na niego powolutku, milimetr po milimetrze. Wtedy on otwiera oczy. Wspominałam coś, że oczy Marzenki są najbardziej błękitnymi oczami, jakie w życiu widziałam? Jego są błękitniejsze. I niepokojąco niewinne. Kiedy dobijam do końca, jęczymy oboje i zwijamy się w spazmie rozkoszy. To jedyny moment, w którym jest mi z nim fizycznie przyjemnie. Ponieważ chwilkę później Darek zrzuca mnie z siebie i bierze od tyłu, na pieska, z taką furią, jakby chciał wygonić ze mnie demony. Albo z siebie... Ma bardzo długiego i wygiętego ku górze fiuta, więc pieprząc mnie tak gwałtownie i na dodatek w tej pozycji, sprawia mi niewyobrażalny ból. Jęczę i krzyczę, starając się nadać temu jakiś erotyczny ton, ale tak naprawdę ciągle łykam łzy. Kiedy kończy, krzyczę z ulgi i padam jak podcięta chowając twarz w poduszkę, żeby nie mógł zobaczyć mojej zapłakanej twarzy. I tak już zawsze – nic, prócz bólu.

Czasami kochamy się klasycznie, on na górze, wtedy trochę mniej boli, czasami robię mu loda. Smakuje gorzko, jak piołun.

Czy go kocham? Jak już wcześniej wspomniałam, nie jestem zdolna do takich uczuć, trzeba było dwudziestu kolejnych lat, żebym pojęła, co znaczy miłość. Chyba będąc z nim mam niejasne przeczucie, jak mogłaby wyglądać miłość, gdyby on był normalnym mężczyzną, a ja normalną kobietą. Zależy mi. Pragnę go. Pragnę go zmiękczyć, zmusić do uczuć, których w nim nie ma. Na wszelkie możliwe sposoby.

Opowiadam mu głodne bajeczki o tym, jak to w Polsce musiałam dawać dupy za bułkę – co jest stekiem bzdur, bo chociaż w kraju byłam puszczalska, to nigdy nie zrobiłam tego za pieniądze i chociaż wiodłam nędzną egzystencję, to nigdy nie byłam aż tak głodna. To go wzrusza może na pięć sekund, akurat na tyle, żeby objąć mnie ramieniem i przelotnie przytulić. Któregoś razu podczas upojnego stosunku dyszę mu w ucho "och, Pysiu!" sądząc, że to wzbudzi w nim jakieś emocje. A skąd! Śmieje się do rozpuku, nie przestając mnie posuwać. Ja daję mu wszystko, z jego strony nie ma nic. Mojego Darka wzrusza tylko Mark Knopfler – potrafi wybuchnąć płaczem słuchając "Brother In Arms".

Jeśli chodzi o seks, to jest w tym niezmordowany: nigdy nie odpuszcza naszych dwóch, trzech numerków dziennie. Przychodzi i bierze mnie nawet jak ze zmęczenia lecę mu przez ręce, nawet jak mówię, że tej nocy miałam sześciu klientów, godzina po godzinie. Bierze mnie, kiedy mam zapalenie oskrzeli i majaczę w gorączce, posuwa mnie, kiedy mam okres, a potem ogląda swojego okrwawionego chuja i widzę, że z trudem panuje nad odruchem wymiotnym. Wsadza mi, kiedy jestem tak pijana, że go nie rozpoznaję, a potem popycha mnie na łóżko jak szmacianą lalkę i przeklina durną alkoholiczkę. Tak to miedzy nami wygląda. Mimo to żadne z nas nie odpuszcza, tak głębokie i bezlitosne jest uczucie, które nas łączy.

Nie potrafię sobie wyobrazić, że on któregoś ranka nie przyjdzie. I on podobnie, chociaż mi tego nigdy w życiu nie powiedział, to wiem, że w tamtych dniach nie wyobrażał sobie życia beze mnie. Któregoś dnia po skończeniu mojej pracy on się spóźniał. Położyłam się do łóżka z walkmanem, ze słuchawkami na uszach słuchając jego ukochanego Dire Straits. I oczywiście zasnęłam ze zmęczenia i nie usłyszałam jego dobijania się. Myślałam, że coś się stało i byłam przez całą noc nieprzytomna ze zgrozy. Jednak zjawił się nazajutrz i od progu zasypał wyrzutami.

- Co ty sobie myślisz, przez pół dnia stałem i dobijałem się do okna!

- Wcale, że nie! – protestuję

- Wcale, że tak! Tonę kamieni przerzuciłem, pewnie się nawaliłaś jak zwykle!

- Wcale nie!!

Wtedy bierze mnie za fraki i prowadzi do okna. Otwieram. Cały parapet jest zasłany drobnymi kamykami... Ile godzin trwało, nim wreszcie odpuścił i odjechał?

Nic o nim nie wiem poza tym, że jest o 16 lat starszy ode mnie, ma na imię Darek i jest taksówkarzem na nocnej zmianie. Nigdy mi nic o sobie nie mówi, podobnie zresztą ja, jak już coś mówię to są to kłamstwa wymyślone na potrzebę chwili. Nie mam pojęcia kto, kiedy i co takiego mu zrobił, że jest jaki jest. Dziwaczny układ, chore uzależnienie. Jeśli każdy facet odwiedzający Klub ma jakąś skazę, to mój Darek jest całym workiem skaz. Każdego dnia idę do pracy obolała, bolą mnie wnętrzności po seksie z nim, mam wrażenie, że któregoś razu coś we mnie zerwie ostatecznie i wykrwawię się na śmierć. Czasami tego właśnie chcę sądząc, że tak byłoby lepiej dla nas obojga.

Aż wreszcie któregoś dnia następuje niespodzianka. Przed pracą Pysio puka do mojego pokoju i mówi, żebym chwilowo nie ubierała się "kurewsko", bo wpadnie Darek, żeby zaprosić mnie na kolację. Tysiące myśli przelatują mi przez głowę! Na kolację? Darek?? Wolne żarty! On nigdy, nigdzie mnie nie zabrał, przez cały ten czas, chociaż miał pełne przyzwolenie. Chce się oświadczyć! Ta myśl poraża mnie jak grom, czepiam się jej z uporem maniaka chociaż wiem, jak absurdalna jest. Potem przychodzi Darek, jest rzeczywiście poważny nawet jak na niego. Wsiadamy do taksówki, po czym on wiezie mnie... do knajpy naprzeciwko, gdzie czasami jadam z Agą obiad. Siadamy, on pyta na co mam ochotę. Czuję, że z nerwów nic nie przełknę, więc proszę o lody. I dostaję lody, największą porcję jaką tam mieli – i jest to pierwsza rzecz (oprócz DNA), którą od niego dostaję. Po konsumpcji zapalamy papierosy. Milczenie zapada pomiędzy nami niczym żelazna kurtyna.

- Słuchaj – mówi wreszcie – Mam poważne kłopoty... - głos mu się łamie.

- Kłopoty? – jeszcze nie wierzę. A gdzie pierścionek, biały welon i "żyli długo i szczęśliwie"?

- Długi... - wbija wzrok w stół – Poważne długi, Barbel. Właściwie to jestem ugotowany. Jeśli nie oddam przynajmniej części dziś do północy... to czapa.

- Czapa!!??

- No tak. Kulka w łeb.

Powietrze ze mnie uchodzi. To jest zbyt straszne, zbyt groteskowe. A jednak wiem, że on nie kłamie.

- Ile?

Darek wzrusza ramionami.

- A ile masz?

- Nie wiem? Tygodniowy utarg? Reszta w banku...

Wtedy on odkłada papierosa i bierze mnie za rękę.

- Barbel. W tobie moja ostatnia nadzieja.

Wracamy do Klubu. On czeka na dole, a ja uderzam na górę do Dużego Szefa. Zmyślam na poczekaniu, że dostałam właśnie wiadomość z Polski: ktoś z rodziny zachorował i muszę natychmiast wysłać kasę. Duży tylko patrzy na mnie srogo, po czym pakuje wszystko to, co mam w tej chwili dostępne do białej koperty i podaje mi.

- Żebyś tego nie żałowała – mówi jeszcze.

Na dole Darek zagląda do koperty.

- Tylko tyle? – pyta z zawodem w głosie.

- Mówiłam ci, reszta w banku...

Mimo wszystko oddycha z ulgą, a jego szara, napięta twarz rozjaśnia się.

- Dzięki, Basiu. Basieńko... To na razie wystarczy. Oddam ci wszystko, co do grosza, przysięgam! Uratowałaś mi życie...

Schyla się. Całuje mnie w czoło. Potem w usta. Nie jakoś namiętnie, z języczkiem. Zwyczajnie dotyka ustami moich ust, pierwszy i ostatni raz w moim życiu. Potem odchodzi, a ja jestem tak szczęśliwa, że chce mi się śpiewać i skakać z radości.

Przez następny miesiąc widujemy się sporadycznie, bo on "ma ważne interesy" i nie ma czasu dla mnie. Potem ja odchodzę z Klubu i nie widzę nigdy więcej ani jego, ani moich pieniędzy.

Ten tekst odnotował 18,331 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.77/10 (20 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (5)

0
0
Poza tym "pysiem" wszystko fajnie 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dandelion, nie wiem ktoś zacz, ale czytam kolejny Twój kawałek i coraz bardziej sfrustrowany jestem. Infantylizm kłujący w oczy kontra... sam nie wiem: zgorzknienie? Opisujesz prawdziwe wydarzenia? Mnie się nie podoba. Zobacz sobie, jak tu ludzie piszą, wyciągnij wnioski. Sio z tym ponuractwem!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja też jestem jak najbardziej na "tak". Pomijając wszystkie szczególiki typu imiona (które mogą nieco razić) to bardzo zgrabnie uformowany i konsekwentnie prowadzony cykl. A co najważniejsze: autor ma swój styl. Co do "ponuractwa"- czy naprawdę wszystko musi być jak erotyczny sen? Trochę więcej wyrozumiałości le_sabot...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O.k. ja nie zarzucam nic stylowi ale litości: to są "opowiadania erotyczne" a nie "cierpienia młodego Wertera". Kiedy czytam opowiadanie erotyczne, to spodziewam się, że coś drgnie. Tymczasem czytając to drga mi tylko górna powieka...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Na drganie powiek polecam magB6🙂 A tak na poważnie: można by się zgodzić z Tobą, ale...
1. Nie wszyscy, którzy tu zaglądają są onanistami😛
2. Na pewno znajdzie się tu miejsce dla różnych stylów
3. Dobry tekst obroni się sam, więc już przestań się popisywać elokwencją i arogancją, bo to Ci nic nie da
4. Co się komu podoba, a co nie, jest rzeczą gustu - a o gustach się nie dyskutuje więc uważam dalsze dywagacje na ten temat za bezcelowe i jałowe
Tyle w temacie z mojej strony.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.