Into the night (I)
12 lipca 2017
Szacowany czas lektury: 6 min
Wydarzeniom opisanym w tym tekście towarzyszy tylko element fikcji. Aby wyostrzyć prawdę o rzeczywistości i nadać jej walor paraboli.
Na kokpicie samochodu zapaliły się wszystkie kontrolki. Tak jak zawsze, ale tym razem na sam ich widok ogarnęło Weronikę podekscytowanie. Powoli przekręciła kluczyk w stacyjce, poczekała, aż silnik się rozgrzeje. Spojrzała w stronę zasłoniętego okna w kuchni. I ruszyła w drogę. Zapadał zmrok. Liczyła każdy metr jazdy, czuła ucisk w brzuchu, sama nie mogła się zdecydować - przyjemny, czy nie. Wyjechała z osiedla i skierowała się w kierunku głównej drogi do Poznania.
Nerwowo oblizywała usta.
Jemu powiedziała, że potrzebuje się wyszumieć, pójść na imprezę, zabawić się. Zarezerwowała nawet pokój w hostelu, gdyby dzwonił i sprawdzał. W sumie hostel się zgadzał, tu akurat nie skłamie. Tylko pokój wcale nie miał być jednoosobowy. Zresztą on przyjął to bardzo spokojnie, wręcz z rezygnacją, jakby od razu się poddał. A może tak naprawdę wiedział i tego chciał. Lub też nic go to nie obchodziło. Zupełnie nic.
Z Damianem umówili się na Starym Rynku. Gdy dojechała w jego pobliże jej zdenerwowanie sięgało zenitu, dopiero za czwartym razem udało się jej zaparkować. Oparła rozgrzaną głowę na kierownicy. Co ja robię? - przemknęło jej przez myśl. Przez moment chciała wrzucić już wsteczny bieg, odjechać. Ale Damian już czekał, smsy przychodziły jeden po drugim. Stoję, czekam. Kiedy będziesz. Kiedy będziesz, tak chcę Cię wreszcie zobaczyć Moja Księżniczko. Teraz już nie mogła się wycofać. Gdy wychodziła z samochodu, zegar na wieży kościoła Wszystkich Świętych wybijał piątą. Było już zupełnie ciemno. Całe Garbary i przyległe ulice były zakorkowane. Poddawała się powoli podnieceniu. To była taka odmiana w stosunku do codziennego, przewidywalnego życia!
Słyszała dokładnie każdy swój krok na twardym, zmrożonym bruku. Widziała już zarys ratusza i światła Starego Rynku. W tym momencie napisał do niej mąż: Uważaj na siebie na tej imprezie. Nie pij za dużo. Kocham Cię.
Ja Ciebie też. Ok - odpisała mechanicznie. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie, ale znów spojrzała na zegarek i zrozumiała, że jest już spóźniona. W umyśle pojawiła się wątpliwość: Jak go rozpoznam. Przecież on będzie nosił czapkę. I co teraz. Damiana znała przecież tylko z gry i z internetu. Najwyżej zadzwoni jak będzie już przy ratuszu. Podeszła bliżej. Nagle jedna z postaci skupionych pod ratuszem oddzieliła się od niego i skierowała się w jej stronę. Zdenerwowała się jeszcze bardziej. Starała się wyglądać jak najpiękniej, ale myślała czy nie ma potarganych włosów, czy nie wygląda za grubo, czy nie ma sinej twarzy od zimna. Podszedł do niej z lekkim uśmiechem i błyszczącymi oczyma i na przywitanie pocałował ją lekko w policzek, jakby znali się od dawna. Poczuła także lekki uścisk jego dłoni na wysokości bioder. Sprawiło jej to dużą przyjemność.
Witaj księżniczko. Jesteś jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach.
To stereotypowe stwierdzenie rozczarowało ją. Ale czego można oczekiwać po
dziewiętnastolatku bez matury. Wytłumaczyła to sobie. Zresztą te romantyczne słowa to jej zasługa. Wcześniej był dosadny, nawet wulgarny, dopiero przez ostatni miesiąc - mniej więcej od czasu, gdy wyznał jej miłość - coś się zmieniło. Przypisywała to sobie. Cieszył ją wpływ, który ma na niego, to, że go kształtuje. Pracowała w szkole i także w tym wypadku - jakieś zboczenie zawodowe - chciała się podjąć roli nauczycielki. Od jakiegoś czasu Damian pisał o łąkach, kwiatach, nocy i słowikach - ten koturnowy repertuar mimo wszystko jej imponował.
Poszli do pizzerii, chociaż Weronika w ogóle nie miała ochoty na pizzę. Zamówiła tylko sałatkę, podczas gdy on, z dużym smakiem pochłaniał pepperoni. Teraz mogła mu się przyjrzeć. To prawda, miał nieco wyłupiaste oczy, ale poza tym raczej jej się podobał. Przede wszystkim, nie wyglądał na swój wiek, tylko co najmniej trzy-cztery lata dojrzalej. Mogła poczuć się pewniej. Nagle schwycił ją za rękę pod stołem. Do głowy uderzyła jej fala gorąca. - Jak dawno już nikt... - nie dokończyła myśli. Skończyli jeść i postanowili pójść do kina, na jakikolwiek film, chybił-trafił. Potem poszli jeszcze na piwo, do zatłoczonej knajpy.
Gdy z niej wyszli, zaczął padać śnieg, małymi, wirującymi płatkami. Wynajęli pokój na ostatnim piętrze hostelu. Gdy jechali windą do góry Weronika poczuła jakieś dziwne ciepło rozlewające się w jej podbrzuszu. Dobrze, że wypiła, to pozbawia jej jakiejś części strachu. Jest przecież dobrze przygotowana. Czerwona, seksowna bielizna (tak, wie, mało oryginalne), specjalnie się nawet tam goliła, przy zamkniętych drzwiach od łazienki, słysząc płacz dziecka i wieczne narzekania męża. Prawie się wtedy popłakała, nawet nie wie czemu. Może po prostu ze zmęczenia setki razy powtarzanymi czynnościami. Ach, ta winda, jedzie chyba całą wieczność! Niech już to się stanie.
Pokój numer 405. Damian wpuścił ją przodem, przypomniała sobie o jego obecności. On wcale się nie liczy, on młody, gibki, zakochany, napalony. Nie zdążyła nawet do końca zdjąć płaszcza, gdy przywarł do jej ust. Jego wargi były ciepłe a język błądził po jej zębach, stykał się z jej językiem i napierał na niego. Zaczął rozpinać jej bluzkę. To ja powinnam ściągnąć mu teraz bluzę – pomyślała - tak jak na filmach, ale na filmach faceci mają koszule. Damian oderwał się od niej i jednym ruchem ściągnął bluzę i koszulkę. Jaki on szczupły, prawie jeszcze dziecko. Została w samym staniku i majtkach. Widziała jego członek pod bokserkami. Damian odsunął się i patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem. Sama zdjęła stanik a wtedy on wydał nieartykułowany, pierwotny okrzyk i przywarł do jej sutków, lizał je i zaczął ssać. Włożył jej ręce pod majtki, była już mokra. On mnie zaczyna brać - pomyślała. Uniosła lekko biodra a on zrozumiał i zsunął z niej ostatnią przeszkodę. Chwycił ją za kolana i rozchylił jej nogi, przez kilka sekund napawając się widokiem, po czym przysunął się do niej i pomagając sobie ręką, powoli w nią wszedł. Jęknęła, co go rozochociło. Zaczynał powoli się ruszać. Właściwie nie lubiła od przodu, ale teraz wolała widzieć jego twarz, rozpaloną z pożądania. Wchodził w nią głęboko, do końca, bolało. Nagle, ku jej zaskoczeniu jeszcze przyspieszył i po chwili poczuła, że skończył w niej. Odczuła zawód. Damian wyciągnął z niej fiuta, z miną zdobywcy popatrzył jak wycieka z niej sperma. Jego członek wcale się nie zmniejszył. Był młody, bardzo młody. Mógł zacząć wszystko od początku. Zrobiło to na niej duże wrażenie, które spotęgowało się, gdy on bezceremonialnie chwycił ją za biodra, obrócił na brzuch i wszedł w nią znowu. Był młody, bardzo młody. Zaczął zachowywać się jak zwierzę. Wiercił w niej penisem tak mocno, że Weronika czuła, że kapiące z niej nasienie miesza się już z krwią, nieważne. On gryzł ją po karku, lizał po plecach, szeptał do ucha. I ruszał się, ruszał o wiele mocniej, niż by pozwoliła na to mężowi. Pękły hamulce. Co chwilę jego biodra zderzały się z jej pośladkami z głośnym plaśnięciem. Nagle przestał, nie chciał dojść tym razem zbyt szybko. Przewrócił ją na plecy, rozchylił Weronice nogi i zanurzył głowę w samo centrum jej rozgrzanego ciała. Lizał ją powoli, co doprowadzało ją do obłędu. Teraz była już gotowa na wszystko. Damian to zrozumiał, bo nagle oderwał się od niej i po chwili zobaczyła jego penisa tuż przy swojej twarzy a podczas gdy jego język wrócił do dawania jej rozkoszy. Muskała koniuszkiem języka, na początku bała się wziąć go do ust. Po chwili jednak objęła wargami ciepłą, nabrzmiałą główkę. Zaczęła go ssać...