Historia cichodajki (I)

25 października 2016

Szacowany czas lektury: 9 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Agnieszka była bardzo atrakcyjną kobietą a do tego piękniała wraz z wiekiem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najlepiej wyglądała mając tak między 30 a 35 rokiem życia. Była ona również, że tak powiem niezwykłą romantyczką, przynajmniej przez większość swojego życia. Sama, choć ukończyła filologię polską, i została nauczycielką w liceum ogólnokształcącym, miała swoje marzenia zostania artystką, a najlepiej to malarką. Talent zresztą jakiś miała, i trudno mi go oceniać, ale brakowało jej zaparcia i wiary w siebie, by go zrealizować i przekonać się o swoich walorach.

W takiej historii jak ta ważne jest jak bohaterka wygląda, chyba nawet bardziej niż to jak myślała i o czym i czemu w sumie zaczęła sprzedawać swoje ciało obcym mężczyznom. A może jednak nie mam racji? Może ważniejsze jest to co ją do tego pchnęło i co myślała, i jak, i o czym, gdy już siebie przekonała i gdy już to zaczęła robić? Do tego taka romantyczka i artystka w głębi duszy. Cichodajka. Trochę to sprzeczne, ale tylko trochę. Zapytajcie o najbardziej ciemną fantazję swoich żon. Będziecie zaskoczeni, jeśli kiedykolwiek odpowie wam szczerze.

Tak czy inaczej, zacznijmy od wyglądu. Była to wysoka kobieta, 173 cm wzrostu, blondynka o prostych włosach do ramion, choć naturalna brunetka. Miała zielone, przenikliwe oczy, miłą i ponętną twarz, mały i zadziorny nosek i pełne zmysłowe usta. Sylwetkę miała jak gruszka, dopełniały ją pełne, szerokie biodra i pupa wypukła. Gruszkowate miała też i piersi, pełne z małymi różowymi sutkami. Miała zgrabne nogi, nie za chude nie za grube, w sam raz no i proste a nie żadne tam iksy. Spokojnie mogłaby zostać modelką, może jednak była zbyt niska, a może wtedy w ogóle nie myślała o takim zawodzie.

Zaczęła uprawiać nierząd w wieku około trzydziestu lat, w kwiecie wieku, kiedy trudno było od niej oderwać wzrok, gdy szła odważnym, nienagannym krokiem, zazwyczaj w szpilkach, gdy jej się tak pięknie i zmysłowo kołysały biodra, chodnikiem w centrum miasta, albo korytarzem szkoły liceum w średniej wielkości mieście, gdzie uczyła języka polskiego. Właśnie tak idzie po skończonej lekcji, jest duża przerwa, gdy dzwoni jej druga komórka. Ma inny sygnał, piosenkę Edith Piaf Nie żałuję niczego. Odbiera jednak po chwili, dopiero po tym jak zamknęła drzwi pustej klasy. Poprawia głos, i mówi słodko i wyrafinowanie:

– Słucham.

Słyszy niepewny, męski głos, raczej miły. To dobry znak

– Dzień dobry Pani. Mam ten numer od Marka – to również dobry znak. Marek ma 45 lat i jest dyrektorem w spółdzielni mieszkaniowej. Ma żonę i trójkę dzieci, bardzo stateczny i miły facet. Łysiejący z lekkim brzuszkiem chodzący w jasnych garniturach. Uwielbia oral do końca. Uwielbia, gdy mu Agnieszka połyka całe nasienie. Patrzy na jej ponętne piękne usta, w czerwone szmince, poplamione jego spermą, błyszczące od jego soków i jej ślinki. Czuje wtedy że ją ma, tak dosłownie, że ją posiadł, tak do końca. Żyje się dla takich momentów. Oszczędza swoje nasienie dla niej i cały tydzień, bo częściej nie da rady się umawiać. Już nie musi zresztą oszczędzać dla żony, przecież zrobili już swoje. Tak czy inaczej, Marek to dobry znak.

– A tak, pan Marek, to miło – odpowiada grzecznie Agnieszka

– Chciałem się zapytać czy nie dało by się jakoś umówić – mówi męski głos – tak, zazwyczaj chcą dzisiaj, a to dla Agnieszki nie jest takie proste, zazwyczaj to się nie udaje, bo dziecko trzeba odebrać z przedszkola o 16.00. Trzeba planować, żeby dziecko posłać do rodziców albo do opiekunki, więc zostają weekendy, albo wyjazdy, albo nocki u siebie w małym mieszkaniu z małym Wojtusiem w drugim pokoju, albo takie popołudniowe rendez-vous.

– Och, dzisiaj... a o której – może troszkę niecierpliwie odpowiedziała, ale patrzy na zegarek, przerwa skończy się za 5 minut.

– No tak w sumie to po południu – to oznacza, że żonaty tak na 90 procent, i tak to znakomicie, bo dzisiaj to może się spotkać u niej a już dawno nikogo nie miała i brakuje je grosza – tak, to byłoby możliwe, jak najchętniej, proszę Pana. Tak da pan radę gdzieś około 14.00-14.30 na godzinkę? – pyta się przyspieszając nieco rozmowę.

– Pasuje, jak najbardziej – Ania słyszy, że drzwi się nagle otwierają. Wchodzi uczeń pierwszej klasy, dryblas Darek gapi się przez chwilę na Agnieszkę jego wzrok bezwiednie opada na nią i na jej nogi w spódniczce i pończoszkach.

– O pani profesor – i ucieka zatrzaskując drzwi. Agnieszka się czerwieni, tamten jednak nie mógł niczego zrozumieć nawet gdyby podsłuchał, wiec wszystko dobrze, chyba...

– Przepraszam – odpowiada po chwili – rozumiem, że Marek panu powiedział szczegóły. Musze kończyć, może po prostu prześlę adres i cenę... na tą komórkę?

– Wiem. Pani się spieszy. Niech tak będzie – odpowiada męski głos w słuchawce – Do zobaczenia o 14.00.

*

Agnieszka siada na swoim miejscu w pokoju nauczycielskim, krzyżując nogi. Na komórce piszę wpisuje swój adres i dodaje „200 złotych, całuje i do zobaczenia o 14.00”. Nie zdążyła wysłać. Podchodzi od niej Maria, młoda nauczycielka rok po ukończeniu studiów. Agnieszka odkłada szybko komórkę, zakrywając ekran dłonią.

- A co ty taka tajemnicza – uśmiecha się sympatycznie Maria – to skromna brunetka, która niedawno zaręczyła się z Marcinem, z którym chodziła od pierwszej klasy liceum. I jak już się kiedyś Agnieszce zwierzyła, to jedyny i do końca jedyny mężczyzna w jej życiu i że jest z tym szczęśliwa. Agnieszka jednak miała swoje wątpliwości.

- Przyjedź w sobotę do nas. Mam urodziny, musisz przyjść Agnieszko... – ściska jej rękę – tylko nie mów że jesteś zajęta... weź dziecko ze sobą... będzie wspaniale... no a teraz zostawię cię samą z tym tajemniczym... panem! Zgadłam? – śmieje się trzpiotka, gdy dzwoni dzwonek na lekcje . Agnieszka śmieje się również, ale równocześnie blednie. Nie, to tylko zbieg okoliczności, taki żart. Ona taka niewinna. Na pewno nic nie wie. To bardzo prawdopodobne, że tajemnice w przekonaniu Marii to tajemnice związane z mężczyznami. Ciekawe spostrzeżenie. Trzeba będzie to może jakoś zweryfikować.

*

Zbliża się 14.00. Agnieszka zastanawia się, czy ten nowy ktoś przyjdzie. Denerwuje się jak przed każdym spotkaniem. Daleko jej od rutyny, zresztą już dawno nie miała nowego. Najgorsze to jest oczekiwanie, bo nie wiadomo na kogo może trafić, dlatego ogranicza się do stałych klientów, ale o takich w sumie ciężko, i tylko z polecenia, za jej zgodą. Co ciekawe, panowie ci rzadko się chwalą taką zdobyczą jak Agnieszka. Jest coś w tym zachowaniu zachłannego, bo o dobrą cichodajkę trudno. Dziwek jest dużo i dziwki mają wielu i się nie starają. Cichodajka ma mniej, cichodajka to jak kochanka, którą się dzielisz z najlepszym przyjacielem. Cichodajkę ruchasz w jej łóżku, w jej domu, widząc jej meble, jej łazienkę, używając jej ręczników, wchodząc w jej świat, penisem. To intymniejsze, prawdziwsze. A do tego jest tania, ona nawet nie wie jak jest tania. Oni nie chcą jej wyprowadzić z tego błędu. Dziwki takie jak ona chcą podwójnej stawki plus dodatki. Tak więc ta czwórka kolegów postanowiła nie dzielić się informacją. Zachować ją dla siebie. Dzielić się w czwórkę. Ona sama akceptowała taki układ, nawet jej odpowiadał i nie był męczący. 3-4 spotkania na tydzień. I tak miała drugą pensję. Tyle że Łukasz przestał przychodzić, Marka żona zachorowała a Krzysiek nie chciał już zdradzać żony. Został więc Łukasz, raz w tygodniu. Tak więc stały dochód, który miała od pewnego czasu przerwał się z miesiąca na miesiąc. Poprosiła ich niedawno w końcu o reklamę. Niechętnie się zgodzili. No i w końcu ktoś zadzwonił.

*

Ubiera to co zwykle. Aksamitna szkarłatna podomka, bez biustonosza, stringi czerwone, pończoszki w krateczkę z czarną koronką, szpilki sandałki czarne z futerkiem, prezent od Maćka. Wcześniej poprawia makijaż, czerwona szminka, rzęsy, kreseczka. Paznokcie wciąż dobre, zrobiła frencza pod tygodnia. Dzwoni telefon. A jednak. Przyjdzie.

– Słucham – mówi nieco nerwowo, nieco ponętnie, nieco słodko.

– To ja. Stoję pod blokiem.

– Numer 11, trzecie piętro. Otworzę ci domofonem drzwi.

– OK.

Czuję ekscytację i wyrzuty sumienia. Potem ma motylki w brzuchu, a potem nie ma nic. Otępienie. Za chwile ten ktoś ją będzie bzykać, wejdzie w nią, ona poczuje go w ustach, może skończy w jej buzi. Ktoś kogo nie zna. Za pieniądze. Sprawdza jak wygląda w lustrze. Wygląda bardzo dobrze, to znaczy wygląda jak dziwka, nie, wygląda po prostu seksownie, zmysłowo, apetycznie. Lalka. Ale ze mnie lalka, myśli sobie. Podnieca ją to przez chwilę a potem czuje pustkę. Do czego to się wszystko sprowadziło. Stoi w przedpokoju i patrzy przez drzwi, kto się pojawi. Stary czy młody, chyba starszy, Tak. Znowu się denerwuje. Nie widzisz go za dobrze. Średniego wzrostu w czarnym garniturze. Ten Pan nosi kapelusz, i patrzy się jakby się krępował w czubek swoich butów. No wygląda na porządnego. Przeszedł test. Chodzi o to, żeby nikt go też i nie zobaczył. Sąsiadka to jest jak piekło. To dobrze, wpuści go, szybko.

Pan wchodzi, ona szybko zamyka drzwi. W końcu pokazuje swoją twarz. Tak, nie pomyliła się, to wujek Leszek, syn brata mamy.

*

Siadają razem. On pije herbatę. Ona siedzi blada i patrzy się przed siebie, krzyżując nogi i próbując ukryć swoje piersi w prześwitującej podomce. On siedzi na wersalce. To dość krępy pięćdziesięciolatek, z siwiejącymi włosami na jeża, niewysoki około 175 cm, rysy grube, i gruby słowiański nos. Ubrany niezwykle elegancko, w czarny garnitur i skórzane buty. Przyniósł ze sobą również skórzaną teczkę.

– Maciek mi od samego początku powiedział. To mój stary kumpel. Powiedział mi, że to nauczycielka, że uczy w liceum. Zapytałem się, czy zna twoje nazwisko. Ciekawe czemu mu to powiedziałaś. Znajomi jesteście, prawda? Pomyślałem sobie, że poczekam – siorbie herbatkę – Agnieszko to normalna rzecz, ja nie oceniam – mówi po chwili i znowu siorbie gorącą herbatkę – To znaczy, trochę mnie to podnieciło... bo przecież pamiętałem cię, no wiem, że jesteś atrakcyjną kobietką – Agnieszka zakrywa dłonią swoją twarz. Tamuje jednak łzy.

– No to co teraz? – wydusza z siebie.

– Opowiesz mi wszystko, szczerze i dokładnie. Jeżeli będziesz ze mną szczera, to nikomu nic nie powiem.

Agnieszka w końcu zdobyła się na odwagę i zapytała się wujka:

– Jeśli opowiem szczerze, to nikomu nie powiesz?

– Tak, Agnieszko – potwierdza spokojnym i zrównoważonym głosem.

– Dobrze, w takim razie ci opowiem. Może jednak najpierw się przebiorę w coś cieplejszego?

– Nie, wolałbym, żebyś tak została, w sumie gorąco jest w tym twoim mieszkaniu – odpowiada zdecydowanym głosem. Agnieszka wzdycha tylko w odpowiedzi. Po chwili jakby zbierając myśli mówi do niego:

– Jak chcesz... wujku Leszku. No dobrze to opowiem ci o tym jak zaczęłam. To było parę miesięcy temu, w maju, w gabinecie twojego przyjaciela Michała, gdy otrzymałam nakaz eksmisji.

CDN w Cichodajka (II)

Ten tekst odnotował 17,581 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.42/10 (30 głosy oddane)

Komentarze (5)

+1
0
hej
Jak dla mnie całkiem fajne. Może być z tego całkiem ciekawa seria🙂
Czekam na dalszy ciąg.
Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To po pastwię się trochę nad tekstem.

Była ona również, że tak powiem


Zbędne „ona”.

Miała zielone, przenikliwe oczy, miłą i ponętną twarz, mały i zadziorny nosek i pełne zmysłowe usta. Sylwetkę miała jak gruszka, dopełniały ją pełne, szerokie biodra i pupa wypukła. Gruszkowate miała też i piersi, pełne z małymi różowymi sutkami. Miała zgrabne nogi,


Stłoczyłeś cztery „miała” na małej przestrzeni. Ujmij ten tekst inaczej, aby nie było tylu powtórzeń. I te zielone oczy… Prawie w każdym opowiadaniu zielone oczy! Trochę wyobraźni na przyszłość proszę.

Ma inny sygnał, piosenkę Edith Piaf Nie żałuję niczego.


Bohaterka nie żałuje niczego? Bo jeśli tytuł, to w cudzysłowie powinien być.

Czuje wtedy że ją ma,
tylko nie mów że jesteś zajęta...


Zgadnij, w którym miejscu brakuje przecinka 🙂

– Chciałem się zapytać czy nie dało by się jakoś umówić – mówi męski głos – tak, zazwyczaj chcą dzisiaj, a to dla Agnieszki nie jest takie proste, zazwyczaj to się nie udaje, bo dziecko trzeba


Przecinek przed „czy” i „dałoby”, a nie „dało by”. Podkreśliłem powtórzenie.

Daleko jej od rutyny


Chodziło Ci „daleko jej do rutyny”?

Ubiera to co zwykle. Aksamitna szkarłatna podomka, bez biustonosza, stringi czerwone, pończoszki w krateczkę z czarną koronką, szpilki sandałki czarne z futerkiem, prezent od Maćka.


Ubiera się choinkę! Może lepiej:
Ubiera się w to, co zwykle. Aksamitną szkarłatną podomkę, stringi czerwone, pończoszki w kratkę z czarną koronką, szpilki-sandałki, czarne z futerkiem, które dostała w prezencie od Maćka.
O biustonoszu w tym miejscu możesz nie pisać, wynika to również dalszego ciągu opowieści. Jeśli koniecznie chcesz, to umieść tak, aby nie wyszło, że to podomka jest bez biustonosza…

Paznokcie wciąż dobre, zrobiła frencza pod tygodnia.


„Pod tygodnia”? Nie rozumiem.


Ktoś kogo nie zna. Za pieniądze. Sprawdza jak wygląda w lustrze. Wygląda bardzo dobrze, to znaczy wygląda jak dziwka, nie, wygląda po prostu seksownie, zmysłowo, apetycznie. Lalka. Ale ze mnie lalka, myśli sobie.


Od „ale” nie zaczyna się zdania, może tak:
Ktoś, kogo nie zna. Za pieniądze. Sprawdza jak wygląda w lustrze. Wygląda bardzo dobrze, to znaczy wygląda jak dziwka, nie, wygląda po prostu seksownie, zmysłowo, apetycznie. Lalka ze mnie – pomyślała.


Nie widzisz go za dobrze.


„Nie widzi go za dobrze”?

Ten Pan nosi kapelusz, i patrzy się jakby się krępował w czubek swoich butów.


Po co przecinek przed „i”, w ogóle nadużywasz spójnika „i” i… podkreślone „się” niepotrzebne.

wujek Leszek, syn brata mamy


Syn brata matki to brat wujeczny.

Ponadto tu i tam brakuje przecinków, kilka ogonków się urwało, ale to drobiazgi. Unikaj pisania liczb cyfrowo i nigdy nie używaj skrótów (175 centymetrów, a nie cm, na dziewięćdziesiąt procent itp.).

Pomyśl o poprawkach, a zagłosuję za wyjściem z poczekalni 🙂 . Jeżeli nie zabraknie Ci wyobraźni to historia może się interesująco, a może nawet intrygująco rozwinąć. Powodzenia!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Indragor - gdyby chcieć spastwić tekst do zupełnie poprawnej formy, to Twoje poprawki nie wystarczą. W pierwszym tylko akapicie wydaje mi się, że jedną interpunkcję pominąłeś, ale ja z interpunkcją jestem "na bakier z regułami"... Właśnie! W całym opowiadaniu najbardziej ujął mnie język: "ubrała" a nie "ubrała się", "mając między (...) rokiem życia", "artystką, a najlepiej to malarką" - pewnie to niezamierzony efekt, ale wprowadza bardzo interesującą konwencję. Mam wrażenie, jakby lokalny "Sebix" opisywał czyjąś historię i nie chciałbym, żeby opowiadanie ten charakter straciło, bo stanie się zwykłe. I nastrój pryśnie.
Rażące błędy orto i literówki, a również powtórzenia należy koniecznie poprawic, ale korekta Indragora to zaledwie igła w brew, a nawet w obu brwiach tego materiału! 😛
Sama treść mnie nie do końca przekonuje, nie lepiej żeby belferka pokazała nam przed "wujkiem" co potrafi? Rzecz jasna nie chciałbym sluchać o "wujecznym bracie" - być może wystarczyłoby zdecydować czy wujek czy... kuzyn po prostu? 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To prawda, że błędów jest więcej. Wielu z pewnością nie zauważyłem. Zwróciłem uwagę na te, które najbardziej rzuciły mi się w oczy, bardziej w celu zasygnalizowania problemu. Reszta należy do autora. Niestety, jak na razie, autor nie zechciał odnieść się nawet do tych…

Użycie „wujka” w odniesieniu do „brata wujecznego” jest błędne i też uważam, że najlepiej byłoby użyć określenia „kuzyn”. Można też wybrnąć z tej sytuacji pisząc np.:
Tak, nie pomyliła się, to wujek Leszek. Właściwie brat wujeczny, bo jest synem brata mamy, ale tak jakoś utarło się nazywać go wujkiem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
i jak?autor się zniechęcił do dalszego pisania? szkoda.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.