Głodne noce
3 lipca 2019
Głodne noce
Szacowany czas lektury: 11 min
Mój pierwszy tekst, mam nadzieję, że poniesie was trochę. Wtedy pozwolę mu żyć dłużej.
Nie planowałam tego. Pewnego wieczoru w hotelowym pokoju poczułam nieodparte pragnienie seksu. Nie bliskości, czułości, nie mężczyzny nawet, tylko tego, żeby mnie ktoś porządnie zerżnął. Pragnienie prawdziwego, niesilikonowego penisa.
Wzięłam do ręki telefon, ściągnęłam aplikację. Zamiast zdjęcia twarzy wrzuciłam zdjęcie biustu, żeby nie zostawiać wątpliwości, czego szukam. Uprzedziłam wszystkich, którzy chcieliby obejrzeć mój profil, że właścicielką tego biustu i tych bioder jest kobieta o nieprzeciętnym intelekcie i temperamencie, ale także rozmiarze. Kiedyś może bym się nawet wstydziła, ale dorosłam już do tego, żeby samej siebie nie zaskakiwać i być ze sobą szczera. Jestem gruba. Jestem duża i dużo większa niż większość kobiet.
Byłam też uczciwa w portalu, na którym nie wielu jest do końca szczerych.
Nie planowałam tego, a jednak poszło zaskakująco łatwo. Wybierałam tylko takich mężczyzn, których miałabym ochotę przelecieć tu i teraz. Za dużo zdjęć – odpada, zbyt zakochany w sobie. Zbyt sportowy – odpada, za chudy – odpada, za stary, za młody, za dziwny – cześć. Spośród tych, których wybrałam w ciągu pół godziny, miałam dziesięć połączeń. Jeden napisał, że jest nieopodal i jeżeli się zgodzę, z przyjemnością zabierze mnie na drinka.
Zabawne, kiedyś, gdy miałam dwadzieścia parę lat, szukałam chłopaka w portalach randkowych. Nic, sucho, pusto. Albo zajęty, albo pomyłka – jak z telefonami. Gdybym powiedziała dwudziestoletniej sobie, że kiedyś, dużo później będę mogła iść na randkę po pół godziny – nie uwierzyłaby.
Było już bardzo późno, ale komu by zaszkodził jeden drink wieczorową porą. Umówiliśmy się przed hotelem. Przyjechał trochę spóźniony, ale pachniał tak, że czuć było, że dobrze wykorzystał ten czas. Usiedliśmy w pobliskim barze. Ubrana byłam w prostą spódniczkę i bluzkę bez stanika pod spodem. Moje piersi są ogromne, a jednak postanowiłam dać im tego wieczoru trochę swobody, zwłaszcza że, gdy wrzucałam ogłoszenie, byłam już w pidżamie, gotowa do spania. Nie przypuszczałam, że akcja potoczy się tak szybko. Dlatego wychodząc z hotelowego pokoju, nie miałam ochoty wbijać się w sztywne fiszbiny. Luz. Moje ciało, moje zasady i przede wszystkim moja przyjemność. I to był strzał w dziesiątkę.
Tego wieczoru rozmawialiśmy dużo, piliśmy jeszcze więcej. Od początku otwarcie i szczerze. Bez zobowiązań, bez relacji – tylko my, tu i teraz, przyjemność i przyzwoitość. Oboje upewnialiśmy się przez czas jakiś, że ta druga osoba nie ma oczekiwań na cokolwiek więcej, że nie będzie zraniona, gdy nie dostanie tego, czego dostać nie może. On kończy studia, robi specjalizację, nie ma czasu na związek, nie chce nikogo do siebie przywiązać. Nie wie, gdzie będzie za rok czy dwa. Ja, pracoholiczka, ciągle przejazdem w różnych miejscach. Powiedział wtedy, że ludzie mają w życiu różne etapy i najważniejsze, to spotkać osobę na tej samej fali co ty.
Wyszliśmy, gdy zamykali bar. Rozmawiało nam się wspaniale. Przez cały czas nie odrywał rąk od moich rąk i oczu od moich oczu i biustu – trochę skakał i gubił wątek, ale w taki głodny, nielubieżny sposób. Podobało mi się.
Noc była ciepła, okolica wyludniona, ale miejska. Szliśmy ulicami miasteczka i rozmawialiśmy o wszystkim. Prawie romantycznie. Kilka piw poluzowało nawet moje lekkie skrępowanie, więc gdy w pewnym momencie chwycił mnie za rękę, pociągnął na bok chodnika, zatrzymał przy sobie i pocałował, nie tylko nie protestowałam, ale poczułam się jak nastolatka. Dawno nie całowałam nikogo na ulicy. Zwłaszcza kogoś, kogo znałam już dwie godziny i trzy piwa. Szliśmy dalej, całując się namiętnie co kilka kroków. Nasze ręce wędrowały po naszych ciałach. Dyskretnie, e tam, prawdę mówiąc wcale nie dyskretnie, moja ręka powędrowała do jego krocza. Romantyzm romantyzmem, ale trzeba sprawdzić, czy warto w to dalej brnąć, czy to, co mnie potem czeka to prawdziwa uczta, czy tylko mała wisienka na torcie. Nic nie mam do wisienek, ale umówmy się, duży może więcej. A ja chciałam dużo. I dużego. W pewnym momencie miałam na niego tak dużą ochotę, że gdyby okolica nie była tak bardzo miejska, tak dobrze oświetlona, gdyby tam były trzy krzaki – przeleciałabym go na miejscu z wzajemnością. I z przyjemnością.
Jednak alkohol szybko odpływał mi z głowy, przyszła druga i trzecia myśl, albo spacer był za długi, nie wiem. Pod hotelem pocałowałam go ostatni raz, odkleiłam od siebie jego i jego ręce i trochę wbrew sobie, ale pchana resztkami rozsądku wróciłam do swojego pokoju. Nie mogłam tego wieczora myśleć o niczym innym. Ani następnego dnia. Czułam, że jeżeli w ogóle, to muszę tę grę rozegrać na własnych zasadach. Z trzeźwą głową.
Umówiliśmy się na następny dzień. Nie miałam przekonania, czy powinnam, a jak wybawienie od pokusy przyszła koleżanka z biura z propozycją kolacji, więc nawet się ucieszyłam, że nie muszę się przez chwilę zastanawiać, co mam dalej począć z moim nowym znajomym. Kolacja się skończyła wcześnie, jak to wszystkie firmowe kolacje, a on nie przestawał pisać. Jedna moja wiadomość i był pod hotelem. Ja przez cały dzień i noc wyrzucałam sobie, jakie to nieodpowiedzialne wpuszczać do swojego pokoju faceta spotkanego w internecie, ale miałam też przeczucie, albo chciałam je mieć, że ten konkretny jest całkiem w porządku.
Zaczęłam ostro, póki jeszcze mogłam na chłodno, od wyłożenia moich zasad. Bardzo byłam zasadnicza. Przez te pięć minut.
- Wchodzisz do mojego pokoju, ale wyjdziesz z niego, jak tylko cię o to poproszę.
- Umyj ręce.
- Zawsze zakładaj kondom.
- Stop oznacza stop. Takie hasło bezpieczeństwa dla obojga.
Wszystkie te zasady wykładałam mu w moim hotelowym pokoju tuż po tym, jak posadziłam go na krześle z dala od mojego łóżka. Siedział jak grzeczny chłopiec i słuchał, aż wreszcie przyznał, że właściwie to mu wszystko opadło i teraz to nie wie, czy jeszcze ma na coś ochotę. Na wszelki wypadek poszedł umyć ręce. Mój nastrój też opadł. Nie było wczorajszej atmosfery ani promili we krwi, za to byłam z obcym facetem w pokoju niewiele większym niż pudełko na buty. W środku nocy. Zaczęliśmy rozmawiać. Bliżej i bliżej, ciekawiej i ciekawiej, bliżej i bliżej. Po kilku minutach luźnej rozmowy siedział już tuż obok mnie, ja mówiłam, a on delikatnie pomagał mi się wyplątać najpierw z własnego skrępowania, potem z bluzki, na koniec ze stanika. Jego ręce były wszędzie, podobnie jak usta, które czasem tylko wchodziły mi w słowo. Jego delikatne pocałunki, suche, ale namiętne działały jak balsam relaksacyjny.
Najważniejsze było to, że przez cały ten czas nie przestawaliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy, gdy zdejmował ze mnie spódnicę, rozmawialiśmy, gdy ściągałam z niego koszulkę, rozmawialiśmy i zaśmiewaliśmy się do rozpuku, gdy zdejmował skarpetki. Przeplataliśmy słowa pocałunkami, ale to nie przerywało rozmowy. Aż do chwili ciszy, gdy leżałam naga w pościeli, a on przerwał delikatne pieszczoty, odsunął się na chwilę, żeby zobaczyć mnie całą. Bałam się tego momentu. Kiedyś chciałabym szybko przykryć całe moje duże ciało, żeby go nie zobaczył, żeby o nim jak najszybciej zapomniał. Tego wieczoru już prawie sięgnęłam po przykrycie, gdy zobaczyłam w jego oczach zachwyt, głód i pożądanie. A potem mnie pocałował, zachłannie wessał się w moje piersi, zagarnął je garściami. Jego ręce i usta błądziły wszędzie. Nie, błądziły to złe słowo. One celowały wszędzie tam, gdzie trzeba. Nie zostawił jednak mojej głowy ani na chwilę. Nie pozwolił mi się nudzić. Wciąż rozmawialiśmy, tym razem komunikując się dotykiem. Nie byłam jego zabawką. Kawałkiem mięsa do dawania przyjemności. Byłam spełnieniem jego pragnień tam i wtedy.
Moje ręce wyszukiwały czułych punków na jego ciele. Z pewnym ociąganiem i niepewnością ujęłam jego długi członek i wiedziałam już, jak czuły to punkt. Delikatnie i stanowczo zaczęłam pieścić go ręką, miał idealnie gładką skórę na penisie. Nie potrzeba mi dużo, żeby być gotową na seks, właściwie wystarczy mi jedna myśl. Dlatego szybko ubrałam go w prezerwatywę, przerwałam pieszczoty i gestem pokazałam, żeby tu i teraz, natychmiast, z całym impetem swojej młodej żądzy we mnie wszedł. Chciałam, żeby na mnie leżał, pragnęłam jego dotyku na brzuchu, szyi, ramionach, na podbrzuszu i w środku. Trzymałam go nogami, przygryzałam jego wargi, żeby nie odsuwał się ode mnie na długo. Seks był intensywny, ale krótki i skończył się w nieprzewidywalny sposób, bo w pewnym momencie mój młodszy partner po prostu wymiękł.
Co tu robić. W tamtej chwili lubiłam go już bardzo, a pragnęłam jeszcze bardziej. Pragnęłam go całego. Położyłam się obok niego, daliśmy sobie chwilę oddechu, nie przerywając pieszczot i rozmowy, ale zmniejszając trochę tempo. Ten czas był niesamowity. Moje podniecenie lekko tylko opadło, wciąż było bardzo wysokie i każdy jego pocałunek, dotyk, słowo, szept do ucha podgrzewały mnie bardziej i bardziej w taki delikatny sposób. Nie ukrywałam, że chcę go jeszcze przelecieć tej nocy, że mi nie wystarcza, ale on nie próżnował i czas odpoczynku dla penisa wykorzystał na bardzo intensywny czas rąk. I ust. Nie przepadam za seksem oralnym, w żadną stronę. Nie lubię otrzymywać seksu oralnego, nie przepadam za dawaniem go. Z dwóch powodów – po pierwsze, muszę mieć pewność, że jesteśmy czyści. Jest we mnie trochę wiary w bakterie i trochę obrzydzenia, które zwalczyć może tylko bardzo silne pożądanie. Głównym powodem jest utrata łączności z partnerem. Czuję czasem, że mężczyzna, którego penis trzymam w ustach, odpływa w swój świat, jestem dla niego tylko punktem dającym przyjemność, przestaję być mną. W drugą stronę też tak działa – gdy partner schodzi ustami do mojego krocza, czuję, że to jest jego pokłon, ku mojej przyjemności, ale ja sama czuję się zostawiona na boku. Z jakiegoś powodu po chwili przestaje mi to sprawiać przyjemność. Nie tamtej nocy. Wtedy widziałam, czułam i słyszałam, gdy moje wargi zamknęły się na czubku jego penisa, że to, co robię, jest dla niego najwyższym uniesieniem. Czułam też, że jego napięcie znika jak moje żelazne zasady, skrępowanie, które na pewno też odczuwał, rozpływa się w poczuciu akceptacji jego, takim, jakim jest.
Można powiedzieć, że tamtej nocy kochaliśmy się dwa lub trzy razy. Właściwie byłoby powiedzieć, że kochaliśmy się przez trzy godziny z różną intensywnością. Gdy po raz drugi stanął na wysokości zadania, wiedziałam, że jest gotowy do ataku i to z pełną mocą. Założył kolejną prezerwatywę, żartując z tego, jak nieudolnie próbowałam mu ją nałożyć na lewą stronę. Klepnął mnie w pośladek, dosyć mocno, ale tak mocno, żebym poczuła, że wie, czego chce. Obrócił mnie na brzuch i ukląkł za mną. Ach, uwielbiam to, to moja ulubiona pozycja, pod warunkiem, że stoi za mną partner, który też ją lubi. I dobrze wie, czego chce. Najbardziej podniecają mnie silne, mocne zdecydowane dłonie na moich biodrach, gdy duży twardy członek jest w środku. Lubię czuć się posiadana. Tej nocy, zanim we mnie wszedł, gdy klęcząc na kolanach i łokciach, wypinałam się w jego kierunku, wyszeptał głośno „ach, jaką ty masz wspaniałą, ogromną dupę, uwielbiam ją”. A potem chwycił mnie za biodra i wszedł we mnie z całym impetem. Resztką sił sięgnęłam po poduszkę, aby zatopić w niej twarz, żeby moje jęki nie obudziły sąsiadów.
Nie dał mi się znudzić, po dłuższej chwili ostrego rżnięcia, nie potrafię tego inaczej nazwać, przerwał, gdy myślałam, że już skończył, ale on się dopiero rozgrzewał. Obrócił mnie na plecy, ukląkł pomiędzy nogami i chwycił nadgarstki. Wszedł we mnie, trzymając mocno. Oplotłam go nogami, ale on nie leżał na mnie, wciąż klęczał nade mną, rozkoszując się widokiem, uśmiechał się, patrzył mi łobuzersko w oczy. Chwilami kąsał mnie w ucho, przygryzał wargę lub zatapiał się w moje usta na dłuższą chwilę.
A gdy się zmęczył, widząc, jaka jestem podniecona, padł na plecy tuż obok, szepcząc – „Twoja kolej”. Ręką zachęcił mnie, abym teraz ja przejęła inicjatywę, zaczęła dojeżdżać jego. Najwyraźniej energia go opuściła. Mnie jeszcze nie.
Z przyjemnością dosiadłam jego długiego członka wyprostowana, z uniesionymi rękami. Pozwoliłam mu patrzeć na mój ogromny biust falujący w rytm nadawany przez biodra. Jego ręce nie odpoczywały długo. Nie mogły się powstrzymać i już po chwili dorwały się, by gnieść, ściskać, masować moje piersi. Jego rozchylone usta były wciąż głodne, więc pochyliłam się nad nimi, podając raz jedną, raz drugą pierś do ssania, ale nie przerywając delikatnych ruchów bioder.
Widziałam, jak odpływa coraz bardziej, jak jego ruchy stają się bardziej i bardziej zwierzęce. W pewnej chwili chwycił moje piersi obiema dłońmi, zaczął rzucać biodrami, chciał mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Stał się dzikim zwierzęciem pomiędzy moimi nogami, już bez kontaktu wzrokowego, na chwilę odpłynął w świat swoich odczuć i rżnął mnie z całej siły, przytrzymując przy sobie dziko. Na koniec z jego ust dało się słyszeć głośne westchnienie. A potem wrócił do mnie, szczęśliwy, spełniony i przeraźliwie zmęczony.
Leżeliśmy jeszcze z godzinę, rozmawiając, pieszcząc się nawzajem, nie mogąc nacieszyć się bliskością swoich jeszcze wczoraj obcych ciał. Chciałam go bardziej, więcej, on mnie badał opuszkami palców, wargami, językiem. Wąchaliśmy zapach swoich spoconych seksem ciał.
Wreszcie poczułam, że najbardziej na świecie mam ochotę spać. On wyczuł sprawę i zaczął się ubierać. Tak jak przy rozbieraniu, ubierał się, nie przerywając całowania i rozmowy. Było mi błogo, dobrze. Nie byłam już głodna. Zasypiałam już, gdy pocałował mnie po raz ostatni i wyszedł z hotelowego pokoju.
CDN... bo nigdy nie wiadomo, czy wróci...