Dziewica
14 listopada 2020
Szacowany czas lektury: 5 min
W małej wiosce na południu Polski mieszkał sobie Józef wraz ze swoją rodzinką. Historia niby banalna, a jednak...
Miał 40 lat, żonę i trójkę dzieci. Był wysoki, postawny, a dla wielu kobiet stanowił uosobienie męskiej atrakcyjności.
Jego żona Basia była od niego o 3 lata młodsza, lekko pulchna i miała łagodne usposobienie. Była wobec niego uległa i pogodzona z rolą gospodyni domowej za cenę nie najgorszej stabilizacji.
Tego ranka obudził go poranny śpiew ptaków wdzierający się przez otwarte okno. Jak zwykle stał mu na sztorc, a witalności było u niego za kilku młodzieniaszków. Stan, w jakim się znajdował nie dał mu dużo do namysłu. Obrócił swoją połowicę w dogodnej dla siebie pozycji, podciągnął jej koszulkę nocną i rozszerzył nogi. Wszedł w nią dynamicznie ruchając ją silnymi sztosami. Bez żadnych gier wstępnych, zbędnych dla faceta czułości czy innych tam ceregieli. Po prostu jebał ją rutynowo, jak milion razy wczesniej, dla przyjemności obojga z nich.
Basia zawsze mu ulegała bez żadnego sprzeciwu. I zawsze dochodziła, choć w jej marzeniach jawił się kochanek czuły i delikatny. Myśli o romantycznym seksie nachodziły ją zwłaszcza wieczorową porą.
- No Baśka wstawaj, masę roboty przed nami. Jak jeszcze sobie poleżymy, to już w ogóle nie będziemy mieli po co wstawać.
Gospodarstwo Józefa prosperowało naprawdę dobrze. Już dawno nie wyrabiał się z robotą, więc zatrudniał tam okoliczną młodzież. Był surowy, choć sprawiedliwy. Dobrze płacił, więc nikt nie narzekał.
Jedną z jego pracownic była Eliza, urocza 18-latka, szatynka, zgrabna jak łania. Eliza nie pozbyła się jeszcze wianka, choć myśli o seksie nachodziły ją nieustannie od ładnych paru latek.
Józef bardzo się jej podobał, stanowił nawet dla niej archetyp męskiej atrakcyjności. Myślała o nim za każdym razem przed snem, jednak nie miała odwagi aby zrobić jakikolwiek krok w jego stronę, a to z powodu nieśmiałości, lęku przed konsekwencjami. Jednak możliwie jak najczęściej starała się przebywać w jego pobliżu…
A trzeba tutaj dodać, że Eliza pracowała najczęściej w szklarni, gdzie było ze 40 stopni, jak nie lepiej i wchodziła tam w króciutkich spodenkach i staniczku zakrywającym jej piersi, całkiem spore jak na jej szczupłą sylwetkę.
I tego feralnego dnia znaleźli się w tym ukropie tuż obok siebie...
Nic nie mówią, tylko pracują, choć myślą o tym samym. Upał wzmaga pożądanie. Atmosfera dosłownie wisi w powietrzu. Oddychają zgodnym rytmem. Tak samo biją ich serca, choć nie o miłości tutaj mowa.
Eliza odwraca się tyłem do Józefa, wypinając pupę w jego stronę. Jakby podświadomie, wiedziona instynktem. On obejmuje ją od tyłu swoimi silnymi, męskim rękoma. Dwie wielkie jak bochny chleba dłonie trzymają wąskie, dziewczęce biodra. A włochate, muskularne przedramiona zakleszczają dziewicze ciało w żywym imadle...
Zachłannie całuje ją po szyi. Bielutkiej, dziewczęcej szyi będącej jedną z oznak niewinnego piękna.
Dziewczyna lekko się opiera, jednak to tylko opór pro forma. Opór nic nie znaczący. Józef podnosi jej koszulkę i bezceremonialnie masuje piersi. Bielutkie, niewinne, bo przecież osłonięte przed słońcem. W powietrzu daje się odczuć chuć. Twarde męskie łapska ugniatają śliczne, niewinne dziewczęce piersiątka. Dziewczyna już ciężko dyszy z podniecenia, a serce wali jej jak młot. Śliczna, delikatna gwiazdeczka z wcielonym diabłem. Niewinna, subtelna piękność z napalonym buhajem. Który pozbywa się krótkich spodenek i gaci. Jest już w pełnej gotowości.
Wielki, gruby taran pulsujący krwią. Twardy, żylasty i wytrzymały. Ściąga jej majteczki opierając ją o belkę. Ona próbuje go powstrzymać, żeby opóźnić ten moment. Choć przecież wie, co się wydarzy...
Józef trzymając ją za wąskie, dziewczęce biodra powolutku wjeżdża w tunel. Powoli, a zarazem stanowczo. Opór błonki dziewiczej zostaje przełamany. I dalej milimetr po milimetrze. Konsekwentnie i zdecydowanie. Ona gryzie wargi żeby nie krzyknąć. Po dłuższej chwili kutas dobija do końca. Wychodząc z cipki wydobywa się kropelka krwi. Ciasne dziewicze ścianki ustępują silnym, męskim pchnięciom. Pchnięcia są powolne jednak miarowe i pełne. Od główki do nasady. Dziewicza krew miesza się z soczkami naszej debiutantki. Nigdy nie przypuszczała, że jej pierwszy raz odbędzie się w taki sposób, w takich okolicznościach. I nigdy nie przypuszczała takiego podniecenia. Takiej uległości. Pragnęła aby było mu jak najlepiej. Świadomość, że sprawia mu rozkosz ekscytowała ją niewyobrażalnie. Dlatego mimo jeszcze lekkiego bólu wypina bardziej pupę na znak, że może przyspieszyć. Rozumieją się bez słów. Józef wie jak narzucić tempo. Cudowna, dziewczęca cipka przyjmuje pchnięcia kutasa z całą swoją uległością. Jaja biją brawo pracującej dupie Józefa. Dookoła pachnie rozdziewiczoną cipką pierdoloną przez kutasa, dziewiczymi soczkami i przebitą błonką. Słychać westchnienia przebitej dziewczyny i sapanie ruchacza. Stopniowo Józef przyśpiesza do granic możliwości. Już nie zważa na jej dziewictwo, po prostu rżnie. Ona stara się łapać oddech, choć w tym ukropie to raczej trudne. Jego zwierzęce podniecenie miesza się z zachwytem estetycznym, bo cóż piękniejszego od wypiętej, młodej szparki. O tak, jebię, rżnie, pierdoli, rucha. A ona już ledwie trzyma się belki. Już prawie omdlała. Już nie wie jak się nazywa. Czuje już z tylko fale rozkoszy ogarniającej jej ciało. I błogiego spokoju po nich. Choć już nie odróżnia tych chwil. Zlewają się one w jedną, chaotyczną całość. W ostatniej chwili męski kutas wyskakuje z wąskiej szparki. Która chciwie zasysa powietrze. Męskim ciałem wstrząsają silne drgawki i dreszcze. Ogłuszający ryk rozbrzmiewa dookoła w odległym promieniu. Kolejne salwy białej, gęstej spermy pokrywają opalone plecki świeżo rozdziewiczonej dziewczyny. On maksymalnie stara się przedłużyć chwile rozkoszy. A ona prawie omdlała pada na kolana. Jeszcze długo nie dojdzie do siebie. Na razie jeszcze zawroty głowy połączone z rozkoszą działają silniej niż najmocniejszy narkotyk. Powoli zaczyna wracać do rzeczywistości. W głębi duszy myśli sobie "Jak bardzo chciałabym znowu..."