Czerwone róże (I)
19 lipca 2015
Szacowany czas lektury: 23 min
Witam,
Postanowiłam zamieścić na tej stronie coś, co tworzę, kiedy nie mogę spać. Jeśli się Wam choć trochę spodoba, to pewnie w niedługim czasie wrzucę kolejne części.
Po raz pierwszy coś napisałam i znajomi namówili mnie, bym się tym z Wami podzieliła.
Nie bądźcie, aż tak surowi. Okropnie reaguję na krytykę :P
Wszystko zaczęło się osiem lat temu, kiedy skończyła osiemnaście lat. Nigdy nie zabiegała o względy chłopców, wręcz traktowała ich z dystansem. W późniejszych latach, w kontaktach z mężczyznami nic się nie zmieniło. Aż w końcu, w swoje osiemnaste urodziny zaczęło się coś, czego nie rozumie do dzisiaj.
Co roku, w dzień jej urodzin, na progu swoich drzwi znajduje czerwoną różę, do której przyczepiony jest bilecik z jednym zdaniem, w którym zawsze jest zapowiedź zbliżającego się spotkania. Początkowo nawet jej się podobało takie niespotykane zachowanie i przez pierwsze dwa, może trzy lata, wyczekiwała dnia swoich urodzin, by przekonać się, co tym razem napisze nieznajomy. Później ta fascynacja przerodziła się w złość, że tego kogoś stać tylko na róże z bilecikiem i jak do tej pory nie wykonał żadnego kroku w kierunku spotkania, czy też jakiejkolwiek próby kontaktu z nią. Rodzina dodatkowo robi z tego wielkie wydarzenie i rok w rok snują domysły, kto to może być i są szczerze ubawieni jej reakcją na niecodzienne zaloty.
Jutro są jej dwudzieste piąte urodziny, dokładnie osiem lat temu otrzymała pierwszą różę. Liczyła, że po zmianie adresu zamieszkania, te prezenty się skończą. Nawet nie spodziewała się jak bardzo się myli.
Ella wróciła z pracy do domu późnym południem w piątek.
"Nareszcie koniec" pomyślała znużona i z westchnieniem przekroczyła próg mieszkania, które wynajmowała wraz ze swoją przyjaciółką Mary Ann.
- Wróciłam! - krzyknęła w stronę kuchni, skąd dobiegały odgłosy krzątaniny.
- Cześć El, zamów pizze, bo nie zdążyłam nic przygotować. Mam wino i najnowszy film z Danielem Craigiem. Muszę napić się z tobą przed północą, zanim staniesz się starą i podstarzałą dwudziestopięciolatką – zachichotała Mary Ann.
- I kto to mówi – odkrzyknęła Ella i nie skomentowała braku obiadu. Wiedziała, że jej przyjaciółka szykuje jej prezent w postaci ulubionego tortu z truskawkami i kręcąc głową, sięgnęła po telefon w torebce i wybrała numer ich ulubionej pizzerii.
Po trzech godzinach, obie były najedzone i mocno wstawione. Na ekranie pojawiły się już napisy końcowe filmu, na co nie zwróciły najmniejszej uwagi, bo były zbyt zajęte rozmową i śmiechem.
- … mówię ci, twój brat to istny bóg seksu. Gdyby tylko nie był zapatrzonym w siebie dupkiem, na pewno bym się z nim umówiła – zachichotała Mary Ann – wyobraź sobie ja i on... - kontynuowała rozmarzonym tonem, jednak jej wypowiedź przerwała głośna czkawka. - A właśnie, ciekawe czy już pod drzwiami czeka na ciebie róża? Chodź sprawdzimy. Może spotkamy twojego tajemniczego wielbiciela – zerwała się z kanapy i podeszła zataczającym się krokiem do drzwi – nic nie ma – powiedziała smutnym głosem.
- Mam nadzieję, że nie będzie! Mam już tego po dziurki w nosie. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Potrzebuję prawdziwego mężczyzny, a nie takiego tchórza, który boi się ujawnić. - mocno już wstawiona Ella dała ponieść się swojej złości – pomyśl sama! Jeśli nie stać go na głupie przedstawienie się, to co dopiero reszta? Jeżeli od ośmiu lat nie potrafił się przedstawić, to ciekawe ile lat zajęłoby mu zabranie mnie do łóżka! - wyśmiewała się Ella – to na pewno jakaś oferma. Nie zamierzam tracić na niego czasu!
- El, z twoim tempem do wpakowywania się facetom do łóżka, to może na dwudziestą rocznice waszego poznania, coś byście w tym temacie osiągnęli. Czy znasz drugą dwudziestopięcioletnią dziewice?!
- Tak, siedzi naprzeciwko mnie! - wycelowała palcem w stronę swojej najlepszej przyjaciółki – i bardzo dobrze! Niepotrzebni nam faceci! Wypijmy za to! - po czym sięgnęła do butelki z winem i wypiła pokaźny łyk. Następnie podała butelkę swojej współlokatorce, która wpatrywała się w butelkę w zamyśleniu – hej! Co jest? O czym myślisz?
- Tak się zastanawiam.... - zaczęła niepewnie Mary Ann – a jak my już na zawsze pozostaniemy dziewicami? Nie chcę takiego życia – kontynuowała płaczącym głosem.
- Mam pomysł! - krzyknęła nagle Ella. - Wstawaj! - podniosła się z kanapy i podała rękę przyjaciółce. Ta niepewnie spojrzała na wyciągniętą dłoń, ale podała jej swoją i gwałtownie przechylając się do przodu wstała.
- Co planujesz?
- Jak to co? Złożymy przyrzeczenie – podniosła w górę prawą rękę i zaczęła – Ja Elizabeth Annie Parker uroczyście przyrzekam, że w ciągu nadchodzącego roku zboczę z dobrej drogi i wkroczę w grzeszny krąg namiętności i oddam się mężczyźnie, jednym słowem przestanę być dziewicą. - przez całą wypowiedź zachowała powagę, jednak pod koniec jej głos trząsł się już ze śmiechu, gdy widziała przerażony wzrok swojej przyjaciółki. - Dawaj, twoja kolej! Przebij to!
- Ha ha ha… przegięłaś! - popukała chwile palcem w głowę. Po chwili wystrzeliła nim w górę – Mam! To będzie dobre. Słuchaj tego! - odchrząknęła i zaczęła poważnym tonem – Ja Marry Anabelle Swann uroczyście przyrzekam, że w ciągu trzystu sześćdziesięciu dni zostanę boginią seksu i żadne tajniki seksu nie będą mi obce! Dodatkowo obiecuję sobie odkochać się w zapatrzonym w siebie dupku Taylorze Michaellu Parkerze! Przepraszam kochana, ale sama przyznasz, że to dupek!
- Dowaliłaś! Ha, niemożliwa jesteś! Powinnam bronić mojego braciszka, dla mnie jest w porządku! Dla ciebie w sumie też! - zaśmiała się widząc oburzoną minę Mary An.
- Tak, traktuje mnie jak swoją młodszą siostrzyczkę, tylko tą z gorszym charakterkiem! Na prawdę! Mniej reprymend dostałam od swojego ojca! Twój brat karci mnie za wszystko! - załamała ręce w bezradności – A to sukienka zła, a to makijaż za ostry. El, to żenujące, że to on mi zwraca uwagę na takie rzeczy! I to jego irytujące pobłażające spojrzenie, kiedy mówię mu, żeby spadał!
- On po prostu... - zaczęła cicho Ella, ale widząc ostre spojrzenie swojej współlokatorki zamilkła.
- Dość już o nim! Idziemy spać, jutro przed nami intensywny dzień. Nie możemy wyglądać jak zombie!
Zostawiły butelki po winie na stole i udały się do swoich sypialni. Ella po wzięciu prysznicu, położyła się do łóżka, ale nie mogła zasnąć. Rozmyślała o swojej przyjaciółce i o jej dziwnych relacjach z Taylorem. Nie raz i nie dwa próbowała rozmawiać z bratem na temat jego stosunku do Mary Ann. To było jak uderzanie grochem o ścianę. Do jej brata nic nie docierało. Traktował Mary Ann jak jej siostrę bliźniaczkę, no prawie – zaśmiała się cicho. Jej współlokatorka miała naprawdę przechlapane. Kiedyś zrobiły mały test. Ubrały się w takie same sukienki i zrobiły praktycznie taki sam makijaż. Ella dostała same pochwały, natomiast Mary Ann została odesłana do pokoju z kategorycznym nakazem ubrania dłuższej sukienki, najlepiej do samej ziemi. Obie wtedy mocno nawciskały Taylorowi i wyszły oburzone z mieszkania. Nie wzięły oczywiście jednego pod uwagę. Jej zatroskany brat chodził za nimi krok w krok. W barze usiadł razem z nimi i towarzyszył im przez cały wieczór. Elli zbytnio nie przeszkadzała obecność brata, natomiast Mary Ann kipiała z wściekłości. Kiedy po godzinie do ich stolika przysiadł się najlepszy przyjaciel Taylora, Daniel, humor Ellie momentalnie się pogorszył. Ilekroć przebywali ze sobą w jednym pomieszczeniu i jedno i drugie od razu sięgało po broń, jaką były ciągłe docinki i słowne przepychanki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że rodzice Elli i Taylora zawsze zapraszali i jego i Mary Ann na wszystkie rodzinne spotkania, co zawsze kończyło się kłótnią wśród młodych. Na samą myśl o tym mężczyźnie poczuła złość i od razu porzuciła te myśli. Nie będzie o nim myśleć! Nie w swoje urodziny! Z tym postanowieniem spróbowała zasnąć. Nawet nie wiedziała kiedy odpłynęła w słodką krainę pijackiego snu.
Rano z ogromnym bólem głowy zwlekła się z łóżka i udała się do łazienki. Po wzięciu letniego prysznica i umyciu zębów poczuła się trochę lepiej. Poszła do kuchni, gdzie przy stole siedziała jej przyjaciółka, która trzymała kubek z kawą z ręce jakby był jej ostatnią deską ratunku.
- Kac morderca nie ma litości? - zapytała słabym głosem Ella. Po czym sięgnęła do lodówki do butelkę czystej wody. Usiadła przy stole i bezcelowo zaczęła wpatrywać się w okno.
- Nawet nie mów, chyba nie jesteśmy stworzone do picia, a to dopiero półmetek! - jęknęła Mary Ann. - Patrzyłaś, czy nie masz jakiegoś prezentu pod drzwiami?
- Nie. Nie będzie nic. Zmieniłam adres. Ten psychol nie może go znać. Zadzwonię później do rodziców i zapytam się, czy coś dostali. Co jemy na śniadanie? Co w ogóle mamy w lodówce? - podniosła się z krzesła i zajrzała do lodówki – jogurt czy… pomarańcz? Mary Ann, poważnie. Z takim odżywianiem to za daleko nie zajedziemy. Dobrze, że nikt nam nie zagląda do lodówki, bo wtedy miałybyśmy na karku moich rodziców. I nie tylko – puściła oko do przyjaciółki, która tylko jęknęła w proteście. - wyciągnęła z lodówki dwa jogurty i pomarańcze. Podała jeden zestaw przyjaciółce i usiadła ponownie przy stole wykładając nogi na wolne krzesło – najchętniej nie ruszałabym się dzisiaj z domu. Co ty na to?
- Zapomnij! Zjadamy szybko i wychodzimy! - ożywiła się Mary Ann i zaczęła szybko konsumować swoje śniadanie. Wypiła do końca kawę i już jej nie było w kuchni – Zbieraj się! Za dziesięć minut mamy transport!
- Mary Ann? Jest jeszcze rano, daj żyć! - zaprotestowała Ella
- Pośpiesz się! Jak się nie ogarniesz to wydrę cię z domu tak jak stoisz! - zagroziła jej współlokatorka.
Ella szybko zjadła jogurt, ale darowała już sobie pomarańcz i pognała do pokoju żeby się przebrać. Na dworze było ciepło, więc zdecydowała się na turkusową sukienkę, która ładnie podkreślała jej kobiecość. Włosy zdecydowała się zostawić rozpuszczone, zrobiła lekki makijaż i była gotowa do wyjścia. W samą porę, bo jej przyjaciółka wpadła do pokoju z groźną miną. Widząc, że solenizantka jest już gotowa uśmiechnęła się i zmierzyła ją wzrokiem.
- Wyglądasz ślicznie, wszyscy faceci będą piać z zachwytu na twój widok!
- Nie, bo jak zobaczą ciebie i twoje seksowne nogi, ja przestanę się liczyć – wyszła z pokoju i udała się w stronę drzwi, po drodze zarobiła kuksańca od Mary Ann.
Po drodze przeglądnęły się jeszcze w lustrze, które wisiało w korytarzu i podeszły do drzwi. Ella otworzyła je i aż jęknęła widząc na wycieraczce czerwoną różę, a przy jej łodydze przyczepiony bilecik. Aż cofnęła się do tyłu, przez co wpadła na Mary Ann, która zaglądnęła jej przez ramię i widząc, co tak załamało przyjaciółkę zaśmiała się.
- Jak widzę, ma twój nowy adres – powiedziała ironicznie
- Bardzo śmieszne – odpowiedziała wojowniczo Ella. Podniosła z ziemi różę i patrzyła się na nią z obrzydzeniem. Następnie poszła do kuchni z zamiarem wyrzucenia róży do kosza. Nawet nie popatrzyła na to, co pisze na bileciku.
- Nie zamierzasz nawet przeczytać, co napisał?
- Nie. Idziemy? - powiedziała zdecydowanie i udała się szybkim krokiem do drzwi. - Już chyba nasz transport czeka.
- Nie bądź śmieszna. Nie ciekawi cie, co tym razem napisał? Mnie bardzo – to powiedziawszy pobiegła do kuchni. Wróciła po minucie z tajemniczą miną. - El, musisz to przeczytać. - podała jej mały kartonik, który ta wzięła z niechęcią.
Zerknęła na niego i od razu wypuściła z rąk
Czy Ty tak samo jak ja nie możesz doczekać się naszego spotkania?
W ciągu najbliższych dni przestanę być niewiadomą...
Mam nadzieję, że pokochasz mnie tak bardzo jak ja kocham Ciebie
Twój Nieznajomy
- O cholera. - wykrztusiła.
- Dokładnie. O cholera. Może do twojego nieznajomego dotarły twoje zażalenia? - zaśmiała się cicho Mary Ann. – Musimy już iść. Głowa do góry. Pewnie dzisiaj się nie ujawni, więc możesz być spokojna. Karoca czeka!
Wyszły wreszcie z domu i udały się na parking. Ella wytrzeszczyła oczy na widok swojego brata, który stał oparty o samochód.
- Wy się dogadaliście? Jak to możliwe? - zaskoczona przystanęła przed samochodem.
- Dla ciebie wszystko kochana. Nawet te męczarnie, które musiałam znosić, próbując ubłagać twojego brata, by został naszym szoferem.
- Wszystko najlepszego siostrzyczko! - przytulił mocno Elle do swojej piersi. Po chwili wypuścił ją z objęć i spojrzał na Mary Ann. Jego spojrzenie przesunęło się po jej ubiorze, ale nic nie skomentował. Skinął jej głową na znak przywitania, ta odpowiedziała mu tym samym.
- Dziękuję braciszku! - pocałowała go w policzek, po czym szepnęła do swojej przyjaciółki – Co się z nim stało? Brak komentarza?
- Wymusiłam na nim milczenie. Nie pytaj mnie ile mnie to kosztowało – odszepnęła Mary Ann. - Jedziemy?
- Tak, wsiadajcie. Usiądźcie z tyłu, po drodze muszę zgarnąć jeszcze Daniela, bo mamy sprawy do załatwienia na mieście.
- Żartujesz? Musiałeś się z nim umawiać akurat dzisiaj?! Mogłeś powiedzieć, znalazłabym kogoś innego do wożenia nas! - krzyknęła oburzona Mary Ann.
- Żebyś mogła świecić gołą dupą i cyckami przed jakimś napalonym typem spod ciemnej gwiazdy?
- Taylor! - krzyknęła karcąco Ella – możesz zejść z mojej przyjaciółki?! Mi też nie podoba się wizja spędzenia urodzin z Danielem! Wiesz, że się nienawidzimy!
- A znasz przysłowie, że kto się czubi, ten się lubi? - powiedział z uśmiechem Taylor, na co obie zmroziły go wzrokiem – Dobra, dobra, rozumiem, że nie pałacie do tego wielkim entuzjazmem. - zaśmiał się cicho.
- Prędzej piekło zamarznie niż cokolwiek będzie mnie łączyło z tym neandertalczykiem! - zawołała zdenerwowana Ella.
- A ja ? - zapytał nieśmiało brat.
- Nigdy nie popierałam twojej przyjaźni z nim. Sądzę, że on sprowadza cię na złą drogę! Och, czy możemy już jechać? Mam dość tej bezsensownej dyskusji!
Cała trójka wsiadła do samochodu i po chwili gnali już przez miasto. Po jakichś dziesięciu minutach Taylor skręcił na podjazd domu Daniela, który już na nich czekał wsiadł do auta i przywitał się ze wszystkimi. Po czym odwrócił się do kobiet i powiedział do Elli
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Elizabeth.
- Wszystkiego najlepszego? To co robisz w aucie? - zaatakowała Ella podrażniona, że zwrócił się do niej jak zwykle pełnym imieniem, czego nienawidziła. Daniel tylko spojrzał na nią nienawistnym wzrokiem i nic nie powiedział. Zaczął rozmowę z Taylorem i po chwili auto wypełnione było ich śmiechem. Mary Ann szturchnęła ją w bok, gdy ta na nią spojrzała zrobiła głupią minę wystawiając język w stronę przodu samochodu. Obie parsknęły śmiechem i po chwili chichotały w najlepsze raz za razem wysyłając co raz to głupsze spojrzenia w stronę chłopaków, którzy albo nie widzieli, albo nie chcieli widzieć ich dziecinnego spotkania, Tylko raz Taylor wysłał ostrzegawcze spojrzenie w stronę Mary Ann, która odpowiedziała mu przewróceniem oczu.
Po chwili dojechali do centrum miasta, gdzie wysiadły dziewczyny. Mary Ann powiedziała jeszcze do Taylora by pojawił się tutaj najwcześniej za pięć godzin po czym pociągnęła Elle za sobą w stronę centrum handlowego. Gdy wpadły do pasażu przyjaciółka pociągnęła ją za filar i zaczęła patrzeć się w okno.
- Odjechali? Odczekamy pięć minut i znikamy stąd - powiedziała z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Co ty planujesz? Myślałam, że idziemy na shopping. Jest coś o czym nie wiem? - zapytała zdezorientowana Ella.
- Niespodzianka. Nie mogłam nikomu powiedzieć, a zwłaszcza twojemu bratu, bo już widzę jakby gderał. Szkoda sobie psuć głowę. Idziemy.
- No ok, ty tu rządzisz szefie.
Wyszły z centrum handlowego i skierowały się w stronę jednej z bocznych ulic. Po chwili przed ich oczami ukazał się budynek SPA.
- Żartujesz?! Powiedz, że żartujesz! - krzyknęła Ella, a jej oczy rozbłysły.
- Nie powiesz mi chyba, że nie mach ochoty być porządnie wymasowana przez przystojnego masażystę? Specjalnie kazałam im wybrać dwóch najseksowniejszych panów, którzy się nami zajmą – mrugnęła do przyjaciółki i pociągnęła ją do środka.
- Po załatwieniu formalności zostały zaprowadzone przez ładną blondynkę w stronę przebieralni.
- Proszę się rozebrać i owinąć ręcznikiem. Za drzwiami numer dwa jest jacuzzi, w którym spędzą panie najbliższe czterdzieści pięć minut, następnie proszę przejść do pokoju numer trzy, gdzie odbędzie się sesja z masażystami. Życzę paniom udanego odpoczynku i mam nadzieję, że spodoba się paniom u nas. - po czym wyszła i zostawiła podekscytowane dziewczyny same.
Przebrały się i udały do pokoju numer trzy. Nie przejmowały się swoją nagością. Nie raz widywały się w różnych sytuacjach i nagość nie była dla nich problemem.
Po czterdziestu pięciu minutach relaksu w jacuzzi były tak rozleniwione, że nawet nie chciało im się iść na masaż, ale skoro zostało za to zapłacone, to czemu miałyby z tego nie skorzystać? Usiadły niepewnie na łóżkach owinięte ręcznikami. Po chwili do pokoju weszło dwóch mężczyzn na których widok zabiły im mocniej serca.
Masażyści popatrzyli na nich z uśmiechem i wytłumaczyli, że mają położyć się na brzuchach, wcześniej zdejmując ręczniki – onieśmielone zdjęły ręczniki i położyły się na łóżkach. Po chwili poczuły na swoich plecach dotyk męskich dłoni. Początkowo były bardzo sztywne i na każdy nowy dotyk reagowały przesadnym chichotem. W końcu nie wytrzymały i zaczęły rozmowę z masażystami. Jak się dowiedziały w niedługim czasie, nazywali się Tom i Jake i od trzech lat byli ze sobą w związku. To całkowicie rozluźniło przyjaciółki i nawet się nie zorientowały, kiedy minął ich czas sesji. O dziwo mężczyźni po zakończonym masażu, kiedy były już ubrane, zapytali się czy nie zechciałyby się kiedyś spotkać z nimi na piwo. Zgodziły się od razu i wymienili numerami, zapewniając o szybkim spotkaniu.
Po wyjściu z gabinetu SPA stwierdziły, że minęło już ponad trzy godziny i że dostało im tylko dwie godziny na zakupy, więc pognały do centrum handlowego, co było trudne, ze względu na ich rozleniwione ciała.
Zrobiły napad na sklep z ekskluzywną bielizną i kupiły sobie po komplecie seksownych majteczek i staniczków. Następnie pognały do sklepu z sukienkami, gdzie spędziły najbliższą godzinę wybierając idealne sukienki na przyjęcie urodzinowe, które miało odbyć się dzisiaj u państwa Parker.
Zostało im jeszcze jakieś trzydzieści minut do powrotu brata Elle, więc poszły do kawiarni na kawę. Siedząc przy stoliku komentowały dzisiejszy dzień.
- Nie chcę nic mówić Mary Ann, ale jak mój brat zobaczy cię w tej kiecce, to nie wiem co zrobi pierwsze, zedrze ją z ciebie i założy ci jakiś worek, zostawiając tylko dziury na głowę i ręce, czy też mnie zabije, że pozwoliłam ci kupić sobie taką kieckę – zachichotała Ella
- Dobra, dobra, czekaj tylko, aż Daniel zobaczy, co ty sobie kupiłaś! Jego reakcja będzie podobna! Daję sobie za to rękę uciąć, a nawet dwie – odgryzła się rozbawiona Mary Ann.
Po chwili obie zaśmiewały się do łez wyobrażając sobie reakcje swoich namolnych opiekunów.
Kiedy wybiła szesnasta wyszły z kawiarni i od razu spostrzegły samochód Taylora, a w środku obu mężczyzn. Elle bardzo liczyła, że Daniela nie będzie, gdyż chciała spędzić przynajmniej kilka godzin wśród najbliższych i nie musieć denerwować się z powodu tego głupka. Odpowiadając zdawkowo na pytania Taylora, czy dobrze spędziły czas wsiadły do auta i ruszyli w stronę domu rodzinnego Parkerów. Mężczyźni zajęli się rozmową na męskie tematy, więc dziewczyny uznały, że mogą po cichu powspominać wydarzenia z dzisiejszego dnia
- A pamiętasz ich ciała? Szkoda, że zajęci. Może uda nam się ich sprowadzić na dobrą drogę? - mrugnęła porozumiewawczo Marry Ann do Elle i obie zaśmiały się do łez. - Ciekawe kiedy będą mieli czas na to spotkanie, już nie mogę się doczekać. - rozmarzyła się.
- Sądzę, że na dniach się do nas odezwą, chyba nas polubili. Przynajmniej ja ich bardzo – odpowiedziała solenizantka. Obie nie zwróciły uwagi, że chłopcy zamilkli i przysłuchują się ich rozmowie. - Na prawdę, gdyby któryś z nich zaproponował mi swoje usługi erotyczne, zgodziłabym się bez wahania, wtedy bym miała całe to przyrzeczenie z głowy – ponownie zachichotała przypominając sobie ich wczorajsze przysięgi.
W tym momencie samochód gwałtownie zahamował przez co obie poleciały do przodu. Dobrze, że miały zapięte pasy, bo na pewno skończyłoby się to co najmniej siniakami na czołach.
- Ej! Taylor! Co jest?! - krzyknęła zaskoczona Ella.
- Jakie kurwa usługi erotyczne?! - krzyknął wściekły Taylor – Co wyście, do cholery robiły? Gdzie byłyście? Wiedziałem, żeby nie zgadzać się na ten twój pomysł shoppingu! Powinienem się domyśleć, że znowu coś wymyślisz! - zwrócił się do Mary Ann jeszcze bardziej podnosząc głos. - Nie możesz chociaż raz zachować się odpowiedzialnie i nie narażać mojej siostry na niebezpieczeństwo? - krzyczał dalej Taylor ignorując, że Mary Ann jest coraz bardziej blada i jej oczy wypełniają się łzami. Ella patrzyła przerażona na brata nie mogąc uwierzyć w jego brutalne słowa. Zerknęła na Daniela, ale widząc, że wyraz jego twarzy nie wiele różni się od miny Taylora, zrezygnowała z jakiejkolwiek prośby o pomoc.
- Taylor... - zaczęła roztrzęsionym głosem Mary Ann – My... tylko...
- Zamknij się! Nie chcę tego słuchać. Jeśli masz ochotę chodzić na męskie dziwki to bez mojej siostry! Ona jest z dobrego domu, nie to co ty!
Marry Ann wybuchnęła płaczem i wysiadła z samochodu, szybko oddalając się od niego. Ella rzuciła bratu nienawistne spojrzenie i wyleciała za przyjaciółką. Nie zwracała uwagi na nawoływania Taylora, tylko dogoniła przyjaciółkę i przytuliła z całej siły do siebie.
- Mój brat to skończony idiota. Chodź, idziemy do mojego domu. Nie będziemy wysłuchiwać tych bzdur, które wygaduje mój brat.
- El, jak on mógł to powiedzieć?! Co ja mu takiego zrobiłam? - płakała jeszcze głośniej Mary Ann.
- Nie przejmuj się nim! Czekaj, aż powiem mamie, jak się zachował! Będzie skomlał jak piesek, kiedy ta dobierze mu się do skóry – powiedziała złośliwie Ella, wyobrażając już sobie brata w niełasce matki.
Marry An zaśmiała się cicho, ale po chwili odezwała się smutno.
-Nie mów im proszę! Błagam cię! - Ella westchnęła – Wiesz, przepraszam cię, nie mam ochoty na towarzystwo twojego brata, chciałabym wrócić do domu, nie gniewaj się, wiem, że to twoje urodziny, ale ja naprawdę nie dam rady - powiedziała proszącym głosem Mary Ann – wrócisz wieczorem i zjemy tort, który dla ciebie zrobiłam! I wypijemy wino, albo coś innego! Proszę!
- Nienawidzę mojego brata! - powiedziała smutno Elle – Jest największym idiotą
jakiego znam, no poza Danielem. Oni jednak idealnie do siebie pasują. Gdyby nie to, że mama się tak napracowała, to też bym chętnie zrezygnowała z tej całej imprezy. Mój brat skutecznie zepsuł nam dzisiejszy dzień. Jeśli bardzo chcesz, to jedziemy do domu. Nie mam ochoty być dłużej w towarzystwie ich dwóch dłużej niż to konieczne. Wezwę taksówkę i jedziemy do domu. Zjemy tort, a potem pojadę do rodziców, ale postaram się wrócić szybko.
Obie dalej ignorowały nawoływania brata, który podjechał wraz z Danielem samochodem do nich. Odwracając się od nich ostentacyjnie, zadzwoniły po taksówkę i kiedy ta przyjechała po pięciu minutach, wsiadły do niej nie oglądając się za siebie.
- Ella zadzwoniła do rodziców i powiedziała, że będzie trochę później i ucięła wszystkie pytania mówiąc, że jej durny braciszek na pewno im to wytłumaczy.
Będąc już na mieszkaniu obie rzuciły się na tort. Podświadomie czuły, że tylko duża dawka cukru pomoże im pozbyć się paskudnych humorów. Dwie godziny później Ella stwierdziła niechętnie, że powinna już jechać do rodziców i wezwała taksówkę. Popatrzyła współczująco na przygnębioną przyjaciółkę obiecała sobie, że jej brat pożałuje gorąco tych okropnych słów.
Kiedy przyjechała do rodziców została otoczona całą rodziną i jeszcze bardziej pożałowała, że nie ma tu Mary Ann, która nie ma własnej rodziny i jej rodzinę traktuje jak swoją, zresztą z wzajemnością. Mama jak zwykle stanęła na wysokości zadania i przyjęcie było idealne, chociaż uważała, że mogła sobie podarować, te śmieszne baloniki, w końcu za stara jest już na nie.
- Gdzie Mary Ann? – odezwał się za nią cicho brat. Ella spojrzała na niego wściekle i odpowiedziała głośno tak, by wszyscy słyszeli
- Po tym, jak potraktowałeś moją najlepszą przyjaciółkę, nie chciała przyjść tutaj! Wcale się nie zdziwię, jeśli już tu nigdy przez ciebie nie przyjdzie! Wszystko potrafisz zniszczyć! Nienawidzę cię! - krzyknęła, a brat cofnął się do tyłu porażony jej słowami. - Boli? Ma boleć! Mary Ann też boli!
Cała rodzina zaczęła wypytywać, co się stało, więc Ella łamiąc dane słowo przyjaciółce, opowiedziała rodzince o tym jak spędziły dzisiejszy dzień z Mary An i o tym, co zrobił Taylor, który z każdym wypowiedzianym przez nią słowie, bladł jeszcze bardziej. Cała rodzina patrzyła się na niego wilkiem.
- Ja... ja... nie wiedziałem... - powiedział słabo, po czym odwrócił się i wybiegł z domu, ścigany oburzonymi krzykami rodziny.
Poczuła się trochę lepiej, wiedząc, że brat najbliższe godziny spędzi w katuszach – jeśli nie dorwie go nasza rodzinka, zrobią to wyrzuty sumienia pomyślała i zadowolona podeszła do stołu i nalała sobie ponczu. Następnie zeszła ścieżką wzdłuż rodzinnej posesji, która prowadziła na niewielką altankę. Chciała się tam schronić przynajmniej na chwilę, przed wścibskimi pytaniami kuzynek, po których minach widziała, że chcą się dowiedzieć czegoś więcej na temat Toma i Jake'a – w swoim opowiadaniu pominęła szczegół o innej orientacji chłopaków. Właściwie, nie wiedziała dlaczego tak zrobiła.
Ella siedziała już kilka dobrych minut w altance, kiedy usłyszała kroki dochodzące ze ścieżki. Miała nadzieję, że ten ktoś zostawi ją w spokoju, jednak przeliczyła się.
- Tu jesteś Elizabeth – odezwał się cicho znienawidzony przez nią głos za jej plecami. - Wszyscy cię szukają – powiedział Daniel kładąc rękę na jej ramieniu i odwracając ją przodem do siebie.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła i wyrwała ramię z jego ręki. Chciała go wyminąć i pójść w stronę domu, jednak ten złapał ją za rękę stalowym uściskiem. Próbowała się wyrwać, jednak trzymał ją bardzo mocno. - Puszczaj mnie! - krzyknęła zdesperowana.
- Uspokój się, chcę porozmawiać. - powiedział spokojnie nie zwalniając uścisku.
- Ale ja nie chcę! Nie chcę z tobą rozmawiać, ty neandertalczyku! Ty jaskiniowcu! Brutalu...ach!- krzyknęła głośno, gdy ten gwałtownie pociągnął ją za rękę, że poleciała do przodu i wylądowała w jego ramionach. Zaraz poczuła jego usta na swoich ustach i jego język, który gwałtownie wdarł się w jej usta. Próbowała się wyrwać, drapiąc jego ramiona i bijąc w pierś. On jednak. nie bacząc na nic, dalej wyciskał na jej ustach gwałtowne pocałunki. To nie była namiętność, to była kara. Chciał ją skutecznie uciszyć. Czytała o takich pocałunkach i nigdy się jej one nie podobały. Kiedy jej protesty nie przynosiły żadnych rezultatów,wpadła na pomysł, by udać uległość i wykorzystując sytuacje, zrobić użytek ze swoich nóg. Rozluźniła się w jego ramionach i złapała go za ramiona, udając poddanie i czekała na ruch z jego strony. Spodziewała się, że pocałunek zmieni się, jednak nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. W jednej sekundzie została popchnięta na najbliższą ścianę altanki i zaraz poczuła jego ciało mocno przyciśnięte do jej ciała. Kolanem rozszerzył jej nogi robiąc sobie miejsce między nimi. Myśląc rozpaczliwie, co by tu zrobić, na nowo zaczęła się wyrywać. Jej opór jednak z sekundy na sekundę był coraz słabszy, co od razu zauważył Daniel. Rękami przejechał wzdłuż jej pleców, aż dotarł do pośladków. Objął dłońmi jej zgrabny tyłeczek i z pomrukiem zadowolenia, jeszcze mocniej się w nią wtulił i pogłębił pocałunek. Ella czuła się jakby dostała obuchem w głowę. Jego usta już nie karały, nie uciszały. Dawały przyjemność. Takiej jakiej jeszcze nigdy nie zaznała w kontaktach z mężczyznami, a to był tylko pocałunek. Tylko! Nim się zorientowała, zaczęła oddawać jego pocałunki. Jęknęła, gdy poczuła mocniejszy nacisk jego dłoni na swoich pośladkach, na co on wydał pomruk zadowolenia. Ella pomyślała, że jeszcze chwila i upadnie. Daniel chyba wyczuł jej stan, ponieważ złapał ją tuż pod pośladkami i podciągnął w górę, zakładając jej nogi na swoje biodra. Odruchowo go nimi objęła, nie zastanawiając się, co robi. Poczuła twardą wypukłość wbijającą się w jej podbrzusze. Jego pocałunki zeszły na szyję tuż za uchem. Ella jęknęła ponownie i przechyliła głowę na bok, ułatwiając mu dostęp do tego miejsca. Jego ręce przesunęły się wyżej pod jej sukienkę i dotknął zapięcia jej stanika. Następnie odchylił dekolt jej sukienki i zaczął składać delikatne pocałunki na jej piersiach. Kiedy chwycił ustami jej sutek i zaczął ssać, odchyliła głowę do tyłu w całkowitym oddaniu. Daniel jęknął i zaczął poruszać biodrami, co momentalnie ją otrzeźwiło.
- Przestań… proszę – poprosiła cicho i starała się go od siebie odsunąć. Albo był jeszcze ogłuszony, albo po prostu uznał, że za daleko to zabrnęło, bo wypuścił ją z objęć bez wahania. Postawił ją na ziemi i przytrzymał, kiedy straciła równowagę. Chciał pomóc poprawić jej ubranie, jednak odsunęła się od niego gwałtownie, posyłając mu przerażone spojrzenie. Dała sobie spokój z zapinaniem stanika, zdjęła go szybko i schowała do torebki. Drżącymi rękami poprawiała sukienkę i starała się wygładzić zagniecenia. Po kilku nieudanych próbach dała sobie spokój. Patrzyła się wszędzie, byle nie na niego.
- Elizabeth... - zaczął cicho. - Przepraszam, to nie tak miało wyglądać... Popatrz na mnie. Elizabeth słyszysz? Popatrz na mnie.
- Nic nie mów. Proszę cię. Muszę już iść – przewiesiła szybko małą torebkę przez ramie, przecisnęła się koło niego i uciekła z altanki jakby goniło ją sto diabłów.
- Elizabeth, poczekaj! - krzyknął za nią, jednak ona nie zatrzymała się. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej przyspieszyła.