Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia, bo mogą się spełnić!

8 marca 2021

Szacowany czas lektury: 27 min

We wstępie może nie ostrzegam, ale uprzedzam na pewno - poniższy tekst nie będzie ani łatwy, ani przyjemny, i zapewne mi się za niego oberwie. Ale cóż, czasami należy podjąć ryzyko i napisać coś wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Miłej (albo i nie?) lektury życzę! Wasza "miszczyni" zachęty, reklamy i promocji - Agnessa.

 




 

Nim przejdę do właściwej opowieści, odpowiedzcie proszę, szanowni czytelnicy płci dowolnej, na pewne pytanie. Nie mnie, a sobie. Mianowicie: z czym kojarzy wam się słowo „hierarchia”? Zastanówcie się chwilę. Zapewne pomyślicie o instytucjach pokroju szkoły lub wojska, być może jakiejś korporacji czy nawet kościele. A czy wzięliście pod uwagę galerię handlową? Przypuszczam, że wątpię. Tymczasem także tam hierarchizacja ma się bardzo dobrze. Na szczycie piramidy zasiądą dyrektorzy, niżej kierownicy, następnie sprzedawcy średniego oraz niższego szczebla. Gdzieś pomiędzy będą menedżerowie, dostawcy, pracownicy ochrony, działu konserwacji i im podobni. Natomiast pod nimi wszystkimi znajdziecie personel dbający o utrzymanie czystości. Czyli, mówiąc bardziej wprost, sprzątaczki.

Nawet w dzień mało kto zauważa ich istnienie – ot, czasami jako klienci zderzycie się z jakąś przy wejściu do toalety, względnie będziecie na nie utyskiwać, mrucząc gniewnie pod nosem, że „mogłoby być tutaj czyściej”, lecz niewiele ponadto. Tymczasem są to osoby, o których warto pamiętać. Tak o nich samych, jak i ich pracy – słabo płatnej, niewdzięcznej, pogardzanej oraz w gruncie rzeczy syzyfowej robocie, którą muszą codziennie wykonywać. Czy raczej nie tylko codziennie, bo wcale nie kończy się ona wraz z wyjściem ostatniego klienta. Wręcz przeciwnie – to właśnie nocną porą przychodzi czas na wszystko, co tylko można podpiąć pod szeroko pojęte porządki, a czego nie powinny widzieć oczy postronnych.

 

A dlaczego właściwie wam o tym wspominam, miast wreszcie przejść do sedna, czyli opowiadania o charakterze wybitnie oraz jednoznacznie erotycznym? Ano dlatego, by w ten sposób przedstawić centralną postać niniejszej historii, która wychodzi właśnie z kantorka, pchając przed sobą wózek pełen różności. Krok za krokiem przemierza ciągnące się bez końca korytarze, zatrzymując się kolejno przed każdą witryną. Tu myje szyby, tam wyciera poręcz, gdzie indziej zbiera śmieci pozostawione na ławeczkach. Co kilka lokali przysiada na którejś z nich, pociąga kilka łyków z butelki i przeciera spocone czoło, po czym wstaje i kontynuuje wędrówkę.

W ten sposób dociera do jedynego wciąż otwartego miejsca na całej galerii, czyli czynnej całą dobę siłowni. Nie ma większego pojęcia, dlaczego wszystkie pozostałe lokale porządkowane są siłami ich pracowników, a ten jeden jakoś nie, lecz nie ma to dla niej wielkiego znaczenia. Co więcej – chętnie załapałaby się na drugą taką fuchę! Siłownia jest bowiem duża, więc harmonogram przewiduje na nią całkiem sporo czasu, a jednocześnie nie wymaga specjalnego wysiłku: sam sprzęt i tak ogarnia obsługa, dlatego w jej gestii pozostaje jedynie zmycie podłóg, luster na ścianach oraz ogarnięcie łazienki. A że przy okazji cały teren siłowni wyłączony jest spod ogólnego monitoringu, to można się w niej zaszyć i odpocząć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Albo i najzwyklejsza chęć.

Na razie jednak nasza bohaterka przystaje przy wejściu i wita się zmęczonym głosem:

– Dobry wieczór! O której mogłabym dzisiaj zacząć?

– Może dla pani dobry… – Sympatyczna zazwyczaj recepcjonistka podnosi wyraźnie rozeźlony wzrok. – A bo ja wiem, o której?

– To może lepiej będzie, jak po prostu podejdę za godzinkę? Albo za dwie?

– No mówię przecież, że nie mam pojęcia, no! Mamy firmową imprezę i serio nie powiem teraz, kiedy się skończy! Ani kurła wyjść na chwilę, ani kurła usiąść, ani kurła nic! – Dopowiada sama sobie, przeżuwając inwektywy zaciśniętymi zębami.

– W takim razie…

Przerywa w pół zdania i wzrusza ramionami, nie mając ochoty na dalsze dyskusje. Najwyżej obejdzie drugie skrzydło, potem wróci tą samą drogą i sprawdzi, czy coś się zmieniło. A jeśli nie, najwyżej pomoże koleżankom na piętrze. Ona dziś im, one jej jutro, jakoś się dogadają. Chwyta więc za wózek i zaczyna odchodzić, gdy zatrzymuje ją szarpnięcie wyciągniętej ponad recepcyjną ladę, wytatuowanej po nadgarstek ręki.

– No dobra, już dobra, przepraszam! Nie pani wina! – Uszminkowane usta szczupłej blondynki w firmowej polówce krzywią się w wymuszonym uśmiechu, mocno podmalowane oczy wskazują baner na ścianie, a głos cichnie do szeptu. – Proszę sobie zobaczyć, co to nasz szef se wymyślił! „Z okazji dnia kobiet wszystkie panie w towarzystwie panów wchodzą gratis!”. No ja pindolę, od rana jest takie urwanie, że nie ma kiedy do kibla wyjść! Połowa kozaków z osiedla przylazła, żeby poszpanować przed swoimi dupencjami, a druga połowa, żeby drzeć z nich łacha! A teraz już chyba trzecią godzinę wszystko zajęły jakieś korposzczury. Żeśmy mieli nadzieję, że szybko się zmęczą i pójdą w cholerę, ale głównie robią fotki i drą ryja! – prycha, trzęsąc równie kolorowym co ręce dekoltem. – Ech, niby widać po ciuchach, zegarkach i telefonach, że srają kasą, ale robią takie bydło, że szkoda gadać!

– Tak, tak… Dziękuję za pasjonującą opowieść… To ja podejdę potem i sprawdzę, czy się zrobiło luźniej.

– To może chociaż pralinkę pani weźmie? Mieliśmy częstować klientów, ale są tak zajebiaszcze, że szkoda dla nich! No, proszę, pani Steniu! I niech pójdzie w cycki!

Na potwierdzenie recepcjonistka wpycha sobie do ust dwa czekoladowe serduszka naraz, chichocząc z własnego dowcipu. Tym razem całkowicie szczerze. Sprzątaczka zaś, nazwana właśnie Stenią, spogląda na nią z niepewną miną. Nie ma specjalnej ochoty ani na słodycze, ani tym bardziej żarty z własnej figury, jednak przecież ewidentny brak taktu dziewczyny wcale nie przekreśla jej dobrych chęci. Dlatego grzecznie się częstuje, odpowiada uśmiechem na uśmiech i powolutku drepta z powrotem ku sklepowym witrynom.

 

Pierwszy powrót na siłownię okazuje się nieudany – impreza wciąż trwa w najlepsze. Co gorsza, także drugi nie zwiastuje wyczekiwanych zmian. Na dodatek zmęczone nogi, plecy oraz wyschnięte gardło ewidentnie zaczynają się buntować. Dlatego też, po dłuższym wahaniu, Stenia znów podchodzi do recepcji i chrypi:

– To może ja dzisiaj zacznę od łazienki, jadalni i tak dalej? Wiecie, też mam swój grafik i nie mogę tak czekać do nie wiadomo której godziny.

– W sumie fakt… To co, wpuszczamy? – Blondi drapie się tipsem po policzku, jednocześnie zerkając pytająco na kolegę, który wychyla się zza lady z wyjątkowo znudzoną miną. – A zresztą, wuj z tym! Wchodzi pani! Wszystkie drzwi powinny być pootwierane, a jakby co, to klucze są tutaj!

Nie chcąc zaprzepaścić okazji, Stenia szybko znika na zapleczu. W parę chwil rozkłada wszystkie niezbędne przyrządy oraz ingrediencje, po czym zabiera się za sprzątanie.

Przed upływem trzech kwadransów spogląda nie bez satysfakcji na lśniącą podłogę, zastanawiając się, co właściwie robić dalej? Wreszcie postanawia, że niech się dzieje, co chce – płucze mop, nalewa świeżej wody do wiadra i popycha wózek w kierunku podwójnych drzwi z mlecznego szkła. Nie otwiera ich jednak, gdyż uprzedza ją wychodząca właśnie z sali para.

– Eee… A pani tu czego? – rzuca pretensjonalnym tonem dobrze zbudowany trzydziestolatek, marszcząc spocone czoło.

– Ja tylko… muszę przecież posprzątać i…

– Przepraszam, ale to zamknięte spotkanie! Jak skończymy, to powiemy! A teraz proszę się zająć czym innym! Na przykład w damskiej ubikacji kończy się papier, a kosze są pełne! – dopowiada jego towarzyszka o podejrzanie pełnych ustach i jeszcze pełniejszym biuście, po czym ostentacyjnie odwraca się na pięcie, kołysząc nie mniej pełnymi pośladkami.

Stenia natomiast stoi w milczeniu, odprowadzając odchodzących zrezygnowanym wzrokiem. Aż nazbyt dobrze zdaje sobie sprawę, że im nie odpowie. Po pierwsze – bo z wiadomych względów nie może. Po drugie – gdyż nic by to nie dało. Po trzecie zaś – nawet gdyby mogła, a jej reakcja cokolwiek by zmieniła, i tak tego nie zrobi. Bo tak. Czy raczej: bo nie. Dlatego tylko obraca wózek ze stygnącą wodą i popycha go z powrotem w głąb korytarza.

 

Kryje się na zapleczu, gdzie opada bezsilnie na krzesło i wyciąga poklejonego taśmą smartfona. Wie, że musi się czymś zająć choćby na chwilę, bo inaczej zaraz zwariuje – nawet jeżeli owym zajęciem będzie bezsensowne przewijanie fejsa. Niestety, wraz z każdym kolejnym postem, zdjęciem czy filmikiem, jej stan się nie poprawia. Raczej odwrotnie: atakujące zewsząd życzenia, serdeczności, kwiatuszki i słitfocie zakochanych par przynoszą nie spokój, a nasilający się ścisk w żołądku. Wreszcie z odrazą odrzuca telefon na stolik i mimowolnie zerka w stronę lustra.

– I co się gapisz? Tak, do ciebie mówię! – rzuca półgłosem.

Siedząca naprzeciwko adresatka tychże grzeczności odpowiada na zniewagę gorzką parodią uśmiechu, po czym odgarnia opadającą na czoło, poprzetykaną srebrzystymi odrostami grzywkę.

– A śmiej się, śmiej! Jakbyś jeszcze miała z czego! – niezrażona tak jawnym lekceważeniem Stenia kontynuuje tyradę. – Co sobie myślałaś, że w dzień kobiet ktoś da ci prezent? A dostałaś jakiś na walentynki? Na święta? A może w zeszłym roku? Oczywiście, że nie! A wiesz, dlaczego? Bo wszyscy cię ignorują! Olewają. Mają serdecznie gdzieś, żeby nie powiedzieć gorzej. Nie wierzysz? A co się stało przed chwilą? Widziałaś pogardę na twarzy tej panienki? Przecież ona nawet nie starała się być uprzejma! A czemu? Bo wiedziała doskonale, że nie musi! Jesteś dla niej nikim! Zresztą nie tylko dla niej… Jasne, twoim zdaniem to pewnie tylko jakaś napuszona, bogata lalunia, i nie należy oceniać wszystkich jej miarą! No to proszę: jak ci się odwdzięczyli na uczelni za dwadzieścia lat harówki? A pamiętaj, że to byli twoi znajomi! Państwo doktory i profesory, psia ich mać, wszyscy niby na poziomie. No, jak? Bukiecikiem kwiatów, tandetnym wazonikiem i bezwartościowym listem pożegnalnym! Albo może mi powiesz, kto ostatnio dzwonił do ciebie z życzeniami? Może mąż? Nie? A zastanawiałaś się, z jakiego powodu? Bo przez lata robiłaś z siebie udręczoną świętoszkę od siedmiu boleści, a jak wreszcie do ciebie dotarło, że powinności matki to coś więcej niż robienie kanapek do szkoły, a żony rozkładanie nóg z wielką łaską raz na dwa tygodnie, było już za późno! O wiele za późno. Tylko że twój facet zdążył zawczasu zmądrzeć i poukładać sobie nowe życie z nową kobietą, za to ty wolałaś się zadręczać, jaka to jesteś nieszczęśliwa, poniżana i uciskana! Zwłaszcza przez ten wstrętny, katotalibański patriarchat! Znalazła się, wojująca feministka w mocno średnim wieku… Nie rozśmieszaj mnie, bo mi się zajady porobią! Nie miałaś odwagi, żeby zmienić siebie samą i chociaż spróbować zawalczyć o małżeństwo, a chciałabyś świat naprawiać? Wolne żarty! Przecież jesteś tchórzem. Tchórzem i chwiejem! Jakby tego było mało, swoimi żalami tak zaszczułaś dzieci, że uciekły przy pierwszej okazji. Od razu za ocean, bo pewnie się bały, że bliżej jeszcze je znajdziesz. Brawo, no brawo! Nie ma co, tylko pogratulować! Karierę też jak widać zrobiłaś, oj tak! Żeby w kilka lat stoczyć się z bądź co bądź cenionej wykładowczyni do sprzątaczki na nocną zmianę, to trzeba się naprawdę postarać! A jakby i tego było mało, od dawna nie dbasz o siebie, ubierasz w odrzuty z pomocy dla powodzian, palisz i pijesz… No wybacz, ale w to, że masz w tej butelce tylko colę, mogłabym jeszcze uwierzyć, gdyby nie jeden drobniusieńki fakt. Nawet nie taki, że ewidentnie się zataczasz i bełkoczesz bez sensu, ani że wali od ciebie jak z meliny, ale przecież właśnie siedzisz i gadasz do lustra. Tak, właśnie tak! Może lepiej byś poszła z lekarzem porozmawiać? I to takim od głowy? O ile nie jest za późno. Poza tym, co ty sobie myślisz, że to coś zmieni? Nie bądź bardziej żałosna, niż już jesteś… O, patrz, za chwilę północ! Zdążysz jeszcze wypowiedzieć życzenie! No, mów, na co czekasz, na pewno się spełni! Może sobie zażycz, żeby zjawił się jakiś super seksowny facet i cię za te wszystkie lata przeleciał. Przeleciał. Za lata. Haha, nieźle mi się powiedziało, co? Tylko nie zapomnij zawczasu poprosić, żeby koniecznie miał spaczony gust albo chociaż poważną wadę wzroku, bo inaczej nawet cię nie dotknie. Bo wybacz, kochana, ale na takie numerki to jesteś za stara i za brzydka. Ty… ty… ty durna, kurwa, cipo!

Po tych ostatnich, wykrztuszonych na resztce oddechu słowach, nagle milknie. Nie tylko z powodu użytego w emocjach obelżywego słownictwa, którego zwykle stara się unikać jak ognia, lecz przede wszystkim przez gwałtownie wzbierające mdłości. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zachować resztki kontroli, ale już po paru krokach wie, że ręka przysłaniająca usta niewiele pomoże. Przyspiesza więc, a ostatnie metry dzielące ją od ubikacji przebiega, próbując nie poślizgnąć się na wciąż wilgotnych kafelkach. Z nie najlepszym zresztą skutkiem.

 


 

Wciąż zamroczona Stenia podnosi się powoli z podłogi. Opiera rękę na krawędzi muszli, chwyta za podajnik papieru, klęka, prostuje kręgosłup… W końcu jakimś cudem staje przed umywalką i podnosi wzrok. Przegląda się w lustrze raz, drugi i piąty, jakby miała nadzieję  zobaczyć coś innego. Albo najlepiej od razu kogoś. Jak nietrudno się domyślić – bez rezultatu. W końcu rezygnuje więc i klnie, tym razem bezgłośnie. Na więcej nie ma już ani chęci, ani ochoty, ani tym bardziej siły.

Na wciąż miękkich nogach zaciąga do toalety wiadro i czym prędzej zmywa z podłogi resztki kolacji, kawy i coli. No i wódki. Zaraz potem hojną porcją mydła zapiera bluzkę oraz spódnicę w umywalce, wyżyma je i rozkłada na kaloryferach. Dopiero teraz dotyka ostrożnie boku czoła, które owszem, boli pod najlżejszym naciskiem, lecz na szczęście jakoś specjalnie nie puchnie. Podobnie zresztą jak policzek. Warga wydaje się cała, zęby i nos tak samo…

Przemywa twarz oraz szyję chłodną wodą i zamyśla się. Zdaje sobie sprawę, że musi zaczekać na podeschnięcie ubrania, jednak pozostaje pewien problem: gdzie miałaby to zrobić? Niby może schować się tutaj i liczyć, że w najbliższym czasie nikt nie będzie chciał skorzystać z kibelka, lecz nie wydaje się to najlepszą opcją. Na dodatek na stoliku wciąż leżą jej rzeczy, na czele z telefonem. Nie wspominając już o tym, że sama przepierka ciuchów nie wystarczy. Całe jej ciało potrzebuje odświeżenia. I to konkretnego, do czego niezbędny będzie prysznic.

Wychyla więc ostrożnie głowę na korytarz. Pusty. Przemyka więc dyskretnie do sąsiedniej łazienki, gdzie porywa ręczniki oraz żel do mycia dla gości, czym prędzej zrzuca bieliznę na krzesełko i wskakuje do najbliższej kabiny.

Tym razem, dla odmiany, zajętej.

 

Jest tak zszokowana, że momentalnie zapomina o calutkim bożym świecie. Tymczasem stojący naprzeciwko niej, wyższy o ponad głowę mężczyzna obraca się powoli. Dostojnie, wręcz majestatycznie, niczym w scenie wyjętej żywcem z jakiegoś romansidła. Jednego z tych, które telewizja puszcza w paśmie nocnym, bo na dzienną emisję są dalece zbyt odważne… Najpierw ukazuje pokrytą równo wytrymowanym zarostem twarz, później szerokie ramiona, aż wreszcie okręca się na pięcie i staje w rozkroku. Przeciąga dłonią po ociekających wodą włosach barwy kruczych skrzydeł, strzepując mieniące się w świetle jarzeniówek krople.

– Przepraszam bardzo za impertynencję, lecz z całą uprzejmością muszę zasugerować, iż niniejsze miejsce zdecydowanie nie jest wolne! – mówi aksamitnie miękkim, głębokim głosem i unosi policzki w zniewalającym uśmiechu.

Zamiast zareagować w choć trochę sensowny sposób, Stenia zamiera z bezruchu. Wpatruje się w oczy tak ciemne, jakby zostały wytoczone z obsydianu. W idealnie prosty nos, pełne usta, bielutkie zęby rodem z reklamy, mocny podbródek, wyrzeźbioną niczym u antycznego herosa klatkę, odrysowany jak od linijki sześciopak… Po sekundzie zawahania podąża spojrzeniem jeszcze niżej, i z wrażenia aż zakrywa usta dłonią. Nie, żeby była wielką koneserką filmów wiadomego gatunku, jednak idealny kształt oraz wielce niebagatelny rozmiar prężącej się dumnie męskości, przywodzą jej momentalnie na myśl czołowych aktorów branży rozrywkowej.

Dopiero wówczas dociera do niej, co właściwie robi. Mianowicie nie mniej i nie więcej, a gapi się roznegliżowana na równie nieubranego faceta. Nieziemsko wręcz przystojnego, ociekającego tak wodą, jak i seksem, wyraźnie pobudzonego faceta. Coraz wyraźniej pobudzonego. Tak bardzo, że rośnie dosłownie w oczach. Rośnie, rośnie i…

– Hmm… – Młody bóg pomrukuje hipnotyzująco. – W takim razie ośmielę się coś zaproponować: skoro bowiem przydarzyło się nam tak niezwykłe spotkanie w tak niezwykłych okolicznościach, może skorzystalibyśmy z nadarzającej się okazji? Owszem, mam świadomość, iż jest to bardzo bezpośrednia sugestia, jednakże jesteśmy tutaj całkiem sami, a o odpowiedni nastrój zaraz się postaram… Cóż o tym sądzisz, moja piękna?

Na dźwięk słowa „piękna” Stenia gwałtownie się rumieni. Wciąż nie może pojąć, co się właściwie dzieje i skąd ten facet w ogóle wziął się pod prysznicem, lecz pojmuje, że nie powinna tego robić. Zdecydowanie nie! Nie powinna tak przed nim stać, nie powinna tak na niego patrzeć, nie powinna sobie wyobrażać nie wiadomo czego! Nie! Właściwie to wcale nie powinno jej tu być! Odruchowo przysłania się więc rękami i odskakuje. Na jej nieszczęście, także i tutaj podłoga jest nadto śliska, by błyskawicznie uciec spod nóg.

 

Nie upada jednak. Atletyczna ręka przytrzymuje ją w ostatniej chwili za plecy i znów podrywa do pionu. Druga zaś znienacka obejmuje pośladki. Mocno, odważnie, bezczelnie wręcz. Nie czekając na pozwolenie, podąża w górę, ku szyi, po czym przez ramię wraca na biodra. Sięga już brzucha. I niżej.

– Nieee… Nie! Nie mogę! Zostaw mnie…

Stenia jeszcze się broni, protestuje i próbuje wyrwać z uścisku, lecz wyjątkowo mało przekonująco. Co prawda resztki zdrowego rozsądku wciąż wrzeszczą, że cała ta sytuacja jest tak skrajnie nieprawdopodobna i w gruncie rzeczy absurdalna, że po prostu niemożliwa, jednak ona nie słucha. Nie chce słyszeć! Nie chce uciec z krzykiem, wezwać ochrony ani nawet dłużej zasłaniać się przed pełnym pożądania wzrokiem. Zdaje sobie za to coraz wyraźniej sprawę, że w głębi duszy pragnie, by to wszystko, co właśnie się dzieje, było najprawdziwszą prawdą. Pragnie być adorowana, doceniana i szczerze komplementowana. Pragnie być postrzegana jako kobieta, która naprawdę ma jeszcze coś do zaoferowania mężczyznom. Pragnie nagiego, pociągającego samca, obłapiającego jej ciało z bardzo jednoznacznymi zamiarami. Pragnie kochanka, który byłby nim w pełni znaczenia tego słowa – delikatnym i czułym, a jednocześnie zdecydowanym czy wręcz władczym, który nie skończy po najdalej paru minutach żałosnego sapania.

Pragnie seksu! Tutaj! Teraz!

– Uspokój się, proszę, śliczna! – Nieznajomy szepcze wprost do ucha, całkowicie przejmując kontrolę nad sytuacją. – Może twe słowa temu przeczą, lecz ciało twierdzi zupełnie coś innego. Masz ochotę, przyznaj się! Wyczuwam to doskonale, oj tak! Obiecuję, że będę dla ciebie dokładnie taki, jak tylko sama zechcesz! Jak tylko sobie wymarzysz! Jak tylko sobie zażyczysz!

– Przecież ja wcale nie jestem ładna… – Wzdycha tak cicho i bez przekonania, aż sama sobie nie wierzy.

– Och, jakże możesz tak mówić! Dla mnie przecież jesteś najpiękniejsza! I taką właśnie, naturalnie namiętną, najbardziej cię pragnę!

Jakby na potwierdzenie tych słów silna, nieco szorstka dłoń wnika pomiędzy uda. Rozchyla spłoszone płatki i bez zbędnej zwłoki wnika pomiędzy nie. Po sekundzie jednak wycofuje się, zmierzając do ust. Jej ust.

 

W chwili dotknięcia warg Stenia wie już, że dalszy opór nie ma żadnego sensu. Nie ma zamiaru już dłużej odwlekać spełnienia najskrytszego z najskrytszych marzeń. Już nie! I w gruncie rzeczy nic ją nie obchodzi – ani kim jest ów nieznajomy, ani skąd się wziął, ani nawet jakie ma zamiary. Ba, nieistotne jest nawet jego imię! Teraz liczy się tylko to, by ją posiadł. Kochał się z nią. Sprawił jej rozkosz. Od razu! Właśnie tu, w kabinie prysznicowej na tyłach siłowni, w której sprząta. Podczas gdy w każdej chwili ktoś może wejść i nakryć ich na gorącym uczynku.

Odważne palce o idealnie równych paznokciach rozsuwają zęby, przeciągają parokrotnie po wargach, po czym szybko powracają pomiędzy nogi. Tym razem będąc w pełni przygotowanymi. Pokryte obficie śliską śliną, zataczają malutkie kręgi dokoła łechtaczki i wnikają do wewnątrz. Wpierw płytko, lecz kolejnym razem znacznie głębiej. Jeden, później drugi… Stenia podnosi udo, opierając go na biodrze mężczyzny. On zaś spogląda na nią z góry i uśmiecha się. Subtelnie, wręcz wstydliwie, jakby chciał nieśmiało poprosić jedynie o niewinnego całuska na zakończenie romantycznej randki.

– Czy mógłbym… Chciałbym skraść ci pocałunek, moja ty pięknotko! Czy pozwolisz mi na to?

Zbliża się do niej na odległość oddechu, po czym, nie czekając na pozwolenie, realizuje prośbę. Długo, namiętnie i mokro, napierając jednocześnie trzecim już palcem na rozognioną kobiecość. Jeszcze bardziej wilgotną, niż usta.

Stenia odrzuca głowę, próbując złapać głębszy oddech. Gdy jej się to wreszcie udaje, wystękuje:

– Ja… nie wiem, jak to powiedzieć, ale… – Spuszcza wstydliwie wzrok. – Mam za sobą cały dzień pracy i… chyba nie jestem w pełni gotowa…

– W takim razie zdaj się proszę na mnie, moja droga. Zaufaj mi w pełni i pozwól się wykazać! Obiecuję, że nie będziesz zawiedziona! – odpowiada nieznajomy z nieukrywaną radością.

Nie czekając ani chwili dłużej, opiera Stenię plecami o ścianę i klęka naprzeciwko niej. Obejmuje ustami sterczące sutki, momentalnie doprowadzając do ich nabrzmienia, a następnie pochyla się jeszcze mocniej. Zakłada najpierw jedną, a potem drugą jej nogę na barki, po czym podnosi z zadziwiającą lekkością. I zaczyna ponownie całować. A ona nie może uwierzyć w to, co widzi. Co czuje. W całkowicie przecież obcego, sporo młodszego i nieludzko wręcz przystojnego faceta, który wylizuje ją pełen pasji. Tym razem nie palcami, a językiem rozchyla pofalowane płatki. Ssie jakże spragnioną pieszczot łechtaczkę. Wsuwa się głębiej, spijając kleistą wilgoć, której przecież ledwie kilka chwil temu nie było wcale, a teraz spływa tak obficie, aż ścieka po udach.

 

Stenia przymyka oczy, sycąc się przenikającą całe ciało cudownością. Pragnie, by ta chwila trwała jak najdłużej. Jedną dłonią przeciąga po mokrych, przyciętych krótko włosach, drugą zaś bierze żel do kąpieli i oblewa nim szyję oraz biust.

Nieznajomy zaś podnosi błyskające ognikami pożądania oczy i unosi ściśnięte udami policzki w wybitnie nieprzyzwoitym uśmiechu. Poprawia Stenię, tak by utrzymała się na jego barkach bez pomocy rąk, po czym sięga nimi wyżej. Prześlizguje się dłońmi po ociekających pachnącą pianą piersiach, chwyta za miękkie boczki i brzuszek. Następnie podąża ku pośladkom oraz udom, skąd szybko powraca, ściskając sutki między palcami.

Całuje, wylizuje i dopieszcza siedzącą na nim kobietę z największą czułością, starając się reagować na najlżejsze choćby sygnały, wysyłane przez podniecone ciało. Tak, by było jej jak najprzyjemniej. Ona zaś odwdzięcza się coraz głośniejszymi i dłuższymi westchnięciami, świadczącymi nadto jednoznacznie o nadchodzącym szczytowaniu.

Z początku Stenia zachowuje jeszcze pozory wstydliwej nieśmiałości, lecz szybko odrzuca krępujący gorset konwenansów oraz wątpliwości. Zbyt długo czekała na tę chwilę, by teraz powstrzymywać się przed spełnieniem. Nie, na pewno nie! Już dość! Wystarczy! Napina więc biodra i obejmuje głowę mężczyzny jeszcze silniej, dociskając jego wargi do swoich.

Uśmiecha się subtelnie do najskrytszych marzeń i mruży oczy.

Dochodzi powolutku, delikatnie oraz niezwykle spokojnie, ciesząc się każdą pojedynczą sekundą orgazmu. Może i nie najintensywniejszego w życiu, może nie najdłuższego, może nie unoszącego ciała oraz duszy pod same niebiosa rozkoszy… Za to tak wytęsknionego i najprawdziwszego z prawdziwych, jak to tylko możliwe.

 

Rozedrgana emocjami opuszcza powolutku głowę, oddychając głęboko przesyconą wilgocią atmosferą kabiny. Podnosi powolutku powieki i skupia wzrok na mężczyźnie, który najwidoczniej wciąż nie ma zamiaru wypuścić kobiecości z ust.

– Bądź taki jeszcze chwilę. Tak bardzo mi tego brakowało… – szepcze rozmarzonym głosem.

– Ale jaki mam być, moja cudowności? – Nieznajomy przerywa pieszczoty i podnosi zaciekawiony wzrok. – Jeszcze bardziej delikatny? A może nieco odważniejszy?

– A mógłbyś? – Stenia ożywia się nagle. – Taki trochę… no wiesz… Marzę o takim prawdziwym, męskim zdecydowaniu!

– Jeśli właśnie to jest twoje życzenie, mogę się taki stać. Będę odważny. Nawet cię zdominuję, jeśli naprawdę tego pragniesz. Tylko proszę cię: przemyśl, czego ode mnie żądasz! Czy dobrze rozumiesz, czego ode mnie chcesz. I czy jesteś na to gotowa… – mówi to niby spokojnie, lecz z wyraźnym oczekiwaniem na tę jedną, konkretną odpowiedź.

Stenia zaś po krótkim zastanowieniu odpowiada. Głośno i pewnie jak nigdy dotąd:

– Tak! Bądź! Właśnie taki! Dominujący, jak powiedziałeś! Ostry! Bardzo tego chcę!

Wbija paznokcie w kark kochanka i z powrotem przyciąga jego twarz do siebie. Niech ją całuje. Niech liże. Niech sprawi jej kolejny orgazm, który tym razem usłyszą choćby i na recepcji! Nie chce już czułej, delikatnej miłości, a czystego, wrzącego pożądaniem seksu. Ostrego, zwierzęcego wręcz, na granicy brutalności. Chce pieprzenia. Pierdolenia. Zerżnięcia za wszystkie czasy! Tak, by straciła oddech. Żeby straciła wszystkie zmysły. By jutro nie była w stanie wstać z łóżka.

– Zrób mi jeszcze raz dobrze!

W nagłym przypływie żądzy zachęca nieznajomego, on jednak, zamiast spełnić prośbę, przerywa i bez żadnego ostrzeżenia podnosi ją i stawia na podłodze.

– Nie. Najpierw ty masz mnie zaspokoić! Na kolana, suko! – rozkazuje.

Tym razem Stenia waha się. Niby przed ledwie paroma sekundami temu chciała, żeby postąpił właśnie w taki sposób, ale teraz… Nie dostaje jednak dość czasu na dalsze przemyślenia. Brutalna dłoń ściska ją za kark i zmusza do kucnięcia. Druga zaś, bez żadnego ostrzeżenia, wymierza policzek. I ponownie. I raz jeszcze. Mocniej.

– Ale ja nie… – próbuje wystękać, lecz nie jest w stanie.

Powstrzymuje ją penis, który już wcześniej wydawał się wielki, jednak teraz przesłania cały świat. Dosłownie. Ogromny, żylasty kutas wypełnia całe usta, rozpychając policzki. Pchnięcie po pchnięciu przesuwa się coraz głębiej, aż w końcu dociera do podniebienia. Stenia próbuje się bronić, lecz żelazny uścisk rąk nie pozwala jej na to. W końcu napór staje się tak silny, że przestaje panować nad odruchami. Z ust ściekają strugi spienionej śliny, oczy spływają łzami, a żołądek podchodzi do gardła. Wie, że jeszcze kilka ruchów, a dojdzie do najgorszego.

Wszystkie dzieje się tak szybko… Za szybko! I nie tak! Zdecydowanie nie tak! Nie tak to sobie wyobrażała! Nie tak przecież jest to przedstawiane w książkach, nie tak wygląda na filmach! Nie tak, nie tak, nie…

Ostatkiem sił wbija paznokcie w męskie uda, licząc na wybawienie. Dostaje jednak coś zupełnie przeciwnego. Owszem, ręce odciągają głowę, jednak tylko po to, by na powrót docisnąć ją niżej.

– Teraz tu mnie wyliż… O tak, właśnie tak! No, postaraj się bardziej!

Stenia wyraźnie nie ma ochoty na takie przyjemności. Broni się, zaciskając usta i próbując zwiększyć dystans.

– No chyba coś ci się, kurwa pomyliło! – Tym razem w głosie nie ma ani krzty uprzejmości.

Mężczyzna uderza ponownie. Jeszcze silniej niż poprzednio. Chwytem za policzki wymusza rozchylenie warg i na powrót wchodzi kutasem między nie. Tym razem wbija się po sam koniec. Uderza raz, drugi i dwudziesty, bez przerwy. Nie przestaje nawet wtedy, gdy Stenia wyraźnie się dławi. Wręcz odwrotnie – napina się jeszcze mocniej i zaczyna pulsować. Wytrysk za wytryskiem, kolejne fale gęstej, gorącej spermy, tłoczone są wprost do przełyku. Wyciekają przez kąciki ust. Zaklejają tchawicę, zabierając resztki oddechu.

 

Stenia osuwa się bezwiednie na podłogę. Pluje nasieniem, śliną, kwasem z żołądka i sama nie wie, czym jeszcze, znacząc kafelki spienionymi plamami. Próbuje przynajmniej usiąść, lecz nie jest w stanie. Podnosi tylko mętny wzrok, szukając swego oprawcy.

Ten zaś stoi naprzeciwko z ostentacyjnym spokojem, prężąc dumnie ociekającego lepkością penisa. Chuja, który w ciągu ledwie paru chwil sprawił jej tyle cierpienia, jak żaden inny wcześniej przez tyle lat…

Jednak najwyraźniej to nie koniec. Niestety. Nieznajomy bowiem, bez jakichkolwiek wyjaśnień, siada Steni na udach. Kładzie jedną rękę na jej szyi, a drugą przytrzymuje członka. Przeciąga nim raz i drugi pomiędzy pośladkami, po czym bez ostrzeżenia wciska się do środka. Nie sili się nawet na pozory delikatności, od razu przechodząc do rzeczy.

Ostre krawędzie kafelków obcierają sutki oraz kolana Steni. Dociśnięty do podłogi policzek pulsuje bólem. Usta zalewa spływająca z deszczownicy woda. Zgięty nienaturalnie kręgosłup sztywnieje, a wykręcone do tyłu ręce nie pozwalają na najmniejszy nawet ruch. Najgorsze jednak dzieje się niżej.

Mężczyzna pieprzy ją jak maszyna. Jakby była pozbawioną czucia lalką. Nie kobietą z krwi, kości i realnych emocji, a przedmiotem. Rzeczą. Jego prywatną własnością, z którą może robić, co tylko mu się żywnie podoba. Więc robi. Pierdoli ją bez wytchnienia, rzucając co kilka chwil przez zaciśnięte zęby:

– Dam ci to, co sama chciałaś! Pamiętaj, że zapytałem, a ty się zgodziłaś, więc teraz nie jęcz, pizdo jebana! Przecież spełniam tylko twoje życzenie! Twoje najskrytsze, najbardziej perwersyjne marzenie, na którym tak bardzo ci zależało! No to masz za swoje, ty dziwko! Suko! Brudna szmato! Wytrę tobą, kurwa, podłogę, ty naiwna jak dziecko, głupia babo!

Łapie Stenię za kark, pochyla się i ponownie dochodzi, charcząc głośno. Jednocześnie, choć wydaje się to nieprawdopodobne, nie przerywa pieprzenia ani na sekundę. Mimo bowiem pierwszego wytrysku w ustach oraz drugiego w cipie, wciąż nie ma dość. Wysuwa się tylko po to, by odetchnąć głośno, po czym wchodzi ponownie. Tym razem wyżej. Z nieugiętą konsekwencją przełamuje opór spiętych mięśni, zagłębiając się centymetr po centymetrze w dupę oszołomionej Steni.

– Nie! Zostaw! Ja nie…

Resztkami sił próbuje zaprotestować, lecz nie ma to najmniejszego znaczenia. Śliski od spermy i jej własnych soków, nabrzmiały kutas wypełnia ją całą. Rozrywa zupełnie nieprzygotowane ciało. Stenia wierzga wściekle, jednak nie jest w stanie w żaden sposób się poruszyć, zniewolona w żelaznym uścisku. Próbuje krzyczeć, lecz dłoń na ustach tłumi nawet ciche jęknięcia.

– A teraz będę cię pierdolił, aż dojdziesz! Dotarło? Jeśli trzeba będzie, do jutra! Bez przerwy! Aż tu, kurwa, zdechniesz! I nawet nie próbuj udawać orgazmu, bo cię zajebię! A teraz podnieś dupę, bo nawet tego, kurwa, nie potrafisz porządnie zrobić…

Dociska Stenię całym ciężarem i przyspiesza jeszcze bardziej. Pieprzy ją bez wytchnienia tak długo, aż nieludzki ból łączy się w jedność z nadciagającą nieubłaganie rozkoszą. Wstrętnym, wymuszonym siła orgazmem, przenikającym nie tylko poniżone ciało, ale przede wszystkim złamaną, rozszarpaną na strzępy duszę.

Stenia wyje przez zaciśnięte gardło, błagając samego Boga, by to wszystko się skończyło. Nie jest w stanie już dłużej tego wszystkiego znosić. Już nie…

 

I nagle wszystko ustaje. Na ledwie kilka sekund. Tyle, ile potrzeba, by ciężar z pleców zelżał, chuj wysunął się z tyłka, a dłoń szarpnęła za włosy, wykręcając głowę.

– Otwieraj usta i wysuń język. No, szybciej, stara kurwo!

Ostatnim, co zapamiętuje Stenia, jest wciąż sztywny kutas, sterczący o centymetry od jej twarzy. Oklejony spływającą ciągnącymi się kroplami spermą i smużkami na wpół zakrzepłej krwi i śluzu.

Na ów widok momentalnie robi jej się niedobrze. Zamyka oczy i odpływa w niebyt.

 


 

– Steniu… pani Ste… proszę się obu… czy wszys… dobrze… halo, proszę pa… pani Steniu! Proszę otworzyć oczy!

Wykrzykiwane słowa boleśnie dudnią w uszach, a poklepująca policzek dłoń staje się coraz bardziej natarczywa. Walcząc z obezwładniającą słabością, Stenia podnosi powieki. Z początku nie ma całkowitej pewności, lecz już po chwili poznaje nikogo innego jak recepcjonistkę, klęczącą nad nią na zalanej wodą podłodze.

– Tylko proszę się nie podnosić! Krew pani leci z głowy! – Blondynka aż trzęsie się z nerwów.

Stenia odruchowo sięga ręką ku pulsującej potylicy, po czym podsuwa czerwone palce pod wciąż zamglone oczy.

– Ale jak…? – wystękuję głosem jak zza grobu.

– Nie wiem! Naprawdę! Długo pani nie było i myślałam, że pani sprząta, ale jak poszłam do łazienki, to zobaczyłam, że woda się leje i… i pani tak leżała… To zaraz zadzwoniliśmy na pogotowie, a że nie miała pani nic na sobie, to chociaż tak przykryłam…

– Dziękuję! Ale ja sama nie wiem, co się stało… – ledwie chrypi.

Tą samą zakrwawioną ręką stara się poprawić zsuwający się z ciała ręcznik, a drugą podpiera się na łokciu. I intensywnie próbuje przypomnieć sobie, co właściwie się stało. Owszem, pamięta poślizgnięcie, ale to wcześniejsze, jeszcze w toalecie. Czyżby drugi raz miała takiego pecha, że pokonała ją śliska podłoga? A może wcale nie?

– Mam takie pytanie… czy… nikogo poza mną tu nie było? – wydusza z siebie. – Bo wydawało mi się, że… jakiś mężczyzna…

– Nie! Na pewno nie! – Dziewczyna odpowiada szybko i pewnie. – Nikt poza panią już nie wchodził, a ci z imprezy są w komplecie. Sprawdziliśmy! Niemożliwe, żeby ktoś obcy tu był! Nawet nie miałby którędy wejść!

– Tak, tak, na pewno… przepraszam, źle się czuję…

– Ale co się dzieje? Gorzej pani? To ja lecę sprawdzić, może karetka już przyjechała! Zaraz wracam, zaraz!

 

Stenia zostaje sama. Niby wie, że to niemożliwe, że wtedy naprawdę spotkała nieznajomego, że potem to wszystko się stało, że… Ale jednocześnie czuje, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Wsuwa powoli roztrzęsioną dłoń między nogi. Najpierw obmacuje opuszkami skórę, po czym z największą ostrożnością wnika głębiej.

Boi się spojrzeć, choć wie, że przecież musi. Musi! Bo inaczej zaraz zwariuje.

Tym razem palce nie są pokryte jedynie krwią, a obrzydliwie lepką breją o równie ohydnym kolorze, który ciężko jest w ogóle opisać. Stenia wpatruje się w nią nierozumiejącym wzrokiem. Jest tak oszołomiona, że zupełnie nie zauważa, iż nie jest już sama.

– Dzień dobry. Jestem lekarzem i zaraz panią obejrzę. Tylko najpierw proszę mi powiedzieć, jak się pani czuje. Czy coś boli? Czy dolegają pani zawroty głowy, nudności? Proszę pani! Halo? Proszę odpowiedzieć!

Lodowaty prąd przenika ciało Steni. Ten głos… Niby obcy, a przecież tak znajomy!

Odwraca oczy, wielkie jak spodki.

Doktor klęczy tuż obok niej. Tuż za nim stoi pielęgniarz, a zza rogu wychyla się jeszcze blond czupryna, ale to jest w tej chwili zupełnie nieistotne… Lekarz przechyla lekko głowę i mruży powieki, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Po dłuższej chwili mechanicznie poprawia maseczkę, wzdycha głośno i kontynuuje, tym razem bardzo powoli, słowo za słowem.

– Pani… Steniu, tak? Dobrze mi powiedziano? Uderzyła się pani w głowę i muszę panią zbadać! Jeśli nie czuje się pani komfortowo, proszę się czymś okryć, ale ja naprawdę jestem tutaj tylko po to, by pani pomóc… Przepraszam, ale co pani robi?

Stenia bez słowa przysuwa się bliżej. Nie dba zupełnie o ręcznik, który zsuwa się całkowicie i odsłania nagie ciało. Skupia wzrok na tym razem szeroko otwartych oczach. Sięga ręką w kierunku twarzy, jednak doktor w porę odsuwa się, zwiększając dystans.

 

Na moment zamiera w bezruchu, po czym dosłownie jak w amoku rzuca się na lekarza. Nie zważając zupełnie na jego paniczne próby oswobodzenia się, na ramiona pielęgniarza próbujące ją odciągnąć, ani tym bardziej na paniczne pokrzykiwania recepcjonistki, zdziera maskę i czepek.

Wpatruje się z narastającym przerażeniem w idealnie prosty nos, pełne usta i mocny podbródek. W zwichrzone włosy barwy kruczych skrzydeł. W idealnie białe zęby. W oczy tak ciemne, jakby wytoczono je z obsydianu.

 

Traci przytomność po raz trzeci. Tym razem ostatni.

 




 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Ilustracja w tle: Pixabay

 


 

Wiem, że to bezczelna autopromocja, lecz jeśli Drogi Czytelniku / Szanowna Czytelniczko podobało ci się powyższe opowiadanie, czekasz na więcej oraz masz ochotę docenić moją pracę – będzie mi niezmiernie miło, gdy polubisz (i dołączysz do obserwowanych oczywiście, by nie przegapić żadnej nowości) moją stronę autorską na facebooku:

facebook.com/agnessanovvakstronaautorska/

Z góry dziękuję!

Agnessa

Ten tekst odnotował 23,063 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.62/10 (26 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (14)

+4
0
Za dobre jest to opowiadanie. Ludzie boją się komentować. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Raczej boją się agresji. A może Agressji? 😁
Cóż, nie od dziś zauważam, że jakoś mniej dyskutuje się pod moimi tekstami. Może dlatego, że części starszych rozmówców po prostu już nie ma, a może z powodu zmian w stylu i tematyce? Ale nie mnie oceniać.

Dziękuję za komplement w każdym razie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Opowiadanie bardzo dobre. Fajnie się je czyta. Agnessa jest w świetnej formie, chociaż pewnie zaprzeczy temu twierdzeniu.
Jeśli chodzi o komentarze, to przyznam się Wam, że ja też narzekam na ich brak pod swoimi wypocinami.. Chyba, że popełnię jakiś błąd lub literówkę, to wtedy ktoś mi to wytyka, z czego bardzo się cieszę.
Myślę tu o komentarzach, napisanych przez zalogowane osoby. Mało jest chętnych do zabierania głosu w przeróżnych dyskusjach pod tekstami. Szkoda.
Może czas to zmienić?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-3
Tu nie ma czego komentować. Tekst zapada w pamięć, ale w negatywny sposób.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
Zgadzam się, Great Loverze! W pełni!

Pytanie tylko, czy negatywna reakcja na opowiadanie, które z założenia miało takie odczucia wywołać, to krytyka, czy komplement? Bo nie mam pewności 😅
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Jeżeli opowiadanie miało wywołać negatywny skutek, to chylę czoła, cel spełniony w stu procentach. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie musiałaś się specjalnie wysilać, by uzyskać taki efekt :*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Proszę przyjrzeć się fotografiom Sabriny Dacos - myślę, że mogłyby Pani się spodobać a nawet natchnąć.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetne zakończenie...nie spodziewałam się
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Angelo - dziękuję bardzo za uznanie i mam nadzieję, że inne moje zakończenia (a także wstępy, rozwinięcia i wszystkie pozostałe) także przypadną do gustu 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-1
Ktoś to przeczytał do końca? Nudne jak flaki z olejem, długie, te opisy koszmarne.... jest faktycznie zaskakujące... Zaskakująco beznadziejne i po prostu nieciekawe. Styl kiepski, autor czy też autorka masturbuje się swoimi własnymi zdaniami, a ta masturbacja trwa i trwa.... Strasznie długo dochodzi a orgazm.... Cienki.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Neerdix - no mnie się udało przeczytać do końca. Nawet kilka razy 😆
I tak - ja mam mocno opisowy styl. Na dodatek od pewnego czasu erotyka jest dla mnie tylko dodatkiem do historii i mam świadomość, że dla czytelnika nastawionego typowo na "gołe dupy" może być tego za dużo, za nudno i ogólnie niepotrzebnie.
Niemniej - dziękuję za uwagi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-5
Agnesso, odkopuję Twoje opowiadanie!
Największy atut to na pewno główna bohaterka. Osoby starsze w tego typu opowiadaniach to nic nadzwyczajnego, dopóki są cycate i napalone (koniecznie ciotki), ale sprzątaczka? Trochę szkoda, że opisałaś jej historię tym długaśnym akapitem (to monolog, ale powinien być podzielony na części). Chyba trochę poszłaś na łatwiznę. Akcja z początku jest wolna, był czas, by dozować czytelnikowi poznawanie Steni.
Mocno stylizujesz dialogi, choć moim zdaniem sklepowa i kiblowy maczo są aż przesadzeni. Stenia na plus, właśnie z tego względu, że nie jest tak przerysowana. Bardzo dobry pomysł (i sprawnie wykonany) z wtargnięciem do zajętej toalety. Wulgarna scena mnie mocno odrzuciła, ale akceptuję ją jako fantazję samą w sobie, która po prostu do mnie nie trafia. Mam takie spostrzeżenie, że równie brutalna scena z innym opisem mogłaby mi się spodobać, a może nawet bardzo.
Muszę przyznać, że nie rozumiem do końca zakończenia. Jeśli to nie problem, opisz mi to w dwóch trzech zdaniach. Czy mężczyzna, który dopiero co urządził tak główną bohaterkę, chwilę później przyjeżdża do niej wezwanym ambulansem? Wydaje mi się też, że co za dużo, to niezdrowo i aż trzy omdlenia Steni to droga na łatwiznę!
Mam też dwie krytyczne uwagi. Po pierwsze, dłużyzna. To Twój wypracowany styl i zapewne chcesz tak pisać, ale mogłabyś czasem odrzucić kilka najmniej ważnych informacji. Kiedy mówisz o romansidle puszczanym w nocy nie trzeba tłumaczyć, dlaczego nie wyemitowano go za dnia 😉
Drugi przytyk to wstęp. Wydaje mi się zupełnie zbędny. Co gorsza, po jego zakończeniu czytam, czytam i pojawia się takie zdanie: "A dlaczego właściwie wam o tym wspominam, miast wreszcie przejść do sedna, czyli opowiadania o charakterze wybitnie oraz jednoznacznie erotycznym?". Wstęp się jeszcze nie skończył. Do opowiadania o charakterze wybitnie oraz jednoznacznie erotycznym przechodzisz opisami czyszczenia galerii. Można się podrapać po głowie.
Całościowo jednak oceniam pozytywnie i taką też daję notę. Twoja średnia jest tak wyśrubowana, że ja ją lekko zaniżę, ale liczę, że ten komentarz Ci to zrekompensuje 😀
PS. Tekst był czytany wczoraj. Niestety mój niemal ukończony komentarz wcięło i zabrakło mi czasu na napisanie od nowa. Mam nadzieję, że pamięć nie zawiodła.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@Vi. - zakop to truchło, zanim ktoś zauważy i zadzwoni do płokułatuły 😛

A poważniej, to "Dzień kobiet" powstał jako taki trochę antyerotyk z antybohaterką i antyprzesłaniem. Jest to gorzka polemika / komentarz / odpowiedź (niezbyt subtelna, no ale nie oczekujcie ode mnie cudów) na te wszystkie cukierkowe, całkowicie odklejone od realiów fantazje erotyczne, w których niespecjalnie atrakcyjna kobieta - i to zarówno pod względem fizycznym, jak i każdym innym, na czele z intelektualnym - spotyka nagle wyśnionego księcia na białym koniu, z nieba leci brokat, jednorożce pierdzą waniliową tęczą i tak dalej. A tymczasem rzeczywistość skrzeczy. I zdaję sobie sprawę, że w pewnych momentach cała historia ostro jedzie po bandzie, ale jest też świadectwem momentu, w którym powstała, czyli dość konkretnego dziadostwa w moim życiu i prywatnym, i pisarskim. Może trzeba było pewne rzeczy wymyśleć i napisać inaczej - a już na pewno stworzyć drugą część, gdzie antywzorcem byłby zapuszczony piwniczak, którego szansa na wyjście poza etap pomarańczowego jutuba z każdym dniem dąży coraz bardziej do zera - ale ten etap się dla mnie skończył i nie widzę zbytnio sensu do niego wracać.

Jest też druga kwestia - oczywiście staram się, by każde moje opowiadanie można było czytać osobno, jednak to stanowi w pewnym sensie kontynuację kilku poprzednich, w których zajmuję się wywracaniem do góry nogami mniej lub (zazwyczaj) bardziej oklepanych fantazji - przede wszystkim "Sylwestra z nieznajomą" oraz "Czekoladki walentynkowej", choć w zasadzie można w to wliczyć także "Księżycowego króliczka". I w takim kontekście taka, a nie inna forma, treść i nastrój mają już więcej sensu.

Natomiast co do szczegółów fabuły, to wstęp może i jest przydługi, a ten monolog w środku powinien być rozegrany inaczej, ale tego już nie zmienię. Przede wszystkim zależało mi na przedstawieniu bohaterki, która właściwie nie ma nic do zaoferowania. Zmarnowała swoją szansę i zamiast chociaż spróbować wygrzebać się z bagna własnych nałogów, frustracji, nierealnych oczekiwań i całej reszty przegranego życia, w jakie weszła w zasadzie z własnej woli, to jeszcze głębiej się w nim pogrąża. Czy jest to mało subtelne? Ano jest, niemniej ani postacie, ani tło wcale nie są aż tak przerysowane, jak mogłoby się wydawać. A wszelkie interpretacje zostawiam czytelnikowi - zinterpretuje je, jak chce. I w sumie to tyle.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Aż sobie dałem podobajkę za pierwszy komentarz. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.