Dół
13 października 2024
Szacowany czas lektury: 15 min
Dół
Czyli nie wszystko wygląda tak, jak się wydaje.
Nawet to opowiadanie.
Wszystko było nie tak. Zaczęło się jakiś czas temu od rozwodu, a potem całokształt się posypał. Jedynym plusem tego rozwodu jest to, że co jakiś czas spotykam się ze swoją „eks na seks”, jak mówię. I co ciekawe, ten seks jest bardziej intensywny, mocny, nawet brutalny. Ona ma swojego nowego gacha, ale twierdzi, że świadomość, że go zdradza ze mną, daje jej gigantyczny orgazm. Taka jest! W podnieceniu woła, drze się: „bierz mnie jak kurwę”, „rżnij jak szmatę” i parę innych, co nam obojgu daje mocnego kopa. Ciekawe, że gdy była moją żoną i wcześniej w narzeczeństwie, nigdy tak się nie zachowywała. To tylko jeden plus, poza tym są same minusy.
Ostatni akord serii minusów miał miejsce dziś rano w pracy, kiedy to szef wezwał mnie i wręczył z fałszywym uśmieszkiem na twarzy rozwiązanie umowy o pracę, nawet nie siląc się na wyjaśnienie. Oznajmił tylko: „Doceniamy twój wkład w rozwój naszej firmy, bez ciebie nie zarobilibyśmy tyle kasy, bez wątpienia, ale teraz wypierdalaj”. Oczywiście nie powiedział w tak dosłowny sposób, ubrał to w okrągłe słówka, ale sens był właśnie taki. Człowiek wypruwa sobie żyły dla firmy i po co? Nawet nie podziękują, tylko kop w dupę i… Pewnie musiał znaleźć stanowisko dla jakiegoś swojego pociotka. Rzecz jasna na wypowiedzeniu znajduje się uzasadnienie, takie jest prawo pracy, ale wiecie, to tak zwany korporacyjny bełkot. Nic nie mówi, ale nie da się podważyć w sądzie pracy. Prawnicy firmy odwalili kawał dobrej roboty. Pieprzyć to!
Miałem cholernego doła i byłem wkurwiony. Musiałem jakoś odreagować. Najchętniej skułbym komuś mordę, ale gdzie znaleźć chętnego, który z tym skutym ryjem nie poleci na policję?
Ostatecznie, nie mogąc już usiedzieć, wybrałem się późnym wieczorem do taniego pubu na drinka. Nie jednego. Stać mnie było na porządny lokal, ale ten był najbliżej. Sączyłem samotnie drinka za drinkiem, dyskretnie obserwując indywidua przy innych stolikach. Niedaleko siedziały dwie pary małolatów lub prawie małolatów. Rozmawiali o czymś, od czasu do czasu głupawo i głośno rechocząc, używając przy tym typowego młodzieżowego języka. Czyli coraz to latały „kurwy”, „chuje”, „pierdolić”, „jebać”, przeplatane od czasu do czasu jakimś angielskim słówkiem. Nikt nie zwracał na to uwagi. Widać, że społeczeństwo przyzwyczaiło się do młodzieżowej nowomowy. Mnie to wkurwiało, ale teraz pomyślałem sobie — jebać to! Skoro rodzice ich nie wychowali, to ja też mam to w dupie. Zresztą za późno na wychowanie i nie płacą mi za to.
Myślałem, że alkohol wystarczy, bym zapomniał o swoich ostatnich porażkach. Nie wystarczył. Nadal czułem chęć obicia kogoś. Zresztą nigdy nie piję tak, abym stracił nad sobą kontrolę. Zapłaciłem za ostatniego drinka i wyszedłem z knajpy zaczerpnąć świeżego nocnego powietrza. Zatęchła atmosfera pubu nie służyła mi. Postanowiłem udać się na długi nocny spacer po mieście. Może trafi się okazja obić komuś mordę?
Instynkt zaprowadził mnie w pobliże dzielnicy cieszącej się złą sławą z powodu burdeli. To znaczy agencji towarzyskich. Nie to, żeby tam akurat działy się dantejskie sceny, ale jak już coś się działo w mieście, to przeważnie tam.
Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że wchodząc na pustą o tej porze ulicę, przy której statystycznie co trzecia lampa nie działała — przemknął tylko jeden pieszy, nawet nie spoglądając na mnie — wydarzy się coś, co wprowadzi mnie w niemałe zdziwienie. A mnie trudno zadziwić.
Otóż z naprzeciwka podążały jakieś dwie dziewczyny. Od razu rzuciło mi się w oczy, co robią same tu i o tej porze, ale w końcu to nie moja sprawa. Wyglądały na od niedawna pełnolatki, ale taka ocena bywa myląca. Obie z ciemnoblond włosami do cycków; pod tym względem wyglądały jak siostry. Jedna ubrana w jasną spódnicę prawie do połowy ud i ciemnoniebieską koszulkę, druga w jasne dżinsy i chyba czarną koszulkę. Trudno było z pewnością określić kolory w słabym świetle lamp sodowych. Te ciuchy, w przeciwieństwie do dziewczyn, wydały mi się nie pierwszej młodości, ale w tym świetle to mogło być złudzeniem. Panienki coś do siebie zaczęły szeptać, ciekawie zerkając na mnie. Czyżby zaswędziały im cipki?, pomyślałem nie bez satysfakcji. Zasadniczo nic mi nie brakuje, nawet eksżona leci na mnie, to czemu nie one. Oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie zaczepią mnie ot tak w celach seksualnych, ale świadomość, że jeszcze lecą na mnie takie siuśmajtki, mile połechtała moje męskie ego.
Tuż przy jakiejś zdewastowanej i opuszczonej przez właścicieli parterówce robiącej teraz pewnie za lokal pijaczków i WC, gdy miało dojść do mijanki, niespodziewanie uśmiechające się dziewczyny zastąpiły mi drogę. Jedna wyciągnęła nóż sprężynowy i mierząc we mnie, warknęła agresywnie:
— Wyskakuj, kurwa, facet z kasy!
— Bo co?
— Bo cię potnę, jełopie pierdolony! — Zamachała nożem.
Oceniłem sytuację. Ta druga, stojąca trochę z boku ode mnie, nie wydawała się szczególnie agresywna, raczej spokojna, ale kto wie, kobiety potrafią się dobrze maskować. Jednak nie miała noża ani innego groźnego narzędzia, więc uznałem zagrożenie z jej strony za drugorzędne. Problem stanowiła ta robiąca hałas. Przyjrzałem się. Dosyć krótka spódnica, stoi bojowo w rozkroku. To dobrze. Tylko ten nóż w wyciągniętej ręce. Może jednak to też dobrze. Tymczasem panna w spódnicy zaczynała tracić cierpliwość.
— Ile mam, kurwa, czekać? Nie rozumiesz, chuju, że zaraz cię potnę, a kasę i tak oddasz? Rusz się, dziadzie!
No to się ruszyłem. Udając, że sięgam po portfel, szybkim ruchem podbiłem jej rękę, łapiąc za nadgarstek. Z pewnością nie spodziewała się tego. Równocześnie nogą sięgnąłem pod spódnicę, kopiąc ją w krocze. Mimo pewnej ilości alkoholu we krwi trafiłem twardym butem dokładnie w miejsce, które planowałem. Nóż wypadł jej z ręki. Gówniara z grymasem bólu padła na chodnik, trzymając się za krocze.
— O kurwa! — Przez ściśnięte bólem gardło tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
Musiałem jeszcze obezwładnić tą drugą. Jak wspomniałem, nie wyglądała na agresywną, ale nie zamierzałem ryzykować. W pierwszym momencie chciałem walnąć ją w brzuch, ale co, jeśli jest w ciąży? Chuj wie, jak to teraz jest z tymi młodymi. Trzepnąłem ją pięścią szczękę. Cofnęła się i tracąc równowagę, uderzyła o ścianę parterówki.
Przydeptałem nóż i spojrzałem na pierwszą, która właśnie wstawała i po chwili zaczęła niezgrabnie uciekać. Z pewnością mój kop dawał się jej jeszcze we znaki. Nie zamierzałem jej gonić.
Miałem drugą, która siedziała przy ścianie wyraźnie oszołomiona. Trzymała się ręką za tył głowy, co by świadczyło, że mocno się uderzyła. Podszedłem i podniosłem ją, przy okazji macając tył jej głowy. Krew nie leciała. To dobrze; tylko tego mi brakowało, abym musiał wzywać pogotowie.
Złapałem ją i jak szmacianą lalkę zaciągnąłem z ulicy na boczną ścianę domu, tam, gdzie jakieś przypadkowe oczy miałyby problem z dostrzeżeniem nas. Gapiów nie było mi potrzeba, chociaż ulica nadal była pusta. Nim dociągnąłem ją do ściany, zaczęła się wyrywać, mrucząc coś, abym ją puścił. Rzecz jasna byłem silniejszy i przycisnąłem ją do muru. Wsunąłem stopę między jej stopy, by nie mogła zacisnąć ud, i dociskając przedramieniem, drugą rękę wsadziłem jej między nogi, łapiąc po chamsku za cipę, macając tam, żeby czuła, że coś się dzieje.
— Puszczaj! — warknęła. — Bo pożałujesz! — Próbowała jeszcze się stawiać i wyrywać, strzelając przerażonymi oczami na lewo i prawo, licząc na znalezienie jakiejś drogi ucieczki. Fizycznie znacznie słabsza, wkrótce zrozumiała, że nadaremno.
Na szczęście nie darła się, więc nie musiałem jej kneblować. Może była jeszcze oszołomiona uderzeniem, może za bardzo zastraszona, a może jej natura zmuszała ją do grania roli twardzielki. A może wszystko po trochu. Sam nie wiem, ale to nieważne.
— Nie jesteśmy na ty, masz się do mnie zwracać: „proszę pana”, jasne gówniaro?!
— Odwal się!
Nadal grała twardzielkę, ale napięte mięśnie i strach w oczach mówiły co innego. Zacisnąłem mocniej dłoń na kroczu dziewczyny, równocześnie intensywniej dociskając do budynku, i warknąłem z mocą w głosie:
— Grzeczniej, bo będzie bolało.
Puściłem cipkę i otwartą dłonią lekko stuknąłem ją w czoło, ale tak, żeby jej głowa uderzyła o ścianę.
— Au, to boli — jęknęła.
— Będziesz grzeczna?
— Tak, proszę pana — odpowiedziała szeptem, acz z ociąganiem. Nagle zmieniła ton. Chociaż widać było, że jej to nie w smak. Zaczynało docierać do niej, że nie ma wyboru. Albo próbowała zmienić taktykę. — Proszę mi nie robić krzywdy — jęknęła niemal płaczliwie.
— Tak? A ty chciałaś mi zrobić krzywdę.
— To nie tak.
— To nie tak, proszę pana — przypomniałem jej.
— To nie tak, proszę pana — poprawiła się.
Coraz bardziej byłem zadowolony z przejmowania kontroli nad tą lalą. Wcześniej pewna siebie, teraz bardziej uległa, częściowo przynajmniej pogodzona z losem. Nie przyciskałem już jej tak mocno do ściany i nie macałem między nogami, więc nie czując bezpośredniego zagrożenia, nieco się uspokoiła. Uznałem, że nie muszę jej już trzymać. Odstąpiłem trochę, ale tak, by nie mogła uciec na ulicę. Dom był z trzech stron ogrodzony siatką, więc w przeciwnym kierunku ucieczka nie miała sensu. Tym bardziej że musiałaby przedzierać się przez zdziczałą roślinność wokół nie mniej zdziczałego domu.
— A jak? — zapytałem.
— To przyjaciółka mnie namówiła. Ja nie chciałam. Bardzo pana przepraszam. Nic nie powiem. Proszę mnie puścić, ja… ja… — Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć. — Proszę nie robić mi krzywdy — zakończyła żałośnie.
Ech, wszystkie w takiej sytuacji zwalają winę na kogoś innego i robią z siebie ofiarę, pomyślałem. Przyjaciółka winna, a nie ona. Jakbym słyszał moją byłą żonę. Oczywiście ja i tylko ja byłem winny rozpadu małżeństwa. Na seks jednak przychodziła. Te baby!
— Przyjaciółka, a zostawiła cię. Zwiewała, aż się kurzyło.
— A co miała zrobić? Nic by nie pomogła, a jeszcze jej coś mogłoby… — nie dokończyła.
Bawiła mnie jej niepewność i przestrach w oczach. Jak napomknąłem, gdy odstąpiłem, trochę się uspokoiła. Nie mogłem jednak pozwolić, by całkiem odzyskała rezon. Mogłaby znów zacząć się szarpać lub, co gorsza, przypomnieć sobie, że może krzyczeć. Chociaż to, że nie krzyczała, mogło wynikać z obawy, że znowu jej przywalę. Po moim ciosie jej gęba już teraz nie wyglądała dobrze i tak będzie co najmniej przez kilka dni. Kto by drugi raz chciał zarobić?
Na mojej twarzy zagościł lubieżny uśmiech. To był szatański pomysł.
— Rozbierz się. — Mój głos brzmiał twardo, w sposób wykluczający sprzeciw.
Spojrzała na mnie zaskoczona, jednak jej oczy z każdą chwilą robiły się coraz bardziej okrągłe; wyraz zaskoczenia przemieszał się z narastającym strachem. Powoli docierało do niej, że zaraz może zostać zgwałcona.
— Proszę, nie — jęknęła, pokornie spuszczając głowę.
— Nie należę do cierpliwych — warknąłem. — Mam ci pomóc? Wtedy będzie jednak bolało. Rozbieraj się!
Panna bliska płaczu padła na kolana.
— Proszę mi nie robić krzywdy! Ja już zrozumiałam, że źle zrobiłam. Niech pan mnie puści. Nikomu nic nie powiem. Słowo. Proszę mi nic nie robić, błagam. — Chlipnęła na koniec, a z jej oczu pociekły dwie łzy.
Trochę zrobiło mi się jej żal, ale nie odpuszczałem.
— Widzę, że muszę ci pomóc. — Postąpiłem pół kroku w jej stronę.
— Nie! Nie! — zapiszczała.
— Do mnie masz zwracać się pełnym zdaniem! — przypomniałem jej.
— Dobrze, zrobię, co pan każe, proszę pana — powiedziała już spokojniej, jednak dało się wyczuć w jej głosie drżenie spowodowane lękiem.
— Już lepiej.
Dziewczyna, nadal siedząca na nogach, ociągając się, ściągnęła T-shirt. Wstała, zdjęła buty i skarpetki, które włożyła do butów. Śmiać mi się chciało; w takim momencie pamiętała o tym. Może to była tylko automatyczna czynność. Drżącymi rękami rozpięła dżinsy, po czym powoli je zdjęła. Była już tylko w samej bieliźnie. Zatrzymała się, spoglądając na mnie z niemą prośbą czy nadzieją, że zmienię zdanie i dalej nie będzie musiała się rozbierać.
— Jeszcze to i to. — Wskazałem palcem biały biustonosz i takież figi, pozbawiając ją wszelkiej nadziei.
Odpięła stanik, zrzucając go, a chwilę później majteczki wylądowały obok, razem z resztą ciuchów.
— Nie zaciskaj ud — zwróciłem jej uwagę. Stanęła w minimalnym rozkroku.
Mimo słabego oświetlenia mogłem się dobrze przyjrzeć jej drugorzędnym i trzeciorzędnym cechom płciowym. Figura praktycznie nienaganna. Cycki jak na domniemany wiek, może niezbyt duże, ale kształtne. Dramatu nie ma. Jedyne, co mnie zdziwiło, to pobłyskujący w świetle czarny trójkąt włosów łonowych. Wydawało mi się, że współczesne panny za punkt honoru biorą sobie golenie cipki. Ta, dzięki na oko zadbanemu czarnemu trójkątowi, wyglądała dojrzalej. Ech, przyznaję, miło było popatrzeć na to emanujące świeżością młode nagie ciało. Dziewczyna, z pewnością zawstydzona, wodziła wzrokiem po ziemi. Cisza dała się jej we znaki, bo niepewnie, drżącym głosem, nadal ze spuszczonym wzrokiem zapytała:
— Co pan chce zrobić?
Spojrzała na mnie równie niepewnie, co zapytała przed chwilą. Zignorowałem ją, napawając się widokiem nagiego dziewczęcia, na twarzy i w oczach którego malowała się mieszanina uczuć. Teraz nie wydawała mi się taką zepsutą dziewuchą. Raczej sprawiała wrażenie nastolatki, która palnęła głupotę.
— Jak masz na imię? — Ta wiadomość do niczego nie była mi potrzebna, ale zamierzałem potrzymać ją jeszcze w niepewności, zanim się dowie, co ją czeka. Bawiła mnie jej pokora kontrastująca z poprzednią pewnością siebie. I ten popłoch. Dziwne, ale dodawał jej uroku.
— O… Aleksandra, proszę pana.
Ciekawe! Przedstawiła się pełnym imieniem, a nie zdrobnieniem. Czy prawdziwym, nie miało znaczenia. Chociaż sądziłem, że była zbyt przestraszona, by kłamać.
— Ile masz lat?
— Szesnaście, proszę pana. Prawie siedemnaście — uściśliła po chwili.
Fajne te „proszę pana”. Pamięta, by zwracać się z szacunkiem, nieważne, że z wymuszonym. Mój wzrok ponownie wylądował na łonie dziewczyny. Zauważyłem, że powoli, prawie niezauważalnie przesuwała dłonie w celu osłonięcia nimi wejścia do pochwy.
— Nie zasłaniaj się! Ręce po bokach! — rozkazałem. Gwałtownie umieściła ręce wzdłuż bioder, ale się nie odezwała. — Co się mówi?! — Musztrowałem ją niczym rekruta w wojsku.
— Przepraszam pana.
O proszę! Bystra dziewczyna i zna słowo „przepraszam”. No, no. Ten, nie będę ukrywał, seksowny trójkąt włosów między udami panienki wywoływał u mnie podniecenie i zarazem budził zastanowienie.
— Dziewica?
— Tak, proszę pana.
— Chłopaka masz?
— Nie, proszę pana.
O! Ciekawe. Taka lalka i nie ma? Może kłamie, ale raczej nie.
— Nie golisz cipki, czemu? — Bezczelnie gapiłem się na jej szparkę, co pewnie jeszcze bardziej ją konfundowało.
— Nie wiem. Trochę się boję. — Wzruszyła ramionami.
— Nie rób tego, z włosami wyglądasz bardziej kobieco.
Mimo niewesołej sytuacji, w jakiej się znajdowała, komplement zadziałał. Łypnęła na mnie z błyskiem zadowolenia w oczach i przelotnym cieniem uśmiechu. Ponieważ się nie odezwała, kontynuowałem:
— Masz tego nie robić, jasne?!
— Tak proszę pana.
— Na pewno?
— Na pewno.
— Masz odpowiadać pełnym zdaniem!
— Na pewno nie wydepi… ogolę się tam, proszę pana.
Nie miałem pewności, czy dotrzyma słowa i, prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło, ale bawiła mnie rozmowa z tą panną, a może bardziej uległość czy posłuszeństwo, raczej mało spotykane w młodym pokoleniu. Tak, wiem, wymuszone, ale jednak sprawiające wrażenie naturalnego. Jeszcze o coś chciałem zapytać.
— Po co była cała ta akcja z napadem?
— To jej pomysł — jęknęła. — Ja nawet nie chciałam, ale potrzebowałyśmy pieniędzy na nowe ciuchy. Rodziców nie stać na markowe. A… A trzeba jakoś wyglądać, bo dziewczyny i chłopacy w szkole zaraz dokuczają, że dziadówka i… To wcale nie jest przyjemne! — Ostatnie rzuciła z irytacją. — Więc przyjaciółka wpadła na pomysł, jak zdobyć kasę. Naprawdę nie chciałam, ale to moja najlepsza przyjaciółka i jedyna. — Zrobiła pauzę, a ja pomyślałem, że nie taka dobra przyjaciółka, skoro zwiała, nawet nie próbując pomóc. W moich czasach kolega by nie zostawił kolegi. No, ale to nie są moje czasy. Tymczasem Aleksandra kontynuowała: — Nie chciałyśmy nikomu zrobić krzywdy, tylko nastraszyć, żeby oddał kasę. Naprawdę! Mówię prawdę jak na spowiedzi. — Znów zrobiła pauzę, po czym zapytała, pełna obaw: — Co ze mną będzie?
Teraz ja zrobiłem dłuższą pauzę, chociaż odpowiedź już znałem.
— Ubierz się.
— Mam się ubrać? — Nie dowierzała własnym uszom.
— Tak. Ubierz się. — Aleksandra szybko sięgnęła po figi. — Majtki zostaw, to mój łup — zadecydowałem.
Dziewczyna karnie porzuciła tę część intymnej garderoby, sięgając po stanik, który pośpiesznie założyła, a zaraz po nim T-shirt. Śmiać mi się chciało, patrząc jak na gołą dupę, kształtną, nie ma co, i na gołą cipkę naciąga obcisłe dżinsy. Cóż, nie miała wyboru. Klapnęła tyłkiem na ziemię i włożyła skarpetki, wcześniej ocierając stopy z piachu, a potem buty marki trampek, pospiesznie wiążąc sznurówki.
Gdy podskoczyła na nogi, podszedłem bliżej. W jej oczach strach się wzmógł. Sięgnąłem do portfela. Prócz karty, były w nim tylko trzy banknoty pięćdziesięciozłotowe. Niewiele za to kupi, ale więcej nie miałem.
— Masz, Aleksandro — powiedziałem, wyjmując pieniądze z portfela i podając jej. Była tak zaskoczona, że nawet nie drgnęła. Zwinąłem banknoty i wsunąłem jej do kieszeni spodni. — Możesz już iść. — Klepnąłem ją po cipce.
Tym razem nawet nie zareagowała. Udało mi się ją całkowicie zdominować. To satysfakcjonujące. Dopiero po paru sekundach młódka powoli, nie dowierzając, ruszyła w stronę ulicy, kilkukrotnie oglądając się, czy czasem nie zmieniłem zdania. Gdy wyszła z cienia zaułka, pędem rzuciła się w swoim kierunku, jak ciężko przestraszone zwierzątko, któremu instynkt nakazuje uciec jak najszybciej i jak najdalej od miejsca zagrożenia.
Poczułem się świetnie. Wreszcie odreagowałem stres niepowodzeń. Gówniara z pewnością czuła się poniżona, ale chciałem, aby ktoś poczuł to samo, co ja rano w pracy. Może nawet dzięki temu nie zrobi już nic podobnie głupiego? W czasie naszej rozmowy nie używała wulgaryzmów, potrafiła mówić normalnie, więc może jest jeszcze nadzieja. Ciekawe, czy rzeczywiście nie będzie golić cipy, uśmiechnąłem się do siebie. Cóż, zapewne się tego nie dowiem. Jednak fajnie było pogapić się na świeżutką, nietkniętą raczej, nastolatkę. Miałem nadal przed oczami widok jej nagiego ciała, nienagannej figury, przestraszonych ocząt, jędrnych seksownych cycków, dziewczęcych bioder i ud i nieużywanej szparki.
Spojrzałem na zegarek. Do północy brakowało siedmiu minut. Noc jeszcze młoda, pomyślałem. Co prawda nie miałem już gotówki, ale została mi karta płatnicza. Trzy czy cztery przecznice stąd zaczyna się dzielnica czerwonych latarni. Nazwa znacznie na wyrost, ale był tam jeden porządny burdel. Mieli nawet czekoladkę. Trzeba było za nią więcej zapłacić, ale co tam! Tej nocy na pewno będzie mnie stać. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem do wyznaczonego sobie celu.