Durnota (I)
16 kwietnia 2014
Durnota
Szacowany czas lektury: 5 min
Zobaczymy...
Zebranie jak każde inne. Nowy projekt, nowe zadania, ta sama gadka. I jakiś on.
Siedział dokładnie naprzeciwko niej. Wysoki, niepokojąco przystojny z oczami niebieskimi jak woda. Skupiony patrzył w jej kierunku. Nawet nie udawał, że jest inaczej. Wydawało jej się, że nie zwraca uwagi na ani jedno jej słowo, że nie obchodzi go to co ma do powiedzenia. Typowe.
Wiedziała lepiej niż ktokolwiek co oznaczają takie spojrzenia. Mężczyzna, który patrzy w ten sposób jest niebezpieczny. To typ, przed którym każdy ojciec ostrzega swoje córki. Facet, z którym związek oznacza 10 procent czystej ekstazy i 90 procent dołującego smutku plus ciężką terapię u drogiego psychoterapeuty. Po chwili wahania postanowiła zignorować natarczywego gapia i wróciła do przedstawiania kolejnych konceptów.
Będąc w centrum uwagi, w brew pozorom, nigdy nie czuła się najlepiej. Zajmowała wysokie stanowisko w poważnej firmie reklamowej, ale jako jedyna kobieta w zarządzie obrywała za wszystko podwójnie. Pierwszy raz za to, że była lepsza niż większość, drugi za bycie kobietą. Zbyt często miała wrażenie, że wielu jej współpracowników pozwala sobie na niewybredne komentarze tylko dlatego, że nie jest brzuchatym łysolem z seksowną sekretarką przyklejoną do włochatego dupska.
- Ma pani niezłe pomysły - usłyszała szperając w torebce z głęboką nadzieją na odnalezienie telefonu.
- Proszę? Lekko zagubiona, przerwała ciężkie wykopaliska żeby z roztargnieniem spojrzeć na swojego rozmówcę. Obyło się bez niespodzianek. Jak przypuszczała, przystojny brunet wyszedł na łowy.
- Mówiłem, że podobają mi się dwa ostatnie projekty, o których pani dzisiaj mówiła. Może porozmawiamy o nich przy kolacji?
Katja, zmęczona już udawaniem, że jakikolwiek pajac zrobi na niej wrażenie, jak również na skutek chwilowego rozplątania się zwojów mózgowych, wypaliła:
- Właściwie... po co mamy czekać do kolacji? Od razu przejdźmy do rzeczy. Przerżniesz mnie pan zszywaczem, a ja jutro w firmie potwierdzę jak mi było rewelacyjnie. Potem mnie wyleją, a ty bucu będziesz mógł bez żenady opowiadać, że przeleciałeś szefową na jej własnym biurku.
Niebieskooki zawodnik lekko pobladł.
Zapadła niezręczna cisza.
Katja uznawszy problem za rozwiązany odwróciła swój zgrabny tyłek i udała się w kierunku windy.
- Yyyyy, Pani Dąbrowski?
Acha, czyli jednak się jeszcze nie poddajesz
- Czego, kurwa?! - odpowiedziała przyjaźnie w charakterystyczny dla siebie sposób
- Nazywam się Konrad Bobrowski jestem głównym inwestorem handlowym w spółce Bobrowski i Chrzanowski chętnie przerżnę panią na jej biurku, ale dziś wieczorem odbywa się kolacja inauguracyjna w naszej firmie, więc obawiam się, że będziemy musieli znaleźć bardziej dogodny termin. Pani sekretarka potwierdziła w zeszłym tygodniu chęć uczestnictwa, więc miałem nadzieję odwieźć panią na miejsce i wykorzystać ten czas na omówienie projektu inwestycyjnego. Chcę zainwestować, część swoich udziałów w jedną z pani kampanii.
Gdyby ktoś zechciał porównać w tej chwili Katję do jakiegokolwiek zwierzęcia to zdecydowanie byłby to rosomak w śnieżnych zaspach. Potargane futro, przygłupie spojrzenie, lekka dezorientacja w terenie.
- O.
Przerwa. Próba druga
- Ja najmocniej przepraszam Panie Barowski
- Bobrowski
- Bobrawski - zapamiętywanie nowych wyrazów to nie była mocna strona Katji - chętnie zapoznam pana ze szczegółowymi danymi, będzie pan jednak tak uprzejmy i pozwoli, że najpierw spalę się ze wstydu?
- Obawiam się, że jest pani dla mnie w tej chwili zbyt cenna żebym mógł do tego dopuścić. Proponuję skupić się na projekcie i zapomnieć o całej sprawie i zapomnieć o tym nieporozumieniu - powiedział lekko zdezorientowany, ale i - ku własnemu zdziwieniu - rozbawiony
- Stanowczo popieram pana stanowisko panie Bibarowski. Chętnie z panem pojadę muszę tylko wyciągnąć sukienkę z bagażnika. - Katja była prawdopodobnie jedyną na świecie osobą, która przewoziła sukienki warte kilka tysięcy złotych w plastikowych workach na śmieci.
- Z bagażnika?
- Później to wytłumaczę.
Gdyby rosomaki nie miały buzi porośniętej futrem byłyby zapewne czerwone jak burak. Zupełnie jak Katja w tej chwili.
Pięć minut później przystojny niebieskooki łamacz serc i średnio ogarniająca sytuację pani wiceprezes z niebieskim workiem na śmieci upchniętym pod kolanami mknęli przez powoli kołysane do snu miasto.
- Może opowie mi pani coś o sobie zanim przejdziemy do omawiania głównego konceptu?
- Ja? A co chciałby pan wiedzieć?
- Znam już Pani osobliwy stosunek do materiałów biurowych i drogich ubrań... - Katja poczuła właśnie, że osiągany przez nią poziom zaczerwienienia może wywołać raka lub groźne choroby skóry.
- Mieliśmy o tym nie rozmawiać - powiedziała nadal speszonym tonem
- Przepraszam, ma Pani rację. Intryguje mnie tylko, jak to się stało, że kobieta jeżdżąca jaguarem walnęła swoją suknię koktajlową do plastikowego wora.
- Nie chce pan wiedzieć.
- Ależ nalegam.
- Ale z pana uparciuch... To przez Rodzynka - rzuciła pod nosem, mając nadzieję, że jej towarzysz, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, okaże się akurat głuchy na jedno ucho.
- Przez, co? - Od kiedy Katja przekroczyła próg jego samochodu poważny wyraz twarzy szanownego pana Konrada zmieniał się z minuty na minutę. Od dawna nie czuł się tak swobodnie w niczyim towarzystwie. Miał wrażenie, jakby ta wysoka, urodziwa niewiasta siedząca na siedzeniu obok paliła głupa co chwilę tylko po to, żeby poprawić mu humor. Właściwie w niczym nie przypominała tej nudnej, surowej bizneswoman, którą poznał przecież zaledwie 20 minut temu. Naprawdę zaczynał ją lubić.
- Opiekuję się kotem po zmarłej sąsiadce. Rodzynek sika gdzie popadnie, więc musiałam ukryć i zabezpieczyć sukienkę. Widać biedaczek nie czuje się jeszcze oswojony z nowym otoczeniem - dodała jakby lekko zamyślona.
- Przykro mi z powodu sąsiadki.
- Zupełnie niepotrzebnie. Stara raszpla przeżyła 104 lata, a w zeszłym miesiącu zepsuła mój ulubiony mikser
- Mikser?
- Tak, pożyczyła go ode mnie na międzyregionalne wybory miss pieczenia babeczek domów opieki i hospicjów.
- Nie wierzę, że są takie zawody.
- Zdziwiłby się pan. W zeszłym roku Halina z Bytomia wygrała skuter wodny i prenumeratę Pani Domu. Stara raszpla mało jej oczu nie wydłubała z zazdrości.
Po upływie kolejnych 15 minut surowy pan Konrad miał wrażenie jakby znał Katję od zawsze.
Kiedy oddawał kluczyki parkingowemu, ku własnemu zdziwieniu poczuł ukłucie irytacji. Gdzieś w okolicach brzucha pojawiło się nieprzyjemne, drażniące uczucie zazdrości mówiące mu, że będzie musiał się nią dzielić z innymi gośćmi.
W ciągu niecałej godziny, nie wiedzieć jakim sposobem udało jej się stopić niemal cały jego lód, a choć kilka godzin w stanie błogiego relaksu było bardzo przyjemną perspektywą. Kiedy odprowadzał ją i jej niebieski wór na śmieci do toalety, żeby mogła zmienić kreację i poprawić makijaż jeszcze przed przybyciem pozostałych, poczuł, że dłużej już nie wytrzyma. Stanął za nią niebezpiecznie blisko. Skostniała, niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu czekała na to co miało zaraz nastąpić, ale kiedy położył swoją prawą rękę na jej brzuchu starając się jeszcze bliżej wtulić jej plecy w swój tors...