Doktor Harniewski (I)

20 września 2018

Opowiadanie z serii:
Doktor Harniewski

Szacowany czas lektury: 9 min

Po kilku latach pisania zwykłych opowiadań i paru tygodniach niedwuznacznych rozmów na anonimowych czatach, postanowiłam połączyć te dwie pasje i spróbować napisać opowiadanie erotyczne. To mój pierwszy tego typu tekst, dlatego proszę o konstruktywną krytykę i... cóż... życzę przyjemnej lektury.

Leżał na Edycie, z męskością zatopioną w jej gorącym ciele. Drobna, dwudziestoletnia brunetka z trudem powstrzymywała się od jęków i westchnień, zagryzając cienkie, różowe wargi i przymykając oczy. Oplatała Harniewskiego nogami w pasie, ruszając biodrami w rytmie jego pchnięć, pozwalając, by wchodził w nią jeszcze głębiej, jeszcze mocniej. Lekarz sapał ciężko, czując, że jest bliski końca. Uderzał biodrami o miękkie, jędrne pośladki kobiety, starając się ze wszystkich sił, by sprawić jej przyjemność, nie napełnić jej ciasnego, mokrego wnętrza lepkim nasieniem zbyt szybko. Ścisnął jej drobne piersi, tarmosił je, brakowało mu jeszcze kilku pchnięć, żeby skończyć, dwóch, może trzech…

Dzwony wzywające do przygotowań na Poranne Oczyszczenie wyrwały Harniewskiego ze snu, w jednej chwili przywołując go do paskudnej rzeczywistości. Nie był już w swoim gabinecie, nie zaspokajał młodej, niewyżytej nimfomanki, lecz leżał w ciasnym łóżku, na twardym materacu, pod szorstkim, wełnianym kocem. Po drugiej stronie pokoju zaś, spała nie gorąca, piękna pacjentka, lecz tłusta, zapuszczona po urodzeniu piątki dzieci, łysiejąca mimo zaledwie czterdziestu jeden lat na karku, pokryta zmarszczkami, żona Harniewskiego.

Musiała mu jednak wystarczyć. Jego męskość była tak twarda, że niemalże bolesna. Płonął z pożądania, wystarczy mu chwila, żeby skończyć, nikt niczego nie zauważy, dzieci jeszcze śpią…

Zerwał z żony koc, brutalnie odwrócił ją na brzuch. Zadarł jej koszulę nocną do góry, odsłaniając pokryte cellulitem, zaniedbane nogi kobiety. Wyobraził sobie, że są smukłe i zgrabne, niczym uda, łydki i kolana pacjentki z jego snu. Chwycił jej majtki, gotów je ściągnąć, a wtedy poczuł mocne uderzenie w twarz.– Jak śmiesz!?

Nie zwrócił najmniejszej uwagi na protest kobiety. Szarpnął za jej bieliznę, lecz ona przytrzymała ją, nie pozwalając na odkrycie najintymniejszych części ciała.

– Zostaw mnie! Ty dewiancie, ty obrzydliwy zboczeńcu, jak śmiesz się do mnie dobierać o takiej porze, jak śmiesz?! – zepchnęła go ze swojego łóżka, mężczyzna upadł na twardą, zimną posadzkę. Poczuł, jak jego twarz czerwienieje z wściekłości, a dłonie zaciskają w pięści, gotowe oddać żonie, dać jej nauczkę, siłą wyegzekwować swoje prawa małżeńskie…

– No dalej – odezwała się kobieta, z twarzą wykrzywioną w grymasie pogardy.– Uderz mnie. Zgwałć mnie, a ja dopilnuję, byś sam stał się pacjentem we własnym ośrodku!

Harniewski zacisnął zęby, gotów wrzeszczeć z bezsilności i frustracji. Dlaczego jego małżonka stała się tak oziębła i okrutna?! Wciąż miał przed oczami ich noc miesiąc po ślubie, gdy przybyli do Ośrodka Prokreacji, gotowi, zgodnie ze zwyczajem, spłodzić pierwsze dziecko. Pamiętał, jak zachowała się wtedy jego żona. Była bardzo młoda, nie miała skończonych nawet piętnastu lat, dopiero pół roku wcześniej pojawiła się u niej krew i otrzymała imię męża. Była wystraszona, lecz ciekawa tego, co miało nastąpić, poza tym, chciała jak najlepiej wypełnić swoje zadanie, przyjąć w sobie nasienie i urodzić dziecko. Siedziała na łóżku, w słabym, przyćmionym świetle, zaś na ścianie za jej plecami wisiała podobizna Maad, bogini płodności. Jej długie, rudawe włosy spływały po ramionach, zasłaniając sporych, jak na wiek dziewczynki, rozmiarów piersi, wydatny brzuch, a także starannie wygolone, maleńkie łono. Na widok starszego o cztery lata Harniewskiego, wstała i podeszła do niego, przesuwając włosy na plecy, następnie pocałowała go, ostrożnie i nieporadnie, jakby się bała, że robi coś zakazanego. Potem, drżącymi rękami, rozpięła jego sięgający do ziemi, ceremonialny płaszcz, guzik za guzikiem, złożyła go w kostkę, następnie położyła pod portretem Maad. Zdjęła z niego bieliznę, po czym pozwoliła mu się obejrzeć. Harniewski pamiętał, że już wtedy miała tu i ówdzie nieco zbędnych krągłości - wciąż jednak była ładna. Gdy zaś zbliżył się do niej, aby popieścić jej piersi, wzięła jego męskość do ręki, masując ją delikatnie, dopóki nie stwardniała na tyle, aby mógł w nią wejść. Kochali się tamtej nocy trzy razy, a Maad pobłogosławiła ich zdrowym, silnym synem.

Harniewski usiadł na swoim łóżku, z trudem tłumiąc w sobie gniew. Nie uprawiał miłości z żoną od ponad dwóch lat. Tłumaczyła się przepracowaniem, zmęczeniem, tym, że on kończy zbyt szybko albo zbyt wolno, zapomina o modlitwie do Maad albo że musi uspokoić dziecko… Jednocześnie pilnowała, aby nie pomagał sobie ręką, twierdząc, że marnuje w ten sposób nasienie, którym został pobłogosławiony. Przez to, mężczyzna czuł się, jakby miał piętnaście lat, zamiast czterdziestu pięciu. Na widok każdej pacjentki w ośrodku, w którym pracował, czuł, jak krew spływa do jego męskości. Nie mógł patrzeć na podobiznę Maad, z trudem powstrzymywał się od niższych myśli w ciągu dnia, noce zaś były jeszcze gorsze. Nawiedzały go wtedy przeróżne kobiety: te napotkane na ulicy. W świątyni, zapraszające do swojego skrzydła. Wszelkie dewiantki, które leczył... Kilka razy, pojawiały się w nich członkinie jego rodziny, dalsze kuzynki, szwagierki, a nawet stara, dziewięćdziesięciodwuletnia babka. Nie dawały mu one spokoju, doprowadzały go na skraj szczytu, by potem, w najmniej odpowiednim momencie, zniknąć lub pozwolić, aby się obudził, niezaspokojony i zły, ze sterczącą, naładowaną nasieniem męskością, gotów oddać wszystko, by wrócić w krainę snu, jednocześnie wiedząc, że to nie nastąpi, a jeśli już, to historia znów się powtórzy.

Głośne pukanie do sypialni wyciągnęło Harniewskiego z ponurych rozmyślań. Obciągnął koszulę nocną, by ukryć erekcję, następnie otworzył drzwi. W progu stała jego najmłodsza córka - ośmioletnia Irulina. Odziedziczyła kształt oczu po matce, a poza tym, była żywą kopią ojca.

– Tato – odezwała się.– A czy możesz się ze mną pomodlić, zanim wyjdziesz do pracy, proszę?

Harniewski westchnął ciężko. Bał się, że pewnego dnia, nawet ona pojawi się w jego snach. Spojrzał na dziecko, następnie skinął głową i poszedł do domowej kapliczki, by odmówić poranne modlitwy.

***

– ...czystość, skromność, a także odporność na pokusy ciała, umysłu i duszy – wyrecytował Harniewski. Jego córka, Irulina powtórzyła te słowa, po czym podniosła się z klęczek, pociągnęła za rączkę zwisającą z sufitu, napełniając blaszane wiadro lodowatą wodą. Przyniosła je ojcu, aby dokonał Porannego Oczyszczenia. Harniewski umył twarz, dłonie i stopy, starając się wypchnąć z umysłu niższe, wulgarne sceny, które nawiedziły go nocą. Przeprosił Harenę, boginię rodziny i małżeństwa za to, że rzucił się tego ranka na żonę, jednocześnie jednak prosząc Maad, boginię płodności, aby jak najszybciej mógł ulżyć swoim pokusom. Jak zwykle, poczuł, że modli się na próżno.

Podał wiadro Irulinie, pozwalając jej na Oczyszczenie. Gdy dziewczynka również zmyła z siebie brud i grzechy, wylała wodę, następnie wyszła wraz z ojcem z kaplicy, aby pozwolić reszcie rodziny dokonać codziennego rytuału.

Harniewski nałożył na siebie skromne, codzienne ubranie. Odebrał dzienny przydział żywności dla rodziny – zbyt mały, aby najeść się nim do syta i zbyt duży, by umrzeć z głodu. Wystawił czerwony koszyk, w którym go podali, z powrotem przed próg mieszkania, następnie poszedł do kuchni odkroić sobie kawałek ciepłego chleba i sera. Przez cały czas nie zaszczycił małżonki nawet jednym spojrzeniem. Schował niewielką paczkę papierosów, którą dostał, do kieszeni. Cała rodzina była niepaląca, miał jednak nadzieję, że zdoła je wymienić na truskawkowe cukierki dla Iruliny albo inny pożyteczny towar. Pożegnał się z dziećmi, następnie wyszedł z domostwa.

Dzień był chłodny i pochmurny. Gęsta mgła wymieszana z dymem spowijała ponure, szare, wielopiętrowe budynki mieszkalne, sprawiając, że nawet to, co znajdowało się kilkadziesiąt metrów od Harniewskiego, było niemal niewidoczne. Tłumy mężczyzn i kobiet mijały go, spiesząc się do zakładów pracy albo świątyń. Harniewski wlókł się najwolniej, jak tylko umiał, chcąc jak najbardziej skrócić ilość czasu, w którym będzie wystawiony na pokusy w Ośrodku Leczenia Zboczeń i Dewiacji Seksualnych, jednocześnie nie spóźniając się tak rażąco, by dyrektor zwrócił na to uwagę i wniósł o przeniesienie go do innej, dużo gorszej pracy.

Dotarł do ośrodka piętnaście minut po ósmej. Zostawił płaszcz w szatni, po czym wszedł na zamknięty oddział. Tam, jak zwykle, przywitał go doskonale znany obraz: Liczne kobiety wychodziły na korytarz, kołysząc biodrami i uśmiechając się wulgarnie. Wiele z nich miało tak spięte sukienki, że podkreślały kształty ich pośladków, bioder, piersi, czy czegokolwiek, czym mogły wzbudzić u lekarza niższe myśli. Kiedyś, Harniewski uwielbiał tę chwilę. Lubieżne spojrzenia badające każdy skrawek jego ciała, odsłonięte skrawki kobiecej skóry, smukłe dłonie usiłujące go dotknąć sprawiały, że serce zaczynało bić mu szybciej, a gorąca krew spływała przyjemnie do krocza. Uśmiechał się wtedy z wyższością, czując się co najmniej tak mocny i ważny, jak Najwyższy Kapłan, Ojciec Przywódca. Zapamiętywał wtedy każdy obraz, każdy, nawet najmniejszy szczegół ciał pacjentek, by potem przywoływać je nocą, gdy uprawiał miłość z żoną. Przeżywał wówczas najsilniejsze uniesienia w swoim życiu, miał wrażenie, że kochał się nie z brzemienną małżonką, z rosnącym brzuchem, zarastającym gęstymi włosami kroczem i rozstępami na skórze, a ze wszystkimi najpiękniejszymi podopiecznymi jednocześnie.

Po kilku miesiącach jednak, żona urodziła ich dziecko. Poród trwał niemal dwa dni, zaś lekarze z Ośrodka Prokreacji twierdzili, że omal nie straciła życia, wydając syna na świat. Gdy wróciła do domu, przestała dopuszczać do siebie męża na wiele miesięcy. Tłumaczyła się bólem, zmęczeniem, koniecznością opieki nad potomkiem… Pacjentki jednak nie przestawały kusić Harniewskiego. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że wiedzą, że nie może dać upust swoim żądzom i robią wszystko, co w ich mocy, by doprowadzić go do skrajnej frustracji. Z początku, próbował odpychać ich natarczywe dłonie, odwracać wzrok, gdy pochylały się, odsłaniając dekolty albo zgrabne pośladki. Im bardziej jednak udawał, że ich wdzięki nie robią na nim wrażenia, tym więcej pokazywały, tym częściej próbowały zwrócić na siebie uwagę, skusić go, zdenerwować. Doskonale wiedziały, że lekarz nie może ich tknąć. Że jeśli zgwałci którąś z nich, stanie się pacjentem we własnym ośrodku. Mimo tego, Harniewski miał wrażenie, że odczuwały ponurą satysfakcję, widząc, że targają nim niższe uczucia i nie jest tak odporny na pokusy, jak powinien być. Że w ten sposób próbują się odegrać za to, że znalazły się w Ośrodku.

Nie inaczej było tym razem. Pacjentki siadały rozkraczone na ławkach w korytarzu, odsłaniając białą, szpitalną bieliznę i szczupłe, gołe nogi, opierały się o ściany, wypinając się w jego stronę, poprawiały sukienki, niby przypadkowo pokazując kawałek pleców albo ramiączko od biustonosza. Dwie homoseksualistki nawet objęły się, przysunęły do siebie twarze i zaczęły się całować, mocno, głęboko, błądząc rękami po swoich niespełna trzydziestoletnich ciałach…

– Co to ma być za pokaz?! – warknął Harniewski. Trzynastoletnia Wenewika, przyłapana miesiąc temu przez matkę na onanizmie, błyskawicznie opuściła wzrok i poprawiła chustkę na głowie, spłoszona, jednak pozostałe kobiety potraktowały te słowa jako zachętę do dalszego kuszenia. Lekarz z najwyższym trudem przepchnął się do swojego gabinetu, przeklinając w myślach dyrektora za to, że nic nie robi z tym procederem pacjentek. Zatrzasnął drzwi, wziął kilka głębokich wdechów, by zapanować nad złością i niższymi myślami, następnie spojrzał na grafik, by zobaczyć, z którymi podopiecznymi ma mieć tego dnia zajęcia. Natychmiast tego pożałował. Pierwsza bowiem na liście była Edyta z jego snu.

Ten tekst odnotował 22,760 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.1/10 (61 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (7)

0
0

Uderzał lędźwiami o miękkie, jędrne pośladki pośladki kobiety,


lędźwie = część pleców po obu stronach kręgosłupa, między żebrami a miednicą.
Próbuję sobie wyobrazić tę scenę. Oni są odwróceni do siebie tyłem?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jak poprawisz pierwszy akapit, albo zechcesz mi wyjaśnić łopatologicznie, na czym polega ta pozycja, zagłosuję za przeniesieniem do zbioru głównego. Wykreowałaś ciekawy światek. Oby nie była to prorocza wizja. Pozdrawiam z zaciekawieniem, co jeszcze piszesz.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zgadzam się z MrHyde, że wykreowałaś, chociaż to dopiero początek opowieści, ciekawy i intrygujący świat, co nie jest łatwe. Oby tak dalej. Zgadzam się też z tym, co napisał MrHyde o tym zdaniu:

Uderzał lędźwiami o miękkie, jędrne pośladki pośladki kobiety,


Ze swej strony tylko nieśmiało dodam, że chyba jedne pośladki by wystarczyły...

– Jak śmiesz!?
– Zostaw mnie, ty dewiancie


Od nowego akapitu.

przyjąć w siebie nasienie


Czy „w sobie”?

W progu, stała jego najmłodsza córka
Przez cały czas, nie zaszczycił małżonki
Pierwsza bowiem na liście, była Edyta, z jego snu.


Być może to dyskusyjne, ale wydaje mi się, że w powyższych przykładach przecinki są zbędne.

uwielbiał tą chwilę.


Czy „tę”?

jednak pozostałe kobiety potraktowały jednak te słowa jako zachętę do dalszego


Jednak jedno „jednak” jest jakoś jednoznacznie jakościowo jałowe 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pomyłki poprawione, dziękuję za konstruktywną krytykę. Niestety nie wiem, skąd mi się wzięły lędźwia w pierwszym akapicie – dlatego zmieniłam pozycję na bardziej przypominacą klasyczną. Pozdrawiam, będę dalej pisać 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Sobicja rzekła:
będę dalej pisać


To dobra wiadomość 🙂

Tak z ciekawości: dlaczego na swoim profilu podajesz, że jesteś autorem, a nie autorką?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sobicja

MrHyde napisał o Twoim opowiadaniu: "Wykreowałaś ciekawy światek. Oby nie była to prorocza wizja." Zgadza się z tym także Indragor. Ja także obawiam się tego, aby nie była to "prorocza wizja".

Wskazywałby na to np. tekst zamieszczony dzisiaj w "Wirtualnej Polsce", dostępny pod:
https://opinie.wp.pl/patriotyzm-walczy-z-seksualnym-pozadaniem-czy-taka-jest-prawda-o-polakach-6296333364238465a

Tekst jest na temat inscenizacji "Krakowiaków i Górali" Wojciecha Bogusławskiego, realizowanej w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Czytamy tam: "Ale okazuje się, że to dzieło buzuje też od seksualności. Jak pogodzić wzniosły patriotyzm z pożądaniem?"

Ważne jest przy tym, według mnie, że Sobicja zdaje się - jest kobietą. Jest bowiem ciekawym zagadnieniem, kto zazwyczaj, kto z większą ochotą - zabiera się za wprowadzanie takich porządków społecznych. Na przestrzeni wieków "takie społeczeństwo" jakiego doświadcza dr Harniewski już wielokrotnie "zorganizowano".

Opowiadanie dotyczy też relacji światów równoległych, zjawiających się w snach do świata rzeczywistego. Jednym słowem gratuluję, mimo iż wolę teksty wieszczące optymistyczne wersje możliwej przyszłości.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Świetne opowiadanie. Świetny klimat. Czyta się z przyjemnością (i współczuciem dla bohatera) 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.