Bezwstyd
9 stycznia 2020
Szacowany czas lektury: 7 min
Tamtego dnia po raz pierwszy zobaczyłem, co skrywa między nogami.
Ona widziała mnie pierwsza. Wiem to na pewno. Inaczej nie podeszłaby tuż pod krzaki, w których się ukrywałem, tym bardziej, że była to kłująca jeżyna. Owoce jeszcze nie były odpowiednio dojrzałe, więc na pewno nie chciała ich skosztować. Nie. Ją interesował inny owoc - mojego podniecenia, które odtąd będzie dojrzewać skrycie w jednej z chałup w sąsiedniej wiosce.
Z pewnością już wtedy planowała zebrać kiedyś ten owoc, skosztować go, a może nawet podzielić się nim którąś ze swoich sióstr, tych, które nie poszły jej karczemną drogą, choć nie mniej były rozpustne?
Tego nie wiem. Mam jedynie pewność, że wtedy nie przypadek sprawił, że podeszła pod krzak jeżyn, dla niepoznaki wodząc wzrokiem po koronach drzew, które budziły się pąkami ze snu zimowego. I z tym wzrokiem utkwionym gdzieś ponad mną obróciła się do mnie tyłem, zadarła kiecę poplamioną piwem i kto wie, czym jeszcze, ukazując swoje dorodne jak gruszki pośladki, brudne od kochania się na gołej ziemi za karczmą.
Te pośladki natychmiast przykuły mój wzrok. Tak długo czekałem, aby je zobaczyć, czatując na nią na tyłach karczmy, gdzie zaczynał się pański las. W tych samych krzakach jeżyny, gdzie wreszcie dopiąłem swego.
Nie dopiąłbym jednak, gdyby już wcześniej mnie tam nie spostrzegła, idąc za rękę z kolejnym klientem, któremu później obciągała na moich oczach, doprowadzając go do spazmów i zdławionych krzyków, nie pozwalając jednak nigdy na zadarcie kiecy, nie na moich oczach, nie ze mną w krzakach. Dlatego aż do tego marcowego dnia, gdy mogłem swobodnie chodzić po przedwiośniu, bo za wcześnie było na pracę w obejściu, nie widziałem jej obnażonej. A teraz wbijałem wzrok w jej pośladki, które rozchyliły się, ukazując wyrazisty pierścień odbytu, i niemalże czułem ich brudny zapach. Już wtedy zapragnąłem wbić się w ten odbyt swoim członkiem, zanurzyć go całego w tej małej jamce, w tym korytarzu niknącym gdzieś daleko w trzewiach jej ciała, i pokonać opór, i poruszać się, by wypełnić ją parokrotnie swoim nasieniem, by po wszystkim musiała podetrzeć się dłonią, gdy będzie z niej kapać.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak daleko spełnią się moje marzenia. Wtedy tylko zobaczyłem, jak z jej owłosionej szpary o bezwstydnych wargach tryska biały strumień moczu, ściskając po jej udzie i niknąc w leśnej ściółce. Całemu wydarzeniu towarzyszył szelest zeszłorocznych liści i jej ciche wzdychanie, bynajmniej nie pozbawione świadomości tego, że słyszę.
Najsilniej rozwiało moje wątpliwości jednak co innego: kiedy już się wysikała, nie wstała z kucek, tylko jedną dłonią zaparła się o ziemię, a drugą sięgnęła ku lewemu pośladkowi. Rozległo się pierdnięcie, a potem chichot - tak, że już myślałem, że zaraz będę świadkiem czegoś jeszcze bardziej wyrodnego, a przez to chyba też i kuszącego. Ona jednak tylko ścisnęła swój pośladek - raz i drugi - i przesunęła dłonią w kierunku odbytu, po czym zanurzyła w nim wskazujący palec. Wszedł aż po knykieć, uwalniając jej głośny jęk, po czym, wyciągnięty, znalazł się w jej ustach. Ten właśnie gest zburzył we mnie wiarę w przypadkowość całego spotkania. Wtedy jednak na mnie nie spojrzała.
Jeszcze. Bo w jakiś tydzień później, chwilę po tym, jak obciągnęła czerwonemu z przejęcia chłopowi, ledwie ustały jego chrapliwe jęki, ledwie koleś zniknął w budynku karczmy, ona znów z tym wzrokiem wbitym w leśny sufit podeszła do krzaków, gdzie się ukrywałem, i powtórzyła cały teatr sprzed tygodnia. Tym razem jednak - w chwili, gdy jej środkowy palec niknął w jej odbycie - nie patrzyła dalej tępo przed siebie, tylko gwałtownie obróciła się i spojrzała z wyzywającym uśmiechem prosto w moje pełne niedowierzania oczy. Oto ona, największa kurwa w całej wiosce, zaszczyciła mnie spojrzeniem, choć wiedziała, że nie mam grosza przy duszy i nie postawię jej kolejki. To było jej czyste, osobiste wyuzdanie. Jej najszczersza chuć, pewnie tym podsycana, że nie słyszało się we wsi, abym kiedykolwiek ja, wykształcony syn chłopa, obcował z niewiastą. Jej rozkoszą było splamienie mojej niewinności podlotka, który przy niej miał stać się mężczyzną.
Tamtego dnia, wciąż na mnie patrząc, jak wtedy podniosła palec do ust i oblizała. Raz, drugi, trzeci. A potem sięgnęła nim pomiędzy uda, ku wydatnej cipce o obrzmiałych świeżym podnieceniem wargach. Na włosach gęsto porastających jej krocze pozostały jeszcze krople jej moczu. Wtarła go w ciało i zanurzyła palec we włochatej dziurze. I zrobiła krótkie "och", jak gdyby zaskoczona własnym bezwstydem. Trząsłem się z emocji, na pewno to widziała. Aż dziwne, że krzaki nie trzęsły się wraz ze mną.
Nie byłem w stanie się poruszyć. A jednak gdy odwróciła głowę, wstała i przygładziła kiecę, zerwałem się na równe nogi i pobiegłem ku niej, pewien swojej decyzji. Odwróciła się, niby to udając zaskoczenie, ale nie ruszyła się z miejsca. Sięgnęła ku mojej zaczerwienionej głowie i przywarła ustami do moich ust, wpychając mi język do gardła. Odwzajemniłem swój pierwszy pocałunek, ssałem ten język, chłonąłem jej nieświeży oddech.
Z kącików ust ściekała nam ślina, kapała na ubranie, na ziemię. Jej nitki wisiały między nami, gdy na chwilę przerywaliśmy. By natychmiast znowu zacząć, znowu i znowu. Badałem swoim językiem jej ciepłe podniebienie, muskałem jej wargi, tańczyłem z ochotą. Aż nagle sięgnęła po moją dłoń, zadarła lekko kiecę i położyła na swojej cipie, lekko dociskając. Poczułem wilgoć, gorąco i delikatne ukłucie jej włosków, i niemalże eksplodowałem. Drżąc z podniecenia, zanurzyłem palec w jej śliskim, pulsującym tuneliku. Jęknęła mi do ucha i wsadziła język w brudną małżowinę, wypełniając ją oddechem. Zacząłem poruszać palcem z cichym plumkaniem, które było chyba najbardziej zawstydzające.
Jednak ja byłem daleko poza swoim wstydem. Drugą ręką zadarłem tył jej kiecy i zacząłem łapczywie miętosić pośladki. Były spocone, lepiły się od mokrego piachu. Mi jednak zupełnie to nie wadziło. Ściskałem dwie jędrne półkule, drugą dłonią będąc wciąż w jej wnętrzu, badałem ich teksturę, chłonąłem każdy centymetr tej dupy. A po chwili odważyłem się zanurzyć palec w klejący rowek i włożyłem go do drugiej dziury, jeszcze niezbadanej. Ta była równie gorąca i rozkoszna, choć i nieco bardziej ciasna.
Poruszałem się w jej obydwu otworach, gdy nagle poczułem, jak gną się pode mną kolana. To jej dłoń spoczęła na moim kroczu, odbierając mi na chwilę oddech. Jej usta zaraz potem znalazły moje usta i wznowiły taniec.
Wsadziła dłoń w ściągnięte prostym sznurkiem spodnie, napinając ich zgrzebny materiał, i dotknęła mojego kutasa. Krzyknąłem. Druga dłoń powędrowała do moich pośladków i tak jak ja wcześniej zaczęła je miętosić, po czym wślizgnęła się palcem do odbytu. Poczułem rozkoszne mrowienie promieniujące od tyłka do jaj i członka. Jęknąłem. Ona jednocześnie brandzlowała mojego kutasa, przestając z chwilą, gdy prawie eksplodowałem.
Doskonale wyczuła ten moment. Naraz poruszyła delikatnie biodrami, dając znak, abym wyszedł z niej swoimi palcami, i zrobiła parę kroków do pobliskiego drzewa, opierając się o pień z krótkim:
- Bierz mnie.
Nie kazałem jej długo czekać. Zbliżyłem się i zadarłem jej kiecę aż pod łopatki, chwytając zaraz potem za gorące piersi. Miała duże, twarde sutki, które gwałtownie ścisnąłem. Warknęła:
- Nie czekaj. Bierz.
No to wziąłem. Mój kutas wślizgnął się do wilgotnej szpary, a ja zacząłem nieporadnie poruszać biodrami.
- Mocniej.
Usłuchałem, a moja miednica z cichymi plasknięciami uderzała w jej pośladki. Słychać było nasze przemieszane sapnięcia i jęki oraz odległy śpiew ptaków. I wreszcie eksplodowałem w jej wnętrzu, krzycząc. I wypełniłem ją ciepłym nasieniem.
- Teraz w dupę.
I chwyciłem dłońmi jej dorodne pośladki, rozchylając je. Po czym znów w nią wszedłem. Teraz było dużo ciaśniej i nie tak wilgotno. Musiałem wyjść na moment, napluć na jej dupę i wedrzeć się ponownie. Po krótkiej chwili i ją wypełniłem swoim ciepłym nasieniem.
Kucnąłem i zlizałem jego strużkę z otwartego tyłka, po czym wsadziłem język do środka, czując w ustach słony smak jej potu, a w nozdrzach brudny smród jej krocza. Później wylizałem jeszcze jej smakującą starą szczyną cipę i podniosłem się do jej ust. Zwarliśmy się w pocałunku.
Tamtego dnia obciągnęła mi jeszcze kutasa i dopiero wtedy żeśmy się pożegnali, wiedząc jednak, że wkrótce zobaczymy się ponownie. Mieliśmy tego pewność, bowiem połączył nas bezwstyd.