Bardzo źle

10 maja 2013

Szacowany czas lektury: 11 min

Mam nadzieję, że będziecie mieć tyle samo zabawy czytając, co ja pisząc.

Wyszła z łazienki, jak zwykle owinięta szczelnie ręcznikiem. Jej opalona skóra i bajecznie długie nogi sprawiały, że nawet teraz, z mokrymi włosami i brakiem makijażu wyglądała pięknie.

- A jeśli powiem, że bardzo nie chcę żebyś jechała. Powiedział leżący na łóżku blondyn, którego spotkała nie dalej niż cztery dni temu w supermarkecie. Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Jeszcze w ręczniku usiadła na jego czarnych bokserkach, tak, że mógł poczuć jej nagą cipkę przez kawałki materiału.

- To tylko na kilka dni, wrócę przecież - powiedziała szeptem pochylając się nad nim i czując jak gładzi ją po plecach. Za każdym razem było to samo. Właśnie dlatego od ponad dwóch lat nie miała nikogo przez dłużej niż tydzień. Za dużo tych wszystkich pytań. Za dużo słów.

- Myślę, że jakoś cię chyba przekonam. Powiedział rozwiązując ciasny ręcznik i przewracając ją tak, żeby znalazła się pod nim. Mokre, nagie ciało. Piękne ciało. Zupełnie niewinne. Wsunęła jedną nogę między jego uda, a drugą mocno przycisnęła do jego pleców. Był bardzo umięśniony. Lubiła tę siłę.

- No proszę pana, niech pan przekonuje, jak pan obiecał. Powiedziała, nieporadnie sięgając do jego członka. Uprzedził ją. Zsunął bokserki i zaczął delikatnie muskać jej wilgotne krocze wszedł w końcu do środka.

Minęło sporo czasu od kiedy płakała przez niego po raz ostatni. Rzucone do słuchawki suche "na razie" ciągle jeszcze brzęczało w jej głowie chociaż wstydziła się do tego przyznać. O wiele za długo czekała na kolejne przeprosiny i o wiele za długo nienawidziła samej siebie za wszystkie te dobrowolne pozwolenia na nieustanne szmacenie samej siebie, które z taką lekkością mu dawała. Jego kolejne zdrady karała własnymi, aż wreszcie, któreś z nich, sama chyba nie wiedziała które, przekroczyło cienką granicę dobrego smaku. Ona wciąż dałaby się dla niego zabić, tym bardziej, że równoczesna chęć odegrania się i zranienia go ciągle były daleko poza zasięgiem. Problem polegał na tym, że jego zupełnie to nie bolało. Nie możesz odegrać się na kimś komu na Tobie nie zależy, lub co gorsza życzy Ci wszystkiego najlepszego z tym kimś, tam gdzieś. Nie kochał jej. Tak mówił.

Teraz jednak, prawie 24 miesiące później, na drodze, na której wszystko się zaczęło nadal stał on. Tak samo arogancki, tak samo egocentryczny i tak samo cholernie przystojny. Jak zwykle z lekceważącym wyrazem twarzy, sugerującym jego stosunek do pieniędzy, kobiet i bliskich. Istniało tylko tu i teraz, 30-letni Piotruś Pan martwiący się jedynie o swój samochód i pieniądze na wieczorne wino, a właściwie wina, dużo win. Tak właśnie stał, jak zwykle w długach, jak zwykle osamotniony i jak zawsze mający pretensje do wszystkich tylko nie do siebie, żywy przykład ofiary losu, który dzięki naiwnym, pracowitym dziewczynom jakoś wiązał koniec z końcem. Możliwe, że obrazek, jak ze snu, przypominający poprzednie lata byłby wręcz irytujący, gdyby nie jeden szczegół. Kobieta zmierzająca w jego stronę nie była już naiwną dwudziestolatką, której samo jego spojrzenie wystarczyło za pokrycie wszystkich, zaciągniętych u niej długów. Pech chciał, że od tamtych dni stała się rzecz najgorsza. Upłynął czas, a ten, jak powszechnie wiadomo, lubi wszystko zmieniać.

Dzisiaj, tego cudownie ciepłego poranka, kobiecie, która zmierzała w jego stronę było już serdecznie obojętne, czy będzie jej dane raz jeszcze go zobaczyć. Właściwie było to dla niej tak samo istotne jak prognoza pogody na przyszły tydzień, przy założeniu, że zostaje do piątku. Przyzwyczajona do maślanych męskich spojrzeń i wściekłej zazdrości kobiet, zwinnym, kocim krokiem pokonywała kolejne przecznice. Od czasu, kiedy widział ją ostatnio zmieniła się dość mocno. Co prawda zawsze udawało jej się pozyskać męską uwagę, ale teraz jej ciało prezentowało się doskonale, niemal magicznie. Mocno zarysowane mięśnie na brzuchu i pośladkach doskonale opinała ciemnogranatowa sukienka, a sprężyste ramiona oplatały teraz nieco dalej niż wtedy ciemne włosy. Jedyne, co pozostało niezmienne to rozbrajający uśmiech, którego nie można porównać z niczym innym. Chyba właśnie przez niego po prostu nie mógłby jej nie poznać.

Jego szerokie ramiona i nieprzeciętny wzrost widoczne były już z daleka. Pochylony nad kubkiem lodowatej kawy w charakterystyczny dla siebie sposób opierał się jedna nogą o ścianę swojego zakładu tak, jakby bez jego pomocy miała się zawalić. Patrząc na niego, przypomniała sobie długie godziny, kiedy zastanawiała się czy to prawda. Czy on rzeczywiście wierzy, że bez niego byłaby nikim. W końcu zwykł powtarzać te słowa z takim przekonaniem...

Kiedy zbliżała się do celu jego leniwy wzrok jak zwykle beznamiętnie omiatał najbliższe otoczenie wreszcie przystanął skupiając całą swoją uwagę na twarzy, którą już kiedyś widział i której do cholery wcale nie miał więcej oglądać. Wpatrywał się w kształty nadchodzącej postaci spodziewając się, rychłego przebudzenia. Jakież było jego zdziwienie, kiedy kontury, kształty i kolory stały się wręcz nad wyraz widoczne. Najlepiej przekonała się o tym jego świeżo odebrana z pralni biała koszula, która oblana kawą nie prezentowała się już nawet w połowie tak dobrze.

Kobieta skinęła mu głową z minął wyrażającą coś pomiędzy zrozumieniem, a cieniem satysfakcji i odeszła zadzierając głowę jeszcze wyżej niż dotychczas. W tamtym momencie stało się jasne, że ich drogi wkrótce znowu się skrzyżują, tym razem jednak ofiarę tego scenariusza miał zagrać ktoś inny.

Resztę dnia spędził myśląc o niej. O ich wspólnych nocach i rzeczach, których później z nikim nie udało mu się powtórzyć... Tęsknił? Nie, nie możliwe. Nie on. Jedno było pewne, znów wróciło to dobrze znane mu uczucie pożądania. Wiedział, czego chce, a myśl, że nie może jej mieć, że jest teraz poza zasięgiem owładnęła nim i sprawiła, że zapragnął jej o wiele bardziej.

Cały wieczór odtwarzał w głowie jej obraz, słodki uśmiech i drapieżny ruch bioder. Duże jędrne piersi i ten zapach... Jak zwykle cukier i pieprz. W końcu opętany własnymi myślami i bliski obłędu postanowił zająć się czymś innym, a ponieważ jedynym znanym mu sposobem na ucieczkę od problemów był alkohol, postanowił utopić swój problem w szklance rudej. Kiedy był już prawie pod drzwiami, ulubionego baru, nagle zawrócił. Doskonale znał przecież kierunek, był świadom dokąd powinny prowadzić drzwi, które powinien wybrać. Wiedział, gdzie jest.

Nie pomylił się, wiedział, że nie zatrzymałaby się w mieście, za dużo plotek, zbyt wiele znajomych twarzy, nie miała ochoty być w centrum. Jak zwykle ze szklanką soku w ręku, chyba jako jedyna wśród całej reszty słaniających się na nogach palantów. Miał rację, znał ją przecież świetnie, wiedział, że przyjechała zobaczyć się z dawną znajomą pracującą w pobliżu i na pewno u niej zostanie żeby z samego rana wrócić do domu. Czy zwariował? Nie wie. Wiedział jednak, że zna o wiele lepsze miejsce, w którym mogłaby się zatrzymać, na przykład jego sypialnię.

Wszedł po woli. Nawet nie drgnęła. Gdyby nie to, że cały bar jest oszklony żeby goście nie musieli się odwracać na widok nowej twarzy, mógłby przypuszczać, że nawet go nie zauważyła. Ruszył z wolna po czym zajął w typowy dla siebie sposób miejsce, dokładnie 3 metry dalej. Co to znaczy typowy? Po prostu odwrócił się do niej plecami. Nie chciał jej dać tej satysfakcji, jeszcze nie. Następnie, przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się rozmowie jaką prowadziła, ze znajomą barmanką i jakimś naprzykrzającym się jej gościem, ale z takiej odległości nie wiele zrozumiał. Siedząc chwilę w bezruchu, gestem ręki przywołał jedną z dziewczyn siedzących za ladą i kazał jej postawić przed nią jej ulubionego Baileys’a.

Śniła o tej chwili dłużej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, uśmiechnęła się uniosła rękę w górę i w typowy dla tubylców sposób podziękowała za drinka, następnie wzięła wibrujący telefon, na wyświetlaczu, którego pojawił się numer jej obecnego faceta. Chcąc uniknąć hałasu w czasie rozmowy z nim, wyszła na zewnątrz i ubrana w kuse jeansowe szorty i pomarańczową bluzkę świetnie harmonizującą z jej opalenizną, stanęła pod budynkiem, opierając się plecami o ścianę.

To była jego szansa, rzucił, swoim zwyczajem banknot na stół i wyszedł bez słowa pożegnania. Na kilometr wyczułaby, że się zbliża. Nie chciała denerwować swojego "nowego znajomego", przyśpieszonym oddechem i nieco strachliwym tonem, więc skończyła rozmowę, wyjęła z torebki papierosa i czekała. Po kilku sekundach, zgodnie z przypuszczeniami pojawił się przed nią. Zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko, zupełnie jak wtedy, kiedy była jego własnością. Opierając obie dłonie o ścianę zamknął ją znów w swoich kleszczach, kolejny raz nie miała dokąd uciekać z tą jedną różnicą, że tym razem wcale tego nie chciała. Jej puls przyśpieszył niebezpiecznie i przez chwilę wydawało jej się, że słyszy jak wali jej serce. Przymknęła oczy i wolno wypuściła dym z płuc. Czuł, że za chwilę eksploduje, chciał jej tu i teraz, chciał poczuć jej smak, dotyka jej miękkiej skóry, poczuć naprężone mięśnie. Jej widok odbierał mu zdolność logicznego myślenia. Uśmiechnął się jakoś melancholijnie, przechylił głowę w prawo i zaczął całować jej szyję. Czuł zapach jej włosów, delikatne, letnie perfumy i zapach skóry zmieszany z oparami dymu. Była taka piękna. Nie reagowała na jego ruchy, wyglądało to tak jak gdyby sama do końca nie wiedziała jak zareagować i rzeczywiście, nie wiedziała. W jej głowie znów tańczyły znajome emocje, a całe ciało przechodził siny dreszcz. Poczuł się zaproszony tą jej chwilową niemocą i dopiero kiedy poczuła jego dłonie jak silnie przyciągają do niego jej szczupłe biodra, wybudziła się z amoku.

- Proszę, proszę, kogo licho przywiało - powiedziała z drwiącym uśmiechem i najbardziej pogardliwym tonem na jaki - biorąc pod uwagę okoliczności - akurat było ją stać. Wydawał się jakby zadowolony,

wyszczerzył zęby w uśmiechu świadczącym o tym, że wie. Już wie, że będzie jego.

- Chodź. Idziemy stąd. - Jakże to było typowe. Zero tracenia czasu na rozmowę o czymkolwiek, działanie, zawsze tylko działanie. Kiedyś to właśnie w nim lubiła. Na samym początku. Kiedy wystarczyło mu powiedzieć, że chętnie by potańczyła, a 10 minut później siedziała już w jego aucie w drodze na imprezę. Nie było zbędnych słów. Żadnych słów nie było.

Dotknęła dłonią jego policzka. Był rozpalony.

- I dokąd ja niby miałabym z tobą iść? Wiedziała, że się mota. Działała na niego silniej niż kiedyś, bo sama nie była już w jego władaniu. Odwróciła się i podeszła do samochodu, zostawiając go zdębiałego i poirytowanego. Przypomniał sobie jak się z nim drażniła, jak nigdy nie mogło być "po prostu", zawsze się w coś bawiła, jak rozwydrzony dzieciak. Uwielbiał to.

- Daj spokój Anka. Chodź, znam fajne miejsce. Widok dwumetrowego, silnego faceta ze wzrokiem zbitego psa, trochę ją rozbawił. Dopiero teraz zaczynała rozumieć jak bardzo mu się podoba.

- Ja też. Wsiadaj.

Nie taki, bardzo nie taki był plan. Miała odjechać sama. Miała się już nigdy z nim nie zobaczyć. Co teraz cholera, co teraz.

Ten tekst odnotował 24,167 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.02/10 (14 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (3)

0
0
Fajne, czekam na ciąg dalszy ? 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
dziękuję, pomyślimy 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
🙂 Dziękuję za fachowy komentarz. Bardzo wcześnie straciłam kontakt z naszym językiem ojczystym (wiem, że to żadne usprawiedliwienie), dlatego postaram się powtórzyć zasady interpunkcji. Co do treści: kto, co lubi. Nad stylem staram się pracować 😀 pozdrawiam L.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.