Mam jeden, występujący od dłuższego czasu i powtarzający się sen.
Widzę w nim postać piękną i zadbaną, emanującą kobiecością. Jest ona dla mnie nieosiągalna, ale nie stroi od subtelnego flirtu. Traktuje mnie w taki sposób, jakby czasem sądziła, że jestem jej przyjaciółką, a nie facetem z natury pragnącym kobiety. Z początku próbuję ją zdobyć, przeciwstawiam się tym zagraniom i usiłuję uwieść ją swoją męskością. Szybko jednak uzależniam się od tej relacji, która z flirtu ewoluuje w stronę dziwnej, damsko-męskiej przyjaźni. Przez to zaczynam odczuwać, że działa na mnie Ona - zarówno Kobieta, jak i relacja - degradująco. Niweluje moje silnie zaakcentowane cechy męskie, których przecież nigdy się nie wyzbędę - jestem wysokim, postawnym brunetem z ciemnym, ładnie układającym się zarostem.
A jednak się zmieniam. Wczuwam się w jej sytuację, pragnę jej szczęścia - także tego fizycznego. Ciągle uderza mi do głowy zazdrość, ale jeśli ja nie mogę jej zdobyć, niech chociaż On będzie jak najlepszy, niech czuje się przy nim kobieco. Niech się spełnia, bo ja pozostanę w wiecznym niedosycie... chyba że wyzbędę się dla Niej większości dotychczasowych cech. Utożsamię się z jej sytuacją i będę czerpał z jej szczęścia na tyle, na ile się da, burząc swoje ułożone i z pozoru szczęśliwe życie.
I to ewoluuje. Doradzam jej w życiu codziennym, wysłuchuję, pomagam z facetami, a... a jestem w tym dobry. Bardzo dobrze potrafię wczuć się w psychikę faceta, nawet z tych kilku wiadomości od niego, które mi pokazuje. Wiem, co odpisać, żeby to na Niego działało. Czytam Jego myśli kotłujące się pomiędzy słowami. Jestem obok, kiedy Ona jest z Nim. Kiedy mi pisze, jaki jest dobry, co robią w łóżku. Umniejsza tym mojej męskości, chociaż niewinnie i podświadomie. Jej natura kusicielki nie usypia też do końca moich pragnień. Potem mogą zerwać, a ona może pójść do innego, ale ja ciągle jestem obok. Ciągle w cieniu czerpię satysfakcję z jej szczęścia i czekam aż zabije we mnie jeszcze te pozostałe okruchy męskości, bym mógł poświęcić się Niej bez reszty.
Śnię o Tobie?
Widzę w nim postać piękną i zadbaną, emanującą kobiecością. Jest ona dla mnie nieosiągalna, ale nie stroi od subtelnego flirtu. Traktuje mnie w taki sposób, jakby czasem sądziła, że jestem jej przyjaciółką, a nie facetem z natury pragnącym kobiety. Z początku próbuję ją zdobyć, przeciwstawiam się tym zagraniom i usiłuję uwieść ją swoją męskością. Szybko jednak uzależniam się od tej relacji, która z flirtu ewoluuje w stronę dziwnej, damsko-męskiej przyjaźni. Przez to zaczynam odczuwać, że działa na mnie Ona - zarówno Kobieta, jak i relacja - degradująco. Niweluje moje silnie zaakcentowane cechy męskie, których przecież nigdy się nie wyzbędę - jestem wysokim, postawnym brunetem z ciemnym, ładnie układającym się zarostem.
A jednak się zmieniam. Wczuwam się w jej sytuację, pragnę jej szczęścia - także tego fizycznego. Ciągle uderza mi do głowy zazdrość, ale jeśli ja nie mogę jej zdobyć, niech chociaż On będzie jak najlepszy, niech czuje się przy nim kobieco. Niech się spełnia, bo ja pozostanę w wiecznym niedosycie... chyba że wyzbędę się dla Niej większości dotychczasowych cech. Utożsamię się z jej sytuacją i będę czerpał z jej szczęścia na tyle, na ile się da, burząc swoje ułożone i z pozoru szczęśliwe życie.
I to ewoluuje. Doradzam jej w życiu codziennym, wysłuchuję, pomagam z facetami, a... a jestem w tym dobry. Bardzo dobrze potrafię wczuć się w psychikę faceta, nawet z tych kilku wiadomości od niego, które mi pokazuje. Wiem, co odpisać, żeby to na Niego działało. Czytam Jego myśli kotłujące się pomiędzy słowami. Jestem obok, kiedy Ona jest z Nim. Kiedy mi pisze, jaki jest dobry, co robią w łóżku. Umniejsza tym mojej męskości, chociaż niewinnie i podświadomie. Jej natura kusicielki nie usypia też do końca moich pragnień. Potem mogą zerwać, a ona może pójść do innego, ale ja ciągle jestem obok. Ciągle w cieniu czerpię satysfakcję z jej szczęścia i czekam aż zabije we mnie jeszcze te pozostałe okruchy męskości, bym mógł poświęcić się Niej bez reszty.
Śnię o Tobie?
Jak Ci się podobało?