Zdradziłam ją
14 lutego 2016
Szacowany czas lektury: 14 min
Na życzenie Martyny, podsunęła mi pomysł.
Przepraszam za zwłokę, ale stałam się posiadaczką GTA SA, mojego dawnego i obecnego uzależnienia. Jednego wieczora wzięłam się do kupy i skończyłam to opowiadanie. W głowie nawet pojawił się pomysł by napisać o wpływie gier na życie seksualne...
Napisane tak niby do końca, ale jakby ktoś chciał, to mogę naskrobać kolejną część, bardziej sensacyjną. Zresztą, taki był zamysł. Ale poczekam, zobaczę, skończę opowiadanie z nie-Kate.
Po przejrzeniu komentarzy stwierdzam, że muszę Wam to napisać - część będzie łatwiejsza do zrozumienia w następnym opowiadaniu, a Kate spróbuję walczyć z demonami przeszłości. Po prostu nie oceniajcie pochopnie.
Część następna po "Sadomasochistycznej nocy poślubnej"
Nic nie zapowiadało obrotu mojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Czego mogłam się obawiać, będąc po ślubie z Kate? Ale los lubił nam płatać figle i wystawiać uczucia na niezłe próby. To było jego hobby.
Pracowałam w pobliskim barze na poranną zmianę. Skończyłam robotę i wróciłam do domu, do ukochanej. Wyszła z salonu lekko spięta, uśmiechnęła się.
- Witaj, kochanie, wcześniej dziś wróciłaś. Czyżbyś szykowała mi jakąś niespodziankę? – Zapytała, przytuliłyśmy się.
- Nie... Ale jak chcesz, to możemy coś wymyślić... - Chciałam wejść dalej, ale ona mnie nie puściła, mówiąc:
- Tęskniłam.
- Puść mnie, jestem zmęczona. Cały dzień na nogach... - Usłyszałam jakiś szmer z salonu. Miałyśmy gościa? Mogła mi coś powiedzieć, przygotowałabym coś zanim poszłabym do pracy. A ona nadal trzymała mnie w ramionach. – Kate. Puść mnie, do cholery.
Po dłuższej chwili ociągania, niechętnie mnie puściła.
- Usiądź, podam ci obiad. – Powiedziała, wskazując na miejsce przy kuchennym stole.
- Chyba najpierw pójdę spać, te poranne wstawanie mnie dobija. – Zastąpiła mi drogę. Chciałam ją ominąć, ale nic z tego. Wzięłam sprawy w swoje ręce i odepchnęłam ją. Weszłam do tego pieprzonego salonu. Na kanapie siedziała młoda dziewczyna.
Kate mnie zdradza.
To była pierwsza myśl. Dziewczyna wstała, przeczesała blond włosy pacami i podała mi rękę. Równie spięta, jak żona.
- Dzień... - Przełknęła ślinę. – Dzień dobry, jestem Monika. – Oczywiście, że nie podałam jej ręki.
- Kim jesteś i co robisz z Kate? Co tu się odpierdala?
- To moja znajoma. Była na naszym weselu, uspokój się, kochanie. – Odpowiedziała Kate, obejmując mnie od tyłu w talii. – I nie, nic nas nie łączy. Wiem, że tak możesz myśleć.
- Więc... Ja może już pójdę... - Powiedziała niepewnie Monika, ostrożnie mnie omijając. – Cześć. – Wyszła. Wyswobodziłam się z objęć ukochanej.
- Nawet nie chce mi się tego komentować. Idę spać, obudź mnie za jakieś dwie godziny. – Powiedziałam, zmierzając do sypialni. Opadłam na ukochany, mięciutki materac, zastanawiając się, czy istnieje na tym świecie osoba, która może bardziej kochać łóżko i sen, niż ja. Prawie natychmiast odpłynęłam.
Obudziłam się bez pomocy żony, która, jak się okazało, leżała przy mnie i czytała książkę. Objęłam ją w pasie, pogłaskała mnie po głowie. Po chwili dotarł do mnie tępy ból głowy, co oznaczało koniec błogiego stanu przy wybudzaniu się. Zerknęłam na zegarek, spałam tylko godzinę.
- Wstajesz już? – Zapytała.
- W nocy odeśpię swoje.
Powędrowałam do kuchni w poszukiwaniu tabletki na ból głowy. Przypadkowo strąciłam pojemniczek, którego wieczko otworzyło się pod wpływem upadku. Podniosłam, ale w środku był plastikowy woreczek z białym proszkiem. To oznaczało koniec związku z Kate. Momentalnie wkurwiłam się, zapominając o doskwierającym bólu. Ruszyłam z tym do sypialni.
- Powiedz mi, kurwa, co to jest?! – Krzyknęłam, rzucając w nią niemiłą niespodzianką. Zdezorientowana, nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Kochanie... - Zaczęła.
- Ostrzegałam cię, że jak zobaczę jakikolwiek ślad po narkotykach, odchodzę. I się doczekałaś, mało ci, kurwa, problemów przez to? Więzienie nie wystarczyło?!
- Ja... - Wstała.
- Nie będę żyć z narkomanem. Mówiłam.
- Dzieje ci się krzywda?
- To bez znaczenia, to gówno wyżera od środka. Będziesz mogła wypełnić sobie tym cały dom, wyjeżdżam.
- Nie! Nie wypuszczę cię. – Na dowód swoich słów, stanęła między mną a przejściem do salonu. – Nie krzywdzę cię...
- Skrzywdziłaś, bardziej niż myślisz. Rozmawiałam z tobą na ten temat, musisz odczuć karę. O ile w ogóle coś dla ciebie jeszcze znaczę, bo zaczynam w to wątpić.
- OK, wyrzucę to, ale nie odchodź.
- Za późno, mogłaś się tego pozbyć, zanim znalazłam.
Oczywiście, że musiała ponieść konsekwencje. Nie doniosę na nią, bo nie przeżyję tak długiej rozłąki. Wyjadę na parę dni, będzie miała czas by przemyśleć to sobie. Krótka piłka – ja albo narkotyki. Widziałam przecież nieraz, co one mogą zrobić z człowiekiem, z nawet najsilniejszą więzią. A ja nie planowałam się zmarnować. Jeśli Kate się nie zmieni, chyba naprawdę od niej odejdę, nim będzie za późno.
Próbowała mnie powstrzymać, ale nie dałam się omamić. Poinformowałam ją również, że wrócę niespodziewanie by wiedzieć, w jakim stanie ją zobaczę. To mogło być zarówno dwa dni, jak i dwa tygodnie. Po prostu musiała się pilnować, bo jeśli tego nie zrobi, dotrzymam obietnicy i odejdę.
Wylądowałam u koleżanki w jednym z większych miast w województwie, dla mnie zawsze były otwarte jej drzwi. Powiedziałam jej, że się pokłóciłyśmy. Do rodziców nie pojechałam, bo nie chciałam być ciężarem, mieli ciężko z pieniędzmi.
Mogłam odreagować kłótnię z Kate. Zapomnieć, przestać się martwić. Nawiązać nowe znajomości. Osobiście planowałam pobyt na weekend, bo praca. Jak to dobrze, że był piątek... Jednak Wiktoria – koleżanka – nie dała mi wieczorem poleniuchować przed telewizorem, wyciągnęła mnie do klubu. Mówiła, że jesteśmy już spóźnione na koncert jednego z jej ulubionych DJ- ów, więc nie pozostawało mi nic innego, niż gonić za falą jej fantastycznie długich blond włosów. Trzy uliczki szybkiego marszu i dotarłyśmy.
Wiktoria była znajomą znajomej Kate, a kiedy na jaw wyszła jej orientacja – lesbijka – siłą rzeczy, nasze więzi się zacieśniły. Trochę starsza, w związku z angielką, która pracowała w swoim kraju.
Domyśliłam się, że przyprowadziła mnie na jakieś lesbijskie party, sądząc po stanowczo liczniejszej kobiecej płci. Ogłuszona wysokimi decybelami, nie zrozumiałam, co do mnie mówiła, ale wskazała na barmankę i znikła w tłumie, więc podążyłam zamówić coś do picia. Z procentami. By choć na chwilę przestać martwić się o związek z Kate. Dziesięciometrowy odcinek przebyłam w minutę, klepiąc każdego w ramię i przepraszając, przeciskając się między parami spoconych ciał. Zajęłam krzesełko, zerknęłam na tablicę z menu nad barem i rzuciłam pierwszą lepszą nazwę z dostępnych drinków. Osobiście wolałabym jednak zostać w łóżku, po bólu podbrzusza czułam, że zbliża się okres. Powinnam go dostać jutro pod wieczór. Za mniej więcej dwadzieścia godzin. W niedzielę powinnam wrócić.
Z myśli wyrwał mnie stawiany kielich z czerwoną substancją. Cholera wie, co zamówiłam. Pieprzyć to. Tak, dziś pieprzę wszystko. I wszystkich, łącznie z Kate. Wychyliłam naczynie, wlewając do ust nieznaną mieszankę. Zdążyłam wziąć mały łyk, ale to wystarczyło, by wykręciło mi twarz. Smak był jakby mieszanką wódki, coli i arbuza. Tak mi się zdawało. Chwilę po tym, gdy smak już się rozszedł po wnętrzu ust, nawet mi posmakowało. Zamówiłam jeszcze raz, i czując przypływ pewności siebie, ruszyłam w tłum by znaleźć kogoś do tańca. Muzyka była niezła, byłam wdzięczna Wiktorii za zaproszenie, jej DJ się sprawdził.
Przemierzając parkiet, ktoś od tyłu złapał mnie za biodra i zaczął nimi delikatnie kołysać na boki. Nie odwracając się, zaczęłam tańczyć.
- Obserwuję cię od dłuższej chwili. – Usłyszałam kobiecy głos tuż przy uchu. To zapewne właścicielka dłoni, które już sunęły wyżej. W głowie włączyła mi się lampka ostrzegawcza. Odwróciłam się, i żeby ją spławić, powiedziałam:
- Czekam na kogoś.
- Mimo to, posłuchałaś moich rąk. Wiesz, jak wiele potrafią one zdziałać?
- Może. - Wiedziałam, że gdy zerknę w jej oczy, zapomnę języka w gębie. Unikałam ich, ale zapomniałam się na ułamek sekundy. Długie, opadające na ramiona, ciemne włosy, lekko zadarty nosek, pełne usta, emanowała kobiecością. – Ale to nie zmienia faktu, że czekam na kogoś.
- Poczekajmy razem. Przecież drink to nie zdrada, prawda? - Tak, tu miała rację. Dla mnie i Kate zdrada zaczynała się przy czynach, nie słowach.
- Na parę minut.
Uśmiechnęła się zwycięsko i wyprowadziła mnie z tłumu za rękę. Szybko zajęłyśmy miejsca, które chwilę przedtem się zwolniły. Zamówiła coś dwa razy. Przedstawiłam jej się.
- A ty jak masz na imię? – Zapytałam.
- Nie lubię swojego prawdziwego imienia. Jest bardzo dużo polskich imion, więc możesz mnie nazywać jak chcesz, z małym prawdopodobieństwem, że je odgadniesz. – Postawiono przed nami drinki, inne, niż ten, co piłam parę chwil temu. Odwróciłam się bokiem do niej, usiłując wyłowić wzrokiem Wiktorię, jednak na próżno. – Na kogo czekasz?
- Na koleżankę. – Wróciłam wzrokiem do niej. Dżinsowa spódniczka i chyba fioletowa bluzka odsłaniały wiele. Wzięłam łyk drinka. Wyraźnie było czuć grejpfruta, jego charakterystyczny gorzki posmak.
- A ty co tu robisz?
- Poznaję nowych ludzi. Mieszkasz tu gdzieś, w pobliżu? Bo szczerze mówiąc, pierwszy raz cię widzę.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – Nie miałam zamiaru opowiadać o swoich problemach w związku świeżo poznanej osobie. Nic o niej nie wiedziałam. Nawet nie czułam takiej potrzeby. Zatęskniłam za Kate.
- W porządku, po co te nerwy?
- Koleżanka się spóźnia. Nie będę na nią czekać, nie wiadomo ile. – Planowałam opuścić imprezę i w drodze do domu Wiktorii, poinformować ją o tym. Klucz na szczęście zostawiła nad drzwiami, na futrynie. Mogłam się spokojnie zmyć. Wzięłam kolejny łyk.
- Opuścisz taką fajną imprezę bo jakaś laska nie przyszła? Wyluzuj się.
- Poczekam na nią na zewnątrz. – Utrzymałam swoje stanowisko w tej sprawie, dziewczyna nie wpłynęła na mnie. Wstałam i zachwiałam się lekko, to zapewne przez procenty. Starając się nic nie dać po sobie znać, ruszyłam tam, gdzie po drugiej stronie tłumu powinno być wyjście.
Całe mnóstwo ciekawych ludzi, świetna muzyka i oderwanie się od wymagań codzienności. Sądziłam, że był to dobry plan, ale w głowie ponownie pojawiła się Kate. Poczułam się słabiej, siły odeszły ze mnie nagle, znikły. Ratunkiem wydała się nowo poznana dziewczyna, które właśnie podchodziła do mnie.
- Nie wyglądasz za dobrze, chodź się przewietrzyć.
Jej ręka wślizgnęła się pod moje ramiona, i podtrzymując mnie, wyszłyśmy.
- Mam niedaleko samochód. Odwiozę cię, gdzie mieszkasz?
- Wolska czternaście.
Mówiła prawdę, na parkingu naprzeciwko stał prawdopodobnie jej samochód. Pomogła mi wsiąść do przodu, zajęła miejsce kierowcy i ruszyłyśmy.
- Jesteś w stanie powiadomić koleżankę o powrocie? – Zapytała, spojrzałam na swoje dłonie i ścisnęłam je parokrotnie w pięść.
- Tak. – Po dłuższej chwili grzebania w kieszeni niezdarnymi ruchami, wygrzebałam telefon i nasmarowałam sms-a do Wiktorii: Jestem w drodze do domu, źle się poczułam.
Zajęło mi to więcej czasu, niż myślałam, spojrzałam przez okno, z ulgą odkryłam, że jesteśmy już na osiedlu. Zaparkowała, wysiadłam z jej pomocą. Poprowadziła mnie pod zły numer bloku.
- Czternaście, nie dwadzieścia pięć. Drugie piętro.
- Mieszkasz niedaleko mnie, zrobię ci herbaty, zaopiekuję się. Jutro będziesz pełna energii.
Byłam na tyle słaba, że nie chciałam się kłócić, ustąpiłam jej. Przecież nie ma w tym nic złego...
Jej mieszkanie było nieduże, prędzej kawalerka. Skromnie, prosto urządzone, jakby niedawno się tu wprowadziła. Posadziła mnie na łóżku i znikła, chyba w kuchni. Wróciła ze szklanką wody w ręce.
- Pij, rozpuściłam witaminy, poczujesz się żywsza. – Bez oporu wzięłam i wypiłam duszkiem. – Rozbierz się.
- Co?
- Jajco, rozbierz się. Siedzisz na moim łóżku, a na nim obowiązują pewne zasady – Sięgnęła po coś do szuflady, wyciągnęła... kamerkę. Ustawiła ją nad telewizorem, była skierowana na nas. – No rozbieraj się. Czy ja mam to, do cholery, zrobić?
Ten pomysł wydał mi się dość zabawny. Jednak gdy przez chwilę nie ruszyłam się, ona naprawdę zaczęła mnie rozbierać. Pchnęła mnie, bym się położyła, zdjęła mi spodnie. Obserwowałam ją, jej kołyszące się piersi. Usiadła na mnie.
- Podobają ci się? – Zapytała, gdy przyłapała mnie, na co patrzyłam. – Twoja pieprzona żoneczka nie ma takich dużych. Pomacaj sobie.
- Zejdź ze mnie, chcę już iść. – Zirytowała mnie.
- Nie chcesz, tak ci się wydaje. Sprawdźmy. – Uklękła obok, wsuwając dłoń za moje majtki. Odtrąciłam ją, usiadłam. – Tak, dosyć wilgotna. Zajmę się tobą.
Pociągnęła mnie na siebie, obróciłyśmy się, wpiła się w moje usta z namiętnością. – Przerwała, gdy ponownie usiłowałam się wydostać.
- Nikt się nie dowie.
Zmiany chemiczne zachodzące w moim mózgu kolejno przełamywały bariery, które w normalnych sytuacjach były nie do przebicia.
Skoro nikt się nie dowie... Chwila zapomnienia...
- Nie bądź taka okrutna dla mnie... - Zamruczała smutno, przesunęła ustami po żuchwie, dążąc do szyi i niżej. Robiło mi się coraz przyjemniej, jednak w pewnym momencie wstała i wzięła kamerkę. Włączyła ją, widziałam czerwoną diodę.
- Powiedz do kamerki, jakie pieszczoty lubisz najbardziej... - Spodobała mi się atmosfera, jaka nas otaczała, w ogóle nieznajoma mi się spodobała.
- Lubię... masaż piersi, pocałunki w szyję... Masz jakieś zabawki? – Zaśmiałyśmy się cicho.
- Nie mam, są zbyt męskie... ale mam to – skierowała kamerę na swoją dłoń, na złączone razem dwa palce, jak u ucznia, który zgłasza się do odpowiedzi. Przejechała tymi placami po moich ustach, wsunęła je do środka. – Possij je, dla mnie...
Jednocześnie odstawiła kamerkę na szafkę przy łóżku, była skierowana na nas. Na nasze zabawy. Na to, co nie miało prawa nigdy się wydarzyć.
Gdy się obudziłam następnego dnia, byłam zdezorientowana. Leżałam w pustym łóżku, po długiej chwili nasłuchiwania – również w pustym mieszkaniu. Do głowy docierały obrazy, wspomnienia z minionej nocy z nieznajomą. Tak bardzo pragnęłam, by był to tylko sen... Bo jakie siły mogłyby mnie zmusić do ZDRADY? Nie, sama tego chciałam. Podobało mi się. Cholera, nagrywała to! Wstałam, by znaleźć nieszczęsną kamerkę i zniszczyć filmik. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.
Przeszukałam wszystkie szafki, szafy, szuflady, ale nie znalazłam. W stole na kuchni leżała kwadratowa koperta. Zajrzałam do środka, była płyta. Nie, nie NIE! Zrozpaczona załkałam cicho. Na płycie napisane było: Na pamiątkę.
Gdzie się podziała kochanka? Wiktoria! Pewnie martwi się.
Zebrałam swoje ubrania i wyszłam, chowając płytę do kieszeni. Jednak w jednym nieznajoma miała rację – byłam pełna energii.
- Kurwa mać, gdzie ty byłaś?! – Zaczęła koleżanka, gdy przekroczyłam próg mieszkania. – Obdzwoniłam wszystkich!
- A Kate?
- Co Kate?
- No dzwoniłaś do niej?
- Jeszcze nie... Ale, kurwa, gdzie ty byłaś?!
Opowiedziałam jej wszystko. Wszystko. Zasugerowała, że może nieznajoma dała mi pigułkę gwałtu, ale przecież nic bym nie pamiętała.
Dotarł do mnie fakt, że jutro wracam do Kate. Jak ja jej spojrzę w oczy? Zdołam się przyznać? Jeśli tak, wybaczy mi? Ja jej wybaczyłam...
Przez cały dzień biłam się z myślami, pragnęłam jak nigdy cofnąć czas o te parenaście godzin. Wiktoria starała się mnie jakoś pocieszyć, wspomóc, ale to ja musiałam stoczyć tą walkę. W głębi ducha modliłam się, by nieznajoma nie puściła w obieg tego filmiku. By naprawdę nikt więcej się o tym nie dowiedział. Miałam cholernie duże wyrzuty sumienia.
Wieczorem długo nie mogłam spać, bałam się tego, co miało nastąpić. Starałam się wyłączyć myślenie wsłuchując się w monotonne chrapanie koleżanki w pokoju obok, ale uparty mózg na złość podsuwał mi obrazy z zakazanych chwil.
Ilość pobudek w nocy nie sposób było policzyć. Liczba była duża, co też odbiło się na porannym wyczerpaniu i ogólnej senności. Nie, wydawało mi się, że jest wcześnie, rzeczywistości było parę minut przed jedenastą. Za cztery godziny mam autobus. Ubrałam się i poszłam do kuchni, gdzie koleżanka coś gotowała.
- Zostaniesz na obiad?
- Nie wiem, nie mam ochoty nic jeść.
- Słuchaj, zrobisz jak uważasz, w każdym razie, jeśli Kate ci nie wybaczy, u mnie jest wystarczająco dużo miejsca. Choć będę trzymać kciuki za was. Jak zawsze.
- Dzięki, to miłe.
- I nie bój się do mnie wpadać, ja nie gryzę. – Powiedziała z uśmiechem, którego nie sposób było nie odwzajemnić.
Załapałam się na obiad i w dobrym humorze powędrowałam na przystanek PKS. Poprawiła mi nastrój, przez co wszystko wydawało mi się prostsze. Byłam prawie pewna, że przyznam się żonie do zdrady. Przecież szczerość jest najważniejsza w zawiązku.
Tak bardzo obawiałam się tej chwili, gdy przemierzałam schodki dzielące mnie od ukochanej. Nogi drżały, dłonie zwilgotniały, serce szybciej biły. Stanęłam przed drzwiami, bojąc się, w jakim stanie będzie Kate. Ćpała, czy nie?
Bałam się wejść tam normalnie, na luzie. Wpaść i krzyknąć „już jestem”. Nie byłam już tak wesoła, radość, którą wszczepiła mi Wiktoria, już wyparowała. Z jeszcze szybciej bijącym sercem zapukałam do własnych drzwi. Moment od zapukania trwał całą wieczność, aż usłyszałam jakiś ruch za drzwiami. Zamek szczęknął, otworzyła mi.
Rozczochrana, w tych samych ubraniach, co w piątek. Smutna, jakby przybita. I jej oczy. Ewidentnie mówiły „moje życie bez ciebie nie ma sensu, nie odchodź już”.
- Hej. – Powiedziała, zatrzęsła mi się broda, co oznaczało zbliżającą się falę rozpaczy. Co mi odjebało, by ją zdradzić?
- Ja... Zdradziłam cię. – Poczułam gorące łzy pod powiekami, spłynęły po policzku. A Kate stała, jak wcześniej. Jakby tego nie słyszała. A może mi się wydawało, że to powiedziałam? Zrobiła krok w moją stronę i przytuliła mnie mocno.
- Nigdy więcej tego nie rób. – Nie byłam pewna, czy konkretnie mówi o zdradzie, czy o zniknięciu na weekend. Zresztą, to nie miało znaczenia, bo obu czynności więcej nie popełnię. – Nie dam sobie bez ciebie rady. Potrzebuję twojego wsparcia. Chcę to rzucić.
Kochany ciężar, kochany zapach, kochany głos.