Mecz

8 stycznia 2010

Szacowany czas lektury: 13 min

- Pooooolska, Pooooolska... Biało-Czerwoniii! - donośny ryk naszych Panów i Władców dobiegł z pokoju.

Oznaczało to, że już za chwilę rozpocznie się relacja, a my na półtorej godziny stracimy naszych mężów. Na szczęście kuchnia była naszym królestwem, naszą oazą i ucieczką. Rozpoczęłyśmy z Anką przygotowania do wielkiej, dietetycznej wyżerki. Na kuchennym stole szybciutko pojawiły się półfabrykaty do sałatek i surówek, a z lodówki wyjechało wino. Może było odrobinę zbyt chłodne, ale przy panującym w powietrzu letnim upale uznałyśmy to za niewielkie przestępstwo.

Tymczasem Roman i Paweł, nasi dzielni kibice, obstawili się zapasem piw i chipsów. Jak duże dzieci, nałożyli sobie na głowy idiotyczne czapki i dumnie rozsiedli się na kanapie w pokoju. Boże, co mnie skłoniło, żeby wyjść za faceta, dla którego szczytem szczęścia jest śledzenie dwudziestu dwóch gości, uganiających się za kawałkiem napompowanej skóry?! Acha, prawda... już sobie przypomniałam. Kocham go.

W sumie i tak trafiłam lepiej niż Anka. Roman, najlepszy kumpel mojego męża, poza rzeczywiście niezłym ciałem, niczego sobą nie prezentował. Paweł przynajmniej skończył studia i zajął się jakąś normalną pracą. Roman zaliczył pięć różnych uczelni, po czym stwierdził, że to mu wystarcza, a dyplom i tak szczęścia nie daje. Imał się najróżniejszych zajęć - teraz pracował jako logistyk w firmie tej samej firmie, co mój Paweł. Nigdy nie pojęłam, jakim cudem poderwał sobie taką dziewczynę jak Anka. Zdolną, inteligentną i piękną. Niezależną i samodzielną. Przerastała go przecież o kilka klas.

- Anka, Kaśka... chodźcie do nas - usłyszałam nawoływanie z pokoju

Anka skrzywiła się i porozumiewawczo mrugnęła do mnie okiem.

- Potem. Najpierw przygotujemy żarcie - krzyknęła w kierunku sali telewizyjnej, a potem szturchnęła mnie łokciem - Dawaj korkociąg, bo wino nam się ugrzeje.

Usłyszałam zapowiedź zbliżającej się transmisji, a potem głos komentatora omawiającego składy. W pokoju zapadła nabożna cisza. No, półtorej godziny spokoju od męża!

Sięgnęłam po otwieracz i podałam go Ance. Uśmiechnęła się dziwnie, wyjęła go mojej dłoni i odłożyła na stół. A potem wzięła mnie pewnie pod brodę, podnosząc moją głowę, jakbym była małą dziewczynką, która coś zbroiła.

- Nie! - pomyślałam nagle, pełna przerażenia - Tylko nie teraz. Tylko nie tu!

Uśmiechnęła się z wyższością i chłodną pewnością siebie.

- Wyskakuj ze spodenek - powiedziała spokojnie.

Zdrętwiałam. Co ona gada? Przecież nasi mężowie są tuż za ścianą! Zawahałam się.

- Nie słyszałaś, co mówię? - spytała groźniej.

Zrobiło mi się słabo.

- Anka, daj spokój... Nie teraz - jęknęłam cicho - Przecież oni mogą w każdej chwili...

Jakby dla potwierdzenia moich słów z drugiego pokoju rozległ się jęk zawodu kwitujący jakiś fatalny kiks, po którym Paweł głośno zaczął się domagać przyniesienia następnego piwa. Anka sięgnęła po stojący sześciopak i nie wychodząc z kuchni podała go przez drzwi, jednocześnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Po jej ustach błądził łobuzerski uśmieszek, od którego robiło mi się miękko na nogach.

To się zaczęło jakieś pół roku temu. Byliśmy na wspólnej imprezie, nasi panowie jak zwykle zaszaleli i zlegli gdzieś w kącie racząc się alkoholem. My - czyli Anka i ja - szalałyśmy na parkiecie, żeby nie tracić dobrej zabawy. Oni skupili się na tankowaniu i narzekaniu na pracę - a my wirowałyśmy w tańcu. Potem przyszły jednak wolniejsze rytmy i jakimś dziwnym sposobem zaczęłyśmy tańczyć przytulone do siebie. Może sprawił to wypity alkohol, może imprezowe szaleństwo - ale dotyk ciała Anki sprawiał mi tajemniczą przyjemność. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje - nigdy nie myślałam, że tak zareaguję na obecność innej kobiety. Zresztą wówczas, delikatnie przytulona do jej zgrabnych kształtów jeszcze nie uświadamiałam sobie, czym jest to dziwne mrowienie, które czuję. A potem Anka, pod pozorem poprawienia makijażu, pociągnęła mnie do toalety i tam po raz pierwszy całowałam się z kobietą. Gdyby jeszcze tylko o całowanie szło... Wszystko stało się tak szybko... Anka zdecydowanym ruchem rozpięła mi spodnie i chwilę potem poczułam jej rękę bezceremonialnie wsuwającą się w moje intymne rejony. Nigdy wcześniej nie miałam takich fantazji. To było mroczne, wyuzdane i... niesamowite. Czułam jej mocny, bezczelny dotyk, jej palce szukające i odnajdujące swój cel. Była tak pewna siebie... tak wspaniale pewna tego, co robi. Czułam, że chcę się jej poddać, żeby zrobiła ze mną co zechce. Tak jakby ona bardziej rozumiała ukryte pragnienia mojego ciała niż ja sama. A potem... a potem wszystko to wymknęło się spod kontroli.

Nawiązałyśmy regularny romans. Pasowałyśmy do siebie. Anka była energiczna, władcza, pewna siebie - a ja chyba gdzieś w środku, chyba od zawsze pragnęłam się podporządkowywać. I kręciło mnie to strasznie. W dodatku ten ciągły lęk, że się wyda, że Paweł się dowie, że nasze małżeństwo się rozsypie. To było jak narkotyk, to mnie podniecało, sprawiało, że krew się burzyła. Czułam się taka zeszmacona, a jednak na jeden telefon ze strony Anki, że czeka na mnie, że mam przyjść i zrobić jej dobrze, gotowa byłam rzucić przygotowywanie obiadu, albo wyjść z pracy, naprędce wymyślając jakiś pretekst. Okręciła mnie wokół palca. A ja podążałam za moją mroczną przewodniczką, w zaklęty, mroczny, tajemniczy świat naszej kobiecej intymności.

Tak było i teraz. Stała, uśmiechając się drwiąco, tym cudownym, pięknym, wyniosłym skrzywieniem ślicznych ust. Serce biło mi jak oszalałe - nie mogłam myśleć o niczym innym, jak o jej rozkazie. Ale przecież za ścianą siedziało dwóch facetów - w dodatku był wśród nich mój mąż!

- Czy ja mówię niewyraźnie? - powiedziała znacząco przeciągając słowa - Masz w tej chwili zdjąć te spodenki.

Nie byłam w stanie się przeciwstawić. Z bijącym sercem sięgnęłam ku zapięciu. Gdzieś za ścianą parada naszego bramkarza wzbudziła głośny aplauz, a ja rozpięłam guzik moich szortów. Spłynęły w dół, pozostawiając mnie, upokorzoną, mdlejącą ze strachu przed moją Panią. W dodatku moje ciało po raz kolejny mnie zdradziło, byłam cholernie pewna, że na moich majtkach pojawia się wilgotna plama.

- Dobrze, Kasiu - powiedziała - Tak lepiej. Lepiej, ale... niestety: za późno. Gdybyś się tak nie opierała, nie musiałabym ci pokazać, że polecenia muszą być wykonywane natychmiast.

- Anka, proszę, nie przeginajmy... - szepnęłam struchlała - Przecież to szaleństwo...

Popatrzyła mi prosto w oczy.

- Panowie... - odezwała się w kierunku kuchni - Mam prośbę do was...

Zamarłam. Paweł siedzi o trzy metry ode mnie, oddziela nas delikatna, gipsowa ścianka. Jeśli wejdzie tu, nie zdążę sięgnąć po szorty leżące na ziemi. Co ja mu powiem? Na krótki moment zapadła cisza, rozdzierana jedynie uderzeniami mojego serca.

- Anka? - spytał któryś z naszych facetów. Byłam tak spięta, że nawet nie rozpoznałam głosu.

Zawiesiła na chwilę głos. Zacisnęłam palce na blacie stołu.

- ... ten ciemny w naszym zespole, to jak się nazywa?

- Roger Guerreiro - krzyknął Piotr między jednym jękiem piłkarskiej rozpaczy a drugim - A czemu pytasz?

- Dzięki - mruknęła - Na razie to mi wystarcza...

Zwróciła się do mnie.

- Kasiu, zdejmuj te swoje śliczne majteczki. Masz dokładnie trzy sekundy na spełnienie tego rozkazu.

Wiedziałam, po prostu wiedziałam. Miała mnie w ręku i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Co gorsza, wiedziała też, że gdzieś na dnie mojej duszy ja CHCę spełnić jej polecenie. Drżałam ze strachu i... z oczekiwania, ale posłusznie włożyłam palce za brzeg majteczek i powoli zsunęłam je w dół. Stałam przed Anką drżąca, zwilgotniała, pokorna. Zlustrowała mnie zadowolonym spojrzeniem. Sięgnęła po wielką, metalową łyżkę do zupy wiszącą na ścianie. Zdjęła ją i zważyła w dłoni, zwalniając i przedłużając każdy ruch. Potem wystudiowanym gestem sięgnęła ku mnie, odsuwając moje dłonie, trwożnie splecione na mojej małej. Zimny dotyk metalu podziałał na mnie jak elektryczna iskra. Poczułam jak w środku cała spinam się, jak wypełnia mnie na przekór rozsądkowi fala uniesienia. Na ramionach miałam już gęsią skórkę. Znowu dotknęła zimnym końcem mojej szpareczki, przycisnęła twardy metal do skulonej ze strachu łechtaczki. Jęknęłam cicho. W drugim pokoju emocje sportowe sięgały zenitu, ale to było i tak nic w porównaniu z tym, co jak przeżywałam.

- Tak już lepiej, Kasiu - powiedziała zbliżając się do mnie.

Hormony w środku szalały, w brzuchu czułam nawet nie tyle motylki, co całe ich stada. Przymknęłam oczy w oczekiwaniu. Tak chciałam, żeby zajęła się mną, żeby położyła dłoń w tym najsłodszym miejscu... Oddałabym dziesięć lat życia, aby tylko poczuć znane ciepło jej dotyku. Po nieskończenie długiej chwili, która ciągnęła się jak wieczność... zrobiła to. Jej delikatne palce subtelnie, prawie niedostrzegalnie przesunęły się po moich płatkach, rozchylając w słodkiej pieszczocie.

Przysunęła usta do mojego ucha. Poczułam łagodny, ciepły oddech na swojej szyi.

- Jak się teraz czujesz, Kasiu? - szepnęła gardłowo - Taka niegrzeczna, naga, tuż obok pokoju pełnego facetów, którzy mogą w każdej chwili wejść i zobaczyć, jak pokazujesz mi swoją mokrą, oczekującą cipkę?

Zaschło mi w gardle. Palce Anki delikatnie poklepały moją łechtaczkę, jakby mówiąc: odpowiedz dobrze, to nagrodzę cię nieziemską rozkoszą. Odpowiedz źle, a ukarzę cię.

- Ja... ja... jest mi... dobrze - wyjąkałam, błagając w myślach, żeby wsunęła do środka choćby jeden, jedyny paluszek. Moje soki już chyba płynęły mi po nogach, a sutki były tak sztywne, że miałam wrażenie, jakby przebiły się przez koszulkę.

- Jest ci dobrze, mówisz... - powiedziała, cofając rękę.

Nagle poczułam, jak zimny, wielki kształt przyciska się do mojej bezbronnej muszelki. Westchnęłam głośno i otworzyłam oczy. Anka dotykała zimną łyżką mojej biednej, stęsknionej cipeczki. Zagryzłam wargi, żeby nie krzyczeć i zacisnęłam kurczowo dłonie na blacie stołu. Spojrzałam na Ankę z niemą prośbą: zrób cokolwiek, przerżnij mnie, albo pozwól się ubrać, ale nie zostawiaj tak.

Widziałam w jej oczach, że czyta we mnie, jak w otwartej księdze. Wszelkie moje pragnienia, tajemnice i skryte marzenia były dla niej jasne i zrozumiałe. Nikt nigdy nie potrafił mnie tak przejrzeć jak ona. I nikt nigdy z tego tak nie korzystał.

Cofnęła chłodny dotyk metalu i przez chwilę napawała się widokiem mojej szparki, drżącej z zimna i podniecenia.

- Widzę, że trzeba ci odrobiny przyjemności. Dobrze. Wyrażam zgodę. Pokaż mi, jak to robisz. Sama.

Krew pulsowała mi w skroniach; to wszystko co się działo, było czystą esencją szaleństwa. Ale ten dziki szał zmysłów obezwładniał mnie, odbierał resztki woli. Moja ręka sama sięgnęła w dół. Patrzyłam na nią, prawie nie kontrolując jej ruchów.

- Chcę widzieć - przypomniała Anka, z fascynacją obserwując, jak poddaję się jej poleceniom.

Spojrzałam na nią. Z dziwną ostrością widziałam każdy skrawek jej twarzy. Miała szeroko otwarte oczy, jej nozdrza były rozchylone i falowały w rytm przyspieszonego oddechu. Uświadomiłam sobie, że podobam się jej, że obserwowanie moich ruchów daje jej przyjemność. Że ona pragnie mnie tak samo, jak ja jej. Że w tym magicznym, niepowtarzalnym układzie w jakiś perwersyjny sposób uzupełniamy się, łączymy się, że przylegamy do siebie jak dwie idealnie dopasowane części.

Oparłam się kuchenny blat i rozchyliłam nogi. Lubieżnie, prowokacyjnie, bezwstydnie. Powoli. Chciałam pokazać Ance, że jestem jej. Że należę do niej. Że chcę spełniać każdą jej zachciankę. Że zrobię to, nawet umierając z lęku, że mój mąż, który siedzi w pokoju obok może w każdej chwili wejść i mnie zobaczyć. Że liczy się dla mnie tylko ona.

Położyłam dłoń i stopniowo rozchyliłam palcami moje spragnione dotyku płatki. Przygryzłam wargi, żeby nie krzyknąć z rozkoszy. Anka stała bez ruchu, patrząc na mnie i nie wykonując żadnego gestu, ale wiedziałam, że gdzieś tam, w jej środku, szaleje ten sam płomień, który gorzeje we mnie.

Położyłam palec na wejściu do mojej kochanej norki. Była tak mokra, że nie potrzebowałam żadnego nawilżenia. Zmysły miałam rozgrzane do czerwoności. Samym dotykiem potrafiłabym rozpoznać każdą fałdkę mojej soczystej brzoskwinki. rozchylonej w niemym błaganiu. Pieszcząc się, czułam każde załamanie skóry i każdy nerw. Musiałam zagryzać wargi, żeby nie wydostał się z nich żaden zdradliwy jęk.

Przymknęłam oczy i przyspieszyłam ruchy. Moje palce śmigały po odkrytej, odsłoniętej szparce, jak dziki smyczek po strunach oszalałej altówki. Druga dłoń bezwiednie uniosła się ku górze, sięgając ku spragnionej pieszczoty piersi. Wiedziałam, że Anka patrzy na mnie i to dawało mi taką radość, że nie wiedziałam, czy chcę już przeżyć to uniesienie do końca, czy trwać w nim przez wieczność.

Gdzieś tam, daleko, o setki mil stąd był inny świat, w którym był Paweł; spokojny, ułożony świat i zwykłe szare życie. Tu byłam tylko ja, moja rozkosz i Anka.

I właśnie wtedy, gdy byłam już na krawędzi, poczułam jej bliskość. Otworzyłam oczy i ujrzałam jej twarz tuż obok mnie. Mój świat wypełniły jej cudowne oczy. Przedziwnie jasne tęczówki, z ciemnymi obwódkami. Wielkie, niesamowite, najdroższe mi na świecie oczy.

A potem poczułam jej dłoń zaciskającą się na mojej. I razem, splecione w jedność, zagłębiłyśmy się we mnie. Nasze palce wsunęły się w moje mokre wnętrze, wypełniły je, zawinęły ku górze w kierunku tego punktu, którego dotknięcie rozpala do białości końcówki moich nerwów. I cały świat eksplodował feerią barw, a dzielona na dwoje nieskończoność pochłonęła moją duszę.

Nie wiem, ile czasu to trwało. Gdyby ktoś mi powiedział, że krzyczałam z całych sił, nie zdziwiłabym się. Moje ciało chyba jednak zachowało resztki samokontroli, bo gdy wrócił mi wzrok, nie spostrzegłam wokół siebie nikogo poza Anką. Chwyciła mnie mocno, mocno za kark, wplatając palce w moje włosy.

- Podobało mi się, Kasiu - zamruczała mi wprost do ucha, niskim, zmysłowym głosem - Musimy to częściej powtarzać.

Poczułam, jak przepełnia mnie radość i uniesienie. Sprawiłam jej przyjemność. Dzięki mojej rozkoszy czuła się dobrze. Czy mogłam liczyć na większe szczęście?

Nagle powietrze przeszył triumfalny ryk zadowolenia wydobywający się z gardeł dwóch mocno podchmielonych facetów. Momentalnie wróciłam do rzeczywistości.

- Gooooooooooool! Jeeeeeeeest! Rogeeeeeeeer! Polska, Polska... biało-czerwoniiii! - ochrypły wrzask przetoczył się przez cały dom, wstrząsając chyba jego fundamentami.

Coś zakotłowało się w pokoju. Zastygłam w przerażeniu, ale Anka nie straciła zimnej krwi. Momentalnie pchnęła mnie za wysoki barek, który dzielił moją kuchnię na pół, jednocześnie nogą przesuwając pod stół moje porozrzucane ubranie. W tym samym momencie Paweł i Roman wpakowali się do kuchni. Struchlałam, uświadamiając sobie, że przecież stoję na pół naga, oddzielona od wzroku mojego męża i jego przyjaciel jedynie niewielkim przepierzeniem. Że moja cipeczka, mokra od soków spływających mi na uda jest o krok od zdemaskowania. Że poza lekkim t-shirtem nie mam na sobie nic! Nagle zrobiło mi się słabo, poczułam, że krew zastyga mi w żyłach. Na szczęście żaden z kibiców nie zwrócił uwagi na moją bladość.

- Dziewczyny, jest cud! - krzyczał w uniesieniu Paweł - Wygrywamy z Austrią 1:0!!!!

- Roger kocham cię - wtórował mu Roman - Polskaaaaa!

Anka śmiała się z nimi. Boże, jak ja jej zazdrościłam tej samokontroli, tej siły, tej umiejętności panowania nad sytuacją. Sięgnęła po kolejne piwa do lodówki i wręczyła je naszym mężom.

- No, to zdrowie piłki - zarządziła i spróbowała wypchnąć ich z kuchni. Nie było to takie łatwe.

- Chodźcie z nami, laski - Roman spróbował objąć swoją żonę - Pokibicujemy wspólnie! Teraz już będzie z górki!

Anka zgrabnie wyswobodziła się z jego ramion.

- Dobra, skończymy tu robotę i zaraz do was przyjdziemy.

- Anka, zostaw te wasze sałatki - spróbował jeszcze - Tam jest mecz!

- Powiedziałam: zaraz. Wy macie swoje przyjemności... - parsknęła śmiechem i spojrzała na mnie przeciągle - ... a my - swoje.

Paweł już zajął miejsce na kanapie. Rozległ się syk otwieranego piwa.

- Dobra, stary, zostaw ją. Już zaczynają!

Roman czknął głośno i machnął ręką na Ankę. Zostałyśmy same. Nasi panowie wrócili do kibicowania.

Oparłam się ciężko o barek. Nogi drżały mi, bałam się że upadnę. Anka wesoło podeszła do mnie i położyła mi rękę na napiętym pośladku.

- Chodź, Kaśka, zrobimy im tę sałatkę, bo zaczną coś podejrzewać - zaśmiała się

Powoli odzyskiwałam zdolność mówienia.

- Anka, o mały włos...

Położyła mi palec na ustach.

- Nic nie mów. Było bosko. Bierz się za tę marchewkę.

- Ale...

Uśmiechnęła się zbójecko i przeciągnęła dłonią po mojej muszelce, zbierając krople pokrywających ją soków. Uniosła palce do nosa, wciągając głęboko mój zapach, a potem patrząc mi w oczy spokojnie je oblizała.

- Na twoim miejscu ubrała bym się. Cała kuchnie pachnie już tobą...

Pochyliłam głowę, skrywając uśmiech szczęścia.

- Tak, proszę Pani...

Zdążyłyśmy zrobić sałatkę, zanim skończyła się pierwsza połowa meczu.

Ravenheart

i.ravenheart@gmail.com

Ten tekst odnotował 44,337 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.93/10 (47 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (3)

0
0
Bardzo fajnie się czytało to opowiadanie. Czy będzie kontynuacja?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Solidne wykonanie.

Jedyne co mi się wyraźnie w oczy rzuciło to "Znowu dotknęła zimnym końcem mojej szpareczki, ". To nie koniec szparki był przecież zimny. "zimnym końcem mokrą szparkę" powinno być. I tyle. Ta historia błaga o prequel lub sequel.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Merci. To jest bardzo stare opowiadanie... Pomyślane było jako "jednoaktówka", nie wiem czy jest tu pole do kontynuacji...
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.