Zastygła krew (I)
18 sierpnia 2012
Szacowany czas lektury: 25 min
Opowiadanie jest pełne niezwykle brutalnych scen, jest to jednak fikcja literacka więc proszę o wyrozumiałość.
Liceum, które miał przed oczyma Kevin było zwyczajne. Duży budynek, zadbany i ładnie ogrodzony sprawiał wrażenie przytulnego i zachęcał do wejścia na teren szkoły. Chłopak miał jednak zupełnie inny plan. Przyjeżdżał tutaj od miesiąca tylko po to by poznać rozkład zajęć Natalie. Nigdy wcześniej jej nie widział, a o jej istnieniu dowiedział się w bardzo przykrych okolicznościach. Odnalazł ją dzięki popularnemu portalowi społecznemu, na którym miała założone konto. Oglądał jej zdjęcia bardzo dokładnie, musiał mieć bowiem stuprocentową pewność, że się nie pomyli i rozpozna ją w tłumie. Plan tego dwudziestosiedmioletniego mężczyzny był niemalże idealny. Wszystko miał przemyślane i przygotowane wiele miesięcy temu, a sama idea zrodziła się już w wieku lat dwudziestu. Szedł wtedy na drugi rok studiów prawniczych i w tym właśnie okresie w jego umyśle powstała ta przerażająca wizja, którą obiecał sobie zrealizować za wszelką cenę, gdy tylko będzie gotów. Nie przypuszczał, że cały swój plan będzie w stanie spełnić w niecałe dziesięć lat od chwili, w której wpadł na ów przerażający pomysł. Nie mógł też być pewnym, iż będzie dostatecznie silny psychicznie gdy nadejdzie ten długo oczekiwany i planowany od lat moment. Bał się, że najzwyczajniej stchórzy i wszystko się posypie. W tej chwili był jednak coraz bardziej pewny siebie, czuł że nadszedł ten dzień, dzień w którym dokończy swe wieloletnie dzieło i będzie mógł poczuć smak prawdziwej zemsty.
- Jest! – pomyślał, gdy tylko zobaczył młodą i zgrabną dziewczynę przekraczającą bramę szkoły. Uruchomił silnik, i nadal czekał, patrząc przez ciemne okulary jak obiekt jego zainteresowania oddala się w kierunku sporego parku. Ciemnowłosa, wysoka licealistka szła szybkim, pewnym krokiem w asyście ociężałego znajomego, który wyraźnie ją spowalniał. Było już koło siedemnastej, przytłaczająca szarość dnia wprowadzała melancholijny, a może nawet depresyjny nastrój, nękając solidnie zziębniętą i przemęczoną zajęciami nastolatkę przejmującym chłodem i mokrą, nieprzyjemną deszczową bryzą. Jak zauważył Kevin, jej długie, ciemne włosy pod wpływem wilgoci i wiatru pofalowały się i poskręcały tworząc loczki podobne do serpentyn często zawieszanych na choinkach. Z każdą chwilą, postać tej dziewczyny oddalała się będąc coraz mniej widoczną, aż w końcu rozwiała się całkowicie między kiedyś zielonymi, a obecnie żółto i czerwono zabarwionymi liśćmi rosnących nieopodal drzew. W tej właśnie chwili, tracąc ją z oczu, Kevin przebudził się z zamyślenia i ruszył w pogoń za swoją przyszłą zdobyczą. Nie mógł wjechać samochodem na drogę, którą ona wybrała, jednak doskonale poznał tę okolicę i wiedział gdzie znajduje się punkt położony niedaleko tej ścieżki, a jednocześnie będący dość daleko od reszty zabudowań. Mknął samochodem w to wcześniej wybrane miejsce i po kilku minutach był na ustalonej pozycji. Silnik wyłączył automatycznie. Wysiadł z samochodu i wyciągnął z bagażnika niewielki plecaczek, który założył na plecy. Chłodny wiatr, przeniknął jego ciało wywołując dreszcze i bardzo silny niepokój. Zastanawiał się, czy to strach, czy też jedynie, zwykła reakcja na zimno. Z minuty na minutę odczuwał zdecydowanie narastające napięcie, ręce schowane w kieszeniach mimowolnie miętosiły niewielkie przedmioty znajdujące się tam z nimi. Krok miał jednak pewny i stabilny, a umysł trzeźwy i skupiony na jednym tylko zadaniu, zadaniu które miał wykonać ten jeden raz w życiu. Minęło zaledwie parę minut, gdy zaczajony za starą, drewnianą budką, zobaczył zmierzającą w jego stronę dziewczynę. Energicznym ruchem ściągnął plecak i wydobył z niego szklaną buteleczkę z łacińską nazwą leku oraz białą, delikatną gazę.
- Zupełnie jak w filmie... - przyszło mu do głowy, po czym bezwiednie rozlał nieznaczną część specyfiku na materiał, który trzymał w dłoni. Wziął głęboki oddech i zarzuciwszy bagaż na plecy, oczekiwał na tę przesądzającą o całym jego dalszym życiu chwilę. Nasączona środkiem usypiającym o dużej sile gaza, parzyła go w dłoń lecz mimo to, nie wypuścił jej i niemalże w bezdechu, stał nieruchomo czekając aż ofiara będzie dostatecznie blisko by mógł zatopić w niej kły. Czerwony, lekki płaszczyk mignął mu przed oczami i właśnie wtedy zaatakował. Impuls, wyzwolił w nim prawdziwy instynkt drapieżcy. Jednym, śmiertelnie pewnym susem dopadł swoją zdobycz i nie dał jej szans na obronę czy ucieczkę. Silne, napięte do granic możliwości mięśnie objęły dokładnie dziewczynę i uciskając na brzuch oraz twarz zacisnęły się z przerażającą determinacją. Dziewczyna, zupełnie jak łania pochwycona w paszczę tygrysa, miotała się w szale i przerażeniu, jednak natychmiast opadła zemdlona i bez sił. Lek był bardzo silny i działał natychmiast odbierając świadomość. Mężczyzna podniósł swą zdobycz i biegiem ruszył przez zarośla w kierunku zaparkowanego samochodu. Szczęśliwie nikt go nie dostrzegł. Park był pusty a auto stało na uboczu. Z ogromnym pośpiechem wrzucił bezwładne ciało do bagażnika i zatrzasnął go, jakby bojąc się, że licealistka obudzi się przedwcześnie i zacznie wzywać pomocy, odbierając mu tym samym szansę wykonania dalszej części planu. Samochodem jechał powoli, musiał być ostrożny gdyż ewentualna kontrola przez policję mogła skończyć się dla niego fatalnie w skutkach. Kierował się więc w stronę okolicznych wiosek, by wąskimi i opustoszałymi uliczkami dotrzeć do celu. Gdy zajechał w pobliże niewielkiej działki był już wieczór. Przysłonięty przez chmury księżyc udawał, że nie widzi jak młody mężczyzna beznamiętnie wyciąga omdlałe ciało z bagażnika i niesie pod osłoną nocy do drewnianego, piętrowego domku.
Ta posiadłość, ogrodzona z trzech stron przez wysoki żywopłot, a z jednej tylko przez ogromne drzewa była jedną z wielu takich leżących w tej małej wsi. Kevin nie był jej właścicielem, należała do jego dziadków którzy zakupili ją wiele lat wcześniej lecz przyjeżdżali na nią jedynie w ciepłe letni dni, dbając przecież o własne zdrowie. Młodzieniec był zatem pewien, że nikt się na niej nie zjawi. Jesienna słota skutecznie odstraszała starsze małżeństwo od wyjścia z bezpiecznego mieszkania. Klucze, które kiedyś sobie dorobił przydały się teraz idealnie. Wszedł bez żadnego problemu i natychmiast położył dziewczynę w pokoju. Następnie szybko sprawdził czy wszystkie okna są zasłonięte i zabrał się za rozpalanie małego kominka, stojącego w tymże pomieszczeniu. Drewna jak zawsze nie brakowało, a nabyte umiejętności w rozpalaniu sprawiły, że ogień zapalił się w mgnieniu oka. Gdy wszystko to wykonał, poczuł jak opanowuje go spokój. Nie obawiał się, że zostanie przedwcześnie złapany, nie przejmował się nawet dymem wydobywającym się z kominka gdyż wiedział, że w nocy jest praktycznie niemożliwym go zobaczyć.
- Gdzie... gdzie... gdzie jestem...? – usłyszał nagle łamliwy, nieskładny szept i obudził się z błogiego letargu. Znowu musiał zacząć działać. Natychmiast podbiegł do leżącej na sofie torby i wyjął z niej wcześniej przygotowane narzędzia i przedmioty. Chwilę później podszedł do budzącej się uczennicy i włożył jej w usta kawałek zwiniętego materiału, zaklejając go dużą ilością taśmy samoprzylepnej. Następnie złapał ją za ręce i przyciągnął do stojącego w centrum pokoju, sporej grubości drewnianego pala, który podtrzymywał część kondygnacji domu. Bezwładna i otumaniona dziewczyna, nie ruszała się jeszcze dość energicznie by przeszkodzić swojemu porywaczowi na przypięcie jej do tego właśnie drewnianego bloku. Chłopak położył ją na brzuchu i wyciągnął ręce obejmując nimi drewniany pal, następnie spiął je solidnie metalowymi kajdankami, nie zostawiwszy dziewczynie praktycznie żadnej możliwości ruchu.
Dopiero kilka minut później Natalie w pełni odzyskała świadomość. Była przerażona. Próbowała wstać ale jej układ nerwowy wciąż opanowany był przez podany wcześniej narkotyk uniemożliwiając jej to skutecznie. Płakała, tylko to mogła zrobić. Całkowicie bezbronna, nie widziała nawet twarzy swojego kata, widziała tylko niewielka część domu w którym się znajdowała. Wiedziała, że nie ucieknie, nie mogła tylko domyślić się kto, dlaczego i co chce jej zrobić. Wyczuwała, że ktoś jest za nią, że się jej przygląda, że ma nad nią pełną władzę i bała się coraz bardziej. Nagle poczuła na szyi dotyk męskiej dłoni. Wzdrygnęła się gwałtownie, ale szarpiąc się powodowała tylko ból w swych opiętych kajdankami nadgarstkach. Łzy płynęły jej z oczu, a serce biło jak szalone sprawiając, że w mózgu tworzyły się setki najstraszniejszych scenariuszy tego co zaraz nastąpi. Dłoń tymczasem delikatnie przesunęła się po aksamitnej skórze i pogładziła zawilgotniały od łez policzek.
- To musi się wydarzyć... - usłyszała cichy, ciepły lecz zarazem przejmujący szept tuż przy swoim uchu. Wsłuchiwała się w przyspieszony i płytki oddech sprawcy, który smagał jej nagą skórę powodując dreszcze przerażenia. Z załzawionych oczu spływały kolejne, mikroskopijne strumyczki przezroczystego płynu, który chwilowo nawilżał napiętą z nerw twarz. Patrząc na swoją ofiarę, tak całkowicie bezbronną i zagubioną we własnym strachu, Kevin walczył ze sobą jak nigdy wcześniej. Nie jest możliwym, by w pełni przedstawić jego stan psychiczny, jego wewnętrzną walkę, która trwała aż do ostatniej chwili, do ostatniego momentu, w którym mógłby się jeszcze zatrzymać.
Przypominam sobie teraz dokładnie, cichy i spokojny ton jego głosu, starannie wypowiadane słowa, przemyślane i pełne wewnętrznego zrozumienia samego siebie. Pamiętam, w jaki sposób opisywał tamte chwile, swoje uczucia, obrzydzenie, nienawiść i miłość. Opowiadał, że w pewnej chwili ręce przestały mu drżeć, że sięgnął po metalowe nożyce do materiału i ciął materiał jej ciemnozielonej bluzki. Mówił, że spodnie ściągnął z niej z wielkim wysiłkiem, zupełnie tak jak dziecko rozbierające ruchomą lalkę, której ubranko skurczyło się po wypraniu w zbyt dużej temperaturze. Ciemnej barwy bielizna była dlań najtrudniejszym zadaniem, bał się jej dotknąć ale jednocześnie chciał rozerwać na strzępy ten ostatni bastion jego ludzkich odruchów. "Nie wiedziałem w jaki sposób mam pozbyć się tego materiału, zagradzał mi drogę na którą nie chciałem wejść, a która była mi przeznaczona. Nożyce leżące tuż przy jej udzie napawały mnie irracjonalnym strachem, że ją skrzywdzę, zranię przypadkiem przy rozcinaniu zapięcia stanika. Przejmowałem się tym, wiedząc że nie mogę pozwolić by kiedykolwiek opuściła to miejsce, czy rozumiesz o czym mówię. Czy możesz wyobrazić sobie mój stan? Nie wiem co mną kierowało, być może myślałem o tym jak o czymś nieprawdziwym, nierzeczywistym, nierealnym...". Po chwilach takiego opętania zapadał zwykle w letarg, było to coś w rodzaju umysłowej stagnacji, w której usypiał na jawie i budził się wiele minut później będąc już w zupełnie odmiennym stanie.
Odwiedzałem go w więzieniu regularnie, za każdym razem starając się wniknąć do jego świata w pełnym wymiarze, tak głęboko, by zrozumieć. Nie było to dla mnie zadanie specjalnie przyjemne, często łapałem się na tym, że mam odruch wymiotny na myśl o tym co robię. Słuchałem wspomnień potwora, analizowałem je i zachwycałem się nim i jego inteligencją pomieszaną z obłędem. Nie potrafię zrozumieć co mnie w nim tak pasjonowało, co tak bardzo ciągnęło do jego umysłu i zimnych oczu. Bałem się zawsze gdy przekraczałem próg jego celi, serce mi przyśpieszało i czułem jak moje schładzające się ciało wydziela coraz większe dawki potu. Nienawidziłem tego uczucia i za każdym razem obiecywałem sobie, że następnym razem będzie inaczej. Było jednak zupełnie tak samo. Jakiś paraliż ogarniał mnie w obecności tego człowieka, fascynacja, odraza, ciekawość i strach stanowiły mieszankę wybuchową, z którą organizm nie mógł sobie poradzić. Ten specjalny rodzaj przywiązania nie pozwalał mi jednak zaprzestać moich praktyk i mimo podświadomego sprzeciwu nadal kontynuowałem ten tragiczny jak się później okazało proces. Nasze kolejne dwa, bądź trzy spotkania przebiegły bez większych niespodzianek, nic nowego i istotnego nie zostało powiedziane i zapadliśmy w chwilowy bezruch, który zupełnie niespodziewanie dla mnie przełamać zechciał sam Kevin, tak jakby poczuł, że jeśli czegoś mi nie powie to straci ten ostatni rodzaj kontaktu z normalnym światem, gdyż zaprzestanę moich częstych wizyt widząc, że nie wydobędę z niego nic więcej. W pewnym sensie pewnie miał rację, zapewne skróciłbym i ograniczył moje wizyty, a w konsekwencji może i w ogóle ich zaprzestał. Prawdopodobnym było, że gdyby przez dłuższy czas nie udało mi się nic z niego wydobyć tak właśnie by się stało, a do tego Kevin nie chciał i chyba nie mógł dopuścić. Myślę, że zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że musi ciągnąć swoją spowiedź rozwlekle lecz bez zbędnej przesady, tak by nie zniechęcić mnie do dalszych wizyt, a jednocześnie podsycać umiejętnie moją ciekawość. Wiedział też pewnie, że moje spotkania z nim nie służą jedynie zaspokojeniu moich potrzeb lecz mają na celu wydobycie z niego pewnych kluczowych dla sprawy informacji, informacji których mógł przecież udzielić tylko on. Prokuratorzy, jak śmiem przypuszczać wiele by dali, aby móc poznać nasze rozmowy, nawet mimo to, że nie padło w nich jak na razie nic czego by sami nie wiedzieli lub chociażby przypuszczali. Kilka spraw, do których był kluczem pozostało ciągle nierozwiązanych, a jego zeznania byłyby niezwykle pomocne. Kevin jednak rozmawiał tylko ze mną, psychiatrów i psychologów witał nieprzerwanym milczeniem oraz szyderczym i pewnym siebie uśmiechem straceńca. Czerpał przyjemność z tego typu praktyk, które doprowadzały lekarzy i śledczych do zrozumiałej wściekłości. On jednak w ten tylko sposób mógł poczuć się pełnoprawnym człowiekiem. Oczywiście nie pochwalałem tego i starałem się zgodnie z instrukcjami na wszelkie sposoby wyciągać z niego potrzebne informacje. Wymagało to dużo wysiłku i czasu, a często i tak okazywało się zupełnie bezowocne gdyż więzień mówił w taki sposób, jakby to była gra, w którą tylko on potrafi grać i której zasady może zmieniać wedle swoich potrzeb.
Przeczuwałem, że bawi się ze mną, że ma jakiś większy plan, jakąś wizję tego jak to wszystko ma przebiegać i jak zostanie zakończone. Dopiero później okazało się, że w według jego zasad w tą grę nie można było wygrać.
Na pewnym ze spotkań, Kevin wyraźnie się przebudził. Była to już któraś z kolejnych naszych rozmów od czasu gdy opowiedział mi o metalowych nożycach i swoim strachu przed skrzywdzeniem tej nastoletniej dziewczyny i zupełnie nie spodziewałem się, że on sam zacznie ciągnąć tę historię dalej. Opowiadał o tym w taki sposób jakby te wcześniejsze, puste rozmowy nie miały miejsca. Rozpoczął dokładnie w tym samym miejscu w którym wtedy urwał swoją wypowiedź i uległ czemuś na wzór otępienia. Patrząc teraz przez okno, biorąc głęboki wdech zimnego, nocnego powietrza odtwarzam w pamięci te przeszywające słowa. Czuję jak nieprzyjemny dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Nie mogę opanować drżenia rąk i nadmiernej potliwości, lecz słucham, uważnie i w pełnym skupieniu. Słucham tak, by nie uronić ani jednego przeszywającego mnie zdania, tak by nigdy nie zapomnieć.
Mężczyzna, ostrożnie wziął w dłoń zimne, metalowe nożyce i delikatnie przejechał nimi po plecach dziewczyny. Szybkim i sprawnym ruchem rozciął zapięcie stanika i wyciągnął go spod leżącej na brzuchu Natalie. Przywarła mocniej do podłoża i szybko oddychała, łapiąc tyle powietrza ile tylko mogły pomieścić jej płuca. Była piękna. Leżąc tak bezbronnie i zanosząc się od tłumionego usilnie szlochu przypominała małą dziewczynkę, którą obudził zły sen i która boi się podnieść głowę by nie zobaczyć, że to nie nocna mara lecz rzeczywistość. Kevin odłożył górną część jej bielizny na stertę reszty jej ubrań i teraz już wpatrywał się w nią z odległości dwóch metrów. Patrzył niezwykle usilnie na okryte koronkowymi stringami gładkie pośladki uczennicy i próbował rozbudzić w sobie pożądanie. Niestety, bezskutecznie. Widok spiętej kajdankami, półnagiej dziewczyny, leżącej na podłodze o dziwo nie wystarczał, nie powodował u niego wzwodu. Zdenerwowanie, które wcześniej opanował powróciło teraz i zaczęło przejmować nad nim kontrolę. Wściekłość mogła doprowadzić do niepożądanych skutków, mogła go zgubić i nie mógł sobie na nią pozwolić gdy był już tak blisko wypełnienia swojej misji. Szybkim krokiem, podszedł do niewielkiej szafeczki stojącej w drugim pokoju i wyjął z niej niewielką fiolkę z dwiema tabletkami w środku. Wyjął jedną z nich i połknął, a drugą położył na małym stoliku stojącym nieopodal. Spokój znowu powrócił i bardzo dokładnie zaczął przygotowywać się do tego co miało nastąpić. Uklęknął tuż przy dziewczynie i rozerwał ostatnią część ubrania jaka ukrywała dostęp do jej najintymniejszych miejsc. Jego ręce przesuwały się po jej nagich, perfekcyjnych nogach gładząc je i nieznacznie uciskając. Oddech powoli mu przyspieszał ale opanowanie nie opuszczało go ani na chwilę, cały czas wiedział dokładnie co i jak ma robić. Błądzące delikatnie dłonie przeniósł na pośladki dziewczyny i ścisnął mocno kila razy powodując jęk bólu ofiary. Nie było pośpiechu w jego ruchach. Celebrował moment swojego panowania, swojej władzy. Nikt nie mógł mu przeszkodzić, nikt nie mógł zatrzymać. Spokojnym ruchem wsunął ręce pod uczennicę tak, że dotykał palcami jej wzgórka łonowego. Przesuwał się po nim zataczając koła i drażniąc. Natalie ze łzami w oczach, zaciskała najmocniej jak tylko umiała uda i głośno wciągała suche powietrze przez nos. Bezcelowe były jednak jakiekolwiek próby uniknięcia dotyku. Kevin z najwyższa starannością zajmował się całym jej ciałem. Dotykał jej wszędzie. Jej bezbronność dodawała mu pewności, a zażyta tabletka rozbudzała coraz silniejsze pożądanie. Rosnący w spodniach członek, sprawiał mu ból potęgujący tylko jego determinację. Ściągnął z siebie spodnie razem z bokserkami i nagim, naprężonym penisem przywarł do ciała leżącego przed nim. Nie rozpoczął jednak penetracji, wsuwał i wysuwał mokre od śluzu przyrodzenie między zwarte pośladki. Szeroko otwarte oczy dziewczyny oraz niezwykle intensywne bicie jej serca świadczyły o przerażeniu jakie spowodowało w niej zachowanie mężczyzny. Wściekłość i łzy mieszały się w niej zwalczając się nawzajem. Wiedziała co za chwilę się stanie, czuła już niemal jak ten obrzydliwy narząd wdziera się w jej wnętrze i plugawi je, bezcześci w najbardziej bezwzględny i ohydny sposób. Czuła wewnątrz obrzydzenie do samej siebie, do swojego ciała i do tego co za chwilę miało nadejść. Poczucie zniewolenia i strach przed zadanym jej cierpieniem w miarę nasilających się zabiegów gwałciciela powodowały, że jej obrona słabła by upaść ostatecznie na sekundy przed zbrodnią. Jej spięte ciało, raz po raz wzdrygające się od dotyku męskiego członka w pewnej chwili rozluźniło się w geście poddania. Pośladki rozsunęły się, a uda naprężone do tego stopnia, że unosiły się nad ziemią, opadły gwałtownie. W tej oto chwili poczuła jak twarde prącie wbiło się w jej wnętrze sprawiając potężny ból. Mężczyzna leżący na niej i przygniatający ją do podłogi zaczął ją gwałcić mocnymi i pewnymi ruchami. Kolejne pchnięcia przeszywały jej drobne ciało. Bardzo cierpiała. Ból jaki jej zadawał miał teraz wymiar nie tylko psychiczny ale i fizyczny. Wsuwający się w nią nabrzmiały penis boleśnie obcierał jej narządy. Krwawiła. Silne ręce jednak ściskały jej obolałe piersi, a członek uporczywie dewastował jej delikatne wnętrze. Z każdym kolejnym ruchem mężczyzny z jej ust wydobywało się przeraźliwe wycie. Wyła z bólu, nie mogąc go znieść. Wypływająca z pochwy krew obmyła członka, który skąpany w tej brudnej czerwieni bezcześcił niewinne ciało w niewyobrażalnie brutalny sposób. Napastnik z wyjątkowym sadyzmem rozszarpywał niemalże swoim narządem mokre od krwi łono. Zaciśnięte w piąstki ręce naprężały się za każdym posunięciem gwałcącego ją mężczyzny. Nadgarstki na których widniała stal kajdanek, miały charakterystyczne czerwone obręcze od napinania kajdan. Piersi, gdy nie były ściskane przez silne ręce gwałciciela ocierały się podłoże, które haratało tę miękką i gładką skórę powodując na twarzy dziewczyny kolejny grymas bólu. Kolejne szybkie pchnięcia, poruszały całym ciałem tej drobnej ofiary, całkowicie bezbronnej i doznającej wyjątkowej krzywdy. Kevin czuł się wspaniale, jak oszalały wyładowywał nagromadzoną przez lata agresję i złość. Opanowanie, które wymagane było we wcześniejszych etapach jego zamierzeń teraz ustąpiło miejsca furii i szaleństwu. Napawał się smakiem jej cierpiącego ciała, smakował je co chwilę przygryzając kark i szyję oraz liżąc mokre od łez policzki. Zapach ich spoconych ciał ocierających się o siebie i wijących w tak bezwstydny, wyuzdany sposób przyprawiały go o zawrót głowy. Podniecenie było niemożliwe do opanowania, a rozkosz jaką czuł zatapiając się raz po raz w jej cudownym, zniewolonym przez jego brutalną siłę wnętrzu, zachęcała tylko do ostrzejszego pieprzenia swojej ofiary. W pewnej chwili, słysząc kolejny jęk katowanej dziewczyny wysunął się z niej i naparł z wielką mocą na jej ciasny odbyt. Mokry od krwi członek wdarł się do środka, rozszerzając go i powodując przerażający ból. Chwilę trwało zanim Kevin wyciągnął go i rozsmarował na nagich, wspaniale napiętych pośladkach resztki wciąż ciepłej krwi. Następnie kolejnym mocnym ruchem ponownie wszedł między jej zwarte pośladki i rozpoczął intensywną penetrację jej drugiej dziurki. Nie było mu jednak dane napawać się długo tą nową formą znęcania się nad swoja ofiarą bowiem stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Pod wpływem jego wściekłych, pełnych agresji i dzikiego pożądania ruchach, gwałcona dziewczyna zemdlała z bólu i leżąc bezwładnie, przyjmowała jego tortury. Rozszalały ze złości mężczyzna wysunął się z opuchniętego i zroszonego krwią ciała i kucnął przy twarzy omdlałej dziewczyny. Jednym mocnym uderzeniem ręki wybudził swoją ofiarę i leżącym nieopodal kluczykiem rozpiął kajdanki uwalniając tym samym jej nadgarstki. Rozbudzona Natalie, poczuwszy, że jej dłonie są wyswobodzone rzuciła się z rozcapierzonymi palcami na napastnika próbując zranić go w twarz. Mężczyzna, był jednak szybszy i pochwyciwszy jej wycieńczone ręce przywarł nimi do ziemi rozszerzając je. Siedział teraz okrakiem na brzuchu dziewczyny i trzymał jej dłonie przy ziemi. Natalie była zbyt słaba by móc stawić czoła jego wściekłości. Z półprzymkniętymi, pełnymi łez oczami czekała aż to obrzydliwe dla niej cielsko położy się na niej i patrząc na jej spłakane oblicze będzie gwałcić ją do ostatecznego zaspokojenia. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że napastnik traktując ją tak wyjątkowo brutalnie wznosi się na wyższy poziom rozkoszy i podniecenia i przerażało ją to coraz bardziej. Zgodnie z jej przewidywaniami, młody mężczyzna ułożył się na niej i wsuwając zakrwawionego członka zaczął gwałcić ją tym razem w ten jeszcze bardziej dla niej bolesny sposób. Patrzył na nią z dziką satysfakcją, widział jej strach, cierpienie i zniewolenie i cieszyło go to, dodawało siły i podniecało. Minęło kilka minut tego ostrego rżnięcia gdy zaczął przyspieszać do ostatecznej prędkości i nasilenia penetracji jaki mógł osiągnąć. Pieprzył ją najmocniej jak tylko potrafił. Jej twarz pokryta była grymasami bólu i łzami, z wnętrza jej ciała wypływała zmieszana z jego sokami krew plamiąc wszystko dookoła i nadając jego pchnięciom szczególnego rodzaju chlupot. Poruszał całe jej ciało za pomocą siły własnych lędźwi. Napięte, czerwone i poharatane piersi unosiły się z każdym jego ruchem aż w pewnej chwili wszystko ustało. Potężny, niosący spełnienie orgazm targnął ciałem gwałciciela. W tym momencie wepchnął w nią swojego członka najmocniej jak tylko mógł i opadł na nią dotykając ustami jej twarzy. Lekko zwolnił uściska jej rąk lecz ciągle miał nad nimi kontrolę. Tkwiący w jej pochwie skąpany w krwi i spermie penis drgał jeszcze nieznacznie powodując u dziewczyny odruch wymiotny. Czuła się zbrukana, bezpowrotnie zniszczona.
- Potwornie było słuchać jej jęków. Wydawała je z siebie z każdym mocnym ruchem moich lędźwi. Nie było w nich nawet cienia przyjemności, tylko czysta udręka, ból i bezradność. I przecież o to mi chodziło. Z każdym kolejnym cichszym lecz ciągle przeciągłym jękiem moja satysfakcja rosła, a podniecenie zwiększało się szaleńczo opanowując moje ciało. Gdy poczułem, że krwawi wzmocniłem jeszcze swoje ruchy i gwałciłem ją jakbym chciał ją w ten sposób zabić. Wiłem się na niej w amoku pożądania i pieprzyłem z całych sił. Nic nie mogło mnie już powstrzymać, przekroczyłem tę granicę i nie mogłem wrócić. Musiałem to zrobić właśnie w ten sposób. Gdy podniosłem się z jej wycieńczonego ciała i z spojrzałem na nią skuloną i zakrwawioną poczułem chwilowy spokój. To nie był jednak koniec. Początkowo usiadłem i wpatrywałem się w nią jak w jakieś niezwykłe dzieło, które stworzyłem własnymi dłońmi. Kontemplowałem to czego dokonałem, patrzyłem na całkowitą destrukcję, której sam byłem twórcą. Ten chaos, te zgliszcza jej i mojego człowieczeństwa, naszych świadomości zmienionych bezpowrotnie przez moje czyny. Dla mnie to była rozkosz w najczystszej postaci. Widok cierpienia tej dziewczyny był afrodyzjakiem i ciągle było go mało..
Jego opowieść, zapamiętana z tak niezwykłą dokładnością poraziła mnie. Nie potrafiłbym relacjonować tego zdarzenia w taki sposób, wyjątkowo logiczny, spokojny, zupełny. Niczego nie pominął, wszystkie słowa wypowiadał z tym samym zimnym opanowaniem i nieruchomym spojrzeniem szaleńca. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że celebrował i w jakiś specjalny sposób dobierał słowa by nadać swojej mowie jeszcze bardziej anormalny charakter. Gdy tylko zakończył swój nieprzerwany nawet przez mój oddech monolog, wstałem i poprosiłem strażnika by mnie wypuścił. Szedłem szybko, chciałem opuścić to miejsce bez okien, bez wolności, bez nadziei na zmianę. Odgłos moich kroków, odbijających się od twardych, obdrapanych ścian przygniatał mnie, a myśli niczym rozszalałe morze wyrzucały swój gniew w postaci kolejnych fal obrzydzenia i strachu. Spierzchnięte usta jak u karpia wyjętego z wody, otwierały nieregularnie, by co chwilę łapać kolejne hausty zakurzonego powietrza. Przerażające, krwiste spojrzenie tego drapieżcy bez sumienia, przenikało moją zgubioną w mroku korytarza duszę. Odgłosy więziennych cel i dźwięk wiatru współgrały z przyspieszonym biciem serca tworzą harmonię strachu i tylko pulsujące tętno przypominało mi, że wciąż żyję.
Bezbarwny, zaćmiony przez gęste deszczowe chmury dzień wdarł się do sypialni. Wstając czułem się otępiały i pusty. Bałem się tego dnia. W nocy targały mną koszmary. Nie potrafiłem zebrać myśli ani zacząć normalnie funkcjonować. Czułem się spowolniony, rozbity i zmęczony. Tak bardzo chciałem położyć się i przespać wiele godzin. Długi czas przygotowywałem się do wyjścia. Czułem się samotny i opuszczony. W istocie byłem sam.
Dźwięk alarmu w telefonie oznajmiał godzinę dziewiątą. Bolała mnie głowa i czułem jak ciało zaczyna się pocić. Nienawidziłem tego uczucia. Pomieszanie strachu, zdenerwowania i nieznośnego zapachu potu drażniło mnie. Za każdym razem zdzierałem z siebie skórę, trąc ciało szorstką gąbką by zmyć z siebie tę woń, to przekleństwo. Wydawałem setki złotych na perfumy, starałem się zamaskować odór tej znienawidzonej wydzieliny tak bym nie czuł go przy każdym ruchu. Miałem mdłości. Ubierając się w pośpiechu i spryskując wilgotne jeszcze ciało sporą dawką perfum spoglądałem na zegarek. W kilka minut byłem gotów, chwilowo czułem się czysty. Przyjemny zapach spowijał moje ciało i dodawał pewności siebie oraz zapewniał chwilową ulgę. Marzyłem o spokoju.
- Proszę wstać, sąd idzie – tubalny głos oznajmił, że na niewielkiej, wyraźnie zatęchłej sali pojawił się mały człowieczek w todze. Rozwiane włosy i nienaturalnie zmarszczone brwi mogły tworzyć złudzenie zagubienia tej niewielkiej istoty wśród obecnych na rozprawie osób. Niewysoki osobnik pewnym krokiem skierował się jednak na swoje miejsce i bez zbędnej zwłoki usiadł wywołując ciche skrzypnięcie krzesła. Grymas na suchej i białawej twarzy ukazywał jego postać w iście żałosny sposób, jakby cierpiał od ciężaru stroju, który miał na sobie. Z owym zniekształconym wyrazem twarzy rozpoczął po krótkiej chwili posiedzenie. Zabawne, że człowiek tak niepozorny, mizerny i ironicznie zbudowany miał orzekać w sprawie Kevina Moorea.
Po prawej stronie sali rozpraw wraz ze swoim adwokatem siedział oskarżony. Miał delikatnie opuszczoną głowę i ociężałe powieki, które zdawały się prosić by je zamknąć i dać im odpocząć. Pamiętam, że przypominał mi wtedy lwa zamkniętego w klatce. Wydawał się pogodzony ze swoją niewolą. Tak jak zwierzę zamknięte w klatce nie reaguje na wrzeszczące dzieciaki i rzesze turystów, tak on z nienaturalnym spokojem ignorował otaczającą go rzeczywistość. Jego niepokój zdradzała jedynie niezatrzymująca się nawet na chwilę prawa noga, która drgała intensywnie przez cały proces. Zastanawiałem się co czuje, o czym myśli, czy w ogóle jest w stanie myśleć. Patrząc tak na niego, pragnąłem by cierpiał. Nie mogłem życzyć mu niczego innego i modliłbym się o to gdybym w cokolwiek mógł uwierzyć.
Podczas trwania rozprawy najbardziej uderzyły mnie słowa prokuratora, człowieka poważnego, surowo wyglądającego i zdającego wyznawać pewne uniwersalne wartości w sposób intensywniejszy od innych. Widać było dumę w jego oczach i całkowitą pogardę dla swojego przeciwnika.
- Oskarżam Kevina Moorea o to, że dnia 22 marca 2011r porwał Katarzynę Wiśniewską, a następnie przetrzymując ją wbrew jej woli wielokrotnie zgwałcił, ostatecznie doprowadzając ofiarę do śmierci na skutek poniesionych obrażeń. Oskarżony popełnił czyn zagrożony karą dożywotniego pozbawienia wolności. – w tym momencie prokurator nie zakończył swojej oskarżycielskiej mowy lecz ciągnął dalej zwracając się wprost do sądu. - Wysoki sądzie obecny na sali zwyrodnialec dopuścił się przestępstwa jakim jest zabójstwo kwalifikowane zagrożone jak już wspomniałem karą dożywotniego pozbawienia wolności. Kevin Moore swój czyn zaplanował w każdym najmniejszym szczególe, działał świadomie i z bezpośrednim zamiarem popełnienia czynu zabronionego o czym przekona się zarówno sąd jak i obecni na sali rozpraw widzowie w toku przedstawiania przez prokuraturę materiałów dowodowych. Ten człowiek porwał młodą dziewczynę, jeszcze dziecko a następnie więził i brutalnie gwałcił przez wiele dni czego skutkiem była śmierć ofiary spowodowana wycieńczeniem, głodzeniem oraz regularnym katowaniem przez sprawcę. Wysoki sądzie, ten proces i zasądzona w nim kara muszą być przestrogą dla każdego kto będzie choćby rozważał zamiar popełnianie przestępstwa. Przede wszystkim jednak musi być to akt sprawiedliwości, akt próby zadośćuczynienia rodzinie zamordowanej dziewczynki...
- Ona żyje, jeszcze nie zginęła! Nie mogę już słuchać tej wzruszającej przemowy o tym jaka była biedna i jak bardzo ją skrzywdziłem. Panie prokuratorze, przecież nie znaleźliście ciała skąd więc pewność, że moja jak to nazwaliście ofiara już nie żyje? Czyżbyście opierali się tylko na poszlakach, które co prawda mogą sprawiać takie wrażenie i moich wcześniejszych zeznaniach? Przykro mi ale chcę złożyć nowe zeznania, tu i teraz. Chcę aby wszyscy zrozumieli cel mojego działania i dopiero wtedy mnie osądzili.
W trakcie tej burzliwej wymiany zdań serca publiczności ale także i organów prawa musiały stanąć w miejscu. Oto oskarżony wykrzyczał w sądzie, że jego ofiara żyje, że jeszcze nie umarła a dowody, poszlaki oraz zeznania, które złożył wcześniej dały prokuraturze mylne podstawy by sądzić, że uprowadzona i wieziona przez niego Natalie już nie żyje. Prokurator był w szoku, sędzia nerwowo spoglądał to na oskarżyciela, to na adwokata Pana Moorea. Oskarżony jednak ciągnął swą wypowiedź dalej doprowadzając siedzącą na miejscu dla świadków matkę ofiary do szaleńczej rozpaczy i obłędu.
- Na waszym miejscu, zamiast zajmować się pasjonującym zadaniem jakim jest osądzenie mnie według zgodnie z zasadami prawa proponowałby jednak poszukać zamkniętej przeze mnie Kasi. Myślę, że długo już nie wytrzyma zważywszy, że noce są chłodne a ona jest naga i spętana. – nagle zwrócił się wprost do przerażonej matki więzionej dziewczyny. - tak suko, twoja córka jeszcze żyje, lecz to się niedługo zmieni. Podczas gdy będziecie mnie sądzić ona tymczasem będzie powolnie umierać dokładnie tak jak wskazał pan prokurator, z wycieńczenia, strachu i zimna. Nie możecie nic zrobić, jesteście niczym! Niczym!
Szalejącego w ekstazie zwyrodnialca wyprowadzono z sali rozpraw na polecenie skamieniałego człowieczka w todze, który nigdy jeszcze nie miał do czynienia z taką sytuacją. Całe jego doświadczenie nic już nie znaczyło, oto ten psychopata zakpił z nich wszystkich i skazał na niewysłowione męczarnie matkę swojej ofiary, która w szale zaczęła przeraźliwie krzyczeć i zdzierać z siebie ubrania, haratając skórę i rzucając się jak w amoku. Musiała zostać przewieziona do szpitala.
Rozprawa została odroczona, a prokurator dostał polecenie ponownego, tym razem wyłączonego z jawności przesłuchania oskarżonego. Policja postawiona w stan gotowości ruszyła by przeszukać wszystkie miejsca, w których według informacji przebywał lub choćby mógł przebywać psychopata.
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie w jaki sposób dotarłem do domu, którędy wracałem i kiedy opuściłem sąd. Byłem w szoku, moje podejrzenia, które wydawały mi się irracjonalne prawdopodobnie okażą się prawdziwe. Wściekłość, że nie starałem się nikogo powiadomić wcześniej o tym co przeczuwałem, a co wydawało mi się bestialstwem niegodnym nawet takiego szaleńca jak Kevin rzucała mną czyniąc niezdolnym do normalnego życia. "Nigdy nie powiedział, że zabił tę dziewczynę" czytałem w swoim notatniku.