Zasiłek
9 czerwca 2016
Szacowany czas lektury: 34 min
Przeczytane w internecie: "Witam! Szukam partnerki do programu 500 plus, oczywiście bez zobowiązań. Kwotę dzielimy na pół. Kwestia opieki nad dziećmi do ustalenia. Zostaw lajka lub komentarz." (Facebook, 17. maja 2016, użytkownik Spotted: Łomża)
Dawno temu, w odległej galaktyce, na planecie łudząco podobnej do Ziemi.
W życiu każdego człowieka są chwile i zdarzenia, często zupełnie zwyczajne i umykające naszej uwadze, dające początek niespodziewanym wcześniej zmianom, po których nic nie jest już takie, jakie było wcześniej. Takim punktem zwrotnym może być spóźnienie się na autobus i rozmowa z przypadkowym nieznajomym na przystanku, który jakiś czas potem zostanie partnerem życiowym. Może to być wygrana na loterii, po której dom szczęśliwego gracza zostaje splądrowany przez włamywaczy, a jego żona i dzieci zostają porwane dla okupu. Może nim być minuta oczekiwania w kolejce do kasy w supermarkecie, kiedy stojąca tuż obok piękność okazuje się koleżanką z przedszkola, chętną zatrzymać się na kawę, a w krótkiej przyszłości zostać wspólniczką w biznesie. Dowolny drobiazg, przypadek, może zdecydować o losie człowieka. Dla nastoletniej Ewy i jej mamy Aldony takim właśnie zdarzeniem stała się transmisja telewizyjna debaty dwóch pań, starających się przekonać do siebie potencjalnych wyborców.
W późne październikowe popołudnie z głośników telewizora strumieniami lały się obietnice wyborcze i propagandowe frazesy. Aldona mieszała właśnie w kuchni ciasto na naleśniki. Jej czternastoletnia córka, jedynaczka, leżąc z nogami założonymi na oparcie kanapy, nerwowo rozpinając i zapinając dolny guzik koszuli, z zapartym tchem przysłuchiwała się debacie, mającej zdecydować o losach państwa i narodu.
„Kolejne obietnice, okrągłe zdania. Polacy mają tego już dosyć, oni chcą dzisiaj konkretów!” – grzmiała jedna z kandydatek. – „Ja te konkrety mam. Przygotowałam program - Narodowy Program Zatrudnienia. Ustawę, która ma dać właśnie szansę na zakładanie własnych firm i na pracę dla młodych ludzi. Program Wsparcia Rodzin – pięćset złotych na każde dziecko!”
- Mamo, słyszałaś? Będą płacić na dzieci! – Ewa przekazała mamie dobrą nowinę.
- Co? Dziecko! Oni ciągle coś obiecują. Naleśniki zaraz będą gotowe. – dobiegł ją głos matki z kuchni.
- Pięćset złotych! Mamo, to my też dostaniemy! – nastolatka nie dała za wygraną.
- Coś ci się chyba przesłyszało, Ewuś!
- Wcale nie.
- No, koniec już tego leżenia, kolacja gotowa. I ubrała byś się przyzwoicie, a nie się tak rozkładasz półgoła jak nałożnica w haremie. – Bez porcji przekomarzań z córką, zazwyczaj chodzącą po domu w luźnych koszulkach i zupełnie nie dbającą o przykrycie oznak kobiecości, dzień Aldony byłby stracony.
- Ale mamo! – faworyta sułtana okazała teatralne oburzenie.
- No, no... Tylko żeby przy chłopaku ci takie pozy nie przyszły do głowy!
- Jak będzie chłopak... to się o niczym nie dowiesz. – Ewa roześmiała się niewinnie, jak jej biblijna imienniczka, przed spotkaniem węża.
- Przed matką niczego nie ukryjesz, córuś... Jedz już! – Aldona podała córce talerz i przyjrzała się jej z matczyną miłością.
Nastolatka nie była już małą dziewczynką. Mimo że zaczęła dojrzewać trochę później niż większość rówieśniczek, na trzy miesiące do piętnastych urodzin mogła się pochwalić obfitym biustem i szerokimi biodrami. Trądzik, stanowiący nie lada zmartwienie, kiedy Ewa zaczynała gimnazjum, ustąpił niemal całkowicie. Tylko sporadycznie jakaś zabłąkana krosta szpeciła jej poza tym idealnie gładką twarz. Naturalny uśmiech i duże piwne oczy były wprost piękne. Aldona domyślała się, że lada dzień w córce zaczną zakochiwać się koledzy z klasy i że wielu nieszczerych osobników płci męskiej będzie chciało najpierw całować jej słodkie wargi, a potem wykorzystać młode ciało naiwnej i niewinnej nastolatki. Zazdrościła córce urody i zapowiadających się porywów miłości, a jednocześnie chciała za wszelką ceną ustrzec ją przed pułapkami miłości.
- Aleś ty wyrosła. – odezwała się mama ostentacyjnie kierując wzrok na pierś Ewy wystającą spod niedopiętej koszuli.
- Mamo! – zareagowała śmiechem Ewa, zmuszona zapiąć jeden guzik więcej.
- Ach, żebym ja była taka ładna w twoim wieku... Wszystko by się potoczyło inaczej... – głos Aldony przybrał melancholijne tony.
- Wiem, wiem... byłby książę z bajki i miałabyś z nim piątkę dzieci a nie tylko mnie.
- Wystarczyłoby dwoje...
Tymczasem telewizor odezwał się ponownie na temat pieniędzy dla dzieci:
„Tutaj jest ustawa Rodzina 500+, dająca właśnie pomoc, wsparcie materialne dla rodzin. Pięćset złotych na każde dziecko!“
- Ewuś! Czy ty słyszałaś to co ja? Ciekawe do jakiego wieku będą dawać te pieniądze.
- Przecież od samego początku o tym mówię. Do osiemnastu chyba!
- E tam! I tak się skończy tak jak zawsze. Raka też mieli leczyć, a widziałaś, jak w szpitalu wujka Tolka wykończyli... Nie ma o czym gadać, Ewuś.
Aldona jeszcze przez kilka dni była sceptycznie nastawiona do obietnic polityków. Potem jednak nastąpiło trzęsienie ziemi. Dotychczasowa koalicja przegrała wybory, władzę przejęła opozycja. Co najważniejsze, ani nowa premier, ani prezydent, ani szef zwycięskiej partii nie wycofywali się ze złożonych obietnic. Wręcz przeciwnie:
„Damy pięćset złotych na każde dziecko” – w każdym wystąpieniu zapewniała pani premier.
„Pięćset plus – to nasz priorytet.” – wtórował jej prezydent.
„Nieprawdą jest, że nie ma pieniędzy na 500+” – mówił wicepremier od finansów.
„500+ zostanie zrealizowane w pierwszej kolejności. Nie zawiedziemy wyborców.” – obiecywała szefowa rządu.
I jak tu nie uwierzyć? Zaszalały! Prezenty na Boże Narodzenie były znacznie droższe niż w poprzednich latach, Sylwester bardziej wystawny, a w lutym mama i córka pojechały na dwutygodniowe wczasy za granicę, do górskiego kurortu z basenami zasilanymi ciepłą wodą geotermalną.
Wyjazd ten, jednocześnie z okazji ferii zimowych oraz dla celebracji piętnastych urodzin Ewy, jak również zwiększone wydatki świąteczne, Aldona sfinansowała pożyczką, tak zwaną chwilówką. Zdecydowała się na nią kalkulując przyszłe wpływy z obiecanego zasiłku na dzieci. Mama i córka bawiły się doskonale: w trakcie pobytu w górach, Ewa przeczytała po raz trzeci wszystkie tomy Harrego Pottera, a Aldona nadrobiła wieloletnie zaległości w pływaniu, saunie i innych wodnym przyjemnościach.
Powrót do kraju był też jednocześnie powrotem z bajki do rzeczywistości.
„Tak jak obiecaliśmy, damy pięćset złotych na każde dziecko, o ile jest to drugie bądź kolejne dziecko w rodzinie.” – oświadczyli zgodnie, pani premier, prezydent i ministrowie rządu odpowiedzialni za finanse.
- Jak to? A co z pierwszym dzieckiem? – pytały się siebie nawzajem Aldona i Ewa, nie dowierzając własnym uszom i oczom.
- Pani zasiłek się nie należy. Ma pani tylko jedno dziecko, a żeby dostać zasiłek na pierwsze dziecko, nie spełnia pani kryterium dochodowego. Poza tym musimy sprawdzić, kto jest ojcem córki, żeby się nie okazało, że ktoś na nią już pobiera świadczenie. – urzędniczka wydziału socjalnego dała ostateczną, jednoznaczną odpowiedź.
A raty trzeba spłacać... Widmo bankructwa zawitało w mieszkaniu Ewy i Aldony.
- Mamo, co teraz?
- Nie wiem, dziecko... Możliwe, że trzeba będzie coś sprzedać...
- Tylko co? Mamo! – Ewa była przerażona, a po głowie zaczęły jej chodzić coraz głupsze myśli.
W końcu, rezolutna córa wymyśliła:
- Mamo, wydamy cię za mąż!
Pierwsza reakcja Aldony była oczywiście na nie.
- Czyś ty oszalała? Aluś, za kogo? Kto tam weźmie taką starą glizdę. Córuś, daj spokój. Ty lepiej zacznij myśleć o swoim ślubie...
- Ja mam jeszcze czas - sama mówiłaś. Już ja ci znajdę męża. – zapowiedziała Ewa i poczyniła odpowiednie kroki. Założyła mamie konto na Facebooku. Wstawiła kilka zdjęć i napisała w „statusie” następujące ogłoszenie:
SZUKAM PARTNERA DO PROGRAMU 500+.
W przeciągu pierwszego tygodnia zgłosiło się kilkunastu kandydatów, potem jeszcze kilku. Powinno więc być z kogo wybrać. Niestety, nie nadawał się nikt. Mężczyźni byli albo bezdzietni, albo płacili alimenty, albo żyli w szczęśliwych związkach. Każdy z nich opacznie zrozumiał treść ogłoszenia – jedni widzieli w nim ogłoszenie matrymonialne, a inni podejrzewali, że samotna kobieta przed czterdziestką szukała anonimowego dawcy spermy. Ewa, odpowiadająca na zgłoszenia panów jako własna, nie świadoma niczego, mama, była zszokowana treścią niektórych propozycji. Wrażenie wywołane przez fantazyjne opisy perwersji seksualnych było tak wielkie, że dziewczyna przez kilka nocy miała problemy z zaśnięciem. Nie raz budziła się w środku nocy oblana potem, mając przed oczyma końcówkę snu, w którym główną rolę odgrywał jakiś starszy mężczyzna bez twarzy, ale za to z dużym językiem. O ile wcześniej w jej snach pojawiali się chłopcy przytulający ją i czule całujący, o tyle po korespondencji z chętnymi zapłodnić jej mamę, sny Ewy urywały się na krótko przed penetracją. Tego finalnego etapu zbliżenia z mężczyzną, dziewicza fantazja nie była jeszcze w stanie ogarnąć, nawet w marzeniach sennych. W innych okolicznościach bawiłaby się pewnie doskonale, wirtualnie wcielając się w rolę dojrzałej kobiety. W nocy, przed zaśnięciem przerabiałaby przeczytane treści jeszcze raz, bawiąc się pod kołdrą swoją mokrą kobiecością. Tym razem jednak, nie o zabawę chodziło, lecz o znalezienie realnego partnera do „pięćset plus”: faceta z jednym dzieckiem, w tym samym wieku co Ewa lub młodszym. Po dwóch tygodniach bez owocnych poszukiwań, młoda agentka matrymonialna musiała spojrzeć prawdzie w oczy. To zadanie okazało się być niewykonalnym.
Tymczasem Aldona była coraz bardziej przekonana do pomysłu córki. Ewa była „wpadką” pierwszej miłości. Chłopak piękny i przystojny okazał się świnią. Po pół roku wrócił do byłej narzeczonej, zostawiając po sobie z początku niewidzialną pamiątkę, która z czasem urosła w jej brzuchu, a po dziewięciu miesiącach wyskoczyła na zewnątrz, krzycząc i płacząc po niemowlęcemu. Aldona nie miała wtedy jeszcze pełnych dwudziestu lat. Taka była młoda i głupia. Od tamtej pory nie miała mężczyzny. Samotnie, z pomocą rodziców i siostry, wychowała córkę na piękną i mądrą nastolatkę, która lada dzień miała pójść do liceum, potem na studia, a następnie wyjechać gdzieś w świat szeroki-daleki w poszukiwaniu własnej drogi życia. Rodzice kobiety, dziadkowie Ewy, starzeli się w oczach, kto wie jak długo mieli jeszcze się cieszyć życiem i jako takim zdrowiem. Przydałby się ktoś, w kim Aldona mogłaby znaleźć oparcie i z kim mogłaby spędzać dnie, kiedy córka opuści mieszkanie. Ukradkiem przyglądała się swemu odbiciu w lustrze i stopniowo nabierała przekonania, że pomysł zamążpójścia miał ręce i nogi. Trzydzieści pięć lat to przecież jeszcze nie wyrok. W tym wieku życie dopiero się zaczyna, myślała. Była szczupła, zgrabna. Wprawdzie pan Bóg biustu poskąpił, ale czy tylko cycki się liczą? Aldona nigdy nie paliła, nigdy nie nadużywała alkoholu, nie przejadała się i nie niedosypiała. Wyglądała wciąż atrakcyjnie, względnie młodo, energicznie. Nie było żadnego powodu, by nie miała wpaść jakiemuś facetowi w oko. Wystarczyło tylko dopuścić tę myśl do siebie i nie lekceważyć ewentualnego kandydata... Gdy tylko przekonała się do tej śmiałej myśli, udała się do fryzjera i kazała przemodelować swój image. Z blondynki stała się brunetką, wracając do naturalnego koloru włosów.
Wreszcie zdarzył się cud. Na Facebooku napisał pewien samotny mężczyzna, wychowujący piętnastoletniego syna. Ewa aż podskoczyła z radości, widząc krótki komunikat, w którym nieznajomy pytał się o szczegóły przedsięwzięcia. Krótko potem entuzjazm nastolatki opadł na samo dno oceanu optymizmu. Okazało się bowiem, że ów kandydat był ojcem jej kolegi z klasy, chłopaka, na temat którego wszyscy bez wyjątku mieli zgodną opinię, że to dureń. Adam – tak miał na imię chłopak – nie dość, że nielubiany przez rówieśników, poszturchiwaniem, podstawianiem nogi i innymi głupimi zaczepkami starał się zwrócić na siebie uwagę. Notorycznie dokuczał kolegom, nie zrażając się boksami, które raz po raz dostawał od chłopaków, całkiem wytrąconych z równowagi. Kiedy na niego krzyczano, albo okładano pięściami, śmiał się tylko przeraźliwie skrzeczącym głosem, rechotał jak żaba, jeszcze bardziej denerwując wszystkich dookoła.
„Boziu, tylko nie Adam! On ma być moim udawanym bratem? Za jakie grzechy? Boże!” – pomyślała piękna gimnazjalistka, lecz nadaremnie. Próżny żal, beznadziejne modlitwy. Nikt inny się nie zgłosił. Było nawet gorzej. To nie pan Marek napisał pierwszy komunikat do pani Aldony, lecz jego syn, Adam, podszywając się pod ojca tak samo, jak zrobiła Ewa.
Niemniej, raty do spłacenia i galopujące odsetki to nie przelewki. W obliczu groźby niewypłacalności, ani nierozgarnięty Adam nie był straszny, ani to, że pieniędzmi z zasiłku trzeba się podzielić i z pięciuset złotych robiło się zaledwie dwieście pięćdziesiąt. Sprytna nastolatka doprowadziła plan do końca i w najbliższym możliwym terminie pani Aldona i pan Marek stanęli na ślubnym kobiercu w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Z odpisem aktu małżeństwa w garści, Aldona czym prędzej udała się do urzędu złożyć wniosek o zasiłek. Już dług nie był straszny, już można było spokojniej planować wydatki, aż tu nagle, pod koniec miesiąca, kolejne rozczarowanie:
- Państwu zasiłek się nie należy, bo nie prowadzą państwo wspólnego gospodarstwa domowego. Jak pani to sobie wyobraża? Pani z córką w jednym mieszkaniu, mąż z synem w drugim i jeszcze pańswto miałoby dopłacać do tego luksusu? – głos urzędniczki nie pozostawiał wątpliwości. Aldona zrozpaczona wróciła do domu z przysłowiowym kwitkiem.
Następnego dnia rano poszła do urzędu jeszcze raz, w towarzystwie córki. Okazało się, że światełko w tunelu jeszcze nie zagasło. Należało tylko udowodnić, że rodzina mieszka razem. Jak? To proste. Urzędniczka wyjaśniła, że mogła skierować kontrolę do mieszkania pani Aldony. Jeśli pracownik socjalny potwierdziłby, że mąż, żona i dzieci mieszkali razem – na trzydziestu ośmiu metrach kwadratowych powierzchni mieszkalnej, w dwóch pokojach z kuchnią, łazienką i przedpokojem, to nie tylko pięćset złotych by się należało, ale też, jeśli zarobki okazałyby się dostatecznie niskie, jakąś dodatkową zapomogę udałoby się, być może, wyskrobać. Wystarczyć miała tylko jedna wizyta pracownika opieki. Kiedy? Prawdopodobnie w ciągu tygodnia od dnia zgłoszenia.
Poczyniono stosowne przygotowania. Do pokoju Ewy panowie, ojciec i syn, wnieśli drugi tapczan, który stanął w miejsce szafy i regału z pamiątkami, a w salonie pojawiło się łóżko polowe. Plan był taki, by pan Marek z Adamem nocowali u swej nowo poślubionej żony i macochy przez kilka nocy, aż do "niezapowiedzianej" wizyty pracownicy socjalnej, która zazwyczaj ma miejsce rano, zanim dorośli udadzą się do pracy, a młodzież pójdzie do szkoły. Ewa, nie chcąc w pojedynkę spędzać wieczorów z Adamem, zaprosiła jeszcze starszą o rok kuzynkę Magdę, będącą jednocześnie jej najlepszą przyjaciółką, mieszkającą w tym samym mieście. Po udanym potwierdzeniu, że rodzina prowadzi jedno gospodarstwo domowe, przedstawienie miało się zakończyć i panowie mieli wrócić do siebie.
W międzyczasie, nieznajomi aktorzy poznawali się coraz lepiej. Pracując razem nad przygotowaniem sztuki, stopniowo przełamywali dzielące ich bariery. Okazało się, że pan Marek, hydraulik „złota rączka”, wcale nie był apatyczny i pierdołowaty, jak się wydawało jego żonie i pasierbicy do dnia ślubu. Podobnie Adam, po kilku rozmowach poza budynkiem gimnazjum, okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem, zupełnie innym niż Adam znany ze szkoły. W szczególności, w obecności ojca zachowywał się cicho i potulnie, w pełni okazując skrytość i ponadprzeciętną nieśmiałość.
Magda, ku totalnemu zaskoczeniu kuzynki, zwróciła jeszcze uwagę na wysportowaną sylwetkę i szerokie barki chłopaka. Walory fizyczne zupełnie umykały uwadze dziewczyn, znających go jako niedowartościowanego głupkowatego klasowego chuligana, a urzekły natychmiast widzącą go po raz pierwszy w życiu szesnastolatkę. Tym radośniej zgodziła się podjąć rolę przyzwoitki i specjalnie na tę okazję kupiła nową, o rozmiar za dużą, luźną piżamę w postaci krótkiej halki na cienkich ramiączkach i głęboko osadzonym dekolcie.
- Tylko się nie wygadaj mojej mamie ani Krzyśkowi (starszemu bratu Magdy) – poprosiła Ewę, kiedy wspólnie wybierały halkę w supermarkecie.
- Wystarczy, że moja mama cię zobaczy. Wiesz jak ona się rzuca, kiedy ja chodzę po domu zbyt skąpo? A ty to chcesz założyć przy chłopaku... Fuj! – śmiejąc się życzliwie i powątpiewając w odwagę kuzynki, odpowiedziała Ewa pół żartem, pół serio.
- Nie zobaczy. Przy niej będę mieć na sobie jeszcze bluzę dresu. Zresztą, wcale nie jest powiedziane, że zdejmę ją przy Adamie... Chłopak musi najpierw zasłużyć i zdobyć moje zaufanie. Poza tym, on przecież jest teraz częścią rodziny. O czym my tu więc rozmawiamy? – wyjaśniła Magda, pod płaszczykiem żartu próbując ukryć swe niewyraźne marzenia i potwierdzając plany wobec nowego „przyszywanego” kuzyna, których jeszcze nie była do końca pewna.
Wieczorny rodzinny seans telewizyjny dobiegł końca. Młodzież udała się do swojego pokoju, zostawiając rodziców samych. Dziewczyny już od dobrych dwóch godzin były wykąpane i przebrane do spania, mogły więc ograniczyć nocną toaletę do dwóch minut na mycie zębów. Również Adam nie potrzebował wiele czasu na prysznic. Rodzice pokrzątali się jeszcze trochę po mieszkaniu, ale i oni dość szybko dokończyli swoje zajęcia i zamknęli się na noc w pokoju, w planie mieszkania widniejącym pod nazwą pokój dzienny.
- Pani Aldono, śpi pani już? – pierwszy odezwał się pan Marek, głowa nowo sformowanej rodziny.
- Jeszcze nie. Niewygodnie panu? – odpowiedziała Aldona, rzeczywiście mająca tego dnia nie lada problem z wyciszeniem wewnętrznego dialogu, toczącego się w jej głowie.
- Wygodnie... Nie na takich kamieniach przychodziło już spać... Opowiedzieć pani, jak spaliśmy w namiotach u podnóża Elbrusu?
- Gdzie? Nic pan nie mówił o podróżach w Kaukaz. – zainteresowała się żona pana Marka.
- Dawne dzieje, pani Aldono. Jeszcze byliśmy przed ślubem... To właśnie wtedy zrobiliśmy z Anetą naszego bęcwałka.
- Oj, panie Marku, pójdę sprawdzić, czy już śpią... – Aldona zaszeleściła kołdrą, lecz nie zdążyła wstać z łóżka przed mężem.
- Niech pani leży spokojnie. – szepnął do niej spokojnym głosem, położywszy dłoń na jej ramieniu. Lekko popchnął ją obiema rękami, kierując ją z powrotem na plecy i zaoferował, że sam pójdzie skontrolować sen syna, przybranej córki oraz siostrzenicy żony.
Do pokoju, nazwanym niegdyś przez architekta sypialnią, nie wszedł. Zadowolił się ledwie słyszalnymi odgłosami toczonej szeptem rozmowy i cichym dziewczęcym śmiechem dochodzącym zza drzwi. Wrócił do salonu i zapewnił, że dzieci spały w najlepsze.
- Jak pan chce, może się pan koło mnie położyć... Na czas opowieści... – zaproponowała nieśmiało Aldona, jąkając się niemiłosiernie.
- Będzie pan mógł wtedy mówić ciszej, żebyśmy nie pobudzili dzieci – dodała, nie przestając się jąkać, by racjonalnym argumentem zachęcić do swej propozycji.
- Skoro pani nie ma nic przeciw... U pani będzie o wiele wygodniej niż na tych kamieniach – pan Marek z ochotą przyjął zaproszenie.
O Elbrusie nie zdążył powiedzieć ani słowa. Jak tylko zajął miejsce pod kołdrą, opierając głowę na łokciu, obejmując kolanami nogę żony i kładąc drugą rękę na jej udo, musiał odpowiedzieć na nowe pytanie:
- Dlaczego ona pana rzuciła? Nie układało się państwu?
- Układało. – odparł błądząc palcami poniżej pachwiny.
- To dlaczego? Oczywiście nie musi pan mówić, jeśli pan nie chce. – drganie głosu Aldony zdradzało napięcie jeszcze bardziej niż paraliż kończyn i wcześniejsze jąkanie się.
- Nie chciała mieć dzieci... – szepnął pan Marek.
- Jak to? A Adam?
- Adama chciała i jeszcze jedno dziecko, ale mieliśmy pecha – urodziły się nam trojaczki.
- Jak to? I co z nimi? – zainteresowała się aktualna żona pana marka jego potomstwem z poprzedniego małżeństwa.
- Nic się nie stało. Płacę jakieś tam alimenty, ale żona mnie do nich nie dopuszcza. Głupi sąd nas tak podzielił, że mnie przypadł Adam a jej dziewczynki. – dłoń pana Marka już całkiem śmiało uciskała udo Aldony krążąc bez ustanku między kolanem a pachwiną.
- Ale powiedział pan, że żona nie chciała mieć dzieci... – zapytała szeptem pani młoda, jeszcze nieśmiało, jak przystało na noc poślubną, ale już nieco bardziej rozluźniona.
- No, nie chciała już więcej... – Marek przerwał odpowiedź i na chwilę, niejako na próbę, wsunął palce pod materiał bielizny fikcyjnej żony.
- Och, nie... – Aldona drgnęła i na moment zamarła w bezruchu, ale na tym zakończył się jej protest.
- Więcej? – szepnęła po chwili, ponawiając pytanie.
- A ja chciałem. Zrobiłem tak – padła odpowiedź, po której mąż oburącz chwycił rąbek majtek żony i zdecydowanym ruchem pociągnął w dół.
- Panie Marku, nie trzeba. – Aldona wyraziła ostatnią wątpliwość, lecz zdecydowanie jej męża musiało wziąć górę.
- Unieś biodra! – pan Marek przestał się ceregielić.
Błyskawicznie pozbawił swą nową żonę dolnego ubrania, jeszcze szybciej ściągnął z siebie zbędną w tamtym momencie część garderoby, po czym kontynuował opowieść:
- I jak Anetka nie chciała tego zrobić, to ja zrobiłem tak... – W tym momencie Marek rozepchnął kolana małżonki na boki i wskoczył jej między nogi, demonstrując praktycznie, jak posiadł swą byłą żonę wbrew jej woli.
- Aaach, Marek! – rozbrzmiał ostatni tamtej nocy szept Aldony.
Pierwsze kochanie małżonków nie trwało bardzo długo i nie obfitowało w różnorakie wyrafinowane pozycje. Właściwie, używając języka niektórych kolegów Ewy i Magdy, ograniczyło się do ujeżdżania kobiety w pozycji zwanej, nie wiadomo dlaczego, misjonarską. Nawracanie żony okazało się jednak skuteczne. Aldona, wyczerpana galopem, wtuliła się w ramiona męża i bez słowa, natychmiast zasnęła. W pełni przekonana do nowej wiary, nie musiała już o niczym myśleć.
W tym samym czasie, w sąsiednim pokoju odbyła się gra miłosna z udziałem syna pana Marka.
Obecność kuzynki i chorobliwa wręcz nieśmiałość Adama, nieudolnie próbującego zataić swoje zainteresowanie wyglądem obu dziewcząt, sprawiały że Magda czuła się bezpiecznie. W kuszeniu chłopaka mogła sobie pozwolić na znacznie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Szczuplejsza i nieco wyższa od Ewy, obdarzona przez naturę równie obfitym biustem, długowłosa blondynka była w pełni świadoma wrażenia, jakie wywierała na osobnikach płci męskiej. Wcześniej, nie raz i nie dwa pozwoliła się zaprosić temu czy innemu koledze do kina i wiedziała doskonale na czym polega całowanie z języczkiem.Przez kilka lat, odkąd tylko zaczęła dojrzewać, zdążyła odebrać od rówieśników i starszych chłopaków tyle sygnałów fascynacji jej ciałem oraz pożądania, że swego piękna i atrakcyjności mogła być bardziej niż pewna. Praktycznie cały czas ktoś był w niej zakochany, a ona wybrednie odrzucała umizgi większości kandydatów.
Adam okazał się inny niż większość chłopaków, którym się wcześniej podobała. On wprost ślinił się na widok obu sióstr ciotecznych, mimo wyraźnych usilnych starań, nie mógł powstrzymać się od zerkania na ich nogi i dekolt, ale udawał obojętność, a w rozmowie nie pozwalał sobie na żadne, najbardziej nawet niewinne, aluzje seksualne. Ktoś inny w podobnej sytuacji już dawno pchałby się z łapami, lecz Adam zachowywał się tak, jakby rzeczywiście był najprawdziwszym bratem. Magda, nie zważając na krzywe spojrzenia Ewy, bez pardonu zaatakowała go piersiami.
Ledwie Adam przekroczył próg pokoju, jego świadomość wystawiona została na działanie kobiecych wdzięków. O ile Ewa przykryła się skromnie kołdrą, o tyle Magda zasiadła po turecku na krześle przy biurku, uprzednio zdjąwszy bluzę i powiesiwszy ją na oparciu. Przez kwadrans albo dłużej, dopóki nie zgasiła światła, nastolatka kręciła się, pochylała i wyginała plecy, pozwalając biustowi co i rusz uwalniać się spod luźnego materiału przydużej halki i drażnić bezlitośnie męski zmysł wzroku. Adam nie miał się jak bronić. Zagadywany przez „siostrę cioteczną” kolejnymi pytaniami, nie mógł wtulić głowy w poduszkę, ani odwrócić się w inną stronę. Nie chcąc być nieuprzejmym, musiał na nią patrzeć, a jego wzrok za każdym razem bezwiednie opuszczał się z jej twarzy na bardziej ruchome części ciała. Magda, przyłapawszy „kuzyna” na tych zerknięciach, wiedziała, że jej pozornie niewinne zabiegi działały na niego z niemałą siłą. To widoczne potwierdzenie w błędnych oczach Adama własnej atrakcyjności siłą rzeczy musiało też wpłynąć na emocje samej dziewczyny. Aż jej pod brzuchem mrówki urządziły przemarsz stulecia na myśl o tym, jak reagowały na jej widok inne części ciała Adama – mózg ukryty pod czaszką i drugi mózg, ten schowany w bokserkach i przykryty kołdrą. Jakie myśli krążyły w głowie Ewy, milcząco przysłuchującej się szeptanej konwersacji nowego brata i starej siostry ciotecznej, można się tylko domyślać.
- Jak na koloniach – żartobliwie zauważyła Magda, położywszy się na tapczanie obok kuzynki, zaraz po zgaszeniu światła.
Ewa nie miała już powodu, by udawać, że spała. Natychmiast odwróciła się więc z boku na plecy, sygnalizując gotowość do rozmowy przed snem.
- Co masz na myśli? – spytała szeptem.
- Jak to co? Nie pamiętasz? – Magda odpowiedziała enigmatycznie, mając na celu wywołanie wrażenia tajemniczości oraz aby sprowokować pytanie ze strony Adama.
Co miała na myśli wyjaśniła kuzynce bez słów, pod kołdrą dyskretnie targając ją za biust.
- Aha... – przytaknęła młodsza kuzynka.
Po tym frywolnym geście nie było już miejsca na domysły: Magda wspomniała kilka epizodów z obozu letniego, na który obie kuzynki pojechały razem. Mniej więcej w połowie obozu, nad ranem, po kryjomu i bez wcześniejszej zapowiedzi do pokoju dziewcząt przyszła grupka znajomych chłopców. Prawie natychmiast ta potajemna wizyta przerodziła się w walkę na poduszki każdego z każdym. Podczas chaotycznych przepychanek, chłopcy ani chwili nie próżnowali, mniej lub bardziej niedyskretnie łapiąc dziewczyny za biust i klepiąc po pośladkach. Pięć minut później, męska szarańcza wyskoczyła przez okno, ratując się ucieczką przed schwytaniem przez opiekunki grupy dziewczęcej, które niechybnie musiały się wkrótce zjawić, zwabione przez głośne śmiechy i krzyki. W ostatnim tygodniu kolonii, takie napady poranne miały miejsce codziennie, z czego dwa razy jeszcze budzony był pokój Ewy i Magdy. Dla młodszej z kuzynek były to pierwsze i, póki co, ostatnie tak bliskie spotkania z męskimi rękami. Będąc przedmiotem miłych wspomnień oraz punktem wyjścia dla skrytych marzeń i fantazji, nie ulegały zapomnieniu.
- Aha, ale o co chodzi? – spytała zdziwiona Ewa, niwecząc szansę na włączenie się Adama do rozmowy.
- No wiesz... – słowa Magdy nie stały się ani o jotę bardziej jednoznaczne.
Co innego jej gesty. Dziewczyna, przechodząc zupełnie samą siebie, ku jeszcze większemu zdumieniu kuzynki, ściągnęła przez głowę halkę i ani na sekundę nie wysuwając się spod kołdry, została w samych majtkach. Blondynka kurczowo chwyciła Ewę za rękę, dla dodania sobie animuszu, i szepnęła głośno:
- Adam, śpisz? Chodź do nas... Pogadamy jeszcze.
Gdyby wiedział na jaką pokusę miał zostać wystawiony, z pewnością stchórzyłby i nie pisnąłby ani słowa. Na szczęście dla siebie samego nie miał świadomości, jaka niespodzianka na niego czekała. Przełknął ślinę przez zaciśnięte gardło, mruknął coś pod nosem i podszedł do tapczanu.
- Wolisz z brzegu czy w środku? – spytała Magda niby niewinnie.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, ściągnęła całą kołdrę na siebie i poleciła chłopakowi, by zajął miejsce pomiędzy siostrami.
- Ja idę spać. – oświadczyła Ewa, nagle, drugi raz tamtego wieczora, wyłączając się z nocnych dyskusji. Obróciła się na bok, plecami do przyszywanego „brata”, na którego ostrzyła sobie zęby jej ukochana lecz tym razem szalona i nieodpowiedzialna kuzynka.
W nagości Magdy naiwny chłopak zorientował się nie od razu. Najpierw zalotna blondyna musiała polecić mu, by się obrócił w stronę Ewy.
- Podrap ją po plecach, to się rozburmuszy. – poprosiła.
Chłopak z oporami spróbował wykonać to polecenie. Niezdarnie i bardzo nieśmiało przyłożył palce na wysokości łopatek i zaczął lekko skrobać „siostrzane” plecy. Dopiero wtedy Magda przysunęła się do niego i opierając się gołym biustem o jego plecy, powiedziała mu prosto w ucho:
- Nie tak... Zobacz... – i sięgając ręką do pleców siostry ciotecznej sama zaczęła ją drapać wzdłuż kręgosłupa.
- Ona tak lubi. – wyjaśniła Magda, całym ciałem napierając na Adama, niby przypadkiem i tylko dlatego, że musiała dotrzeć ręką daleko przed sobą.
Znalazłszy się pomiędzy dwiema pięknymi dziewczynami i dokładnie czując na sobie kształty jednej z nich, tej, która zaledwie kilka chwil przedtem skąpością ubioru dostarczyła mu nie lada podniecającego widoku, nie miał najmniejszych szans, by zachować zimną krew i pozostać choć trochę obojętnym na ich wdzięki i związane z nimi jego własne nieposkromione myśli. Jego serce zaczęło bić mocniej, w tempie bębna gnającego rekrutów do szybkiej tyraliery. Oddech stał się głębszy, by dostarczyć płucom dostawy tlenu na odpowiednim, znacznie większym niż zwykle, poziomie. Jego organ - wydalniczo-rozrodczy - kilkakrotnie powiększył objętość, domagając się umieszczenia w miejscu o odpowiednio wysokim ciśnieniu zewnętrznym, mogącym zrównoważyć napór krwi wypełniającej go od środka i zabezpieczyć w ten sposób przed niekontrolowanym wybuchem. Ani Magda, ani tym bardziej Ewa, nie była w pełni świadoma potęgi sił działających na chłopaka w zajętej przez niego części tapczana.
Być może, gdyby wiedziała, jak mocno naprężyły się jego bokserki, Magda opamiętałaby się i okazała mu trochę miłosierdzia, bardziej ostrożnie dawkując podniety wzmagające pożądanie, którego ona nie miała przecież zamiaru zaspokoić. Nie przyszło jej wtedy jeszcze na myśl, by namacalnie sprawdzić stan penisa. Zrobiła to dopiero dobrych kilka chwil potem.
- Podrap ją po gołych plecach. Ona tak lubi... Prawda, Ewuś? – Magda jeszcze bardziej wzmocniła kuszenie.
Jednocześnie wsunęła obie ręce pod t-shirt Adama i zaczęła go drapać po plecach, instruując praktycznie, jak on powinien zająć się Ewą.
Po krótkim ociąganiu się, chłopak podciągnął koszulę swojej klientki o kilka centymetrów, by dać jej taki masaż, jaki podobno lubiła. Wyżej nie dał rady. Ewa jednak, niekonsekwentnie wobec decyzji o nieuczestniczeniu w niemoralnej rozmowie, bez słowa rozpięła guziki, maksymalnie luzując koszulę i ułatwiając Adamowi dostęp do swoich pleców. Nigdy wcześniej żaden chłopak jej nie drapał, ani nie głaskał po plecach. Żaden nie był przy niej tak bardzo podniecony jak Adam i ona również nie czuła wcześniej takiego napięcia w podbrzuszu i takiej wilgoci, nie licząc chwil, kiedy bawiła się sama. Nie chciała więc, wręcz nie mogła, odmówić sobie tej odrobiny przyjemności, zwłaszcza że kuzynka najwyraźniej była nastawiona na jeszcze więcej.
Pieścili się tak we troje nawzajem w milczeniu. Każdy skupiony był na własnych wrażeniach i uważał, by żadnym nieuważnym słowem, westchnieniem ani gestem nie zdemaskować niewidzialnego obłoczka erotyzmu, spowijającego tapczan, kołdrę oraz ich troje. W wyniku drapania koszulki Adama i Ewy szybko podwinęły się tak wysoko, by masujące dłonie bez trudu mogły dotrzeć aż do szyi i ramion, a nastoletnie ciała jeszcze bardziej, bezwiednie, zbliżyły się do siebie. W pewnej chwili Ewa poczuła na pupie coś twardego, co natychmiast, jakby rażone piorunem, cofnęło się od niej, by ukłuć ją trochę później jeszcze kilka razy. Wreszcie Magda, po jakimś czasie, przekierowała drapanie na tors Adama. Tym razem, podwinięta do góry koszulka spowodowała, że Adam po raz pierwszy poczuł piersi dziewczyny bezpośrednio na swojej skórze. To było nie do wytrzymania. Penis zagroził mu bólem. Pewnie rzuciłby się na którąś z dziewczyn, by wyrzucić w nią z siebie nadmiar sfrustrowanej żądzy, albo, co bardziej prawdopodobne, wyskoczyłby z łóżka jak oparzony i udał się do łazienki, ochłonąć pod zimnym prysznicem, gdyby Magda na czas nie przerwała milczenia. Ktoś w końcu musiał się odezwać, a najbardziej wygadana tamtego dnia była właśnie ona.
- Adamie, może zdejmij t-shirt?
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Koszulka powędrowała na podłogę. Jednocześnie, kołdra zjechała na nogi nastolatek, ofiarując Adamowi, przez moment, widok na goły biust Magdy w pełnej okazałości.
- Och! - Zawołała zaskoczona dziewczyna. Podciągnęła kołdrę pod szyję i tyle ją chłopak widział. Dokładnie tyle ile było wskazane na tym etapie zażyłości.
Równocześnie, na przeciwległym brzegu łóżka, Ewa zmieniła pozycję, przekręcając się na plecy. Wydało jej się oczywistym, że powinna nastąpić zmiana kierunku drapania – ona podrapałaby Adama, a on przekazałby pieszczotę dalej, Magdzie. Stało się jednak inaczej. Chłopak, mniej lotny w zagadnieniach związanych ze sprawiedliwością, położył się zwrócony w tę samą stronę co poprzednio. Za jego plecami, ściśle przylegając do niego całym tułowiem, ułożyła się Magda i zabrała się za drapanie chłopaka po klatce piersiowej. Adam natomiast, udając nieostrożny automatyzm wysunął rękę do przodu i zamiast na plecy swej nowej siostrzyczki trafił prosto na pierś dostępną mu dzięki rozpiętym guzikom koszuli. Uznał, że dalsze czekanie na pierwszego w życiu cycka pozbawione było racjonalnych podstaw.
- Ach! – pisnęła Ewa, trochę zdezorientowana nagłą śmiałością „brata”.
Najpierw, odruchowo chwyciła go za rękę, przyciskając jego dłoń do piersi. Następnie, szybko opanowawszy zaskoczenie, zelżyła uścisk i pozwoliła mu pomacać się po twardym jak kamień sutku. Wreszcie, w obawie, że podnoszący się błyskawicznie poziom jej podniecenia, przeleje się przez wszystkie zabezpieczenia i zaleje jej umysł niekontrolowaną powodzią, delikatnie skierowała dłoń Adama na bok i odwróciła się do niego tyłem.
- Adaś, plecy. – szepnęła, wyznaczając granice dozwolonych pieszczot.
Magda ani myślała ograniczać się do pleców Adama. Obmacawszy tors, sięgnęła niżej. Uczynny chłopak, widząc co wzbudziło największe zainteresowanie szesnastolatki, spragnionej wiedzy, bezszelestnie zsunął bokserki dostatecznie nisko, by uwolnić swój męski skarb i pozwolić mu zaprezentować się ciekawskiej dłoni w pełnej okazałości.
- Ale wielki! – szepnęła blondynka, nie kryjąc podziwu.
- Co? – spytała Ewa, zaintrygowana tonem, w jakim jej kuzynka wyraziła zachwyt.
- A nic... – padła niespieszna odpowiedź, tym razem, dla odmiany, zawstydzonym tonem.
Ewa, zdziwiona nagła zmianą barwy głosu starszej kuzynki, przekręciła się na wznak, by nawiązać z nią kontakt wzrokowy i wydobyć z niej brakującą informację. Jednocześnie, niechcący, otarła się biodrem o wycelowanego w nią penisa w najpełniejszym wzwodzie, gotowego do natychmiastowej akcji.
Tego było już za wiele. Zacisk dłoni jednej dziewczyny u podstawy, biodro drugiej trącające główkę – czy jest na świecie penis, któremu udałoby się nie zareagować? Być może są takie, ale członek Adama do takich nie należał, w każdym razie nie po godzinnej stymulacji wzrokowej i manualnej. Mokry ładunek uderzył w bok Ewy, rozbryzgując gęstą maź na biodro i udo, plamiąc majtki w niefizjologicznym miejscu. Adam przez chwilę łudził się, że wystrzał da się przemilczeć, lecz dziewczyny okazały się być istotami okrutnymi i pozbawionymi taktu, czego nawet, ani przez mgnienie myśli, nie miał im za złe.
- Jezu! – zawołała Magda, której dane było poczuć skurcze penisa towarzyszące wytryskowi.
- Co to jest? – spytała Ewa, jeszcze bardziej rozmazawszy palcami spermę na udzie.
- Przepraszam... Nie chciałem. – wyjąkał „braciszek” przerażony, pragnąc jednego: natychmiast rozpłynąć się w powietrzu i zmaterializować się w jakimś zupełnie innym miejscu.
- Ale co to jest? Co się stało? – dociekała Ewa, której świadomość nie chciała jeszcze dopuścić do siebie najprostszego wyjaśnienia.
- Sperma. – wydukał sprawca, chowając głowę w kolana i czując, że zamiast policzków miał dwa jeziora ognistej lawy.
- Aha... Pójdę się obmyć. –oświadczyła Ewa bez śladu pretensji i nie wyrażając jakichkolwiek emocji, bezpośrednio poszkodowana ostrzałem znienacka, i spokojnym krokiem udała się do łazienki.
Magda natomiast przystąpiła do pocieszania chłopaka, któremu wydawało się, że jego męska duma doznała jakiejś tragicznej porażki:
- Adamku, nic się nie stało. To tylko moja wina. Fajny z ciebie chłopak!
Gdy tylko Ewa, odświeżywszy się i uprawszy majtki, otworzyła drzwi łazienki by czmychnąć z powrotem do swojego pokoju, na jej drodze stanęła ciemna męska postać. W pierwszej chwili nastolatka zawahała się, nie wiedząc jak by miała odpowiedzieć na narzucające się samo przez się pytanie, po co wstawała z łóżka i brała drugi prysznic w odstępie trzech godzin. Pan Marek o nic jednak nie pytał, w ogóle stał niemo, uważnie studiując wzrokiem jej twarz i górną część mostka, nie zasłoniętą przez koszulę. Wreszcie zwinnym chwytem złapał swą oficjalną pasierbicę za pierś i lekkim pchnięciem zmusił dziewczynę do zrobienia kroku w tył. Dłoń mężczyzny podążyła za oddalającą się piersią, próbując nawet poruszać się odrobinę szybciej.
Gdy tylko zdołał przejść przez próg, ojczym po cichu zamknął drzwi łazienki. Uśmiechnięty, zajrzał Ewie głęboko w oczy i nie przerywając hipnotycznego spojrzenia, niespiesznie poluzował wszystkie guziki jej koszuli, jeden po drugim. Znów chwycił ją za biust. Tym razem oburącz, zaciskając dłonie na obydwu obnażonych piersiach. Dziewczyna westchnęła głęboko. Miała wrażenie, jakby serce uniosło się w klatce piersiowej i zbliżyło się do samego gardła. Ten bezwstydny umizg znacznie starszego mężczyzny, praktycznie nieznajomego, przepełnił ją lękiem i wstrętem. „Tak przecież nie wolno robić” – powiedziałby jej wewnętrzny głos, gdyby był wtedy w stanie klarownie artykułować myśli. Jej ciało zareagowało jednak zgoła przyzwalająco. Pan Marek poczuł między palcami stwardniałe w mgnieniu oka sutki, a jego nozdrza pobudził ledwie odczuwalny kobiecy zapach. Bez problemu dostrzegł, że jego piętnastoletnia pasierbica z jakiegoś powodu była podniecona.
Kucnął przed nią, ścisnął ramionami jej kolana i podniósłszy dziewczynę, posadził ją na pralce. Rozchylił obie części koszuli, by móc dokładniej przyjrzeć się kobiecym kształtom, znów pogładził sutek i dopiero po tych wstępnych gestach odezwał się krótko:
- Będziesz słodkim deserkiem, Ewuś.
To lakoniczne zdanie wystarczyło, by w pełni opisać sytuację i jakiekolwiek dodatkowe słowo byłoby tylko zbędną stratą czasu. Dla nastolatki wszystko było jasne: facet przespał się z niedawno poznaną kobietą, po czym zamierzał zabawić się z jej córką. Co gorsze, ta córka - Ewa we własnej osobie - nie potrafiła mu się przeciwstawić, ani nawet nie czuła się dostatecznie zmotywowaną, by podjąć próbę obrony. Siedziała na pralce, praktycznie całkiem naga i pozwalała się macać, a jej własne ciało ją jeszcze zdradzało i pchało w łapy tego amoralnego typa. Kiedy mężczyzna, po krótkiej zabawie piersiami, przybliżył twarz i musnął językiem jej wargi, posłusznie nadstawiła usta do pocałunków. Gdy powiedział:
- Ssij. – równie ochoczo objęła jego język wargami i postarała się go utrzymać jak najdłużej w swoich ustach.
Kiedy jego język zagłębił się bardziej, ocierając się o jej zęby i wywijając ósemkę wokół jej języka, zabawa w lubieżne całowanie zaczęła jej się nawet podobać, do tego stopnia, że objęła faceta za szyję.
Szybko przyłapała się też na strasznej skądinąd myśli, że pan Marek mógłby zechcieć przelecieć ją natychmiast na tejże pralce, albo w wannie i na tym, że jej jedynym zmartwieniem w tamtej chwili było to, że nie potrafiła sobie tego dokładnie wyobrazić. To, że jej kobieca dziurka była gotowa wpuścić intruza do środka, nie napawało jej już ani lękiem, ani obrzydzeniem.
Do penetracji, akurat tamtej nocy, nie doszło, ale brak bielizny był niemożliwy do ukrycia.
- Zawsze śpisz bez majtek? – spytał ojczym rozsuwając kolana i rozczesując palcami górną partię włosów łonowych swojej pasierbicy.
- Nie. – szepnęła Ewa, zaciskając kolana.
- Dlaczego dziś nie założyłaś?
- Nie mogę powiedzieć. – szeptem, lecz z podniesioną głową, odmówiła wyjawienia szczegółów, o których syn pana Marka zapewne wolałby milczeć.
- Powiesz mi, Ewuś... Jutro mi powiesz. – ojczym, na podstawie przesłanek znanych wyłącznie jemu, nie miał najmniejszych wątpliwości, że nastolatka zdradzi mu każdą tajemnicę.
Na razie jednak, długie wyjaśnienia były mu absolutnie niepotrzebne. Zamiast domagać się opowieści, nacisnął lekko na uda dziewczyny, w proszącym geście, by zechciała ponownie rozłączyć nogi, szeroko rozstawić kolana i dać dostęp do swojej niewinności.
Następne minuty upłynęły pod znakiem masaży, jednoznacznie erotycznych. W zamian za każdą pieszczotę, masażysta odbierał wynagrodzenie, w czasie rzeczywistym, w walucie pocałunkowej. Brał same grube nominały w postaci liźnięć pełnymi wargami, zassań i wzajemnego pocierania się językami. Raz po raz wydawał reszty drobnymi, całując szyję i piersi.
- Lubię cię, Ewuś. Od pierwszego spojrzenia mi się spodobałaś. – ojczym wyznał, podrażniwszy palcami łechtaczkę Ewy po raz ostatni tamtej nocy.
Jeszcze kilka razy pogładził mokre wejście do jej kobiecości, złożył ostatni pocałunek na jej usta i przystąpił do zapinania guzików koszuli, trochę wolniej niż je przedtem rozpinał.
- A ty mnie lubisz, Ewuś? – spytał, zabezpieczając ciche zejście pasierbicy z pralki.
- Tak. – padła zdecydowana odpowiedź, okraszona spontanicznym objęciem go za szyję.
Pod koniec powolnego powrotu na podłogę, połączonego z ocieraniem się o siebie obu ciał, Ewa poczuła na sobie ucisk drugiego w odstępie kilkunastu minut męskiego organu, tym razem od przodu. Wiedziała, że pan Marek nie omieszka jej go przedstawić i z tą myślą, pożegnała się ze swym pierwszym w życiu, tajnym kochankiem.
Kiedy Ewa weszła do pokoju, Magda i Adam całowali się w najlepsze. Para zajęta sobą nawet nie zauważyła jej obecności. Dopiero w odpowiedzi na chrząknięcie, oderwali od siebie usta i trochę zawstydzeni przeprosili za zrobienie bałaganu na tapczanie. Adam dodatkowo poprosił Magdę o przebaczenie, mówiąc niezbyt oryginalnie i zupełnie niemądrze:
- Przepraszam, poniosło mnie... To już się więcej nie powtórzy. -
- Tak, wiem... – przytaknęła jego nowa kuzynka, momentalnie posmutniała, ponieważ tym jednym zdaniem chłopak wyraził, chcący lub niechcący, że jej starania poszły na marne.
Reszta pierwszej nocy, wspólnie spędzonej przez połączoną biurokratycznym widzimisię rodzinę, upłynęła spokojnie, bez zakłóceń.
Pracownica socjalna zjawiła się dopiero pod koniec drugiego tygodnia i nie rano, jak zapowiedziała urzędniczka z Wydziału Zapomóg, a wczesnym popołudniem, zastając w domu jedynie Ewę. Jej mama i ojczym byli w pracy, a przybrany brat szwendał się jeszcze gdzieś po mieście. Do tego dnia, Aldona zdążyła zaliczyć pierwszą kłótnię małżeńską z Markiem, Marek zdążył zaliczyć pasierbicę, a jego syn poważny zawód miłosny. Wyznawszy Ewie, że to ona była jego muzą, wybranką i największą miłością już od zerówki oraz że namówił ojca na grę w „pięćset plus” tylko po to, by zbliżyć się do niej, Adam usłyszał następującą odpowiedź:
- Ja też cię lubię, ale teraz jesteśmy bratem i siostrą. Nie możemy ze sobą chodzić, choćby nie wiem co.
Ewa pocałowała jeszcze Adama w czoło, objęła i potarłszy czubkiem nosa o jego policzek zakończyła rozmowę. Dla niego temat się nie skończył. Ponieważ ojciec zdecydował wynająć mieszkanie i przeprowadzić się na stałe do żony, rodzeństwo zostało skazane na spanie w jednym pokoju jeszcze przez kilka lat. Adam musiał więc co wieczór oglądać Ewę w skąpym stroju nocnym, częstokroć bardziej seksownym niż by dziewczyna była całkiem naga, przez co nie mógł wybić jej sobie z myśli i marzeń.
Po Magdzie niepowodzenie miłosne spłynęło jak deszcz po kaczce. Zrozumiała, że wcale nie pałała do Adama żadnym poważnym uczuciem. Wystarczyło jej, że zostali z „kuzynem” kumplami do pokątnego spożywania wina i wspólnego narzekania na stan odległogalaktycznej ludzkości. Smak miłości poznała w łóżku pana Marka, podczas którejś z okresowych niedyspozycji Ewy.
O dalszym życiu bohaterów wiadomo bardzo niewiele. Zasiłek dostali, pospłacali długi. Załapali się jeszcze na dwie kolejne pięćsety, w związku z urodzeniem przez Aldonę kolejnych dzieci. Niedługo się jednak cieszyli tymi zasiłkami. Po trzech latach, z powodu niewystarczających środków w budżecie, program rządowy zawieszono, a następna koalicja wprawdzie przywróciła go pod zmienioną nazwą „pięćset jeden”, ale zupełnie zmieniła zasady przyznawania zasiłku na dzieci. Według nowych reguł, dopłata należała się rodzicom co najmniej jednego dziecka, niezależnie od ich liczby, jednak tylko do momentu osiągnięcia pełnoletności przez pierwszą z pociech. Aldona i Marek otrzymali więc przysłowiową figę z makiem. Ewa przez dobrych kilka lat romansowała z ojczymem, dając jemu i sobie tyle radości ile przeciętny człowiek nie dostąpiłby, nawet gdyby żył pięćset lat, albo i tysiąc. W końcu jednak, ich nierówny wiekiem związek skończył się z kretesem. Ewa popadła w depresję, przerzuciła się na dietę jabłkową, a gdy to nie pomogło, wbrew opiniom licznych internetowych autorytetów, opuściła rodzinne miasto. Adam podążył za nią, kierując się rodzicielską radą. Podobnie do swego słynnego mitycznego imiennika, nigdy się też nie dowiedział o łajdactwach swojego ojca i prawdziwa przyczyna wyjazdu Ewy na zawsze pozostała dla niego tajemnicą.
Jedno tylko nie ulega wątpliwości: nie mają racji malkontenci wątpiący w prorodzinne działanie zasiłków na dzieci. Działanie jest, rozbite rodziny się scalają, a ilość urodzeń rośnie! Trzeba tylko umieć stosować ten instrument. Dobry przykład idzie z nieba, z odległej galaktyki, z planety łudząco podobnej do Ziemi.