Zaliczenie
6 lipca 2022
Szacowany czas lektury: 6 min
Nieskomplikowane mini opowiadanko na gorące letnie dni i wieczory. Oczywiście w chłodne letnie dni i noce również można czytać, a nawet można w czasie innych pór roku.
Czytelniku, jeśli oczekujesz po tym opowiadaniu niezmierzonych pokładów ostrego seksu, to możesz się zawieść.
Uwaga. Brak wulgaryzmów.
– I co ja teraz zrobię? Rodzice mnie zabiją – jęknęłam z rozpaczą do mojej dobrej koleżanki z akademika.
Przeceniłam swoje możliwości. Przedłożyłam inne rzeczy nad naukę i się stało. Zawaliłam na trzecim roku egzamin poprawkowy u profesora Podoskiego i to na razie koniec mojej kariery naukowej. Czekała mnie powtórka z rozrywki.
Jako jedynaczka, byłam oczkiem w głowie rodziców. Wiązali ze mną duże nadzieje, a ja… A ja ich zawiodłam. Normalnie nie będę w stanie pokazać się im na oczy. Co ja im powiem? Jaki wstyd!
– Nie zabiją, a może idź jeszcze do Podoskiego, może jakoś go przekonasz – odpowiedziała koleżanka.
– Przecież wiesz, jaki on pryncypialny.
– Oj, uda się, nie uda, spróbować możesz. Ostatecznie cię nie zje.
Te słowa, że mnie nie zje, nasunęły mi pewną myśl. Nie brałam do tej pory tego pod uwagę, ale jeśli miałoby to pomóc, mogę się poświęcić ten jeden raz. Lepsze to niż świecenie oczami przed mamą i tatą. Wprawdzie profesor Podoski ma sześćdziesiąt dwa lata, ale ja nigdy nie miałam problemu z podnieceniem się, więc jeśli doszłoby do ostateczności, to powinnam dać sobie radę.
Po uczelni krążyły plotki, że niektórzy wykładowcy zaliczali niektórym dziewczynom egzamin w zamian za zaliczenie jej samej, ale nie dotyczyło to mojego profesora.
Przed umówioną rozmową zrobiłam delikatny makijaż nierzucający się w oczy i ostrożnie się wypachniłam. Profesor nie lubił zbyt intensywnych zapachów i mocnego makijażu u studentek. Preferował naturalność. Dlatego zamiast stringów założyłam klasyczne, białe, ale markowe figi. Na górę narzuciłam białą obcisłą bluzeczkę, ale nie zakładałam stanika. Nie mam dużych piersi, więc nie było z tym problemu. Do tego dość luźne oliwkowe spodnie, ostatnio modne, tak żeby wyglądać elegancko, a nie jak uczelniana obdartuska. I na koniec czółenka na niskim obcasie w podobnym do spodni kolorze.
Z tremą weszłam do gabinetu profesora Podoskiego. Poza typowym wyposażeniem, z boku, może raczej nieco w rogu, stała kanapa wypoczynkowa, stolik, a na nim butelka mineralnej i na tacy dwie szklanki. W samym już rogu, w donicy, rosła okazała palma.
– Dzień dobry, panie profesorze – grzecznie się przywitałam.
– Dzień dobry. Indeks poproszę – rzucił krótko, acz uprzejmie. Przejrzał indeks i spojrzał na mnie, prosto w oczy. – Co cię sprowadza, moja panno?
Zaczęłam się tłumaczyć, pokajałam się, wspomniałam o zawodzie, jaki sprawiłabym rodzicom i zakończyłam solenną obietnicą, że na sto procent nadrobię zaległości w najbliższym semestrze.
– Moja droga – odrzekł profesor – jesteś dorosła i powinnaś znać konsekwencje swoich czynów, a co ważne, ponosić ich skutki. Zawaliłaś jeden egzamin. To powinno dać ci do myślenia. Ty jednak potraktowałaś lekko egzamin poprawkowy i niestety. Jak mówiłem, musisz ponieść konsekwencje swoich czynów. Może akurat to czegoś cię nauczy.
– Ale panie profesorze, ja nie mogę oblać – jęknęłam z rozpaczą. Widząc jednak jego niewzruszoną twarz, nabrałam powietrza w płuca i powiedziałam to, czego miałam nadzieję, nie będę musiała mówić. – Panie profesorze, jestem gotowa na wszystko, aby otrzymać zaliczenie. Zrobię wszystko, proszę mnie zrozumieć.
– Mówisz, że zrobisz wszystko… I co niby miałbym zrozumieć? Jak to sobie wyobrażasz? – Profesor uśmiechnął się lekko ironicznie.
Znowu wzięłam głęboki oddech i szybkim ruchem ściągnęłam bluzeczkę, spod której wyskoczyły cycuszki, tak bardzo pożądane przez chłopaków z uczelni. Ręce mi drżały, bo jednak to, co robiłam, kosztowało więcej psychicznego wysiłku, niż myślałam. Gdzieś w głowie, jakiś wewnętrzny głos hamował mnie, mówiąc, że źle robię. Z trudem tymi drżącymi rękami rozpięłam spodnie i zrzuciłam je, żeby nie przedłużać i mieć to już za sobą, razem z figami.
Stałam przed biurkiem profesora zupełnie naga i zaczerwieniona z emocji. Ten nieśpiesznie obejrzał mnie sobie od góry do dołu, szczególnie lustrując piersi i szparkę. Taka dokładna lustracja, zwłaszcza szparki, wpędziła mnie nie dość, że w zażenowanie, to jeszcze pogłębiła niepewność. Podejrzewam, że właśnie o taki efekt mu chodziło.
– Tak chcesz grać? – zapytał.
– Tak. – Próbowałam być zadziorna, ale nagle zaschło mi w gardle i wyszło jakoś ochryple.
– Dobrze – uśmiechnął się – zapraszam na kanapę. – Gestem ręki wskazał wspomniany mebel.
Ruszyłam w tamtym kierunku, ale jakoś wolno. Ze stresu nogi mi się plątały. Profesor podążył za mną. Stanęliśmy przy kanapie. Spojrzał na mnie. Nigdy w życiu nie czułam się tak niepewnie. W tym momencie najchętniej bym uciekła jak Struś Pędziwiatr, ale musiałam za wszelką cenę mieć to zaliczenie.
– Odsuniemy stolik. – Jego głos ledwo docierał do mnie przez zdenerwowanie.
Chwyciłam z jednego brzegu, profesor z drugiego i odstawiliśmy jakieś półtora metra. Gdy zbliżyliśmy się do kanapy, stało się coś nieprzewidzianego. Profesor pociągnął mnie za rękę. Aby nie stracić równowagi, postąpiłam krok, ale mężczyzna niespodziewanie podciął mi nogi, siadając na kanapie. Nim się zorientowałam, runęłam na jego kolana z wypiętym tyłkiem. Nigdy bym nie podejrzewała profesora o taką zręczność. Poczułam klaps na tyłku. Krzyknęłam, bo był mocny, aż zapiekło. Zaczął mi dawać klapsa za klapsem. W gabinecie było tylko słychać raz za razem klaśnięcie ręki o goły tyłek i mój stłumiony jęk bólu zaraz po tym. Z każdym uderzeniem tyłek bolał i piekł coraz bardziej. Starałam się tłumić jęki bólu, by zachować resztki godności, ale w pozycji, w jakiej się znajdowałam, przewieszona przez jego nogi, trudno było mówić o zachowaniu jakiejkolwiek godności.
Łzy napłynęły mi do oczu, a on bił i bił. Mocno. W końcu nie wytrzymałam i rozpłakałam się na głos. Walnął mnie jeszcze kilka razy, ale słabiej. Chlipiącą, pomógł postawić na nogi, po czym podszedł do biurka, siadając wygodnie za nim. Otworzył mój indeks i coś zaczął pisać w swoim notatniku. Na koniec dokonał wpisu w indeksie. Gdy skończył, spojrzał na mnie. W międzyczasie zdołałam się już jako tako ogarnąć.
– Ubierz się – rzucił krótko.
Jeszcze raz przetarłam wilgotne oczy i poszukałam wzrokiem ubrania. Powoli, by nie nadwyrężać tyłka, podeszłam i zaczęłam się ubierać. Głośno syknęłam, gdy niezbyt ostrożnie zaczęłam naciągać figi na tyłek. Profesor zerknął z uśmieszkiem. Sadysta!, pomyślałam ze złością. Zakładając spodnie, dziękowałam sobie przezorności. Gdybym zdecydowała się na obcisłe dżinsy, nie mam pojęcia, jakbym je teraz naciągnęła na zmaltretowaną dupę. Dopięłam spodnie. Byłam już ubrana.
Profesor zlustrował mój wygląd i pewnie uznając, że jestem gotowa, wyciągnął rękę z indeksem.
– Proszę. To wszystko, moja panno – rzucił twardo.
Wzięłam książeczkę, włożyłam do torebki i ze spuszczoną głową powlokłam się do drzwi.
W akademiku usiadłam ostrożnie na łóżku, posykując, obok koleżanki.
– O rany – zawołała zdziwiona – aż tak cię wyruchał?
– Nieee… Sprał mnie na kwaśne jabłko. Całą dupę mam czerwoną.
– Jak to? – Kumpela była zdziwiona na maksa. – Zbił cię?
– No zbił, zbił.
– Jak… ale… To, że uznany profesor, nie znaczy, że może tak potraktować dziewczynę! – Oburzyła się. – Musisz to zgłosić. To jest przemoc!
– Nieee… Miał rację. Zachowałam się skandalicznie. Okropnie mi wstyd. Co mi strzeliło do głowy. Co ja właściwie sobie myślałam! – Powiedziałam to ostatnie w bezradnym żalu, zamykając twarz w dłoniach. Po paru sekundach dodałam jeszcze cichutko: – Chociaż nie musiał tak mocno bić.
Potem opowiedziałam jej wszystko, co wydarzyło się w gabinecie.
– Dostałaś kiedyś takie lanie?
– Nigdy – odpowiedziałam szczerze, z lekkim śmiechem, mimo bolącej tylnej części ciała. Rozbawiło mnie to pytanie koleżanki. Powoli zaczynałam nabierać dystansu do wydarzeń.
– Pokaż indeks – zażądała.
Wyciągnęłam go z torebki ostrożnie, tak, abym jak najmniej musiała się ruszać i podałam koleżance.
– Ja pierniczę! – zawołała. – Zaliczył ci!
– Pokaż! – wyrwałam jej z ręki książeczkę.
Patrzyłam i patrzyłam, i nie wierzyłam. Rzeczywiście zaliczył mi egzamin!
Nie mam pojęcia jakim cudem, ale jakoś udało mi się uratować skórę. Chociaż może nie tę na tyłku.