Króliczek
11 lipca 2016
Szacowany czas lektury: 1 godz 14 min
Opowiadanie jest w 100% wytworem mojej wyobraźni.
Jakiekolwiek zbieżności z rzeczywistymi zdarzeniami lub osobami są całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Ostrzeżenie, czytasz na własną odpowiedzialność- patrz ostatni tag
Klik, klik. Wibracja.
Wiadomość z Messengera.
Naughty Bunny: Jesteś tam? (emotikon znak zapytania)
Alex the Dominator: Tak.
NB: Dlaczego nie odzywasz się od prawie tygodnia? Pisałam do Ciebie kilka razy na Pokątnych, ale nie odpisywałeś. (emotikon złość)
AD: Miałem sporo pracy, poza tym chyba masz chłopaka, który powinien Cię zabawiać, prawda?
NB: Chłopaka-sropaka. Dzieciaka, dla którego ważniejsze jest zrobienie skilli w jakiejś grze sieciowej od wyjścia z dziewczyną do kina. Albo na imprezę. (emotikon smutek)
AD: I co, szukasz pocieszenia korespondując ze stetryczałym, starym zbokiem? (emotikon zdziwiony)
NB: Oj, mój zboczku, przecież Ty mnie rozumiesz lepiej, niż większość moich rówieśników. Twoja żona na pewno musi być dumna mając męża wykazującego taką kreatywność w sypialni. (emotikon puszczanie oczka)
AD: Moja żona to oziębła flądra, dla której seks to zło konieczne, a tym bardziej ze mną. Woli spotykać się ze swoimi koleżankami z cyckami wielkości pinezek, plotkując pół wieczoru i paląc papierosy jak lokomotywa. Śmierdzi potem jak kotłownia, a ja nie mam ochoty całować się z popielniczką. (emotikon irytacja)
Pięć minut przerwy. Zniknęła? Wpatruję się z niecierpliwością w ekran telefonu.
... (w aplikacji pojawiają się kropki symbolizujące pisanie tekstu przez rozmówcę po drugiej stronie)
NB: Sorry, ale ten dzieciak nawet nie wie, jak włączyć pralkę. A zrozumienie faktu, że ciuchów białych nie można prać z kolorowymi jest dla niego na tyle skomplikowane, niczym dla mnie rozwiązanie równania matematycznego trzeciego stopnia w pamięci. Z kim ja do cholery mieszkam? (emotikon zły)
AD: Wiesz, niektórzy rodzą się geniuszami w pewnych dziedzinach, a nie potrafią zrobić zakupów albo dobrać sobie odpowiednich ubrań prezentując się niczym klowny.
Chwila przerwy, znowu kropki.
...
NB: Kiedy napiszesz coś nowego? Ostatnie opowiadanie było bardzo podniecające (emotikon uśmiech)
AD: Podniecające? Po tylu latach jeszcze czujesz się podniecona moimi chorymi fantazjami?
NB: Gdybym była Twoją żoną z chęcią zrealizowałabym większość z nich z Tobą w realu. Pokazałeś wreszcie Iwonie to co piszesz? Po tylu latach może wprowadziłoby to trochę pikanterii w Wasz związek.
AD: Dwudziestojednoletnia dziewczyna, która mogłaby być moją córką udziela mi porad odnośnie mojego małżeństwa. Świat oszalał. (emotikon zaskoczenie)
NB: Ta dwudziestojednoletnia dziewczyna zna Cię lepiej niż Twoja żona.
AD: Jedno muszę Ci przyznać- masz tupet Króliczku.
NB: Nie znoszę, jak mnie tak nazywasz, stary repie (emotikon złość). Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Jak zamierzasz ratować swoje małżeństwo?
AD: Chciałaś powiedzieć smutne jak pizda małżeństwo. Nie wiem, czy to w ogóle da się uratować. Dzieci się wyprowadziły, nic nas tu obojga ze sobą nie trzyma. I odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie- nie, nie pokazałem jej żadnego z moich tekstów. Odnoszę wrażenie, że to nie byłby dobry pomysł (emotikon brak emocji).
NB: To Ty powiedziałeś. Tak jak pisałam- opowiadanie było bardzo, bardzo podniecające. Zwłaszcza fragment, gdy główny bohater rozdziewiczył księżniczkę. (emotikon puszczanie oczka)
AD: Tak? Jak bardzo?
NB: Tak bardzo, że zamiast zrobić to z dzieciuchem, który ze mną mieszka wolałam włożyć sobie palec do cipki myśląc o Twoim kutasie zanurzającym się i wydostającym się z mojego wnętrza (emotikon szeroki uśmiech)
AD: I co, pomyślałaś sobie, że to Ty jesteś tą księżniczką? (emotikon pokazywanie języka)
NB: Pewnie! A główny bohater to Ty z wielkim, owłosionym drągiem rżnący mnie przez pół nocy (emotikon śmiech)
AD: Niepoprawna erotomanka. Zapomniałaś, że już od dawna nie jesteś dziewicą... (emotikon chichot)
NB: Sugerujesz, że jestem puszczalska, dziadku? (emotikon złość)
AD: Raczej masz bujne życie erotyczne, moja muzo (emotikon zadowolenie)
NB: Ale pięknie! Powinnam poczuć się doceniona, że mój ulubiony autor i internetowy kochanek uważa mnie za inspirującą go do jego erotycznych fantazji młodocianą dziwkę? (emotikon szatański uśmiech)
AD: Twoja twórczość sugeruje, że kręci Cię ten sport, dziecko.
NB: Wkurzasz mnie dziadku! Myślisz, że jak jesteś taki mocny w gębie, to wszystkie laski na Ciebie lecą? Pewnie nie możesz go do końca postawić i wkładasz go w zwisie do połowy kolan (złość).
AD: Gdybym miał zwis do połowy kolan, byłbym inwalidą Króliczku.
NB: Rozłączam się, denerwujesz mnie jeszcze bardziej niż Bartek (złość).
AD: Strasznie się dzisiaj złościsz! Całuski i buziaczki od mojego jednookiego węża! (śmiech)
NB: Niedoczekanie Twoje, możesz sobie zrobić dobrze ręką, albo ustami jeśli jesteś dobrze wygimnastykowany!
AD: Przed chwilą chciałaś rozkładać przede mną nogi dziecinko, a teraz każesz mi męczyć kapucyna własną łapą? (zdziwienie)
NB: Zmieniłam zdanie, spadaj!
AD: Napiszę coś specjalnie dla Ciebie i wyślę Ci na priv. Coś wyjątkowego tylko dla mojej muzy.
NB: Na pewno to będzie tak perwersyjne, że Iwona czytając to wezwie księdza na egzorcyzmy (śmiech). Muszę uciekać, pranie i różne ważne, domowe sprawy czekają. Buziak Aleks! (buziak)
AD: Pa Króliczku.
Telefon milknie. Bateria rozgrzała się od częstego klikania w ekran. Kiedy zniknęła, czuję pustkę i zniechęcenie. Zejdę na dół i znowu będę musiał znosić jej obecność. Mojej żony.
Schody.
W salonie świeci się światło.
- Michał, jesteś tam? - słyszę głos Iwony.
- Tak, chcesz coś zjeść? Mam ochotę na porządną kolację.
- Nie, umówiłam się z Grażyną na zakupy. W lodówce masz obiad, jeśli jesteś głodny możesz się poczęstować - wychodzi z przedpokoju. Granatowa kiecka i szpilki. Ciekawe, czy Grażyna będzie ubrana podobnie.
A może to nie Grażyna jest jej dzisiejszym towarzyszem? Może to jakiś cwaniaczek, trzydziestoletni napakowany trener fitnessu. Dawid, Kewin, Brajan albo inny aparat z kutasem gabarytów cukinii, uśmiechem jak model i łapskami jak imadła? I na zakończenie udanej imprezy będzie ją rżnął jak dziki gdzieś w hotelu pod miastem, w wynajętym pokoju?
Powinienem być zazdrosny.
A jedyne co czuję to zobojętnienie.
A niech idzie, przynajmniej nie będę się wkurwiał, że zrzędzi mi nad głową przez pół wieczoru, gadając o tym, jak to jest znudzona i wyczerpana życiem.
- Lecę, jestem już spóźniona - dostaję oschłego buziaka na pożegnanie i już jej nie ma.
Trójka dorosłych dzieci, czterdzieści trzy lata na karku, dwadzieścia dwa lata małżeństwa i zero perspektyw. Ten związek to Titanic bez kapitana i sternika, dryfujący gdzieś pomiędzy lodowymi górami północnego Atlantyku. W końcu pierdolnie w jedną z nich i rozbije się z hukiem.
Zaglądam do lodówki, faktycznie zrobiła obiad, przynajmniej nie będę głodował albo zamawiał żarcia. Trzeba przyznać, że gotować to ona potrafi. W jej przypadku powiedzenie „przez żołądek do serca” zdało egzamin. Przynajmniej przez pierwsze kilkanaście lat małżeństwa. A później to równia pochyła się zaczęła robić, ot co.
Pochłaniam lasange i... co dalej? Jest piątek, na pisaninę nie mam ochoty, wyjść do knajpy i zachlać gębę - za stary jestem. Murowany kac przez pół weekendu. Przeglądam kontakty w telefonie.
Sylwia!
Jest nadzieja!
Dzwonię.
Jeden sygnał.
Dwa.
Trzy.
Cztery.
Kurwa.
Piąty.
- Halo? - słyszę zalotny i ciepły, wysoki damski głos - już myślałam, że o mnie zapomniałeś Michałku.
- Sylwuś, jak mógłbym zapomnieć o mojej najwspanialszej dupci - kokietuję ją - znajdziesz dzisiaj dla mnie czas kochana? - mam nadzieję, że desperacja w moim głosie nie jest aż nadto słyszalna.
- No wiesz, niby jestem już umówiona - w jej głosie słyszę śmiech. Jesteś na mojej smyczy, chłopcze - ale zawsze mogę odwołać spotkanie. Chcesz przyjechać do mnie, czy ja mam pojawić się w twojej rezydencji, mój ogierze?
- Tym razem u ciebie, za ile mam być? - niemal dyszę w słuchawkę z podniecenia.
- No cóż, pół godziny i ani chwili dłużej, bo inaczej wiesz co cię czeka?
- Tak, wiem. Kara. Spóźnię się o godzinę - słyszę jej śmiech w słuchawce - do zobaczenia niedługo.
- Paa! - żegna się ze mną.
Biegiem wpadam do łazienki, szybki, pięciominutowy prysznic i po chwili wychodzę z domu.
Droga z Kabat na Mokotów nie jest na szczęście zbyt długa, a późnym wieczorem korki nie dokuczają tak jak w ciągu dnia. Parkuję samochód pod blokiem i raźnym krokiem ruszam w kierunku zabudowań.
Dzwonek.
Ciche i melodyjnie grające Cztery Pory Roku Vivaldiego ledwo przebijają się przez zbrojone, ciężkie drzwi. Czekam kilkanaście sekund i w końcu wrota do lokalu rozpusty otwierają się. Sylwia, trzydziestotrzyletnia brunetka z narzuconym szlafrokiem na koronkową halkę z uśmiechem wita mnie w progu całując na przywitanie. Znamy się od sześciu lat, traktuje mnie niemal jak przyjaciela i tylko fakt, że płacę jej za seks powstrzymuje ją od nadania naszym stosunkom bardziej intymnego charakteru. Może nawet związku?
Ależ ona ma ciało - obserwuję ją podczas nalewania wódki - koronkowa halka z trudem zakrywa duże piersi, krągła pupa co rusz powoduje przyspieszenie mojego oddechu wyglądając spod ciemnego, koronkowego materiału. Brązowe, kręcone włosy falują na ramionach, a ciemne oczy wpatrują się we mnie sondując mój nastrój.
- Zastanawiałam się ostatnio, czy nie znalazłeś sobie innej? - podchodzi do mnie i podaje szklankę. Jako była barmanka robi świetne drinki, zawsze dziwiłem się dlaczego została damą lekkich obyczajów. Kobieta z jej inteligencją, wiedzą i urodą powinna być dużo wyżej.
Gasi górne światło i zostawia tylko dwa kinkiety na ścianach.
Chociaż z drugiej strony - może tak jest jej po prostu dobrze? Lubi seks, a pieniądze są na tyle atrakcyjne, że nie musi martwić się, żeby przeżyć od pierwszego do pierwszego?
Mam ważniejsze sprawy na głowie, nie przyszedłem tu w celu rozprawiania nad jej życiem i przyszłością.
- Iwona - zaczynam mówić i próbuję drinka - mhmm, jest świetny - uśmiecham się do niej.
- Specjalny klient, wyjątkowy drink - jest w dobrym humorze - nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Nie ma o czym za bardzo mówić - wyjaśniam biorąc kolejny łyk - pracuję po kilkanaście godzin, a w dodatku w domu mam wiedźmę, którą muszę tolerować, wysłuchiwać jej zrzędzenia i wylewania żółci. Jak to nie jest jej ciężko i czego ona w życiu nie przeżyła. Sylwia, kurwa mać. To nie jest łatwe, wierz mi.
- Michał, wiem, że nie powinnam się wtrącać i wypowiadać na ten temat - uchyla szklankę i patrzy na mnie brązowymi oczami - Może czas zastanowić się nad nią?
- Co masz na myśli? - zadając pytanie w zasadzie znam odpowiedź.
- Myślałeś o tym, żeby się z nią rozstać? Rozwód w tym wieku to nie jest ewenement. Masz czterdzieści lat i jesteś naprawdę łakomym kąskiem - wysuwa prowokująco języczek.
- Czterdzieści trzy - poprawiam ją, wywraca oczami do góry - Chcesz wskoczyć na jej miejsce?- Z Sylwią mogę rozmawiać niemal jak z kumplem.
- Kokietujesz mnie Michciu - śmieje się sącząc drinka - wiesz dobrze, że nie wytrzymalibyśmy razem tygodnia. Mam za bardzo władczy i dominujący charakter. A mój Michaś nie da się zdominować, prawda?- przysuwa się do mnie i głaszcze mnie po ramieniu.
- No nie dam - zerkam na jej rękę zjeżdżającą niebezpiecznie w kierunku mojego krocza.
- Mhm - odstawia szklankę na komodę obok - i chciałbyś, żeby twoja Sylwuś wygoniła wszystkie demony z twojej głowy? - jej palce krążą po moim podbrzuszu. Czuję, jak dżinsy, które mam na sobie rosną w zastraszającym tempie.
- Z obu głów - chwytam ją za brodę i całuję delikatnie w usta. Zawsze tłumaczyła mi, że nie daje całować się klientom i tylko dla mnie robi wyjątek. Czuję się prawdziwie wyróżniony.
Oddaję pocałunek i po chwili nasze usta łączą się niczym dopasowane do siebie połowy idealnego kształtu. Wyczuwam dyskretną woń jej kosmetyków i zapach balsamu do ciała, którego użyła po kąpieli.
Wstaje, podchodzi do niedaleko znajdującego się stołu, odwraca się do mnie i wypina tyłeczek. Między dwoma naprężonymi pośladkami rozchylają się różowe, idealnie wygolone wargi. Mój członek za chwilę przebije się przez spodnie i wybije mi dolne zęby.
- Spóźniłeś się - mruczy zachęcając mnie wzrokiem do działania - a za spóźnienie jest kara.
- Tak, moja pani - na klęczkach powoli zbliżam się do niej - zrobię wszystko co karzesz.
Bez słowa chwyta się za tyłeczek i palcem wskazującym dotyka lekko powierzchni swojej świątyni. To dla mnie sygnał do działania. Na klęczkach docieram do stołu i zaczynam całować wewnętrzną stronę jej ud na wysokości kolan, Sylwia żeby ułatwić mi zadanie staje w większym rozkroku i wypina pupę. Mój język cierpliwie wędruje coraz wyżej, rękami dotykam chłodnych pośladków i ściskam je dość mocno wywołując u niej ból i zaczerwienienie skóry.
W końcu docieram do celu podróży i odwracając się do niej przodem wsuwam się między jej nogi. Czuję zapach i ciepło buchające z miejsca, które za chwilę przeżyje apokalipsę po ataku moich ust. Zaczyna drżeć, kiedy czubek języka rozchyla wargi i łagodnie penetruje jej wnętrze. Koszulka, którą ma na sobie wędruje do góry i całkowicie naga Sylwia stoi nade mną z pożądaniem w oczach. Jej pełne piersi z zawadiacko stojącymi sutkami niczym dwie, potężne chmury gradowe zasłaniają mi światło z lampki nad nią.
Jest idealnie wygolona, studiuję jej cipkę niczym jubiler dwudziestocztero-karatowe diamenty - nie dostrzegam nawet jednego włoska. Zuch dziewczyna.
Czubek języka zaczyna wędrówkę w górę i w dół, a głowa porusza się raz po raz zwalniając i przyspieszając. Zerkam na górę. Jedną z dłoni opiera się o stół trzymając drugą za pierś i mocno ściskając napięty sutek. Napieram ostro językiem na łechtaczkę czując twardniejący guziczek pod powierzchnią języka, co wywołuje spazm rozkoszy u mojej kochanki.
- Ohh, nikt nie robi tak fantastycznej minetki, wiesz?
- Mhm - mój otwór gębowy jest zajęty czymś innym niż konwersacja, poza tym nieskromnie stwierdzam w myślach, że rzeczywiście znam się na tym fachu.
- Wspaniale! - zaczyna oddychać coraz szybciej i instynktownie zaciskać nogi.
Czyżby taka profesjonalistka jak ona dała się tak łatwo doprowadzić jakiemuś amatorowi?
Uznaję, że nadszedł odpowiedni czas i złożonymi obok siebie dwoma palcami jak podczas podnoszenia dłoni w szkolnej klasie wsuwam się w jej głąb. Nieprawdopodobne ciepło, niczym powietrze w upalny dzień w lesie równikowym otacza moją dłoń, która momentalnie zaczyna się poruszać w rytmie przeciwnym do głowy.
- Tak, zrób to szybciej ręką! - podnosi głos coraz bardziej, zamyka oczy i puszcza czerwoną od ściskania pierś. Jej biodra wysuwają się do przodu i zaczynają podrygiwać w nerwowym tańcu.
Pracuję dłonią coraz szybciej, język wykonuje szalone esy-floresy.
Nadchodzi szczyt. Krzyk, spazmy, chwyta mnie mocno za włosy.
- Michał! - zaciska nogi, odchyla głowę do tyłu drżąc. Mój język pracuje jak mrówki w gnieździe, a pokryte śluzem palce wsuwają się i wysuwają z jej śliskiego wnętrza.
Fantastyczny orgazm, nieskromnie mówiąc jeden z lepszych jaki zafundowałem ustami kobiecie.
- Ohh! - powoli dochodzi do siebie, przyciąga moją twarz i całuje głęboko - wspaniale się spisałeś, mój ogierze. Czas na rewanż.
Klęka przede mną.
- Zdejmij górę, ja zajmę się resztą - czuję jej dłonie na podbrzuszu. Nerwowo ściągam koszulę omal nie zrywając guzików.
- Całkiem nieźle jak na czterdziestolatka - ocenia wprawionym okiem pocierając przez materiał dżinsów napiętego do granic możliwości członka, po czym odpina guzik, chwyta krawędź spodni w zęby i rozpina rozporek.
Spodnie pozbawione ściągacza w postaci zapięcia przy jej wydatnej pomocy lądują na podłodze. Groteskowo sterczący penis zadziornie stara się przebić przez materiał czarnych slipek. Sylwia zbliża do niego twarz i głęboko wciąga powietrze przez nos.
- Czuję zapach rozpalonego kutasa, czy jego właściciel chciałby, żebym się nim zajęła?
- Tak! - potwierdzając moje żądze odczuwam ból w jądrach spowodowany ogromnym podnieceniem.
- A czy właściciel zamierza mnie ładnie o to poprosić?
Jeśli nie przestanie złapię ją za głowę i wepchnę go do gardła, a później zaleję ją morzem spermy!
Opanowuję się ostatkiem sił.
- Droga pani Sylwio - drżącym głosem zaczynam grę czując, jak jej dłonie chwytają i ściskają moje pośladki - chciałbym zaprosić panią na lody.
- Bardzo mi miło, panie Michale, a jakie smaki są dostępne? - ręce przesunęły się w kierunku bioder - bo widzi pan, mam określone preferencje i w dodatku jeden ulubiony smak, którym już mnie pan częstował.
- Dzisiaj mam przygotowaną specjalność zakładu, smak który pani najbardziej zachwalała - przez moje ciało przechodzą błyskawice, kiedy zaczyna całować penisa przez materiał slipek.
- Proszę mnie nie trzymać dłużej w niepewności, panie Michale - wkłada palce wskazujące od spodu pod nogawki, unosi je do góry i powoli zaczyna ściągać. Naszym oczom ukazuje się czubek czerwonej, naprężonej główki.
- Lody o smaku laski waniliowej z dodatkiem bitej śmietany - oddycham ciężko.
Sylwia gwałtownym ruchem ściąga ze mnie slipy i oswobodzony z ciasnej niewoli penis z plaskiem uderza ją w policzek.
- Ojej, jaki on jest niecierpliwy - droczy się ze mną obejmując go opuszkami palców u nasady i leniwie poruszając dłonią wzdłuż jego powierzchni.
- Lody gotowe, proszę pani. Proszę się częstować - mój oddech przyspiesza. To będzie wyjątkowo krótkie fellatio.
- Skoro tak to spróbuję, na początek tylko troszkę, żeby sprawdzić czy aby nie są kwaśne - wysuwa koniuszek języka i delikatnie drażni wędzidełko. Drżę z podniecenia i oczekiwania na ciepło i wilgoć jej ust, które za chwilę obejmą go od główki niemal do nasady.
- Hmm, całkiem niezłe - jej język układa się w rurkę i szoruje spód główki.
- Proszę spróbować więcej - szepczę podniecony - w głębi są smakowite dodatki.
- Tak pan mówi? - patrzy na mnie przymrużonymi oczami - i całkiem duże gałki pan oferuje.
Obejmuje go całą dłonią.
- No dobrze, liczę że środek będzie równie smaczny jak to, co spróbowałam do tej pory - odpowiada i niespodziewanie wkłada go sobie niemal całego do gardła.
Prawie po nasadę.
Odczuwam jej pieszczoty jak chory, który rozgrzany od podwyższonej temperatury dostaje nagle okład z chłodnego, przynoszącego ulgę kompresu na rozpalone czoło. Kompres Sylwii zamiast leczyć wzmaga gorączkę i absolutnie nie pomaga. Robi mi się ciemno przed oczami, chwytam ją za włosy i dopycham go do końca, czując jak główka rytmicznie uderza w podniebienie. Słyszę jak Sylwia krztusi się i charczy, a za moment wyjmuje go z ust i głębokimi haustami wdycha powietrze.
Jestem na krawędzi orgazmu, wystarczy jeden ruch jej dłonią i wystrzelę jak napięta do granic możliwości cięciwa łuku.
I wtedy ona chwyta lewą dłonią jądra i ściska, a prawą przejeżdża kilka razy w górę i w dół wzdłuż członka.
To mi w zupełności wystarczy.
Świat dookoła zwalnia tak, jakby miał ochotę się zatrzymać na stałe, a nasienie, które przez ostatnie minuty płynęło do czubka penisa jest pompowane do główki i gromadzi się w niej niczym pociski artyleryjskie przed wystrzałem. Z oka mojej armaty wypływa kilka słonych kropel, w ślad za moim ciężkim oddechem uwalniam z siebie moc i zaczynam bombardować jej twarz gorącymi ładunkami.
Sylwia zamyka oczy i przyjmuje na twarz kolejne porcje kleistej, gorącej mazi. Kiedy wreszcie jestem opróżniony i czuję się lekko jakbym miał skrzydła bierze go do ust i zlizuje pozostałość z główki.
- Ale dzisiaj było dużo polewy na lodach - mówi przytłumionym zbierając nasienie palcami z policzków - kiedy ty ostatni raz się kochałeś? Przyznaj się.
Mój umysł nie doszedł jeszcze do siebie po niedawnych turbulencjach. Muszę zastanowić się dłuższą chwilę.
- Nie pamiętam - odpowiadam zgodnie z prawdą - chyba jak ostatni raz byłem u ciebie.
- Trzy tygodnie temu? - jest lekko zdziwiona - i nic, nawet robótki ręcznej?
- Nie robię tego odkąd skończyłem siedemnaście lat.
- A to bardzo niedobrze - kiwa palcem jak niezadowolona z ucznia pani belfer - trzeba sobie ulżyć, nawet kosztem dumy osobistej. Brak uwolnienia się od napięcia seksualnego ma niezbyt dobry wpływ na zdrowie.
Uśmiecham się do niej nie odpowiadając.
- Następny raz nie wahaj się i dzwoń do mnie - kończy wykład - jeśli nie będziesz miał czasu na bzykanie umówimy się na lodzika albo przynajmniej ulżę ci dłonią, biedaku.
***
- Bartek, ty leniwy gnoju - drę się z przedpokoju - zostawiłeś brudne skarpety na podłodze w łazience. Posprzątasz to w końcu?
Z pokoju dochodzą odgłosy strzałów i okrzyków.
- Wyłącz tą cholerną grę! - ciśnienie podnosi się coraz bardziej i za chwilę osiągnie poziom wrzenia.
Zero reakcji.
Kurwa.
Podchodzę do przełączników prądu w przedpokoju i bezczelnie odcinam zasilanie.
Zalega cisza.
- Natka, chyba wysiadł nam prąd! - słyszę wrzask - akurat wtedy, kiedy byłem blisko awansu na kolejny level, kurwa jebana mać! Kurwa, kurwa! - kolejny wrzask i uderzenia w klawiaturę.
Przełącznik wraca do pozycji ON.
- Pewnie elektrownia na chwilę wyłączyła, czasem tak robią - wchodzę do pokoju udając niewiniątko. Gnojek od trzech godzin siedzi w samych gaciach i koszulce przed monitorem świata poza grą nie widząc, a ja skaczę wokół niego jak koło pieprzonego lorda.
Wstaje od biurka, przeciąga się i spogląda na mnie czerwonymi od ciągłego patrzenia w ekran oczami.
- Jesteś zła?
Poziom wkurzenia osiąga zenit.
- Nie! Uwielbiam, jak ciągle grasz robiąc wokół siebie pierdolnik, a ja sprzątam po tobie syf. To moje ulubione zajęcie, obok prasowania, gotowania i mycia kibla. Dobrze, że jeszcze nie muszę wynosić śmieci, bo byłby komplet - jestem bliska płaczu.
Po wyrazie jego twarzy widzę, że właściwe zwoje mózgowe zaczęły ze sobą kontaktować. Podchodzi do mnie i próbuje mnie przytulić. Wyrywam się gwałtownie.
- Zostaw mnie.
- Natka, przepraszam.
- Ciągle powtarzasz to samo. Wciąż słyszę przepraszam i za chwilę odgłosy strzelaniny i twoich przekleństw. Jak tak dłużej nie wytrzymam. A ty przy okazji zawalisz semestr.
- O moje oceny się nie martw - próbuje grać twardziela - poprawię się, obiecuję.
- Bartek, mam tego naprawdę dosyć. Jeśli nic się nie zmieni ostrzegam cię, że się wyprowadzę - stawiam sprawę jasno. Miarka się przebrała.
Otwiera szeroko oczy.
- Nie zrobisz tego - jego szept jest bardzo cichy, a na twarzy widnieje niedowierzanie.
- Masz to jak w banku, to ostatnie ostrzeżenie.
Dwie godziny później wyglądam przez okno w kuchni pijąc herbatę.
- Natalia - rozlega się za mną cichy głos - chciałem porozmawiać.
Odwracam się do niego. Wygląda zupełnie inaczej niż w trakcie awantury. W końcu założył uprasowaną koszulkę i spodnie, uczesał też strzechę włosów na głowie. Jeśli chce to potrafi. Czarne jak studnia źrenice pochłaniają mnie bez reszty, wyższy ode mnie niemal o głowę, barczysty szatyn jest przystojny i męski. Tylko ten charakter, dwudziestodwuletni mężczyzna z mentalnością czternastolatka.
Z wyczekującym spojrzeniem czekam aż zacznie.
- Posłuchaj - próbuje nawiązać dialog - widzę, że przegiąłem. Daj nam szansę. Przecież oboje dobrze się ze sobą czujemy i mamy wiele wspólnych tematów.
Wbijam w niego wzrok i milczę. Akurat w kwestii wspólnych zainteresowań ma sporo racji. Uwielbiam pisać opowiadania, a Bartek jest moim oddanym czytelnikiem i pierwszym recenzentem. kino i teatr to nasz wspólny konik. Nawet kierunek studiów mamy identyczny - dziennikarstwo. Zresztą tam się poznaliśmy kilka miesięcy temu.
Z drugiej strony czy jestem wobec niego w stu procentach fair? Przecież on też ma prawo do relaksu, niekoniecznie zawsze ze mną.
- Bartek, nie mam nic przeciwko temu, żebyś w wolnych chwilach grał. Ale nie kosztem czasu, który powinieneś poświęcić na inne, ważniejsze czynności - nerwowo okręcam włosy wokół palca - sprzątanie i zakupy są na mojej głowie. Jeśli nie jemy na mieście - a jak wiesz nie śmierdzimy pieniędzmi, bo moje stypendium wystarcza nam do połowy miesiąca, a ty zarabiasz jako kelner niewiele zdarza się to bardzo rzadko - gotowanie również jest moim obowiązkiem. Odpowiedz sobie na pytanie, jakie masz priorytety, bo może mnie nie potrzebujesz. Na tym etapie życia albo w ogóle. Może lepiej będzie, kiedy rozejdziemy się w pokoju i bez niepotrzebnych awantur.
Widzę strach w jego oczach.
- Natka, nie mów tak, proszę. Porozmawiajmy rozsądnie i na spokojnie.
- Jak widzisz jestem spokojna, jeszcze - zaczyna mi się podnosić ciśnienie - odpowiesz na moje pytanie? Na czym ci zależy?
- Na tobie - mówi bez wahania - wiem, że to tylko słowa, ale będę nad sobą mocno pracował. I zmienię się, obiecuję.
Zbliża się do mnie, klęka i bierze mnie za ręce.
- Zostaniesz?
- Tak, zostanę - patrzę mu w oczy.
Bartek całuje mnie w kącik ust, później w wargi.
- Pisałaś coś nowego ostatnio?
- Nie, za to Aleks napisał fajne opowiadanie. Powinieneś przeczytać?
- Ten twój mentor z Pokątnych? - w jego głosie słyszę lekceważącą nutkę i bardzo mi się to nie podoba.
- Nazywaj go sobie jak chcesz, to bardzo inteligentny i zabawny facet.
- I przy okazji czterdziestoletni pierdziel, śliniący się do twoich zdjęć.
- Nie ma pojęcia jak wyglądam, ja również go nigdy nie widziałam. Znamy się tylko w wirtualu.
- Aha i rozmawiasz na temat seksu z czterdziestoletnim gościem, którego na oczy nie widziałaś? Na nasz temat też rozmawiasz? - zaczyna podnosić głos.
- Tak, rozmawiam. To mój przyjaciel, rozumiesz to? - ze złości prawie krzyczę. Czuję, jak krew burzy mi się w żyłach. Kiedy tylko poruszamy temat Michała (Bartek nie poznał jego prawdziwego imienia) dochodzi zawsze do kłótni - Lubisz się ze mną pieprzyć, prawda? Ja z tobą też, ale przyjmij do wiadomości, że lubię o tym rozmawiać z Aleksem i pisać o seksie. Zaakceptujesz ten fakt albo twoją kobietą zostanie Renia Grabowska. Rozumiesz?
Stoję przed nim oddychając szybko z nerwów.
- Rozumiesz?! - krzyczę mu w twarz.
- Co się z tobą dzieje? - przestraszony moim wybuchem cofa się o krok - bardzo się zmieniłaś od kiedy zaczęliśmy razem mieszkać.
- Nie wiem - jestem zdziwiona własnym zachowaniem, ale nie mogę się już wycofać - jestem jednak pewna, że to ostatnia szansa, jaką mamy przed sobą.
Kilka dni później sytuacja normuje się na tyle, że nie warczę na niego przy każdej okazji, ale w dalszym ciągu trzymam go z dala od siebie i nie pozwalam dotknąć się w łóżku.
Pod koniec tygodnia zmęczona wracam po zajęciach do pustego mieszkania. Potrzebuję męskiego ramienia i dobrej kolacji.
Po otwarciu drzwi czeka mnie niemiła niespodzianka.
Na stole znajduję kartkę wypełnioną nierównym pismem, szlag by to trafił.
„Natka.
Pojechałem do Piotrka uczyć się do sesji, wracam jutro po południu.
W lodówce masz obiad, mam nadzieję, że zjadliwy (uśmiech)
Całusy
Bartek”
Akurat wtedy, kiedy go potrzebuję wyniósł tyłek z domu wkuwać przed egzaminami.
Klik, klik. Wibracja. Kogo nosi o tej porze?
W ciemności sięgam po telefon leżący na podłodze obok tapczanu.
Michał.
AD: Natka? Śpisz?
NB: Nie śpię.
AD: To dobrze.
NB: Dlaczego?
AD: Napisałem coś specjalnie dla Ciebie. Jesteś z Bartkiem?
NB: Nie. Pojechał do kolegi uczyć się do sesji. Czy to ma znaczenie?
AD: Tak, powinnaś to czytać w samotności. Zaloguj się do poczty i sprawdź. Proszę.
Szum wentylatorów komputera zakłóca ciszę w pokoju, włączam monitor i czekam na załadowanie się systemu.
Loguję się do poczty. Jest nowa wiadomość z adresu AlexTheDominator@gmail.com.
O matko, to wiersz! Piękny! Jestem tak wzruszona, że aż ściska mnie w gardle.
NB: Nie wiedziałam, że oprócz talentu do prozy i erotyki masz zadatki na poetę. (zaskoczenie)
AD: Nie mam, ten wiersz jest pierwszy i pewnie ostatni.
NB: Ostatni? Jest tak niebiańsko śliczny, że niemal się popłakałam. Nie możesz na nim poprzestać (wykrzyknik)
AD: Kilka dni temu uprzedzałem, że napiszę coś specjalnie dla Ciebie. Myślałaś, że to będzie tani pornos? (puszcza oczko)
NB: Pornos może nie, ale spodziewałam się, że czytając będę miała mokro. (szatański chichot)
AD: A teraz jak się czujesz?
Jak się czuję? Znam cię ponad cztery lata tylko z rozmów na Facebooku, maili i Pokątnych. Śpię i mieszkam z chłopcem w skórze przystojnego dwudziestodwulatka, a kocham mężczyznę znajdującego się kilkaset kilometrów dalej, którego nie widziałam i nie słyszałam.
NB: Gdybyś był obok to chciałabym się z Tobą kochać. (puszcza oczko)
AD: Z czterdziestotrzyletnim ramolem?
NB: Wiek nie ma znaczenia. Jesteś bardzo romantyczny, wiesz? A to czasem jest bardzo podniecające dla kobiet. (uśmiech)
AD: Jesteś podniecona? (zadowolenie)
Czy jestem? Tak, ale w inny sposób niż zawsze. Nigdy się tak nie czułam.
Kropki.
AD: Natka, jesteś tam?
NB: Jestem. Chciałbyś zobaczyć moje zdjęcie?
Boże, mam nadzieję, że nie odmówi. Już dawno powinnam to zrobić.
Cisza.
Kropki.
AD: Czy to aby nie narusza zasad, które między sobą ustaliliśmy? (pytajnik)
NB: Czyli nie chcesz? (płacz)
AD: Bardzo chcę, ale obawiam się, że w ramach rewanżu będziesz chciała zobaczyć moje (sceptycyzm)
NB: Oczywiście (radość)
AD: I nasza znajomość gwałtownie się skończy (smutek)
NB: Dlaczego?
AD: Na pewno chcesz zobaczyć wieloryba o wzroście przeciętnego Japończyka i wadze zawodnika sumo?
NB: Nie wierzę, że tak wyglądasz! Znowu sobie ze mnie żartujesz! (złość)
AD: Poważnie! Lustrzyca trzeciego stopnia (śmiech)
NB: Co to jest lustrzyca?
AD: No tak, zapomniałem że dzisiejsza młodzież ma kaloryfery na brzuchu. Lustrzyca Króliczku to taka choroba, która objawia się w chwili uprawiania seksu oralnego z kobietą.
NB: O Boże, masz problemy z erekcją??? Nie masz napletka???(szok)
AD: (chichot) Leżę na podłodze (chichot)
NB: Nie śmiej się ze mnie łajdaku!
AD: Nie mogę przestać, przepraszam (chichot) No dobrze, kiedy facet nie widzi kobiety robiącej mu dobrze ustami wtedy ma trzeci stopień lustrzycy.
NB: (znak zapytania)
AD: Ma tak wielki brzuch, że zasłania całą jej głowę (szatański śmiech)
NB: Nienawidzę Cię! (złość)
AD: Przed chwilą chciałaś się ze mną kochać (mruga okiem) Sprawdź pocztę.
Zaskoczenie.
Drżącymi dłońmi wciskam F5. W skrzynce widzę nowego maila wysłanego z adresu AlexTheDominator@gmail.com.
Jest załącznik.
Klikam.
AD: Otworzyłaś?
Jest. Oczywiście oszukał mnie z tą lustrzycą.
Pożeram wzrokiem jego barczyste ramiona i ostre rysy. Modelem to on nie jest, ale fascynują mnie jego oczy. Piękne i duże. Orzechowe.
AD: Natka, żyjesz? Czy po obejrzeniu musiałaś zwymiotować w ubikacji? (śmiech)
Zadbane dłonie i czyste paznokcie. Lekka siwizna na ciemnych włosach.
NB: Jestem. Masturbuję się przed Twoim zdjęciem (chichot)
AD: Wariatka (szeroki uśmiech) Poproszę o Twoje.
NB: Poczekaj, muszę coś wybrać żebyś się jeszcze do mnie odezwał.
***
No dalej dziewczyno, dlaczego się tak grzebiesz?
Kropki.
NB: Wysłałam (zadowolenie)
Dostaję notyfikację o nowej wiadomości z adresu NaughtyBunny@gmail.com
Klikam w załącznik.
Piękna.
Głęboko osadzone, niebieskie oczy, długie, jasne blond włosy, wąskie usta i mały nos.
Błękitna sukienka, biały biustonosz.
Patrzę niżej.
Duże piersi, szerokie biodra, zgrabne nogi, czerwone sandałki.
Śliczna blondyneczka.
I do tego inteligentna i zabawna.
Za stary dla niej jesteś, szkoda.
AD: Pewnie mówi Ci to każdy facet, ale jesteś nieprawdopodobnie piękną kobietą, wiesz?
Kropki.
NB: Dziękuję Michałku (szczęśliwa) W Twoich ustach brzmi to jak najwspanialszy komplement.
AD: Powieszę sobie nad biurkiem w pracy i będę Cię pożerał wzrokiem cały dzień (szeroki uśmiech)
NB: A ja nie będę mogła przez Ciebie zasnąć (uśmiech) Muszę się położyć, jutro rano mam zajęcia na uczelni. Dobranoc (ziewa)
AD: Śpij słodko Króliczku. Dobranoc.
Nagi staję przed lustrem w przedpokoju i wciągam brzuch. Nie ma tragedii, przydałaby się siłownia , ale jak na swój wiek chyba nie muszę się wstydzić swojego wyglądu.
Sypialnia to ostatnie miejsce, w którym chciałbym spędzić noc. Lubię tam przebywać, ale osoba z którą śpię w jednym łóżku od dwudziestu lat stała się dla mnie obca. Niepewność co do przyszłości gnębi mnie i wierci niepokojąco w podbrzuszu niczym ból żołądka po zatruciu.
Iwona niemal codziennie znika gdzieś wieczorem lub nie wraca po pracy.
Jestem niemal pewien, że ma romans.
Muszę coś z tym zrobić.
***
JAKIŚ CZAS (PRAWDOPODOBNIE KILKA TYGODNI) PÓŹNIEJ
***
Sobotni ranek. Ubrany w szorty i białą koszulkę piję kawę wyglądając przez kuchenne okno. Jest słoneczny i ciepły, majowy poranek.
Iwona śpi, wróciła do domu bardzo późno. Od dawna wychodzi w zasadzie nie tłumacząc mi dokąd i z kim.
Ma kogoś na boku. Zresztą nie dziwię się- w zasadzie od roku nie uprawiamy seksu, rozmawiamy ze sobą o pierdołach ignorując trudne tematy, a w łóżku śpimy ze sobą jedynie z przyzwyczajenia. Nasze małżeństwo to rozpędzony na bocznicy pociąg towarowy, bez maszynisty i jakiejkolwiek kontroli nad lokomotywą.
Słyszę za sobą kroki. Nadeszła chwila ostatecznej konfrontacji.
- Już wstałaś - pytam zaskoczony - myślałem, że będziesz spała do południa.
- Chce mi się pić - wygląda na skacowaną. Włosy w nieładzie i cienie pod oczami.
- Obok mikrofali stoi otwarta butelka wody.
Drżącymi dłońmi odkręca butelkę i wypija niemal jedną trzecią .
- Muszę się jeszcze położyć - butelka powędruje z nią do sypialni - obudzisz mnie w południe?
- Wychodzę po zakupy, powinienem wrócić, ale na wszelki wypadek nastaw sobie budzik.
Trzy godziny później wchodzę na górę. Moja żona śpi na kołdrze, sukienka nocna podwinęła się pod jej pupą, jest niemal naga. Patrzę na nią ze smutkiem, to już naprawdę koniec.
- Iwona - trącam ją w ramię - jest dwunasta. Miałem cię obudzić.
- Mhmh - otwiera z trudem oczy - już wstaję.
Pięć minut później siedząc w kuchni przy stole słyszę jej kroki po schodach.
- Musimy porozmawiać - zaczynam.
Opróżnia butelkę wody do dna i spogląda na mnie.
Jej twarz wyraża obojętność i... zrozumienie? Chyba tak.
- Wiem, że masz romans.
Otwiera szeroko oczy. Nie tego się spodziewałaś?
- Skąd?
- Ciężko się nie zorientować. Znikasz wieczorami i wracasz rano. Nie mówisz dokąd wychodzisz. Nie mam ci tego za złe - beznamiętnie wyrzucam z siebie słowa, zaraz będzie po wszystkim - Chcę rozwodu.
Milczy wpatrując się we mnie.
- No tak, w sumie mogłeś się domyślić. Nie będę robiła z ciebie idioty, mam kogoś i chyba nadszedł właściwy czas rozmowy o rozstaniu.
Cieszy mnie, że jest szczera. Po dwudziestu latach małżeństwa zachowujemy wobec siebie szacunek.
Przez dłuższą chwilę mierzymy się wzrokiem, obojętnym, zblazowanym i bez uczucia. Z naszego związku pozostały popioły i gruz.
- Rozejdźmy się w pokoju i bez kłótni - trzeba to zakończyć szybko, zanim się rozmyślimy - Podzielimy majątek po połowie, możesz zabrać domek na Mazurach, ja zostanę tutaj. Dostaniesz też część akcji, które są w naszym posiadaniu, tak aby zrekompensować różnicę w wartości domów.
- Widzę, że wszystko obmyśliłeś - ma smutny głos - tak Michał, to koniec. Żałuję, że tak wyszło, ale sam przyznasz, że od kilku lat coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy, prawda?
Kiwam głową na znak zgody. Bałem się, że będzie nerwowo i jestem zaskoczony wzajemną obojętnością. Wypaliliśmy się jak świece na ołtarzu.
- Dzisiaj się wyprowadzę - odwraca się i kieruje w stronę schodów.
***
Cholerne upały wykańczają mnie. Jestem przez nie wycieńczona, a na domiar złego od rana wymiotuję. Nie mam pojęcia po czym, wczoraj nie zjadłam nic podejrzanego, ale czuję się jak wymięta ścierka.
- Jedziemy do lekarza - Bartek o dziwo zachowuje się tym razem jak dojrzały mężczyzna. Ostatnio trochę się zmienił, ale czuję, że między nami wyrósł mur nie do przeskoczenia. I zbliża się koniec.
Tak bardzo chciałabym, żeby był przy mnie teraz Michał!
W przychodni kłębi się tłum ludzi. Rejestrację musi dokończyć za mnie Bartek- z trudem zdążam do toalety i znowu zwracam zawartość żołądka.
W zasadzie nie mam już czego zwracać, ale i tak ten wredny, nie chcący się uspokoić organ nęka mnie jak złośliwy duch.
W końcu wypada moja kolej, wchodzę do gabinetu. Młoda, około trzydziestoletnia lekarka jest bardzo miła i empatyczna. Mimo gigantycznej kolejki za drzwiami sprawia wrażenie, jakby bardzo jej zależało na tym, żeby mi pomóc.
- Dobrze, czyli od rana regularnie pani wymiotuje. Gorączka?
Zaprzeczam kręcąc głową.
- A jak się pani czuła przez ostatnie dni?
Zastanawiam się.
- Osłabiona, nie mam apetytu. Na szczęście była przerwa w zajęciach na studiach przy okazji weekendu majowego, więc mogłam zostać w domu. Dużo śpię, nawet kilkanaście godzin dziennie. I jestem nieco obolała, może to jakaś infekcja?
- Może się pani rozebrać od pasa w górę? - notuje coś w komputerze - zbadam panią.
W spodniach i biustonoszu siadam na łóżku. Lekarka osłuchuje mnie, mierzy ciśnienie i naciska w podbrzusze.
- Boli tutaj?
- Nie.
- A tutaj? - schodzi niżej.
- Również nie - znowu zaczyna mi się chcieć rzygać.
- Proszę otworzyć szeroko usta.
- Aaa- wydaję z siebie jęk.
- Dobrze, może się pani ubrać - lekarka siada z powrotem przy biurku - proszę mi powiedzieć, kiedy ostatni raz pani miesiączkowała?
Zaczynam się zastanawiać. Jakiś miesiąc temu? Może dłużej?
Oblewa mnie zimny pot.
- Myśli pani - głos drży - że jestem w ciąży??? Ale ja stosuję antykoncepcję, biorę pigułki! - czuję piekące łzy w oczach.
- Proszę się nie denerwować, chcę sprawdzić wszystkie możliwe warianty - uśmiecha się przyjaźnie - Najprawdopodobniej to zwykłe zatrucie, chociaż objawy nie wskazują na poważny problem żołądkowy.
Sięga do szuflady i wręcza mi małe pudełko.
- Za moimi plecami jest toaleta, proszę tam wejść i skorzystać z zawartości znajdującej się w środku.
Biorę test ciążowy do ręki, zamykam za sobą drzwi i wyjmuję instrukcję.
- Wynik ujemny - jedna kreska, wynik dodatni - dwie kreski.
W środku znajduje się pojemnik, pipeta i płytka.
Żeby tylko była jedna - modlę się w duchu - Boże, spraw żeby była jedna!
Oddaję mocz do pojemnika i przy pomocy pipety nanoszę kilka kropli na płytkę.
Niemal słyszę dudniące w piersi serce i ściskam ręce tak mocno, że kostki zmieniają kolor na biały. Dwie minuty zamieniają się w wieczność.
- Dobrze się pani czuje? - słyszę zaniepokojoną lekarkę stojącą pod drzwiami.
- Wszystko w porządku, za chwilę wychodzę - mój głos jest spokojny w przeciwieństwie do rąk, które drżą jak w alkoholowym delirium.
Na płytce pojawia się pierwsza kreska.
I chwilę później druga.
O Boże!!!
Zaczynam płakać.
- Halo? Wszystko w porządku? Proszę się odezwać.
Nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Lekarka zdenerwowana brakiem odpowiedzi naciska klamkę i wchodzi do toalety.
- Co się stało? - bierze mnie za rękę.
Bez słowa wskazuję na płytkę. Na jej twarzy pojawia się uśmiech.
- Proszę nie płakać, ciąża to nie choroba - przytula mnie i próbuje pocieszać - musi pani o siebie dbać i jak najmniej się denerwować. Będzie pani mamą, a to najpiękniejszy stan, w jakim może znaleźć się kobieta.
Wyprowadza mnie z toalety i sadza na krześle obok biurka.
- Przypuszczałam po zakończeniu badania, że nosi pani w sobie małego człowieczka. Ma pani powiększone piersi, a stan podbrzusza wyklucza zatrucie lub grypę żołądkową. Przepiszę witaminy i kwas foliowy. Nie wiemy, który to tydzień, więc proszę koniecznie stosować się do instrukcji, w siódmym tygodniu kończy się formowanie mózgu płodu i bardzo ważne jest, aby utrzymała pani odpowiednie dawki, dobrze? - jak szalona stuka w klawiaturę. Ocieram łzy chusteczką i potakuję głową.
- Czy ojciec dziecka jest tutaj z panią?
- Tak - co zrobi Bartek kiedy się dowie? Przecież on nie potrafi zająć się sobą, a co dopiero kobietą w ciąży.
- Powinna z nim pani od razu porozmawiać. Jego rola jest bardzo ważna - musi dbać o panią i dziecko. W zasadzie będzie musiał się zająć domem za dwoje, przypuszczam, że pierwsze tygodnie mogą być dla was obojga bardzo trudne.
To dziwne, ale pod wpływem jej spokojnego tonu głosu przestaję płakać.
- Jest jakieś wytłumaczenie na mój stan? Brałam regularnie pigułki antykoncepcyjne i jestem pewna, że nie popełniłam błędu - wyjaśnienie niczego nie zmieni i jestem z tym pogodzona. Ale muszę wiedzieć.
- Pigułki nie zabezpieczają w stu procentach. Zawsze istnieje minimalna szansa, że nie zadziałają. W pani przypadku najprawdopodobniej właśnie tak się stało.
- Proszę - wręcza mi recepty - i jeśli to panią pocieszy ja również zaszłam w ciążę będąc na studiach- odpowiadam uśmiechem na jej uśmiech - i mam dziewięcioletnią córeczkę, poza którą świata nie widzę. Proszę się nie martwić - przed panią prawie dziewięć miesięcy najwspanialszego dla kobiety okresu w życiu. Sama się pani przekona, że będzie dobrze.
- Dziękuję - wstaję - jest pani najlepszą lekarką u jakiej kiedykolwiek byłam.
- Będzie pani świetną mamą - ściska lekko moją dłoń - powodzenia.
Głęboki wdech i wychodzę na korytarz. O dziwo wymioty zniknęły jak ręką odjął. Czyżby żołądek na swój przewrotny sposób chciał mi zakomunikować ważną wiadomość ?
- I jak? - Bartek ma zaniepokojoną minę - wszystko w porządku?
- Tak - silę się na uśmiech - idziemy.
Majowe słońce grzeje dość mocno w plecy. Slalomem mijamy samochody na parkingu kierując się w stronę przystanku tramwajowego.
- Bartek - zatrzymuję się obok wiaty - mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Mój chłopak patrzy na mnie krzywiąc się od oślepiającego słońca. Chce mi się płakać, kiedy widzę jego bezradny wyraz twarzy.
- Coś się stało? Jesteś chora?
- Nie, jestem w ciąży.
Zamienia się w słup soli i kilkanaście sekund spogląda na mnie w kompletnym bezruchu wstrzymując oddech.
- Na pewno? Skąd wiesz?
- Zrobiłam test w gabinecie u lekarza. Policzyłam, że okres spóźnia mi się o prawie dwa tygodnie. Mam powiększone i nabrzmiałe piersi. To są objawy ciąży.
Strach i przerażenie w jego oczach. W co ja się wpakowałam?
- O kurwa - wzdycha ciężko - co my zrobimy?
Wiedziałam cholera! Potrzebuję od niego wsparcia, a on zachowuje się jak dzieciak.
- Jedźmy do domu - bierze mnie za rękę.
Pół godziny później wchodzimy do mieszkania. W trakcie drogi powrotnej nie odezwaliśmy się do siebie nawet jednym słowem.
- Usuniesz? - robi mi się słabo.
- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę - Bartek, potrzebuję żebyś był teraz ze mną i wspierał mnie, a ty - zaczynam płakać - rzucasz mi kłody pod nogi. Ty gnoju, ty niedojrzały gówniarzu! Ty pieprzony dzieciaku! - uderzam go pięścią w tors.
- Przecież brałaś pigułki, jak to się stało? - panika w jego głosie jest aż nadto słyszalna. Cofa się i podnosi ręce broniąc się przed ciosami.
- Brałam i co z tego? To nie ma już żadnego znaczenia. Żadnego, rozumiesz? Nie zadziałały! Noszę w sobie twoje dziecko, a ty chcesz żebym zabiła cząstkę siebie i ciebie? Tego niewinnego maluszka, który rośnie we mnie z każdą chwilą? - łzy płyną po mojej twarzy.
- Natka, jak sobie to wyobrażasz? Nie pracujesz, oboje studiujemy, nie mamy pieniędzy na utrzymanie siebie, a co dopiero dziecka. Musisz to zrobić - zniża głos do szeptu - mam oszczędności. Pojedziemy do Niemiec i usuniesz. Będę z tobą do samego końca.
- Nigdy tego nie zrobię! Nigdy! Poza tym - waham się chwilę - wiem, że mnie nie kochasz, a ja nie kocham ciebie. To co się wydarzyło dzisiaj...
Płacz odbiera mi mowę. Opuszczam przedpokój nie kończąc zdania. Wyciągam walizkę z szafy i zaczynam wrzucać do niej ciuchy.
- Co ty robisz? Przestań się wygłupiać, Natka! - jest bliski paniki.
- Odchodzę - ocieram łzy dłonią - dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz tego dziecka, a ja nie potrafię i nie chcę już z tobą być.
Kilka minut później walizka jest już niemal spakowana, w mojej głowie układa się plan.
- Natka, proszę - Bartek klęka przede mną chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Wstań - całkowicie uspokojona biorę go za rękę - jesteś dobrym i miłym chłopakiem. Znajdź sobie dziewczynę i baw się życiem - całuję go w usta - było nam dobrze ze sobą, ale czasem tak bywa.
Ostatni rzut oka na niego. Stoję w drzwiach, wygląda jakby dostał mocny cios w podbrzusze.
- Żegnaj. Przykro mi, że tak się to skończyło.
- Żegnaj Natalio - odpowiada poważnym głosem.
Zamykam za sobą drzwi.
W drogę.
Na dworcu kupuję bilet. Liczę, że w jedną stronę.
***
Wiadomość z Messengera.
NB: Michał, jesteś?
Ostatnio rzadko się odzywała. Brakowało mi jej.
AD: Jestem Natka, jestem.
NB: Masz plany na dzisiejszy wieczór? (uśmiech)
AD: Nie mam, czemu pytasz?
NB: Bądź o 22:30 na Dworcu Centralnym, peron drugi.
AD: Dlaczego? Co tam się wydarzy?
NB: Nie pytaj i po prostu przyjedź proszę. Będziesz?
AD: Tak, będę.
NB: Super (buziak)
AD: Natka, co się dzieje? Powiesz mi?
Zniknęła diablica. Chce przyjechać? Prawie pięć lat po tym, jak objechała mnie za publiczne skrytykowanie jej opowiadania wreszcie ją zobaczę?
To już nie jest niewinna licealistka, którą uczyłem podstaw pisania, z którą żartowałem i wspólnie przeżyłem w ramach wirtualnej znajomości niemal pół dekady. Moja najlepsza przyjaciółka stała się dumną i piękną kobietą, która jest świadoma swojej wartości. I do tego diablo inteligentną.
Sprawdzam zegarek - jeszcze pięć godzin.
To będzie najdłuższe trzysta minut w moim życiu.
Patrzę na jej zdjęcie stojące nad biurkiem. Odkąd Iwona wyprowadziła się miesiąc temu nie ma potrzeby, żeby kryć się przed nią i postawiłem fotkę Natki w domu.
Czego ona chce od takiego pryka, jak ja? Mam córkę w jej wieku.
Jeszcze godzina. Stoję przed lustrem w przedpokoju. Bordowa koszula, czarne spodnie i pantofle. Okulary przeciwsłoneczne.
Czas w drogę.
Dworzec Centralny, wyremontowany przed piłkarskim Euro cztery lata temu sprawia nieco lepsze wrażenie niż w ubiegłym dziesięcioleciu, ale i tak czuć tam nieprzyjemną woń mieszczącego się niedaleko MacDonalda. Nie znoszę fast - foodów. Jesteś tym co zjesz - to moja zasada, więc nie tykam śmieciowego jedzenia.
Nerwowo krążę wzdłuż peronu obserwując twarze towarzyszy niedoli. Pociąg kończy trasę w Warszawie, więc wszyscy będący tu ze mną na kogoś czekają. Z większym lub mniejszym zniecierpliwieniem.
Wreszcie wagony z hukiem wtaczają się po torach i zatrzymują piszcząc jak setka nastoletnich fanek na widok ulubionego boysbandu. Drżą mi ręce i z niepokojem rozglądam się za NIĄ.
Ze składów zaczynają wychodzić pasażerowie, w amoku wyglądam jasnych, długich blond włosów i smukłej figury.
Jest!
O Boże, naprawdę przyjechała! Ta sama, błękitna sukienka ze zdjęcia, ma nieco krótsze włosy, jest bledsza. Ale to ona!
Szuka mnie wzrokiem i kiedy zauważa na jej twarzy zakwita niepewny uśmiech. Jest wyższa niż to sobie wyobrażałem i nieprawdopodobnie piękna. Prawdziwa, klasyczna blondynka. Dla osób postronnych wyglądamy jak ojciec witający się z córką, wracającą z weekendu majowego u koleżanki. A kim jesteśmy dla siebie?
- Dobry wieczór - jej głos wibruje w moich uszach - wiedziałam, że przyjedziesz. Uśmiecha się po raz kolejny, a moje serce bije jak szalone. Czterdziestoletni facet śliniący się na widok dwa razy młodszej dziewczyny.
- Ślicznie wyglądasz - całuję ją w policzek i biorę uchwyt walizki w dłoń - jak minęła podróż, jesteś zmęczona?
- Trochę spałam w pociągu - ruszamy w kierunku ruchomych schodów - nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu cię widzę.
- Ja też - wciąż nie mogę ochłonąć - jedziemy od razu do mnie. Pewnie będziesz chciała się wykąpać po podróży, przygotuję coś na kolację.
- A Iwona? Nie będzie miała nic przeciwko?
- Nie - unosi brwi zdziwiona - rozwodzimy się. Nic ci nie mówiłem, bo jakoś nie było okazji. Od miesiąca nie mieszka ze mną.
***
Blask mijanych latarni oświetla moją bladą, zmęczoną podróżą i dzisiejszymi zdarzeniami twarz. Patrzę na odbicie w szybie wagonu i uśmiecham się do siebie. Czuję szaleńczą radość połączoną z niepewnością i niepokojem. Wreszcie go zobaczę, po tylu latach. Najpierw był dla mnie jak ojciec, później stał się kolegą, przyjacielem. A teraz? Wirtualnym kochankiem? Najbliższą mi osobą?
I co z tego, że jest dwa razy starszy? Czy to coś zmienia?
Przez całe życie musiałam stawiać czoło przeciwnościom. Sierota z domu dziecka, przygarnięta przez rodzinę zastępczą w wieku pięciu lat, w szkole wyzywana od przybłęd, ignorowana przez klasową „elitę”. Dopiero w liceum, gdy zaczęły mi rosnąć piersi i z brzydkie kaczątko przeistoczyło się w blond łabędzia zaczęli za mną biegać koledzy, a koleżanki zauważyły, że istnieje ktoś taki jak Natalia i przestały traktować jak powietrze.
Na szczęście nie zachłysnęłam się nagłą popularnością i nauczona przez życie pokory jestem tą samą dziewczyną, która pięć lat temu zaczęła amatorsko pisać. Spodobało mi się na tyle, że mogę pochwalić się autorstwem kilkunastu opowiadań erotycznych i kilku mini-dramatów. To wszystko dzięki Michałowi- gdyby nie on pewnie już dawno rzuciłabym to w diabły. Mimo, że to Bartek w ostatnich miesiącach był moim głównym recenzentem i pierwszy czytał wszystko, co z siebie wyrzuciłam, Michał ukształtował mnie, ulepił i wyrzeźbił mój styl niczym zręczny artysta posąg z gliny.
Dwudziesta druga dwadzieścia pięć. Wyglądam przez okno - Dworzec Zachodni. Pierwszy raz w życiu jestem w Warszawie, urodziłam się i wychowałam we Wrocławiu. Pociąg rusza i gwałtownie przyspiesza. Wjeżdżamy do tunelu.
Zdenerwowana i podekscytowana zdejmuję walizkę z półki i ruszam w kierunku wyjścia. To już za chwilę! Będzie na mnie czekał? A jeśli nie przyjedzie?
Nie wiedziałam, że Dworzec Centralny mieści się pod ziemią. Wagony w trakcie hamowania piszczą z taką mocą, że muszę zatkać uszy. Mężczyzna przede mną mocuje się chwilę z drzwiami, w końcu z wysiłkiem udaje mu się je otworzyć. Patrząc pod stopy powoli schodzę na peron.
Rozglądam się szukając ciemnych włosów lekko przyprószonych siwizną i barczystej sylwetki.
Nasze spojrzenia spotykają się.
Jest!
Czuję, że adrenalina buzuje jak wściekła w moim ciele. Uśmiech samoistnie pojawia się na twarzy.
- Dobry wieczór- głos drży - wiedziałam, że przyjedziesz.
Moje oczy są na wysokości jego ust, jest nieco niższy niż sobie to wyobrażałam, ale i tak czuję motyle w brzuchu.
Wygląda na onieśmielonego.
- Ślicznie wyglądasz - odpowiada niskim głosem, od którego miękną mi nogi.
Wiem, że zachowuję się jak napalona nastolatka, ale czekałam na tą chwilę bardzo, bardzo długo. Nigdy nie przypuszczałbym, że widok mężczyzny może tak na mnie działać.
- Jak minęła podróż? - odbiera ode mnie walizkę i przypadkowo lekko muska wierzch mojej dłoni. Błyskawica przeszywa moje ciało - jesteś zmęczona?
- Trochę spałam w pociągu - odpowiadam machinalnie nie zastanawiając się nad treścią. Jedyna myśl, jaka kołacze mi się w tej chwili w głowie to słowo: MICHAŁ - nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę.
- Ja też - sprawia wrażenie, jakby z pleców spadł mu stukilogramowy ciężar - jedziemy od razu do mnie. Pewnie będziesz chciała się wykąpać po podróży, przygotuję coś na kolację.
Do niego? Przecież ma żonę.
- A Iwona? Nie będzie miała nic przeciwko?
- Nie - krótka i ostra odpowiedź zbija mnie z tropu. Zdziwiona unoszę brwi - rozwodzimy się. Nic ci nie mówiłem, bo jakoś nie było okazji. Od miesiąca nie mieszka ze mną.
Jest wolny?
Nie powinnam się cieszyć z cudzego nieszczęścia, ale w głębi duszy cichutki głosik mruczy sobie pod nosem radosną piosenkę.
- Przykro mi - patrzę na niego, choć wcale nie jest mi przykro i mam nadzieję, że mój głos o tym nie świadczy.
Michał wrzuca walizkę do bagażnika i otwiera przede mną drzwi. Ruszamy.
- Nie przejmuj się, to małżeństwo od dawna było martwe. Mówiłem ci wiele razy, że wszystko zmierza do końca i oboje z Iwoną doprowadziliśmy związek do rozstaju dróg, z której wariant kontynuacja był zablokowany przez zwalone na jezdnię drzewa - zerka na mnie raz po raz zmieniając pasy na drodze - więc jedyne co pozostało to rozstanie.
Milczę trawiąc jego słowa.
- A dzieci? Powiedzieliście im?
- Jeszcze nie - przez jego twarz przechodzi cień - wszyscy są w tej chwili poza Warszawą, a to nie jest temat na telefon. Pojutrze spotykam się z Moniką, chciałbym żebyś ją również poznała.
- Twoją córkę?
- Tak, mam nadzieję, że się dogadacie. Bardzo mi na tym zależy.
Spróbuję, ale nie na wszystko mam wpływ. Jak zareaguje, jeśli dowie się, że jej ojciec spotyka się z dwadzieścia dwa lata młodszą od niego dziewczyną, która jest w dodatku jej rówieśniczką?
- Jesteśmy na miejscu - jego głos wyrywa mnie z rozmyślań.
Gorąca woda w wannie ma kojący wpływ na moje zmęczone ciało. Dzisiejszy dzień był niczym jazda na rollercoasterze, najpierw wymioty od rana, później wiadomość o ciąży i rozstanie z chłopakiem. Wreszcie Michał. Kładąc się wczoraj spać obok Bartka nigdy nie przypuszczałabym, gdzie znajdę się dobę później.
Pukanie.
- Natka, mam dla ciebie ręcznik. Wejdę na chwilę, schowaj się pod pianę, dobrze? - słyszę jego głos zza drzwi.
- Możesz wejść.
Chłodne powietrze, które wtargnęło z korytarza do środka owiewa moje ręce oparte o boki wanny powodując gęsią skórkę.
- Nie wygłupiaj się i otwórz oczy - wygląda komicznie próbując po omacku znaleźć brzeg wanny.
- Zostawię go tylko i uciekam- kładzie ręcznik na krawędzi i nie patrząc chce wychodzić.
- Michał, zaczekaj - proszę - umyjesz mi plecy? Zapomniałam zabrać ze sobą myjkę z domu, a rękami nie dam rady.
- Dobrze - jego oczy kurczowo trzymają się w mojej twarzy starając się nie patrzeć niżej, ale męski instynkt w końcu bierze górę i zerka na zarys biustu nad wodą - Pochyl się - staje za mną, mydli dłonie i zaczyna kolistymi ruchami szorować mnie z tyłu nad biodrami.
- Mhm - zamykam oczy i mruczę pod wpływem delikatnego dotyku ciepłych palców - bardzo przyjemnie, masz wprawę.
Przesuwa się nieco wyżej i wykonując koliste ruchy jest już wysokości łopatek. Przypadkowo dotyka boku piersi, a mnie przeszywa dreszcz i czuję, że w podbrzuszu zaczyna rozlewać się uczucie podniecenia.
- Przepraszam - speszony cofa ręce.
- Nie szkodzi, jeszcze tutaj nie masowałeś - pokazuję palcem na okolicę ramion. Wraca do pieszczot, ale jest bardzo ostrożny, starając się nie dotknąć mnie w miejscu, do którego jego zdaniem nie powinien dotrzeć.
Chciałabym, żeby dotykał mnie tam, gdzie czuję ciepło i pożądanie. Marzę o tym i pragnę, żeby to zrobił.
- Muszę iść na dół, bo spalę kolację - zabiera ręce i ucieka nie patrząc na mnie. Stara się iść tak, żebym nie widziała jego przodu, ale kątem oka zauważam wybrzuszenie w spodniach.
A jednak na niego działam - uśmiecham się w duchu i zadowolona zamykam oczy.
Kolacja jest pyszna, o dziwo mój żołądek nie buntuje się i zmiatam dwie porcje świetnej zapiekanki z sosem beszamelowym. Pychota.
Organizm po przyjęciu takiej ilości jedzenia komunikuje mi, że czas odpocząć. Niemal na siedząco zasypiam przy stole.
- Natka, obudź się - słyszę szept w uchu - przygotowałem dla ciebie łóżko w pokoju Moniki.
- Dobranoc - całuję go w policzek stojąc w progu i zamykam drzwi.
Potwornie zmęczona nie daję nawet rady umyć zębów, przebieram się w piżamę i opadam w puszystą pościel zasypiając niemal w sekundę.
***
Kawa ma tego ranka wyjątkowy smak. Rozgrzane od upału czerwcowe powietrze przyjemnie owiewa moją twarz, bardzo wyraźnie słyszę każdy zaśpiew ptaków w pobliskich drzewach. I kolory są jakby mocniejsze.
Nie, nie jestem pod wpływem narkotyków. Chyba, że słowo rozpoczynające się literą m to narkotyk.
Jeszcze wczoraj jadąc do pracy miałem poważne wątpliwości, co zrobić ze swoim życiem i dokąd zmierzam.
Dzisiaj, w jakże odmiennym stanie jestem pełen radości i nadziei. Wszystko dzięki niej.
Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, czy będziemy potrafili ze sobą żyć - w końcu ona jest ode mnie dwadzieścia dwa lata młodsza.
To przepaść.
Po w połowie nieprzespanej nocy jednego jestem pewien - zrobię wszystko, żeby nam się udało. Boję się powiedzieć jej słowo na literę k, ale moje uczucia wobec niej są dla mnie jasne i klarowne.
- Dzień dobry - słyszę dźwięczny głos za plecami - piękny poranek.
Czuję, jak staje za mną i obejmuje mnie ramionami za szyję. Jej pełne piersi, ukryte pod piżamą ciężko opadają na moje barki.
- Bardzo dobry - uśmiecham się w odpowiedzi - wyspana?
- Tak - z rozkoszą wdycham zapach jej młodego ciała, kiedy tuli się do mnie - jestem głodna jak wilk. Wczoraj ty przygotowałeś kolację, dziś moja kolej.
Całuje mnie w czoło i z żalem pozwalam jej dłoniom opuścić moją szyję. Słyszę odgłos stóp tuptających w kierunku kuchni, włączanego radia i Natkę nucącą pod nosem piosenkę.
Kilkanaście minut później zwabiony zapachami zaczynam szukać ich źródła, moja blond piękność najwyraźniej jest w swoim żywiole.
- Pewnie dawno nie jadłeś w ten sposób, postanowiłam zaserwować ci jajecznicę po studencku.
Wybucham śmiechem.
- Jajecznica po studencku jest wtedy, gdy student otwiera pustą lodówkę, drapie się po jajach i po chwili ją zamyka - rzucam starego jak świat suchara.
Jej wzrok mówi wszystko, stary i głupi ramol.
- Dochodzę do wniosku, że niektórzy mężczyźni nawet w późnym wieku zachowują się jak małe dzieci - z politowaniem odpowiada na mój czerstwy dowcip.
- Oj tam, oj tam, panno poważna i mądralińska - ignoruję prztyczek na temat ilości lat na moim liczniku, od dawna nie byłem w tak dobrym nastroju - co tam jeszcze przygotowałaś?
- No więc - tłumaczy zadowolona z siebie - jajecznica ze szczypiorkiem, tosty, parówki i kawa. Może to nie jest najzdrowszy posiłek pod słońcem, ale mnie smakuje i liczę, że tobie również.
Jestem tak głodny, że aż skręca mnie w żołądku. Pochłaniamy wspólnie śniadanie.
- Dziękuję, było przepyszne. Wstawię naczynia do zmywarki - podnoszę się od stołu.
- Michał, zaczekaj - głos Natalii jest dziwnie przytłumiony - muszę ci o czymś powiedzieć.
Siadam przed nią z niepokojem w sercu.
- Obiecaj, że zanim mnie osądzisz, wysłuchasz do końca tego, co mam do powiedzenia. Ufam ci jak nikomu innemu. Obiecaj proszę.
- Obiecuję - gumowa kula strachu rośnie w żołądku - to coś złego, prawda?
- Nie - jej oczy są poważne - ale musisz o tym wiedzieć zanim zdecydujemy o naszej przyszłości.
Skóra na jej dłoni jest chłodna.
- Dobrze, słucham.
Spoglądając w stronę okna zaczyna mówić.
***
Śniadanie udało mi się jak nigdy, ale mimo głodu mam problem, żeby przełknąć kilka kęsów tosta i wypić kawę. Na szczęście Michał nie zauważa mojego zdenerwowania i zmiata pozostałość jajecznicy ze wspólnego talerza. Jak przez mgłę słyszę jego podziękowania za posiłek.
- Michał, zaczekaj - z trudem wypowiadam słowa tłumiąc strach czający się w podbrzuszu - muszę ci o czymś powiedzieć.
Odwraca się i patrzy na mnie z powagą.
- Obiecaj, że zanim mnie osądzisz wysłuchasz do końca tego, co mam do powiedzenia. Ufam ci jak nikomu innemu. Obiecaj proszę - boję się tego, co za chwilę nastąpi.
- Obiecuję - dotyk jego dłoni jest ciepły i miły dla skóry - to coś złego, prawda?
- Nie, ale musisz o tym wiedzieć, zanim zdecydujemy o naszej przyszłości.
- Dobrze, słucham.
Biorę głęboki oddech.
- Jestem w ciąży.
Milczy wbijając we mnie wzrok.
No powiedz coś, cokolwiek! Krzycz, wściekaj się, klnij, ale nie patrz tak na mnie! Nie osądzaj mnie bez słowa!
- Chcesz tego dziecka? - jego reakcja mnie zaskakuje. Spodziewałam się pytań o ojca, wyrzutów i kazania - Natka - przybliża swoją twarz do mojej i trzyma mnie ręką za podbródek - odpowiedz mi kochanie - ma głos miękki jak nigdy. Łzy zamazują mi jego twarz.
- Tak, chcę - zaczynam płakać - bardzo się boję, ale chcę. Nawet nie wiesz jak pragnę tego maluszka. Wczoraj dowiedziałam się, że będę miała dziecko i z początku byłam przerażona, ale z każdą chwilą utwierdzałam się w przekonaniu, że chcę urodzić. Jeśli każesz mi się wynieść zrozumiem to i odejdę.
Wpatruje się we mnie bez słowa.
- Błagam, powiedz coś, nie patrz tak na mnie!- ocieram łzy- nie mam nikogo bliskiego oprócz ciebie.
- Cii- budzi się z letargu - nikt nie powie ci, żebyś odeszła. Całuje mnie po powiekach i policzkach. Obejmuję dłońmi jego twarz i głęboko spoglądam mu w oczy.
- Kocham cię - dwa magiczne słowa wirują w powietrzu jak pierwsze płatki śniegu na inaugurację zimy - zostań ze mną - dodaje i nasze usta spotykają się w połowie drogi.
Odrywam się od niego.
- Pokaż mi - zdejmuję górę od piżamy i staję przed nim półnaga - pokaż mi jak bardzo mnie kochasz.
Mój ukochany wstaje i ściąga z siebie koszulkę. Splatamy się ponownie w tańcu warg i języków. Wszystkie emocje, zarówno te pozytywne jak i negatywne odeszły, teraz liczy się tylko on i to, czego za chwilę razem dokonamy. Spodnie zsuwają się na podłogę i naga kładę się na stole w kuchni szeroko rozkładając nogi.
- No już staruszku - uśmiecham się - chcę w końcu zobaczyć i poczuć tą armatę, o której tak skrycie przez lata marzyłam.
Mój ukochany śmieje się głośno i powoli zdejmuje szorty. Uwolniony z nich penis z czerwoną, napiętą główką znajduje się idealnie na wprost mojej rozpalonej księżniczki. Dotykam jej i czuję wilgoć pod palcami.
Jak na komendę oboje przestajemy się uśmiechać i zamykam oczy, kiedy główka powoli wsuwa się między wargi, nabrzmiałe od wpompowanej w nie krwi.
Dopiero teraz czuję, jaka jest różnica między uprawianiem seksu a kochaniem się z osobą, którą darzysz miłością.
***
Rollercoaster myśli w mojej głowie nie pozwala się skupić.
Kochasz ją? No to do dzieła!
Niemal dziewicze, kobiece kształty mojej ukochanej kuszą jak Książę Ciemności Ewę w Edenie.
- No już staruszku – słyszę - chcę w końcu zobaczyć i poczuć tą armatę, o której tak skrycie marzyłam przez lata.
Niekontrolowany śmiech wydobywa się z moich ust. Między innymi za to pokochałem tą dziewczynę.
Chwilę później uśmiech znika z naszych ust. Członek tak chętny do zapoznania się z jej wnętrzem wreszcie zanurza się w ciepłym i otoczonym wilgocią zagłębieniu.
- Cii, już nie musisz się bać - szepczę jej do ucha w rytm ruchów biodrami - zaopiekuję się tobą Króliczku - zamykam jej usta pocałunkiem.
Oddychamy coraz szybciej.
Natalia obejmuje mnie mocno nogami i rękami. Jej piersi są cudownie miękkie, niczym puchowe poduszki w babcinej sypialni. Mój tors zapada się w nie, czuję twarde sutki wbijające się w skórę.
- Zostaw to we mnie - dyszy mi do ucha - chcę poczuć w sobie twoje nasienie.
W niebieskich oczach widnieje bezgraniczna rozkosz i pożądanie, otwiera usta, a jej cipka zaciska się jak miękka, śliska obejma na moim członku.
- O Boże, teraz! - prawie bezgłośnie szczytuje.
Zamykam oczy i drżąc spełniam jej życzenie. Zostawiam w niej nasiona mojej miłości, nasiona które nigdy nie zakiełkują. Zasiane w ziemi, w której od pewnego czasu rośnie inny owoc.
Zespoleni uspokajamy oddechy podziwiając wzajemnie nasze spowite miłością i seksem oblicza.
- Ja też cię kocham - szepcze Natka dotykając opuszkami palców moich ust.
***
Mój maluszek jest bardzo absorbującym lokatorem. Sen, który zawsze bardzo lubiłam i zazwyczaj zajmował mi osiem - dziewięć godzin w trakcie doby jest obecnie moim głównym zajęciem w ciągu dnia i nocy. Nie byłam zdziwiona zmęczeniem po porannym wygibasach z Michałem i odpłynięcie w niebyt zajęło mi kilka minut.
Dwie godziny później wchodząc do kuchni znajduję na stole kartkę.
"Natka.
Pojechałem spotkać się z Moniką, cały dom jest do Twojej dyspozycji. Odpoczywaj i czuj się jak u siebie. Gdybyś czegoś potrzebowała - dzwoń.
M.
P.S. Kocham Cię (uśmiech)"
***
- Cześć tato - Monika zrywa się z krzesła w knajpce na Starówce i całuje mnie w policzek.
- Monia, a od kiedy ty córeczko nosisz rude włosy? - nie widziałem jej trzy miesiące i mam poważne wątpliwości, czy zdołałbym rozpoznać ją na ulicy. Oddaję całusa i opadam na krzesło obok. Koszmarny upał.
- Postanowiłam coś zmienić w swoim życiu i zaczęłam od włosów - śmieje się perliście - chcesz coś zamówić? Mają świetne drinki.
- Przyjechałem samochodem, muszę wracać później do domu. Opowiadaj co u ciebie.
- Rozstałam się z chłopakiem i jestem wolna jak ptak... - szczebiocze, a ja słucham ją jednym uchem zastanawiając się, jak do cholery mam jej powiedzieć o rozwodzie z jej matką.
W międzyczasie przy stoliku pojawia się kelner, zamawiam herbatę, a może kawę? Po jego odejściu staram się sobie przypomnieć, którą pozycję w menu wskazałem.
- Tato, coś się stało? Wyglądasz jakbyś miał coś poważnego na głowie.
Spoglądam na nią, to moje ukochane dziecko. "Córeczka tatusia" jak sama się nazwała. Krzysiek, najstarszy syn i Patryk- najmłodszy zawsze mieli lepszy kontakt z Iwoną. Ale Monika to zawsze było moja dziecinka, kiedy tylko potrzebowała wypłakać się w rękaw albo poradzić - przychodziła z tym do mnie, nie do matki. Teraz ja potrzebuję jej pomocy. W rękaw płakał nie będę, ale moja córka jest jedyną osobą, której mogę się zwierzyć.
Rozwód.
I Natalia.
- Córeczko, posłuchaj - zaczynam i szybko tracę rezon- stało się coś, o czym powinnaś wiedzieć.
- Coś złego?
- Chyba tak - na jej twarzy maluje się strach - rozwodzę się z twoją matką - postanawiam wyłożyć karty na stół.
Monika otwiera szeroko oczy i zakrywa ręką usta.
- Dlaczego? Przecież byliście szczęśliwi. Spędziliście ze sobą dwadzieścia lat!
- Nie byliśmy kochanie, właśnie w tym problem - staram się, by mój głos był delikatny - Uczucie między nami od dłuższego czasu wypalało się i w końcu całkowicie zgasło. Twoja matka znalazła sobie kogoś i chyba jest z nim szczęśliwa. Jeśli to cię pocieszy rozstajemy się w pokoju i bez awantur.
Patrzy gdzieś w punkt na końcu ulicy i ma łzy w oczach.
- Tato - jej ciałem wstrząsa szloch - naprawdę nie da się już nic zrobić?
- Słoneczko, gdyby była taka możliwość na pewno bym spróbował. Znasz mnie - nie podejmuję pochopnych decyzji. Naprawdę nie było innej możliwości.
Dmucha nos w chusteczkę i ociera łzy z twarzy.
- To wszystko? Czy jest coś jeszcze - jej głos jest wyprany z emocji.
Powiedz jej o Natalii. Nie ukrywaj tego, bo będzie jeszcze gorzej.
- Nie - rzucam kolejną kłodę pod jej nogi - chciałbym, żebyś kogoś poznała, pojedziesz ze mną do domu?
***
Relaksujący śpiew ptaków i szum wiatru ponownie wpędza mnie w sen. Michała nie ma od ponad trzech godzin, ale nie zamierzam do niego dzwonić.
Czeka go ciężka rozmowa z córką na temat rozwodu i... przypuszczalnie również o mnie. Powinien przejść przez nią sam, Monika mnie nie zna i mogłabym tylko pogorszyć sprawę.
Musisz sam rozegrać tą partię, Michałku - bujam się w ogrodowym hamaku i po chwili zasypiam.
Budzi mnie szum silnika samochodu parkującego pod wjazdem do garażu. Słońce schowało się za domem, przespałam połowę popołudnia.
Z samochodu wysiada Michał z niską, chudą dziewczyną o wściekle rudych włosach. To chyba ona - dochodzę do wniosku - ma zapuchnięte oczy, wygląda jakby długo płakała.
Wychodzę na ich powitanie. Michał zostaje z tyłu dając nam szansę na wzajemnie poznanie się.
- Monika - wyciąga dłoń i ściska moją rękę, dość mocno jak na kobietę - miło mi cię poznać.
- Natalia - oddaję uścisk i nieśmiało uśmiecham się do niej. Oddaje uśmiech.
W tle na jego twarzy widzę ogromną ulgę.
- Chodźmy do środka, pora na kolację.
***
- Tato, powiedz kto jest w domu? - manewrując wśród samochodów ślimaczących się w korku czuję jej badawcze spojrzenie - masz kogoś?
Cały czas waham się. Jak jej to wytłumaczyć? Jak mam wyjaśnić córce, że kocham dziewczynę w jej wieku, która w dodatku jest w ciąży z innym?
- Córeczko - zerkam na nią z trudem kontrolując to, co dzieje się na drodze - Obiecaj, że zanim mnie osądzisz wysłuchasz do końca tego, co mam do powiedzenia.
Zabawne, to samo powiedziała do mnie rano Natalia.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego - zaczynam monolog - od kilku lat zajmuję się amatorsko pisaniem opowiadań i wierszy - Monika chłonie każde moje słowo - pięć lat temu poznałem pewną kobietę. W Internecie.
- Skrytykowałem jej debiutanckie opowiadanie. Odpisała mi dość ostro i na dzień dobry pokłóciliśmy się. Potem zaczęliśmy ze sobą dyskutować i odkryliśmy, że mamy wspólne zainteresowania. Kino, książki, pisanie. Od słowa do słowa polubiliśmy się i zaczęliśmy ze sobą korespondować. Ta znajomość przerodziła się w wirtualną przyjaźń. To moja bratnia dusza, prawdziwa przyjaciółka.
- Zdradziłeś mamę? - pyta szeptem
- Nie, nie zdradziłem z nią twojej matki - odpowiadam zgodnie z prawdą. O Sylwii nigdy się nie dowiesz, moje dziecko - do chwili, gdy Iwona nie wyprowadziła się z domu nawet nie wiedziałem jak ona wygląda. Dopiero niedawno nawiązaliśmy... bliższy kontakt. Chcę, żebyś ją poznała - zaciskam ręce na kierownicy i czuję jak mimo włączonej klimatyzacji po plecach płynie mi strużka potu.
Zatrzymuję się na poboczu. Czas na najtrudniejszy moment.
- Powinnaś wiedzieć jeszcze o czymś bardzo ważnym - biorę ją za rękę - Natalia jest w twoim wieku. I jest w ciąży.
Oczy Moniki rozszerzają się gwałtownie.
- Tato - zaczyna znowu płakać - co ty zrobiłeś? Masz kochankę w wieku własnej córki? I w dodatku zrobiłeś jej dziecko?
- To nie jest moje dziecko - wypowiadam słowa po których zalega cisza.
- Nic z tego nie rozumiem! - podnosi coraz bardziej głos - co się z tobą dzieje?! Nie było mnie trzy miesiące w domu, wracam szczęśliwa z nadzieją, że spotkam się z rodzicami. I świat usuwa mi się spod nóg! Mama odeszła, ty romansujesz z jakąś siksą, która mogłaby być twoją córką i na dodatek puściła się z innym!? A teraz będziesz wychowywał bachora jej gacha, od którego uciekła?! Nienawidzę cię, bydlaku! - wyrywa się i szarpie za klamkę. Na szczęście zamknąłem drzwi - wypuść mnie bo zacznę krzyczeć! - grozi ze łzami w oczach.
- Monika, zamknij się i posłuchaj! - ostrym głosem sprowadzam ją na ziemię. Zszokowana otwiera szeroko oczy i milknie - Tak, ktoś z kim była związana zrobił jej dziecko! Zabezpieczała się, ale jakimś cudem nie zadziałały pigułki! Nigdy go nie kochała i chciała od niego odejść, zamierzała go zostawić. Dla mnie! Po tym, kiedy dowiedziała się o ciąży zażądał od niej, żeby usunęła. Nie zgodziła się i uciekła.
- Córeczko, zrozum, chcę ułożyć sobie życie po tym, jak twoja matka odeszła. Zdaję sobie sprawę, że trudno ci to pojąć, ale naprawdę ją kocham. Do dzisiaj nie wiedziałem nawet, że jest w ciąży. Bała się, że jeśli mi o tym powie każę jej wracać do Wrocławia. Uwierz mi, że to cudowna, ciepła i kochana dziewczyna, nie ma nikogo oprócz mnie, nie mogę jej zostawić.
- Daj jej szansę, proszę - kończę szeptem - nie wymagam od ciebie, żebyście stały się najlepszymi przyjaciółkami, ale przynajmniej spróbuj. Zawsze, kiedy potrzebowałaś mojej pomocy stałem obok jak skała. Teraz to ja szukam twojego wsparcia.
Po tym, jak wyrzuciłem z siebie cały stres, który pożerał mnie przed spotkaniem z córką czuję się lekki jak ptak.
I niespodziewanie pewny, że wszystko dobrze się skończy.
- Ma na imię Natalia, tak? - odzywa się w końcu - Skoro mam ją poznać to jedźmy już. Muszę jeszcze wrócić do wynajętego mieszkania. Jutro się przeprowadzam.
- Dziękuję córeczko - włączam samochód i ściskam jej dłoń.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz tato - szepcze patrząc przed siebie.
***
Córka Michała. Byłam pełna obaw jak zareaguje na moją obecność. Początkowo wykazywała rezerwę, którą powoli i systematycznie udało mi się zniwelować. Pod koniec kolacji udało jej się parę razy uśmiechnąć.
Po wyrazie twarzy Michała poznałam, że zrzucił z barków duży ciężar.
- Natalia - Monika wychodząc woła mnie z przedpokoju - mogę cię prosić na słowo?
Staję przed nią.
- Lubię cię - oznajmia bez ogródek - dobrze patrzy ci z oczu. Uśmiecham się w duchu na tą uwagę- Mój ojciec bardzo cię kocha, widzę to po nim. Nigdy go takiego nie widziałam. Zadurzył się w tobie jak uczniak w szkolnej nauczycielce.
Chcę coś powiedzieć, ale Monika podnosi rękę i ucisza mnie.
- Mam nadzieję, że ty kochasz go równie mocno jak on ciebie. Obserwuję cię, pamiętaj o tym. Jeśli go skrzywdzisz - zawiesza głos patrząc mi prosto w oczy - jeśli go skrzywdzisz będziesz miała ze mną do czynienia. Cześć.
Trzaska drzwiami.
Córeczka tatusia. Jakże miłe pożegnanie.
***
KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Maluszek rośnie w moim brzuszku, a uczucie między mną a Michałem rozprzestrzenia się niczym pożar sawanny.
Pół roku temu byłam studentką, dzieckiem które mieszkało z drugim dzieckiem. Przeszłam w kilka miesięcy kurs ekspresowego dojrzewania i teraz to ja noszę w sobie dziecko.
- Natka! - słyszę krzyk Michała dochodzący sprzed domu.
- W kuchni! - w półmroku wieczoru lokalizuję go wzrokiem przez okno. Zamknął drzwi od samochodu i niesie coś małego w dłoni.
- Jak minął dzień mojej pani? - całuje mnie na dobry wieczór i ręką dotyka brzuszka - I naszemu chłopcu?
- U mnie fantastycznie, Same ulubione czynności - spanie, jedzenie, spanie, jedzenie. I spanie. I jedzenie - śmieję się - jeśli utrzymam tendencję, to po porodzie będę mogła startować w sumo. Ewentualnie w podnoszeniu ciężarów.
- Wreszcie będę mógł pożartować z twojego wyglądu, niestety do tej pory nie mam z czego - puszcza do mnie oko i dostaje kuksańca - a jak nasz bohater? Szaleje tak jak wczoraj?
- Bawi się w piłkarza, łobuz - uśmiecham się. Nie dostrzegam w jego dłoni przedmiotu, który wyjął z samochodu.
- Widziałam, że coś niosłeś w drodze do domu, co to było?
Poważnieje momentalnie.
- Jak zwykle ciekawska i spostrzegawcza - jest wyraźnie niezadowolony - nie mogę powiedzieć. To niespodzianka.
- Skoro już o tym wiem, to straciła status niespodzianki i możesz wyjawić mi, co to jest - wiercę dziurę w brzuchu - Misiek, proszę. Nie będę mogła zasnąć.
- Nie Natka, nie teraz - upiera się.
- Misiaczku, proszę - przytulam się do niego sięgając dłońmi między nogi - tęskniłam za tobą, wiesz?
Skuteczna perswazja.
- Ehh, dobrze. Zamknij oczy - macha dłonią zrezygnowany.
Świat staje się szary, przez powieki przebija się szczątkowe światło, odbijające się od kuchennej szyby. Czuję, jak ujmuje moją dłoń, jego ręce są chłodne i spocone ze zdenerwowania. Czym on się tak martwi?
Wsuwa coś na palec.
- Możesz otworzyć - całuje mnie w powieki.
Spoglądam w dół.
W mojej głowie wybucha supernowa.
Świat przestaje istnieć, zostaje tylko on, ja i ten malutki przedmiot na moim palcu. Mam ochotę tańczyć i krzyczeć w ekstazie.
- Czy to jest to, o czym myślę? - uśmiecham się przez łzy radości.
- Zgadasz się? - odpowiada niepewnie pytaniem na pytanie.
- Tak! - rzucam mu się na szyję - Zgadzam się!
Przywieram do niego całym ciałem.
- Chodźmy do sypialni - z trudem bierze mnie na ręce i wchodzi po schodach.
Z radości całuję go po twarzy.
- Postaw mnie na ziemię dziadku, bo jeszcze dostaniesz zawału i nici z seksu - nie potrafię powstrzymać się od wbicia szpilki.
- Mała diablica - sapie z wysiłku - zobaczymy czy za chwilę twój języczek będzie równie cięty i wygimnastykowany.
W sypialni stawia mnie na podłogę i zrywa z siebie ubranie. Chwilę później nagi patrzy na mnie wyzywająco, z owłosionym, unoszącym się w szybkim oddechu torsem i prowokująco skierowanym w moją stronę członkiem, który jest tak napięty, że niemal uchodzi z niego para.
Mam mokro między nogami. Całuję go, chwytam za penisa i klękam przed nim. Pokryty siateczką żył, wybrzuszeń i wgłębień przeraża mnie- a co jeśli dotrze do końca i zrobi krzywdę dziecku? Wyganiam idiotyczną myśl z głowy.
Zajmij się tym, co masz do zrobienia, kobieto!
Nie czułam się nigdy ekspertem od seksu oralnego, ale co nieco potrafię.
Przesuwam język wzdłuż owłosionych jąder, całuję nasadę i drażniąc się z nim powoli zmierzam w kierunku główki. Dłońmi pieszczę podbrzusze i pośladki. Słyszę jego przyspieszony oddech, muszę być czujna i nie doprowadzić go za wcześnie - chcę poczuć w sobie jego moc i twardość zanim wystrzeli, opadnie i zaśnie.
Docieram do główki i zerkam w górę, Michał obserwuje moje czynności pełnym pożądania wzrokiem. Uśmiecham się i wkładam go do ust, niezbyt głęboko, tak, aby zanurzyła się w nich czerwona, gorąca główka i liżę wędzidełko. Zamyka oczy, odchyla głowę do tyłu i głęboko wzdycha.
- Dobrze Miśku? - upewniam się wyjmując go na chwilę z ust.
- Cudownie, wspaniale kochanie - głaszcze mnie po głowie - zajmiesz się nim jeszcze przez chwilę?
Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiadam w myślach z pełnymi ustami. Przyspieszam nieco tempo pieszczot i z jego ust wydostaje się pierwszy jęk.
Wstaję z kolan.
- Czeka cię jeszcze trochę pracy - uśmiecham się zalotnie rozpinając guziki bluzeczki.
Pod spodem jestem naga, w domu nie noszę stanika. Spore jak na mój wzrost piersi, które w ciąży jeszcze urosły zostają uwolnione niczym dwa potężne melony. Odchylam głowę do tyłu i czuję, jak Michał zanurza między nie głowę i dłońmi ściska napiętą skórę. Jego język dociera do brodawek, które dzięki maluszkowi w brzuszku razem z piersiami znacząco powiększyły swoją objętość. Czuję mrowienie, gdy ciepły i pokryty śliną ślizga się po nich, a zęby prawie niezauważalnie przygryzają ich powierzchnię.
- Mhmhm - cichy jęk wydostaje się z moich ust - dotknij ją, ona czeka na ciebie- trzymam go za dłoń i kieruję między nogi.
W trakcie ciąży moja cipka często jest mokra bez powodu, nie mam pojęcia dlaczego, przypuszczam, że to skutek noszenia w brzuszku małego piłkarza. A kiedy kocham się z Michałem śluzu jest tyle, że wypływa ze mnie jak woda.
Mam mokre majtki - dochodzę do wniosku czując dotyk palca na maleńkim guziczku między nabrzmiałymi wargami.
Bielizna spada na podłogę.
Michał klęka i zanurza się między moimi nogami, rozsuwam je nieco, żeby ułatwić mu zadanie i nagle niespodziewanie dla siebie parskam.
- A mówiłeś, że lustrzyca to męska przypadłość - rżę jak koń spoglądając w dół. Potężny brzuch zasłania prawie całą jego głowę. Czuję, jak ciepły oddech spowodowany śmiechem ogrzewa moje rozpalone źródełko rozkoszy.
- Skup się kobieto, a nie myślisz o niebieskich migdałach - strofuje mnie spoglądając w górę i bez ostrzeżenia wjeżdża językiem między wargi. Jest czuły i delikatny, ale to miejsce jest na tyle wrażliwe, że odczuwam jego pieszczoty jakby próbował włożyć we mnie ściśniętą w pięść dłoń.
Z mojej twarzy znika uśmiech, a z ust wydobywa się jęk. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem podniecona i za chwilę będę szczytować.
- Misiek, jeszcze troszkę! - krzyczę czując, jak spomiędzy moich ud wypływa rzeka. Jego palce wsuwają się do środka i w tej samej chwili dochodzę.
Gwałtowny rozbłysk światła, jak wybuch gwiazdy oślepia mnie zmuszając do zamknięcia oczu. Każdy por na mojej skórze chłonie rozkosz i ekstazę, przeżywaną dzięki jego pieszczotom. Oddycham ciężko i gwałtownie, czując drżenie nóg i rąk.
Michał wstaje, całuje mnie i ponownie bierze na ręce, tym razem nie mam już siły z niego żartować. Kładzie na łóżku plecami do dołu i nie bawiąc się w ceregiele wjeżdża w moje wnętrze, spuchnięte i śliskie od niedawnego orgazmu.
- Ohhh! - głęboki i niski jęk uwalnia się z moich ust. Chwytam się za piersi i nerwowo ściskam czując pulsowanie w brodawkach. Pozostałość poprzedniego szczytu wraca jak bumerang i nadchodzi nieubłaganie, jak lawina po intensywnej śnieżycy w górach. Michał wzmaga tempo obijając swoimi udami moje pośladki. Jęcząc przeciągle dotykam czule prawą dłonią jego nabrzmiałej z wysiłku twarzy i w tej samej chwili ponownie dochodzę. Orgazm jest inny, nie tak zniewalający i pozbawiający sił, właściwie bardziej relaksujący i odprężający. Członek mojego narzeczonego pracuje jeszcze chwilę we mnie, po czym niespodziewanie wysuwa się na zewnątrz i zaczyna strzelać pokrywając nasieniem mój brzuch.
Zmęczony opada obok mnie i całuje mnie w ramię. Lubię bawić się jego członkiem po tym jak skończy i nie omieszkuję zrobić tego po raz kolejny.
- Dlaczego nie w środku? - mruczę mu do ucha.
- Musiałem oznaczyć teren - szczerzy zęby w uśmiechu.
Łajdak.
Mój brzuszek jest już naprawdę ogromny, jest mi coraz ciężej chodzić. Maluszku, chcę, żebyś już wyszedł.
- ... i ogłaszam państwa mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.
- Mężu, nie ociągaj się - zachęcam Michała. W odpowiedzi dostaję lekkiego buziaka.
- W domu poprawię się, obiecuję - szepcze mi do ucha i mruga porozumiewawczo okiem.
Zerkam na leżący na stole dokument.
"W dniu siedemnastym grudnia dwa tysiące szesnastego roku przede mną, Kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie oświadczenia o wstąpieniu w związek małżeński złożyli:
- Michał Aleksander Koman, urodzony siedemnastego sierpnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego roku w Warszawie.
- Natalia Przybylska, urodzona dwudziestego drugiego września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku we Wrocławiu."
- Gratulacje - uśmiechnięta Monika, która z rudej diablicy zmieniła się czarnowłosą piękność całuje mnie w policzek. Wygląda na to, że udało mi się przekabacić nieufną córkę mojego męża- bardzo się cieszę, macocho - żartuje sobie ze mnie.
- Dziękuję - oddaję całusa - a jak jeszcze raz powiesz do mnie macocho to będzie z tobą naprawdę źle. To ostatnie ostrzeżenie - śmiejemy się.
- Dziękuję państwu i gratuluję potomka - urzędnik spogląda na mój brzuch - kiedy rozwiązanie?
- Zaraz po Świętach, termin jest wyznaczony na dwudziestego dziewiątego grudnia.
- Trzymam kciuki, żeby wszystko się udało - odpowiada żegnając nas w progu - Wesołych Świąt.
***
Dziś jest ten dzień.
Dzień, w którym mój synek pojawi się na świecie.
Wszystko mnie boli i czuję się naprawdę kiepsko, ale adrenalina i ekscytacja porodem nie pozwalają mi o tym myśleć.
- Gotowa? - Michał jest opanowany i spokojny. To jego czwarte dziecko, co prawda ostatnie urodziło się ponad dwadzieścia lat temu i jest młodsze ode mnie raptem o rok, ale w porównaniu ze mną jest weteranem.
- Tak, gotowa - uśmiecham się z trudem - jedźmy już, czuję że maluch jest gotowy do ewakuacji.
Środek zimy utrudnia szybką jazdę, zwłaszcza, że akurat dzisiaj musiał spaść śnieg i zima jak zwykle zaskoczyła drogowców. Mój mąż stara się jak może, ale samochód to nie helikopter i wkrótce po wyjeździe z domu tkwimy w potężnym korku.
- Natka, jak tam? - nerwowo bębni palcami w kierownicę.
- Na razie bez tragedii, ale dobrze byłoby, gdybyśmy się pospieszyli - mam nadzieję, że moja twarz nie okazuje bólu, jaki niespodziewanie mnie przeszył. O Boże, ruszajmy już. Nie chcę urodzić w samochodzie!
Toczymy się powoli i w końcu docieramy do zjazdu. Michał gwałtownie skręca w prawo i wciska pedał gazu w podłogę.
- Michałku, nie za szybko? Nie chcę się rozbić po drodze - mocno ściskam uchwyt nad głową.
- Spokojnie, samochód ma ABS i kontrolę trakcji. Poza tym jeżdżę od ponad dwudziestu lat i przeżyłem gorsze warunki - zagaduje mnie, starając się zatuszować mój pogarszający się stan.
Pędzimy z prędkością prawie osiemdziesiąt kilometrów na godzinę mijając inne samochody jak tyczki slalomowe. W innych warunkach skrzyczałabym go za narażanie nas na niebezpieczeństwo, ale czuję, że jeśli się nie pospieszymy to może być ze mną kiepsko.
- Michał - z przerażeniem zauważam, że mam mokre spodnie, a siedzenie pode mną jest nasiąknięte - odeszły mi wody! Daleko jeszcze?
- Najwyżej dwie minuty - skręcamy z piskiem opon w lewo z głównej trasy i wjeżdżamy w boczną uliczkę - przygotuj się, za chwilę wysiadamy, dasz radę? - patrzy na mnie z niepokojem.
- Tak - uśmiecham się słabo - jeśli będziesz ze mną dam radę.
- Zawsze będę z tobą, Króliczku - odpowiada i gwałtownie hamuje przed szpitalnymi drzwiami.
Otwieram drzwi samochodu i z trudem wytaczając się na parking zaczynam szybkim krokiem iść w kierunku szpitalnych drzwi.
- Natalia, uważaj! - słyszę krzyk Michała - zaczek...
***
- Michał - słyszę jej zdenerwowany głos - odeszły mi wody! Daleko jeszcze?
- Najwyżej dwie minuty - bądź opanowany, nie spinaj się, powtarzam w myślach - przygotuj się, za chwilę wysiadamy, dasz radę? - jest blada jak ściana. Cholerne korki! - klnę w myślach.
- Tak - słaby uśmiech uspokaja mnie nieco - jeśli będziesz ze mną dam radę.
- Zawsze będę z tobą Króliczku - tego akurat jestem pewien jak faktu, że Ziemia jest okrągła. Hamuję gwałtownie przed wejściem do szpitala i wypadam z samochodu zamierzając otworzyć przed nią drzwi.
Kątem oka zauważam jadący za nami niebezpiecznie szybko jak na oblodzoną nawierzchnię samochód.
O Boże, tylko teraz nie wysiadaj! Kochanie nie rób tego!
Drzwi od strony pasażera otwierają się, świat zwalnia, niemal zatrzymując się. Czuję się jak uczestnik filmu, którego widzowie wcisnęli pauzę i poszli do toalety. Doskonale, niemal jak w idealnie oświetlony słońcem letni dzień jestem w stanie dostrzec, jak wśród opadających płatków śniegu wielka czapa z pomponem, którą sam jej kupiłem wynurza się, a jej właścicielka rusza w kierunku drzwi wejściowych szpitala.
Zamieram przerażony, widząc jak samochód jest już kilka metrów od niej. Co do kurwy nędzy robi kierowca? Wreszcie kretyn za kierownicą Forda zaczyna hamować. Odzyskuję mowę.
- Natalia, uważaj! - krzyczę najgłośniej jak potrafię. Za późno, odpowiada połowa mojego umysłu, druga nie chce przyjąć do wiadomości tego, co się za chwilę wydarzy. O kurwa, nie! - zaczekaj! - wraz z wykrzyczanymi słowami widzę parę unoszącą się przed moją twarzą.
W chwili, kiedy ostatnie ostrzeżenie wydostaje się z moich ust Ford z impetem uderza moją żonę.
Ciało Natki zostaje podbite do góry jak lalka i spada na ziemię obok Forda w ogromną zaspę.
Zamieram przerażony i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Procesy myślowe w moim mózgu zatrzymują się i bezwiednie obserwuję, jak kierowca, młody, przerażony chłopak wypada z samochodu krzycząc coś do mnie. Co on mówi? - zastanawiam się. Tak właściwie to nie ma żadnego znaczenia. Przecież przed chwilą ją zabił.
Rusz dupę, ona żyje! - gwałtowny krzyk w mojej głowie pobudza mnie do działania - obiecałeś jej, że będziesz z nią zawsze i do końca. Walcz!
Odzyskuję świadomość i rzeczywistość wraca do normalnego stanu. Ze szpitala wypada dwóch lekarzy w kitlach nie zważając na niską temperaturę i sypiący śnieg.
- To pana żona? - krzyczy jeden z nich, młodszy z wąsami. Pan Wołodyjowski - myśl jest absurdalna jak na powagę sytuacji, ale faktycznie jest niemal kopią Małego Rycerza.
- Tak - potwierdzam drżącym głosem - uratujcie ją, błagam! Miała za chwilę rodzić.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy - odpowiada drugi wysoki jak tyczka brodacz - proszę się odsunąć. Z nosa Natki płynie krew, wygląda jak śpiący aniołek. Zaczynam płakać.
Pan Wołodyjowski bada ją pobieżnie.
- Żyje, trzeba ją natychmiast zabrać na blok! Gdzie jest kurwa transport?! - krzyczy.
Chwilę później łóżko z Natalią pędzi szpitalnym korytarzem w kierunku sali operacyjnej, biegnę za lekarzami słuchając ich poleceń wydawanych pielęgniarzom i anestezjologom.
Przed drzwiami zatrzymuje mnie rosły blondyn.
- Musi pan czekać tutaj, przykro mi - jest stanowczy, ale mięknie na mój widok - Kurski i Jagoda to nasi najlepsi chirurdzy, mamy też świetnych ginekologów. Uratują pańską żonę i dziecko, proszę być dobrej myśli.
- Mogę zrobić cokolwiek oprócz czekania?
- Tak - obejmuje mnie barczystym ramieniem - proszę się pomodlić. Ja zrobię to samo - odchodzi.
Czekam dwie godziny.
Trzy.
Pielęgniarz mija mnie w korytarzu.
- Jeszcze nie skończyli, proszę być dobrej myśli - pociesza mnie - Kurski z Jagodą nigdy nie odpuszczają i zawsze walczą o pacjenta. Szczęście w nieszczęściu, że trafił pan na nich.
- Proszę pana - słyszę głos nad głową, mam ukrytą twarz w dłoniach - chce pan herbaty?
Obok mnie stoi starszy człowiek w okularach, z wąsami i w staromodnym swetrze.
- Proszę- podaje mi kubek- niech pan się napije.
- Dziękuję - odpowiadam machinalnie i biorę solidny łyk. Herbata z automatu szpitalnego jest obrzydliwa, ale jej ciepło przyspiesza cyrkulację krwi w moich żyłach.
- Modliłem się za pańską żonę - spoglądam na niego szeroko otwartymi oczami - widziałem jak potrącił ją samochód przed szpitalem. Taka młoda dziewczyna, jeśli Bóg da- przeżyje. I dziecko też.
Ponownie ukrywam twarz w dłoniach i czuję słony smak łez spływających po policzkach.
- Chce pan pójść ze mną do kapliczki szpitalnej? - pyta.
- Jestem niewierzący - odpowiadam połykając kolejne łzy.
- To nie ma znaczenia, niech pan tam po prostu pójdzie.
Waham się, obiecałem sobie, że będę warował pod drzwiami jak pies. Ale podświadomość podpowiada mi - idź.
- A jeśli skończy się operacja i będę potrzebny? - mój opór kruszeje niczym mury Jerycha.
- Lekarze pana znajdą. Proszę - jego dłoń jest sucha i ciepła - to nie zajmie długo. Mam na imię Józef, proszę mi mówić po imieniu - uśmiecha się.
- Michał- ściskam jego rękę - chodźmy.
Kapliczka jest zaciemniona, panuje w niej zaduch, a w powietrzu krążą drobinki kurzu. Mały ołtarz jest oświetlony kilkoma lampkami.
Klękam wspólnie z Józefem.
- Nie musisz odmawiać modlitwy, jeśli nie czujesz takiej potrzeby - mówi cichym głosem - po prostu powiedz Mu, co leży ci na sercu.
Ogarnia mnie dziwne wrażenie, jakby nieznana siła otaczała mnie i próbowała dostać się do wnętrza mojej głowy. Nie czuję strachu, a w serce zaczyna wlewać się pewność, że dopóki istnieje szansa trzeba walczyć.
Zmagam się ze wstydem, nie modliłem się od czasów szkoły podstawowej.
Józef trzymając różaniec w palcach bezgłośnie szepcze.
Raz kozie śmierć.
- Boże, jeśli gdziekolwiek jesteś i mnie słyszysz – zaczynam - nie pozwól, aby ona i dziecko odeszli - wbijam wzrok w ołtarz - Nie zabieraj mi ich! To wszystko co mam! Jeśli oni umrą moje życie straci sens. Błagam!
Klęczę jeszcze chwilę w ciszy wpatrując się w ołtarz.
- Idziemy? - mój towarzysz niedoli podnosi się ciężko, pomagam mu wstać.
W korytarzu przed salą operacyjną żegna się ze mną.
- Bądź dobrej myśli chłopcze - mocno ściska moją dłoń - i kiedy już twój maluszek i żona będą bezpieczni odwiedźcie mnie w piątce - wskazuje pokój po drugiej stronie korytarza.
- Dziękuję - czuję nieprawdopodobną moc w sercu.
Natka, walcz kochanie!
Kolejne minuty, kwadranse mijają niezauważalnie pogrążony w letargu zapadam w dziwny stan, jakby pośredni między snem a jawą. Sam już nie wiem, czy śpię z otwartymi oczami, czy mam majaki i omamy.
Koniec szóstej godziny. W dalszym ciągu żadnych informacji. W końcu dopada mnie sen i nie jestem w stanie się mu oprzeć. Odpływam.
- Proszę pana, proszę się obudzić - czuję potrząsanie ramieniem. Gwałtownie otwieram oczy i wstaję z krzesła. Obok stoi Wołodyjowski. Ze strachu nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa.
- Proszę mnie nie trzymać dłużej w niepewności, skończyliście? - własny głos brzmi dla mnie obco.
- Tak - odpowiada - Gratulacje, ma pan pięknego syna - ściska mi dłoń.
Jego twarz, nie uśmiecha się.
Moje serce zamienia się w wielką bryłę lodu.
- A Natalia, co z moją żoną? - głos grzęźnie mi w gardle.
Milczy.
- Przykro mi - odpowiada po chwili z grymasem bólu na twarzy - robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Nie udało się jej.
Świat zaczyna wirować mi przed oczami. Łzy, dotychczas z trudem powstrzymywane wypływają ciurkiem z oczu, opadam na krzesło i zsuwam się na ziemię.
Ogarnia mnie czerń.
***
Stoję na cmentarzu obok grobu Natalii, na ławeczce siedzi kilkuletni chłopiec o twarzy i włosach cherubinka. To nasz syn - jego rysy są niemal kopią twarzy mojej żony.
Na nagrobku widnieje wygrawerowany napis:
Natalia Przybylska-Koman
urodzona 22 września 1994
zmarła 28 grudnia 2016
Śpij Aniołku
Kochający mąż i syn
- Mamusia była bardzo piękna, prawda? - nawet głos ma do niej podobny.
- Tak - dławiący ból pali mnie w gardło - szkoda, że nie miałeś okazji jej poznać synku.
- Jest w niebie, tato?
- Tak - łzy płyną mi po policzkach - chodźmy do domu. Monika czeka na nas ze swoimi córeczkami. Pobawicie się razem.
To jeszcze nie koniec historii, Drogi Czytelniku.
Jeśli chcesz się przekonać, co wydarzyło się dalej przewiń w dół.
Gwałtowne szarpnięcie budzi mnie ze snu.
O kurwa, to był na szczęście tylko koszmar! - klnę w myślach i zrywam się z krzesła zlany potem.
Wołodyjowski, uśmiechnięty od ucha do ucha ściska mnie mocno.
- Gratulacje - potrząsa gwałtownie moją dłoń - ma pan syna!
Połowa mojego serca skacze z radości, lecz druga jego część, pomna przeżytych przed chwilą majaków jest czujna i niepewna swego.
- A Natalia, co z moją żoną? - głos grzęźnie mi w gardle.
- Pańskie modlitwy pomogły, będzie żyła! Uratowaliśmy ją cudem, ale udało się - rzucam się na niego jak szalony i podnoszę w powietrzu.
- Postawię panu pomnik za życia! Kocham pana! - wariuję z radości.
Kątem oka widzę Józefa, który uśmiechnięty podnosi kciuk i wraca do sali.
- Spokojnie, bo połamie mi pan żebra - Wołodyjowski śmieje się ocierając obolałe boki.
Stawiam go na ziemi.
- Mogę ich zobaczyć?
- Oczywiście, ale żonę tylko przez szybę. Musi leżeć przez jakiś czas w sterylnej sali. Jutro będziemy próbowali wybudzić ją ze śpiączki farmakologicznej.
Biegnę jak szalony w kierunku wskazanego przez niego pokoju i otwieram drzwi.
Za szybą śpi mały, pokryty zmarszczkami chłopczyk, a obok leży Natalia. Oplątana kablami, z wystającymi rurkami z nosa. Sina i poobijana na twarzy. Ale żyje!
Żyje, moja kochana Natka!
Ogarnia mnie uczucie nieopanowanej miłości.
Już zawsze będziemy razem Króliczku!
We trójkę!
KONIEC