Wspomnienia Jowity D. (I)

3 sierpnia 2022

Opowiadanie z serii:
Wspomnienia Jowity D.

Szacowany czas lektury: 10 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Witam serdecznie!

Jestem otwarty na każdy głos krytyki i oceny tekstu: proszę was o wasze opinię, nawet jeśli miałoby one zmyć mnie z błotem!

Miłego czytania!

Elegancka czarna mini wprost idealnie komponowała się z schludnie wyprasowaną białą koszulą. Para tych ubrań ledwo co dostosowała się do moich krągłości: ważyłam wówczas coś około osiemdziesięciu kilogramów, więc bynajmniej nie byłam chudziutkim patyczakiem. Mimowolnie na moją bladą twarz wkradł się grymas niemego smutku, który przypomniał mi o wszystkich nastoletnich kpinach na temat mojego ciała…

Głównie spotykałam złośliwe uwagi od damskiej strony znajomych: zawsze potrafiły mi dopiec. Zawsze. Nieważne jak się starałam, aby zrzucić te kilka kilogramów, nieważne ile razy wystrajałam się na podobieństwo Greckiej bogini piękności i wdzięku Afrodyty…w ich oczach zawsze byłam i pozostałam niewystarczająca.

Czułam się jak ciuch, który kiedyś wpadł Ci w oko, lecz po kilku dniach chodzenia w nim, nagle przestaję Ci się podobać.

Prychnęłam momentalnie: nie chciałam wracać do przełomu końca ósmej klasy i początków liceum. Ostatnie miesiące czerwca razem z całymi wakacjami, były zdecydowanie najgorszym okresem w moim dwudziestoparoletnim życiu. Tamte wspomnienia były zbyt bolesne…

- Auć! – jęknęłam, gdy układając moje włosy, jakimś magicznym sposobem, wyrwałam sobie kilka z nich.

Odruchowo pomyślałam o cierpieniu, poczułam tę ohydę, tę pogardę, którą czułam do siebie w tamtym czasie. Nie mogłam spojrzeć sobie w lustro, bez krzywego uśmiechu, bez samodemotywującej myśli “Wzięłabyś się w końcu za siebie spaślaku”. Choć nie ważne jak skrajnych metod używałam, to tkanka tłuszczowa nie chciała zniknąć: jak jakieś tragiczne fatum, ciążące nad moim marnym losem. Zasłyszałam swego czasu od znajomych, że genetyka może być jednocześnie wspaniałomyślna osobą, jak i bezlitosną kurwą.

Dopiero wtedy zrozumiałam znaczenie tych słów…

Ziewnęłam leniwie, przeciągając się po raz ostatni: ja tutaj sobie niewinnie wspominam okres moich gwałtownych spadków samooceny i stanu psychicznego, a zaraz spod bloku spieprzy mi autobus! Zawsze ta cecha intrygowała mnie w sobie: choć przystanek był tuż pod moim nosem, to zadziwiająco często, potrafiłam się spóźnić na przyjazd autobusu!

- Zdobędę tę pracę – oznajmiłam triumfalnie, cmokając odbiciu lustra na pożegnanie.


 

***

 


Wspominałam wam już, że moje nastawienie co do wyglądu, zmieniło się całkowicie o sto osiemdziesiąt stopni, gdy wkroczyłam w mury mojego liceum? Jak nie, to przekazuję wam ten jakże istotny szczegół z mojego życia, właśnie teraz! Byłam wtedy mniej więcej podobnie ubrana jak teraz, lecz ja głupia, nie mogłam wtedy wiedzieć, że odkrywałam trochę zbyt wiele ciała…

Uderzyłam do jednego z rzeszowskich wieżowców, niczym nagły sztorm w niczego niespodziewających żeglarzy na Oceanie Spokojnym. Moje zmysłowe biodra z udawaną gracją kołysały się w te i wewte, przyciągając tłum oczu męskiej części pracowników. Mimowolnie westchnęłam, czując tę gromadę spojrzeń na moim tyłku, który nie dość, że miał nietęgę rozmiary, to obcisła spódniczka, bynajmniej nie sprawiała, że odpędzę się od tych zgromadzonych par oczu!

Usiadłam przed drzwiami biura szefa tego korpo, zakładając odruchowo nogę na nogę. Następnie poprawiłam się na siedzeniu, aby moja spódniczka nie odsłaniała tego, czego bym nie chciała. Zerknęłam niby przypadkiem na moje czarne szpilki, a w myślach westchnęłam z uczucia dyskomfortu.

- “Boże, jak ja nienawidzę szpilek” – zawyłam w myślach, rzucając piorunami wprost w moje obuwie.

Pomimo tej niechęci, musiałam je włożyć. Życie stusześciesięciocentrymotrowego hobbita nie jest łatwe!

- Domagalska Jowita! – odezwał się ciężki głos zza drzwi, który definitywnie nie chciał być na swoim miejscu.

No proszę: pierwszy raz przyszłam punktualnie gdziekolwiek! Zamierzałam sobie zapisać ten wyjątkowy dzień w kalendarzu, jako święto wagi państwowej. Zerwałam się z krzesła, prawie wywalając się na zbity ryj, a następnie pomału wkroczyłam do osobistego gabinetu mojego przyszłego szefuncia.

I poczułam się dokładnie tak samo, jak na początku pierwszej klasy w liceum…

Literalnie, spojrzenie każdego nastoletniego gówniarza z mojej klasy, było zwrócone na mnie. Tłumaczyłam to sobie wtedy, że jak gałgan skończony pomyliłam klasy i po prostu ciekawscy patrzą na spóźnialską, ale nie! Teraz byłam świadoma, że byli wpatrzeni w mój ogromny, monstrualny biust, który nie był ograniczony praktycznym brakiem dekoltu! Usiadłam naturalnie w pierwszej ławce, bo tylko taka pozostała i ku mojemu zdziwieniu, dalej czułam spojrzenia na swoim karku…no dobrze, nie do końca na karku!

Znowu powróciło to uczucie: ten mężczyzna skanował moje ciało swoimi oczami, co najmniej jakby miał w nich wczepionego rentgena! Oczywista para tych błękitnych gałek musiała wbić się w dobre kilka sekund w mój wydekoltowane piersi. Postanowiłam nie pozostać dłużna temu facetowi, który de facto rozbierał mnie wzrokiem!

Na oko zamykał swoim wiekiem trzydziestkę, smutno machając na powitanie czterdziestce. Był zadziwiająco chudy i wysoki zarazem, czyli zupełne moje przeciwieństwo! Miał na sobie typowy ubiór szanowanego powszechnie szefa korporacji, czyli dokładnie dobrana marynarka, ściśnięty krawat i uśmiech, który jednocześnie motywował i demotywował do pracy.

Absurd, nie? Właśnie tylko z nich jest zbudowane życie…

- Proszę, usiądź – odezwał się swoim basem, który nie pasował totalnie do jego postury.

- Dzień dobry, oto moje dokumenty.

Jakby od niechcenia chwycił teczkę, wyjmując z niej pliki papierów, a następnie zaczął je przeglądać biegnącymi oczami: galopowały one z prędkością światła, nie mogąc się zdecydować, czy pochłonąć zawartość kartek, a może jednak głębokość moich cycków?

- Niech mi Pani opowie coś o sobie – oznajmił, nie czując się specjalnie zaangażowany rozmową.

- Dopiero co skończyłam studia zarządzania na Uniwersytecie Rzeszowskim i zapragnęłam ubiegać się o pracę w pańskiej firmie.

Mężczyzna mimowolnie zaniósł się głośnym rechotem. Odłożył jednym ruchem moje CV na biurku, a następnie położył parę swoich owłosionych dłoni na drewniany mebel.

- Przykro mi, ale moja firma nie przyjmuje ludzi bez doświadczenia – zaczął opryskliwie, poprawiając się na skórzanym fotelu – Ale…być może Pani posiada jakiejś cenne informację, o których nie wspomniała Pani w CV?

Mimowolnie westchnęłam: właśnie na samym początku mojego pobytu w liceum poznałam argumenty, którymi mogłam teraz zdobyć pracę. Jakimś dziwnym trafem, z totalnego przegrywa w klasie ósmej, dostałam się do grupki tych cool i lubianych dzieciaków klasowych! Czułam się wtedy, jakbym złapała Pana Boga za nogi! Jola, chodź z nami razem do Maka! Chodźmy razem na ognisko! Wpadniesz może Jola na domówkę?

I na jednej z nich, straciłam dziewictwo z jakimś przystojniakiem…wiedziałam więc, co i jak mam teraz zrobić.

- Mam po prostu dać Panu dupy? – zapytałam z dziecięcą bezpośredniością, rozpinając kilka guziczków mojej koszuli.

- Oj, no moja droga! Liczyłam na trochę gry słowem, erotycznego zwodzenia, a ty wystrzeliłaś prosto z mostu!

- No cóż, taka już jestem – skwitowałam krótko, nie chcąc wdawać się w niepotrzebną dyskusję.

No cóż: nie robiłam tego z uczuciem specjalnego zachwytu. Ot co! Myślicie, że taki scenariusz niczym z filmu porno, akurat musi mnie pociągać? Niedoczekanie! Bardziej podnieca mnie myśl, że gdy wrócę do mojego mieszkania, to będę mogła co włożyć do gęby i nie siedzieć głodna.

A tego to chyba najbardziej nie lubię w moim życiu! 

Wprawionymi ruchami, rozpięłam wszystkie guziczki koszuli, która nie mogła już dłużej opierać się ciężarowi mojego biustu. Mechanicznie również rozpięłam biustonosz, który wylądował bezceremonialnie na ziemi, tak jak szczena mojego szefa, ujrzawszy jak hojnie obdarzyła mnie natura. Mimowolnie objęłam moje jędrne piersi i spojrzałam na nie, jakbym po raz pierwszy widziała je na oczy. Zaczęłam się nimi niewinnie bawić, wiedząc, że facetów to kręci.

A tego szczególnie, bo wiedziałam, że kolega mojego szefa, to zaraz wyleciałby przez bieliznę i rozporek na zewnątrz!

Mężczyzna pilotem odpalił żaluzję, dzięki którym w pokoju zapanowały egipskie ciemności. Chwilę później z wież poleciał jakiś pierwszy lepszy pop z radia, który ani trochę nie leżał w moim guście. Zastanawiały mnie jednak dwie rzeczy: czy pracownicy, domyślają się, co się tutaj wyrabia i…

- Jak ty w ogóle masz na imię? – zapytałam, pomijając jakiekolwiek formalności.

No bo szanujmy się: jeśli mam w takich warunkach zdobywać moją pracę, to formę per “Pan” utrzymywać dłużej nie będę!

- Grzegorz…

- Słuchaj…Grzegorz – oznajmiłam, robiąc wyraźną pauzę – Nie cenię się tanio: mam zostać twoją osobistą asystentką i zarabiać grubo powyżej minimalnej krajowej!

Mogłam gadać jak najęta: żądać milionów dolarów za posadę, mogłam kazać zabić losowego i mało szczęśliwego przechodnia, a i tak ten koleś byłby to i zrobił! Był on już w moich kruczoczarnych szponach…a raczej tipsach.

- Obiecuję… – wydukała moja zahipnotyzowana ofiara.

Większej zachęty nie potrzebowałam…w sposób pełen gracji usiadłam na jego kolanach, inicjując niewinny pocałunek. Mogłam jedynie raz, czy dwa mrugnąć moimi oczyma, gdy ten niewinny taniec języków, zamienił się w zwierzęcą wolę wyrzucenia z siebie wszelkich żądz nami panujących. 

Grzesiek nie zamierzał ani chwili dłużej kryć swoich sympatii: chwycił moje piersi i mocno je ścisnął, wzdychając głośno przy tym.

- Jak dwa wielkie melony…

Automatycznie westchnęłam: z jednej strony, dokładnie pieścił moje cycki, uwzględniając przy tym moje wrażliwe sutki. Jednak pierwotnym powodem był jednak fakt, że podobny komplement usłyszałam od chłopaka, który mnie rozdziewiczył…

- Są idealne – oznajmił Grzegorz, lecz echo jego głosu i tamtego chłopaka, jakby spoiło się w jedno…

Poczułam nagłą potrzebę zejścia z mojego kochanka z przymusu: z jego pomocą dobrałam się do jego spodni, zrzucając je natychmiast na lodowatą podłogę. Przede mną prężył się penis, który bynajmniej nie przekraczał skrajnie średniej długości członków, lecz również nie należał do nizin. Był już w pełni naprężony, lecz w ramach swoistego “sacrum” schyliłam się, aby oblizać z lubością główkę penisa, którego chwyciłam twardo w swoje delikatne dłonie.

Ssij kurwo…-  wystękał, kładąc parę swoich dłoni na mojej głowie.

O nie kochaniutki! Tak się bawić nie będziemy! Zamiast przyjemnego języczka, czubek penisa miał spotkanie pierwszego stopnia z…twardymi zębami. Koleś gdyby mógł, to z bólu wyskoczyłby przez okno, wprost na ulicę w godzinach szczytu! Wykrzywił się, jakby napił się wysokoprocentowego alkoholu, a następnie zaklął siarczyście.

- Żadna kurwa, bo jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę z twoich ust, to Cię pozbawię tego ustrojstwa – zagroziłam, mocniej ściskając przyrodzenie mojego pożal się Boże szefa.

Chociaż…ciężko mimo wszystko było mu nie odmówić racji: w końcu zdobyłam tę posadę właśnie w ten konkretny sposób…ale racji mu nigdy nie przyznałam.

Penis bardziej twardy już nie będzie, więc postanowiłam przejść do następnego aktu: penetracji. Minęła krótka chwila, nim moja miniówka podzieliła los biustonosza. W tym samym czasie mój zadziwiająco dobrze przygotowany kochanek, wyjął paczkę gumek z szuflady swojego biurka i założył prezerwatywę. Następnie bez większego pietyzmu, oparłam się swoimi dłońmi o biurko, wystawiając mój olbrzymi tyłek ku szefowi. Chwycił go oburącz i starał się nim bawić po cicho, zważając, że za ścianą toczy się rutynowy dzień pracy kilkudziesięciu pracowników: doskonale wiedziałam, że plotki o naszym układzie prędko wyjdą na jaw, lecz pozory były w życiu najważniejsze.

Były podstawą, bez której nie można by było niczego ugrać na tym padole łez…

Byłam zdziwiona faktem, że ta sytuacja nagle zaczęła mnie podniecać! Myślałam, że niechętnie dam temu kolesiowi co chcę i nie będę czerpać z tego żadnej przyjemności: co to, to nie! Utwierdziłam się w tym szokującym twierdzeniu, gdy poczułam, że przyrodzenie Grześka jednym, sprawnym ruchem, wypełniło mnie całą! Cicho westchnęłam, jeszcze mocniej chwytając się biurka. Za każdym razem, starał się wkładać całe przyrodzenie, co zresztą mu się udawało, sprawiając mi niemałą przyjemność. Cicho westchnęłam, przygryzając krwistoczerwone wargi.

- Kosmiczną masz tę dupę – oznajmił szef, który zaczynał pomału odzyskiwać pewność siebie.

Zamknęłam parę swoich oczu i ujrzałam przed sobą twarz chłopaka, z którym spędziłam moją pierwszą noc: było to w jego samochodzie, kilka kilometrów od domu, w którym melanżowaliśmy do białego rana. Tak jak teraz pod impetem penetracji, trzęsło się całe biurko, tak wtedy jego maluch rzępolił, błagając o litość, której nie otrzymał. Czułam, że żyję, że pokochałam seks i chłopak, z którym go uprawiałam, to musiał być ten jedyny!

Oj, jaka ja byłam naiwna…jaka naiwna i głupia…

Wypełnił mnie lodowaty dreszcz, który jednak prędko ustąpił miejsca rozkosznemu zaduchu: zaczęłam ciężko oddychać, czując, że w końcu mój szef pokazuję jakiejś pozytywne walory! Posuwał mnie konsekwentnie w miarę szybkim tempie, nie tracąc na sile każdego ruchu. Zaczęłam się powoli zachwycać naszym stosunkiem. gdy poczułam na swoich plecach lepką substancję…

- Ufff…masz tę robotę – wystękał facet, który narobił mi zbyt wielkich nadziei.

Nawet mu nic na to nie odpowiedziałam: zebrałam się w kilka minut, ogarnęłam się w drugie tyle, a jedynie na odchodne rzuciłam “do widzenia”, bo tak wypadało. Tak mnie mama uczyła, a ojciec już bacznie tego pilnował wiecznie odpiętym paskiem od swoich spodni, aby ta nauka nie poszła w las.

- Jakaś dzisiaj jestem wyjątkowo nostalgiczna… – powiedziałam do samej siebie, zjeżdżając windą ku wyjściu.


C.D.N

Ten tekst odnotował 11,010 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6.51/10 (20 głosy oddane)

Z tej samej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.